środa, 26 marca 2014

Rozdział 3: " Mecz, pocałunek i whiskey."

Bardzo dziękuję za komentarze:)
Ciesze się, że przybyła nowa osoba komentująca SZCZYGIELKOWA PL:)
Mam nadzieję, że jest was więcej, więc się ujawnijcie:)
Ostatnią scenę dopisałam w przypływie weny, mam nadzieję, że się spodoba:)
Pozdrawiam i zachęcam do czytania i komentowania:)
Rogata
☆☆☆
Siedział w Pokoju Wspólnym i strasznie się nudził, podrzucał znicza, którego „pożyczył” po ostatnim treningu, gdy tylko go puszczał ten odlatywał na kilka cali a on łapał go w widowiskowy, jego zdaniem sposób. Był obserwowany przez dziewczęta nie tylko z młodszych roczników co bardzo mu schlebiało, jednak udawał, że nie widzi ich wpatrzonych w siebie spojrzeń. Leniwie obserwował co dzieje się w pomieszczeniu, w kominku wesoło trzaskał ogień, który dostarczał ciepła Gryfonom, uczniowie zgromadzeni w pokoju siedzieli na fotelach, kanapach lub przy stolikach i dorabiali prace domowe. On skończył swoje wypracowanie dziesięć minut temu i nie miał nic ciekawego do roboty. Przeniósł wzrok na siedzącego obok Syriusza, który również wydawał się nudzić, Remus czytał książkę o animagach, a Peter zawzięcie notował coś na pergaminie, co chwilę wykreślając i dopisując nowe wyrazy, wystawiał przy tym nieświadomie język i James już chciał wyczarować muchę żeby mu na niego usiadła, gdy jego uwagę przykuła rudowłosa osoba siedząca niedaleko w gronie przyjaciółek. Pochylała się nad pergaminem, co chwila zerkała w opasły tom, który leżał przed nią i dopisywała coś do swojego wypracowania. Uśmiechnął się i zupełnie stracił zainteresowanie Peterem i złotym zniczem, który odleciał.
★★★
Rdest ptasiroślina o magicznych właściwościach. Ma podłużne, cienkie i krótkie, zielone liście. Krótkie ale gęsto rosnące korzenie, które również są zielone, i małe, okrągłe przypominające kulki owoce w kolorze ciemnego fioletu. Jest ona jednym z głównych składników eliksiru wielosokowego. Można ją znaleźć w Zakazanym Lesie. Jest też wykorzystywana jako składnik miodu pitnego...
Lily przeczytała fragment książki i zmarszczyła brwi, wydawało jej się, że już to napisała. Przebiegła wzrokiem po swojej pracy i utwierdziła się w przekonaniu, że tak jest. Przewróciła kilka kartek i znalazła pożądany tekst, szybko go przeczytała i zaczęła dalej pisać. Po chwili spojrzała do książki i znów natrafiła na definicję rdestu, przeniosła wzrok na swoje przyjaciółki ale każda była pochłonięta swoim wypracowaniem, chwilę podejrzliwie przyjrzała się Alicji, gdy Bones poczuła na sobie wzrok, spojrzała pytająco na Lily, Ruda tylko uśmiechnęła się na co Alicja wróciła do przerwanego zajęcia, to utwierdziło Evans w przekonaniu, że jest niewinna. Rozejrzała się po pomieszczeniu ale nikt nie wyglądał na zainteresowanego jej osobą. Pottera i Blacka nie było, więc główni podejrzani musieli rozrabiać w innym miejscu. Znów powróciła do wypracowania i zagłębiła się w lekturze. Gdy przerwała czytać, książka zatrzasnęła się z hukiem, kilka osób w tym Dorcas, Alicja i Rosario spojrzały na Rudą, ona tylko posłała im przepraszające spojrzenie i zdziwiona otworzyła tom z powrotem. „Magiczne rośliny tom. 4” ponownie zamknął się z hukiem i o mały włos nie przytrzasnął nosa Lily. Evans wstała i rozejrzała się, za zasłonki nieopodal niej, dochodziły ciche chichoty a kotara nienaturalnie się trzęsła. Lily niewiele myśląc podeszła i sprawnym ruchem zerwała materiał. Jej oczom ukazała się para Huncwotów, której brakowało kilka chwile wcześniej, różdżka w ręku Pottera wskazywała jasno na sprawcę całego zamieszania.
-Potter co ty na brodę Merlina sobie myślisz?!- spytała siląc się na spokojny ton.
-Nie wiem o co ci chodzi.- odpowiedział z miną niewiniątka.
-Przestań mi dokuczać!
-A co dostanę w zamian?- spytał i wyprostował się, tak że teraz on patrzył na Lily z góry.
-W zamian?- krzyknęła- Masz dać mi spokój! Od pierwszej klasy mnie denerwujesz! Nawet nie mogę spokojnie się pouczyć!
-To ja ci dam spokój jak...- zawiesił głos i udał, że się zastanawia- o wiem!, jak się ze mną umówisz.- dokończył z huncwockim uśmiechem. Lily zagotowała się w środku, przez jej głowę przeleciał tysiąc myśli jak zamordować a potem wskrzesić i jeszcze raz zabić czarnowłosego.
-Nigdy się z Tobą nie umówię Potter!
-Daj spokój, już to słyszałem, po prostu boisz się.- odparł i oparł się z nonszalancją o regał koło, którego stali. Lily prychnęła Ona miałaby się bać, niby czego? Bo chyba nie tego nadętego głupka.
-Nie boję się ciebie- syknęła- nie mam ochoty dłużej z tobą rozmawiać.- odwróciła się z zamiarem odejścia, jednak James złapał ją za rękę. W Evans zawrzało, wyrwała dłoń i z całej siły zamachnęła się, odcisk jej ręki odbił się na policzku szukającego.
-Nigdy więcej mnie nie dotykaj!- krzyknęła, zebrała swoje rzeczy i wybiegła do dormitorium.
-Stary jak tak dalej pójdzie to cię rodzona matka nie pozna.- Syriusz podał wyczarowany przez siebie worek z lodem przyjacielowi. James z ulgą opadł na kanapę, na której siedział Remus.
-Przecież zakład już się skończył, po co proponujesz jej spotkanie?- spytał Lupin.
-Umówi się ze mną, mnie się nie odmawia.- odparł.
-Daruj sobie, po co ci to wszystko.- blondyn pokazał na policzek kumpla.
-Bo nikt bezkarnie nie będzie kpił z Jamesa Pottera!- odpowiedział z przekonaniem w głosie, pamiętając o przykrym incydencie sprzed kilku dni a piekący policzek utwierdził go w postanowieniu.
-O ile wcześniej trwale cię nie uszkodzi ta ruda wiedźma- mruknął Black jednak nie na tyle cicho żeby przyjaciele go nie usłyszeli.
★★★
-No nie płacz mała!- Rosario nie wiedziała jak uspokoić przyjaciółkę, Dorcas siedziała i przytulała Rudowłosą, Alicja grzebała w kufrze w poszukiwaniu chusteczek.
-No już, już.- Bones uśmiechnęła się do Lily, ta wydmuchała nos i rozejrzała się po przyjaciółkach zaczerwionymi oczami.
-Ale czemu ja? Na roku mamy z pięćdziesiąt dziewczyn, nie może uwziąć się na innej?!- rozgoryczenie i złość powoli opuszczały Lily.
-To dzieciak, popisuje się a ty się złościsz i to go jeszcze bardziej nakręca.- Meadows tłumaczyła Lily głosem matki zwracającej się do małego dziecka- zacznij go ignorować to się mu znudzi.
-Myślicie, że to coś da? -brązowowłosa zwróciła się do reszty.
-Nie pomagasz Bones.- warknęła Rosi. Alicja roześmiała się i uderzyła w Johnson poduszką.
-Nie miałam zamiaru pomagać- pokazała jej język- po prostu się z nim umów, to da ci spokój- wzruszyła ramionami i odchyliła się akurat w chwili gdy poduszka leciała w jej stronę, musnęła delikatnie ramię.
-Nie umówię się z nim!- Evans gwałtownie wstała.- Za nic w świecie! To tępy, irytujący, rozczochrany gumochłon i nie dam mu tej satysfakcji!
-Jesteś pewna?-spytała Dorcas -może Ala ma rację, umów się z nim to się odczepi...
-Nigdy!- odparła z mocą w głosie.
★★★
Marcowe słońce wychylało się zza horyzontu, zwiastując nowy dzień- sobotę. Jednak wyjątkowo na śniadaniu można było dostrzec prawie wszystkich uczniów, pośpiesznemu jedzeniu towarzyszyły podniecone szepty, zwłaszcza przy stołach Gryfonów i Krukonów. Gdy drużyna Ravenclawu opuszczała Wielką Salę rozległy się brawa i wiwaty, Gryfoni odczekali aż ostatni zawodnik przeciwników opuści pomieszczenie. Po chwili dało się słyszeć rytmiczne uderzanie pięściami o blat stołu, każdy oglądał się na boki w poszukiwaniu źródła dźwięku, Huncwoci widząc, że Syriusz robi hałas, przyłączyli się do niego, po chwili cały stół Gryffindoru wybijał rytm. James wskoczył na stół.
-Kto wygra mecz?!- krzyknął.
-GRYFFINDOR!- kibice zawyli.
-KTO?!- udał, że nie słyszy
-GRYFFINDOR! GRYFFINDOR! GRYFFINDOR! GRYFFINDOR! GRYFFINDOR!- zaczęli skandować, Potter zeskoczył i wraz z drużyną opuścił Wielką Salę. Byli pewni, że wygrają.
★★★
-Witam na pierwszym meczu w tym roku! Spójrzmy na tablicę wyników, na razie prowadzą Puchoni, mają na swoim koncie dwa zwycięstwa, zaraz za nimi Gryfoni z jedną wygraną, Ślizgoni i Krukoni bez punktów, jeśli Gryffindor dziś wygra ma szansę na puchar, jeśli nie decydować o finale będą punkty zdobyte podczas gry. Wychodzą na boisko! Krukoni obrońca John Abbot, ścigający Vanessa Pattinkton, Eva Shugar, Theodor Smith, pałkarze Clinton Murray, John Baker i szukająca Tina Allen, kolej na Gryffindor obrońca Nicole Lawrence , ścigający Earl Sistern, Nigel Philips i niezwykle utalentowana Sara Rue, pałkarze Robert Parker i Tim Hunt oraz szukający James Potter.- po słowach Penelopy Mendoza rozległy się wiwaty i brawa.- Ruszyli! Shugar przejęła kafla, podanie do Smitha i 10 do 0 dla Ravenclawu- Krukoni zawyli z radości, szanse, że ich drużyna wygra gigantycznie wzrosły gdy Mendoza ogłosiła, że kolejne 10 punktów zdobyła Vanessa. Nicole zdzierała gardło żeby pałkarze zaczęli atakować przeciwników, Sara dwoiła się i troiła lecz Nigel i Earl wcale jej nie pomagali, miała wrażenie, że specjalnie jej utrudniają, James nie wiedział co robić czy złapać znicza jak najszybciej czy liczyć, że jego drużyna zacznie grać lepiej, nie pamiętał wyniku meczu między Krukonami a Puchonami, nie myślał, że będzie mu kiedykolwiek potrzebny, był pewien, że wygrają. Spojrzał na Tinę, która rozglądała się za zniczem, wykorzystując moment, że nigdzie go nie widzieli podleciał do Philipsa.
-Co ty robisz! Pomagaj jej!
-Odwal się Potter.
-Pomóżcie jej!- Potter zmiażdżył spojrzeniem Earla i odleciał. Lawrence nie wiedziała co robić nigdy jej drużyna nie była taka do bani, zawsze się mobilizowali i grali zespołowo, musiała przyznać, że jedynie Rue grała bez zarzutu. Przeliczyła szybko w myślach, Puchoni wygrali 260 do 100, przegrywają 40 punktami, Potter musi złapać znicz przed kolejną stratą punktów inaczej koniec.
-Co za wspaniałe podanie Sisterna do Rue Sara wykorzystała to i zdobyła 10 punktów. Gra toczy się dalej! Ale zobaczcie! Oczom nie wierzę, kolejne 10 punktów dla Gryfonów, ta dziewczyna jest niesamowita!- Penelopa wychwalała Sare. Potter podleciał do wołającej go Nicole.
-Łap znicz! Chyba, że będą mieć nad nami przewagę 50 punktów to wtedy zwódź!- James zasalutował i odleciał.
-Kolejne punkty dla Gryffindoru! Czyżby drużyna lwa się obudziła? Nareszcie możemy zobaczyć pracę zespołową! Abbot ma pełne ręce roboty, gdyż Sara i Nigel atakują na zmianę, Sistern dzielnie im asystuje! Cóż za widowiskowe podanie! I kolejne punkty! Ale cóż to! Tak! Tak! James Potter złapał znicz! Gryffindor wygrywa 190 do 40! Tym samym zobaczymy ich w finale! Brawo!-
Cała ekipa wylądowała na murawie, kibice wiwatowali, wszyscy Gryfononi mieli uśmiechy na twarzy, ktoś krzyknął, że trzeba to uczcić, ktoś pogratulował Lawrence ciekawej i skutecznej taktyki, jakaś dziewczyna pocałowała w policzek Nigela, ktoś poklepał po plecach Boba, pośród tłumu przepchnęła się blondynka, która próbowała powstrzymać łzy, jej nie gratulowali mimo że zdobyła najwięcej punktów, pobiegła do szatni.
★★★
-Tu jesteś, nie płacz.-James usiadł koło Rue na podłodze w szatni i objął ją ramieniem. Blondynka pociągnęła nosem, Potter podał jej chusteczkę i wytarł kciukiem łzy z policzka.
-Mam dość, co bym nie zrobiła to i tak ona zbiera pochwały.
-W przyszłym roku pozbędziemy się jej.- puścił do niej oko a ona roześmiała się.
-Nie świętujesz?
-Nie ma całej drużyny.- podał jej kremowe piwo.
-Ty powinieneś być kapitanem.- powiedziała otwierając butelkę i biorąc łyk złocistego płynu.
-Może za dwa, trzy lata będę, jestem za młody.- mruknął i też się napił.
-E tam, jesteś sto razy lepszy od niej, ona nie potrafi nikogo zmotywować, Bob i Tim nawet nie wiedzą do czego służą pałki a Nigel jest złośliwy i chce pokazać, że jest najlepszy.- prychnęła.
-Nie ważne, wygraliśmy, jeszcze jeden mecz i puchar będzie nasz.- stuknęli się butelkami i napili.
-Jak na rozpieszczonego dzieciaka jesteś całkiem miły.
-A kto mówi, że jestem rozpieszczony?- udał oburzenie.
-Evans- jego wyraz twarzy się zaostrzył a mięśnie spięły, spojrzała na niego badawczo.
-To co innego, ona mnie nie zna i tyle.- odparł oschle.
-Zależy ci na niej?- spytała.
-Nie- odparł i pociągnął łyk piwa- a czemu pytasz?
-To dobrze.- odparła i zbliżyła swoją twarz, popatrzyła na jego usta, jednak on był bierny, przysunęła się i delikatnie, trochę nieudolnie go pocałowała, po chwili chciał się odsunąć ale mu nie pozwoliła. Kiedy się od siebie oderwali, Rue zarumieniła się i nie wiedziała co powiedzieć.
-Lepiej?-spytał, pokiwała głową w odpowiedzi-To chodź.- złapał ją za rękę i pociągnął do drzwi.
-Gdzie idziemy?
-Na imprezę, przecież bez nas by nie wygrali. - powiedział tonem jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. Sara uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością i wyszli z szatni, żadne z nich nie zaczęło rozmowy o pocałunku. Sara jednak od dawna czuła coś więcej, ale nie chciała się z tym zdradzić, gdyby powiedziała co czuje wiedziałaby że James natychmiast by się od niej odsunął aby jej nie ranić. Zdawała sobie sprawę z tego, że on nie odwzajemnia jej uczucia, a dzisiaj utwierdziła się w tym przekonaniu.
★★★
-Syriusz! Oddaj mi to!
-NIE!- krzyknął Black i potykając się zaczął uciekać. Wpadł na Jamesa i Sarę, wchodzących do Pokoju Wspólnego.
-Co jest?- spytał Potter widząc Lunatyka zmierzającego w ich stronę.
-On mi chce odebrać moją miłość!- czarnowłosy oskarżył przyjaciela i schował się za plecami Jamesa.
-Kogo?- spytał zdezorientowany.
-Ognistą- Black pomachał w połowie pustą butelką whiskey Jamesowi przed nosem.
-Łapo, dużo wypiłeś?- spytał, widząc, że Syriusz powoli zaczął tracić równowagę.
-Nie...hik..- czknął.
-Ledwo stoi.- westchnął Remus.
-To są kłamstwa i pomówienia! Zrobię kukułkę, żeby wam udowodnić!
-Chyba jaskółkę- mruknęła Rue i zostawiła Huncwotów samych sobie.
-No właśnie, masz rację! Kukułkę!- wykrzyknął za nią Syriusz i zaczął próbować ustać na jednej nodze z rozłożonymi rękami, butelka mu wypadła a on się przewrócił. Popatrzył na rozbite szkło.
-Ups.. hi hi hi- zachichotał jakby ktoś mu odpowiedział dobry dowcip i z zadziwiającą prędkością, jak na jego stan, pobiegł po nową butelkę.
-Wystarczy!- Lupin ruszył za nim.- Oddawaj Black!
-Nie!- niezgrabnie wgramolił się na stół.
-Złaź!- Remus pociągnął go za nogawkę.
-Zostaw mnie! Zostaw!- krzyknął piskliwym głosem- Bo powiem McGonagall, że mnie molestujesz! Rogacz świadkiem!- Gryfoni wybuchli śmiechem, Remus zawstydził się i westchnął zrezygnowany z nadzieją popatrzył na Jamesa ale ten już wchodził na stół aby dołączyć do kumpla. Lupin jęknął. Potter pociągnął łyk trunku i zaczął śpiewać.

Whisky moja żono, jednak Tyś najlepszą z dam!

Po chwili dołączył do niego Syriusz.

Już mnie nie opuścisz, nie, nie będę sam!
Mówią whisky to nie wszystko, można bez niej żyć!
Lecz nie wiedzą o tym,
Że najgorzej w życiu to,
-Wszyscy razem!- krzyknął Potter a cały Gryffindor zawył
To samotnym być! To samotnym być! To samotnym być!*

Impreza trwała do białego rana, główną jej atrakcją było karaoke zainicjowane przez Huncwotów.
☆☆☆

* Dżem- Whisky

środa, 19 marca 2014

Rozdział 2: "List."

Puk, puk:)
Dziękuję Lily Evans za pierwszy komentarz:)
Pozdrawiam Rogata:)
☆☆☆
Wiosna 1975 roku była wyjątkowo wczesna, już w lutym nie było śniegu, przyroda budziła się do życia, na drzewach pojawiały się nieśmiało pierwsze listki jakby obawiały się, że za chwilę pojawi się biały puch i znów będzie zimno. Przez okna zamku wpadały promienie wiosennego słońca i ogrzewały zaspane twarze uczniów czwartego roku. Profesor Cuthbert Binns, który lewitował tak, żeby go było widać zza katedry, monotonnym głosem opowiadał o walkach czarodziei z trollami górskimi.
Nie zwracał uwagi na to, że słucha go może pięć osób a jeszcze mniej robi notatki, reszta bazgrała coś bezwiednie po pergaminie, grała w karty, odrabiała prace domowe na inne przedmioty, lub po prostu spała. Alicja bujała się na krzesełku i odliczała ostatnie minuty zajęć, Rosario transmutowała żuka w coraz to wymyślniejsze przedmioty, mugolską gumkę do ścierania z nogami i głową żuka, kałamarz ze skrzydłami, Dorcas przyglądała się temu z zazdrością i próbowała zapamiętać ruch różdżką żeby potem spróbować samej, a Lily pilnie notowała i wyglądała jakby każde słowo ducha było na wagę złota. Frank Longbottom i Mathiew O`Conor składali z pergaminu ptaki i zaczarowywali je żeby latały po całej sali, uśmiechnęli się do siebie i zabrał za robienie kolejnych, po chwili po klasie latało kilkanaście ożywionych origami. James na ten widok uniósł kciuki do góry i wyszczerzył się do kolegów. Remus machnął różdżką i każdego z ptaków ozdabiał w inne kolory, Syriusz wyczarował każdemu na ogonie piękne kolorowe pióro, przypominały pawie. Binns ogłosił koniec lekcji, uprzednie każąc przynieść wypracowanie na temat bitwy z 1238r, Kolorowe ptaki wyleciały z klasy razem z Huncwotami, ster nad nimi przejął James. Idąc korytarzem spostrzegł Severusa Snape`a siedzącego na oknie. Uśmiechnął się huncwocko i sprawił, że papierowe stworzenia zaatakowały niczego nie świadomego Ślizgona, Snape zaczął wymachiwać rękami aby obronić się przed atakiem.
-Patrz James, Smarkerus zapomniał, że ma różdżkę.- zakpił Syriusz, Snape zaczął gorączkowo przeszukiwać szatę i po chwili wyciągnął magiczny patyk.
-Expelliarmus!- krzyknął Potter a różdżka Severusa pojawiła się w jego ręku.- Masz całkowitą rację Syriuszu, nie dość, że nie pamięta to jeszcze nie potrafi się nią posługiwać. - zakpił. Snape rzucił się na prześladowców.
-Wingardium Leviosa- mruknął Syriusz i Ślizgon zawisł nad sufitem, szata opadła i zasłoniła mu twarz, zaczął się wiercić i bić pięściami w powietrzu. Gryfoni wybuchli śmiechem, widowisku przyglądało się coraz więcej osób, przez tłum przecisnęła się niska dziewczyna.
-Zostawcie go głupki!
-O Evans jak miło, że dołączyłaś- powiedział Potter i potrząsnął Snape`m.
-Natychmiast go puść!
-Bo co?
-Bo ja Ci każę!
-Daj spokój Evans to Ślizgon, on nie lubi takich jak ty.- stwierdził Syriusz.
-Skąd możesz wiedzieć, jest sto razy lepszy od was!
-Słyszałeś Jim? „Jest sto razy lepszy od nas”- przedrzeźniał ją Black piskliwym głosem.
-Lily- westchnął Severus słysząc głos Evans, mimowolnie uśmiechnął się, zawsze go broniła, zawsze mu pomagała, była jego jedyną prawdziwą przyjaciółką, dla niej zrobił by wszystko. Wyrwała z ręki Pottera różdżkę, choć była przekonana, że znudziło mu się na dziś dokuczanie Severusowi, gdyż jako szukający miał świetny refleks i gdyby chciał musiałaby się natrudzić żeby odzyskać przedmiot. Następnie pomogła Snape`owi doprowadzić się do porządku, tłum gapiów na czele z Potterem i Blackiem rozszedł się tak szybko jak się pojawił.
-Dziękuję wiewiórko.- szepnął.
-Daj spokój, chodź ze mną, dawno się nie widzieliśmy.- obdarzyła go promiennym uśmiechem, odwdzięczył się tym samym, na razie zemstę na Huncwotach odstawił na boczny tor. W tej chwili liczyła się tylko ona.
★★★
-Sara! Mocniej rzucaj tym kaflem! To nie wakacje!
-Staram się przecież- odkrzyknęła poirytowana blondynka i cisnęła piłką w obręcz. Nicole zgrabnie obroniła i kafla przejął Earl Sistern podał go do Nigela Philipsa.
-Oni jakoś potrafią!-odkrzyknęła Lawrence.
-Bo są silniejsi!- warknęła Sara pod nosem i poleciała za ścigającymi.
-Bob! Tim! Ruszać się! Tłuczki latają jak chcą!- dyrygowała kapitan.
-No ale w co my mamy celować?- spytał bezradnie pałkarz.
-W resztę graczy! To jest trening na brodę Merlina!- Bob i Tim popatrzyli na siebie i zaczęli celować jeden przez drugiego w Sarę.
-James, graj proszę, później rozdasz autografy- Nicole podleciała do Pottera, który bajerował trzecioklasistki, będące na treningu. Pokazał jej złapany znicz i uśmiechnął się zniewalająco.
-Spróbuj jeszcze raz- poprosiła i odleciała w stronę uciekającej przed tłuczkami Rue.
-Jesteś beznadziejna w przyszłym roku na pewno nie będziesz grać!
-W przyszłym roku nie ty o tym będziesz decydować!- warknęła Sara, podleciała na ziemię, zsiadła z miotły i wściekła opuściła boisko.
-Jesteś w rezerwie!- wrzasnęła za nią kapitan i poleciała w stronę obręczy, którą atakowali Earl i Nigel na zmianę.
-Mamy jakiegoś ścigającego na wymianę?- spytała Philipsa, pokręcił przecząco głową. Westchnęła, teraz będzie musiała jeszcze wymyślić jak tu zachęcić Rue z powrotem do gry, tak by nie pokazać, że jest im bardzo potrzebna. Była najlepsza jeśli chodzi o ścigających, lepsza niż Sistern i Philips razem wzięci, po prostu Nicole nie lubiła jej, wydawało się, że James tak na nią dziwnie patrzy, tak jakby mu się podobała, a to Lawrence miała być w centrum jego uwagi.
★★★
-Popatrzcie- Remus podetknął Syriuszowi i Jamesowi poskładany kawałek pergaminu pod nosy.
-Wow! Jesteś genialny!- krzyknęli jednocześnie. Owy kawałek pergaminy okazał się mapą Hogwartu, po której poruszało się tysiąc kropek z imieniami i nazwiskami ich właścicieli.
-Teraz to Hogwart jest nasz!- roześmiał się Peter. Remus zaczerwienił się, bardzo chciał być doceniony przez przyjaciół i odwdzięczyć się za wszystko co dla niego zrobili, za zaakceptowanie jego przypadłości i chęci pomocy w ujarzmieniu jego drugiej, wilczej natury.
-Przydałoby się to jakoś zabezpieczyć, żeby nikt inny nie mógł tego odczytać...- zamyślił się rozczochrany Gryfon- Widziałem takie jedno zaklęcie w tej księdze co ją pożyczyliśmy z działu Ksiąg Zakazanych, może by się przydało.
-Jutro poszukam czegoś w bibliotece, a na razie...- zabrał pergamin i schował do szafki- żeby nie wpadło w niepowołane ręce.
★★★
Rosario miała dzisiaj krótkie włosy, sięgające jej odrobinę za uszy w kolorze dojrzałej czereśni. Siedziała w Wielkiej Sali i zajadała się owsianką z malinami, w perspektywie miała spędzenie całej soboty na odrabianiu prac domowych lub lenistwu, bardziej skłaniała się w ku tej drugiej opcji. Gdy pochłaniała drugą porcję jedzenia wylądował przed nią biały puchacz, którego nie znała, rozejrzała się po uczniach siedzących najbliżej niej ale nikt nie wykazał zainteresowania ptakiem. Spojrzała na sowę, która patrzyła na nią z wyczekiwaniem,w końcu zdecydowała się odwiązać list od nóżki puchacza, poczęstowała go kawałkiem chleba i popatrzyła jak wylatuję przez okno z Wielkiej Sali. Po chwili wahania odpieczętowała niezaadresowany list, zabezpieczony tylko pieczęcią, której nigdy nie widziała i zagłębiła się w jego lekturze. W miarę czytania jej oczy stawały się coraz szersze a buzia mimowolnie się otworzyła.
-Stało się coś?- spytała zaniepokojona reakcją przyjaciółki Bones.
-Dostałam list od dziadków.- odpowiedziała.
-I co tam u nich?
-Od rodziców mojego ojca.- odparła ignorując pytanie Alicji, która poznała kiedyś babcię Johnson na peronie.
-Tych, którzy się nie odzywali?- spytała Lily.
-Tak, zaprosili mnie, żebym odwiedziła ich w wakacje.
-Tak po prostu?- Albertini nie odpowiedziała tylko zaczęła czytać.
Rosario,
Dowiedzieliśmy się, ja i Twój dziadek Ludwik, że uczęszczasz do Hogwartu, co oznacza, że posiadasz umiejętności magiczne, które z pewnością odziedziczyłaś po świętej pamięci, tragicznie zmarłym naszym synu, a Twoim ojcu Thomasie. Czujemy się zmuszeni do zadbania aby Twoje wychowanie i nauka nie zostały zmarnowane przez Twoją nieodpowiedzialną szlamowatą (tu Rosi mimowolnie się skrzywiła) matkę, dlatego oczekujemy, że odwiedzisz nas w wakacje, abyśmy mogli ocenić Twój poziom magii i wychowania, gdyż jak wiesz nasz Ród od pokoleń jest bardzo szanowany w świeci czarodziejów. 20 czerwca pojawi się na peronie osoba przez nas wyznaczona do opieki nad Tobą i dostarczenia Cię do naszej rezydencji na północy Irlandii.
Twoja babka, Tamara Albertini
Rosi odłożyła pergamin i spojrzała na przyjaciółki, wcale nie chciała jechać ale to była jej szansa żeby dowiedzieć się czegoś o ojcu.
-I co zrobisz?
-Pojadę, muszę.- odpowiedziała z mocą i wróciła do swojej owsianki.
★★★
Lily i Dorcas siedziały w bibliotece, słychać było tylko skrobanie piór i przerzucanie stron ksiąg. Obie lubiły spokój,ciszę i zapach starych pergaminów, które panowały w tym pomieszczeniu, tu im się najlepiej uczyło ale też i rozmawiało, rzecz jasna szeptem aby nie zakłócać naturalnej aury. Dziś postanowiły poświęcić maksymalną ilość czasu aby resztę weekendu mieć wolne i móc spokojnie wybrać się na cały dzień do Hogsmeade. Od czasu do czasu posyłały sobie porozumiewawcze spojrzenia, gdyż niedaleko nich, dokładnie trzy stoliki dalej delikatnie na lewo siedział niejaki Frank Longbottom oraz Mathiew O`Conor, Jerry Barton i John Zimmer. Dorcas zauważyła, że Mary Adams, Krukonka zmierza w kierunku stoliku obiektu ich obserwacji.
-Myślisz, że uda jej się tak go podejść, że zaprosi ją do wioski?
-Nieee, jest za miła.- mruknęła Lily. Jej spojrzenie skrzyżowało się przez chwilę ze wzrokiem Franka, spuściła wzrok i zarumieniła się. Dorcas poczuła się zazdrosna ale nie dała tego po sobie poznać, jej też podobał się Longbottom.
-No cześć moje zguby, tak myślałam, że was tu spotkam.- Alicja rozsiadła się przy stoliku.
-Przesiądź się.- syknęła Evans.
-Czemu?
-Zasłaniasz nam widok.- zniecierpliwiony głos Rudej spowodował, że Ala nie mogła się z nią nie podroczyć. Odwróciła się i bezczelnie popatrzyła na chłopców, uśmiechnęła się do nich i odwróciła do przyjaciółek.
-Chodzi wam o tamten widok?- wskazała głową w stronę stolika.
-Tak, przestań tak się zachowywać!- Lily delikatnie podniosła głos.
-Czemu?- spytała z niewinną miną.
-Bo się domyślą, że na nich patrzymy!
-Frank i Mathieu siedzą z Krukonami, jeśli nawet nie zorientowali się, że się na nich gapicie, w co wątpię, to oni na pewno ich usłużnie o tym poinformowali. Poza tym Longbottom to nic ciekawego.- skwitowała i wyjęła jabłko z torby, w które wgryzła się z lubością.
-Jak to nie! Jest bardzo przystojny.- zaoponowała Lily.
-Potter i Black już są przystojniejsi.- odparła spokojnie.
-Ale to głupki!- nie dawała za wygraną Evans.
-Może ale rozmawiamy o urodzie a nie inteligencji, choć pod tym względem też górują Huncwoci
-Wcale nie! Prace domowe spisują od Remusa, w dowcipach też pewnie on im pomaga.- burknęła Lily, a Dorcas przytaknęła jej.
-Ja i tak zostanę przy swojej wersji, może uda mi się umówić z Potterem.- rozmarzyła się.
-No przestań, przecież on nie może Ci się podobać.
-Może, tak samo jak Tobie Longbottom- pokazała Evans język i wyrzuciła ogryzek do kosza.-No dobra to która mi pomoże z eliksirami?- spytała i wlepiła wzrok w Lily, gdyż było oczywiste, że to ją prosi o pomoc. Lily westchnęła, w myślach i tak przyznała sobie rację, według niej Frank było milion razy bardziej przystojny niż Potter.




wtorek, 11 marca 2014

Rozdział 1: "Umówisz się ze mną, Evans?"

Lily Evans z zawrotną prędkością przemierzała korytarze zamku, zatrzymała się i bezradnie rozejrzała we wszystkie strony, „Gdzie teraz?”pomyślała, za sobą usłyszała zbliżające się szybkie kroki i nawoływanie. Niewiele myśląc skręciła w lewy korytarz, pognała przed siebie, skręciła jeszcze kilka razy, wbiegła po schodach i zatrzymała się w cieniu gobelinu. Ciężko dyszała, nie mogła złapać oddechu, kiedy na korytarzu usłyszała ruch przycisnęła się jeszcze bardziej do ściany. Kiedy unormowała oddech, poprawiła włosy, które spięła ponownie w koński ogon i zarzuciła torbę na ramię, ruszyła zadowolona przed siebie do biblioteki. Tak. Udało jej się uciec przed Potterem.
-Tu jesteś rudzielcu.- zamarła słysząc jego głos, powoli i z niedowierzaniem odwróciła się i stanęła oko w oko z Jamesem.
-Jak mnie znalazłeś?- spytała.
-Mam na to swoje sposoby, w końcu jestem Huncwotem.- wypiął dumnie pierś i poczochrał włosy, Evans przewróciła oczami na ten gest i zaczęła iść we wcześniej obranym kierunku.
-Ej czekaj! Nie odpowiedziałaś czy się ze mną umówisz.- zrównał z nią krok i szedł z bardzo pewną siebie miną.
-Nie.
-Co nie?- spytał zbity z tropu.
-Nie umówię się z Tobą.- odparła siląc się na spokój i zaczęła iść szybciej.
-Czemu?
-Bo nie.
-Bo nie, to nie jest odpowiedź.
-Daj mi spokój Potter!- krzyknęła i poczerwieniała.
-Rumienisz się, czy to znaczy, że chcesz się umówić tylko udajesz niedostępną?- spytał i wyszczerzył swoje białe, idealnie proste zęby.
-Yhhh- warknęła- zostaw mnie w spokoju!
-Nie, do puki się nie zgodzisz.- wyrwał torbę Rudowłosej, zarzucił sobie na ramię i wesoło gwiżdżąc szedł kolo Lily. Evans w środku cała się gotowała, co on sobie wyobrażał, przez 3 lata , ba nawet 4,jej dokuczał, wyśmiewał się z niej i nazywał „rudą marchewką”, a teraz ona ma się z nim umówić. Chyba oszalał, że ona się na to zgodzi.
-Czy możesz mi podać torbę?- spytała siląc się na spokojny ton.
-Po co?- spojrzał na nią podejrzliwie.
-Bo idziemy do biblioteki a nie wiem czy wzięłam pergamin.- zrobił niewinną minę. Potter bezmyślnie wręczył Evans jej własność i oczekiwał na zwrot torby, dziewczyna zaczęła w niej grzebać po czym wyciągnęła różdżkę i bez ostrzeżenia wykrzyknęła zaklęcie. Twarz Jamesa pokryła się bąblami, których pojawiało się coraz więcej i więcej a w dodatku twarz zaczęła go piec i swędzić. Czarnowłosy zaczął krzyczeć i wymachiwać rękami, po czym pognał korytarzem. Lily uśmiechnęła się z satysfakcją, schowała różdżkę i w o wiele lepszym humorze ruszył dalej.
★★★
Na kolacji wszyscy komentowali opuchniętą i wyjątkowo nieatrakcyjną twarz Pottera, szukający choć udał się do Pani Pomfrey musiał poczekać na efekty działania jej eliksirów i maści. Początkowo chciał zostać w dormitorium ale to by oznaczało, że Evans wygrała a tego Potter nie chciał jej pokazać, był zbyt dumny żeby przyznać się do porażki.
-Jak tam bąbelku?- spytał Syriusz, który właśnie pojawił się w Wielkiej Sali.
-Ha ha ha- odparł Potter i zaczął ponownie grzebać swoim widelcem w makaronie z sosem, który początkowo zamierzał zjeść.
-Czyżbym wygrał zakład? Jest piętnaście do czternastu.- przypomniał mu Black i wyszczerzył się.
-Zamknij się, umówi się ze mną!- warknął Huncwot.
-Daje ci tydzień potem oficjalnie zostaję zwycięzcą.- zastrzegł i zabrał się za kolację. Szukający powiódł wzrokiem po stole Gryfonów w poszukiwaniu Rudowłosej dziewczyny, siedziała niedaleko razem ze swoimi koleżankami i zajadała się pasztecikiem dyniowym. Westchnął ale po chwili na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech, machnął różdżką w kierunku solniczki i pieprzniczki na jednej pojawił się napis „UMÓW” a na drugiej „SIĘ”, potem przelewitował kolejny zestaw do przypraw, który stał koło uczniów z szóstego roku i napisał na nich „Z” oraz „JAMESEM”, Syriusz z coraz większą ciekawością obserwował poczynania swojego przyjaciela, nie tylko on, bo Remus i Peter także byli ciekawi rozwoju sytuacji. Następnie Potter dyrygując naczyniami pokierował je aby podskakując udały się do Lily. Niczego nieświadoma Evans popijała sok dyniowy i rozmawiała z Dorcas, kiedy przed nią pojawiły się dwie solniczki i dwie pieprzniczki, które podskakiwały jakby chciały zwrócić na siebie jej uwagę. Ruda popatrzyła na nie zdziwiona a następnie przeniosła zniesmaczone spojrzenie na czarnowłosego, sam zainteresowany uśmiechnął się zachęcająco i uniósł kciuki do góry. Lily leniwie wyszeptała zaklęcie i odesłała podskakujące przyprawy z powrotem do Pottera. Kiedy czytał poszczególne wyrazy na naczyniach mina mu zrzędła i posłał Evans zbolałe spojrzenie. Gryfonka podniosła się i przechodząc koło Jamesa uśmiechnęła się do niego złośliwie, następnie zniknęła za drzwiami, szukający nie dając za wygraną pobiegł za nią. Peter i Remus wybuchli śmiechem kiedy tylko ich przyjaciel opuścił Wielką Salę, Syriusz który siedział naprzeciwko reszty zniecierpliwiony postanowił sam sprawdzić co też Evans odpisała jego kumplowi, gdyż nikt nie kwapił się do tego żeby mu pokazać, po chwili jego śmiech dołączył do reszty Huncwotów, bowiem napisane było „NIE” „TA” „LIGA” „POTTER”.
★★★
-Dobrze na dziś to koniec, dziękuję państwu, na następną lekcję proszę przynieść wypisane zastosowanie, skład, sposób przyrządzenia i możliwe skutki uboczne eliksiru tojadowego.- profesor Slughorn uśmiechnął się do uczniów i poczekał aż wszyscy opuszczą klasę, następnie skrył się w swoim gabinecie obok sali.
Dorcas wyszła prawie ostatnia, leniwie pakowała swoją torbę, gdyż nie bardzo śpieszyło jej się na transmutację, wiedziała że za spóźnienie na pewno zostały by odjęte punkty i zadana jakaś praca dodatkowa ale wyjątkowo miała to w nosie i tak nie potrafiła zamienić żaby w balon co było tematem na poprzednich zajęciach. Kiedy tak powłócząc nogami zmierzała do klasy profesor McGonagall zaczepił ją szukający Gryfonów.
-Hej Meadows mam biznes- zaczął bez ogródek.
-Hmmm?
-Potrzebuję umówić z Evans.
-Ale ona nie chce, z tego co zauważyłam.
-Oj tam, oj tam mi się zawsze udaje tylko muszę mieć odrobinkę Twojej pomocy.
-A ona w ogóle Ci się podoba?- spytała Dorcas i przystanęła mierząc go wzrokiem. James się zamyślił „niska, szczupła, rude włosy, zielone oczy, piegi na nosie”, wzdrygnął się. Nie, zdecydowanie Evans nie była w jego typie. Dorcas popatrzyła wyczekująco.
-No nie, ale ja muszę, do jutra mam czas!
-A czemu do jutra?
-Bo jutro mija termin zakładu.- odparł.
-Jakiego zakładu?- spytała zdziwiona i zaciekawiona.
-Syriusz i ja założyliśmy się, który z nas umówi się z większą ilością dziewczyn wybranych przez przeciwnika i ja muszę umówić się z Evans.
-Z durnieliście do reszty, bawicie się cudzymi uczuciami.
-Nie smęć kuzynko.- Szukający przewrócił oczami.
-Nasze pokrewieństwo jest coraz bardziej wątpliwe. A jak nie pomogę?
-To będę musiał przez miesiąc prać brudne skarpetki Blacka- skrzywił się na samą myśl.
-To możesz już zacząć od dzisiaj, bo Lily się z Tobą nie umówi.
-Miałaś mi pomóc a nie dołować. No weź coś wymyśl.- powiedział błagalnym tonem.
-Masz szczęście, że Lily nie słyszy tej rozmowy, bo jej zdanie o Tobie byłoby jeszcze gorsze, o ile to w ogóle możliwe.
-To pomożesz mi czy nie Meadowes?
-Potter jesteś beznadziejny.- pokręciła głową i weszła do klasy.
-Głupie baby za knuta z nich pożytku.- burknął James i usiadł koło bardzo zadowolonego z siebie Syriusza. -Czego się szczerzysz?!
-Bo jutro będę miał moją prywatną praczkę- uśmiech Syriusza jeszcze bardziej się poszerzył. James coś mruknął na temat „wrednych pchlarzy” i zaczął przepisywać tekst, który McGonagall wyczarowała na tablicy.
★★★
Rosario tanecznym krokiem weszła do Pokoju Wspólnego, zobaczyła swoje przyjaciółki na kanapach i skierowała się w ich stronę, opadła koło Alicji i popatrzyła po skupionych twarzach.
-Już dajcie spokój, jutro piątek.
-No właśnie, jutro też są lekcje.- odpowiedziała Dorcas znad swojego wypracowania na zaklęcia.
-Ale tylko zaklęcia, zielarstwo i opieka sama prościzna.
-Zapomniałaś o astronomii.- ziewnęła Lily.
-Oj tam, też mało wymagający przedmiot.
-Zależy dla kogo- mruknęła Alicja znad map nieba do tegoż właśnie przedmiotu.
-Twoje oceny nie wskazują na to, że te przedmioty są tak łatwe dla Ciebie. - Evans pokazała koleżance język.
-Bo oceny nie odzwierciedlają naszej wiedzy i umiejętności.- odparła zadowolona z siebie, położyła nogi odziane w trampki na stoliku i zaczęła bawić się różdżką, obserwując Huncwotów, którzy zajmowali fotele w przeciwległej części wieży, byli pochyleni ku sobie i bardzo żywo o czymś dyskutowali, wtedy poderwał się Potter i zaczął przechadzać w tę i z powrotem, Lupin coś cały czas mu tłumaczył. W końcu szukający przystanął, wyczarował czerwoną różę, potargał włosy i z determinacją na twarzy zaczął iść w ich stronę.
-Oho uwaga, rozczochrane kłopoty.- mruknęła Rosi, czym zwróciła na siebie uwagę pozostałych. Lily rozejrzała się i zobaczyła Pottera zmierzającego w jej stronę, westchnęła, schowała pergamin i zamknęła książkę, po czym starała się zachowywać spokój.
-Proszę to dla Ciebie.- usłyszała i zobaczyła ładny kwiat podetknięty jej prawie pod nos.
-Dzięki, Potter.- mruknęła i wzięła od niego różę.
-To czy teraz się ze mną umówisz Evans?- spytał prosto z mostu i potargał włosy.
-Nie.
-No weź, dałem ci przecież ten głupi kwiatek!- zaprotestował.
-To go sobie zabierz!- warknęła Lily i cisnęła w niego różą. Wstała i zaczęła chować swoje rzeczy do torby.
-Nie myśl sobie, że jesteś taka wyjątkowa! Mogę mieć każdą!- wybuchnął czarnowłosy, scenie w Pokoju Wspólnym zaczęło przysłuchiwać się coraz więcej uczniów.
-Nie jestem każda, Potter!- wycedziła Lily akcentując każde słowo- I nigdy się z Tobą nie umówię nawet gdyby od tego zależało moje życie!- krzyknęła, porwała torbę i pobiegła po schodach w stronę dormitoriów dziewczyn. Meadows, Albertini i Bones popatrzyły na Jamesa karcącym wzrokiem i ruszyły za Lily.
-Wygrałeś.- burknął opadając na fotel koło Petera, wyrwał mu lodową myszę. -Głupia Evans, myśli, że jest Merlin wie kim.- warknął wpychając sobie całego słodycza do buzi.
-Jutro trening James, nie spóźnij się! I nie zarób jakiegoś szlabanu.- kapitan gryfonów Nicole Lawrence, pogroziła z uśmiechem Jamesowi i odeszła. Wszyscy wiedzieli, że nawet gdyby się nie pojawił nie zrobiłaby nic, mimo że była od niego trzy lata starsza to okazywała jawne zainteresowanie Potterem nie tylko jako dobrym graczem.
-Chodź stary, wypijemy po kremowym.- Syriusz poklepał kumpla po plecach i całą czwórką ruszyli do dormitorium.
-Ogłaszam remis.- krzyknął James po raz kolejny kilka godzin później kiedy z Syriuszem grali w szachy, grali to jednak za dużo powiedziane, gdyż żaden z nich nie znał zasad, Remus dwie godziny wcześniej zwątpił i przestał próbować ich nauczyć.
-Jest dwadzieścia do dwudziestu, od nowa.- Syriusz zaczął ustawiać swoje figury.
-Idźcie spać jest za piętnaście trzecia.- mruknął zaspany Pettigrew.
-Cicho! Ja go jeszcze o gram.- krzyknął rozentuzjazmowany James.- Ten no, dzwonek na A3.
-Goniec- poprawił go automatycznie Remus.
-A tak tak, goniec na A3.- Jednak nic się nie stało- Ej czemu się nie rusza!
-Bo tak nie możesz się ruszyć.- mruknął Remus.
-Jak to nie!- Potter złapał gońca i ręcznie go przestawił, ten jednak gdy tylko James go puścił wrócił na swoje pierwotne miejsce.- EJ! Tak nie wolno, głupie szachy!
-Pionek na B5- powiedział Syriusz, a jego figura zmieniła miejsce.- Ha jestem lepszy!
-Guzik prawda, masz czarne szachy a one solidaryzują się z Tobą!- zaprotestował James i pociągnął łyk piwa. Huncwoci wybuchli śmiechem, James początkowo był oburzony ale po chwili dołączył do przyjaciół.



wtorek, 4 marca 2014

Prolog: "Przyjęci do Hogwartu"

Czarnowłosa kobieta w wieku około czterdziestu dziewięciu lat siedziała w oświetlonej słońcem kuchni i przeglądała gazetę od czasu do czasu popijała kawę, gdy do pomieszczenia wpadł roześmiany jedenastolatek, głośno krzycząc i wymachując kawałkiem pergaminu.
-Mamo! Mamo jadę do Hogwartu! Musimy zrobić zakupy!
-Wiem synku.
-Ale mamo, spójrz!- niecierpliwił się malec i bez pytania wdrapał się na kolana matki.
-Ciężki jesteś synku.
-Dużo jem, żeby mnie przyjęli do drużyny Gryfonów!
-Oczywiście synku.
-Zobaczysz będę najlepszym szukającym w historii!
-Tak, tak- przytaknęła.
-Mamo! Wcale mnie nie słuchasz!
-Słucham, a teraz zmykaj, muszę naprawić płotek przy rabatach o ratowaniu roślin nie wspomnę, bo ktoś je wczoraj podeptał- zmierzyła jedynaka ostrym spojrzeniem- nie wiesz kto to mógł być?
-Nie mam pojęcia- zastrzegło dziecko- ale masz rację pójdę do Ameli pochwalić się listem.
-Ale James będzie jej przykro, że ona nie dostała.
-Nie moja wina, że jest mały dzieciuch.- odparł kruczowłosy i wybiegł z domu. Pani Dorea Potter westchnęła ale mimo wszystko uśmiechnęła się pod nosem, w końcu charakter odziedziczył po ojcu. Zastanawiając się czy Hogwart wytrzyma wybryki jej urwisa wyszła do ogrodu.
★★★
Remus Lupin odłożył list i głęboko westchnął.
-I jak synku?- spytał go ojciec.
-Odmówili, wszyscy, nie wyrażają zgody żeby uczył się u nich wilkołak.
-Na pewno coś wymyślimy- Pan Lupin zagarnął chłopca i przytulił do siebie.
-Może znajdziemy ci korepetytora, co ty na to?- zapytała matka Remusa.
-Wolałbym do szkoły, do innych dzieci.- Rodzice chłopca spojrzeli na siebie zatroskanym wzrokiem.
-Pójdę do siebie- młody Lupin ze spuszczoną głową opuścił salon.
-I co my teraz zrobimy?
-Damy sobie radę kochanie, coś wymyślimy- odparł mąż do kobiety. Wtem rozległo się pukanie do drzwi, kobieta je otworzyła a w nich ukazał się starszy mężczyzna z krótką siwą brodą.
-Dumbledore! Witaj.
-Witaj Johnie, Penelopo- skłonił się kobiecie- jeśli to nie problem chciałbym porozmawiać z waszym synem- uśmiechnął się.
-Z Remusem?
-Oczywiście, jeśli to nie problem.
-Proszę na górę- John Lupin zaszczycony, że tak ważna osoba pofatygowała się osobiście do jego domu odprowadził czarodzieja po same drzwi pokoju syna.
-Remusie ktoś do ciebie.- powiedział i zostawił jedynaka z Dumbledor`em.
-Witaj Remusie jestem Albus Dumbledore, jestem dyrektorem Hogwartu.
-Nie prawda, dyrektorem jest Armando Dippet.
-Zostałem nim dziś mianowany i chciałbym cofnąć odmowę mojego poprzednika o przyjęciu cię do szkoły.- Remus nie dowierzając przyglądał się przybyszowi i zastanawiał się czy nie stroi sobie z niego żartów.
-Ale ja jestem...-zamilkł.
-Wilkołakiem?- dokończył za niego mężczyzna.- Wiem, ale nie wolno ci z tego powodu odbierać prawa do nauki, a przy zachowaniu odpowiednich środków ostrożności mamy szansę zachować to w tajemnicy.- uśmiechnął się dobrodusznie- czy mogę liczyć, że zobaczę cię 1 września na uczcie?
-Oczywiście.- wyjąkał zdezorientowany chłopiec.
-W takim razie na mnie już czas- Dumbledore zaczął wycofywać się na korytarz- A byłbym zapomniał.- wręczył wciąż zszokowanemu blondynowi kopertę z listem.- Do zobaczenia.- mężczyzna opuścił dom państwa Lupin. Niecierpliwi rodzice chłopca wbiegli po schodach i wpadli jak burza do pokoju swojego jedynaka.
-Co ci powiedział?
-Przyjął mnie do Hogwartu.
-Naprawdę?!
-Będę się uczył w szkole!- wykrzyknął uradowany Remus gdy ta informacja została przez niego przyswojona, a potem najszczęśliwszy na świecie rzucił się w ramiona zapłakanej matki.
★★★
-Jak tam synku?
-Dobrze, dostałem list, że mnie przyjęli.
-Dobrze, w przyszłym tygodniu pojedziemy na zakupy.
-Ale mamo, George nie da mi pieniędzy.
-O to się nie martw.- pani Pettigrew pogłaskała syna po głowie.- Idź zajmij się rodzeństwem.- kobieta przytulił pucołowatego chłopca i wyszła.
-To nie jest moje rodzeństwo.- powiedział do siebie, pakując odpowiedź do koperty i przegryzając co chwilę ciasteczko. Nie mógł się doczekać, kiedy wyjedzie do szkoły i nie będzie prześladowany przez dzieci swojego ojczyma, co prawda Adam i Chloe byli od niego młodsi, w dodatku byli mugolami, ale sumiennie i z pełnym zaangażowaniem codziennie sprawiali, że w domu coś się psuło, niszczyło, ginęło lub po prostu zaczynali płakać twierdząc, że Peter ich straszy bądź krzywdzi. George Stons uwielbiał swoje dzieci i karał za wszystko biednego Petera, syna swojej drugiej żony, tylko dlatego, że mu zazdrościł jego odmienności. Byłby wniebowzięty gdyby to jego dzieci wykazywały zdolności magiczne, trudno mu było pogodzić się z myślą, że jego nowa żona jest czarownicą, tak jak jej zmarły mąż i, że ich dziecko też pewnie będzie takie odmienne. Ale George Stone potrafił wykorzystywać wszystko na swoją korzyść nawet gdy wydawałoby się, że się nie da. Tak, czarownica w domu, skoro już umiała czarować, to musiała robić wszystko, bo sprawiało jej to mniej kłopotów niż jemu, on tylko jeździł taksówką, zarabiał, i to był główny powód, dla którego uważał się za pana świata, nie widział tylko, że jego żona chodzi sprzątać domy z pomocą swoich zdolności w bogatej dzielnicy i dzięki temu mogła odłożyć pieniądze na edukacje swojego syna.
Peter wyjrzał ze swojego pokoju najpierw w prawą następnie w lewą stronę korytarza, kiedy sprawdził, że nikogo nie ma wyszedł i udał się w kierunku kuchni, kiedy był na szóstym stopniu za jego plecami rozległ się dźwięk tłuczonego szkła, z trwogą obejrzał się i zobaczył ulubione zdjęcie ojczyma, które leżało na podłodze w stercie odłamków, po chwili usłyszał ciężkie kroki i ujrzał sylwetkę Stonsa.
-No mój chłopcze, to będzie cię sporo kosztować.- złapał go za rękę i pociągnął na dół, jednocześnie rozpinając pasek od spodni. Peter został odprowadzony kpiącymi spojrzeniami dziesięcioletniego Adama i sześcioletniej Chloe.
★★★
-Syriuszu- Walburga Black wręczyła list swojemu pierworodnemu.
-Dlaczego otworzyłaś?!- spytał z wyrzutem.
-Jesteś moim synem, mam prawo, ojciec cię wzywa- zagrzmiała i zostawiła młodego Blacka w salonie. Syriusz niechętnie powlókł się do do gabinetu ojca, Oriona.
-Wzywałeś mnie tato.
-Ojcze- poprawił go machinalnie, odłożył przeglądane dokumenty z powrotem na biurko, zdjął okulary, które schował do zrobionego ze srebra etui i spojrzał na syna. - Już odpisałem twierdząco na twoje przyjęcie do Hogwaru, liczę, że będziesz zachowywał się jak na Blacka przystało i przyniesiesz chlubę swojej rodzinie i domowi, oczywiste jest dla mnie, że trafisz do Slytherinu jak cała nasza familia.
-A co jeśli jednak nie trafię do....
-MILCZ!- krzyknął ale zaraz się zreflektował i przywdział na twarz maskę spokoju i opanowania- Jesteś Blackiem innej możliwości nie ma. Możesz iść.
-Tak ojcze.- Syriusz opuścił gabinet i poszedł do swojego pokoju, choć rodzice często mu powtarzali, że cały jego ród był w Slytherinie on nie był przekonany czy chce trafić do tego domu, słyszał, że w Domu Węża najważniejsza była czystość krwi, matka zresztą wciąż mu to powtarzała ale on nie miał nic przeciwko czarodziejom z mugolskich rodzin czy osobom niemagicznym, kiedyś widział na ulicy taki śmieszny pojazd na dwóch kołach, który szybko jechał i robił przy tym bardzo dużo hałasu, Syriuszowi bardzo on się spodobał i w przyszłości liczył, że matka pozwoli mu taki mieć. Odgoniło od siebie myśli i poszedł poszukać swojego młodszego brata Regulusa, któremu miał do zaproponowania zabawę nie odrzucenia, mianowicie dokuczanie ich skrzatu domowemu, Stworkowi.
★★★
-Wnusiu przyszedł list z Akademii Magii Beauxbatons.
-Babciu mówiłam ci, że idę do Hogwaru jak tata.
-Daj spokój, maleńka, przecież to gdzieś w Brytanii a tak uczyła byś się prawie obok Paryża, widywałabyś się częściej z mamą.- nie dawał za wygraną kobieta.
-Nie, idę do Hogwaru, już nawet odpisałam.
-Rosario Milagros Johnson! Mogłabyś chociaż pytać o zgodę! Jesteś zupełnie jak twój ojciec, on też zawsze robił to co chciał, dobrze, że nie jesteś do niego podobna był paskudny- starsza kobieta się skrzywiła.
-Był bardzo przystojny! I nazywam się Albertini po tacie!- wybuchła jedenastolatka i zrobiła nadąsaną minę
-No już, już złośnico mała, pojedziesz do tego Twojego Hogwartu- seniorka Johnson pogłaskała wnuczkę po włosach.
-Babciu a mama kiedy wróci?
-Może jutro, na pewno za kilka dni przecież macie jechać na wycieczkę.- kobieta przypomniała z entuzjazmem, na który jej wnuczka nie odpowiedziała tym samym. Pani Amelia wyszła z pokoju dziewczynki z głośnym „Cyprianie!” a nastolatka została sama. Popatrzyła na zdjęcie, które stało na jej szafce nocnej. Piękna długowłosa blondynka z dużymi niebieskimi oczami i niesamowicie czerwonymi ustami pod jej sukienką było widać pokaźnych rozmiarów brzuszek, który sygnalizował, że już niedługo zostanie mamą, była przytulana przez przystojnego wysportowanego blondyna z zielonymi oczami, w których widać było szczęście i miłość. Tak bardzo żałowała, że nigdy nie poznała Thomasa Albertini swojego ojca, jedyną i wielką miłość matki, który zginął w wypadku podczas wspinaczki w górach, gdzie wykonywał misję dla Ministra Magii kilka dni przed jej narodzinami. Matka, uśmiechnięta, promienna, życzliwa kobieta podobno od tamtego momentu stała się zimna i niedostępna, dla wszystkich, zwłaszcza dla niej, odcięła się też od magii, uwierzyła, że nawet ona nie zdołała uchronić jej ukochanego mężczyzny przed śmiercią, po porodzie zajęła się powrotem do utraconej wagi a następnie znalazła pracę w agencji modelek, potem była coraz bardziej rozpoznawana i rozchwytywana na całym świecie, miała wszystko: sławę, pieniądze, pozycję, piękny dom i córkę, którą się nie interesowała, bo ona była magiczna a magia była najgorszą rzeczą na świecie. Rosario wierzyła, że w Hogwarcie dowie się czegoś o swoim ojcu, z mamą nigdy nie mogła porozmawiać na ten temat, był tematem tabu, zresztą rzadko kiedy ją widziała, mieszkała u dziadków, jej magiczna rodzina zostawiła ją na pastwę losu mugolom, gdyż nie akceptowali związku jej rodziców a dziadkowie Johnson mieli za złe jej ojcu, że zgodził się na taką niebezpieczną wyprawę. Mała Rosi musiała sama się czegoś dowiedzieć, podczas tych rozmyślań jej włosy przybierały różne kolory, to była jej jedyna namacalna pamiątka po ojcu, metamorfomagia.
★★★
-Mamo jadę do Hogwartu.- powiedziała nieśmiało Dorcas Meadowes.
-Dobrze, ojciec w weekend zabierze Cię na Przekątną.
-Pokątną- poprawiła.
-Nie ważne.
-Dasz sobie radę?
-Z czym?
-Z Julką...
-Dam!- burknęła kobieta.- Ty pojedziesz do szkoły, mała do przedszkola a ja w końcu od was odpocznę.
-Niemagicznego?
-No a jakiego?!
-Ona też może być magiczna.
-Pisać, czytać i liczyć musi umieć. Nie zawracaj mi głowy głupotami, idź lepiej do sklepu.- Pani Meadowes wcisnęła do ręki córki listę i pieniądze.
-Wezmę Julkę. - w odpowiedzi usłyszała tylko pomruk aprobaty. Wiedziała, że matka jest zła, bo tata zaprosił na kolację swojego szefa i to ona musiała się pokazać z jak najlepszej strony, to od niej zależało czy dostanie awans. Jej rodzice byli niemagiczni, moce dostała w genach od ojca, gdyż jego matka była czarownicą. Miała wrażenie, że mama ma jej za złe, że to ona w przyszłości będzie czarować, obawiała się, że mama zazdrości jej zdolności, które przejawiała już w bardzo młodym wieku, ojciec kipiał z dumy, natomiast mama zawsze stawała się pochmurna gdy zaczynał się temat magii.
-Julek chodź, idziemy na spacer.
-Spacel!!!- krzyknęła pięciolatka i pognała do przedpokoju, Dorcas westchnęła, jak wróci czeka ją czyszczenie ściany, na której młodsza siostra uwieczniła swój talent malarski.
★★★
-Dostałam! Dostałam taki sam jak ty!
-Mówiłem żebyś się nie denerwowała Rudzielcu!
-Muszę tylko czekać na kogoś z Ministerstwa żeby mnie zabrał na zakupy- pisnęła i zaklaskała z uciechy.
-Chodź pohuśtamy się za miesiąc już nas tutaj nie będzie.- odparł Severus.
-A co by się stało gdybym nie dostała listu?
-To zostałbym tutaj z Tobą.
-Oj, Severusie głupoty opowiadasz, oczywiście, że byś nie został- skwitowała Lily Evans i pokazała mu język, jednocześnie sadowiąc się na huśtawce.
-Wcale nie- zastrzegł poważnie chłopiec i odepchnął koleżankę żeby ją rozbujać.
-Opowiedz mi o Hogwarcie- zażądała.
-Znowu?
-Tak! Będziesz mi opowiadać dopóki sama nie zobaczę!
-Oczywiście moja wiewióreczko, no więc do Hogwartu jedzie się pociągiem...- zaczął.

Petunia Evans obserwowała swoją siostrę i jej pokręconego kolegę, jak po raz kolejny opowiadał o szkole, do której dostała się Lily a nie ona. To ona chciała być w centrum uwagi rodziców, którzy zafascynowali się tym dziwnym światem, to ona chciała być ukochaną córeczką tatusia a teraz umysł ojca całkowicie pochłonęła ta ruda wiewióra. To ona powinna być magiczna, to ona powinna umieć te śmieszne rzeczy i to ona powinna jechać do Hogwartu! ONA! Starsza Evansówna wytarła szybko pojedynczą łzę, która mimo woli stoczyła się po jej kościstym policzku.

Witam :)

Witam jestem Rogata,
Nie składam obietnic,zachęcam do czytania, krytyka i pochwały mile widziane. To mój drugi blog poprzedni był założony kilka lat temu i zginął śmiercią naturalną, innymi słowy onet go wykasował, tematyka ta sama- jedyni i niepowtarzalni HUNCWOCI. Proszę o pomoc z szablonem, wszelkie wskazówki mile widziane, gdyż nie mogę się tu odnaleźć...

Pozdrawiam Rogata