piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 7: "Okiełznać kałamarnicę."

Lato zbliżało się nieubłaganymi krokami a tym samym wakacje. Choć uczniów czekały jeszcze ostatnie egzaminy, siódmoklasistów te najważniejsze, wieńczące całą ich wieloletnią edukację to coraz trudniej było się komukolwiek skupić na nauce. Ptaki wyśpiewywały wesołe trele za oknami zamku, słońce świeciło coraz mocniej a termometry z dnia na dzień pokazywały coraz wyższe temperatury. Większość uczniów cieszyła się z powrotu do domu, jednak w zamku oddalonym o tysiące mil od Londynu to przyjaciele stawali się najbliższą rodziną, którą było bardzo trudno zostawić na całe dwa miesiące rozłąki. Syriusz za żadne skarby świata nie chciał wracać do domu, obawiał się, że tym razem nie spędzi większości wakacji u przyjaciela, gdyż on sam miał je spędzić u ciotki. Peter dostawał gęsiej skórki na samą myśl o rodzeństwie przyrodnim i ojczymie, którzy będą się nad nim znęcać przez całe lato. James zastanawiał się jak wytrzyma u ciotki i ile będzie musiał wytrzymać, poza tym miał całe dwa miesiące, żeby opracować plan i sprawić, że jego rudowłosy problem się z nim umówi. Remus wolał przechodzić przemiany w Hogwarcie, były one mniej niebezpieczne dla innych tutaj niż w domu. Poza tym lubił się uczyć, lubił poznawać nowe zaklęcia a nauka w domu nie była tym samym co w zamku. Dorcas wiedziała, że podczas wakacji obowiązek opieki nad Julią spadnie na jej barki, odzwyczaiła się od swojej nadpobudliwej młodszej siostry. Alicja i jej dwie starsze siostry, które już ukończyły Hogwart zostają zabierane przez rodziców na miesięczny rejs, na co szatynka niezmiernie się cieszyła. Słońce, morze i zero obowiązków. Rosario nie mogła się doczekać wyjazdu do dziadków, była przekonana, że tam dowie się czegoś więcej o swojej magicznej rodzinie. Mimo wszystko Lily cieszyła się chyba najbardziej, że opuści Hogwart. Wiedziała, że będzie jej brakować czarów i wszystkiego co magiczne ale brak Pottera przez prawie 70 dni rekompensował jej to w zupełności, poza tym będzie mogła spotykać się z Severusem bez złośliwych komentarzy.
-Jak wybierzemy, który będzie jej panem?- zapytał Peter.
-Ciągniemy słomki!- zakrzyknął z entuzjazmem Syriusz.
-Albo zagramy w marynarza.
-W kucharza.
-Peter, nie ma takiej gry.
-Jest!
-Nie ma!- zirytował się Syriusz.
-Wygrywa ten, kto najwięcej zje!- oburzył się Pettigrew a jego przyjaciele wybuchnęli śmiechem.
-Ha! Wygrałem!- krzyknął uradowany James, gdy wyciągnął najdłuższą słomkę. Skierowali swoje kroki w stronę jeziora.
-Rogacz powoli bo się zdenerwuje!- krzyczał do kumpla Syriusz, gdy po chwili James próbował przekonać kałamarnicę do tego, że nie ma wobec niej złych intencji. Wraz z Łapą wyczytali w jednej z książek, która przyniósł Remus z biblioteki, że kałamarnice można okiełznać i zostać jej panem. Choć blondyn próbował im ten pomysł wyperswadować z głowy oni upierali się przy swoim i chcieli „chociaż spróbować”.
-To może się zamkniesz, bo ją wkurzysz tym zrzędzeniem.- syknął zdenerwowany Potter. Stworzonko powoli zbliżyło się do stojącego do pasa w wodzie Jamesa. Powąchało roślinę znajdującą się w jego rękach i odsunęło z podejrzliwą miną. Na kapcie Merlina, mogłem jednak się tak nie wyrywać. Pomyślał i przypomniał sobie jak za pomocą czarów wydłużył swoją słomkę.
-Może spróbuj kawałek!- krzyknął Remus, który starał się asekurować Rogacza. James bez chwili zastanowienia wepchnął kawałek brązowego liścia do buzi i poczuł się strasznie słabo.
-Tylko się nie przewróć!
-Łatwo ci mówić- jęknął.
-James jak się czujesz!?
-Nie najlepiej- mruknął i osunął się na kolana.
-O ty w dzwonek już po ptakach.- powiedział zrezygnowany Syriusz. Wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Kałamarnica wzięła w jedną mackę zielsko i je zjadła a w drugą Jamesa. Reszta chłopaków wydała z siebie zduszony okrzyk.
-Ona go chce zjeść!- wrzasnął Peter i wszyscy trzej wpadli w panikę. Natomiast przyczyna tego zamieszania, czyli James został pocałowany na znak swojego oddania przez zwierzę i bezpiecznie odstawiony jak największy skarb na suchy ląd. Gdy otrzeźwieli z osłupienia na ich twarzach pojawił się uśmiech, no może oprócz Jamesa, który nadal czuł nieprzyjemne uczycie na policzku. I ulga.
★★★
-Że też oni niczego się nie boją- zastanawiała się Rosi.
-Mam nadzieję że kałamarnica się wkurzy i zje Pottera albo chociaż poturbuje, może zmądrzeje.
-Lilka!
-No co?!- widząc karcący wzrok blondynki dodała.-Dobra nic nie mówię. A gdzie Dorcas znowu się podziewa?
-Odrabia astronomię z tym przystojnym Puchonem.- odparła Alicja i dalej szkicowała.
-A mieliśmy coś w ogóle zadane?- spytała Albertini, jak zwykle niezorientowana w temacie prac domowych.
-Nie. Ale wspominała o korepetycjach.
-A czy on wie, że ona nie potrzebuje korepetycji?- roześmiała się Bones, Lily bezradnie rozłożyła ręce i dalej czytała siedząc w cieniu pod drzewem. Jutro czekał ich pierwszy egzamin z transmutacji, historii magii i eliksirów.
-I jak?- Ala odwróciła blok w stronę koleżanek.
-Ekstra!
-Super! Na pewno się małej spodoba- stwierdziła Lily.
-Mam nadzieję, bo mi się bardzo podobają- odparła na pochwały dziewczyn i przyjżała się jeszcze raz krytycznym okiem obrazowi, na którym na łące pasły się kucyki. Domalowała jeszcze kilka kępek trawy i stwierdziła, że jest idealnie. Prezent dla siostry Dorcas był gotowy. Mogła teraz z czystym sumieniem dokończyć malowanie zamku. Przerzuciła kilka kartek, naostrzyła ołówek i zabrała się do rysowania.
★★★
-Może się pouczycie? Jutro egzaminy.- zapytał przyjaciół Remus. James przebywał w wodzie razem z Syriuszem, wiedząc, że kałamarnica nic im nie zrobi. Peter miał wciąż pewne obawy i przezornie siedział na brzegu wraz z blondynem.
-Po co? I tak wszystko umiemy.
-Przydała by się jakaś zjeżdżalnia!- zamyślił się Syriusz.
-Mówisz masz. Macka zrób zjeżdżalnię!- krzyknął James, ale Syriusz zrozumiał tylko dwa pierwsze słowa. Ze zdziwieniem spojrzał na jadącego w dół kumpla, który po chwili ochlapał go wodą. Potrząsnął głową i stwierdził że się przesłyszał. Zabawa trwała w najlepsze, nawet Peter i Remus się przełamali, gdy usłyszeli krzyki McGonagall, która zbliżała się szybkim krokiem w ich stronę.
-Proponuje całkowite zanurzenie!- krzyknął Syriusz i wraz z Jamesem schowali się pod wodą.
-Natychmiast wychodźcie z wody!- i jednym ruchem różdżki wyłowiła chłopaków na brzeg.
-Co wy sobie myślicie?! A jak by wam kałamarnica coś zrobiła? Przecież mogło dojść do nieszczęścia! Myślałam Lupin, że masz trochę więcej oleju w głowie!
-Pani profesor, my potrafimy pływać- mruknął James, McGonagall zmierzyła go surowym wzrokiem. Tak oto Huncwoci zarobili setny szlaban w tym roku szkolnym.
★★★
Poranek przebiegał bardzo spokojnie, każdy leniwie jadł śniadanie, niektórzy powtarzali materiał do egzaminu, który miał niedługo się odbyć. Lily i jej koleżanka Dorcas nie były wyjątkami, siedziały zaczytane w podręcznikach ledwie dotykając jajecznicy nałożonej na talerze. Rosario gmerała widelcem w sałatce z makreli, a Alicja szczebiotała ze starszym o rok Mikem, na tematy nie związane z egzaminami.
-Evans!- znajomy krzyk oderwał Lily od podręcznika.
-Czego Potter?- dobiegł go głos Rudowłosej z drugiego końca sali oznaczający, że mimo wszystko go słucha.
-Umówisz się ze mną?!- Lily przewróciła oczami, chyba zaczynała powoli się przyzwyczajać do namolnej wersji Pottera.
-Nie.
-Oj no weź, będzie fajnie!
-Daj mi spokój, Potter!
Odpowiedziała jej cisza, więc była przekonana, że na razie ma go z głowy, zagłębiła się w podręczniku do transmutacji.
-Ja i tak wiem, że na mnie lecisz.
Szept koło jej ucha sprawił, że podskoczyła wystraszona. Odwróciła głowę i napotkała orzechowe spojrzenie Jamesa.
-Potter, daj mi spokój.
-Jak się ze mną umówisz- odparł i zmierzwił sobie włosy. Wpatrywał się w nią z wyczekiwaniem, przez głowę przebiegła mu myśl, że może jednak uda mu się z nią umówić przed końcem roku.
-Zapomnij.
-Jesteś nieczuła, Evans- burknął i wepchnął się między nią a Dorcas.
-Jak tam moja kochana kuzynka się miewa?- spytał i poczęstował się jajecznicą z talerza Lily.
-Bardzo dobrze- odparła brunetka i wstała z zamiarem opuszczenia Wielkiej Sali. Evans podniosła się razem z nią.
-Czekajcie! Idę z wami!
Lily zerknęła przez ramię na podążającego za nimi Pottera. Była z siebie dumna. Nie nakrzyczała na niego, nie dała mu się wyprowadzić z równowagi, nie doszło do rękoczynów i co najważniejsze nie rozpłakała się. Stanowczo odmówiła mu randki. Dzięki rozmowom z Severusem nauczyła się kontrolować swój gniew. Na pewno jeszcze nie raz będzie miała ochotę zabić Rozczochrańca tępym narzędziem w bardzo okrutny sposób, ale starała się. Była pełna podziwu dla samej siebie. Uśmiechnęła się pod nosem. Nigdy więcej nie będzie płakać z powodu Jamesa Pottera.
★★★
Uczniowie czekali pod Wielką Salą. Niektórzy byli bardzo spięci, inni wręcz przeciwnie. Nie były to ich pierwsze egzaminy w szkole, ani Standardowe Umiejętności Magiczne, jednak wielu z nauczycieli wyniki tych testów traktowało bardzo poważnie. Zastrzegli, że nie pozwolą kontynuować swojego przedmiotu, jeśli egzamin nie będzie zaliczony na na co najmniej Powyżej Oczekiwań. Filch pilnował aby nic niespodziewanego nie miało miejsca w tym dniu, dlatego mył podłogę bardzo blisko Huncwotów, którzy siedzieli na ławkach i byli wyjątkowo spokojni. James i Syriusz rozmawiali o Quidditchu a Remus powtarzał razem z Peterem składniki eliksiru na porost włosów. Czas rozpoczęcia egzaminu zbliżał się nieubłaganie, dlatego coraz więcej osób pojawiało się pod drzwiami Sali. James zauważył w tłumie Snape`a, który rozmawiał o czymś z Evans, po chwili przytaknął jej i odszedł. Kiedy ich mijał rzucił zaklęcie popychając, Severus poślizgnął się na mokrej podłodze, przejechał kawałek korytarza na brzuchu i uderzył wprost w wiadro woźnego, które to przewróciło się na Ślizgona i wylało całą swoją zawartość na jego głowę. Zgromadzeni uczniowie wybuchnęli śmiechem.
-W końcu Smarkerus umył włosy- zakpił Syriusz, co wywołało jeszcze większą radość wśród czwartoklasistów. Przybili sobie z Jamesem „piątkę”. Lily pomogła Snape`owi podnieść się i pogardliwie spojrzała na Huncwotów. Filch wygłaszał monolog o rozwydrzonych bachorach, które nie mają za knuta poszanowania dla jego pracy i wlepił Ślizgonowi tygodniowy szlaban. Drzwi Wielkiej Sali otworzyły się, kiedy każdy zajął swoje miejsce z bocznych drzwi wyłoniła się Minerwa i rozdała pergaminy z pytaniami.
-Proszę nie ściągać! Każde oszustwo zostanie wykryte i surowo ukarane. Was też się to tyczy.- Popatrzył na Pottera i Blacka. Każdy przez godzinę próbował wycisnąć z siebie wiedzę zdobytą w czasie ostatniego roku, chodź przychodziło to dość opornie przez zachęcające słońce zaglądające przez okna.
-Co napisałyście w piątym?- gorączkowała się Lily. Jako jedyna najbardziej przejmowała się wynikiem .
-Daj spokój! Nie chce mi się powtarzać całego sprawdzianu!- zirytowała się Alicja. Dorcas zawzięcie dyktowała Lily swoje odpowiedzi.
-No właśnie Lil, daj spokój. Nie przejmuj się tym. Miodowe Królestwo- powiedział Remus. Weszli przez portret z obrażoną na cały świat Evansówną.
-Phy- prychnęła jak kotka i poszła do dormitorium.
-A my co robimy? Bo potwór raczej z jamy nie wyjdzie- zakpił Syriusz, wskazując na schody do sypialni dziewcząt.
-Ja idę do jamy.- Uśmiechnęła się Rosario i wspięła po schodach.
-Biblioteka- zakomunikowała Dorcas.
-Czekaj ja też idę!- krzyknął Remus i wyszli razem.
-A my?- znudzonym głosem zapytał James. Nikt mu nie odpowiedział, bo po Syriuszu i Peterze nie został nawet ślad, usłyszał tylko zamykające się drzwi dormitorium. Sam więc wszedł za nimi i kiedy już znalazł się w pokoju rzucił się na łóżko, które zaskrzypiało pod jego ciężarem.

środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział 6: "Cicha woda brzegi rwie."

Wczoraj kury tak gdakały, 
nasze jajka oszalały...
malowały się w paseczki, 
i w kółeczka i wstążeczki. 
Teraz wszystkie krzyczą – Hurra! Hurra! 
Wesołego Alleluja!
Wszystkiego co najlepsze na Te Święta i bardzo, bardzo słonecznego oraz mokrego dyngusa!
Czytajcie i komentujcie!
Pozdrawiam cieplutko w te zimne i mokre dni, Rogata.
☆☆☆
Włosy wpadały mu do oczu, gdy pochylał się nad podręcznikiem.
-Dwu calowy korzeń mandragory posiekać na drobno, potem rozgnieść, dodać i zamieszać trzy razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara- mruknął do siebie i zaczął kroić, małym ostrym nożykiem, na którego trzonku wyryte były inicjały S.S. Dodał roślinę do kociołka i zamieszał dwa razy w prawo i raz w lewo, mimo wyraźnych wskazówek w książce, eliksir zabulgotał. Ślizgon zajrzał do książki a następnie spojrzał na srebrzystą substancję, miała idealny kolor. Dopisał szybko drobnym, starannym pismem na marginesie jedno zdanie.
-Następnie dodać dwa języki węża i sproszkowaną żabią ikrę, pół miarki.- Zaczął szperać w swojej skrzynce w poszukiwaniu składników, gdy drzwi klasy otworzyły się gwałtownie a rudowłosa dziewczyna wpadła i zatrzasnęła je z głośnym hukiem. Oparła się o nie plecami i osunęła na podłogę.
-Lily?- chłopak widząc w jakim jest stanie podbiegł do niej zapominając zupełnie o warzonej miksturze.
-Sev- załkała i wtuliła się w jego kościsty tors, objął ją i zaczął szeptać kojące słowa. Eliksir wykipiał a jego zawartość zalała stół.
★★★
-Te cukierki spowodują, że nie będziecie musieli się uczyć, przeczytacie lub coś usłyszycie i już! Zapamiętane!- pstryknął palcami. Malec spojrzał na niego zafascynowanym spojrzeniem, drugi grzebał w kieszeni w poszukiwaniu monet, kilku już dzierżyło w garści zakupione słodycze.
-Black, znowu wciskasz pierwszorocznym te trefne cukierki?- chłopcy widząc odznakę prefekta rozpierzchli się na wszystkie strony. Sam zainteresowany odwrócił się z niewinną miną.
-Mandy! Jak miło widzieć Panią Prefekt we własnej osobie- uśmiechnął się.
-To jak z tymi cukierkami?- spytała, nie dając się zbyć słodkimi słówkami.
-No właśnie nie mam pojęcia skąd oni je mogli wziąć! I dlatego chciałem ich ostrzec.- Odgarnął nonszalancko z twarzy grzywkę.
-Czyżby?- spojrzała z powątpiewaniem na wypchaną kieszeń jego szaty, Syriusz zauważył to i wyjął słodycze.
-Widzisz, trochę im zarekwirowałem ale mi przeszkodziłaś. Ja nie wiem, człowiek tu się stara pomóc lokalnej władzy i zadbać o młodszych kolegów a tu go podejrzewają o takie niegodziwe rzeczy. Nie ładnie, oj nie ładnie.- Pogroził jej palcem. Dziewczyna zachichotała.
-No dobrze, tym razem udam, że tego nie widziałam, ale następnym- zawiesiła głos, spojrzała na niego groźnie i odeszła. Niewiele myśląc ruszył za nią.
-Co będzie następnym razem?- dopytywał, zrównując się z nią.
-Wlepię Ci szlaban.
-Jeśli będę mógł spędzić z Tobą kilka miły wieczorów to jestem za- odparł z łobuzerskim uśmiechem. Mandy uśmiechnęła się i przystanęła.
-Tak Ci na tym zależy?- spytała i figlarnie przekręciła głowę, jej oczy się śmiały.
-Skoro nie masz nic przeciwko, a na szlaban na razie się nie zanosi, to w takim razie dzisiejszy wieczór zaczniemy od wiosennego spaceru- zarządził i podał jej ramię, przyjęła je i skierowali się ku wyjściu z zamku.
★★★
Dorcas popatrzyła za oddalającą się parą, pokiwała z niedowierzaniem głową. Jak to się działo, że taka rozważna dziewczyna. Ba! Prefekt! I to Krukonów! Dała się omamić Blackowi.
-Pies na baby.
Jej rozmyślania przerwała Alicja, która dosiadła się z długą żelką w ręku.
-Co?
-Black- pies na baby.- Szatynka roześmiała się ze swojego żartu i odgryzła kawałek kolorowej, grubej, słodkiej nitki.
-Co one w nim widzą, przecież jest od niej młodszy!?
Bones wzruszyła ramionami i podetknęła Dor drugi koniec cukierka, ta z wdzięcznością wgryzła się w żelka. Kiedy bezmyślnie go przeżuwała do Wielkiej Sali wszedł Colin. Dziewczyna zerwała się i podbiegła do niego rzucając mu się w ramiona i obdarowując buziakiem w policzek. Po chwili zdała sobie sprawę, że mnóstwo osób zgromadzonych na kolacji przygląda się im.
-Za co to?
-Jako jedyna dostałam Wybitny- bąknęła nagle onieśmielona i zawstydzona wylewnością z jaką mu podziękowała.
-Czy jak będę Ci pomagać to mogę liczyć zawsze na taką wdzięczność?
Dała mu kuksańca w bok.
-Może- odparła- Dziękuję, jeszcze raz.
-Do usług.- Skłonił się nisko, puścił jej oko i poszedł do swojego stołu.
-Proszę, proszę, cicha woda brzegi rwie- mruknęła Alicja gdy Dorcas się do niej dosiadła- A może już wyrwała- dodała widząc jak Puchon co chwilę zerka w stronę niczego nie świadomej Meadowes.
★★★
Gdy się uspokoiła pomógł jej wstać i usadził na krześle. Szybkim ruchem różdżki sprzątnął rozlaną maź, wziął mały garnuszek i nalał do niego świeżej wody, ustawił na palniku. Podszedł do szafki, wyjął z niej dwa kubki, do każdego wrzucił po torebce herbaty, a jej dodatkowo posłodził dwie łyżeczki. Zalał herbatę wrzątkiem i postawił przed dziewczyną, przyniósł też paczkę pasztecików dyniowych. Usiadł uważnie na nią patrząc.
-Mmmmm karmelowa- mruknęła rozkoszując się smakiem herbaty.- Moja...
-Ulubiona- dokończył za nią i posłał jej krzepiący uśmiech, odwzajemniła go.
-Skończyła się przecież.
-Ostatnio jak byłem w Hogsmeade zrobiłem nam zapasy, gdybyś chciała ze mną poeksperymentować.
-Przepraszam za eliksir.- Spojrzała w stronę gdzie stał, już pusty, kociołek.
-Nie ważne, zrobię nowy. A może razem zrobimy?- spytał nieśmiało, z entuzjazmem pokiwała głową.
-Lily, co się stało?
Westchnęła.
-Potter- mruknęła jakby to jedno słowo wszystko wyjaśniało i odłożyła niedojedzonego pasztecika. Zachęcił ją gestem żeby mówiła dalej, to wystarczyło aby potok słów wylał się z jej ust strumieniami.
-Jak zwykle popisywał się na śniadaniu i oblał mnie sokiem dyniowym. Na numerologii umoczył mojego warkocza w atramencie.- Na dowód tego, Evans pokazała niebieską końcówkę włosów.- Na transmutacji zamienił moją żabę w pergamin, na którym było napisane „Evans, umówisz się za mną?” niby McGonagall odjęła mu dziesięć punktów, ale potem ją odczarował i zamienił w kapelusz, więc i tak wyszedł na plusie, na eliksirach dosypał coś Dorcas do kociołka i wybuchł oblewając nas, a na wróżbiarstwie zaczął zmyślać, że widzi w szklanej kuli jak się z nim umawiam- westchnęła.- Narobił mi takiego wstydu, zwłaszcza, że Perkins go uwielbia i zaczęła rozprawiać, że ona też coś takiego widzi i, że to się na pewno niedługo stanie. Nie mam już siły do niego- zakończyła a w jej oczach znów pojawiły się łzy. Severus widząc to złapał ją za rękę i pociągnął do góry, chcąc nie chcąc musiała wstać.
-Dosyć tego mazgajstwa- zarządził.- Pomożesz mi. Nalej wody i wstaw na palnik.
Ochoczo zabrała się do pracy.
-Zobaczymy co się teraz stanie- mruknął po pół godzinie gdy dodawał liście storcznika, o których nie było mowy w przepisie.
-Hmmm ma mocniejszą barwę i chyba jest gęstsze niż powinno- zawyrokowała Evans. Snape jej przytaknął. Widział, że zajęcie pomogło oderwać jej myśli od tego głupiego Gryfona, a gdy ona się uśmiechała i jemu poprawił się humor.
-Dziękuję- szepnęła, gdy spostrzegła, że jej się przygląda.
-Od czego są przyjaciele.
★★★
Siedział w Pokoju Wspólnym, ogień z kominka przyjemnie ogrzewał pomieszczenie a zwłaszcza osoby siedzące na kanapach znajdujących się najbliżej niego. Zaczytywał się w książce do Obrony Przed Czarną Magią i cieszył ze spokojnego wieczoru. Od ich ostatniego znaleziska, czyli Pokoju Ślizgonów minęło dwa tygodnie a Huncwoci nie mogli się zdecydować jak najlepiej tą wiedzę spożytkować.
-Cześć.
Usłyszał nad głową powitanie, podniósł wzrok i napotkał błękitne oczy.
-Hej. Siadaj.
Opadła na fotel naprzeciw niego i spojrzała wyczekująco.
-W czymś ci pomóc?- spytał gdy jej wzrok zaczął go peszyć.
-Szukam towarzysza, do szachów.
Na te słowa Remus się ożywił.
-Znasz może kogoś?- spytała figlarnie widząc jego radość.
-Może ja?
Tylko czekała na te słowa, wyciągnęła zza siebie szachownicę i zaczęli rozkładać pionki.
-Dobrze Ci idzie- zawyrokował, gdy po pół godzinie nie udało mu się jej pokonać.
-Mam dobrego nauczyciela, w wakacje mnie szkolił, tyle że na mugolskich. Będzie zachwycony jak mu podaruję czarodziejskie.
-Kto Cię uczył? Tata?
-Dziadek, ojciec nie żyje.
-Przepraszam, przykro mi.- Zawstydził się swoim pytaniem, ale skąd mógł wiedzieć, że Rosario nie ma ojca. Dopiero w tym roku zaczęli ze sobą więcej przebywać, przez ten idiotyczny zakład między Łapą a Rogaczem.
-To było dawno, nie warto rozpamiętywać- odparła, choć wyraźnie posmutniała.
-Może...
Jego słowa przerwał potężny huk dochodzący z wieży chłopców. Zerwali się z kanap i przepychając się przez tłum Gryfonów zmierzali w stronę zamieszania. Remus miał niepokojące przeczucie, że potężny odgłos pochodził z jego dormitorium. Po chwili przekonał się, że jego obawy zostały potwierdzone, co prawda drzwi były zamknięte ale ze szpary pomiędzy nimi a podłogą unosił się ciemnoszary dym. Odepchnął jakiegoś ciekawskiego pierwszaka i pociągnął za klamkę, która nie chciała ustąpić, wyciągnął różdżkę i wyszeptał zaklęcie, zamek szczęknął. Kiedy otworzył drzwi chmura dymu zasłoniła mu widok, słyszał tylko krztuszących się Huncwotów, po omacku dotarł do okna i otworzył je na oścież. W międzyczasie Rosario zlikwidowała sporą część dymu i zamknęła drzwi przed rozentuzjazmowanym tłumem gapiów, którzy koniecznie chcieli dowiedzieć się co wydarzyło się w pokoju tej sławnej czwórki, zwłaszcza, że najrozsądniejszego z nich nie było wtedy w środku. Sprawcy całego zamieszania chciwie czerpali świeże powietrze płynące z zewnątrz.
Widząc zdenerwowanie Remusa, Albertini wycofała się, kiedy drzwi się za nią zamknęły Remus zaczął krzyczeć.
-Co wy sobie wyobrażacie?! Zobaczcie jak to wszystko wygląda.-Gestem ogarnął cały pokój.
-Chcieliśmy dodać pokój Ślizgonów na mapę- bąknął nieśmiało Peter, gdy żaden z jego kolegów nie kwapił się do wyjaśnień.
-Mówiłem, że ja to zrobię w wolnej chwili- warknął.
-Oj Luniaczku no, nie złość się przecież nic takiego się nie stało- mruknął Syriusz.
-Gdzie ta mapa?- spytał zrezygnowany. Trójka Huncwotów spojrzała po sobie a potem trzy osmolone twarze spojrzały bezradnie na Remusa.
-Nie wiecie gdzie ona jest?- zapytał siląc się na spokojny ton, choć wewnątrz cały wrzał.
-No, yyy, ten...
-A może...- wyrwał się do odpowiedzi James, ale szybko ucichł. Zaczęli bezradnie przeszukiwać zdemolowane dormitorium.
-Ups...- usłyszeli gdy po kilku dobrych minutach zaczęli wątpić w powodzenie swoich poszukiwań.
-Co znaczy „ups”?- spytał blondyn. Rogacz wyciągnął spod swojego łóżka część mapy na której widać było zarysy błoni, była ona w połowie zwęglona, Lupin nie miał już siły się denerwować, więc tylko westchnął po raz kolejny tego wieczora i zarządził dalsze poszukiwania.
-Ale my głupi jesteśmy- westchnął Łapa i teatralnie uderzył się dłonią w czoło.
-Mówcie za siebie- usłyszał głos Lunatyka zza kotary. Black niczym nie zrażony, wygrzebał z kieszeni różdżkę.
-Acco mapa- krzyknął, po chwili dzierżył w ręku pergamin, wyszczerzył się tryumfalnie do Pottera, gdy nagle mapa rozleciała się w drobny mak. Zdezorientowany Syriusz przeniósł przepraszające spojrzenie na Remusa.
-Wiedziałem, że tak będzie, dlatego jej nie przywoływałem ty imbecylu!- wrzasnął Remus a z jego różdżki posypały się iskry. Huncwoci nigdy nie widzieli go w taki stanie i obawiali się, że w tym jedynym przypadku jego wilcza natura wzięła przewagę nad ludzką, powoli zaczęli wycofywać się z dormitorium. Gdy Lupin podniósł magiczny patyk z zamiarem rzucenia jakiegoś paskudnego uroku na trójkę przyjaciół, ci w pośpiechu opuścili pokój zamykając za sobą drzwi, zaklęcie odbiło się od drewna i ugodziło w filar łóżka, jego górna część odpadła.
-Uff, było blisko- westchnął Peter. Po chwili z ich pokoju wyleciały na korytarz trzy komplety pościeli z kartką „Śpicie we Wspólnym.” Cała trójka westchnęła. Zawsze mogło być gorzej.


środa, 9 kwietnia 2014

Rozdział 5: "Palcem się nie pokazuje."

Zapraszam do czytania i komentowania:)
No, nie przynudzam:)
☆☆☆
-Co ty znowu czytasz?- Rose przekręciła się z pleców na brzuch i spojrzała na Lily.
-Eliksiry.
-A skąd ty masz podręcznik do piątej klasy?
-Pożyczyłam od Melisy.
-Wystarczy nam materiał z czwartej klasy.
Evans na te słowa wzruszyła ramionami.
-Kujon- mruknęła Rosario.
-Innymi słowy solidaryzuje się z piąto i siódmoklasistami- podsumowała Alicja i pochłonęła czekoladową żabę.
Wszystkie cztery siedziały na kocu pod drzewem, słońce przegrzewało i było bardzo ciepło, wiał lekki wietrzyk. Rosario wystawiła twarz do słońca i wydłużyła swoje blond włosy, wiatr natychmiast zaczął się nimi bawić.
-Też tak chce.- jęknęła Bones, gdyż jej włosy sięgały ledwie ramion.
Lily przewróciła oczami, co jak co, ale dla niej wygląd był na ostatnim miejscu.
-Idziemy jutro razem na kremowe?- zmieniła temat Dorcas.
Wszystkie pokiwały głowami na znak zgody.
-Frank Cię nie zaprosił?
-Bardzo zabawne Bones- mruknęła Lily.
-No daj spokój, żartuję przecież.
Nagle jakaś niewidzialna siła zaczęła ciągnąć ją w stronę jeziora, po chwili wylądowała w ramionach Syriusza.
-Zgłupiałeś?- warknęła i wyrwała się, poprawiła szkolny mundurek i spojrzała groźnie na Blacka. Ten posłał jej swój firmowy, flirciarski uśmiech.
-Pokazuje młodszym kolegom i niektórym starszym- tu zerknął na Petera- jak działa zaklęcie Accio.
-A nie możesz go pokazywać na kimś innym?
-Nie, bo nic tak nie motywuje mężczyzny jak ładna kobieta.
Ich rozmowę przerwał pisk, który obydwoje doskonale znali.
-Idioto! Zostaw mnie! Puść!- Evans, która pojawiła się koło Pottera, zaczęła wyrywa się z jego uścisku.
-Czy dobrze wykonałem zadanie Panie Profesorze?- spytał Łapę, nic nie robiąc sobie z krzyków i gróźb Rudej.
-Perfekcyjnie, uczcie się od niego!- zawołał do przyglądających się drugoklasistów.
James ukłonił się i puścił Lily.
-Gamoń!- warknęła.
-A skoro już się tu pofatygowałaś Evans, to może wybrałabyś się ze mną do Hogsmeade?
-Po moim trupie.
-Wolałbym przed- przyznał.
-Wiecie co! Jutro koło południa będziemy wszystkie na kremowym, może się przyłączycie?- zaproponowała szybko Alicja.
-A Lily będzie?- spytał James.
-No oczywiście.
Gdyby wzrok mógł zabijać, szatynka leżałaby już trupem na szkolnych błoniach.
-Hej, ja tu jestem!- zaoponowała Lily – I na pewno nie będę z nim siedzieć w Trzech Miotłach- wskazała palcem na Pottera.
-Palcem się nie pokazuje- zażartował, złapał ją za rękę i pociągnął w swoją stronę.- Mama Cię nie nauczyła?
Pierwszy raz w życiu byli tak blisko siebie, gdy wpatrywali się w siebie Jamesowi przemknęła przez głowę myśl, że Evans ma bardzo ładne oczy, takie intensywnie zielone, w kształcie migdałów. Syriusz chrząknął. Odsunęli się. Rudowłosa wyrwała rękę i poszła w stronę koleżanek, Alicja podążyła za nią krzycząc jeszcze, żeby nie zapomnieli o jutrzejszym spotkaniu.
-Był blisko co?- Bones potraciła łokciem Lily.
-Przestań, to idiota- jednak na jej twarz wypłynął rumieniec, może nie był spowodowany samym Potterem, ale jego bliskością jako chłopaka.
-Tak, tak. I tak będziecie razem. A ja wam namaluję wasz wspólny portret!- klasnęła z uciechy na samą myśli i usiadła na kocu koło Dorcas. Lily zdzieliła ją po głowie książką.
-Za co?
-Za niewinność.- odparła.
Bones udała, że niewiele ją to zabolało i zaczęła opowiadać Meadowes i Albertini co chcieli Huncwoci.
★★★
Syriusz siedział na krześle w klasie od transmutacji i strasznie się nudził. Zadanie, które powierzyła im McGonagall już wykonali. Mieli posprzątać na półkach i poukładać przedmioty znajdujące się w sali. To zadanie otrzymali w ramach szlabanu za pomalowanie uczniów, był zadowolony, bo był to ich ostatni szlaban, który mieli odpracować za ten żart. Swoją drogą stwierdził, że kreatywność profesorki malała z każdą karą. W pierwszej klasie mieli dużo gorsze rzeczy do robienia, jak na przykład sprzątanie toalet przy Wielkiej Sali, czyli najczęściej używanych i najbardziej brudnych. Wzdrygnął się na samo wspomnienie.
-Może wybralibyśmy się do Lasu?
-Po co?- spytał Peter.
-Dawno tam nie byliśmy.
-Koniecznie, może nawet dziś!- uradowany James zaczął już obmyślać, co powinni zobaczyć.
-Trzeba to przemyśleć- stwierdził Remus.
-Ty byś tylko myślał! Tu trzeba działać! Kto się waha ten zgubiony!- wykrzyknął Potter i już było wiadomo, że pomysł pójścia do lasu będzie zrealizowany dzisiejszej nocy.
-No chłopcy możecie iść. I żeby mi się to więcej nie powtórzyło.- McGonagall pożegnała Huncwotów i wyszła z klasy.
-To co idziemy po płaszcze i do lasu?
-Wyluzuj, pójdziemy jutro.
-Jutro będzie futro! Ekipa na przód!
James wyszedł z sali i skierował się do wieży Gryffindoru.
★★★
Zupełnie zapomniała o wypracowaniu na astronomię, dlatego w ostatniej chwili wpadła do biblioteki, zabrała kilka tytułów, które w jej mniemaniu miały jej pomóc i ubłagała panią Pierce, żeby pozwoliła jej wypożyczyć taką ilość, jednocześnie zarzekając się, że jutro z samego rana odda wszystkie. Po chwili biegła korytarzem z naręczem podręczników i pergaminów. Przyspieszyła jeszcze bardziej. Gdy nagle...
-Dorcas?!
Brunetka podniosła wzrok przytrzymując się za obolałe ramię.
-O, witaj Colin.- uśmiechnęła się i zaczęła zbierać porozrzucane rzeczy. Chłopak rzucił się, aby jej pomóc.
-Dzięki- powiedziała, kiedy podał jej ostatni wolumen, posłała mu uśmiech i odwróciła się z zamiarem odejścia.
-Gdzie się tak spieszyłaś?
-Muszę na jutro napisać wypracowanie dla „Asteroidy”.
-Pomogę Ci- zaoferował swoją pomoc Puchon.
Meadowes zastanowiła się, choć lubiła astronomię temat wypracowania nie należał do najłatwiejszych, miała do wyboru męczący wieczór z podręcznikami, które zaczęły już jej ciążyć lub przyjąć pomoc od „chodzącej mapy nieba” w Hogwarcie.
-No dobrze, tylko gdzie, bibliotekę zaraz zamykają.
-W Wielkiej Sali.
-Co?
-Nigdy się tam nie uczyłaś?
Pokręciła w odpowiedzi głową.
-To chodź.- Zabrał od niej podręczniki i ruszyli w głąb korytarza.
★★★
-Idioto, zaraz zleci się tu cały las- syknął James na biednego Petera, który po raz kolejny stanął na gałąź.
-Przepraszam- mruknął w odpowiedz i zganił się w myślach za swoją niezdarność.
Do uszu Pottera dotarł znów nieprzyjemny odgłos łamania drzewa. Ugryzł się w język i nic nie powiedział, choć na usta cisnęła mu się długa reprymenda. Spojrzał w dal i dostrzegł poświatę między drzewami, czyżby to było miejsce, o którym mówił im Hagrid.
-To chyba tam.- Remus wskazał w kierunków, w którym patrzył okularnik, ten kiwnął i ruszył na przód. Powoli, starając się robić jak najmniej hałasu, co było trudne ze względu na obecność Glizdogona, przybliżali się do celu. Ich oczom ukazał się mały okrąg, który emanował złotym światłem, było ono jednak bardzo rozproszone i ukazywało, że w jego środku jest pusto, z przestrachem ale też zaciekawieniem spojrzeli po swoich twarzach. James zrobił niepewnie krok w przód.
-Stój! A jak tam coś jest?
-To ktoś musi ze mną iść.- Wzruszył ramionami.
Choć też się obawiał, nie dał po sobie tego poznać.
-Dobra idziemy.- To Syriusz, który był równie ciekawy jak Potter postanowił zbadać nowe miejsce.
-Na trzy. Raz, dwa, trzy.
Razem przekroczyli magiczną barierę. Ogarnęła ich ciemność.
-Lumos- szepnął Black, a szukający trzymał swoją różdżkę w pogotowiu na wypadek, gdyby ktoś lub coś ich zaatakowało. Okrąg, którego średnica wydawała się mieć około 5 stóp okazał się ciemnym pokojem, jego ściany były zbudowane jakby ze słomy, gałęzi i liści, dziura w ścianie okazała się wyjściem na korytarz. Huncwoci niewiele myśląc ruszyli przejściem. Początkowo pod stopami czuli grzęzkie błoto, połamane patyki i rozmoknięte liście, po jakimś czasie wędrówki poczuli pod stopami twardy grunt a po bokach pojawiły się kamienne ściany. Strach zastąpiło podekscytowanie i oczekiwanie na to co, znajdą na końcu. Na ścianie znaleźli pojedynczą pochodnię, bez zastanowienia zapalili ją, korytarz wypełnił się światłem.
-Ile już czasu idziemy?
-Dwadzieścia minut- odparł Syriusz patrząc na zegarek z herbem rodu Blacków. Chwycił pochodnię i ruszyli ponownie. Coś pisnęło za nimi, jednak okazało się, że to tylko szczur. Po przejściu kilku stóp zobaczyli drzwi, podeszli i zaczęli nasłuchiwać czy nikogo nie słychać po drugiej stronie.
-Chyba nikogo tam nie ma- szepnął James, a Black pokiwał na znak zgody.
Delikatnie nacisnął klamkę i uchylił drzwi. Najpierw wyłoniła się rozczochrana głowa Pottera, który rozejrzał się ciekawie, nikłe światło na korytarzu wskazywało, że jednak ktoś tamtędy chodzi, po drugiej stronie korytarza stała stara zardzewiała zbroja, w ręku trzymała kij na którym zawieszona była chorągwia z godłem Slytherinu. Kiedy miał już zamiar wyjść ściana na przeciw niego zadrżała, więc szybko schował się z powrotem lecz cały czas obserwował co się dzieje, Syriusz zaczął się przepychać ale gestem nakazał mu być cicho. Kiedy mur się odsunął zza niego wyłoniło się kilku Ślizgonów rozmawiających o czymś żywo, kiedy przeszli ściana wróciła na swoje miejsce a oni odeszli. Na twarz Potter wypełzł szeroki uśmiech. Wyszli razem z Syriuszem i zobaczyli, że owe drzwi są jednak portretem Edwarda Długobrodego.
-Wracajmy, musimy iść po chłopaków.
-Ale co tu zobaczyłeś!- domagał się wyjaśnień Syriusz.
-Później Łapo, chodź!- Rogacz szybko wepchnął go z powrotem w korytarz za portretem.
★★★
Remus niecierpliwie spoglądał wciąż na zegarek, usiedli z Peterm na pobliskim głazie i wypatrywali przyjaciół.
-Jeśli za dziesięć minut nie wrócą wchodzę tam- stwierdził, na co Pettigrew przełknął ślinę, nie uśmiechało mu się zostać sememu w Zakaznym Lesie. Jego ponure myśli przerwał powrót Jamesa i Syriusza, chyba jeszcze nigdy nie ucieszył się tak na ich widok.
-Gdzie wyście byli!- warknął Lupin odbiegając do dwójki chłopaków.
-Nie uwierzycie co znaleźliśmy!- krzyknął James i zakrył buzię, stado spłoszonych ptaków poderwało się do lotu, za ich plecami coś zaszeleściło w krzakach.
-Opowiecie później, chodu!- zawołał Remus i cała czwórka rzuciła się biegiem w stronę zamku, coś podążało za nimi, słyszeli łamanie gałęzi i szelest liści. Odetchnęli z ulgą gdy znaleźli się na błoniach.
-Ale było blisko- zachichotał James, Syriusz mu zawtórował.
Remus westchnął z rezygnacją. Szybko przemierzyli drogę do Pokoju Wspólnego wykorzystując znajome przejścia i skróty.
-Cytrynowy sorbet- powiedział Peter.
-Czy wy wiecie która godzina!? Powiem wszystko Minewrze!
-Ależ Gruba Damo, nie denerwuj się, tak piękna kobieta jak ty nie powinna zawracać sobie głowy takimi sprawami.
-Tak Pan uważa?- spytała kobieta i zarumieniła się.
-Ależ oczywiście, ponadto słyszałem, że Pani ma tak dźwięczny głos, że na pewno przyjdę go posłuchać.
Na twarzy Grubej Damy pojawił się szeroki uśmiech.
-Kiedy?- spytała szybko.
Black zamyślił się, wcale nie miał ochoty jej słuchać.
-Kiedy tylko znajdę chwilkę, wie Madame dużo nauki i w ogóle, nie ma czasu na przyjemności.
-A Twój przyjaciel też przyjdzie?- wskazała na James i poprawiła wdzięcznym ruchem włosy.
-Oczywiście! Obaj przyjdziemy, tak uroczej osobie grzechem było by odmówić- zapewnił szybko Syriusz.
-No dobrze, to teraz zmykajcie spać, późno już- westchnęła, posłała przeciągłe spojrzenie Potterowi i otworzyła przejście.
-No, no. Nasz Rogaś ma wielbicielkę.- Syriusz roześmiał się.
Potter w bardzo dojrzały sposób pokazał mu język, co jeszcze bardziej rozbawiło Blacka.
-To teraz opowiadajcie.- Remus zamknął drzwi dormitorium.
Przyjaciele, przekrzykując się nawzajem i uzupełniając zaczęli opowiadać.
-Ale zaraz, chwila- przerwał im Lupin.
Popatrzyli na niego wyczekująco.
-To co wyście tyle czasu tam robili?
Czarnowłosi wymienili zdziwione spojrzenia.
-Nie było nas raptem czterdzieści minut- wyjaśnił Syriusz.
-Łapo, nie było was trzy godziny.
-Niemożliwe!
-Może to jakiś portal czasowy- wtrącił Peter.
-Za dużo naczytałeś się mugolskiego science fiction- zironizował jego wypowiedź James.
-Poczekaj Rogaczu, może on ma rację, może tam w tym korytarzu czas płynie wolniej- zamyślił się Lunatyk.
-Sprawdzimy to, jednak nie to jest najlepsze- Zawiesił dramatycznie głos.- Odkryliśmy gdzie jest Pokój Wspólny Ślizgonów!
Na twarzach czwórki czwartoklasistów pojawił się huncwocki uśmiech. Ileż to im dawało możliwości.



środa, 2 kwietnia 2014

Rozdział 4: "Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz."

Dziękuje wszystkim za komentarze:)
Oto kolejny rozdział mojego opowiadania:)

Wasza, zachwycona wiosną, Rogata :)
☆☆☆
Średniego wzrostu, szczupły blondyn siedział w najdalszym zakątku biblioteki. Wyjątkowo nie miał ochoty na odrabianie prac domowych. Rozejrzał się po pomieszczeniu, przetarł zmęczone oczy a rękawem szkolnej szaty starł pot z czoła. Było mu niedobrze, głowa bolała go niemiłosiernie, miał wrażenie, że pulsujący ból rozsadzi mu czaszkę ale ostatkami sił zmusił się do napisania jeszcze kilku słów w wypracowaniu dla Slughorna. Nie chciał zawieść Dumbledore`a, który dał mu możliwość nauki ale też nie chciał okazać słabości. Mógł przecież skapitulować i pójść po zwolnienie do McGonagall, ona wiedziała co mu dolega i na pewno wytłumaczyłaby go przed nauczycielami ale nie chciał tego, nie chciał oglądać jej współczującego wzroku, na który napotykał zawsze, gdy zbliżała się pełnia. McGonagall, Dumbledore, Pomfrey, Peter, Syriusz, James i w końcu Lily. Ona wiedziała, domyśliła się w zeszłym roku, trochę dłużej jej to zajęło niż reszcie Huncwotów, choć rzadko rozmawiali była jego przyjaciółką, w dodatku bardzo spostrzegawczą. Oderwał się od przykrych myśli i przebiegł wzrokiem po tekście, nie był to szczyt jego możliwości ale miało wystarczyć na zadowalający. Zerknął do książki, przeczytał kilka wersów i postanowił je dopisać, ambicja wzięła górę nad bólem. Kiedy skończył, spakował się i swoje kroki skierował w stronę wieży Gryfonów. Szedł z trudem, dreszcze przebiegały mu po plecach, zatrzymał się i oparł rozgrzane czoło o zimny mur zamku. Wygrzebał z kieszeni tabliczkę czekolady i pochłoną połowę. Pomogło. Poczuł się lepiej, choć wiedział, że nie na długo ale wystarczająco, żeby dojść do dormitorium i wypić eliksir wzmacniający.
★★★
-Mam ogon! Mam ogon!- krzyknął uradowany Peter. Zaczął wymachiwać szczurzym ogonem, który przyrastał mu do tyłka.
-Bardzo dobrze, choć wolałbym, żeby ten ogon był przytwierdzony do szczura a nie ciebie- warknął Syriusz, który nie podzielał entuzjazmu przyjaciela.
-Do tej pory nic mi się nie udało- mruknął Pettigriew i skulił się w sobie.
-Fuj! Strasznie glizdowaty masz ten ogon.
-Glizdogon! Glizdogon!- zawył Black i roześmiał się głośno. Złość opuściła go tak szybko jak się pojawiła.
-Cicho bądź kundlu!- James zdzielił przyjaciela poduszką.
-Sam bądź cicho rogaczu!
-Rogacz?- Potter zamyślił się a jego oczy rozbłysły. Dzięki refleksowi szukającego uchylił się przed jaśkiem Blacka, który leciał w jego stronę.
-Co jest?- zapytał Remus widząc minę Jima.
-Musimy wymyślić sobie przezwiska! Ja będę Rogaczem a Peter Glizdogonem- stwierdził z dumą. Zaczął podskakiwać na łóżku i wydawać odgłosy triumfu.
-Ja nie chce być kundlem- odparł oburzony Syriusz i założył ręce na piersi. Zmierzył przyjaciela obrażonym spojrzeniem.
-To może Łapa?- zasugerował Remus.
Syriusz zamyślił się i po chwili pokiwał głową na znak zgody.
-A ty?- Potter zwrócił się do Lupina.
-Ja naprawdę nie muszę mieć...- zaczął bronić się w obawie, co też jego kumplom może przyjść do głowy.
-Nonsens- zapewnił go James- może wilk?
-Tak, może od razu wilkołak- prychnął Syriusz.
-Wilcza stopa?
-Król księżyca!
-Kieł!
-Tańczący z wilkami!
-Dajcie spokój.- Remus pokręcił głową na wszystkie bezsensowne propozycję Huncwotów.
-Może Lunatyk?- Nieśmiały głos Petera dotarł do ich uszu.
Przyjaciele z wyczekiwaniem spojrzeli na Remusa.
-No dobrze- przytaknął z westchnieniem wiedząc, że nie dali by mu spokoju dopóki by się nie zgodził na którąś z propozycji.
-Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz- podsumował James.
-Dobrze, to kto teraz?- zapytał Syriusz.
-Próbuję jeszcze raz- stwierdził Potter. Po chwili na środku pokoju stał jeleń z ludzką głową. James westchnął i cofnął metamorfozę.
Remus nie miał siły ich powstrzymywać, od początku był przeciwny temu pomysłowi. Jednak uparli się mimo, iż wiedzieli, że animagia i przemiana są bardzo trudne i niebezpieczne nie zrezygnowali, podziwiał ich determinację i postępy jakie czynili. Był wdzięczny, że robili to dla niego.
-Na dziś dość!- zarządził starając się na stanowczy głos, co było prawdziwym wyczynem dzień po pełni.
Wczorajsza przemiana była bardzo bolesna i na ciele Lupina przybyło kilka ran, które mu dokuczały. Huncwoci niechętnie przytaknęli wiedzieli, że animagia wymagają dużo energii i że Remus ma rację. Blondyn poczęstował kawałkami czekolady wszystkich i sam odrobinę zjadł.
-To co robimy?- odezwał się Syriusz.
Odpowiedziały mu pomruki.
-Może jakiś mały dowcip?- spytał.
James momentalnie zerwał się z łóżka i spojrzał wyczekująco na Blacka.
-Jakiś pomysł?- Remus również spojrzał z zainteresowaniem na kruczoczarnego.
-Może...- odparł z błyskiem w oku.
★★★
Radio wygrywało skoczną piosenkę „Wiejskich Ponuraków”. Rosario leżała na brzuchu na łóżku, wymachiwała nogami i przeglądała najnowszy magazyn „Świat nastoletniej czarownicy”. Alicja siedziała przy toaletce i ćwiczyła na sobie kolejny makijaż znaleziony we wspomnianej wcześniej gazecie. Dorcas zaczytywała się w mugolskim kryminale.
-I jak?- Bones skierowała pytanie do przyjaciółek.
-Za dużo różowego a za mało czarnego cienia- podsumowała Ros porównując dzieło koleżanki z tym znalezionym w gazecie.
Alicja zmyła makijaż i zaczęła od nowa. Do pokoju weszła rozpromieniona Lily.
-Jak tam randka?
-To nie są randki, dobrze o tym wiesz- burknęła.
Ala wzruszyła ramionami i powróciła do przerwanej czynności.
-O czym wy mówicie?- Zainteresowała się Dorcas, która oderwała się od książki.
-O tym, że Lily spotyka się ze Snapem.
-Co? Miałaś tego nie robić- stwierdziła z wyrzutem Albertini.
-To mój przyjaciel i będę się z nim spotykać.
-Ale to Ślizgon.- Alicja skrzywiła się.
-Jest lepszy niż niektórzy Gryfoni- ucięła Rudowłosa.
Zgarnęła piżamę i poszła do łazienki. Nie wiedziała dlaczego jej przyjaciółki są tak wrogo nastawione do Severusa. Co z tego, że był ze Slytherinu? Każdy ma prawo do przyjaźni, a oni znali się jeszcze przed Hogwartem. To on jej we wszystkim pomagał, to on sprawił, że pokochała eliksiry i zaklęcia, nawet zaczęli sami wymyślać nowe. Ileż przy tym mieli zabawy! Wiedziała, że co by się nie stało on stanął by za nią murem, tak jak ona to robiła, gdy Potter ze swoją bandą mu dokuczali. Weszła do wanny pełniej gorącej wody i zaczęła się myć. Zapach czekolady roznosił się po całym pomieszczeniu, to ją uspokoiło i odprężyło. Zamyśliła się jakby to było, gdyby byli w jednym domu, wtedy nikt by nie wytykał ich znajomości, wtedy było by o wiele prościej. Kiedy woda zaczęła robić się chłodna, wytarła się ręcznikiem i założyła piżamę, wyszła z łazienki.
★★★
-Jesteście pewni, że się udało?- spytał Peter.
Biegł za przyjaciółmi i potykał się o własną szatę.
-Okaże się jutro- odparł Remus.
-Ale u nas jest ok?- dopytywał się Syriusz.
-Tak, nasz pokój ominie.
-Cicho bądźcie- mruknął Potter, który sprawdzał drogę na mapie -Filch się zbliża.
Wszyscy zamilkli i bardziej ścisnęli się pod peleryną. Dotarli do portretu Grubej Damy chwilę po północy. Z udawaną skruchą wysłuchali reprymendy od namalowanej kobiety i poszli do swojego dormitorium.
★★★
Alicja była rannym ptaszkiem, nie rozumiała jak można było spać do południa, kiedy za oknem słońce tak pięknie świeciło. Zachwycało ją wszystko co dotyczyło natury, rośliny, zwierzęta nawet kamienie miały swój urok w odpowiednim miejscu. Nikt nie podejrzewał, że rezolutna panna Bones potrafi całymi dniami siedzieć i szkicować przyrodę, choć talentu jej nie pożałowano i była wstanie narysować wszystko i wszystkich, wolała jednak faunę, florę i widoki. Jej szkicownik pełen był rysunków, niedokończony obraz Hogwartu czekał na swoją kolej a piękne lilie wisiały dumnie nad łóżkiem Evans. Nie była skryta ani skromna, dlatego nie ukrywała swojej artystycznej duszy, chętnie malowała to o co ktoś ją poprosił. Nie mogła się doczekać weekendu, kiedy zacznie malować konie dla małej siostry Dorcas, która uwielbiała te zwierzęta. Miał to być prezent urodzinowy. Obudziła dziewczyny i poszła do łazienki, kiedy umyła twarz i spojrzała w lustro wybuchła radosnym śmiechem. Nie można było tego samego powiedzieć o Evans, która gdy tylko zobaczyła niebieskie buzie przyjaciółek zaczęła dobijać się do łazienki.
-Zabije ich!- warknęła kończąc pleść warkocza, który ostatnimi czasy był nieodłącznym elementem w wizerunku Rudowłosej.
-Daj spokój, to nawet zabawne- stwierdziła Ros, której żart również przypadł do gustu.
-Wyglądasz jak Sasetka.- Dorcas zwróciła się do przyjaciółki.- Brakuje ci tylko białych ogrodniczek.
Lily przejrzała się w lusterku i w duchu przyznała Meadowes rację, nawet wyobraziła sobie siebie jako jedną ze Smerfów, delikatnie się uśmiechnęła.
-No nic, chodźcie na śniadanie.- Bones zarzuciła torbę z podręcznikami na ramię i spojrzała wyczekująco na resztę.
-Chcesz tak wyjść? Może spróbować to odczarować?
-Znając pomysły Huncwotów to wynaleźli jakieś dziwne zaklęcie. A zresztą, uważasz, że reszta szkoły wygląda inaczej?
-Masz rację- westchnęła Evans.
Wszystkie cztery opuściły dormitorium.
★★★
Huncwoci zadowoleni z siebie wkroczyli do Wielkiej Sali, potoczyli wzrokiem po stołach i odnotowali, że ich dowcip się udał. Przy stole najbardziej z lewej można było dostrzec jaskraworóżowych Ślizgonów, kolejny stół zgromadził jaskrawożółtych Puchonów, Krukoni byli koloru „zielonego jabłuszka” a Gryfoni niebiescy. Dumni z siebie chłopcy usiedli i zaczęli jeść śniadanie, na widok niebieskiej Evans Jamesowi rozbłysły oczy, kiedy koło niego przechodziła nie mógł się powstrzymać, aby jej nie dokuczyć.
-Ej Evans, moja ruda jagódko, umówisz się ze mną?!
-Odwal się, Potter.
James przewrócił oczami i dokończył grzankę.
-Yhym. Yhym.
Usłyszał chrząknięcie nad swoją głową i odwrócił się.
-O witam Pani Profesor, może grzankę z miodem?- spytał grzecznie.
-Pan Potter, Blacki, Pettigrew i...- zawiesiła głos, przeniosła wzrok z Petera na Remusa i dokończyła- Lupin. Czy możecie mi wytłumaczyć czemu uczniowie, o mojej skromniej osobie nie wspominając, są kolorowi?
-Nie wiedziałem, że Pani Profesor jest rasistką- odparł James z oburzeniem- Nie ładnie, nie ładnie.-Pogroził jej palcem.
-Potter nie wydurniaj się, przecież wiesz o co mi chodzi.
-A skąd szanowna Pani Profesor wie, że to nasza...- Tu wskazał ręką na resztę Huncwotów- wina?
-No właśnie?- Black poparł przyjaciela i wyszczerzył się w uśmiechu.
-Bo tylko wy nie jesteście pomalowani, pomijając zęby Pana Blacka- odparła. Teraz to ona uśmiechnęła się złośliwie.
Syriusz na te słowa wyszarpał z torby lusterko i przejrzał się.
-Mówiłeś, że nasza woda jest OK!- Krzyknął na Remusa.
-Mówiłem, że powinna być- odparł Lupin i zatkał rękami usta, uświadamiając sobie, że właśnie przyznali się do winy.
Uśmiech na twarzy McGonagall, o ile oczywiście to możliwe, stał się jeszcze szerszy.
-Zapraszam Panów o 18 do siebie na szlaban.- Zastanowiła się i dodała.- Dwutygodniowy.
Odeszła usatysfakcjonowana, że tak łatwo udało jej się ukarać dowcipnisiów, przeważnie nie miała dowodów, że to oni, a dziś sami się przyznali. Może ten dzień będzie o wiele lepszy niż się spodziewała.
-A ile ta farba będzie się utrzymywać?- spytał Łapa Remusa, przyglądając się swoim zębom w lusterku.
-Szczerze?- zapytał Lunatyk.
Pokiwał twierdząco.
-Nie mam pojęcia- odparł bezradnie.
Syriusz jęknął.