wtorek, 23 lutego 2016

Rozdział 45: "Śniadaniowe dowcipy."

Witajcie Kochani:)
Przerwa niesamowicie długa i trochę wyszłam z wprawy pisania, ale mam nadzieję, że AŻ tak źle nie będzie. Jednak najpierw coś ważniejszego dla mnie.
Chciałam podziękować, że jesteście ze mną. Zaraz po dodaniu poprzedniego rozdziału odcięłam się od bloga, potrzebowałam odpoczynku, czasu na poukładanie swoich spraw, swoistego resetu.
Jednak prawie codziennie dostawałam od Was komentarze (przychodzą mi na maila:) ) i dokładnie przy każdym z nich łzy leciały mi ciurkiem z oczu. Otrzymałam od Was tyle wsparcia, zrozumienia i dobrych słów, jak od nikogo innego. Praktycznie się nie znamy, a daliście mi coś cenniejszego niż inni. Wiarę. Wiarę w moją siłę, mój talent, a przede wszystkim we mnie. Pokazaliście, że jestem najważniejsza, nie kolejna notka, ale właśnie ja. Za to PRZEOGROMNIE DZIĘKUJĘ:* Wam wszystkim i każdemu z osobna, kto poświęcił, choć chwilę na napisanie komentarza, jednak specjalne podziękowania należą się:
Kiwi, bo była, jest i mam nadzieję, że będzie. Bez Ciebie ani rusz!:*
Visennie, bo zawsze zachwyca się moimi wypocinami i chciała czekać nawet rok.:* Dzięki Merlinowi zeszło się szybciej:D
Łapie i Rogaczowi, bo miałyście rację. Zawsze wychodzi słońce. Może moje nieśmiało wychyla się dopiero zza chmur, ale to już coś:*
Eskarynie, bo Twój komentarz zwłaszcza ten drugi kopnął mnie w dupie i zaczęłam pisać nowy rozdział:*
Optimist, bo udało jej się wlać we mnie tonę optymizmu, a tego mi brakowało:*
Teoretycznej, bo również jest. I nazwała mojego De idiotą. Należało mu się! :*
Dedykuję rozdział właśnie Wam:)
☆☆☆


          Trzy przyjaciółki przemierzały ścieżki Hogsmeade. Dwie niezwykle znudzone powłóczyły nogami za trzecią, najbardziej ruchliwą. Blondynce głowa latała na wszystkie strony i można by stwierdzić z pewnością, że kogoś szuka. Pozostawiła dziewczyny na dworze i weszła do małego sklepiku na rogu kamienicy. Rozejrzała się z ciekawością, obdarzyła niezwykle szerokim oraz ciepłym uśmiechem sprzedawczynię, a następnie opuściła pomieszczenie z nietęgą miną. Pokręciła głową, a jej towarzyszkom nadzieja zniknęła z twarzy. Niewiele myśląc Albertini ruszyła dalej, w głąb drogi. Lily i Dorcas westchnęły, ale dzielnie ruszyły za koleżanką. W dwóch kolejnych butikach nie znalazły tego, czego od dobrych kilku godzin poszukiwały. Pierwsza nie wytrzymała Meadowes.
Ros czy możemy wreszcie przestać łazić bez celu po wiosce i iść na kremowe?
Wykluczone odparła kategorycznie i weszła do apteki.
Dor spojrzała błagalnie na Evans. Ta jedynie rozłożyła bezradnie ręce.
Tu też nie ma stwierdziła Rosario, wychodząc.
Czego ty właściwie szukasz? zapytała.
Chyba raczej kogo podszepnęła Lily. Chociaż może zwłoki Longbottoma podchodzą już pod rzecz. Zachichotała.
Nie wygłupiaj się! fuknęła na nią Albertini.
Na prawdę ich szukamy? spytała z niedowierzaniem.
Ros potaknęła.
Ty chyba chora jesteś. Idziemy na piwo.
Jeszcze koniec tej uliczki i obiecuje, że dam spokój.
Niechętnie przytaknęły i powlokły się za przyjaciółką.
Zobaczcie! pisnęła podekscytowana i wskazała na witrynę kawiarni, za którą siedzieli Frank i Alicja.
Zaraz się pocałują szepnęła z niedowierzaniem Lily i podeszła bliżej.
Mówiłam! Mówiłam! Ros podskakiwała i klaskała w ręce z uciechy jak mała dziewczynka.
★★★
          Huncwoci również skorzystali z możliwości wyjścia do wioski czarodziejów. Mogli to robić w każdy inny dzień nielegalnie, ale dziś z braku lepszych zajęć, wybrali się na kremowe piwo do Trzech Mioteł. W oczekiwaniu na trunek James zagadywał Rosmertę, a reszta bandy sprzeczała się, kiedy najlepiej wcielić w życie planowany żart. Prowodyrem dyskusji jak zwykle był Syriusz i to on najgłośniej wygłaszał swoją opinię. Co chwilę uciszał go Remus, widząc jak McGonagall, siedząca przy stoliku z dyrektorem i Slughornem, mierzy ich zaciekawionym, a jednocześnie ostrzegawczym spojrzeniem.
Glizda, no powiedz sam. Który posiłek jest ważniejszy: śniadanie czy kolacja?
Peter zamyślił się. Wybór był ciężki i niezwykle ważny, gdyż od tego zależało powodzenie kawału. Dla niego każdy posiłek był istotny, żadnego nie opuszczał, a gdy nie mógł uczestniczyć w którymś z nich, udawał się do kuchni w możliwie jak najszybszym czasie. Przecież stałe godziny jedzenia są niezwykle ważne, a przede wszystkim zdrowe dla organizmu. Syriusz mierzył go wzrokiem natarczywym i ponaglającym, Lupin z rozbawieniem obserwował kontemplującego kumpla.
Ciężki wybór. Westchnął w końcu. Black przewrócił oczami i stracił zainteresowaniem bezużytecznym kumplem.
Luniu zaczął, a Remus westchnął A według ciebie?
Wszystko mi jedno. Ja opuszczam i kolacje, i śniadania.
To może obiad? Podchwycił Łapa.
Potter wrócił do przyjaciół. Postawił przed każdym kufel z kremowym przysmakiem i zasiadł przy stoliku. Rozejrzał się, wyszczerzył, a nawet pomachał do Minerwy. Ta pogroziła mu palcem i odwróciła się do swoich towarzyszy.
Rogaczu, tylko ty i ja jesteśmy na tyle elokwentni, aby zdecydować.
Śniadanie odparł bez zastanowienia James i pociągnął łyk napoju. Nawet nie musiał czekać, aż Syriusz zada mu pytanie. Doskonale wiedział, o co chodzi jego przyjacielowi.
Dlaczego?
Żaden nauczyciel w nocy nie skontroluje, bo będzie spał. A jakby udało się przeciągnąć na obiad.
Black zamyślił się, argumentacja Jamesa nie do końca do niego trafiała.
Poza tym każdy najbardziej głodny jest rano, a śniadanie to najważniejszy posiłek dnia. Tak mówi Evans.
Syriusz ponownie przewrócił oczami.
Przekonałeś mnie tą opinią rudzielca stwierdził z ironią.
Remus parsknął w swoje piwo.
Czyli musimy dziś wieczorem zacząć operację. Łapa zatarł ręce i wzniósł kufle w geście toastu.
★★★
          Alicja przysunęła swoją twarz jeszcze bliżej Franka, jej usta prawie dotykały jego.
Nie całuje się na pierwszej randce szepnęła i z wielkim uśmiechem obserwowała, jak na jego twarzy maluje się rozczarowanie.
         Ros podskakiwała, aby lepiej widzieć.
Pocałowali się? Co? dopytywała.
Chyba nie mruknęła z niedowierzaniem Dorcas.
Idiotka. Westchnęła Lily. Czy możemy już iść?
Taaaaaa. Skapitulowała Albertini.
Nareszcie stwierdziła z ulgą.
Oddaliły się od kawiarni, pozostawiając parę samą sobie.
          Frank zamrugał kilkakrotnie, jakby Alicji nagle wyrosło trzecie oko.
To dobrze, bo ja też nie odparł i obdarzył ją uśmiechem. Odzyskał wewnętrzny spokój oraz stwierdził, że są dwie opcje.
Pierwsza: Ala chce się znów spotkać.
Druga: Ala daje do zrozumienia, że nic z tego nie będzie.
Wstali z puf i wyszli na zewnątrz. Przyjrzał się tej przewrotniej dziewczynie i stwierdził, że raz w życiu może być spontaniczny. Złapał ją za rękę, przyciągnął do siebie, zanim zdążyła zaprotestować i pocałował ją. Czekał, kiedy odepchnie go i wymierzy policzek, ale jego oczekiwania nie zostały spełnione. Bones zarzuciła mu ręce na szyję i oddała pocałunek.
          Było lepiej niż w jej najśmielszych snach. Całowała się tyle razy, ale nigdy nie czuła czegoś takiego. Miliony „motyli” w brzuch fruwało i rozsadzało ją od wewnątrz. Szczęście zaczęło wypełniać każdą komórkę ciała, a przyjemny dreszcz podniecenia spacerował wzdłuż pleców.
          Oderwali się od siebie wpatrując jeszcze w oczy, aby przedłużyć trwającą chwilę.
Tak pomyślałem, że w sumie to nie była randka odezwał się, chcąc w sten sposób rozładować napięcie. Obawiał się, że nieprzewidywalna panna teraz może zacząć swoja tyradę.
Parsknęła śmiechem.
W końcu zachowujesz się jak facet mruknęła. Dziękuję za randkę, było cudownie. Złożyła delikatny pocałunek na jego policzku i łapiąc za rękę, pociągnęła w stronę zamku.
          Co chwilę zerkał na nią, a potem na ich splecione dłonie. Nie mógł uwierzyć we własne szczęście. Dyskretnie uszczypnął się, ale czując ból, stwierdził, że jednak nie śni.
★★★
          Uważnym, czujnym okiem obserwował uczniów wracających do zamku. Przez lata nauczył się w mig wychwycić dziwnie i podejrzanie zachowujących się gagatków. O jego nogi otarła się ukochana kotka, wziął ją na ręce, razem pilnowali hogwartczyków. Pani Norris miauknęła przeciągle, coś przykuło jej wzrok. Odstawił ją na krzesło, które postawił przy drzwiach wejściowych, a sam ruszył w stronę Huncwotów.
Muszę was przeszukać. Zarządził. Pod ścianę!
Cała czwórka zgodnie przewróciła oczami, jednak bez słowa sprzeciwu podeszli do ściany.
Filch zaczął od Remusa. Mimo dokładnych oględzin jego torby oraz kieszeni niczego nie znalazł. Zawiedziony zabrał się jeszcze gorliwiej do obszukania Petera. Kiedy pochylał się obmacując nawet pulchne kostki Glizdogona, rozległ się trzask pękającego materiału. Za sprawą Syriusza spodnie na tyłku woźnego miały teraz ogromną dziurę, przez którą było widać kalesony. Wszyscy powracający wycieczkowicze mieli niezły ubaw. Argus cały czerwony na twarzy, ale bardziej ze złości niż z zażenowania, warkną przeciągle, ale nie zaprzestał buszowania w torbie Petera. Zdenerwowany i zawiedziony, że tym razem nie znalazł niczego co znajdowało się na zakazanej liście przedmiotów chcąc nie chcąc puścił Gryfonów.
Kiedy ten stary pryk nauczy się, że my mamy od tego ludzi. Zaśmiał się Black. Ros kochanie, pozwól zwrócił się do rozwalonej na kanapie dziewczyny.
A a a a nie tak szybko przystojniaczku. Najpierw zapłata.
Potter wyciągnął paczkę Musów-Świrusów a Peter pudełko Cukrowych Piór.
Przyjemnie się robi z wami interesy panowie odparła i wręczyła im małe zawiniątko.
★★★
          Z ogromnym uśmiechem na twarzy i nieobecnym wzrokiem weszła do dormitorium. Padła na łóżko i przymknęła powieki.
Chyba nie-randka się udała zagaiła Dorcas.
To była randka przyznała Alicja i z pleców przekręciła się na brzuch, aby widzieć przyjaciółki.
A jednak? I jak wytrwałaś z tym głupim Longbottonem? dopytywała Lily.
Noooo jakoś poszło.
Całowaliście się?! wypaliła Rosario.
Przecież doskonale wiesz, że nie! Lily przewróciła oczami.
Właściwie to tak mruknęła Ala.
Kiedy?! zapytała Meadowes.
Przecież was śledziłyśmy! Oburzyła się Evans. Zraz jednak zakryła dłonią usta, rozumiejąc jaką gafę popełniła. Albertinni posłała jej zabójcze spojrzenie.
Śledziłyście mnie? spytała Alicja raczej rozbawiona niż zła.
Oj tam śledziłyśmy. Ros machnęła lekceważąco ręką.
Poszłyśmy zobaczyć czy go nie poćwiartowałaś dorzuciła Lily.
Lily! zganiła ją Dorcas.
Alicja przysłuchiwała się przekomarzaniom przyjaciółek. Nie mogła uwierzyć, że tak kibicował jej i Frankowi, zwłaszcza Lily, która swego czasu żywiła do niego głębsze uczucia.
Cofam wszystko, co powiedziałam na jego temat stwierdziła i mimo ogólnego gwaru wszystkie trzy ją usłyszały i zamilkły jak na komendę.
Serio?
Yhym. Jest miły, czarujący, szarmancki, zabawny, przystojny i nosi mój portret w portfelu wypowiedziała na jednym tchu i zakryła twarz poduszką. I cudownie całuje dodała przyciskając materiał do ust, licząc, że nie zrozumieją.
Zrozumiały. Rosario zaczęła skakać po jej łóżku i piszczeć z uciechy. Lily wyrwała jej poduszkę i stojąc nad Bones zaczęła prawić kazanie.
Jak to spartolisz, to osobiście ci nakopie!
Musimy to uczcić. Idę po kremowe do chłopaków! krzyknęła Rosario i już jej nie było.
Lily? spytała niepewnie Ala.
Tak?
Nie masz nic przeciwko? No wiesz, ty...
On nigdy nie był dla mnie odparła i obdarzyła ją ciepłym uśmiechem.
★★★
          Po kolacji odczekali dłuższy czas. Wiedzieli, że skrzaty nie są głupie, więc wybrali się do kuchni tuż przed ciszą nocna, aby nie wzbudzać niczyich podejrzeń. O dziesiątej mieli zamiar być z powrotem w wieży. Szli korytarzami zamku. James i Syriusz zaśmiewali się do rozpuku z żartów tego drugiego. Ulubioną zabawą Blacka było zaczepianie pierwszaków, kilkorgu z nich standardowo zasupłał buty, aby wyrżnęli przysłowiowego orła, robiąc krok do przodu, zaczytanemu blondynowi zaczarował książkę, by tekst w niej stał się niewidzialny. Mała dziewczynka zajadała się pasztecikami podwędzonymi z kolacji. Co chwilę wkładała rękę do torby i wyciągała przysmak, dowcipniś zamienił go w wijącego się robaka. Krzyknęła i przerażona pognała przed siebie, upuszczając torbę, z której wypełzło mnóstwo glizd.
Patrz Peter, rodzina przyjechała powiedział James i ponownie dało się słyszeć gromki śmiech dwóch chłopaków. Remus poklepał go przyjacielsko po plecach, no co ten wzruszył tylko ramionami. Przyzwyczaił się do ich docinek.
          Podeszli do obrazu z misą owoców, Remus połaskotał gruszkę. Ta cichutko zaśmiała się w odpowiedzi na pieszczotę i zamieniła w klamkę.
Panowie Huncwoci! W czym możemy pomóc! Zaoferował się jeden ze skrzatów.
Smakował panu tort, sir? Skrzatka zwróciła się do Syriusza.
Był wyborny. Pochwalił. Na co ona rozpromieniła się.
Mamy coś dla was w podzięce powiedział Potter.
Oczy stworzonek rozszerzyły się ze zdumienia, zaczęły z ciekawością przyglądać się czwórce chłopaków. Nikt nigdy nie dał im niczego w ramach podziękowania.
My nie chcemy ubrań. Nam tutaj dobrze! Dumbledore jest dobry! krzyknął jeden ze starszych zwierzątek. Zaraz jednak usłużnie się skłonił i nieśmiało przeprosił.
Nic z tych rzeczy. Mamy coś o wiele lepszego odparł z uśmiechem Syriusz.
Remus wyciągnął z kieszeni małą paczuszkę, którą kilka godzin wcześniej otrzymali od Albertini. Odpakował ją i postawił na podłodze, a potem machnął różdżką i wypowiedział zaklęcie. Paczka zaczęła rosnąć i nabierać prawdziwych kształtów.
Oooooooo wydobyło się z małych gardziołek.
Częstujcie się do woli. Syriusz zaprosił je gestem.
Powoli, bardzo niepewnie podeszły do stosiku pudełek.
Nie krępujcie się zachęcił James.
Długo namawiać ich nie musieli. Wymienili szerokie uśmiechy. Poszło sprawniej, niż by się spodziewali.
★★★
         Przy Grimmuld Place 12 rozległo się głuche pukanie w stare, dębowe drzwi. Po chwili lewe skrzydło otworzyło się i wyłoniła się głowa skrzata domowego. Widząc przybysza, szybko roztworzył na oścież i wpuścił gościa.
Co pana sprowadza, sir? zapytał, odbierając od niego płaszcz.
Ojciec mnie przysyła do Oriona.
Przytaknął i zaprowadził mężczyznę do salonu, proponując coś do picia i wychodząc powiadomić swojego pana.
Po chwili do pokoju wszedł Black, przywitał się uściśnięciem dłoni i poprowadził gościa do swojego gabinetu. Gestem zachęcił, aby usiadł, a sam szczelnie zamknął drzwi.
Co cię do mnie sprowadza Lucjuszu?
Ojciec poprosił o przekazanie tego, wuju. Malfoy sięgnął za pazuchę szaty i wyciągnął kopertę. Podał ją Orionowi. Gospodarz wstał, podszedł do szafki, wycelował w nią różdżką, a ona z cichym kliknięciem się otworzyła. Wyjął grubą książkę oprawioną w smoczą skórę i wrócił na fotel za biurkiem. Otworzył kopertę i przeliczył sprawnie jej zawartość. Uniósł nieznacznie brwi w wyrazie zdziwienia i przeliczył ponownie. Znów się nie zgadzało. Wtedy Lucjusz postanowił zabrać głos.
Jest więcej.
Dlaczego? Każdy miał przynieść określoną kwotę.
Tyle samo chciałbym i ja przekazać odparł, nie siląc się na wyjaśnienia.
Dasz tyle samo, ile wyznaczono ojcu powiedział stanowczo Orion.
Nie ty o tym decydujesz, wuju. Masz tylko zebrać pieniądze.
Wezmę tyle, ile wam wyznaczył Czarny Pan. Poinformuje go, że jesteście skłonni dać więcej.
Akurat prychnął.
Nie chcesz chyba, abym szepnął słówko twojemu teściowi o nieodpowiednim zachowaniu w moim domu.
Przez twarz Malfoya przebiegł cień zdezorientowania. O ile nad ojcem miał władzę, o tyle Cyngus Black nie znosił niesubordynacji ze strony dzieci, a on od wakacji do nich się zaliczał. Odchrząknął.
Nie, skąd. Wybacz, wuju.
Tak lepiej. Daj należytą kwotę i możesz wyjść.
Pośpiesznie wyjął drugą kopertę, odliczył sumę i podał ją Orionowi.
Tak lepiej. Przekaż Cyngusowi, że pragnę się z nim spotkać poprosił tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Nie wiem, kiedy wraz z Narcyzą będziemy u nich. Lucjusz próbował ratować swoją pozycję w oczach Oriona. Nie da z siebie zrobić posłańca.
Trudno. W takim razie sam się z nim skontaktuję. Udał rozczarowanie, ale zrozumienie. Lodowaty głos sprawił, że Malfoyowi ciarki przebiegły po plecach.
Choć wracając, mogę do niego wstąpić zaczął, wiedząc, że to starcie przegrał.
Byłbym zobowiązany. Obdarzył go sztucznym uśmiechem. Żegnam.
          Malfoy opuścił rezydencje Blacków w pośpiechu. Orion zaczął współczuć Cyngusowi zięcia. Próbował grać ważną osobę, ale nie miał dość sprytu, ani odwagi, aby zając godnie miejsce Abraxasa a tym bardziej jego szwagra. Oby Belatrix trafił na lepszego męża.
Czego chciał Lucjusz? zapytała go Walburga, gdy siedział w salonie przed kominkiem i sączył Ognistą Ordona.
Moja droga, przyniósł pieniądze.
Tyle ile życzył sobie Czarny Pan?
Chciał dać więcej.
To chyba dobrze, nieprawdaż?
Nie! warknął, ale zaraz zreflektował się. To ja chcę zaoferować więcej pieniędzy, nie pozwolę, aby Malfoyowie byli lepsi od nas!
A Cyngus?
Dał tyle, ile mu kazano. Chyba szykuje posag dla Belli.
Myślisz, że mają kandydata?
Oby lepszego niż ten. Spotkaj się z Durellą na te wasze babskie plotki. Muszę wiedzieć, na czym stoimy. Wiem, że to twój brat, ale chcę, abyśmy to my byli najważniejsi w hierarchii u Czarnego Pana.
Oczywiście Orionie, jutro ją odwiedzę.
Zamknął oczy i rozkoszował się smakiem alkoholu.
★★★
          Mogłoby się wydawać, że poniedziałkowy ranek nie będzie zbyt gwarną porą. Wiele osób przysypiało podpartych na rękach lub podręcznikach. Sowia poczta pojawiła się punktualnie chwilę po ósmej i każdy, kto otrzymał list lub prenumeratę swojego ulubionego czasopisma, zagłębił się w lekturze. Byli również uczniowie, dyskutujący o dzisiejszym planie lekcji i zadanych pracach domowych. Najwięcej jednak wyglądało tęsknym wzrokiem za śniadaniem, które notabene powinno zacząć się dziesięć minut temu.
          Frank Longbottom stał w drzwiach Wielkiej Sali i obserwował stół Gryfonów. Nie wiedział jak powinien zachować się, względem jednej z przedstawicielek płci pięknej z jego domu. Wczoraj spędzili bardzo miły dzień i wydawało mu się, że w końcu udało mu się przekonać do siebie dziewczynę. Znał jednak jej nieprzewidywalność i mogła udawać, że niedziela się nie zdarzyła, a zbłaźnić się przed nią nie miał zamiaru po raz kolejny.
Wchodzisz czy dalej będziesz przytulał się do tych drzwi? Usłyszał znajomy głos i odwrócił się.
Oczywiście, że wchodzę odpowiedział Syriuszowi i wraz z całą czwórką Huncwotów wszedł do pomieszczenia.
Cześć wszystkim! krzyknął Black, obwieszczając całej sali, że oto pojawił się na posiłku i usiadł na swoim ulubionym miejscu. Pozostała trójka przywitała się nieco ciszej, a Potter standardowo, dodatkowo rzucił swoje: ”Cześć Evans, umówisz się ze mną?”. Po również standardowej odpowiedzią padającej z jej ust każdego ranka: ” Po moim trupie, Potter” każdy przechodził do konsumpcji. Frank przyglądał się Alicja, która dyskutowała o czymś z Dorcas. Lily czytała Proroka Codziennego, a Rosario wystawiła język i zawzięcie pisała po pergaminie. Mógłby założyć się o galeona, że znów zapomniała pracy domowej. Z jednej strony chciał do niej zagadać, zapytać o jakąkolwiek bzdurę, z drugiej nie chciał przeszkadzać w rozmowie.
Cześć Frankie. Usłyszał i poczuł ciepło ust Katrin na swoim policzku. Dzisiaj to musisz znaleźć dla mnie trochę czasu.
Oczywiście odparł i uśmiechnął się. Bardzo lubił Adams, mieli wspólne tematy, może była nieco męcząca, ale nikt nie był idealny.
Bones kontem oka obserwowała. jak do Franka przysiada się jej rywalka. Chciała jak najszybciej zwrócić jego uwagę na sobie i zaczęła rozglądać się po stole w poszukiwaniu wymówki, aby przerwać im. Umyśliła sobie, że poprosi go o podanie czegoś, co będzie stało na tyle daleko od niej, że nie może sięgnąć. Naturalne, a jednocześnie dające efekt. Z rozpaczą zauważyła, że prócz pergaminu Ros nie ma jeszcze nic do zjedzenia, spojrzała na zegarek i ze zdziwieniem stwierdziła, że od trzydziestu minut powinno być śniadanie. Rozejrzała się po pozostałych stołach, które również świecił pustkami.
Gdzie śniadanie? spytała głośno, czym zwróciła uwagę osób najbliżej niej siedzących.
James i Syriusz wymienili zadowolone spojrzenia. Ich plan chyba się powiódł. Peter zajadał pod stołem paszteciki, które wczoraj zabrał z kuchni i w myślach gratulował sobie swojej przezorności. Pytanie Bones wywołało ogólne zamieszanie. Uczniowie rozglądali się na wszystkie strony z nadzieją, że jedzenie pojawi się przywołane siłą woli i burczącego brzucha. Przy stole nauczycielskim profesorzy wydawali się zaniepokojeni. Slughorn głośno komentował, że nie może dłużej czekać i musi przygotować się przed lekcją, w istocie pognał do swojego kantorku przy sali do eliksirów i zajadał się kandyzowanymi ananasami.
         Dumbledore bez słowa wstał i wyszedł bocznym wyjściem, McGonagall potruchtała za nim. W ciszy zmierzali w stronę kuchni.
Myślisz, że coś im się stało? spytała zaniepokojona.
Mam nadzieję, że nie odparł.
Dotarli pod drzwi królestwa skrzatów. Weszli, a ich oczom ukazał się opłakany widok. Wszystkie skrzaty leżały martwe. Minerwa pisnęła przerażona i podbiegła do jednego z nich, delikatnie przyłożyła głowę do jego torsu w poszukiwaniu charakterystycznego bicia serca. Wyczuwając tętno, odetchnęła z ulgą, uniosła mu głowę i pogłaskała po czole. Ten nieznacznie się poruszył i z całych sił beknął profesorce prosto w twarz. Odskoczyła zniesmaczona i spojrzała na Albusa, który powstrzymywał śmiech.
Są pijane obwieściła obrażonym tonem.
Dyrektor podszedł do stolika, pod którym walało się kilka butelek po kremowym piwie.
Tak myślałem przyznał. Dla ludzi alkohol jest praktycznie niewyczuwalny i trudno się nim upić. Natomiast na skrzaty działa jak whiskey Ordona w dużych ilościach.
Co teraz zrobimy? Nie ma śniadania spytała.
Idź do Horacego, żeby przyrządził eliksir na kaca dla skrzatów. Ja w międzyczasie odwołam pierwsze zajęcia i wyślę uczniów do pokojów. Prefekci pomogą mi w rozdzielaniu tego, co zostało z wczoraj.
Myślisz, że to Huncwoci, Albusie?
Och ja nie myślę, ja wiem. Ale czy mamy dowody?
Możesz być pewny, że gdy ten tutaj wstanie. Wskazała na śpiącego skrzata. Wyduszę z niego prawdę, a wtedy pożałują. Zatarła ręce.
Dumbledore pomyślał, że Minerwa potrafi być straszna i przerażająca. Zaczął nawet współczuć czwórce Gryfonów, bo wiedział, że jego zastępczyni tym razem nie odpuści.
★★★
          Uczniowie byli zadowoleni, bo przepadły im pierwsze poniedziałkowe lekcje. Dzięki temu głód nie był tak doskwierający i uciążliwy. Wczorajszy wypadł do Hogsemade sprawił, że większość osób miało uzupełnione zapasy słodyczy z Miodowego Królestwa, więc każdy korzystał z dodatkowej godziny wolnego. Pół godziny później prefekci przynieśli kanapki, które udało im się z dyrektorem przygotować. Lily łypała wściekła na zajadających się Huncwotów, wiedziała, że to ich sprawka. Chociaż Remus jako prefekt również musiał szykować posiłek dla całej wieży, wydawał się przygotowany na taką ewentualność i to utwierdzało ją w przekonaniu, że nie myli się co do winowajców.
Evans! zwołał Potter.
Czego? odparła zirytowana.
Chyba się z tobą ożenię! Pyszne te kanapki! Przyznał z uznaniem, czym wywołał wesołość Gryfonów.
Lily już chciała się odgryźć, ale do głowy wpadł jej lepszy pomysł.
Przekażę Kasjopei odparła słodkim głosem.
Komu? Potter przestał jeść i spojrzał na dziewczynę.
Kasjopei Blant. Twojej największej fance, poprosiła mnie, abym własnoręcznie dostarczyła ci kanapki przez nią zrobione wytłumaczyła i obdarzyła go uśmiechem.
Rogacz zaczął się krztusić i wypluwać resztki jedzenia z buzi. Potem pognał do dormitorium, zatykając usta, był pewny, że zwymiotuje wszystko, co zjadł. Evans wybuchnęła śmiechem. Wspomniana wcześniej dziewczyna znana była, z podkochiwała się w Jamesie odkąd sześć lat temu pojawili się w zamku. Puchonka była niezbyt urodziwa, krążył również plotki, że czuła niezwykłą awersję do utrzymywania higieny osobistej. Nikt nie wiedział, ile było w tym prawdy, nawet sama Lily, ale wzmianka o niej wystarczyła.
Lily zaczął niepewnie Syriusz.
Tak?
Ale tych nie robiła ona? spytał i wskazał na trzymaną w ręku kanapkę.
Pomyśl czasem Black. Ona nie jest przecież prefektem wytłumaczyła.
Dorcas, Ros i Alicja roześmiały się.
Syriusz odetchnął z ulgą i pochłonął posiłek.