środa, 19 sierpnia 2015

Rozdział 39: "Wakacje cz. 4. Przyjaciele."

         Moi Najmilsi i Najdrożsi.
W końcu udało mi się coś napisać. Mam nadzieję, że Was nie rozczaruję, bo większość wyczekiwała właśnie Lily i Jamesa. Tym samym jest to ostatni rozdział dotyczący wakacji i w następnym wracamy do Hogwartu. W końcu:) Pewnie się cieszycie tak samo jak ja:)
Z góry przepraszam za błędy, bo pewnie są mimo tego, że bardzo się starałam:(
Rozdział dla każdego, kto na niego wyczekiwał:)
Czekam na Waszą opinię.
Wasza Rogata
☆☆☆
          Dzwonek do drzwi oderwał ją od książki do eliksirów na poziomie szóstym. Nie fatygowałaby się otworzyć, przecież nie miała tu żadnych koleżanek, gdyby nie to, że była sama w domu. Zbiegła po schodach, wdzięcznym ruchem zeskakując z przedostatniego schodka, zawsze tak robiła. Podeszła do drzwi i wyjrzała przez dziurkę. Mina momentalnie jej zrzedła, postanowiła nie otwierać. Po chwili znów rozległo się pukanie, a ona stała oparta plecami o drzwi wejściowe i nie wiedziała co dalej. Serce chciało otworzyć, spotkać się, porozmawiać, rozum miał wciąż w pamięci obraźliwe słowo.
Wiem, że tam jesteś! Otwórz!
Wąchała się, w końcu postanowiła stawić czoła problemom. Szybkim, zamaszystym ruchem, aby się nie rozmyślić, chwyciła klamkę i pociągnęła.
Czego chcesz Snape?
Porozmawiać odparł ze skruchą.
Nie mamy o czym.
Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, ale chciałbym, żebyś mnie wysłuchała.
Masz trzy minuty stwierdziła i posłała mu ponaglające spojrzenie.
Nie powinienem nazywać cię szla... urwał, widząc jej niedowierzający wzrok znaczy, nie powinienem cię obrażać zreflektował się.
Doprawdy? spytała z powątpiewaniem.
Wiesz, że tego nie chciałem. Potter znów mnie sprowokował, musiałem się na kimś wyżyć, trafiłaś się akurat ty wyjaśnił.
To, że Potter to skończony idiota, wie każdy. Coś jeszcze?
Lily, wybacz mi, to była pomyłka, mały błąd! zaczął dramatycznym, tak do niego nie pasującym, tonem.
Nazwałeś mnie szlamą przez pomyłkę?
Nie myślałem racjonalnie! Nie uważam cię za taką osobę.
Severusie, szlama, to ktoś, kto pochodzi z niemagicznej rodziny. Moja taka właśnie jest i nie wstydzę się tego w przeciwieństwie do niektórych warknęła.
Wyczuł aluzję, przez co jeszcze bardziej się speszył. Na ziemistych policzkach pojawił się szkarłat.
Skoro ludzi mojego pochodzenia uważasz za gorszych, nie mamy o czym rozmawiać. Tak samo, jak nasza przyjaźń nigdy nie miała znaczenia podsumowała gorzko. Starała się, aby jej głos brzmiał obojętnie, jednak czuła, że jeszcze chwila i się złamie, a łzy goryczy, tak niechciane, popłyną po policzkach.
Nasza przyjaźń była szczera, dalej taka może być, jeśli tylko mi wybaczysz powiedział.
Pewna myśl błysnęła nagle w jej głowie. Teraz lub nigdy.
Podałeś pierwszakom z Gryffindoru czarnoksięski eliksir?
Na jego twarzy odmalowało się ogromne zaskoczenie. Nic nie powiedział, lecz jego wymowne milczenie było odpowiedzią na wszystko. Posłała mu niedowierzające spojrzenie.
Wybacz, nie potrafię, za bardzo się różnimy. Zaczęła wycofywać się w głąb domu.
Lily!
Żegnaj Severusie.
Chciał do niej podejść, ale zaprzeczyła ruchem głowy. Zamknęła drzwi. Słyszała jego nawoływanie, prośby. Przezwyciężyła wielką chęć wybiegnięcia i wtulenia się w jego ramiona, powiedzenia, że to nie ma znaczenia. Skłamałaby. Miało ogromne. Do dziś nie mogła się pozbierać, wciąż słyszała te obraźliwe słowo, wypowiedziane jego pełnym nienawiści i pogardy głosem. Gardził nią, pomiatał tak jak każdym, kto urodził się wśród mugoli. Parsknęła cichym, ironicznym śmiechem.
Jesteś hipokrytą Snape.
          Leżała na łóżku i wpatrywała się otępiałym wzrokiem w sufit. Album spoczywał koło jej głowy, otwarty był na stronie ze zdjęciem jej i Severusa na karuzeli w Lunaparku. Wtedy może i nie było dla niego ważne, jakie ma pochodzenie, dziś jest inaczej. Potter jednak mówił rację, do dziś łudziła się, że jak zwykle chciał oczernić Ślizgona.
Avery.
Mulciber.
Czarnoksięskie mikstury.
A może i zaklęcia?
Poderwała się nagle, zdecydowanym ruchem zatrzasnęła klaser i schowała do szafki. Otarła policzki z ostatnich łez, jakie wylała za chłopakiem.
Rozdział w życiu „Severus Snape” uznała za zamknięty.
★★★
          Podobno łatwiej powiedzieć niż zrobić. Lily Evans miała okazję się o tym przekonać na własnej skórze. Chociaż definitywnie zakończyła swoja przyjaźń z Severusem, wiele razy przyłapywała się na tym, że o nim myślała.
Co robi? Gdzie jest? Jak wytrzymuje w domu?
Tłumaczyła sobie, że to nie jest JUŻ jej problem. Snape nigdy nie chciał jej pomocy ani w szkole ani w domu. Wiele razy jednak była gotowa pobiec na plac zabaw i zobaczyć czy czeka na nią na ich ulubionej huśtawce. Bezwiednie włożyła buty i miała wychodzić, kiedy przyszło opamiętanie.
Uważaj, jak chodzisz dziwolągu.
Burknięcie Petunii przywołało ją do porządku.
Przepraszam mruknęła i zdjęła tenisówki. Wróciła do kuchni i zaczęła zmywać naczynia.
Nie idziesz do tego swojego porypanego kumpla?
Co? Odwróciła się na głos siostry.
Do tego dzieciaka Snape`ów wytłumaczyła.
Pokłóciliśmy się odparła zdawkowo.
Nawet ktoś taki jak on poznał się na tobie. Parsknęła ironicznym śmiechem.
Lily znów zebrało się na płacz, choć od kilku dni radziła sobie coraz lepiej. A może tylko tłumiła w sobie emocje? Załkała żałośnie i usiadła skulona na podłodze. Petunia przyglądała się temu z przestrachem. Przykucnęła, niezdarnie próbując objąć młodszą Evansównę. Siedziały tak dobre pół godziny, gdy Lily udało się uspokoić, poszła do swojego pokoju, nie zwracając uwagi na siostrę. Chciała zająć czymś myśli, wybór padł na nie otwarte listy. Jeden od Dorcas, jeden od Alicji i pięć od Pottera. Ostatnie wylądowały w koszu. Szybko przeczytała dwa pozostałe, wyciągnęła nowy pergamin, pióro oraz atrament i naskrobała, długą, obszerną wiadomość do Meadowes. Odpowiedź na korespondencję Bones była nieco krótsza, ale również wyczerpująca, poza tym dopytała jak radzi sobie Elizabeth w nowej rodzinie. Zdecydowała, że najpierw sowa dostarczy list do Dor, a gdy wróci poleci do Ali. Nie miała już nic do roboty, przynajmniej do powrotu rodziców. Jej wzrok prześlizgiwał się po pomieszczeniu i natrafił na nieotwarte koperty w śmietniku. Sięgnęła po nie i przyjrzała się z uwagą, na każdej napisane było niechlujnym, koślawym pismem jej imię oraz nazwisko. Nie miała wątpliwości, od kogo są. Potter przysyłał jej takich kilka dziennie, wszystkie tak jak każdy list, włączając te z poprzednich lat, wyrzucała. Postanowiła, że tym razem zrobi wyjątek i zobaczy, co ten kretyn znów wymyślił, przecież nie miała zamiaru odpisywać. Położyła koperty na biurko, zamknęła oczy i na chybił trafił, wylosowała jedną. Rozerwawszy pergamin, wyciągnęła arkusz i zaczęła czytać. Jej oczy skakały między wyrazami, a twarz wyrażała coraz większe zdziwienie. Zamiast oczekiwanego beznadziejnego, tandetnego wiersza, zobaczyła normalny list, nie było pytań o randkę, ani wyznań miłości.
Droga Lily,
Jak się czujesz? Przyznam, że martwię się o Ciebie. Może nie powinienem tego robić, biorąc pod uwagę tylko i wyłącznie fakt, że nie odpisujesz. Przecież nigdy tego nie robiłaś. Jednak wciąż zastanawiam się jak uporałaś się ze Snape`m. Głupio mi, że to wszystko wynikło przeze mnie. Nie o tym chciałem, wybacz. Bardziej mnie interesuje, jak dajesz sobie radę z Petunią? Jak mijają wakacje? Przyznam, że nie mogę się doczekać września, kiedy w końcu Cię zobaczę. Na gacie Merlina, znów zaczynam, a ty tego nie lubisz... ślę pozdrowienia.
James.
Musiała przyznać sama przed sobą, że James Potter właśnie pozytywnie ją zaskoczył. Uśmiechnęła się szczerze i prawdziwie. Pierwszy raz od kilku tygodni. Napisała odpowiedź na odwrocie i postanowiła, że odeśle ją przed listem do Alicji.
★★★
          Wyjrzała przez okno. Wciąż tam stał, od kilku godzin pośród magnolii pani Rynn. Wpatrywał się w jej dom. Wiedziała, że on wie, że ona również go obserwuje przez firanki. Kilka razy złapała się na tym, że prawię do niego wyszła, jednak duma wygrywała i pozostawała w swoim pokoju. Wciąż zastanawiała się, czy nie powinna mu wybaczyć, w końcu w każdej przyjaźni zdarzają się zgrzyty, zwłaszcza że ich znajomość do idealnych nigdy nie należała. Obawiała się, że gdy mu wybaczy, straci swoją pozycję w jego oczach. Doskonale wiedział, że jest silną osobą, która nie pozwala sobą pomiatać, gdyby wyciągnęła do niego rękę po tym, jak ją obraził już nigdy nie otrzymałaby należytego szacunku. Może jednak on żałuje? Może chciałby cofnąć czas i sprawić, aby z jego ust nigdy nie padło słowo „szlama”? Zganiła się za swoją głupotę. Czasu nie da się cofnąć ani wypowiedzianych słów. Prawda była taka, że Potter, który zawsze w jej mniemaniu był sto razy gorszy niż Snape, nigdy jej tak nie uraził. W najgorszym wypadku nazwał ją „rudą złośnicą” albo „zarozumiałym rudzielcem”, w porównaniu ze „szlamą” było to niemal pieszczotliwe. Wyjrzała jeszcze raz, wciąż tam był. Westchnęła i zeszła na dół do kuchni, zrobiła herbatę w kubkach i poszła do saloniku, w którym leżała Petunia. Telewizor pokazywał powtórki mugolskich kolumbijskich telenoweli, dziewczyna przykryta była kocem mimo ponad trzydziestu stopni w cieniu, które królowały od kilku dni, po przeszło dwóch tygodniach ulew.
Herbata z sokiem malinowym rzekła Lily.
Petunia słysząc głos siostry, otworzyła oczy i z wdzięcznością przyjęła napój, powoli zaczęła go sączyć.
Jak się czujesz?
Trochę lepiej burknęła zachrypniętym głosem, jednak po chwili się zreflektowała i uśmiechnęła krzywo. Musiała pamiętać, że pod nieobecność rodziców to Lily jest jedyną osobą, która może podać jej jedzenie i picie.
Co powiedział lekarz?
Z wyjazdu nici załkała starsza Evansówna.
Ruda przewróciła oczami na dramatyzowanie siostry. Z Vernonem przebywała może pięć minut, gdy niechcący napatoczyła się, podczas jego wizyty, a zmuszona Petunia musiała ich sobie przedstawić. Potem zarządziła natychmiastowy spacer, na który chłopaka z całą pewnością nie miał ochoty, mimo to nie śmiał zaprotestować. Jego postawa wskazywała, że stroni od wszelkiej aktywności fizycznej, jednak widać było, że życzenie ukochanej, wypowiedziane najbardziej jadowitym tonem jest dla niego najważniejsze. Postanowiła, że póki z nim nie porozmawia, nie będzie oceniać go na podstawie wyglądu. Choć osobiście wolałaby spotykać się z takim Potterem niż Dursleyem.
„Znów stwierdziłam, że wolałabym Pottera” pomyślała i stwierdziła, że te wakacje wybitnie na nią dobrze nie wpływają. Odgoniła od siebie niewygodne myśli i przeniosła zainteresowanie na pochlipująca siostrę, zrobiło jej się żal. W końcu miały być to jej pierwsze samodzielne wakacje bez rodziców, z przyjaciółmi i Vernonem. Dziewczyna była wniebowzięta i od tygodni o niczym innym nie mówiła. Niestety przewrotny los sprawił, że Petunię, mimo upałów, dopadła angina. Lily popatrzyła na zapłakaną siostrę i postanowiła zrobić coś dobrego dla świata, czyli dla domowników. Nic nie mówiąc, wyszła odprowadzona zbolałym wzrokiem Pet. Weszła do swojego pokoju i otworzyła szafkę. Tę, w której trzymała wszystkie magiczne rzeczy, tę, do której jej wredna siostra nie ośmieliła się nigdy zajrzeć mimo wielkiej ciekawości i wrodzonego wścibstwa. Otworzyła skrzynkę, notabene taka samą, jaką posiadał Snape. Przerwała poszukiwania i podeszła do okna, wciąż tam był.
Idź sobie stwierdziła głośno, wyraźnie i niezwykle dobitnie.
Chłopaka tego nie mógł usłyszeć, jednak poruszył się niespokojnie. Miała ochotę rzucić w niego jakimś wyjątkowym wrednym upiorogackiem. Porzuciła myśli o Ślizgonie i wróciła do przerwanej czynności. Mamrocząc do siebie wszelkiego rodzaju nazwy, przeszukała skrzynkę.
Jest krzyknęła triumfalnie. Szybko zbiegła do siostry.
          Widząc z powrotem Lily w pokoju, Petunia zmierzyła podejrzliwym wzrokiem menzurkę w jej prawej dłoni. Młodsza Evans przelała eliksir do resztki przestudzonej herbaty i wyciągnęła rękę w jej stronę.
Wypij to nakazała Lily.
Ani mi się śni! Nie wypiję tych waszych świństw! burknęła.
To nie, najwyżej zostaniesz w domu. Vernon pojedzie sam. Wzruszyła ramionami i odwróciła się z zamiarem wyjścia.
Nie, nie, nie zaskrzeczała. Wyrwała kubek i opróżniła jego zawartość. Ale to obrzydliwe poskarżyła się.
Nie ma być smaczne, tylko skuteczne odparła z pobłażliwym uśmiechem, jak matka rozczulająca się nad swoim głupiutkim jeszcze dzieckiem. Połóż się, jeśli do wieczora ci się nie polepszy, w co wątpię, dostaniesz drugą porcję, jutro będziesz zdrowa.
Serio?
Jak to, że tu stoję. Magiczne leki są o wiele lepsze od mugolskich odparła rzeczowym, kujonowatym tonem zupełnie zapominając, że użycie słowa „mugol” działa na Petunię, jak przysłowiowa płachta na byka.
Zobaczymy mruknęła wyniośle i zakopała się pod kołdrą. Pogłośniła telewizor. Oznaczało to, że limit rozmów między siostrami na dziś został wyczerpany.
Zero wdzięczności prychnęła Lily.
          Osobom, które znają doskonale panujące relacje między siostrami Evans, mogłoby wydawać się, że danie eliksiru przez Lily Petunii zbliży choć odrobinę do siebie. Starsza z nich powinna być wdzięczna za pomoc i przestać wyzywać od najgorszych młodszą. Również Lily zachowała się przyzwoicie, gdyż mogła pozostawić Pet samą sobie. Nic bardziej mylnego. Każda osoba znająca Rudą wiedziała, że nie zrobiła ona tego z iście altruistycznych pobudek. Chciała ona, po prostu, najzwyczajniej w świecie pozbyć się Petunii z domu choćby na tydzień. Jęcząca, marudząca i prychająca jak rozjuszona kotka na każdego dziewczyna, to nie najlepszy kompan do spędzania wspólnych wakacji. Pierwszy miesiąc mijał im na dogryzaniu sobie, kłótniach, najgłośniejszych i najbardziej brutalnych, gdy rodziców nie było. Przy nich próbowały zachować resztki przyzwoitości i dobrego wychowania. Zadowolona z siebie Ruda, że choć jedna rzecz w te wakacje jej wyszła, założyła koronkowe baleriny i skierowała się w stronę lodziarni.
          Gratulując sobie w duchu świetnego posunięcia, przy przekonywaniu, aby Petunia wypiła eliksir, zajadała pyszne lody. Wątpiłaby jakaś dziewczyna połasiła się na podrywanie Vernona, ale równie tępym, jak i jej siostra, przyjaciółkom mogła imponować ciapowatość i uległość, podchodząca pod pantoflarstwo Dursleya.
          Stwierdziła, że po powrocie Petunii, będzie codziennie zabierać siostrę na lody, może znów się rozchoruje i nie będzie mogła tyle gadać. Z lepszym humorem, po solidnej porcji przysmaków, wracała do domu. Wciąż nie opuszczało jej wrażenie, że jest obserwowana. Przez myśl jej przeszło, że może Potter uaktywnił swoje szare komórki mózgowe, do tej pory uśpione i zmaltretował biedną Rosario o jej adres lub go gorsze i bardziej racjonalne leciał na swojej miotle za sową, która miała dostarczyć jej list. Te przypuszczenia puściła w niepamięć, gdy zobaczyła kościstego chłopaka o ziemistej cerze przed swoim domem.
Mówiłam, żebyś mi dał spokój warknęła, zanim zdążył się odezwać. Wyminęła go i ignorując przybysza, wygrzebała z kieszeni klucz od zamka.
Lily wybacz mi jęknął zbolałym głosem i złapał ją za rękę.
Cofnęła szybko dłoń, jakby się go brzydziła i odparła:
Jesteś gorzej męczący i namolny niż Potter.
Co?! spytał zaszokowany, wyraz niedowierzania malował się na jego twarzy.
Pstro.
Wolisz jego niż mnie?! krzyknął, a w jego głosie brzmiała nutka furii.
Wolę stwierdziła, zanim zdążyła pomyśleć.
Świetnie, takie jak ty wolą zdrajców krwi warknął.
Takie jak ja? Czyli kto Severusie? Szlamy? spytała.
Zmieszał się, znów przyszedł się pogodzić, prosić o wybaczenie, a nawiązał do je pochodzenia.
Wynoś się mruknęła zbolałym głosem i zniknęła w domu.
          Odwrócił się, wiedząc, że spaprał kolejną szansę. Samo wspomnienie o tym przeklętym idiocie powodowało, że budziły się w nim instynkty obronne. Zabawne, że zawsze przy Lily wyciszał się, odprężał, tylko z nią mógł w spokoju podołać rozmowie o Potterze i jego bandzie. Z nią narzekał na jego egoizm, prostactwo, popisy oraz durne pomysły. Aż do dziś. Stracił swojego najważniejszego sojusznika. Stracił ukochaną osobę, jedyną, która koiła jego gniew i ból. Postanowił nie przyjmować do wiadomości, że stanęła po stronie jego największego wroga, że ubliżyła mu, mówiąc, że jest gorszy od Pottera. Chciała go zapewne zranić tak jak on ją. Udało się. Skoro są kwita, da jej odetchnąć i ochłonąć, a potem wyzna jej swoje uczucia. Nie ma możliwości, aby ich nie odwzajemniała.
A co jeśli...?
Nie! zganił sam siebie.
Zdobędzie Lily Evans. Ona musi być jego.
☆☆☆
          James przyglądał się z uśmiechem, jak jego najlepszy przyjaciel flirtuje z barmanką. Prawdą jest, że nie powinno ich tu być. Gdyby nie podrobione dowody osobiste, te, które załatwił im Dave, syn sąsiadów, w ogóle by tu nie weszli. Ochroniarz spojrzał na nich, co prawda, podejrzliwym wzrokiem, ale ostatecznie machnął ręką i pozwolił młodym mężczyznom wejść. Zerknął na zegarek na swoim nadgarstku, zwykły cyfro blat wskazywał piętnaście po dwudziestej. Ten z herbem rodu Potterów, miał otrzymać dopiero w marcu, gdy osiągnie pełnoletność, mimo to obecny podarował mu ojciec, więc miał do niego ogromny sentyment, znaczył tyle samo, co ten, na którego wyczekiwał. Stwierdził, że powinni wracać do domu.
          Potterowie przygarnęli Blacka pod swój dach, tłumacząc, że może zostać do końca wakacji. Syriusz jako osoba niezwykle dumna podziękował i obwieścił, że jak tylko Alfard się pojawi, przestanie siedzieć wujostwu na głowie. Dlatego też, przyjaciel Jamesa codziennie wysyłał sowę do wuja, a gdy wracała i okazywało się, że Black jeszcze nie dotarł do domu, chłopak niezmiernie się denerwował. Syriusz po kilku próbach zaczął podejrzewać, że sowa źle kieruje swój lot i postanowił osobiście się upewnić. W związku z tym, że dziś przypadał dyżur Glizdogona w pomaganiu Remusowi z rozwożeniem gazet, James postanowił towarzyszyć swojemu najlepszemu kumplowi. Takim o to sposobem znaleźli się w londyńskim barze.
          Odwiedziny w kamienicy wuja Alfarda skończyły się tak, jak przewidywał Gryfon, brakiem jej właściciela. Syriusz był przygnębiony zaistniałą sytuacją, dlatego Potter postanowił go rozchmurzyć i zaproponował po kuflu piwa. Rogacz niezmiernie się cieszył, że Łapa będzie nadal u niech mieszkać. Przyzwyczaił się do jego obecności, nie nudził, a gdy żartowali i dokazywali, widział uśmiech na twarzy matki, która, choć starała się tego nie okazywać, marzyła o drugim dziecku. Może zachowywał się samolubnie, ale wierzył i usilnie prosił Merlina, żeby przez te trzy tygodnie, jakie im zostały do powrotu do szkoły, wuj Syriusza się nie pojawił.
          W zamku nigdy nie był samotny, czasem chciał wręcz odpocząć, uciec od zgiełku i wszech obecnie panującego rozgardiaszu. Natomiast w domu, sam się zanudzał jak mops. Ileż czasu mógł spędzać u Amelii, która przygruchała sobie chłopaka od Prewettów, czego James do końca nie mógł pojąć. Gburowaty, nabzdyczony jak indor, wciąż pokazywał, kto ma większe prawo do bałamucenia wolnego czasu dziewczyny. Przecież jemu nie w głowie były związki, od kiedy miał Lily. „Ale nie tak szybko” poprawił się w myślach. Nie miał Lily, mógł tylko pomarzyć, że Gryfonka zechce się z nim umówić. Choć zaczął powoli tracić cierpliwość i nadzieję. Syriusza obecność była nieoceniona, odciągał szare myśli od Evans.
          — Poproszę whiskey poprosił i mrugnął zachęcająco do barmanki.
Z lodem? spytała z niewymuszonym uśmiechem. W końcu rzadko widywała kogoś w swoim wieku, w dodatku tak przystojnego.
Bez loda. — Zarechotał rubasznie i sugestywnie poruszył brwiami.
Dziewczynie uśmiech momentalnie zszedł z twarzy.
„Kolejny buc”. pomyślała.
A słomkę podać czy wyciągnie pan sobie z butów? zapytała przesłodzonym głosem.
Dobra jesteś. Roześmiał się i podał jej dłoń. Syriusz.
Ginger.
A to James. Wskazał na przyjaciela parę stolików od baru.
Milusi stwierdziła i pomachała do wyszczerzonego okularnika.
Dziewczyna go rzuciła. Oblewamy to skłamał.
To przykre.... zaraz, zaraz co? Zmierzyła go niedowierzającym spojrzeniem.
Jaką idiotką trzeba być, aby dobrowolnie zrezygnować z takiego ciacha?
Wiesz, miała fioła na punkcie trzeźwości. Chłopaczyny nawet piwka nie mógł się napić, nie mówiąc o niczym głębszym. Black dalej brnął w kłamstwa z chytrym uśmiechem. Ginger przytakiwała na wszystko ze współczującą miną. Mimo wszystko, ładna była. Chcę biedaka jakoś rozerwać. Westchnął teatralnie.
Kończę za dwadzieścia minut. Gdybyście mieli ochotę...
Oczywiście! Klasnął w dłonie. Poczekamy, słonko.
Chwycił kufle i wrócił do Pottera.
           — Wujcio Łapcio załatwił ci randkę.
Co? Z kim?!
Z tą barmanką. Wskazał na szczerzącą się jak głupia blondynkę.
Oszalałeś. Sam się z nią umów.
Nie mogę. Już jej nagadałem, że cierpisz po stracie laski. One lubią takie bajery stwierdził pewnym siebie głosem.
Skoro Smark sam sobie strzelił w stopę, to moje szanse u Evans wzrosły.
Syriusz zmierzył go spojrzeniem jak osobę wysoce niedorozwiniętą umysłowo.
Nie dotarłeś z nią nawet do pierwszej bazy, a zachowujesz się, jakbyś jej przyrzekł miłość, wierność i resztę tych bzdetów.
Potter machnął ręką zbywając przyjaciela.
Ale mam szansę, tylko nie mogę jej zmarnować.
Każdą marnujesz. A tutaj wskazał na dziewczynę za barem szansa pcha ci się sama do łóżka.
Daj spokój, Łapo. Może po prostu mnie nie kręci?
Każdego by kręciła! Ona Jest jak talerz zupy.
Jak talerz zupy? zdziwił się James.
Dmucha się wtedy, gdy jest gorąca wytłumaczył usłużnie Black.
Rogaty parsknął śmiechem.
No może i masz rację, ale chyba nie skorzystam przyznał po chwili wahania.
Pewnie. Marz o tym wstrętnym rudzielcu, zimnym jak bryła lodu prychnął.
Syriusz nie skomentował już więcej zachowania kumpla. Nie dowierzał jakim kretynem można być. Żeby nie chcieć takiej laski, bo Evans. Owszem nie mógł odmówić urody oraz zgrabnej figury dziewczynie, którą wybrał za cel James, jednak nie rozumiał jego zachowania. Przecież czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. A wątpiłby Lily przejmowała się tym, co wyczyniał Potter w wakacje, przecież nawet go nie lubiła a co dopiero mówić o głębszych uczuciach.
Dobra, spadamy obwieścił okularnik, dopijając duszkiem resztę trunku.
Co? Ale jak to? zapytał zdziwiony.
Idziemy Łapo.
Ale... ale Ginger! Wskazał w stronę baru, jednak Pottera już nie było.
Oszaleje z tym idiotą burknął i pospiesznie wyszedł.
Co ty wyczyniasz?! spytał z wyrzutem, gdy doszedł do przyjaciela wzywającego Błędnego Rycerza.
Wracam do domu odparł spokojnym głosem.
Black tylko prychnął i przepchał się koło konduktora, który witał ich swoim standardowym powitaniem.
★★★
           — Chłopcy chodźcie na obiad! zawołała Dorea z kuchni. Dzięki magii pogłośniła swój głos, aby nie musieć fatygować się na boisko w ogrodzie.
Po chwili usłyszała tupot stóp i dwa roześmiane młodziki wpadły do jadalni. Podała posiłek i z zadowoleniem przyglądała się, jak szybko pałaszują przygotowane przez nią potrawy, zachwalając ich smak. Cieszyła się, widząc James tak szczęśliwego. Promieniał, a uśmiech nie znikał z jego twarzy.
Jim dostałeś list powiedziała, gdy już chcieli wyjść z powrotem na dwór.
Odebrał go z jej rąk a uśmiech, o ile to było możliwe, stał się jeszcze większy. Widząc to Syriusz poderwał się z krzesełka, na którym przysiadł i wyrwał kopertę przyjacielowi. Z szaleńczym śmiechem wbiegł na schody.
Black oddawaj! krzyknął Potter i ruszył za Syriuszem.
Dorea pokiwała głową z rozbawieniem, kochała tych łobuzów całym sercem.
★★★
          Wpadł do swojego pokoju i zatrzasnął drzwi. Po chwili z hukiem dołączył do niego James.
Oddawaj to kundlu!
Black pokazał mu język, odskoczył od drzwi i wskoczył na łóżko. Potter dalej go gonił, jednak jego przyjaciel zwinnie mu umykał. Zdarzył już rozerwać kopertę i zaczął czytać.
Drogi Jamesie. Zaintonował cienkim, piskliwym głosikiem, który w zamyśle miał parodiować Evans. Niezmiernie mi miło, że do mnie napisałeś. Kontynuował i raptownie się zatrzymał na łóżku, przez które miał zamiar przeskoczyć. Rogacz nie zdążając wyhamować, wpadł na niego i obydwaj wylądowali na podłodze.
Ała jęknął zbolałym głosem spod Rogatego.
Potter zreflektował się, podniósł i dźwignął przyjaciela na nogi.
Czy ona napisała „miło mi”? spytał głupio, nie dowierzając.
Na to wygląda przyznał Łapa.
Popatrzyli na siebie zdziwieni i jednocześnie rzucili się do listu, który w zamieszaniu spadł na dywan.
Black! warknął James, wyrywając mu korespondencje.
No pewnie, bo skalam swoimi brudnymi łapami list od Evans prychnął. Odwrócił się z założonymi rękami obrażony. Mimo to ciekawość zwyciężyła i zaczął zaglądać przyjacielowi przez ramię.
Drogi Jamesie
Niezmiernie mi miło, że do mnie napisałeś. U mnie wszystko w porządku, spędzam wakacje w domu wraz z moją zołzowata siostrą, ale jakoś wytrzymuję. Co do Snape`a.... nie obwiniaj się, widocznie tak musiało być. Próbował mnie przeprosić, ale nasze drogi rozeszły się definitywnie.
Życzę Ci udanych wakacji.
Do zobaczenia na dworcu.
Lily
Lepsze to niż coroczne „Odwal się Potter” stwierdził Black.
Żartujesz sobie! Napisała „ Drogi Jamesie” i że zobaczymy się na dworcu! odparł entuzjastycznie.
Wiesz, nie obiecuj sobie, zbyt wiele zaczął ostrożnie Łapa.
Stary startuję z pierwszej pozycji!
Czy ja wiem...
Mówię ci, brakuje mi dosłownie tyle. Złączył na odległość mniejszą niż jeden cal kciuk i palec wskazujący.
Skoro tak uważasz. — Wzruszył ramionami wciąż nieprzekonany.
Nie mogę się doczekać, kiedy pojedziemy do szkoły!
No ja też. Już na dzień dobry Ruda przywita cię jakimś soczystym wyzwiskiem. Ciekawe czy poszerzyła repertuar.
Marny z ciebie przyjaciel Łapo, zero optymizmu i wiary we mnie.
Znam cię i znam ją. Tyle mi wystarczy przyznał.
Odwiedźmy ją! krzyknął nagle James.
Kogo?
McGonagall jełopie! No Lily.
Nie wiesz gdzie mieszka stwierdził trzeźwo.
To spytamy Rosario.
W życiu ci nie powie.
To Dorcas. — Nie dawał za wygraną okularnik.
Tym bardziej. Ostudził jego zapał Syriusz.
To wyślemy do niej list, wsiądziemy na miotły i polecimy za sową. Przedstawił swój błyskotliwy plan.
W sumie... Black zamyślił się. Głupszej rzeczy nie mogłeś wymyślić orzekł w końcu.
Bardzo zabawne prychnął James.
Łapa roześmiał się i poklepał go przyjacielsko po plecach.
No dobra, chodźmy porzucać łajnobombami. Prewett powinien wychodzić już od Amelii.

James błysnął zębami w uśmiechu. Kto mógłby być jego najlepszym przyjacielem jak nie Syriusz?