niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 33: "Podsłuchana rozmowa"

Witajcie!
Mam lekkie opóźnienie, ale zgodnie z obietnicą jest nowy rozdział. Zadowolona nie jestem, jednak na więcej poprawek i zmian nie mam już pomysłów.
Czytajcie!
☆☆☆
Siedziała zamyślona na swoim łóżku i ssała końcówkę cukrowego pióra. Na kolanach leżała książka, której nawet nie otworzyła. Zastanawiała się jak rozegrać rozmowę z Dumbledore`m. Jej rozmyślania przerwała poduszka, która z impetem uderzyła ją w twarz. Rozejrzała się zdezorientowana, zobaczyła rechoczącą Alicję. Uśmiechnęła się i odrzuciła z całej sił przedmiot w przyjaciółkę.
Wzięłybyście się do nauki zrugała je Lily, wychodząc z łazienki.
Nie marudź. Przecież się uczymy. Albertini przewróciła oczami.
Właśnie widzę burknęła. Kiedy ostatnio odrobiłaś jakąś pracę domową?
W środę.
Wczoraj to byłaś na szlabanie.
To w zeszłą środę. Wzruszyła ramionami.
Wtedy, to biegałaś po boisku, podczas treningu z transparentem i zbierałaś chętne do drużyny cheerleaderek.
Ros zamyśliła się, czy naprawdę odrabiała lekcję trzy tygodnie temu? Nagle oczy jej się zaświeciły i spojrzała proszącym wzrokiem na Lily.
À propos...
Zapomnij. Nie będę robić z siebie idiotki na oczach całej szkoły.
A może ty? zwróciła się do Alicji.
Bones pokręciła w odpowiedzi głową. Albertini westchnęła. Nikt jej nie rozumiał. Może poszuka dziewcząt wśród hogwarckiej społeczności.
★★★
Założył okulary na nos i rozejrzał się po śpiących kumplach. Bezszelestnie wstał, naciągał spodnie oraz bluzę, a spod poduszki wyciągnął pelerynę niewidkę. Przemknął przez Pokój Wspólny, zaczarował schody i po cichu skierował się do dormitorium Lily. Nacisnął klamkę i pchnął drzwi, które zaskrzypiały, zamarł na chwilę, ale widząc, że nie obudził żadnej z dziewczyn, wszedł do pokoju. Podszedł do łóżka Evans, spała z rozrzuconymi rudymi włosami po całej poduszce. Prawą rękę podłożył sobie pod głowę, a lewa ściskała kołdrę, która ją okrywała. Przyjrzał się jej uważnie, tak naprawdę nie była niesamowicie piękna, nie miała idealnej figury, była najniższa ze swoich przyjaciółek, jej cerę przyozdabiały piegi. Łapa zawsze mu tłumaczył, że może mieć ładniejsze, ale on nie zwracał uwagi na paplaninę przyjaciela. Dla niego była najładniejsza, najpiękniejsza na świecie, idealna w każdym calu. Kiedy był mały, zawsze krzywił się, gdy w jego obecności, ojciec przytulał i całował matkę. Słyszał wtedy, że gdy podrośnie i znajdzie odpowiednią kobietę zrozumie. Teraz rozumiał doskonale.
Kolejna noc mijała mu na wpatrywaniu się w twarz ukochanej.
Przebudziła się z przeczuciem, że ktoś niepożądany jest w pokoju. Przetarła zaspane oczy i rozejrzała się, nic nie wzbudzało jednak niepokoju.
Dziewczyny szepnęła, lecz odpowiedziała jej cisza i oddechy spokojnie śpiących przyjaciółek.
Wstała i podeszła do komody, na której stał dzbanek z wodą, napełniła szklankę i pijąc, dalej rozglądała się po pomieszczeniu. Jej wzrok prześlizgiwał się, po sylwetce skrytego pod peleryną Pottera. Weszła do łazienki, ale i tam było wszystko na swoim miejscu, popijając wodę podeszłą do okna, oparła się o parapet i wyjrzała.
Nie spuszczał z niej oczu, zauważył, że każda jej piżama składa się z obcisłych, króciutkich spodenek i dopasowanej koszulki na ramiączka. Pożerał ją bezkarnie wzrokiem, kiedy podeszła do swojego łóżka i schyliła się po coś, zaschło mu w ustach. Odkrył niedawno, że jego ciało inaczej niż wcześniej reaguje na jej widok. Po chwili schowała się pod kołdrą, a jemu wróciło rozsądne myślenie. Ułożyła się, a on wpatrywał się w Lily i wyczekiwał. Kiedy upewnił się, że zasnęła, wstał z zamiarem wyjścia, jednak coś go tknęło. Ściągnął pelerynę, nachylił się i zapragnął ją pocałować, kiedy cal dzielił Jamesa od twarzy dziewczyny, ta niespodziewanie otworzyła oczy i zaczęła krzyczeć.
POTTER! Ty zboczeńcu! Ty erotomanie!
Niepodziewający się obudzenia Evans, chłopak potknął się i zaplątując w kołdrę, upadł na podłodze. Lily stała nad nim i wykrzykiwała wyzwiska, a zdezorientowane dziewczyny próbowały wywnioskować, co się stało.
Dorcas wezwij McGonagall zarządziła Evans.
Daj spokój, już sobie idę.
Nie! Nie wiadomo jak długo tu byłeś! A może... Lily zająknęła się i przyłożyła dłoń do ust, uświadamiając coś sobie. Patrzyłeś, jak się kąpałam!
Przez myśl Pottera przemknęło, że jednak mógł ten wieczór spożytkować lepiej.
Przyszedłem jak spałaś!
Udowodnij!
Jak?!
Lily wzruszyła ramionami i opadła załamana na łóżko, nawet we własnym dormitorium nie mogła być spokojna. Łzy zaczęły zbierać się w jej oczach.
Liluś naprawdę, przychodzę tylko popatrzeć, jak śpisz przyznał ze skruchą w głosie.
Zmierzyła go podejrzliwym spojrzeniem.
Przysięgam na gacie Merlina! Słowo skauta!
Którym nigdy nie byłeś prychnęła WYNOCHA!
Ale...
Wynoś się!
Lepiej idź, Jim Rosario popchnęła go do wyjścia, a nogą szurnęła pod swoje łóżko pelerynę.
Zabiję Remusa jęknęła Evans i Pottera.
Jutro pójdziemy do McGonagall, Dumbledore na pewno zmieni zabezpieczenia Dorcas uśmiechnęła się pokrzepiająco do Lily.
Ta jej tylko przytaknęła ze zbolałą miną.
Musisz przyznać, że to było słodkie zaczęła Alicja.
Bones, bo będziesz następna po Lupinie i Potterze warknęła Ruda.
★★★
Słońce ogrzewało hogwarckie błonia oraz przyległe do niego tereny. Wiosnę czuć i widać było wszędzie: na drzewach, łąkach, jeziorze, a zwłaszcza wśród uczniów. Aby połączyć przyjemne z pożytecznym, większość zaopatrywała się w książki i wychodziła z zimnych murów zamku na dwór, aby nacieszyć się ciepłem. Choć nauki mieli multum, warto było oderwać się, choć na chwilę i obejrzeć ostatni, decydujący mecz. W tym sezonie prym w tabeli wiedli Gryfoni i Krukoni. Obie drużyny zacięcie trenowały, aby to im przypadł zaszczyt dzierżenia pucharu przez następny sezon. Zdobyć tę nagrodę było nie lada wyzwaniem, a gdy się udało, przybywało również punktów pozwalających, przybliżyć się do otrzymania Pucharu Domów, zdobycie jednego oraz drugiego, w jednym roku nadawało ogromnego prestiżu. Każdy z graczy chciał przyczynić się do zwycięstwa, pomóc drużynie, jednak to tym, którzy mieli szansę ostatni raz zagrać w reprezentacji, zależało najbardziej, aby na trofeum obok nazwy domu i roku było wygrawerowane jego nazwisko.
John Abbot spojrzał na Gryfona, wiedział, co przeżywa jego rywal. Obydwaj w tym roku kończyli Hogwart, zarówno jeden, jak i drugi liczył, że uda mu się poprowadzić drużynę do zwycięstwa. Nigel czując, że jest obserwowany, odwrócił się i spojrzał w oczy Abotta. Uśmiechnął się blado i podniósł pucharek z sokiem dyniowym, wznosząc toast, Krukon odwzajemnił gest. Prywatnie nie żywili do siebie niechęci.
Adrenalina rozsadzała im żyły, nie mogli doczekać się, kiedy wsiądą na miotły i poczują wiatr we włosach. Pojawieniu się graczy na boisku towarzyszył gwar, brawa i piski żeńskiej części kibiców. Lily spojrzała krytycznym wzrokiem na Syriusza i Petera, którzy z dumą, a nawet czcią trzymali transparent z napisem: „Kiedy Gryfoni na miotły wsiadają, Krukonom ze strachu gacie spadają!”. Dom Ravenclawu nie był dłużny, można było dostrzec powiewające bannery o haśle: „Krukoni, Krukoni, żaden Gryfon ich nie dogoni!”. Mecz był wyjątkiem, gdyż prywatnie te dwa domy nie żywiły do siebie niechęci,
Część Puchonów opowiadała się za Gryffindorem, a reszta kibicowała Krukonom, jednak dla każdego, kto przyszedł na mecz, liczyło się widowisko, a nie wygrany. Co innego, gdy chodziło o podopiecznych domu Węża, oni dzierżyli w rękach niebiesko-brązowe proporczyki oraz wykrzykiwali obelgi pod adresem Gryfonów. Powszechnie było wiadomo, że prywatnie żywią do siebie niechęć.
Piłki zostały uwolnione, rozległ się gwizdek i piętnaście osób poderwało się w górę. Obrońcy zajęli miejsca obok pętli, ścigający przyjęli ustalone szyki, pałkarze już latali i bronili swoich zawodników przed tłuczkami, a szukający zaczęli wypatrywać tego, co najcenniejsze złotego znicza.
Mecz rozpoczęto.
Po pół godziny gry wciąż nie został wyłoniony zwycięzca. Gracze walczyli zaciekle, a wynik był wyrównany, gdyż Gryffindor prowadził zaledwie dwudziestoma punktami. Zapał kibiców nieco ostygł i tylko nieliczni krzyczeli oraz zagrzewali swoich kolegów do walki. Lily siedziała znudzona, zastanawiając, jakie ma szanse na przeciśnięcie się między tłumem uczniów, aby udać się do dormitorium. Rosario zupełnie odwrotnie do Evans kręciła się na siedzeniu, przy każdym, nawet najdrobniejszym, cieniu szansy na zwycięstwo. Jej lewy warkocz mienił się złotem, a prawy był w iście szkarłatnym kolorze, oba podskakiwały wraz z właścicielką i często trafiały zirytowanego Syriusza w twarz. Black już miał wygłosić długi, męczący monolog, w którym to pragnął zaznaczyć swoje zbulwersowanie na zachowanie Albertini, gdy jego uwagę przykuł krzyk komentatorki. Odwrócił wzrok i spostrzegł swojego najlepszego przyjaciela wraz z szukającą Ravenclawu, ścigających się do małej złotej piłeczki, rozpaczliwie próbującej im uciec.
Dawaj James! wykrzyknął, a warkocze Ros zupełnie przestały mu przeszkadzać.
Lily obserwowała rozgrywające się sceny z mniejszym zainteresowaniem i zaangażowaniem niż jej przyjaciele, choć musiała przyznać, że Quidditch, z każdym meczem coraz bardziej jej się podobał. Może komuś wydać się to dziwne, ale pierwszy mecz obejrzała, gdy zwolniła Pottera ze szlabanu, wszystkie poprzednie spędzała z Severusem w ich ulubionej klasie na warzeniu lub czytaniu książek i poradników o eliksirach. Zauważyła, iż ostatnimi czasy oddalają się od siebie, mają coraz mniej wspólnych tematów, rzadziej się widują, a co gorsza Snape zaczął zadawać się z podejrzanymi typami. Odpędziła nieprzyjemnie myśli i przeniosła wzrok z podskakującej Rosario na Jamesa.
„Jeszcze troszeczkę, jeszcze stópka! Jeszcze jeden, mały pieprzony cal i złapie tego przeklętego znicza!” Te i tym podobne myśli krążyły po głowie szukającego Gryfonów. Był już blisko, jednak zdobycz znów mu umknęła, jedynym pocieszeniem było to, że Krukonce też zginął z oczu. Zatrzymał miotłę i rozejrzał się po boisku, a potem bezwiednie zaczął przeszukiwać trybuny w poszukiwaniu rudej czupryny. Wrzask Sary koło ucha przywrócił go do rzeczywistości, spojrzał za ścigającą zdobywającą kolejny punkty. Kafel przeleciał przez najwyższą obręcz przeciwników, a publiczność zawyła z uciechy. Widząc błysk koło Abotta poderwał Zmiatacza do lotu i pomknął, najszybciej jak potrafił za swoim celem. Zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki, musiał tylko po nie sięgnąć.
★★★
Wygrana była największym zaskoczeniem dla samego Gryffindoru, gdyż Potter po tym, jak pognał za złotym zniczem, zaplątał się w swoją własną pelerynę, jakież było jego zdumienie, gdy odnalazł małą, trzepoczącą piłeczkę w swoim rękawie. Zdziwiony dla szczęśliwy szukający zarządził imprezę, którą poparł cały dom.
Jeszcze po kropelce! Jeszcze po kropelce! Bo dzierżymy puchar w ręce! Syriusz śpiewał do pustej butelki whiskey, Peter założył się z Dorothy, kto zje więcej muffinek, a James zbierał zakłady, które pierwsze puści pawia. Żadnemu z imprezowiczów nie przeszkadzał w zabawie fakt, że następnego dnia jest poniedziałek, a zwłaszcza Łapie i Rogaczowi, zaczynającymi ten dzień transmutacją.
★★★
Minerwa McGonagall mierzyła nieprzychylnym wzrokiem swoich wychowanków. Jej podopieczni nie wykazywali żadnej aktywności na zajęciach, miała wrażenie, że tylko nieliczni w ogóle wiedzą gdzie się znajdują. Przeniosła spojrzenie z notującej Meadowes na usypiającego Blacka. Cicho, niczym kocica, w którą się przemieniała, podeszła do ławki, w której siedzieli dwaj Huncwoci. Chrząknęła, czym zwróciła uwagę dwójki rozrabiaków. Ujrzała jak Potterowi oczy, mimo wielkiego wysiłku, same się zamykają, natomiast Blacka były przekrwawione, a sińce pod oczami wskazywały, że tej nocy nie zmrużył oka. W myślach najpierw zganiła samą siebie, że nie poszła sprawdzić, jak jej dom świętuje wygraną. Potem zabrała się za chłopców.
Black! Dlaczego masz przekrwawione oczy?! Piłeś?! krzyknęła.
Ależ skąd pani profesor! bronił się zachrypniętym głosem, który wcale nie poprawiał jego sytuacji.
Więc?
Syriusz wytężył ostatki umysłu, które pozostały niezamglone przez kaca i wypalił:
Pani profesor płakałem przez cały weekend, bo brakowało mi pani lekcji!
Klasa parsknęła, nikt będąc w tak opłakanej sytuacji, nie wymyśliłby tak niedorzecznego wytłumaczenia. Kąciki ust Minerwy na ułamek sekundy podniosły się w uśmiechu, co nauczycielka szybko zatuszowała ironicznym wyrazem twarzy.
W takim razie dodatkowy esej na dwie stopy o przemianie lampy w biurko.
Łapa jęknął, za co dostał kuksańca w bok od śpiącego Jamesa.
Panu Potterowi też nie zaszkodzi dodała po chwili głośniej jadowitym tonem.
Rogacz przetarł zaspane oczy, rozejrzał się i dostrzegł odchodzącą McGonagall.
Ominęło mnie coś?
Zrezygnowany Syriusz pacnął się w czoło, a James jakby nigdy nic, posyłał w powietrzu buziaki w stronę Evans.
★★★
Dziękował Merlinowi za skończone zajęcia, jedyne, o czym marzył to łóżko. A przed nimi była jeszcze pełnia, liczył więc, że uda mu się odrobinę zdrzemnąć, zanim pójdą do Wrzeszczącej Chaty.
Remus reagujesz na nas coraz lepiej, nie jesteśmy już tak poobijani, jak za pierwszym razem.
James, powiedziałem nie.
No, ale co ci szkodzi.
Nie będę narażać was ani nikogo innego. A jak Hagrid będzie w lesie, to co wtedy?
Potter przewrócił oczami. Peter pozostał biernym słuchaczem, choć w duszy przytakiwał Lupinowi, a Syriusz nie miał siły, ani ochoty, użerać się z upartym Lunatykiem. Rozglądając się, spostrzegł cień, który przemykał za nimi.
Zapomniałem podręcznika, idźcie, dogonię was.
Przyjaciele przytaknęli, przez chwilę obserwował oddalającą się grupkę, a potem szybko się odwrócił, ruszył za skrawkiem czarnej peleryny niknącej za winklem.
★★★
Gdy był pewny, że go nie dogoni, zwolnił kroku. Odprężył się, jednak nie był usatysfakcjonowany, znów nie dowiedział się, co to za tajemnicę skrywał Lupin.
Nieładnie jest podsłuchiwać.
Drgnął na dźwięk znienawidzonego głosu.
O czym ty bredzisz, Black?
Ne udawaj niewiniątka Smarkerusie, widziałem, jak nas śledziłeś.
Prychnął.
Jeśli chcesz się dowiedzieć, przyjdź wieczorem pod Bijącą Wierzbę, trzeba dźgnąć jej pień, żeby stała się nieszkodliwa. Widząc jawne zainteresowanie w oczach Ślizgona kontynuował. Bystry jesteś, dasz sobie radę.
Odszedł zadowolony z siebie, zostawiając osłupiałego Snapa. Może ten dzień nie będzie, aż taki beznadziejny?
☆☆☆

I jak?

środa, 4 marca 2015

Rozdział 32: "Stworzyliście potwora." oraz TO JUŻ ROK!

Nie zapomniałam:)
☆☆☆
Weszły do dużego pomieszczenia i rozejrzały się z ciekawością, wyglądem przypominało mugolskie centrum handlowe, w którym były kiedyś. Huncwoci z zainteresowaniem podziwiali samo otwierające się drzwi, podchodzili, a one się rozsuwały, aby po chwili zacząć się zamykać. Remus podszedł bliżej i zaczął macać aluminiową obudowę z kujonowatym wyrazem twarzy. Syriusz wskakiwał między drzwi, aby w ostatniej chwili uciekać, miał wiele radochy z takiej zabawy, odwrócił wzrok na Jamesa, który przyglądał się dużej lalce, ładnie ubranej. Wrzask Blacka rozniósł się po całej hali, cała siódemka odwróciła się i z politowaniem przyglądała, jak Syriusz rozmasowuje tyłek, który przycięły mu drzwi.
    Jaka cudna! zauważyła Rosario i podbiegła do sukienki z ekspozycji.
    Daruj sobie, nie mamy czasu na pierdoły. De mówił, że to gdzieś tutaj.
    Pierwsze stoisko na lewo podpowiedział Peter.
Weszli po cichu. Przy biurku siedziała wiśniowo włosa dziewczyna, zaabsorbowana dziwnym, małym, mugolskim urządzeniem. Jej palce szybko śmigały po literkach.
    To chyba nie tu, szukamy blondynki zauważył James.
    Przecież się przefarbowała odparła Lily.
    Po co? zapytał zdziwiony.
Evans wzruszyła ramionami.
    To baba, kto je tam zrozumie wytłumaczył, jak zawsze uczynny, Syriusz.
Na te słowa cała czwórka dziewcząt prychnęła.
    Chodźmy bliżej.
Podeszli i zajrzeli jej przez ramię.
    Co?! Krzyk Alicji prawie dorównał temu Blacka sprzed chwili.
    A co wy ty robicie?! spytałam zdziwiona, widząc całą ósemkę.
    Czyli jednak to Rogata! Ucieszyła się Rosario.
    Patrzymy jak ci idzie nowy rozdział, musieliśmy się AŻ tu pofatygować wytłumaczył z pretensją w głosie Syriusz.
    Jak mogłaś mi to zrobić?! Alicja dramatyzowała.
Westchnęłam z rezygnacją, ale po chwili się uśmiechnęłam.
    Mogę to przymierzyć?
Usłyszałam głos Rosario, który dochodził gdzieś z trzeciego rzędu wieszaków, jednak nie zdążyłam odpowiedzieć, bo Ros dodała:
I to, i to, i to!
Po chwili Albertini wyszła z naręczem rzeczy, który prawie w całości ją zasłaniały.
Nie krępuj się odparłam.
Pisnęła i pobiegła do przymierzalni.
    Bones nie dramatyzuj. Black odepchnął od laptopa mamroczącą pod nosem przekleństwa Alicję. CO?!
    Nie dramatyzuj, Black. Przedrzeźniałam go.
    Patrz Rogaczu jak dostać się do dormitoriów dziewczyn!
    Nie mogłaś tego dodać kilkanaście rozdziałów wcześniej? zawołał z wyrzutem okularnik.
Straszne. Nie możesz nam tego zrobić! Przecież wtedy ja się od niego nie opędzę! zaczęła histeryzować Lily i biegać w kółko po sklepie.
    Przecież tych chcesz, żebym cię odwiedzał, do dziś mam w pamięci twoją piżamkę.
    Widzisz! To wszystko twoja wina! Twoja i twojej chorej wyobraźni! Przez ciebie ten pacan oglądał mnie nago!
„OOOOOOOOOOOOOO” rozniosły się po całym pomieszczeniu głosy pozostałych.
Hola, hola! Chwileczkę, kiedy jak oglądałem Evans nago?! Nie pamiętam tego! zbulwersował się James i spojrzał na mnie z wyczekiwaniem oraz wyrzutem.
Nie przypominam sobie takiej sytuacji odparłam śmiertelnie poważnie i spojrzałam na Rudą, a po mnie reszta.
Chodzi mi o tę sytuację w wannie.
Oj, Evans zaczął James tym swoim uroczym głosem wtedy w łazience na pewno nie byłaś goła, uwierz mi, zapamiętałbym. Podszedł do Lily, nachylił się i zaczął bawić się kosmkiem jej włosów. Jednak nie miałbym nic przeciwko, aby pojawiła się scenka, w której jesteś naga. dokończył i pochylił się nad dziewczyna.
Rogata!
Wpatrywałam się w nich. Lubiłam tę dwójkę w romantycznych sytuacjach. Jednak Evans była odmiennego zdania.
Rogata! Coraz bardziej paniczny głos Rudej przywołał mnie do porządku.
James, odpuść jej.
Się robi szefowo zasalutował dopadnę cię w jakimś składziku na miotły szepnął jej jeszcze na ucho.
Rogata!
Przecież tak napisała. Zaprotestował i wskazał na mnie z głupim uśmiechem.
Evans podbiegła do laptopa i zaczęła czytać.
  • Macie tu jakiś barek? Czy coś?
    Usłyszałam pytanie Petera.
Tam po lewej. Weź na mój koszt.
Dzięki, chcecie coś?
Zaprzeczyliśmy, a zadowolony Pettigrew wyszedł w poszukiwaniu słodyczy.
    Jak wyglądam?
Rosario wyszła w obcisłej, dopasowanej sukience, która eksponowała jej biust, a długość nóg podkreślała, a nawet optycznie wydłużała.
Brałbym.
Jesteś obleśny, Łapo odparła zniesmaczona i skryła się za kotarą.
To, co tu robisz, mała? Skierował swoje pytanie do mnie.
Pracuję, a w wolnych chwilach wymyślam rozdziały.
Fascynujące odparł i już zauważyłam, że stracił mną zainteresowanie i się nudzi. Ala! Jak tam twój siostrzeniec?
Odwal się, Black.
Zarechotał złośliwie.
    A może już wrócicie do mojej wyobraźni? zasugerowałam.
    Dobry pomysł. Poparł mnie Remus.
    Nie ma mowy! Mierzę!
    Usłyszeliśmy głos Rosario z przymierzalni.
    Oszust, tu nic takiego nie ma! Lily zaatakowała szczerzącego się Jamesa.
    Co was tu sprowadza, moi mili? spytałam, chcąc odwrócić ich uwagę od dogryzania sobie, tudzież próby uszkodzenia Pottera.
    Mamy rok! zapiszczała Rosario, wychodząc już w swoich ciuchach.
    Rok?
    Opowiadanie ma rok wytłumaczył Remus.
    Dziwne, skrzaty nie dają jedzenia tylko ludzie i trzeba brać to, co jest, a nie to, co się chce marudził Peter, który przywędrował z talerzykiem łakoci.
    Mugole podsumował Syriusz, jakby ta nazwa mówiła wszystko.
    Ej! Ja jestem mugolką!
    Nie dramatyzuj, Rogata. Pokazał mi język.
    Chcieliśmy ci złożyć życzenia powiedział jak zwykle konkretny Lupin.
    Przede wszystkim weny zaczęła Lily.
    Dlaczego to ty masz składać życzenia! Może ja bym chciała? spytała Bones.
    Ja chcę! Ja chcę!Desperacko zaczęła krzyczeć Rosario i biec w moja stronę z przeciwległego kąta pomieszczenia, niestety potknęła się o swoje niezawiązane sznurówki i wyrżnęła jak długa. Nic mi nie jest.
    Roześmialiśmy się.
    Życzymy ci weny powtórzyła jak mantrę Lily.
    Pomysłów dorzucił Remus
    Dużo mnie. A jakże by Syriusz
    Żebyś mnie nie pomijała bąknął Peter.
    Żeby Evans w końcu się ze mną umówiła. Chyba nie muszę mówić kto.
    Żebyś go ode mnie odczepiła! Evans wskazała na rozczochrańca.
    Żebyś w końcu wyjaśniła to całe zamieszanie z moim ojcem dorzuciła Ros, która zebrała się z podłogi.
    No zdrowia, szczęścia i pomyślności. Zakończyła Alicja.
    To są urodziny bloga, a nie jej, Bones. Zironizował Syriusz.
Popatrzyłam na nich wszystkich, nonszalancko rozpartego na krzesełku Syriusza, który siedział z miną „nudno tu” i robił głupie miny do Alicji, Remusa życzliwie się uśmiechającego, ale widać było, że wolałby wrócić do Hogwartu, Petera zajadającego ciasto, naburmuszoną Alicję, James i Lily, którzy się o coś wykłócali i Rosario biegającą między wieszakami z miną maniaka.
Kocham was, wiecie? Wyrwało mi się,
Syriusz przewrócił oczami i mruknął coś, co brzmiało jak: Się wie.
Nas się nie da, nie kochać, nie Rogata? spytał Rogacz.
Roześmiałam się, po chwili byłam sama.
Minął rok! ROK! 365 dni, w ciągu nich powstał prolog i 32 rozdziały, były one lepsze i gorsze, dłuższe i krótsze, zabawne, kłótliwe, pokazujące przyjaźni i miłość, ale najważniejsze, że znalazły się osoby, którym się spodobały.
Długo się wahałam czy założyć bloga, czasem już byłam gotowa wcisnąć: „załóż”, ale tchórzyłam. Jednak moje myśli wciąż krążyły wokół Huncwotów, a pomysły rozsadzały mi głowę. Tak powstał prolog, chyba to jego napisanie spowodowało, że to, co przeciągałam od stycznia, stało się dokładnie 4 marca, założyłam „Huncwota”. Kompletnie zielona skleciłam jako taki szablon (wiem, do dziś nie jest on imponujący:D) i dodałam pierwszy wpis. W napięciu czekałam na jakąkolwiek opinię, która się nie pojawiała, mimo że powiększała się statystyka odwiedzin. Plułam sobie w brodę, że „porwałam się z motyką na słońce”, bo jest milion lepszych blogów i nikt nie będzie czytał moich wypocin, a potem stał się cud i ukazał się pierwszy komentarz, a za nim kolejne. Dziś pod notkami wyraża opinię coraz więcej osób. „Huncwot” istnieje tylko i wyłącznie dzięki Wam, bo Wasze opinie motywują mnie do pisania:) OGROMNIE DZIĘKUJĘ!
A teraz obiecany rozdział:)
☆☆☆
Usłyszeli krzyki. Oderwał się od jej ust i nim zdążył się obrócić, został brutalnie odciągnięty od dziewczyny. Poczuł uderzenie i pulsujący ból z prawej strony twarzy. Oko momentalnie zaszło łzami, a wielki siniak przyozdobił jego twarz. Rozejrzał się i zobaczył rozwścieczonego Pottera z zaciśniętymi pięściami, a za nim blondynkę, która uspakajała łkającą Dorcas.
Dorcas, powiedz im, że to nie tak jak myślą — zażądał.
Albertini zmierzyła go pogardliwym wzrokiem.
Daruj sobie odparła.
Idziemy do dyrektora.
Odwal się, Potter. Nigdzie nie idę!
Chcę do dormitorium wyszeptała Dorcas.
Już idziemy, mała. Rosario pogłaskała ją po głowie i zaczęła prowadzić w stronę Wieży Gryffindoru.
Nie myśl sobie, że ujdzie Ci to na sucho.
Nikt wam nie uwierzy stwierdził pewnym siebie głosem, chwycił torbę i odszedł w drugą stronę.
James pozbierawszy podręczniki kuzynki, pobiegł za dziewczynami.
Znajdź Lily, niech przyjdzie do dormitorium rozkazała Ros.
Nie przyjdzie ze mną odparł z żalem w głosie.
Powiedz, że chodzi o Dor.
Pokiwał głową i wyciągnął mapę. Chwilę studiował ją z uwagą i znalazł kropkę oznaczoną – Lily Evans, na piątym piętrze. Odszedł szybkim krokiem.
★★★
Kiedy tylko usłyszała, że Dorcas jej potrzebuje, natychmiast rzuciła się biegiem w stronę Pokoju Wspólnego. Przebiegła jak burza przez pomieszczenie i wparowała do pokoju. Rosario i Alicja próbowały uspokoić łkająca przyjaciółkę, na próżno.
No już, już. Co się stało? spytała i objęła Dor.
Ten dupek, Lorens ją prześladuje. W dodatku próbował ją zgwałcić w jej urodziny wytłumaczyła Alicja.
Co?! To prawda? zwróciła się do Meadowes.
Ta w odpowiedzi nieśmiało pokiwała głową.
Czemu nam nic nie powiedziałaś?
Wstydziłam się, w dodatku mówił, że to moja wina wytłumaczyła i znów zaniosła się płaczem.
Evans zagryzła wargę i rozejrzała się po bezradnych przyjaciółkach. Nie mogła uwierzyć, iż nic nie zauważyła. Meadowes musiała się borykać z tym problemem sama, dziękowała tylko Merlinowi, że nie doszło do czegoś więcej. Poderwała się ogarnięta nagłą myślą i szybkim krokiem opuściła dormitorium.
★★★
Syriusz, Remus i Peter nie mogli uwierzyć, że Puchon okazał się takim zerem. James opowiedział im, co wydarzyło się w korytarzu i teraz, każdy z nich miał ochotę dopiec mu do żywego. Black zamyślił się i przypomniał sytuację sprzed kilku tygodni. Wiedział już, dlaczego Dorcas tak zareagowała na jego dotyk. Bała się, po prostu bała się, że i on ją skrzywdzi. Zapragnął z całej siły przylać temu gnojkowi, wyciągnął mapę, jego uwagę przykuła jednak szybko przemieszczająca się osoba.
Huragan Evans, nadciąga oznajmił.
Po chwili do pokoju wparowała wyżej wymieniona dziewczyna. Minę miała zaciętą, a jej oczy ciskały gromami, przez myśl James przemknęło, że taka wojownicza jest niezwykle pociągająca.
Macie mu zniszczyć życie zaczęła jadowitym, lodowatym głosem. Ma bać się wyjść z dormitorium. Ma wiedzieć, że to zemsta za Dor. Nie odpuszczajcie, dopóki nie przyjdzie na kolanach błagać, żeby mu wybaczyła wycedziła.
A jeśli... zaczął Peter.
A jeśli poskarży się na was, to wybronię was od każdego szlabanu. Albo będę was pilnować, żebyście nie musieli nic robić obiecała.
Załatwione odparł Syriusz.
Wyszła, zostawiając Huncwotów pod niemałym wrażeniem.
W takich chwilach jak ta, to się jej boję przyznał Pettigrew.
Ja też Glizgdku, ja też mruknął James.
★★★
Włosy wpadały jej do oczu i przeszkadzały w pracy, co i rusz zakładała je za ucho, notując w pamięci, aby przy najbliższym wyjściu do wioski udać się do fryzjera. Z drugiej strony wydawało jej się, że dłuższe włosy dodają uroku i podkreślają urodę. Dotknęła pasemka i przyjrzała mu się z zainteresowaniem. Przerzuciła kilka kartek szkicownika, zaczęła szybko kreślić swoją podobiznę, z krótkimi włosami. Powiał chłodniejszy wietrzyk, opatuliła się szczelniej płaszczem, ale nie zaprzestała rysowania. Spojrzała krytycznym wzrokiem na swoje dzieło, pokręciła głową i zaczęła szybko przedłużać włosy do ramion, mrucząc przy tym pod nosem. Długość była idealna, jednak chciała coś zmienić, miał proste włosy w odcieniu mlecznej czekolady. Postanowiła, że po powrocie do dormitorium przejrzy „Magiczną nastolatkę”, tam na pewno znajdzie jakąś godną uwagi poradę. Wyrwała kartkę, złożyła ją na kilka części i wepchnęła do kieszeni. Miała zamiar udać się do szkoły, gdy sowa usiadła na jej ramieniu. Odczepiwszy od jej nóżki list, spojrzała na adresata. Ładnym, starannym, niemal kaligraficznym pismem było zanotowane jej imię i nazwisko. Na twarzy pojawił się ogromny uśmiech, wszędzie poznałaby pismo swojej najstarszej siostry. Odesłała uszatkę do szkolnej sowiarni i rozerwała kopertę, przebiegła wzrokiem kilka pierwszych zdań listu i pisnęła z radości, pobiegła podzielić się nowiną z przyjaciółkami.
Przemknęła jak strzała przez szkolne korytarze, przepraszając w pośpiechu rozeźlonego Filcha. Przestępując z nogi na nogę, z niecierpliwości czekała, aż Gruba Dama otworzy przejście. Wpadła na schody prowadzące do dormitoriów dziewcząt i przeraźliwie tupiąc obcasami udała się do swojego pokoju. Zamaszystym ruchem otworzyła drzwi, piszcząc, rzuciła się na szyję, każdej z przyjaciółek.
Stało się coś? zapytała Lily.
Zostałam ciocią! Lizzy urodziła! wytłumaczyła głosem pełnym ekscytacji.
Pogratuluj jej od nas powiedziała Dorcas, a reszta dziewcząt gorliwie pokiwała głowami.
Słuchajcie! Alicja wyciągnęła list i zaczęła czytać na głos.

Kochana Alu,
Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku. Chciałam podzielić się z Tobą radosną nowiną. Wczoraj, czyli dokładnie dwudziestego drugiego marca 1976 roku o godzinie 18.45 przyszedł na świat Twój siostrzeniec! Nawet nie wyobrażasz sobie, jaka jestem szczęśliwa! Mama zakochała się we wnuku, mam nadzieję, że ojciec też go zaakceptuje. Chcę Cię poprosić, żebyś została chrzestną Franka...

W tym momencie Bones przerwała i zamrugała kilkakrotnie oczami, co chwila je przecierając i czytając zdanie enty raz. Z jej twarzy zniknął uśmiech, a zastąpił grymas.
Dziewczyny widząc jej reakcję, zaśmiały się cicho.
Jak można tak skrzywdzić dziecko? spytała.
Przecież to bardzo ładne imię.
Akurat prychnęła. Mój syn będzie miał lepsze.
Na przykład jakie? dopytywała się Ros.
Alicja zamyśliła się.
Neville.
Jak Chamberlain?
Raczej jak Marriner odparła, wyobrażając sobie swojego syna, jako wirtuoza muzyki.
★★★
Popatrzył, jak szatynka czyta list, a potem biegnie rozpromieniona w stronę zamku. Uśmiechnął się, bo to znaczyło, że otrzymała pozytywne wieści. Spostrzegł, że coś zgubiła, sprężystym krokiem znalazł się przy kartce i podniósł ją. Przez chwilę przyglądał się z zaciekawieniem, ale i widocznym wahaniem, nie chciał być wścibski. Przecież mogło to być coś osobistego. Wrodzona ciekawość zwyciężyła, rozwinął zgubę dziewczyny i uśmiechnął się prawie tak samo szeroko, jak przed chwilą właścicielka ów kawałka pergaminu. Oczy Franka biegały po rysunku, starając się wchłonąć każdy, nawet najdrobniejszy szczegół. Szkic idealnie oddawał urodę dziewczyny. Nacieszył się jeszcze widokiem i schował, prawie z czcią, świstek do swojej torby.
★★★
Colin Lorens nie miał łatwego żywota w Hogwarcie. Co prawda Dorcas nie poszła do dyrektora, jednak gdyby miał wybierać między karą od Dumbledore`a, a zemstą Huncwotów, bez wahania wybrałby to pierwsze. Na początku niewinne żarty nie robiły na nim wrażenia, a to się potknął, a to torba mu się rozerwała, eliksir wybuchnął. Tłumaczył sobie, że to nic takiego i mu się wydaje. Problemy zaczęły się kilka dni temu. Zniknęły wszystkiego jego prace domowe, nad którymi siedział cały weekend, przez co zarobił kilka szlabanów oraz dodatkowych esejów. Ponadto obudził się w łóżku na środku jeziora, zniknęła cała jego garderoba, codziennie zatruwał się jedzeniem z posiłków, a pilnował, żeby jeść to, co osoby siedzące najbliżej niego, wypadły mu zęby, wyłysiał. Wszystkie dziewczyny w szkole się z niego jawnie wyśmiewały, a on nie miał pojęcia dlaczego, nie wiedział, że to za sprawką Alicji rozniosła się plotka, o niezbyt wielkim rozmiarze jego przyrodzenia. Ugryzła go bahanka na ONMS i wiele, wiele innych sytuacji. Po głowie coraz częściej chodziła mu myśl, że powinien przeprosić Meadowes.
Po raz kolejny dostał szlaban od Filcha za rozrzucanie łajnobomb, z którymi oczywiście nie miał nic wspólnego, jednak woźnemu, wielce zadowolonemu ze złapania rozrabiaki, nie dało się nic wytłumaczyć. Zarzucił torbę i udał się na obiad.
★★★
Możemy porozmawiać?
Nie macie o czym! Alicja zmierzyła blondyna spojrzeniem.
Jeśli Lily i Syriusz ze mną pójdą odparła cicho.
Jak sobie życzysz.
Całą czwórką wyszli z Wielkiej Sali, kiedy znaleźli się w pustej klasie, Evans posłała mu ponaglające spojrzenie.
Odchrząknął i zaczął mówić.
Chciałem cię przeprosić za wszystko, za to, że zachowałem się jak idiota, ale sama rozumiesz, jesteś taka śliczna, sprowokowałaś mnie!
Black błyskawicznie znalazł się przy Colinie i wymierzył mu cios, chłopak upadł na podłogę.
Masz się już do niej więcej nie zbliżać! warknęła Lily i wyprowadziła z klasy Dorcas w oczach, której gromadziły się łzy.
Podniósł ręce w obronnym geście.
Zbliż się do niej na cal, odezwij słowem, a będziesz błagać dyrektora, żeby cię wyrzucił wycedził Syriusz. Zmierzył go pogardliwym spojrzeniem i wyszedł, niechcący nadeptując mu z całej siły na rękę.
★★★
Przemierzała korytarze szybkim krokiem, o ile dobrze pamiętała, Severus powinien być w ich klasie. Kiedy dotarła do lochów i otworzyła po cichu drzwi zobaczyła zgarbionego Ślizgona nad kociołkiem. Bezszelestnie podeszła i zajrzała mu przez ramię, zobaczyła dziwną książkę i eliksir, którego nie była w stanie rozpoznać. Bardzo ją to strapiło, gdyż przeczytała wszystkie książki z biblioteki o wywarach i była w stanie określić oraz uwarzyć wszystkie obowiązkowe. Zawróciła do drzwi i mocno nimi trzasnęła. Snape poderwał się i odwrócił w obawie, delikatnie odetchnął, widząc dziewczynę o płomiennych włosach.
Co robisz?
Ćwiczę.
Doskonale wiem, że to nie eliksir obowiązkowy.
Eksperymentuję.
Dziewczynie oczy zaświeciły się na te słowa, od razu zasypała przyjaciela milionem pytań, na niektóre z nich odpowiadając sobie samej, śmiała się perliście. Severus patrzył na to pobłażliwie, jednak był odrobinę zirytowany. Niewiele brakowało, a odkryłby coś nowego, coś, z czego mógłby być dumny i wtedy zjawiła się Lily, a cała koncepcja wyparowała. Przyglądał się, jak z zapałem studiuje jego zapiski i marszczy przy tym czoło. Wzięła jego pióro i dopisała klika wskazówek oraz własnych pomysłów, oddała mu. Szybko przestudiował tekst i spojrzał na nią zaskoczony.
Myślisz?
Uważam, że to idealna podstawa do eliksiru tojadowego.
Tylko Belby potrafi go uwarzyć.
Możemy spróbować.
Snape pokiwał głową w zamyśleniu. Na takie rozwiązanie nie wpadł, jego eliksir miał być czarnoksięski, bardziej miał szkodzić niż pomagać. Dokładnie nie wiedział, co może osiągnąć, ale nie chciał mówić rudowłosej, że to zupełnie odbiega od jego zamysłu. Z drugiej strony zafrasowało go, dlaczego dziewczynie nagle to przyszło do głowy. Eliksir dla wilkołaków? Chyba że...
Możemy spróbować przytaknął.
Evans rozpromieniła się i uściskała najmocniej, jak mogła przyjaciela. Rozpaliła się w niej nadzieja na pomoc Remusowi.
★★★
Nerwowo rozglądał się na boki, przemierzając korytarze zamku, nie obowiązywała jeszcze cisza nocna, ale nie miał ochoty na spotkanie ze Ślizgonami. W duszy zganił się za swoją głupotę, mógł poprosić, którego z chłopaków, żeby poszedł z nim. Szybko odgonił tę myśl. Za rok będzie pełnoletnim mężczyzną, nie może całe życie bać się swojego cienia. Policzył do dziesięciu i wziął się w garść, dotarł do hogwarckiej kuchni. Bezsprzecznie, gdyby ktoś zapytał o jego ulubione miejsce, wskazałby właśnie ją. Panował tu ogromny harmider, mnóstwo domowych skrzatów uwijało się jak w ukropie, aby wyżywić uczniów szkoły. Dawno zauważył, że podzielone są na grupy, a każda z nich odpowiedzialna była za coś innego: mięsa, pieczywo, wędliny, świeże soki, ciasta, zupy i wiele innych składników, którymi zajadali się każdego dnia. Kiedy wszedł, właśnie trwało czyszczenie pieców po chlebie, gdyż pieczywo wypiekali sami, przez co było zawsze świeże i chrupiące. Kiedy tylko skrzypnął obraz, zwrócił uwagę kilku zwierzątek. Natychmiast podbiegły do niego przekrzykując się jeden przez drugiego.
Pan Peter, w czym możemy pomóc?
Garbusku, potrzebuję kawałek szarlotki, kremówkę i odrobinę cista marchewkowego, a dla mnie jak zwykle tartę wiśniową.
Skrzat usłużnie dygnął i odbiegł wraz z innymi przygotowywać zamówienie. Obładowany słodkościami zaczął wracać do wieży Gryfonów.
★★★
Alarm rozbrzmiewał raz po raz, czym zaczął doprowadzać do szału całą wieżę Gryfonów. Lily, która próbowała skończyć wyjątkowo trudny esej na zielarstwo, nie mogła się skupić. Rozejrzała się po pokoju. Alicja coś rysowała, więc było wiadomo, że jest w swoim magicznym świecie i nic jej nie przeszkadza, Rosario nie było, a Dorcas się kąpała. Odłożyła pergamin i pióro, przypięła odznakę prefekta do bluzki i wyszła zobaczyć, co się dzieje.
Możesz sobie darować. Zatrzymała ją Kimberly.
Dlaczego?
Dostali szlaban już od każdego perfekta, poza tobą i Lupinem, a i tak nie odpuścili.
Lily podziękowała za informacje, mimo wszystko postanowiła spróbować.
★★★
Siedział na kanapie, ciepło wydobywające się z kominka otulało go i przyjemnie rozgrzewało, w prawym ręku dzierżył piórko, które dostał od przyjaciół na urodziny, a w lewym co chwila wkładał kawałek ciasta do ust, delektując się jego smakiem. Z ogromną przyjemnością kończył pisać zadane prace. Poczuł się obserwowany a cień, który padł na jego pergamin, słusznie potwierdził, iż ktoś nad nim stoi. Podniósł wzrok i zobaczył rudowłosą, której usta bardzo szybko się poruszały, a ręce żywo gestykulowały. Uciszył ją gestem dłoni i wyjął zatyczki z uszów.
Mówiłaś coś?
Lupin! Produkuję się od dziesięciu minut! Czemu ich nie powstrzymałeś?!
Jak to mówią: jak nie możesz kogoś pokonać, to się do niego przyłącz.
Lily opadła załamana na miejsce obok prefekta, poczęstowała się ciastem marchewkowym i zrezygnowanym głosem zapytała:
A tak w ogóle to, co oni usiłują?
Chcą odkryć, jakie zaklęcie unieszkodliwia schody.
Myślałam, że już dawno to wiedzą.
Do tej pory albo jeden lewitował drugiego, albo wlatywali na miotle. Chcą udoskonalić te umiejętności odparł i zagryzł swoją wypowiedź kawałkiem ciasta.
Peter siedział koło schodów po turecku i studiował książkę do zaklęć, Syriusz i James rzucali wszelkie znane im zaklęcia oraz te, które podpowiadał im Pettigrew. Po czym na zmianę wchodzili i sprawdzali, czy alarm się włączy, jak do tej pory ich starania spełzły na niczym.
A może tak. Zamyślił się Remus. Podszedł do przyjaciół, machnął różdżką i wyszeptał Silencio, a następnie wykonał następny zawiły ruch i zamroził schody. Próbuj.
Potter wszedł powoli, z każdym krokiem był coraz bardziej pewny, że się udało. Gdy James dotarł na szczyt, nie powodując przy tym żadnego hałasu, cała trójka wydała okrzyk radości. Rogacz zgrabnie zjechał po poręczy i z wielkim uśmiechem zaczął wychwalać Lupina.
— Stworzyliście potwora oznajmiła Lily, wskazując na Remusa i z obrażoną miną weszła na górę.
Huncwoci roześmiali się serdecznie.
☆☆☆
Mam prośbę czy możecie, oczywiście kto chce, zostawić pod tą notką adresy swoich blogów:)
Dziękuję za wszelkie opinie:)