czwartek, 23 kwietnia 2015

Rozdział 35: "Szlama."

Witajcie kochani!
Oprócz tego, że rozdział powinien być kilka dni temu, to nastąpił progres:)
Wiem, że odpowiedziałam na Wasze komentarze z opóźnieniem, ale obiecałam, że nikogo nie pominę i tego się będę trzymać:) Odwiedziłam również większość Waszych blogów i skomentowałam!
Miałam problem, czy umieszczać fragmenty z książek, czy omijać je w końcu stanęło na częściowym wykorzystaniu, mankamencik jest taki, że sytuacja z Huncwotami i Snape`m odbyła się przed SUMem z transmutacji, ja ją umiejscowiłam po zakończeniu egzaminów. Mam nadzieję, że nie będzie to Was bardzo razić w oczy. Ogólnie jestem zadowolona, czekam, jak Wam się podobało!:)
Rogata
A zapomniałabym! Inną czcionką, Verdaną dokładnie, są napisane fragmenty z HP:) Pewnie byście wiedzieli, ale tak dla pewności:)
☆☆☆
-Jesteśmy przyjaciółmi, ale nie lubię kilku typów, koło których wciąż się kręcisz! Wybacz mi, ale nie cierpię Avery`ego i Mulcibera! Mulciber! Co ty w nim widzisz, Sev? Jest odrażający! Nie wiesz, co próbował zrobić Mary Macdonald?
Lily przystanęła przy filarze i oparła się o niego, patrząc w jego chudą, ziemistą twarz.
-To nic takiego... Taki żart, nic więcej...
-To była czarna magia i jeśli uważasz, że to śmieszne...
-A co robi ten Potter i jego kumple?- zapytał ze złością Snape, rumieniąc się lekko.
-Co ma z tym wspólnego Potter?
-Wymykają się gdzieś w nocy. Ten Lupin jest jakiś dziwny. Jak myślisz, gdzie on wciąż znika?
-Lupin jest chory- odpowiedział Lily.- Mówią, że choruje...
-Co miesiąc przy pełni księżyca? (1)
Dalej James nie słuchał. Wyglądało na to, że Snape nie wiedział, że Lily zna przypadłość Remusa i ja akceptuje. Próbował usprawiedliwić babranie się w czarnej magii, odwracając uwagę Evans od siebie i kierując ją na grzeszki jego oraz chłopaków. Kanalia. Musieli znów coś wymyślić, aby po uprzykrzać mu odrobinę życie.
★★★
Syriusz popatrzył na zegarek. Zostało mu tylko dziesięć minut do rozpoczęcia lekcji, a właśnie zaczął swój poranny patrol pod hasłem: „Jaką dziewczynę dziś zbajeruje”. Uczennice bardziej zainteresowane jego osobą (czyt. wszystkie), a w szczególności należące do fan clubów znały ten jego „połów” i w tym czasie uśmiechały się słodko. Black dobrze wiedział, których się wystrzegać, a z którymi ewentualnie mogłyby się umówić. Od wieży Gryffindoru, z której szedł, do lochów była długa droga, więc miał prawie całą szkołę do wyboru. Gdy minął już parę Puchonek, którym w dziwny sposób popodwijały się spódniczki i zdziwionych chłopaków, widzących go po raz pierwszy bez Pottera zwątpił, że znajdzie jakąś odpowiednią. Spostrzegł pewną brunetkę, która rozmawiał z koleżanką. Zmierzył ją wzrokiem i stwierdził, że może być. Przystąpił do dzieła.
★★★
Pod klasą profesora Slughorna zebrała się już duża grupka Gryfonów w tym trzy czwarte Huncwotów, Lily, Dorcas oraz trzech Ślizgonów. Slughorn, jak wiadomo opiekun Domu Węża, nie odejmował swoim podopiecznym punktów za spóźnienia, tyczyło się to też Huncwotów i Lily, którzy byli jego ulubieńcami, a reszta nieszczęśników traciła punkty i zbierała szlabany. Jednak bardzo często to on się spóźniał.
Evans! James, postanowił wykorzystać produktywnie czas i podenerwować koleżankę.
Czego?
Chcesz ze mną chodzić?
Lily przeniosła na niego zdezorientowany wzrok, jednak szybko się zreflektowała.
Merlinie daj siłę! Przemknęło jej przez myśl.
A co, sam się boisz? Próbowała być spokojna.
Kto, jak kto, ale ja niczego się nie boję. Wyszczerzył się do niej i potargał swoim zwyczajem włosy.
A ja myślę, że jednak jest coś takiego odparła.
 Doprawdy?
 Na przykład szczotka do włosów.
Dorcas parsknęła śmiechem. Potter, którego docinki Evans niezwykle bawiły, wyszczerzył się jeszcze bardziej.
A ja myślę, że to ty masz się czego bać. Przybliżył się do niej, Lily zapobiegawczo odsunęła się na bezpieczną, w jej mniemani, odległość.
A ja myślę, że to jest tak, że im więcej mówisz, tym mniej mnie to obchodzi zauważyła opryskliwie.
Uważam, że to BARDZO cię obchodzi, w końcu obiecałem, że zorganizuję jakieś małe spotkanie w schowku na miotły szepnął jej na ucho, dziewczyna poczerwieniała.
Twoje niedoczekanie fuknęła.
Zaśmiał się i odwrócił w stronę zmierzającego Syriusza.
★★★
Syriusz po bliższych oględzinach wolał nie ryzykować. Gdy minęły trzy minuty rozmowy z nieznajomą dziewczyną, znał cały jej życiorys od podstaw. I pragnął najszybciej, jak się dało zakończyć znajomość, okazało się, że stara prawda jest jak najbardziej aktualna i uroda nie zawsze idzie w parze z inteligencją. Dzisiejsze łowy mu się nie udały, co nie uszło uwadze kilku dziewczętom, które postanowiły wykorzystać swoja szansę, w przyszłości. Dobiegł do miejsca, w którym byli jego przyjaciele.
Łapo, gdzieś ty polas?
Poszedł poprawił przyjaciela Remus Polas to taki kawałek terenu na skraju lasu.
 Bardzo śmieszne burknął James na uwagę Lupina i wszedł za chichoczącymi dziewczynami do klasy.
                                                                            ★★★
Podczas lekcji James razem z kumplem rzucał zaczarowanymi papierowymi kulkami, które wybuchały, osmalając ubranie Smarka i Mulcibera.
A, co będzie, jak wpadnie do kociołka? Skrzywiła się Alicja na myśl o ubrudzeniu.
Duet żartownisiów wyszczerzył się do siebie i wszystkie kulki, które były przeznaczone na plecy, Ślizgonów wpadały raz za razem do ich kociołka. Gdy już rozległo się wymarzone „BUM”, kociołek, który podskoczył z palnika, wpadł wprost na głowę, Severusa. Popłoch, który panował w klasie, przerwała salwa śmiechów wydobywających się z ust Gryfonów. Snape, a raczej jego reszta ciała bez głowy, biegała po klasie i wymachiwała rękami, przewracając na resztę swoich kolegów kociołki. Udany kawał był tym samym końcem lekcji, ponieważ prawie wszyscy Ślizgoni zmuszeni byli udać się do Skrzydła Szpitalnego, aby pielęgniarka opatrzyła ich i odwróciła działanie eliksiru powodującego znikanie.
★★★
Siedzieli w ciszy, panowała napięta atmosfera po niedawnej kłótni. Wywar w kociołku delikatnie bulgotał, jednak nikt nie zwracał na niego zbytniej uwagi. Lily posiekała korzeń bulwiaka i dodała do eliksiru, zamieszała według wskazówek, nie sprawiło jej to przyjemności takiej jak zawsze. Snape przyglądał się temu bez zainteresowania, dawno już opanował tę miksturę, zresztą jego głowę zaprzątała inna. Ta, która wzbudziła zachwyt w Mulciberze, ta, którą podał Macdonald. Wszyscy myśleli, że została trafiona czarnoksięskim zaklęciem, tylko oni wiedzieli, jak było naprawdę. Zdobył wtedy uznanie, obiecali mu, że szepną za nim słówko do ich Czarnego Pana. Z opowieści Avery`ego wynikało, że to potężny i wszechmocny mag. Chciał go poznać, pokazać mu działania swoich eliksirów, tych, które namiętnie tworzył i kolekcjonował w skrzynce pod łóżkiem. Przy takim człowieku miałby możliwości, mógłby się rozwijać, mógłby pokazać wszystkim, że nie jest zwykłym człowiekiem, tylko czarodziejem z pasją i ogromnymi umiejętnościami. Doskonale wiedział, że był lepszy od Slughorna. Stary Ślimak już dawno się wypalił. Jego jedynym zajęciem było kolekcjonowanie w swoim Klubie dzieci i wnuków sławnych ludzi oraz zajadanie się ananasami. On mógł osiągnąć wszystko, musiał tylko znaleźć odpowiedniego mentora, a takim wydawał się Lord.
Pytam się po raz czwarty czy jest dobrze? Zirytowana Evans, kopnęła go w kostkę.
Wybacz, zamyśliłem się. Zerknął do kociołka. Zamieszaj pięć razy w lewo i będzie gotowe.
Posłusznie wykonała jego polecenie i rozpromieniła się, był idealny.
Dawno nie miałeś dla mnie czasu zaczęła.
Ostatnio, gdy się widywali albo on jej unikał, albo się kłócili.
SUMy odparł krótko.
Severusie co się dzieje? Spojrzała na niego z troską i położyła rękę na jego ramieniu.
Nic, ja tylko... Przerwał mu dźwięk otwieranych drzwi.
Snape! Potrzebny jesteś Mulciberowi. Regulus wparował do klasy nawet, nie zaszczycając Lily spojrzeniem.
Już, już. Ślizgon pospiesznie zaczął zbierać swoje rzeczy.
Sev! Powiedziałeś im?!
O czym? Spojrzał na nią zdziwiony.
O naszym miejscu. Ręką zatoczyła łuk, jakby chciała wskazać cała salę.
Wzruszył tylko ramionami.
Tak jakoś wyszło... Muszę iść.
Sev! jęknęła bezradnie.
Do zobaczenia.
Po policzku dziewczyny zaczęły spadać łzy.
Kiedy go zaczęłam tracić? szepnęła.
Nie uzyskała odpowiedzi.
★★★
Nastał wymarzony weekendy, dla młodych uczniów oznaczał chwile wytchnienia, dla piątoklasistów intensywną naukę, gdyż w poniedziałek zaczynali oni zdawać pierwsze Standardowe Umiejętności Magiczne. Pokój Wspólny zawsze gwarny i pełen Gryfonów był wyludniony i spokojny, większość uczyła się w zaciszu swoich dormitoriów. Pani Pomfrey miała ręce pełne roboty, gdyż z minuty na minutę przybywało osób w jej małym królestwie, które mdlały, były blade lub wręcz zielone, spanikowane, a także zestresowane. Nie obijał się też profesor Slughorn, który warzył eliksir odstresowujący, a w jeszcze większych ilościach ten na uspokojenie. Nastrój paniki i „nicnieumienia” dopadł również pannę Evans, która w szaleńczym tempie wertowała swoje notatki i mamrotała pod nosem jak mantrę: „Nic nie umiem”. Dorcas stwarzała pozory spokoju, ale w środku cała dygotała na myśl o transmutacji i również, tak jak Lily, powtarzała materiały. Alicja podkreślała różnymi kolorami najważniejsze rzeczy w swoich zapiskach, gdyż jako osoba uzdolniona manualnie, była też wzrokowcem a kolorowe notatki pomagały jej w zapamiętywaniu. Najspokojniejsza i najmniej zestresowana, o ile w ogóle odczuwająca jakikolwiek niepokój z powodu egzaminów, była Rosario, siedziała na swoim łóżku i bawiła się standardowo z kotką Rudej. Książka od eliksirów grzecznie spoczywała w stercie innych pomocy naukowych, których panna Albertini nawet nie dotknęła i chyba nie zamierzała tego zrobić. O wiele bardziej absorbującym zajęciem, było bezmyślne potrząsanie zabawką dla kota i rozmyślanie nad zbliżającym się spotkaniem z ojcem Dereka. Lily, która posiadła z nich najbardziej wybuchowy charakter, a którą w takich sytuacjach ja tak, denerwowało wszystko, wstała, wyrwała z ręki Ros zabawkę i cisnęła nią do kosza, po czym zadowolona z siebie zagłębiła się ponownie w lekturze. Albertini z rozbawienie pokręciła głową i postanowiła jednak odrobinę poczytać, choć najpierw stwierdziła, że uda się do kuchni po coś słodkiego. Może weźmie kilka eklerków na udobruchanie pani prefekt.
★★★
Syriusz Black na należał do osób cierpliwych, ponadto nie lubił, gdy nie był w centrum uwagi. A tak właśnie się działo. Ze swojego posłania obserwował Remusa, który zaczytany w książce nie widział świata poza nią. Nie było to dla niego wielkim zaskoczeniem, ponieważ cały piąty rocznik oszalał na punkcie SUMów, wszędzie spotykał uczące się osoby. Dodatkowo irytował go fakt, że jego najlepszy przyjaciel, niejaki James Potter zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach.
Gdzie jest Glizda?
Usłyszał Remus, który od dłuższego czasu obserwował dyskretnie nudzącego się Syriusza.
W bibliotece.
A Rogacz?
Na szlabanie.
Za co?
Lupin wzruszył tylko ramionami.
Syriusz zamyślił się: Dlaczego James miał szlaban? Od razu w jego głowie uformowała się wizja, że jego kumpel, wywinął jakiś numer SAM. A jak wiadomo, przedsięwzięcia Huncwotów organizowali RAZEM, a nic nie było mu wiadomo o nowym dowcipie. Pozostawała opcja, że nadarzyła się idealna okazja do kawału, której taki żartowniś jak Potter nie mógł przepuścić lub McGonagall dostała PMSu a James pojawił się w nieodpowiednim momencie i chwili. Ostatnia możliwość to zafiksowana Evans, która wlepiła karę Rogatemu za takie wielkie przewinienie jak zbyt głośne oddychanie czy po prostu istnienie. Te wszelkie powody niebycia z Jamesem na szlabanie niestety nie powodowały, że Syriuszowi nudziło się mniej. Zerknął na zegarek, osiemnasta trzydzieści cztery, rozejrzał się po dormitorium i stwierdził, że nic się w nim nie zmieniło przez te kilka minut, w których był zajęty kontemplacja jamesowego szlabanu. Wstał z łóżka, rozprostował nogi, wygrzebał z szafy zwykłe ubrania, ściągnął mundurek i ubrał to, co wcześniej przygotował, poszedł do łazienki popodziwiać swoją, przystojną twarz.
Remus usłyszał brzęk tłuczonego szkła i przekleństwo, wypływające z ust przyjaciela. Po chwili zobaczył Syriusza ze zbolałą miną, który, mimo tego, że Lunatyk nie pytał, opowiedział, jak to zbił fiolkę swoich ulubionych perfum. Pokiwał współczująco i wrócił do nauki.
Black znów spojrzał na zegarek, osiemnasta trzydzieści osiem, nie mógł uwierzyć, że zrobił tyle, w tak krótkim czasie. Kiedy już miał zamiar umrzeć z nudów, drzwi pokoju otworzyły się i staną w nich Peter. Chyba jeszcze nigdy nie ucieszył się tak na jego widok.
Glizdogonie, mój stary druhu powitał go wylewnie. Może pogramy w szachy?
Muszę dokończyć karny esej na starożytne runy oznajmił przepraszającym głosem.
Łapie momentalnie zrzedła mina i burknął coś zrozumiałego tylko dla niego samego, usiadł obrażony i zaczął wystukiwać palcami, o szafkę nocną, tylko sobie znaną melodię.
Nudzi mi się. — Mruczał pod nosem w takt.
Wiesz Łapo zaczął Remus, którego „muzyka” Blacka doprowadzała do białej gorączki. Przyjaciel spojrzał na niego z zainteresowaniem, była to zawsze jakaś odskocznia od nic nierobienia. Jak pies się nudzi, to sobie jajka liże.
Od kiedy to jesteś taki joł, do przodu, Lupin? warknął Łapa i wyszedł, trzaskając drzwiami. Nie zwracając na nic uwagi, przeszedł przez Pokój Wspólny i udał się na korytarz, pierwszą rzeczą jaka przykuła jego uwagę, była Pani Norris, która siedziała na środku korytarza i wlepiała w niego swoje żółte ślepia.
★★★
James wyszedł z sali od numerologii, rozcierając obolałe nadgarstki, wyszorował chyba wszystkie ławki znajdujące się w klasie, ponadto poprzysiągł sobie, że do końca życia nie weźmie do ust gumy do żucia, której odlepił dzisiaj całe setki spod blatów. Dodatkowo dotąd nie mógł pojąć idei karania szlabanem za brak odrobionych prac domowych. Mało to było edukujące. Kiedy wracał do wieży Gryffindoru między nogami przebiegła mu rozjuszona i wystraszona do granic możliwości kotka Filcha a za nią bardzo znana mu postać czarnego psa. Niewiele myśląc, pognał za zwierzętami. Cieszył się, że ma bardzo dobrą kondycję, bo inaczej straciłby całe przedstawienie.
Co tu się wyrabia?!
Kocica wskoczyła z rozpędu na zdezorientowanego Filcha, wbiła w swojego pana pazury i zaczęła przeraźliwie miauczeć. Woźny jęknął z bólu, który spotęgował się, gdy Łapa nie wyhamował i uderzył w Argusa. James zanosił się ze śmiechu na widok tej sceny.
Znów męczysz moją biedną Panią Norris ty hultaju!
Nie, to on. Wskazał na Syriusza, który wielce zadowolony z siebie merdał ogonem i szczekał.
Skąd to się tu wzięło! Łap go! krzyknął do Jamesa i rzucił się na Blacka, który dużo sprytniejszy od woźnego przewracając go, wskoczył mu na plecy, wesoło zaszczekał i pognał w głąb zamku, Filch gramoląc się, ruszył za nim.
Przebiegł kilka schodków, schował się w tajemnym przejściu i zmienił z powrotem w człowieka. Zziajany dołączył do Huncwotów na kolacji.
Stary, to było genialne!
Przybili sobie piątkę
Remus mnie zainspirował wyznał Syriusz.
Ja? zdziwił się i przełknął z trudem jedzenie.
Wspominałeś coś o psie i takie tam odparł Łapa i z wielkimi uśmiechem zajął się kolacją.
Lupin przez chwilę siedział z rozdziawioną buzią, myślał, że za takie dogryzanie, Black będzie urażony i nie odezwie się do niego przez najbliższy tydzień. Widać dla Huncwota najważniejszy jest dobry żart, nie przeszkadza wtedy nawet urażona duma.
★★★
Wiadome jest, że co dobre szybko się kończy, dlatego też dwa dni wolnego, które dla jednych były ciągłą nauką, a dla innych błogim lenistwem, minęły, jak z bicza strzelił. Zanim uczniowie się obejrzeli już stali pod Wielką Salą w oczekiwaniu na egzamin. Lata nauki i wytężonego wysiłku przyniosły oczekiwane efekty, dla skrupulatnie uczących się zadane pytania nie były trudne, a prawidłowe odpowiedzi same nasuwały się na myśl. Tak było w przypadku Lily, Dorcas i Remusa, których pióra tylko śmigały po pergaminach. Trudniej było odrobinę Jamesowi i Syriuszowi, a także Alicji, którzy mniej się uczyli, a więcej czasu poświęcali na rzeczy błahe, aczkolwiek przyjemne. Jednak i im udawało się odnaleźć coś w zakamarkach umysłu, żeby móc odpowiedzieć na pytania egzaminacyjne. Dużo gorzej miała Rosario, która wpatrywała się w swój arkusz i usiłowała cokolwiek wymyślić, zaklęcia, transmutacja, a nawet OPCM były dużo prostsze, bo często wiedzę wykorzystywała w praktyce, natomiast o ONMS wiedziała tyle, co o zeszłorocznym śniegu. Cieszyła się tylko, że to ostatni egzamin, po którym odpocznie i wróci do domu. Peter siedział i miał taki sam, o ile nie większy problem, niż Ros, z uporem maniak wpatrywał się w siedzącego nieopodal Lupina, próbując wyczytać z jego postaci odpowiedzi. Nauczyciel obwieścił koniec czasu.
Oficjalnie SUMy zostały zakończone.
Severus rozsiadł się pod drzewem, studiując dalej pytania egzaminacyjne i przypominając sobie, jakich udzielił na nie odpowiedzi. Zerknął do podręcznika i z zadowoleniem stwierdził, że wymienił wszystkie cechy, po których można poznać wilkołaka. (2)Snape wstał i chował swój pergamin do torby. Kiedy wyszedł z cienia i ruszył przez trawnik, Syriusz i James też wstali. Lupin i Glizdogon pozostali na miejscu. Lupin gapił się w książkę, choć oczy mu się nie poruszały, a między brwiami pojawiła się mała zmarszczka. Glizdogon patrzył to na Syriusza, to na Jamesa, to na Snape’a z wyraźnym oczekiwaniem na twarzy. 
- W porządku, Smarkerusie? - zapytał głośno James. 
Snape zareagował tak szybko, jakby się spodziewał napaści. Upuścił torbę, wsunął rękę za pazuchę i już podnosił różdżkę, gdy James wrzasnął: 
- Expelliarmus! 
Różdżka Snape’a wyleciała w powietrze i upadła za nim w trawę. Syriusz parsknął śmiechem. 
- Impedimento! - krzyknął, celując różdżką w Snape’a, który zwalił się na ziemię w połowie skoku po własną różdżkę. 
Porozkładani na trawie uczniowie zwrócili głowy w ich stronę. Niektórzy wstali i podeszli bliżej. Jedni mieli przerażone miny, inni byli wyraźnie rozbawieni. 
Snape leżał na ziemi, dysząc. James i Syriusz zbliżali się do niego z różdżkami w pogotowiu. James zerkał przez ramię na dziewczyny nad wodą. Glizdogon wstał, obserwując tę scenę łakomym wzrokiem, po czym obszedł Lupina, żeby mieć lepszy widok. 
- Jak ci poszedł egzamin, Smarku? - zapytał James. 
- Obserwowałem go, rył nosem po pergaminie - powiedział drwiąco Syriusz. - Na pewno tak go poplamił, że nie będą mogli odczytać ani słowa. 
Tu i ówdzie rozległy się śmiechy. Najwyraźniej Snape nie cieszył się w szkole popularnością. Glizdogon zachichotał. Snape próbował wstać, ale zaklęcie wciąż działało; wił się, jakby walczył z niewidzialnymi sznurami. 
- Jeszcze zobaczymy... - wydyszał, patrząc na Jamesa z nienawiścią. - Tylko... poczekajcie... 
- Na co? - zapytał chłodno Syriusz. - Co zamierzasz zrobić, Smarku, wydmuchać sobie na nas nos? 
Snape bluznął potokiem przekleństw i zaklęć, ale jego różdżka była daleko, więc żadne z zaklęć nie zadziałało. 
- Przepłucz sobie usta - wycedził James. - Chłoszczyść! Z ust Snape’a zaczęły się wydobywać różowe bańki mydlane, piana pokryła mu wargi, wyraźnie się dusił... 
- ZOSTAWCIE GO! 
James i Syriusz rozejrzeli się wokoło. Wolna ręka Jamesa szybko powędrowała do włosów. (...)
- Co jest, Evans? - zapytał James głosem, który stał się nagle uprzejmy, głębszy, jakby bardziej męski. 
- Zostawcie go - powtórzyła Lily. Patrzyła na Jamesa z odrazą. - Co on wam zrobił? 
- No wiesz... - powiedział James powoli, jakby się zastanawiał - to raczej kwestia tego, że on istnieje... jeśli wiesz, co mam na myśli... 
Wielu widzów obserwujących tę scenę wybuchnęło śmiechem, w tym Syriusz i Glizdogon, ale nie Lupin, nadal pochylony nad książką. Lily też się nie roześmiała. 
- Wydaje ci się, że jesteś bardzo zabawny, tak? - zapytała chłodno. - A jesteś tylko zarozumiałym, znęcającym się nad słabszymi szmatławcem, Potter. Zostaw go w spokoju. 
- Zostawię, jak się ze mną umówisz, Evans - odrzekł szybko James. - No... nie daj się prosić... Umów się ze mną, a już nigdy więcej nie podniosę różdżki na biednego Smarka. 
Za jego plecami zaklęcie spowolnienia przestawało działać. Snape czołgał się powoli ku swej różdżce, wypluwając mydliny. 
- Nie umówiłabym się z tobą nawet wtedy, gdybym musiała wybierać między tobą a wielkim pająkiem - oświadczyła Lily. 
- Nie masz szczęścia, Rogaczu - rzekł Syriusz i odwrócił się w stronę Snape’a. - OJ! 
Ale krzyknął za późno. Snape już celował różdżką prosto w Jamesa. Błysnęło i z policzka Jamesa trysnęła krew. Odwrócił się błyskawicznie, znowu błysnęło, i Snape wisiał już w powietrzu do góry nogami. Szata opadła mu na głowę, odsłaniając chude, blade nogi i poszarzałe gatki. 
Wielu widzów zaczęło klaskać. Syriusz, James i Glizdogon ryknęli śmiechem. Rozzłoszczona twarz Lily drgnęła lekko, jakby i ona powstrzymywała uśmiech. 
- Puść go! 
- Na rozkaz! - powiedział James i szarpnął lekko różdżką. 
Snape zwalił się bezwładnie na ziemię. Wyplątał się jakoś z szaty, wstał i podniósł różdżkę. 
- Petrificus totalus! - rozległ się głos Syriusza i Snape znowu runął jak długi i zesztywniał. 
- ZOSTAWCIE GO W SPOKOJU! - krzyknęła Lily. Teraz i ona miała już różdżkę w ręku. James i Syriusz wpatrywali się w nią uważnie. 
- Ech, Evans, nie zmuszaj mnie, żebym ci zrobił krzywdę - powiedział James. 
- To cofnij swoje zaklęcie! 
James westchnął ciężko, a potem odwrócił się do Snape’a i wyszeptał przeciwzaklęcie. 
- Bardzo proszę - powiedział, gdy Snape po raz kolejny dźwignął się na nogi. - Masz szczęście, że Evans tu była, Smarkerusie... 
- Nie potrzebuję pomocy tej małej, brudnej szlamy! 
Lily zamrugała szybko. 
- Świetnie - powiedziała chłodno. - W przyszłości nie będę sobie tobą zawracać głowy. I na twoim miejscu wyprałabym gacie, Smarkerusie. 
- Przeproś ją! - ryknął James, celując różdżką w Snape’a. 
- Nie zmuszaj go, żeby mnie przepraszał! - zawołała Lily, łypiąc groźnie na Jamesa. - Jesteś taki sam jak on... 
- Co? - krzyknął James. - Ja NIGDY bym cię nie nazwał... sama wiesz jak! 
- Targasz sobie włosy, żeby wyglądać tak, jakbyś dopiero co zsiadł ze swojej miotły, popisujesz się tym głupim zniczem, chodzisz po korytarzach i miotasz zaklęcia na każdego, kto cię uraził, żeby pokazać, co potrafisz... Dziwię się, że twoja miotła może w ogóle wystartować z tobą i z twoim wielkim napuszonym łbem. MDLI mnie na twój widok. 
Odwróciła się na pięcie i odeszła. 
- Evans! - zawołał za nią James. - Hej, EVANS! 
Nawet się nie obejrzała. 
- Co jej się stało? - zapytał James, bezskutecznie starając się sprawić wrażenie, że go to niewiele obchodzi. 
- Czytając między wierszami, powiedziałbym, że chyba uważa cię za osobę nieco próżną - mruknął Syriusz. 
- Świetnie - rzekł James, teraz już nie kryjąc wściekłości. - Znakomicie... 
Znowu błysnęło i Snape ponownie zawisł w powietrzu do góry nogami. 
- Kto chce zobaczyć, jak ściągam majtki Smarkerusowi?  (2)
★★★
Nie potrzebuję pomocy tej małej, brudnej szlamy.
Małej, brudnej szlamy,
Brudnej szlamy.
Szlamy.
Biegła ile sił w nogach, które niosły ją same po dobrze znanych im korytarzach. Łzy przysłaniały wszystko, cieszyła się, że wiele osób świętuje koniec egzaminów na błoniach, nikt nie widział, gdy wpadła do maleńkiego schowku na miotły, podkuliła nogi pod brodę i łkając zastanawiała się, kiedy jej przyjaciel ją znienawidził, kiedy to, co ich łączyło, przestało być ważne.
Nie wiedziała, ile czasu minęło, siedziała otępiała i wpatrywała się w ciemność, łzy przestały spływać kaskadami po policzkach, chyba nawet ich już zabrakło, aby uśmierzyć ból po starcie Severusa.
Szlama.
Cholernie bolało.
Skuliła się jeszcze bardziej. Zawsze powtarzał, że to nic nie znaczy, to nic nie zmienia, liczyła się tylko ich przyjaźń. A teraz? A teraz jest zwykłą szlamą, brudno krwistą, którą pogardza nawet najlepszy przyjaciel. Nie chciała jeszcze wracać do dormitorium, nie czuła się gotowa, poza tym nie miała ochoty na wysłuchiwanie „a nie mówiłam” Alicji i Rosario, które nigdy nie lubiły Ślizgona i ją przed nim ostrzegały. Nie chciała ich słuchać, dla niej był tym samym Severusem, który leżał z nią na łące, bujał na huśtawce i opowiadał setki razy o Hogwarcie. Widać, jej przyjaciółki szybciej poznały się na nim niż ona. Niespodziewanie drzwi otworzył się, wpadło oślepiające światło, a potem zamknęły, ktoś wszedł i potknął się o wiadro. Lily usłyszała rumor i przekleństwo.
Jak mnie tu znalazłeś? spytała, bo doskonale rozpoznała właściciela owego głosu.
Mam swoje...
Huncwockie sposoby, tak wiem. Dokończyła za niego spokojny głosem, bez cienia złośliwości czy złości. Tak innymi niż zazwyczaj do niego się zwracała.
Jak będziesz grzeczna dziewczynką, to może kiedyś ci je pokażę obiecał.
Prychnęła cicho.
Jak się czujesz zapytał miękko.
Jakby mnie ekspres do Hogwartu przejechał ze dwa razy odparła.
Przepraszam, to moja wina, nie powinienem...
Znów mu przerwała.
Dlaczego właściwie to ty przyszedłeś?
Wyciągnąłem najdłuższą słomkę wytłumaczył.
Nie wierzę, że uczciwie.
Roześmiał się.
Widzisz Evans, znasz mnie lepiej, niż myślisz przyznał.
Na jej twarzy pojawił się nikły uśmiech, którego on nie miał prawa zobaczyć, po chwili znów się zasępiła.
Wolałabym Dorcas przyznała szczerze.
Trudno, obiecałem ci spotkanie w składziku na miotły, a James Potter dotrzymuje słowa.
Znów wywołał uśmiech na jej twarzy.
Mimo to, wolałabym Dor.
Właściwie, to ona najgłośniej się awanturowała, że powinna przyjść.
Bo tylko ona rozumiała moją przyjaźń z Severuem.
Tym razem to James prychnął.
Wiem, że go nie lubisz, bo jest Ślizgonem.
Lily, macza palce w czarnej magii.
Akurat fuknęła. Wiedziałabym o tym zapewniła. Doskonale wiedziała, że to może być prawda, ale postanowiła bronić byłego już przyjaciela.
A o tym, że znęcał się razem z Mulciberem i Avery`m nad Mary Macdonald też tak doskonale jesteś poinformowana?
Kłamiesz.
Nadal leży w Skrzydle Szpitalnym, Dumbledore nie dowiedział się o tym tylko dlatego, że Snape nie wydał Remusa.
Sev wie o Remusie? zdziwiła się. Nie przyznał się, kiedy rozmawiali, a raczej kłócili się, na dziedzińcu.
Dowiedział się niedawno.
Evans zamilkła, okazało się, że naprawdę nie znała Snape`a, a przynajmniej nie takiego, jakim teraz się stał. Czarna magia? Eliksir? Kłamstwa. Pisnęła przerażona.
Stało się coś? Wystraszył się Potter.
Nie, nie. Uspokoiła go, a w głowie przewijało się tysiąc scen, kiedy zbywał ją, unikał jej towarzystwa, ile razy widziało go z tymi Ślizgonami, a ten eliksir, który ważył... Przeszkodziła mu wtedy swoim pomysłem z tojadem.
Chce do wieży zadecydowała. Odprowadzisz mnie?
Do usług.
Szli w milczeniu, w zamku było cicho i spokojnie, w końcu obowiązywała cisza nocna. Lily nie kwapiła się do rozmowy, a James nie naciskał. Przepuścił ją przez portret Grubej Damy i poczekał, aż zniknie w wejściu do dormitoriów. Kiedy była na ostatnim stopniu, odwróciła się i spojrzała na chłopaka z wdzięcznością.
Dziękuję. Po chwili wahania dodała. James.
☆☆☆
I jak?

  1. fragment z Harry Potter i Insygnia Śmierci.
  2. fragment z Harry Potter i Zakon Feniksa


sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 34: " Proś Merlina, żebym zdążył.'

 Rozdział napisany w dwa dni... chyba przypływ weny był, bo jestem nawet zadowolona z opisu pełni, reszta ujdzie. Od razu przepraszam za wszelkie błędy, bo na pewno będą, mimo tego, że starałam się uważnie sprawdzić:)
Sprawa druga. PRZEPRASZAM! Mam ogromne zaległości na Waszych blogach, nie czytam, nie komentuje, prosiłam o adresy i nie zajrzałam jeszcze, nie odpisałam na komentarze pod poprzednim rozdziałem, okropna jestem:( W dodatku zostałam nominowana do LBA chyba przez dwie albo i trzy osoby, a nawet nie miałam chwili, żeby zerknąć na pytania...
Chciałam przeprosić Łapę i Rogacza oraz Panienkę Livvi... Wasze blogi już dawno miały być w linkach, bo są genialne, a nawet nie miałam czasu zerknąć czy macie coś nowego:( Postaram się poprawić!
Teraz najprzyjemniejsze!

KOCHANI! Zdrowych, radosnych, rodzinnych pełnych miłości i łask Bożych świąt! Smacznego jajka, mokrego dyngusa i dużo, dużo słońca, bo u mnie na tym podwarszaffskim zadupiu leży śnieg ;/
Wasza, stęskniona słońca, wiosny i trampek, Rogata!
☆☆☆
Najprzystojniejszy z Huncwotów, według niego samego, ale również większej części populacji żeńskiej w Hogwarcie, właśnie wracał do wieży Gryffindoru. Chwilę poflirtował z Grubą Damą, nie miał na to zbytniej ochoty, jednak musiał zachować pozory. Nie każdy wiedział, że kobieta przymyka oko na ich liczne spóźnienia i późne powroty do wieży. Rozmowa z portretem, w mniemaniu Blacka, przeciągała się niemiłosiernie, choć trwała zaledwie kilka minut. Powodem mógł być fakt, iż młodzieniec umówił się z nową dziewczyną. Nie chcąc się spóźnić, pożegnał zawiedzioną Grubą Damę i udał się, swobodnym krokiem, w stronę dormitoriów dziewcząt. Machnął różdżką, aby unieruchomić schody i zadowolony niezmiernie z ich niedawnego odkrycia wszedł na pierwszy stopień. Rozbrzmiał alarm, a Huncwot zjechał na tyłku po ślizgawce, w którą zamieniły się schody. Rozejrzał się zdezorientowany. Wśród śmiechów Gryfonów spróbował ponownie, jednak kolejny raz mu się nie udało. Siedząc na podłodze u podnóża wejścia do pokojów dla pań, myślał gorączkowo jak to możliwe, wytężył pamięć i wygrzebał informację o szlabanie otrzymanym przez jego najlepszego kumpla. Próbując sobie przypomnieć, za co, ów kara jest, doszedł do wniosku, iż takiej informacji od Jamesa nie otrzymał. Poderwał się i pobiegł w stronę swojego pokoju, wpadł jak burza i wycelował w zaskoczonego przyjaciela palec.
Ty! zawołał z oskarżycielską miną.
Ja? zapytał zdumiony Potter.
Co zrobiłeś ze schodami do dziewczyn?!
Tak jakby nic.
Tak jakby? A jaśniej?
Rogacz już otwierał usta, aby wytłumaczyć się, gdy do pokoju, jak zwykle bez pukania, weszła Rosario.
Następnym razem jak będziesz mieć ochotę pogapić się na Rudą, to nie zdejmuj peleryny stwierdziła Ros i rzuciła lekkim, prawie przezroczystym materiałem w Pottera.
Syriusz przeniósł zdezorientowany wzrok z Albertini na Jamesa.
— Rogacz no! W dupę Merlina tyle lat pracy na marne burknął i wyszedł.
Rosa parsknęła śmiechem.
★★★
Lunatyk chodził w tę i z powrotem po pokoju tłumacząc, jak niebezpieczne są dla nich pełnie, nawet pod postacią zwierząt. Prosił, żeby mu nie towarzyszyli, gdyż nie chciał narażać ich zdrowia, a przede wszystkim życia. Syriusz przestał słuchać Remusa, tuż po słowie: pełnia i przyglądał się z nikłym zainteresowaniem kursującemu po dormitorium przyjacielowi, który intensywnie gestykulował. James przedrzeźniał Lupina za jego plecami, robiąc głupie miny i grożąc pozostałej dwójce. Remus, kiedy spostrzegł się, co wyczynia Potter, warknął i wyszedł, trzaskając drzwiami.
— Chodźmy go przeprosić, bo zły, da nam popalić później westchnął Black i podniósł się z łóżka. Jakie było jego zdziwienie, gdy naciskając klamkę, drzwi nie ustąpiły.
— Zamknął nas?! zbulwersował się Potter.
— Na to wygląda.
— Odsuń się. James wyszeptał kilka znanych im zaklęć otwierających, jednak żadne nie pomogło.
— I co teraz? zapytał Peter.
— Jak go spotkam, to połamię mu różdżkę na milion kawałeczków warknął zirytowany Rogacz.
— Ja się bardziej martwię, że przegapimy niezłą zabawę.
— O czym ty mówisz? zainteresował się James.
— Napuściłem Smarka na Remusa odparł dumny.
— Co zrobiłeś?!
Syriusz wzruszył ramionami i wsadził ręce do kieszeni.
— Tak jakby powiedziałem mu, jak dostać się do Bijącej Wierzby mruknął speszony, widząc strach w oczach przyjaciela.
— Zwariowałeś?! Jak Remus mu zrobi krzywdę, to nie wybaczy nam tego! warknął James i zaczął nerwowo rozglądać się po pokoju.
— To, co teraz? spytał spanikowany Black, do którego dotarła powaga sytuacji.
— Proś Merlina, żebym zdążył.
Potter otworzył okno, wskoczył na miotłę i niczym strzała wyleciał w mrok nocy.
★★★
Ciemna szata powiewała złowieszczo za wątłym chłopcem. Uważnie obserwował korytarze, aby móc bez przeszkód przedostać się na szkolne błonia. Słysząc wyraźne rozmowy, rzucił zaklęcie na najbliżej stojącą zbroję, rozsypała się, powodując ogromny raban, dzięki któremu odwrócił uwagę woźnego od swojej osoby. Pomknął, najszybciej jak pozwalała mu jego kiepska kondycja, w stronę wyjścia z zamku. Noc była ciemna, ale księżyc będący prawie w pełni zalewał odbitym od słońca blaskiem przyległe tereny, tafla jeziora połyskiwała. Przemknął koło szklarni i stanął naprzeciw Bijącej Wierzby, złowieszczo wymachującej swoimi konarami, miał wrażenie jakby go odganiała. Zgodnie z otrzymanymi wskazówkami zaczął przyglądać się pieniu drzewa, w poszukiwaniu pożądanego sęka. “Black miał rację.” mruknął, gdy spostrzegł kawałek drewna, na pierwszy rzut oka nie różnił się niczym od pozostałych, jednak dla wnikliwego obserwatora, jakim niewątpliwie był Snape, miał kształt przypominający klamkę. Wyciągnął z kieszeni zapałkę i magicznie powiększył ją do rozmiarów dużego, długiego kija, bez problemu, dosięgnął sęka unieruchamiając przeszkodę. Uśmiechnął się z satysfakcją i wszedł do tunelu. Zapalił różdżkę, aby jej światłem oświetlić sobie drogę w podziemiach, doszedł do klapy w podłodze, musiał się ogromnie namęczyć, by ją podnieść. Zaczął zastanawiać się, czy nie powinien poświęcić odrobinę swojego cennego czasu na poprawienie tężyzny fizycznej, jednak jak szybko pojawił się ten pomysł w jego głowie, tak szybko się go pozbył. Tłumacząc, że nie ma czasu na bzdury. Mozolnie wgramolił się do małego pomieszczenia, po którym rozejrzał się z ciekawością, jego wzrok przykuło światło. Podszedł niepewnie, mocno ściskając różdżkę w spoconej dłoni, zobaczył nagiego blondyna siedzącego do niego tyłem, na podłodze w salonie.
★★★
Zeskoczył z miotły i zaczął gorączkowo rozglądać się za patykiem, którym mógłby unieruchomić drzewo, jednak nic takiego nie było w pobliżu. Jego wzrok przykuł porzucony samotnie Zmiatacz, machnął różdżką, a jego drążek wydłużył się do kilku stóp, nie zwlekając, porwał go w ręce i dźgnął Bijącą Wierzbę. Kiedy tylko gałęzie unieruchomiły się, wpadł do tunelu. Ile sił w nogach biegł, prosząc w myślach Merlina, aby nie było za późno. Zapominając o wystającym korzeniu, potknął się i upadł twarzą na kamień, który boleśnie rozciął mu policzek. Szybkim ruchem ręki, przetarł sączącą się z rany krew, podniósł się i nie zważając na boleść w lewej kostce, pokuśtykał dalej. Pulsujący ból utrudniał mu wejście po schodach do Wrzeszczącej Chaty, jego poprzednik zostawił otwartą klapę, za co był niezmiernie wdzięczny, bo obawiał się, że nie dałby rady jej podnieść. Niezdarnie wdrapał się na górę, usłyszał wycie wilkołaka, nie wiele myśląc, rzucił się w stronę pokoju, z którego dochodziły groźne dźwięki. Zamarł widząc mroczniejszą postać Remusa pochyloną nad Snape`m. Starał się szybko przekalkulować jak uratować Ślizgona, wiedział, że większe szanse miałby, gdyby był pod postacią jelenia, jednak nie mógł się ujawnić. Myśl, James! Zaczął zbliżać się do wilkołaka i jego ofiary, jednocześnie wyciągając różdżkę w ich kierunku. Deska pod nogą chłopaka skrzypnęła, co wychwycił wyostrzony zmysł słuchu zwierzęcia, odwróciło się i warknęło osłaniając swoim cielskiem wystraszonego Snape`a, dając do zrozumienia Jamesowi, że ta „zwierzyna” należy do niego. Potter zaczął wycofywać się do drugiego pomieszczenia, w tym wypadku, tego mającego być w zamyśle kuchnią i uspokajająco przemawiał do przyjaciela. Starał się zainteresować go całą swoją osobą, aby dać szansę na ucieczkę Severusowi. Zachęcał Remusa do pójścia za nim, jednocześnie myśląc, jak uciec z Wrzeszczącej Chaty. Kiedy odciągnął wilkołaka na odległość umożliwiającą ratunek, skinął na Ślizgona, który zerwał się do biegu. Tym zabiegiem rozwścieczył Lupina, który natychmiast pognał za uciekinierem, James widząc, że Snape nie ma szansy dobiec do klapy, wykrzyknął pierwsze zaklęcie, jakie przyszło mu do głowy.
Bombarda!
Podłoga pod łapami wilkołaka zarwała się, co spowodowało, że wylądował on kilka stóp pod domem. Potter zajrzał do dziury, która powstała po wybuchu i zaczął rozglądać się za Remusem, w obawie czy nie zrobił zbytniej krzywdy przyjacielowi. Rozległo się kolejne wycie, a po chwili Lupin próbował wydostać się z wyrwy, przeraźliwie sapiąc oraz, co i rusz, warcząc. Gryfon nie zastanawiając się dłużej pobiegł za Snape`m, znalazł go sapiącego przeraźliwie w połowie tunelu.
— Kazałem ci uciekać warknął zirytowany.
Ślizgon tylko prychnął.
— Ruszaj się!
— Nie będę robił tego, co mi każesz burknął.
Jak chcesz. Potter wzruszył ramionami i zaczął kuśtykać w kierunku wyjścia.
Za nimi rozległ się przeraźliwy raban, mogący oznaczać, że Lunatykowi udało wydostać się z pułapki. Rzucili się do ucieczki. W zawrotnym tempie pokonali odcinek dzielący ich od szkolnych błoni i wybiegli na otwartą przestrzeń, Snape pobiegł prosto w kierunku szkoły, James początkowo chciał zrobić to samo, ale pomyślał, że naraziłby wiele osób, umożliwiając wdarcie się wilkołaka do zamku. Zanim zdecydował się na zwabienie Remusa do Zakazanego Lasu, zobaczył postaci zmierzające w jego stronę.
— Dyrektorze! Remus! krzyknął, wskazując w stronę Bijącej Wierzby.
— Wiem, James. Filiusie!
Flitwick skierował różdżkę w stronę drzewa i machnął nią kilka razy zawile. Wycie ustało. Dumbledore wysłał patronusa, w kształcie feniksa, który pomknął w stronę chatki Hagrida.
Do mojego gabinetu. zarządził głosem nieznoszącym sprzeciwu.
James i Severus posłusznie za nim podążyli.
Nikt nie odzywał się całą drogę, pochód zaczynał sam dyrektor, za nim kroczyli Gryfon i Ślizgon, następnie wzburzona McGonagall i zaspany Slughorn, profesor od zaklęć został na błoniach. James próbował kilka razy dopytać się co z Remusem, jednak dyrektor uciszał go tylko gestem dłoni. Gdy drzwi gabinetu otworzyły się, chłopcy zostali poproszeni, aby usiedli obok naburmuszonego Syriusza oraz wystraszonego Petera. Sam Albus Dumbledore usiadł naprzeciw nich w swoim wysłużonym fotelu i złożywszy dłonie, zmierzył swoich gości wzrokiem znad okularów połówek.
— Jak to się stało, Severusie, że znalazłeś się we Wrzeszczącej Chacie?
— Poszedłem według wskazówek Blacka.
— Gdybyś nie wtykał swojego długiego nochala w nieswoje sprawy, to byś nie poszedł! wybuchnął Syriusz.
— Panie Black! Minerwa zganiła go.
— Szpieguje nas odparł oskarżycielskim tonem James, wiedząc, że musi jakoś uchronić Syriusza przed wydaniem, że to przez niego Snape znalazł się w tunelu.
— Spokojnie. Dumbledore uciszył ich. Skąd wiedzieliście, że Severus jest w tunelu?
James i Syriusz spojrzeli na siebie.
— No, bo... zaczął ten drugi.
— Syriusz zobaczył, jak nas podsłuchiwał, potem nam o tym powiedział, a ja miałem dziwne przeczucie, że coś się zdarzy. Skłamał gładko Potter.
— Severusie?
Ślizgon tylko przytaknął.
— No dobrze. Dyrektor westchnął. Minus dwadzieścia punktów, za każdego oraz dwutygodniowe szlabany.
— Nic nie zrobiliśmy! zaprotestował Syriusz.
— Doprawdy? Albus zmierzył go spojrzeniem, po którym Gryfon spuścił z tonu.
— Severusie zostań, a wy możecie iść.
Poczekał aż Huncwoci opuszczą pomieszczenie i zwrócił się do Ślizgona.
— Chciałbym cię prosić, aby tajemnica pana Lupina nią pozostała.
— W szkole nie może uczyć się wilkołak, to niebezpieczne! zaprotestował.
— Tylko wtedy, gdy ktoś świadomie narusza bariery ochronne wytłumaczył spokojnie.
Ślizgon zmieszał się.
Nic nie powiem zdecydował po chwili z ociąganiem.
— Możesz iść.
Snape również opuścił gabinet dyrektora.
★★★
Pędziła przez korytarze, zawsze pomocna, uśmiechnięta, pierwsza krzyczała: „Dzień dobry” oraz „Cześć”. Tym razem nie zwracała na nikogo uwagi, potrącała uczniów, nie zaszczycając ich nawet spojrzeniem. Warknęła na jakiegoś pierwszaka, który uciekł w popłochu. Ktoś ją zaczepił, ale tylko zbyła go gestem dłoni i pruła na przód. Jej myśli krążyły wokół chłopaka, któremu zaufała, pozwoliła stać się dla niej przyjacielem, a on perfidnie to wykorzystał. Pewnie miał z niej niezły ubaw. Była zbyt silna, aby płakać, zresztą nie miała takiego zamiaru. Życie zbyt wiele razy kopnęło ją w tyłek, przewrotny los zabrał ojca, w pewnym sensie matkę, pozostawił jej tylko kochających dziadków. Nie zwróciła uwagi, że zaczęła się transmutacja i dostanie kolejny szlaban, w sumie i tak nie odrobiła zadań na dziś, Wskoczyła na schody i przeskakując po dwa stopnie znalazła się niedaleko wejścia do Pokoju Wspólnego Krukonów, już miała kogoś poprosić, aby zawołał Jenkinsa, ale dziwnym zrządzeniem chłopak wyrósł przed nią jak przysłowiowy królik z kapelusza. Uśmiechał się i wciąż poprawiał szatę, gdyż miała za długie rękawy.
Cześć!
Jak mogłeś?! zaczęła z wyrzutem.
Słuchaj nie będę robić za cheerleadera.
Co? spytał zdziwiona.
A nie o to ci chodzi?
Nie udawaj głupszego niż jesteś, Jenkins! Niezły miałeś ze mnie ubaw, co? zapytała jadowicie. Ufałam ci, a to zrobiłeś ze mnie idiotkę!
Ros, ale ja naprawdę nie mam pojęcia...
Zamilcz! przerwała mu Nie będę tracić czasu na kogoś takiego.
Ale...- Próbował ją zatrzymać, jednak zdeterminowana dziewczyna wyrwała mu się i zostawiając samego na korytarzu odeszła, nawet się nie oglądając.
★★★
A może on faktycznie nie miał pojęcia?
Dor, nie bądź naiwna, zaczepił ją sam z siebie i nie miał pojęcia? prychnęła Alicja.
Może mu się spodobała — wtrąciła Lily.
Guzik prawda. Chciał mnie ośmieszyć. stwierdziła Rosario z goryczą.
Kto jak kto, ale Derek nie wygląda na takiego zauważyła Meadowes.
Popieram Dorcas.
Nie znacie się fuknęła Alicja.
Pogadaj z nim szczerze, przecież ci zależy zwróciła się do niej Dorcas. No już, uśmiechnij się.
Na twarzy Albertini pojawił się nikły uśmiech.
Za dwa dni SUMy, może uda ci się spotkać z jego ojcem?
Powariowałyście! Oszukał ją!
Och, przestań! zganiła ją Lily.
Bones umilkła.
Głupio mi, że tak na niego naskoczyłam, może faktycznie nie wiedział, to wszystko jedno wielkie nieporozumienie.
Jak chcesz, to się poświęcę i pójdę do chłopaków, żeby go znaleźli, w końcu mają te swoje „huncwockie sposoby” dokończyła, przedrzeźniając głosem Pottera.
Albertini podziękowała za chęć pomocy i sama udała się do Huncwotów, aby pomogli jej odnaleźć Dereka. Remus poinformował ją, że Krukon jest na błoniach nad jeziorem. Cmoknęła go w policzek i wybiegła jak strzała z zamku. Zobaczyła chłopaka jak nieudolnie puszcza „kaczki” na wodzie, roześmiała się serdecznie, gdy się potknął i wpadł do wody, po chwili wyłonił się cały przemoczony, oblepiony wodorostami. Pomogła mu wyjść, Jenkins zmierzył ją spojrzeniem, lecz nic nie powiedział, wyciągnął różdżkę i zaczął się suszyć, po chwili jego szata zajęła się ogniem Albertini ugasiła mały pożar i sama zajęła się osuszaniem rzeczy przyjaciela.
Bałem się, że przypalisz mi tyłek przyznał przepraszam, tylko nie wiem za co.
To ja przepraszam, dowiedziałam się czegoś o ojcu wyznała.
Serio? To wspaniale, opowiadaj! Autentycznie się ucieszył i wskazał na większy głaz, który mógł im posłużyć za ławkę. Zanim usiedli, Jenkins zaplątał się w szatę i wylądował na ziemi. Rosario parsknęła śmiechem. Jak mogła myśleć, że ją okłamał?
Opowiadaj zarządził, kiedy już bezpiecznie siedzieli.
Rozmawiałam z Dumbledore`m, powiedział, że pamięta mojego tatę, wspominał, że wykazywał ogromne zainteresowanie OPCM oraz miał zamiar szkolić się na aurora. Przyjaźnił się z zawiesiła głos, Derek wyczekiwał w napięciu z Twoim ojcem.
To cudownie!
Serio?
Zaraz napiszę list do niego, na pewno się z tobą spotka. Uśmiechnął się serdecznie.
Gniewasz się?
Na ciebie? No coś ty. Dał jej kuksańca w żebra.
— Zrobiłam z siebie idiotkę.
— Kolor włosów zobowiązuje.
— Świnia.
Parsknął i podniósł się z kamienia. Wyciągnął do niej rękę, chwyciła ją i nim zrobili krok, wylądowali na ziemi. Echo ich śmiechu rozniosło się po szkolnych błoniach.
Masz za dużą szatę. Zauważyła podnosząc się.
Jenkins przyjrzał się swoim za dużym rękawom oraz tyłowi szkolnego umundurowania, który ciągnął się po ziemi.
Chyba wziąłem szatę Brandona.
Tego, co ma ponad sześć stóp wzrostu?
Przytaknął.
Na stanik Morgany! Jesteś od niego sporo niższy, jak można nie zauważyć?
Wzruszył ramionami, a Ros pokręciła głową z rozbawieniem.
☆☆☆

Z niecierpliwością czekam na Wasze opinie:)