środa, 21 października 2015

Rozdział 42: " Jak umówić się na randkę?"

          Zasłonił Jamesa własnym ciałem, z kieszeni drżącą ręką wyciągnął różdżkę i wymierzył w zwierzę. Przeszukiwał pamięć, ale nie mógł przywołać żadnego przydatnego zaklęcia.
— Expulso — krzyknął w końcu, jednak nic się nie wydarzyło. — EXPULSO! — Ponowny krzyk i bezmyślne machanie magicznym patykiem w panice nie poskutkowały. Zirytowany wilkołak machnął łapą i wytracił narzędzie obrony Glizdogonowi. Warknął przeraźliwie i zamachnął się na chłopaka.
— Ascendio!
Lupina odrzuciła ogromna siła. Uderzył o ścianę i padł oszołomiony, podarował się i znów upadł. Łapa stał z podniesioną różdżka w pogotowiu, ciężko dysząc. Kiedy wydawało się, że zagrożenie ze strony wilka minęło, podszedł do przyjaciół.
— Kiepsko z nim. Trzeba go zanieść do Poppy.
— Nie możemy Pete. Wszystko się wyda — jęknął zmartwiony.
— Musimy, zanim się wykrwawi!
— Chodź! Nie traćmy czasu.
★★★
          — Daj głośniej, Lily! — poprosiła Rosario przyjaciółkę, której łóżko było najbliżej czarodziejskiego radia.
— KOCHAJ MNIE JAK SWOJĄ GITARĘ, BABE! — zawyła Albertini wraz z wokalistą.
— JAK GITARĘ, JAK GITARĘ! — Zawtórowała jej Alicja, śpiewając do szczotki do włosów i wskoczyła obok na łóżko. Ros gestem zawołała do siebie roześmiane Dor i Lily. Po chwili wszystkie cztery śpiewały i podskakiwały w rytm piosenki Sparksa. Najlepiej szło Meadowes, która miała wręcz anielski głos, ale przez wrodzoną nieśmiałość i skromność wiedziały o tym tylko jej przyjaciółki. Pukanie w ścianę spowodowało, że wszystkie cztery wybuchnęły radosnym śmiechem, młodsze koleżanki nie mogły zasnąć przez ich nocne wygłupy.
— Przyciszę — zaoferowała Dorcas i zeskoczyła z ich tymczasowej sceny.
Drzwi do dormitorium otworzyły się z hukiem i wpadł zdyszany Syriusz.
— Natychmiast! Chodź! — Złapał Rosario za rękę i pociągnął w stronę schodów. Zszokowana dziewczyna nawet nie zdarzyła zaprotestować. Meadowes wyłączyła radio i popatrzyła zdziwiona na pozostałe lokatorki, które zeszły z łóżka.
— Idziemy? — zapytała Alicja.
— Nas nie wołał — zauważyła Dorcas.
— Jestem prefektem, jeśli znowu coś kombinują, mam prawo wiedzieć! — stwierdziła Evans, przypięła odznakę do szlafroka i wyszła. Za nią podreptały pozostałe dziewczyny.
          — Zwariowaliście!? — krzyk Rosario rozniósł się po całej wieży.
— Ciszej — syknął Syriusz.
Peter wystraszył się i przestał na chwilę uciskać chusteczką ranę Jamesa.
— Tu są eliksiry Remusa na wszelkie wypadki. — Black wcisnął jej w ręce kilka buteleczek.
— I co mam z tym zrobić? — spytała.
— Pomóż mu — jęknął.
Albertini podeszła do łóżka i dotknęła czoła Jamesa. W środku była cała roztrzęsiona, a ręce jej drżały, ale wiedziała, że jeśli się nie skupi, nikt inny tego nie zrobi. Widziała przerażoną minę Glizdogona i wręcz spanikowanego Blacka.
— Ty uciskaj dalej — zwróciła się do Petera. — A ty leć po Lily — rozkazała Syriuszowi.
— Nie trzeba. — Srogi głos Pani prefekt rozbrzmiał po całym dormitorium. Zmierzyła ostrym spojrzeniem Syriusza, Petera, przy którym zmarszczyła brwi i w końcu Pottera.
— James! — Podbiegła do chłopaka.
— Lily — westchnął i poruszył się.
— Cichutko. — Pogłaskała go po czole. — Dorcas pomóż.
Meadowes niepewnie podeszła i przyjrzała się ranie na boku chłopaka. Wyciągnęła różdżkę za paska piżamy i przyłożyła do rozcięcia. Zaczęła szeptać uleczające zaklęcia. Szkarłatna ciecz przestała uchodzić z Huncwota, następnie rana została oczyszczona. Rogacz syknął z bólu, jednak się nie ocknął. Dorcas zasklepiła rozcięcie, sprawiając, że została niewielka szrama.
— Teraz ty Lily.
Evans zaczęła przeglądać eliksiry Remusa, dwa: przeciwbólowy i uzupełniający poziom krwi podała od razu.
— Ros przynieś moją skrzynkę.
Kiedy otrzymała resztę eliksirów, sprawie przyrządziła maść i posmarowała nią delikatnie okaleczenie.
— Więcej nie damy rady zrobić — orzekła. — Jeśli to nie pomoże będziecie musieli iść do Pomfrey, zrozumiano?
Pokiwali potulnie głowami.
— Lily. — James ponownie wymówił imię ukochanej.
— Nawet na pograniczu śmierci gada o tobie — skomentował Syriusz.
— Co znów zrobiliście? — zapytała, wyżej wspomniana ignorując, głupią w jej mienianiu, uwagę Łapy.
— Nic.
— Black — warknęła.
— Nie mogę powiedzieć, tajemnica Huncwota.
— Pomogłyśmy wam, należą się nam wyjaśnienia — zaprotestowała Alicja.
— Akurat ty najbardziej pomogłaś — prychnął.
— Przestańcie — poprosiła Dorcas, zanim awantura rozpoczęła się na dobre.
Mina Blacka złagodniała, kiedy poczuł rękę dziewczyny na swoim ramieniu, uśmiechnął się do niej delikatnie, co odwzajemniła.
— Tylko Remus może wam powiedzieć — oznajmił Peter.
— Dokładnie — potwierdził.
Lily westchnęła i postanowiła odpuścić. Wiedziała, że Lupin nie chce, aby o jego przypadłości wiedziało więcej osób niż to konieczne, zaczęła podejrzewać, że Potter i jego banda znaleźli sposób by być z Remusem w czasie pełni. Musiała się czegoś dowiedzieć, ale żaden z huncwotów na pewno nie puści pary z ust.
— Nic tu po nas — stwierdziła po chwili. — Przemywajcie mu ranę tym. — Wskazała na buteleczkę — a potem smarujcie tym. — Pokazała drugą. — Co najmniej co dwie godziny. Chodźcie dziewczyny.
★★★
          Wśród hogwarckich dziewcząt panowało wielkie podekscytowanie spowodowane osobą niejakiego Franka Longbottona. Spokojny, cichy, pomocny oraz niezwykle miły chłopak był lubiany przez osobniki płci przeciwnej. W tym roku do jego zalet można było dopisać również urodę, której w coraz większym stopniu zaczynał być świadomy. I która coraz bardziej skromnemu chłopakowi ciążyła. Od początku semestru stał się tematem rozmów, plotek, a nawet prób uwiedzenia, nie będąc do końca na nie przygotowany. Atmosfera wzrosła, gdyż ogłoszono pierwsze w tym roku szkolnym wyjście do Hogsmeade.
Frank miał już od dawna upatrzoną dziewczynę, z którą chciałby spędzić sobotnie popołudnie, jednak wątpił, aby Alicja zgodziła się z nim pójść. Poza Bones nie było kandydatki na to miejsce i ostatecznie, gdyby odmówiła, co zrobi na pewno, postanowił samotnie wybrać się do wioski czarodziejów.
Gryfon zaczął rozumieć, że bycie przystojnym niezwykle męczyło i nawet zachowanie James oraz Syriusza, którzy, zwłaszcza Rogacz, większość dziewczyn spławiali w niezbyt dystyngowany sposób, stało się zrozumiałe. Sam przez wrodzoną uczciwość i delikatność w obawie przed zranieniem młodej kobiety spotkał się już z niezręcznymi sytuacjami, z których nie do końca potrafił wybrnąć w iście dżentelmeński sposób.
— Zaproponowała mi seks — wyznał w końcu i dalej grzebał łyżką w owsiance.
Syriusz i Peter, którzy jako jedyni nie ucierpieli podczas pełni, towarzyszyli mu podczas śniadania.
— To źle? — zapytał zbity z tropu Glizdogon. On nigdy nie otrzymał takiej propozycji.
— A dobrze?
— Frank mój przyjacielu — Łapa zaczął wymachiwać ubrudzonym widelcem, przez co kawałki jajecznicy wylądowały na szacie Pettigriewa. — Nie rozumiem cię, skoro sama chce
— No ale jak ja jeszcze nie... — zamilkł i zarumienił się jak piwonia. Peter nie widział w tym nic wstydliwego, on również był prawiczkiem.
— Skoro sama chce — kontynuował Black jakby nie dosłyszał słów Longbottoma — to znaczy, że nie jest dziewicą, więc zrobi wszystko za ciebie. Nawet nie będziesz musiał się starać, żeby jej było dobrze. Serio, znam się na tym.
Frank nie słuchał zbyt uważnie paplaniny Łapy. Dużo bardziej wolałby porozmawiać z Jamesem lub Mathieu. Jednak pierwszy podobno czymś się zatruł, a z drugim zobaczy się dopiero za trzy godziny na zielarstwie.
— No nie wiem — odparł w końcu, bo Syriusz zaczął dźgać go widelcem w rękę, oczekując odpowiedzi.
— Macie siedemnaście lat, a zachowujecie się jak emeryci. Nic nie korzystacie z życia — burknął.
Sam zainteresowanym westchnął i spojrzał w stronę niedaleko siedzącej Alicji, która dyskutowała z koleżankami.
Co miał poradzić, że gdyby zechciała spojrzeć na niego łaskawszym okiem, nie miałby takich problemów?
★★★
          Rosario z uwagą przysłuchiwała się rozmowie Katrin Adams z jej młodszą siostrą Mary oraz Marleną McKinnon.
— Frank pójdzie ze mną do Hogsmeade — stwierdziła z pewnością w głosie Adams.
— A jak to zrobisz? — zapytała Marlena.
Ros przestała jeść, aby nic nie zakłócało jej głosów koleżanek, na przykład niepotrzebne gryzienie czy przełykanie. Usiłowała dowiedzieć się, jakie są sposoby na poderwanie chłopaka, mają inne dziewczyny, gdyż jak na razie z Derekiem słabo jej szło. O ile w ogóle żartobliwe uwagi, można nazwać postępem.
— Poproszę go o pomoc w wyborze...— Zamyśliła się. — No sama nie wiem czego. Prezentu choćby. — Machnęła ręką. — Nie ważne co, ważne, że nie odmówi, więc pójdzie ze mną, a potem w ramach podziękowania pójdziemy na kremowe czy coś — odparła z dumą w głosie.
Jej plan był dobry. Albertini musiała to przyznać, ale na Jenkinsa by to nie podziało. Potraktowałby takie wyjście jako przyjacielskie. Już chciała spytać Katrin, co zrobi, gdyby jednak jej odmówił, ale ktoś inny zabrał głos.
— Longbottom z tobą nie pójdzie — stwierdziła Alicja, tonem jakby mówiła małemu dziecku, ze świąt i prezentów w tym roku nie będzie.
— Niby czemu? — zaciekawiła się starsza Adams.
Lily i Dorcas wymieniły zaniepokojone spojrzenia.
— Bo już jest z kimś umówiony — wyjaśniła.
— Z kim? — spytała podejrzliwie McKinnon.
— To jego sprawa — zbyła ją Bones, czując, że wkopuje się coraz bardziej.
— Nie lubisz go, nawet z tobą nie gada, wciskasz mi kit Bones — prychnęła Katrin.
— Wcale nie! — zbulwersowała się, tracąc resztki rozsądku.
— To z kim idzie w takim razie?
— Ze mną. — Słowa wypadły z jej ust jak pociski z karabinu, zanim zorientowała się, co znaczą i czy na pewno chce je wypowiedzieć.
Wszystkie wybałuszyły na nią oczy. Lily teatralnie pacnęła się otwartą dłonią w czoło, a Dorcas zagryzła nerwowo wargi. Rosario z zainteresowaniem przyglądała się, jak Alicja staje się blada, zdając sobie sprawę, że uwiązała stryczek na swojej szyi. Natomiast po głowie Bones kołatała się tylko jedna myśl:
„Jak umówić się z Frankiem, zanim Adams to zrobi?”
★★★
          Profesor Flitwick przyglądał się uczniom za swojej katedry. Większość wyglądała na poddenerwowaną i zaniepokojoną. Nie wiedział na pewno, co jest powodem takiego zachowania, lecz podejrzewał, że może ono być spowodowane artykułem w Proroku Codziennym. Coraz częstsze ataki na mugoli rozbudzały strach wśród czarodziejów, gdyż na miejscu zbrodni wyczuwało się ślady użytkowania różdżki, a kilku zabitych zginęło od zaklęcia niewybaczalnego. Jak donosiło ministerstwo aurorzy pracowali w pocie czoła, aby dowiedzieć się, kto stoi za morderstwami, jak do tej pory bezskutecznie. Sam Filius podejrzewał, że wszelkie działania nie są przypadkowe i służą jakiejś większej sprawie, może nawet idei. Będąc w odwiedzinach u swojego dalekiego krewnego, powiedział mu on w tajemnicy, że zarządcy rodów tak zwanej Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki wypłacali wysokie, tej samej wartości sumy jakby wspólnie coś szykowali. Co, tego goblin nie wiedział, jednak prosił go, aby zwrócił uwagę Dumbledore`a na tę kwestię, co oczywiście Flitwick uczynił. Jeszcze raz obrzucił spojrzeniem cała klasę prawie dorosłych ludzi i popukał różdżką w blat, aby uciszyć wszelkie rozmowy.
— Klątwa to jedna z najpotężniejszych dziedzin magicznych, do jej rzucenia potrzebne jest ogromne doświadczenie i umiejętności- zaczął piskliwym głosem. — Czy ktoś z was zna podział klątw?
Ręce kilku uczniów powędrowały w górę.
— Panna Meadowes?
— Ze względu na rodzaj, czas trwania i liczbę dotkniętych osób klątwą — wyrecytowała.
— Doskonale, dziesięć punktów — pochwalił. — Podział ze względu na rodzaj? — Rozejrzał się. — Pan Snape?
— Śmiertelne, rzucone przez osobę umierająca oraz emocjonalne rzucane pod wpływem silnych emocji.
— Wspaniale, również dziesięć punktów.
Lekcja była dość ciekawa, dlatego mijała uczniom w ekspresowym tempie. Jednak nie wszystkim. Alicja nerwowo wierciła się na swoim miejscu i co chwilę zerkała w stronę Longbottoma.
— Umówiłaś się z nim? — szepnęła Rosario czym odwróciła uwagę Bones od chłopaka.
— Jeszcze nie. — Westchnęła i wpatrzyła się w swojej notatki.
— To się streszczaj, bo właśnie wychodzi. — Albertini trąciła ją lekko w łokieć i wskazała w stronę drzwi. Bones zaklęła, w pospiechu wrzuciła pergamin oraz pióro do torby, wybiegła z klasy i rozejrzała się za Frankiem, który zniknął wraz z tłumem szóstoklasistów.
— Szlag — warknęła i ruszyła do Wielkiej Sali.
★★★
          — Kochanie wróciłem! — Syriusz wpadł do pokoju i rzucił szatę na łóżko.
— Gdzie byłeś? — spytał James z wyrzutem piskliwym głosem.
— Na randce z zaklęciami.
— UUUU teraz tak pogrywasz? — Potter zatrzepotał rzęsami.
— Jak się czujesz? — Black usiadł naprzeciwko kumpla.
— Lepiej, mogę z wami iść do Lunia?
— Zapomnij.
— Jesteś gorszy niż moja matka — burknął.
— Potter, gdyby nie Meadowes i Evans sam leżałbyś w szpitalu. Kazały ci leżeć, a mi ciebie pilnować.
— Od kiedy słuchasz się bab? — zironizował.
— Od kiedy uratowały mojego kumpla — odparł poważnie. — Zgarnę Petera z zielarstwa i pójdziemy do Remusa.
James przyglądał się, jak Syriusz zbiera się do wyjścia, nie wierzył, że ktoś tak wyluzowany, a czasem lekkomyślny może przejąć się skaleczeniem u kolegi. Chciał spróbować jeszcze wynegocjować odwiedziny u Lupina, ale zanim się zdążył odezwać, Łapa posłał mu spojrzenie mówiące zdecydowane: nie. Przewrócił oczami.
— Przyniesiesz mi szarlotkę?
— Chyba jak upadałeś, to za delikatnie się uderzyłeś — prychnął.
Potter roześmiał się.
— Z lodami?— zapytał Syriusz na odchodnym, otwierając drzwi.
— Jesteś najlepszy Black — zachichotał James jak jedna z napalonych fanek Łapy, reagująca na jego tanie historyjki i podniósł oba kciuki do góry.
Zobaczył tylko wystający środkowy palec ginący za drzwiami dormitorium. Roześmiał się jeszcze głośniej.
 ★★★
          — Umówiłaś się z nim? — zapytała Ros, zagryzając pytanie fasolką. Skrzywiła się i szybko poszukała innego smaku.
— Zmień płytę. Ale nie, nie mogłam go znaleźć przez cały dzień. Adams na pewno mnie ubiegła i wyjdę na kłamczuchę — dramatyzowała.
— Nikt ci nie kazał się odzywać — stwierdziła Lily.
— Lils! — skarciła ją Dorcas.
— Nie Dor, ma rację. Sama nie wiem, po co się odzywałam. Przecież nic mi do jego panienek.
Albertini parsknęła śmiechem, Dor spiorunowała ją wzrokiem, natomiast Evans zaczęła chichotać jak głupia.
— Uważacie to za zabawne? Świetnie — burknęła i opadła na łóżko koło Meadowes.
— On ci się podoba.
Prychnęła.
— My to widzimy — stwierdziła Ros.
Alicja roześmiała się.
— Zaprowadzę was przy najbliższej okazji do Pomfrey, może ma coś ekstra na wzrok. Idę szukać tego kretyna, może harpia go nie dopadła. Pa!
— Myślicie, że coś między nimi będzie? — zapytała Dorcas wpatrując się w przyjaciółki.
— Możliwe. Miłość i sraczka przychodzą znienacka — odpowiedziała Alberini. Gdy usłyszała śmiech dziewczyn, spytała:
— No co?
— Skąd znasz takie życiowe myśli?
— Jenkins tak mówi, Lily — wytłumaczyła.
— Yhym... Jenkins tak mówi — przedrzeźniała ją. Za co dostała poduszką w twarz, jej przytłumiony śmiech rozniósł się po pokoju.
— A co z wami? — zainteresował się Dor.
— Nic. Na razie traktuje mnie jak „pomocnik każdego fajtłapy”. — Wzruszyła ramionami.
— Może wstydzi się powiedzieć, co czuje?
— Może.
★★★
          Nie znalazła go nigdzie, pogodziła się z losem, że zostanie jutro wyśmiana przez Adams. Świat się jednak nie kończył na Gryfonce, postanowiła, poprosić Lily, aby przy najbliższej okazji walnęła w dziewczynę jednym z upiorogacków zarezerwowanych dla Pottera. Szła zamyślona i przeklinała się za swoja głupotę oraz niewyparzony język. Po co odzywała się, skoro rozmowa jej nie dotyczyła? Z rozmyślań wyrwało ja coś dużego, w co przywaliła z całej siły. Siła uderzenia odrzuciła ją do tyłu i gdyby nie pewna ręką, która ją złapała, wylądowałaby na zimnej posadzce.
— Jak łazisz niemoto — warknęła.
— Jak zawsze urocza, Alicjo.
Zbyła go machnięciem dłoni.
— Wszędzie cię szukałam — powiedziała.
— Tak? — zaciekawił się. Co też ta spławiająca go osóbka mogła chcieć.
— Rozmawiałeś z Adams?
— Z Mary?
— Nie udawaj większego krety... yhy — odchrząknęła. — Nie, z Katrin. — poprawiła się.
— Nie.
— To świetnie! Musisz iść ze mną do Hogsemade! — wypowiedziała na jednym tchu.
— Ja? — Jej prośba zszokowała go.
— Nie, Filch. — warknęła, po chwili zreflektowała się. Miała być przecież miła. — Katrin chciała cię zmusić, żebyś z nią poszedł, więc powiedziałam, że idziesz ze mną, żeby cię ochronić wytłumaczyła.
— Obronić przed Katrin? — spytał i posła jej rozbawione spojrzenie.
Jęknęła. Gdy to wypowiedział, zrozumiała jak komicznie to brzmiało. Ratować dorosłego faceta przed dziewczyną? Serio? Wiedziała, że zrobiła z siebie idiotkę. Z dwojga złego wolała wyśmiewanie przez Adams niż kpiące spojrzenie Longbottoma.
— Zapomnij — stwierdziła.
Patrzył oniemiały, jak odchodziła i nie mógł uwierzyć własnym uszom. Może okoliczności nie były zbyt romantyczne ani sprzyjające takim rozmowom, ale samo to, że Ala zapytała go o spotkanie, powodowało, że szczęście rozpierało go od środka. Nie wybaczyłby sobie, gdyby pozwolił jej odejść i zaprzepaścił taką szansę od losu. Nie odda tego walkowerem.
— Zaczekaj! — krzyknął i pognał za nią. — Pójdziesz ze mną w sobotę do wioski? — spytał, gdy się zatrzymała i spojrzała na niego.
Pokiwała twierdząco i delikatnie się uśmiechnęła.
— No to jesteśmy wmówieni, choć podobno byliśmy już rano. — Mrugnął do niej i odszedł.
Zszokowana odprowadził go wzrokiem, aż zniknął za zakrętem.

☆☆☆
Przepraszam za opóźnienie. Rogata