sobota, 4 lutego 2017

Rozdział 47: " Quiz, motor i mokre łóżko."

Witajcie!
Oto ja! Cała i zdrowa, no powiedzmy.
Przerwa mega długa, niestety problemy zdrowotne, które zaczęły mi dokuczać rok temu były coraz silniejsze. W krytycznych momentach ból był nie do zniesienia, a piąta tabletka przeciwbólowa, choć nie było nawet dziesiątej rano, nie pomagała... Zaczęło się szukanie przyczyny, badania i wszystko to zniechęcało do codziennego życia, a niestety pracować i wypełniać wszelkie obowiązki musiałam...
Potem niby znaleźli przyczynę, choć nikt w stu procentach nie powiedział, że „tak, to jest to” ale przepisane leki zaczęły pomagać i powoli wracałam do żywych. Nawet zaczęłam coś pisać, jednak było to wciąż mało i nieskładne.
W międzyczasie zmieniłam pracę i choć wydawałoby się, że będzie lżej, początkowo całe dnie spędzałam poza domem a wracałam tak padnięta, że gdyby nie mój kochany De to pewnie nawet bym nie jadła.
Teraz się unormowało i w pracy, a nawet w miarę ze zdrowiem, choć w szpitalu też udało mi się wylądować, ale jakoś jestem.
Wiem, że grono osób, które czytały pewnie już dawno zrezygnowały, pociesza mnie fakt, że jest kilka nowych osób, które gdzieś tam kiedyś przypadkiem zajrzało i zostawiło po sobie ślad. Nie mam pretensji do nikogo, kto zwątpił, bo nigdy nie planowałam, że nie dam rady prowadzić bloga, który daje mi tyle radości, niestety życie weryfikuje nasze plany i marzenia. A gdy myślisz, że już będzie ok, ono śmieje się prosto w twarz z tekstem „Nie tak prędko, masz jeszcze jedno kłodę, przecież ci nie zaszkodzi.”
No ale co nie zabije, to nas wzmocni, prawda?
Dziękuję, że jesteście! Przytulam każdego z osobna i wszystkich naraz!
Notka nieskładna może, bo pisana w różnych etapach przez ten rok, niesprawdzona, bo zwyczajnie nie mam czasu, a już bardzo chciałam coś dodać i nie przedłużać swojej obecności o kolejne dni.


★★★
Profesor McGonagall z pozorną uwagą i skupieniem wysłuchała Filcha. Woźny obwiniał jej dwóch wychowanków o niszczenie mienia szkoły. Twierdził, że Potter i Black wjechali dziwnym urządzeniem w żywopłot łamiąc jego gałązki oraz zostawiając na podjeździe czarne ślady. Ponadto, nie omieszkał zaznaczyć, że jego biedna kocica, znów padła ofiarą tych dwóch nicponi.
-Widziałem, na własne oczy!
-Niemożliwe Agrusie, żebyś widział oczami kogoś innego- zauważyła nauczycielka.
Woźny zamrugał kilkakrotnie i posłał jej niezrozumiałe spojrzenie.
-Nie ważne, kontynuuj.
Nie trzeba było go dwa razy zachęcać.
-Więc zapakowali moją biedną, małą Norris do koszyka. Dasz wiarę Minewro?! Do koszyka!
-Niesamowite, doprawdy- mruknęła znad wypracowania i zamaszystym ruchem skreśliła niepoprawne zdanie.
-No właśnie! Ona nigdy nie była w zamknięciu, wychowuje dając pełną swobodę! A oni ją zamknęli w tam małym, ciasnym koszyku!
McGonagall odniosła wrażenia, że gdyby kocica nie uczestniczyła w wybrykach huncwotów Filch nie ekscytowałby się aż tak. Musiała przyznać, że ci dwaj wiedzieli jak rozwścieczyć woźnego.
-Ukarzę ich- oświadczyła licząc, że tym zakończy temat.
-Ależ Minewro! Oni muszą odpłacić za tak wyrządzoną krzywdę! Moja biedna, mała Norris!
-Argusie, mam mnóstwo pracy. Ty jak sądzę również.- Spojrzała na niego, w końcu odrywając oczy od wypocin uczniów.
-Tak, tak oczywiście. Praca woźnego w tej szkole jest niezwykle ważna.- Odparł podkreślając słowo „woźnego”. - Ale moja kotka jest ważniejsza! Muszę się nią zająć! Ona jest roztrzęsiona!
Nauczycielka przeniosła wzrok z siedzącego po drugiej stronie biurka, mężczyzny na wylegującego się obok niego zwierzaka. Spał rozciągnięty na całym krześle, cicho pomrukując z zadowolenia. Całkowicie nie zwracając uwagi na swojego pana.
-Taaaak- zaczęła przeciągając literę - zajmij się kotem, a potem bierz do pracy.
Odprowadziła spojrzeniem wychodzącego mężczyzną i westchnęła z ulgą. Miała serdecznie dość Huncwotów i ich wybryków. Nie zdążyli odpracować jeszcze poprzedniego szlabanu a już należał się im następny. Jeśli tak dalej pójdzie zahaczą o przyszły semestr, a dopiero kończył się wrzesień. Przymknęła oczy i rozmasowała skronie. Odrobinę ulżyło, choć głowę wciąż miała nabitą problemami. Wyjęła notes, w którym zanotowało krótką notatkę dotyczącą wybryku jej podopiecznych. Dostawiając wykrzyknik aby nie zapomniała ich za to ukarać. Powinna udać się do pokoju Gryfonów żeby poszukać Pottera i Blacka, jednak czekał na nią stos wypracowań. Stwierdziła, że z dwojga złego woli czytać głupoty niż ich słuchać, więc darowała sobie wycieczkę do wieży.
Pochyliła się nad kolejnym pergaminem. Nie dane było jej w spokoju popracować, gdyż rozległo się pukanie do drzwi.
-Wejść.
-Pani profesor szybko! Potter i Black!
Policzyła w myślach od dziesięciu do jednego i opanowała nerwy. Wstała i szybkim krokiem opuściła gabinet. Wiedziała, że te dwa nazwiska będą ją dzisiaj prześladować w sennych koszmarach.
☆☆☆
Dwie godziny wcześniej.
Po odczarowaniu motoru do rozmiarów mu właściwych, James waz z Syriuszem, który jako prawowity właściciel zasiadł za kierownicą i czynił honory ich przewoźnika odpalili pojazd.
-Umiesz tym jeź.....- pytanie Pottera zagłuszył ryk silnia.
Maszyna pognała z zawrotną prędkością w kierunku stadionu. Syriusz sprawiał, jak zawsze zresztą, wrażenie opanowanego i mającego wszystko pod kontrolą. Prawdą było, że nie miał zielonego pojęcia jak sterować motorem. Przeczytane magazyny i posiadana wiedza teoretyczna była wielce daleka od tego jak w rzeczywistości powinien prowadzić. Próbował z całych sił przypomnieć sobie, czy gaz znajduje się z prawej czy lewej strony kierownicy. Zaryzykował, a z maszyny wydobył się jeszcze głośniejszy ryk i przyspieszyła. Słyszał paniczne krzyki Rogacza, ale jedyne co z nich wywnioskował to, to co sam zauważył. Niebezpiecznie zbliżające się trybuny. W ostatniej chwili odbił w lewo i wylądowali w krzakach. Wyszli otrzepując się z liści i połamanych gałązek.
-Świetnie ci poszło- zironizował Potter.
-Nie wyczułem go, ma źle ustawione biegi- wymyślił na poczekaniu Black.
-Jasneeee- mruknął w odpowiedzi.- Poharatałem sobie twarz tymi krzakami, moje fanki będą niepocieszone.
-Nie marudź tylko pomóż mi go wyciągnąć.
Po chwili z powrotem siedzieli na prezencie urodzinowym i Łapa usiłował uruchomić silnik.
-Może trzeba go poprosić.
-Nie kpij Łosiu!- Silnik zaryczał.- Ha! Widzisz niedowiarku!
-No ja w ciebie nigdy nie wątpiłem.
-I tego się trzymaj. Ruszamy! Chyba widziałem Panią Norris! - wykrzyknął rozentuzjazmowany Syriusz. James na wszelki wypadek mocniej ścisnął rączki za siedzeniem, których się trzymał. Pomknęli w kierunku dziedzińca szkoły.
☆☆☆
Cztery przyjaciółki siedziały na kanapach we Wspólnym Pokoju Gryfonów i zaśmiewały się do łez. Rosario czytała test na prawdziwą przyjaźń z czasopisma, które znalazły przypadkiem na stoliku.
-Uwaga Alicjo, jaki jest ulubiony kolor Lily.
Bones udała, że się bardzo głęboko zastanawia.
-Rudy- odparła poważnie, a wszystkie znów się roześmiały.
-A ja myślałem, że biały- wtrącił się Potter, który jak zwykle pojawił się znikąd. Usadowił się między Evans a Meadowes, natomiast Syriusz wcisnął się na fotel koło Alicji.
-A ciebie kto tu zapraszał?- spytała Bones oschle i próbowała zwalić Huncwota.
-Zostaw te czułości na wieczór.- Mrugnął do niej i objął ramieniem.
Machnęła ręką i ponagliła Rose.
-Kto najbardziej...- zaczęła czytać Albertini.
-Ej no! Nie odpowiedziałyście czy mam rację! Jak mam sobie policzyć punkty!- przerwał jej James.
-Potter to test na przyjaźń, a my- Wskazała na siebie i chłopaka-nie przyjaźnimy się.
-Ale może zaczniemy! Na przykład od teraz! No Rose, czytaj!
-Lils?
-Niech mu będzie, może być zabawnie.
Wszyscy wytrzeszczyli oczy na Evans, najbardziej zaskoczony był James ale nie dał tego po sobie poznać.
-No dobra, skup się James. Jaka jest ulubiona potrawa Lily.
-Naleśniki z dżemem truskawkowym.
-Nie prawda- odparła Evans i nakreśliła okrągłe, dorodne zero na pergaminie.
Potter zamyślił się. Dałby sobie lewą rękę uciąć, że jego ukochana nie potrafiła zacząć dnia gdy nie zjadła takiego naleśnika. Ale może tylko jemu się tak wydawało, choć na śniadaniu rzadko widział aby jadła coś innego.
-Kłamczuch- mruknęła Alicja, szybko chowając się za Syriuszem. Lily spiorunowała przyjaciółkę wzrokiem, a Black natychmiast podchwycił słowa Bones.
-To nie fair! Ona może mówić, że nie zgadł nawet gdy zgadnie. Jest to nie uczciwe i przebiegłe z jej strony!- Syriusz wyciągnął oskarżycielsko palec w stronę Rudej.
-Nie prawda! Nie mam żadnego interesu w oszukiwaniu!- zaprotestowała.
-Mam pomysł!- Uciszyła oboje Dorcas.- Lily napisze swoje odpowiedzi na pergaminie. Potem James odpowie na głos, a Syriusz i Alicja będą razem sprawdzać i notować wynik.
-A czemu on?- zdziwiła się Lily, która nie do końca wierzyła w bezstronność Łapy.
-Bo ja będę pilnować żeby Bones nie dopisywała mu zer!- Wytłumaczył z dumą w głosie.
-A ja będę pilnować żeby nie dopisywał jedynek z przodu zer.- Obiecała Alicja.
-Niech wam będzie- Przystała na ich propozycję Lily i zaczęła notować swoje odpowiedzi, co chwila zerkając na pytania do gazety.
Pół godziny później Evans mierzyła Pottera niedowierzającym wzorkiem. Ona już znała wyniki testu. On choć jeszcze nie, to siedział rozparty na kanapie, pełen pewności siebie.
-No dobra, to po podliczeniu głosów- rozpoczęła Ala.
-Czekaj!- Uciszył ją Syriusz.
- Jeśli na odnalezienie twojego mózgu, to za późno- stwierdziła.
-Tak jak twoich cycków- odgryzł się szybko. Dziewczyna zdzieliła go notesem po głowie. - Komisja składająca się z niezwykle czarującego i przystojnego Syriusza Blacka... Ała, Bones!
-Wybacz, chcący- Uśmiechnęła się złośliwie i zdjęła obcas z jego stopy.
-Oraz wstrętnej i złośliwej...
-Już mi tak nie słódź i przejdź do rzeczy.- Skwitowała Ala.
-Prymitywy- mruknął, odchrząknął.- Tru tu tu tu!- Przyłożył złożone dłonie do ust.
-A to niby co miało być?- zdziwiła się Dorcas.
-Fanfary!
Potter pokładał się ze śmiechu, Rosario mu wtórowała, a Lily siedziała zniesmaczona i wymieniała pełne politowania spojrzenia z Alicją.
-Syriuszu, możesz?- spytała grzecznie Meadowes.
-Na czym skończyłem?
-Truuu tu tu tu- zawył James.
-Dziękuję Rogaczu. Tylko na ciebie można liczyć. Jak mówiłem, komisja podliczyła głosy. Twój wynik to dziewięćdziesiąt na sto punktów.
Rozległy się brawa, dziewczyny zaskoczone wymieniały się spojrzeniami.
-Jak to dziewięćdziesiąt?! Dlaczego nie sto?!- protestował Potter.- Żądam ponownego przeliczenia punktów.
-Przecież to świetny wynik- zdziwiła się Dorcas.
James wyrwał pergamin Blackowi i zaczął przeglądać swoje odpowiedzi, w jednej rubryce widniało zero. Szybko przestudiował gazetę i zmarszczył brwi, po czym wybuchnął śmiechem.
-A ty z czego rżysz?- dopytywał się Łapa, który cały czas zaglądał kumplowi przez ramię.
-Wiedziałem, że się nie przyznasz- zwrócił się do Lily.
-Do czego niby?- spytała od niechcenia.
-Że ci się podobam.
Parsknęła śmiechem.
-Chyba kpisz! Nigdy nie podam ciebie jako ideał swojego faceta!
-Nigdy nie mów nigdy- odparł.- Powieszę nad łóżkiem, obok twojego zdjęcia.- Odszedł pogwizdując wesoło w stronę męskich dormitoriów.
-Zaraz, zaraz jakiego zdjęcia?! Potter, wracaj tu!- Ruszyła za chłopakiem ze wściekła miną.
-Miłość wisi w powietrzu!- podsumowała śpiewnym głosem Rosario.- Może by ich tak zatrzasnąć razem u was?- spytała niewinnie.
-Pod warunkiem, że jak wysadzą pół wieży to odstąpisz mi swoje łóżko- zaproponował Syriusz.
-Hmmm w takim razie nie.
-No nic. Idę podręczyć Smarka albo poderwać jakąś laskę.
☆☆☆
Remus wracał z biblioteki powolnym krokiem. Nie czuł się zbyt dobrze, gdyż pełnia zbliżała się nieubłaganie. Przystanął opierając się ramieniem o kamienną ścianę i wygrzebał z kieszeni szaty tabliczkę czekolady. Oderwał cztery kafelki i wepchnął je zachłannie do buzi. Przez chwilę rozkoszował się smakiem kakao.
-O Lupin! Tu jesteś. Mam zadanie dla ciebie i Evans.- McGonagall stwierdziła stanowczym głosem. Podeszła do chłopaka, a widząc jego bladą twarz mina jej złagodniała. - Może jednak przydzielę to komuś innemu.
-Dam radę pani profesor!- zapewnił gorliwie.
Nie chciał zawalać obowiązków prefekta przez swoją przypadłość, a i tak zadając się z Jamesem i Syriuszem miał sporo za uszami.
-Jesteś pewien? Niedługo pełnia... - dopytała ciszej.
-Na sto procent! - Wyprostował się, co nie przyszło mu z trudem.
-Jak chcesz, ale gdybyś nie czuł się na siłach. To przekaż Evans żeby wzięła do pomocy kogoś młodszego.
-Dobrze pani profesor – zapewnił ją, wiedząc, że tego nie zrobi.
Opiekunka Gryfonów z pewnym oporem wręczyła mu stos raportów, posłała pokrzepiające spojrzenie i odeszła. Odprowadził ją wzrokiem, a kiedy zniknęła za rogiem, wepchnął łapczywie kolejną porcję czekolady.
-LUNIU! Tu jesteś!
Remus westchnął.
-Wszędzie cię szukałem!
-Doprawdy?- Lupin podniósł prawą brew.
-Tak, tak. Pomyślałem sobie, że na następną pełnię możemy wymyślić coś ekstra!
-Na przykład, Łapo?
-Może spróbujemy oswoić cię z ludźmi?
-Zwariowałeś do reszty!- Lunatyk pobladł na propozycję przyjaciela.
-Spróbujemy w Wrzeszczącej Chacie. Któryś z nas, na przykład Glizda, zamieni się w człowieka, w Petera dokładnie, na chwilę, a potem zobaczymy jak na tego kogoś, na przykład Petera, zareagujesz. A jak będzie źle, to my z Rogatym cię uspokoimy, a Glizdogon się schowa w jakąś dziurę, czy gdzie tam się zmieści jego tłusty zadek. Co ty na to?
-Powtórzę, bo może nie usłyszałeś: Zwariowałeś do reszty?!
-Oj wtedy to było nie kontrolowane, niechcący! Teraz wszystko w budynku, z naszą trójką.
-Patrz mi na usta: N I E!
Syriusz westchnął zrezygnowany. Odkąd Snape pojawił się we Wrzeszczącej Chacie, a potem Rogacz narażał swoje życie aby odciągnąć Lunatyka od ludzi w Hogsmeade, Remus nie był skory opuszczać budynku podczas pełni. Black po części go rozumiał, ale czasem myślał, że przyjaciel przesadza. W końcu wszystko dobrze się skończyło. Smark dostał nauczkę i już tak za nimi nie chodził, a przynajmniej nie tak często jak wcześniej, a James wyszedł z tego cały i zdrowy. Stwierdził, że podrzuci pomysł Jamesowi, może we dwóch udałoby im się przekonać likantropa. Postanowił, że na razie odpuści temat, a potem zaatakuje Lupina ze zdwojoną siłą.
-No dobra, tak tylko luźny pomysł rzuciłem- powiedział widząc podejrzliwy wzrok.
-Nie przekabacisz mnie za pomocą Jamesa.- Od razu go ostrzegł.
-Nawet o tym nie pomyślałem!- Przyłożył rękę do serca.- Słowo skrzata!
-Chyba skauta, którym nigdy nie byłeś. Odpuść.
-Szczegóły.- Machnął lekceważąco ręką.
Remus ruszył w stronę schodów, Syriusz niewiele myśląc poszedł za nim. Przez chwilę obserwował kumpla z uwagą.
-Remusssss.
-Noooo?
-Bo ty teraz masz te trudne dni, nie?- dopytywał Black.
-Nie dam ci czekolady, bo zeżarłeś mi ostatnio z Peterem cztery tabliczki.
-Wiem, że masz jeszcze schowaną. Nie było tej waniliowej!
-Masz, ale jesteś cicho do samej wieży.- Wygrzebał ostatnie kawałki tabliczki i wręczył je Syriuszowi.
-Nie będę taki - stwierdził dobrodusznie, oderwał połowę i oddał Remusowi.
-Łaskawca- mruknął Lupin.
-Cały ja!- Rozłożył ręce i okręcił się wokół własnej osi, aby każdy go mógł podziwiać, choć na schodach mogło być z pięć osób.
☆☆☆
Flitwick uderzał różdżką w blat mównicy, przy której zwykle prowadził zajęcia. Niestety jego piskliwy głos ginął w ogólnym rozgardiaszu jakie wywołało wśród uczniów zaklęcie Densaugeo, powodujące pojawienia się poroża. James wraz z Syriuszem rycząc wniebogłosy gonili po całej sali Petera, którego poroże nie było tak okazałe. Remus próbował ich uspokoić ale oni zarzekali się, że jak przystało na prawdziwego jelenia, zwłaszcza w przypadku Rogacza, muszą walczyć o terytorium. Dorcas stała z pięknym porożem wyczarowanym przez Lily i usiłowała odwdzięczyć się tym samym. Rosario zmieniła nos na czerwony i opowiadała wszystkim, aby zwracali się do niej per Rudolf, czerwono-nosy renifer. Alicja oznajmiła, że absolutnie nie da wyczarować sobie na głowie „czegoś takiego”, a już na pewno nie będzie udawać zaprzęgu Świętego Mikołaja, ku rozczarowaniu Albertini.
James przebiegając obok Lily zatrzymał się i zaprosił ją na randkę w blasku zachodzącego, jesiennego słońca, na polanie nieopodal Zakazanego Lasu. Swoją wypowiedź kończąc głupkowatym i nieromantycznym zwrotem: Będziesz moją łanią? Evans w przypływie złości i weny twórczej wyczarowała mu jeleni ogon. Co jeszcze bardziej rozbawiło towarzystwo. Potter padł na kolana i zaczął na czworaka biegać naokoło dziewczyny rycząc jeszcze głośniej. Syriusz wskoczył na plecy kolegi i beztrosko wymachując różdżką krzyczał „Wiśta wio!”. Krukoni zainspirowani wyczynami Huncwotów zaproponowali wyścigi. Zdawałoby się, że chętnych nie będzie zbyt wielu, mimo to uformowało się kilka zespołów.
Remus próbował przemówić do rozsądku kolegom, ale jego wysiłki okazały się bezskuteczne. Rosario wyznaczyła linię startu, a następnie zdjęła szkarłatno-złoty krawat i zaczęła nim wymachiwać aby zawodnicy ustawili się w szeregu. Kiedy krzyknęła start a uczestnicy chcieli ruszyć, okazało się, że wszyscy na sali znieruchomieli.
Zasapany i czerwony na twarzy Flitwick ciężko dysząc wykrzykiwał zaklęcia unieruchamijące. Wszystkim biorącym udział w wygłupach wlepił szlabany, natomiast oba domy dostały po minus dwadzieścia punktów. Co było i tak łaskawą karą za rozwalenie całej lekcji.
-Macie się natychmiast uspokoić! Zrozumiano?!
Nauczyciel machnął różdżką, każdy uczeń został odczarowany. W ciszy i względnym spokoju klasa została doprowadzona do porządku, uczniowie zajęli swoje miejsca. Flitwick nieco spokojniejszy wskoczył na mównicę i już otwierał usta aby zacząć prowadzić zajęcia, gdy rozległ się dzwoń ogłaszający koniec lekcji. Nikogo nie trzeba było zachęcać do opuszczenia sali. Gdy ręka Syriusza spoczęła na klamce okazało się, że drzwi są zamknięte. Zdziwiony spojrzał na Jamesa, który odepchnął go i sam zaczął mocować się z rączką.
-W związku z waszym nagannym zachowaniem, dzisiejszy temat opracujecie sami. Wypracowanie na minimum dwie stopy.
Po klasie poniósł się dźwięk jęku.
-Możecie być pewni, że sprawdzę je wyjątkowo dokładnie. Żegnam.
Drzwi otworzyły się z trzaskiem. Wszyscy czym prędzej wyszli, aby profesor nie zadał im jeszcze czegoś dodatkowego.
☆☆☆
Późnym wieczorem Syriusz leżał w łóżku i powoli przeżuwał żelki, które dostał na urodziny. Kotary przy jego posłaniu były szeroko rozsunięte a on podziwiał gwieździste niebo za oknem. Ciszę mącił tylko spokojny oddech śpiącego Remusa, ciche pochrapywanie Petera oraz mruczenie pojedynczych słów przez Jamesa. Sam nie mógł zasnąć, znów zastanawiał się jakby to było gdyby nie przyjaźnił się z tą trójką. Gdyby został przydzielony do Slytherinu, a jego rodzina by się go nie wyrzekła. Zawsze zazdrościł Remusowi, że choć ma mały futerkowy problem to jego rodzice oddali by życie za niego, choć on sam uważał, że na to nie zasługiwał to Lupinowie traktowali go jak oczko w głowie. Zwłaszcza matka. Blackowie w wypadku wilkołactwa wysłaliby go gdzieś na Północ do dalekiego kuzynostwa, żeby w czasie pełni mógł sobie beztrosko hasać po polach i zjadać mugoli. Ta wizja mogłaby skusić ich aby nie ukrywali go przed najbliższą rodziną, a wręcz szczycić się takim nabytkiem do zwalczania zdrajców krwi. Przewrócił się na drugi bok i odgonił od siebie niewesołe myśli. Jego wzrok spoczął na Rogaczu, który głośno westchnął i zapewne nieświadomie wyszeptał imię Evans. Black tylko przewrócił oczami i uśmiechnął się pod nosem. Potter mógł mydlić im oczy, ale ani on ani żaden z pozostałych Huncwotów nie był ślepy. Doskonale wiedzieli, że James zabujał się w Rudej i nie odpuści dopóki wredna diablica się z nim nie umówi, a jak na razie się na to nie zapowiadało. Syriuszowi obserwującemu śpiącego przyjaciela zaświtał pewien diaboliczny pomysł w głowie. Uśmiechnął się złośliwie i wymknął się po cichu do łazienki.
Nic nie zwiastowało, że we wtorkowy poranek w dormitorium uczniów z szóstego roku wybuchnie wojna. James obudził się z poczuciem, że coś jest nie w porządku. Rozejrzał się po pokoju, ale widząc spokojnie śpiących Huncwotów nie mógł zidentyfikować źródła niepokoju. Podniósł prawą rękę i wymacał nią okulary, które co wieczór zostawiał na nocnej szafce. Gdy założył je na nos, zdziwił się, że były na nich kropelki wody, tak samo jak na jego ręku. Trwając chwilę w konsternacji zaniepokoił go również chłód w okolicach bokserek. Zerwał się jak oparzony i spoglądał to na swoje łóżko to na bieliznę to na miskę z wodą, której wcześniej nie zauważył. Szybko połączył fakty. Ryknął wściekle i rzucił się na śpiącego Blacka. Hałas szarpaniny, szaleńczego śmiechu Łapy i gróźb Rogatego obudziły pozostała dwójkę.
-Co wy wyprawiacie od samego rana?- Ziewnął Remus.
-Rogacz....ha ha ha.... posikał się.... ała... w łóżko!- wystękał Syriusz spod cielska szukającego.
-Zamknij się!- James poddusił przyjaciela. - A kto mi włożył rękę do wody?!
-Może skrzat w nocy?- spytał z miną niewiniątka.
Remus westchnął i schował się pod kołdrę, miał jeszcze całe pół godziny spania ale wątpił, że uda mu się zdrzemnąć jeszcze chwilę, gdy chłopacy tłukli się na sąsiednim łóżku. Zazdrościł Peterowi, którego nawet wybuchająca łajnobomba by by nie obudziła.
-Akurat!- Potter zerwał się i wymierzył różdżką w zanoszącego się ze śmiechu Łapę.
Strumień lodowatej wody wylądował na jego odkrytych plecach.
-Kretynie! Zimno! Nie moja wina, że myślisz po nocach o Evans! I ci się ulało!
Lupin zaniósł się głośnym śmiechem, co tylko spotęgowało gniew Rogacza. Po chwili i jego łóżko było całkowicie mokre wraz z właścicielem. Syriusz wykorzystał chwilę nieuwagi Jamesa i polał go od tyłu .
-Dwóch na jednego?! To nie fair! Glizda wstawaj!
We trzech ściągnęli kołdrę z Petera i oblali również jego. Śmiechom i żartom nie byłoby końca, gdyby Lupin nie zarządził tymczasowego rozejmu, z powodu zbliżającego się śniadania.
-Zemszczę się!- zagroził ze śmiechem Potter.

-Będę czekać- odparł Black.