Hej, dziękuję, za komentarz Księżnicce Półkrwi podniósł mnie na duchu:) Ciesze się, że jednak ktoś czyta moje wypociny:)
Pozdrawiam Rogata:)
P.S. Ten rozdział jest dla Ciebie:)
Pozdrawiam Rogata:)
P.S. Ten rozdział jest dla Ciebie:)
☆☆☆
Biedny pierwszaczek- roześmiał się
Syriusz, widząc wystraszonego i zdezorientowanego malucha
uciekającego przed zbroją.
-Taa, w życiu się nie domyśli, że
trzeba podać jej rękę żeby dała mu spokój- przytaknął
okularnik. Huncwoci postanowili przygotować taki mały żarcik na
powitanie Hogwartu. Zaczarowane zbroje mają biegać po całym zamku
z zamiarem powitania wszystkich uczniów, nie zapominając oczywiście
o nauczycielach, symbolicznym podaniem dłoni.
-Potter, Lupin, Pettigrew i Black co to
za wygłupy!- Rozwścieczona nauczycielka od transmutacji właśnie
szła do wieży Gryfonów z zamiarem wlepienia powitalnego szlabanu
kwartetowi rozchichotanych Huncwotów. Traf chciał, że wyżej
wspomniani zmierzali do Wielkiej Sali na śniadanie czym
zaoszczędzili jej drogi.
-Pani profesor, czy my wyglądamy na
takich, co by robili jakieś kawały?- zapytał z powagą Syriusz.
Tak naprawdę rozpierała go od środka duma, że ten dowcip wymyślił
akurat on. Cała czwórka zrobiła skruszone minki, natomiast
McGonagall musiała dać za wygraną z powodu braku dowodów.
Ostatnimi czasy coraz lepiej wychodziły im psoty bez ewidentnego
wskazania na sprawcę. Odprowadzili wzrokiem wymachującą rękami
profesor, która odpędzała się do rycerskiej zbroi. Przed wrotami
Sali zobaczyli Dumbledora, który z zainteresowaniem przyglądał się
kolczudze, która stała przed nim z wyciągniętą dłonią. Kiedy
zobaczył Gryfonów, posłał mi uśmiech i wyminął pancerz, który
natychmiast za nim podążył.
-Siemka Evans, umówisz się ze mną?
-Spadaj Potter.
-Oj, nie bądź taka!
-Odwal się.
-No ale czemu nie chcesz? Nie podobały
Ci się moje listy? Przecież były romantyczne- zauważył. Lily
przewróciła oczami i zajęła się jedzeniem, nie odpowiadając na
pytania Rogacza. Przecież pisał w nich, że ma ładne nogi a nawet
oczy, zupełnie nie rozumiał, dlaczego ta ruda wiewióra nie chce
się z nim umówić. Co robił nie tak, że nie chciała dać mu
szansy na wypełnienie warunków zakładu? W jego głowie formował
się nowy, zapewne genialny, plan jak tu skruszyć lodowate serce
rudowłosej.
-Widzisz Łapo, kobiety takie są,
zimne i nieczułe.
Syriusz w odpowiedzi, poklepał
przyjaciela pocieszająco po plecach, gdyż miał usta pełne bekonu.
-Kogo nazywasz nieczułym? Nas?
Do ich uszu dotarł głos Sary, która
siedziała kilka miejsc dalej. Spojrzeli na nią, uśmiechała się
złośliwie a w jej oczach czaiły się ogniki zdenerwowania. Nie
wróżyło to nic dobrego ze względu na jej niedawną kłótnię z
Rogaczem.
-A Tobie o co chodzi?- spytał
zdziwiony Black, który w dalszym ciągu nie był świadomy co zaszło
pomiędzy Gryfonami po meczu.
-O co?! O co?! Ty śmiesz się pytać,
o co?!
-Saro uspokój się. Wyjdźmy.- James
złapał dziewczynę za ramię i wyszli na korytarz odprowadzeni
zaciekawionymi spojrzeniami uczniów z domu Godryka Gryffindora.
Kiedy tylko opuścili Wielką Salę wyrwała mu rękę i z bojową
miną czekała co powie.
-Czego ty ode mnie oczekujesz?- spytał
po chwili wahania.
Prychnęła. Zachowywał się jakby nic
się nie wydarzyło na peronie. W ogóle ją ignorował i cały czas
latał za Evans.
-Nie mam zamiaru bawić się w kotka i
myszkę, nie chcesz to nie mów- odparł i wyminął ją.
-Potter!
-Co?!- spytał zirytowany. Naprawdę
nie wiedział czego ta dziewczyna od niego oczekuje.
-Myślałam, że jesteśmy
przyjaciółmi- odparła siląc się na spokojny ton, nie chciała
kolejny raz kończyć rozmowy przez niedomówienia.
-Ja też, ale przyjaciele się nie
całują- warknął. Od rana był w wyśmienitym humorze, jednak ona
sprawiła, że zdenerwował się a cały nastrój wesołości
spowodowany udanym kawałem z niego wyparował. Najpierw jest na
niego zła i nie chce rozmawiać, teraz stara się być miła i
powołuje na przyjaźń, on sam już nie był w tym momencie pewien,
czy ta przyjaźń kiedykolwiek istniała, czy nie była tylko iluzją
stworzoną przez obojga. Nie rozumiał kobiet, nie wiedział co ma
powiedzieć, żeby jej nie zranić a jednocześnie chciał aby
sytuacja między nimi była jasna. Westchnął, poprawił okulary,
które zjechały mu na czubek nosa i potargał włosy. Popatrzył na
nią wyczekująco, jednak ona nie kwapiła się do dalszej rozmowy.
Westchnął ponownie. Jak zwykle, typowa kobieta, wszystko zwala na
barki faceta.
-Jesteś zła, bo Cie okłamałem.
Wiem. Przepraszam zachowałem się jak świnia.- Po jego słowach
nastała cisza. Wziął wdech i kontynuował- Czy jest coś jeszcze?
-Olewasz mnie.
-Kiedy?
-Teraz!
-Przecież to ja się produkuje, ty
nawet słowa nie raczysz powiedzieć! Przeprosiłem Cię! Co mam
jeszcze zrobić?!
-Odkąd wróciłeś do Hogwartu mnie
olewasz- sprostowała.
-Merlinie, daj mi siłę- jęknął i
przeczesał włosy ręką. - Do szkoły wróciłem wczoraj wieczorem,
przespałem się i przyszedłem na śniadanie! Kiedy miałem się z
Tobą zobaczyć?!
-Z Evans miałeś czas się zobaczyć-
burknęła i z obrażoną miną założyła ręce na piersi.
-Jesteś zazdrosna o wiewiórę?-
spytał, choć jej wymowne milczenie mówiło samo za siebie.
Uśmiechnął się do niej, a więc o to chodziło. Jak te kobiety
komplikowały sprawę, mogła od razu powiedzieć o co chodzi. Facet
jest dużo prostszy w obsłudze. Jak mówi, że jest smutny to jest
smutny, jak jest zazdrosny to mówi wprost, że jest zazdrosny. A nie
bawi się w jakieś podchody. Domyśl się a potem przeproś za to co
zrobiłeś! A jak nic nie zrobiłeś, to i tak przeproś, bo na pewno
zaraz coś schrzanisz! Merlinie, kto wymyślił logikę bab?
-Więc jesteś zazdrosna- zaczął ale
mu przerwała ostro protestując.
-Wcale nie!
-To w takim razie czemu się czepiasz,
że rozmawiam z Evans?
-Bo myślałam, że ten pocałunek
znaczył dla Ciebie tyle samo co dla mnie!- krzyknęła i natychmiast
zakryła dłonią usta. Wiedziała, że powiedziała za wiele, nie
powinna w takim stanie prowadzić z nim dyskusji na temat zazdrości.
Powinna poprosić o rozmowę kiedy była spokojna i wyluzowana, może
po treningu, wtedy oboje zawsze mieli dobre humory. Przez swoją
głupotę wykrzyczała co do niego czuje od dawna.
-W takim razie myślę, że swoje
kontakty powinniśmy ograniczyć tylko do tych koniecznych- odparł i
spuścił wzrok. Było mu głupio, że od razu nie pojął intencji
Rue, zawsze była jego dobrą koleżanką, mogli o wszystkim pogadać,
taką kumpelą z boiska, nie wierzył, że i ona złapie się na jego
urok. Choć ten pocałunek mógł wyjaśniać czego tak naprawdę od
niego oczekiwała, a czego był pewien, że nie może jej dać, to
podświadomie starał nie dopuszczać do siebie tej myśli. Wolał
wierzyć, że był to tylko impuls spowodowany jej podłym humorem.
-Dlaczego?- szepnęła a po jej
policzku zaczęły płynąć gorzkie łzy.
-Bo teraz wiem czego chcesz.
-Akurat. Jestem młoda, nie wiem czego
chce!- Ze wszystkich sił starała się go zatrzymać, pokazać, że
jej słowa były nieważne, że tak naprawdę to był głupi żart.
Chciała żeby było jak dawniej. Mogła być dla niego kimkolwiek
zechce, aby tylko zostało tak jak było. Nie wyobrażała sobie nie
móc podejść do niego, zagadać, zażartować, po prostu być. Czy
takie głupie zachowanie musi zawsze towarzyszyć nastolatkom? Czy
zawsze myślą dopiero po tym jak coś zrobią? Jej rozmyślania
przerwał jego stanowczy głos.
-Za to ja wiem.
-A czego może chcieć wielki Pan James
Potter?- zakpiła.
-Jedyne czego teraz chce, to randka z
Lily Evans- odparł. Odwrócił się na pięcie i odszedł
zostawiając ją samą.
Te słowa były jak sztylet wbity
prosto w serce dziewczyny, wolał rozwrzeszczanego rudzielca od niej.
Sara rozpłakała się na dobre, pobiegła na oślep. Nogi same
zaniosły ją do sowiarni. Uspokoiła się dopiero po jakimś czasie.
Na policzkach powstały dwie czarne smugi z rozmazanego tuszu do
rzęs. Spoglądała mokrymi od łez oczami na spowite mgłą błonia,
machinalnie głaskała swoją Puchatkę. Nigdy nie czuła się tak
źle, nawet gdy nie była doceniana w drużynie. Pierwsze miłości
zawsze są trudne, nikt jej nie obiecywał, że James Potter
odwzajemni jej uczucia i będą razem. Choć w głębi serca
wierzyła, że tak się właśnie stanie. Czyż nie tak kończyły
się wszystkie komedie romantyczne? Oboje uwielbiali Quidditcha,
dobrze się im rozmawiało, czego potrzeba więcej do stworzenia
związku? Miłości. Podszepnął złośliwy głosik w jej
głowie. Prychnęła, nie wierzyła, że szukający nagle pokochał
Rudą. Szczerze się nie znosili przez te lata, więc co spowodowało,
że spojrzał na nią jak na dziewczynę? Blondynka w myślach
przywołała wizerunek Pani Prefekt, według jej oceny nie była
przesadnie ładna, siebie uważała za zdecydowanie ładniejszą,
bardziej wysportowaną, zgrabniejszą. Więc czemu ona? Tego nie
potrafiła rozgryźć ale jednego była pewna, w tym dniu Lily Evans
nieświadomie zyskała wroga.
★★★
Była środa, a właściwie już jej
koniec, gdyż zegarki wskazywały godzinę dwudziestą pierwszą.
Większość uczniów spędzała wieczór w pokojach wspólnych na
odrabianiu prac domowych lub rozmowach czy zabawach z przyjaciółmi.
Grupa piątoklasistów siedziała w wieży astronomicznej. Było ich
dość dużo ze względu na to, że astronomia była przedmiotem
obowiązkowym i wszystkie cztery domu uczęszczały na niego w tym
samym czasie. James poprzysiągł sobie, że postara się jak
najgorzej napisać SUM`a abym nie musieć chodzić więcej na ten
przedmiot. Profesor opowiadał ożywionym i pełnym ekscytacji głosem
o nowo powstałej konstelacji, jednak Jamesa ten fakt zupełnie nie
obchodził, tak jak i Syriusza, który spał na podręczniku. Jego
rozmyślania powędrowały w stronę niedawnej rozmowy z Sarą, teraz
wydawało mu się, że postąpił wobec niej niesprawiedliwie i zbyt
pochopnie oraz, że nie powinien z nią zrywać kontaktu, jednak
kiedy chciał to naprawić ona udawała, że go nie zauważa. Jednak
widział jak mu się przygląda i speszona odwraca wzrok kiedy ich
spojrzenia się spotykają.
-To może Pan Potter- Usłyszał głos,
który wyrwał go z rozmyślań.
-Tak?- spytał starając się sprawiać
wrażenie osoby, która orientuje się w temacie zajęć.
-Spytałam jaka jest to gwiazda-
wyjaśniła nauczycielka i pokazała na maleńką plamkę na mapie
gwiazdozbioru.
-Yyy to jest... ten, no... yyy ta, może
Syriusz- zaczął szarpać przyjaciela za rękaw szaty aby ten się
obudził i wybawił go od karnego eseju.
-Doskonale! Dziesięć punktów.
Syriusz zwana również Psią Gwiazdą- zaczęła dyktować formułkę
profesor nazywana przez uczniów Asteroidą. Lily posłała mu pełne
aprobaty spojrzenie i zaczęła notować, również Remus wydawał
się być zaskoczony ale zadowolony, że pierwszy raz zdobył, a nie
stracił, punkty.
-No co?
-Już nic Łapo, śpij dalej.
Black wzruszył ramionami i podłożył
sobie pod głowę również podręcznik Pottera, po chwili ponownie
cicho pochrapywał. Rogacz nie dał jednak po sobie poznać, że
trafem udało mu się odpowiedzieć na pytanie i siedział dumy z
siebie, jego geniusz znów ujawnił się w najmniej oczekiwanym ale
jakże odpowiednim momencie. To utwierdziło go w przekonaniu, że do
testów nie musi się uczyć. Zaczął bazgrać po pergaminie. Jego
wzrok mimowolnie powędrował do rudowłosej, zawzięcie notowała
każde słowo profesorki. Jej gęste, miedziane włosy opadały
falami zasłaniając twarz, był jednak całkowicie przekonany, że
przedstawia ona najwyższy poziom skupienia. Była ładna ale dopiero
niedawno to zauważył, a w tej zielonej sukience, w której
przyjechała do zamku jej nogi prezentowały się nad wyraz dobrze,
smukłe, nie zbyt długie, gdyż była niską osobą, jednak bardzo
atrakcyjne. Spojrzał na zegarek, który wskazywał dokładnie koniec
zajęć, obudził Syriusza i razem z nim opuścił wieżę
astronomiczną. Po drodze minęła ich Lily, niewiele myśląc James
wyruszył za nią, a Blackowi nie pozostało nic innego jak pójść
za przyjacielem.
-Hej, Evans.- Objął ramieniem
Rudowłosą i uśmiechnął się szarmancko. Lily zmierzyła go
surowym spojrzeniem zielonych oczu i strząchnęła jego rękę.
Brunet niczym nie zrażony ponownie otoczył ją ramieniem, nic sobie
nie robiąc z narastającej frustracji dziewczyny.
-Życzysz coś sobie?- spytała, gdy
jego ręka została kolejny raz zrzucona.
-Tak sobie pomyślałem
Lily na te słowa zachichotała. Posłał
jej pytające spojrzenie.
-Nie wiedziałam, że myślisz-
wyjaśniła. Potter zrobił minę obrażonego dziecka a Syriusz,
który przysłuchiwał się rozmowie parsknął śmiechem, James
zdzielił go po głowie podręcznikiem do astronomii.
-Bardzo zabawne. W każdym bądź razie
pomyślałem, że może byś się ze mną umówiła w ramach nagrody
za zdobycie punktów.- Lily zmierzyła go niedowierzającym
spojrzeniem.
-Zdobyłeś je dla domu, nie dla mnie-
odparła.
-Dla domu, w którym jesteś.
-To umów się z inną dziewczyną, na
pewno znajdziesz jakaś z wadą wzroku.
-Ale ja jednakowoż wolałbym z Tobą.
Zaraz, zaraz dlaczego z wadą wzroku?
-Żeby nie widziała i nie wystraszyła
się Twojego przerośniętego ego.
-Phy. Nie mam przerośniętego ego,
prawda Łapo?- Jednak nie doczekał się odpowiedzi, szturchnął
Blacka w żebra.
-Tak, tak- przytaknął poszkodowany
Gryfon i odsunął się na bezpieczną odległość od Jamesa.
-To rozumiem, że się zgadzasz-
spytał.
-Odczep się Potter.
-Jak się ze mną umówisz!- Lily
przystanęła i zmierzyła Jamesa podejrzliwym spojrzeniem.
-Serio?
-Nie!
-Potter! Kłamco! Chciałeś, mnie
podejść!?
-Troszeczkę- przyznał.
Warknęła i ruszyła ponownie.
-To jak?
-Odwal się.
-Czemu się nie chcesz ze mną umówić?
-Bo Cię nie lubię.
-To bardzo dobrze!- wykrzyknął.
Spojrzała na niego jak na wariata.- Jeśli mnie nie lubisz to na
pewno po randce się we mnie zakochasz- wyjaśnił.
-Potter zejdź na ziemię, ja nigdy się
w Tobie nie zakocham.
-Nigdy nie mów nigdy. To co? Widzimy
się jutro o 19 na błoniach? Możesz założyć tę sukienkę, w
której przyjechałaś, miałaś w niej takie sexy nogi- wyszczerzył
się. Evans zarumieniła się słysząc, uwagę Pottera.
-Nie! Nie umówię się z Tobą, nie
lubię Cię, nie polubię, nie zakocham się w Tobie i nie założę
nigdy w życiu na randkę z Tobą mojej ulubionej zielonej sukienki!-
wykrzyczała i spojrzała wściekłym wzrokiem na brązowookiego,
nikt nie potrafił doprowadzić jej do takiej złości w tak krótkim
czasie. Szlak trafił jej postanowienie opanowania i ignorowania tego
kretyna. James jakby nie słysząc słów Lily złapał ją w pół i
przycisnął do ściany. Ruda w panice rozejrzała się po korytarzu,
jednak byli sami w miejscu, które widziała po raz pierwszy. Musiało
to być jedno z pięter na którym nie mieli zajęć. Zdenerwowała
się jeszcze bardziej, wiedząc że dała się mu podejść jak mała
dziewczynka.
-I co teraz?- spytał szeptem
przybliżając się do niej.