Przykro mi, że nie komentujecie. Nie
wiem nawet czy to co piszę komukolwiek się podoba, czy nie.
☆☆☆
-James! Zrób nam zdjęcie.- Alicja
pomachała ręką, w której dzierżyła aparat do okularnika.
Wszyscy uczniowie stali na błoniach w oczekiwaniu na powozy. Z
entuzjazmem podszedł do dziewczyn i poczekał aż się ustawią.
-Na trzy! Raz, dwa, trzy!-krzyknął.
Flesz rozbłysł, a na kliszy pojawił się wizerunek czterech
roześmianych dziewczyn.
-Dzięki- odparła Alicja, odbierając
swoją własność z rąk James.
-Zrobicie nam?- wskazał na Huncwotów.
Bones ochoczo pokiwała głową. Po chwili flesz błysnął ponownie.
-A może, zrobimy sobie wszyscy razem?-
spytała Rosario.
-Longbottom!
-Co tam, Łapo?- spytał blondyn,
podchodząc do grupy kolegów.
-Pstryknij fotkę. No ludziska,
ustawiać się.
Huncwoci stanęli za ławką, na niej
usadowiły się dziewczyny. James nachylił się i objął jednym
ramieniem Dorcas, a drugim Lily. Evans popatrzyła na niego
zniesmaczonym wzrokiem, ale nie skomentowała jego zachowania.
Brunetka uśmiechnęła się do niego promiennie i potargała mu
włosy. Syriusz przyprawił rogi Alicji, za którą stał. Uśmiechał
się z nonszalancją. Dwa górne guziki koszuli zostawił rozpięte,
jego krawat jak zwykle niedbale wisiał wokół szyi. Rosario nie
mogła się zdecydować jaki kolor włosów wybrać do zdjęcia, w
efekcie każdy kosmyk miał inny kolor. Remus wygładzał zawzięcie
wgniecenia na ubraniu i poprawiał kołnierzyk koszuli, a Peter
starał się wytrzeć ręce ubrudzone w czekoladzie o skrawek szaty.
-Uwaga!- krzyknął Frank.
-Wszyscy mówią: Śmierdzące
skarpetki Filcha!- zaintonował Rogacz. Parsknęli śmiechem, ale
zgodnie powtórzyli. Flesz błysnął po raz kolejny.
★★★
Z Ekspresu Hogwart-Londyn wysypało się
na peron kilkaset osób. Sowy pohukiwały, szczury popiskiwały, a
koty miauczały, wszelkie rozmowy zlewały się w jeden, ogromy
harmider. Każdy żegnał się z przyjaciółmi, a witał z dawno nie
widzianą rodziną. Pożegnania nie miały końca. Dziewczyny
obcałowywały się wylewnie, obiecując, że będą pisać do siebie
bardzo często. Chłopcy ściskali sobie dłonie i życzyli udanych
wakacji. Syriusz oddalił się od przyjaciół, gdyż zauważył
matkę przeszywającą go zirytowanym spojrzeniem. Kiwnął głową
na znak powitania, złapał za jej szatę i całą trójką
teleportowali się na Grimmauld Place 12. Przeszli przez furtkę a
Stworek otworzył przed swoją panią wielkie, drewniane drzwi.
-Do salonu- rozkazała Walburgia synom.
Syriusz pośpiesznie wszedł do pokoju,
za nim z kpiącym uśmiechem na ustach maszerował Regulus. Rozejrzał
się po pomieszczeniu. Nic się nie zmieniło. Meble ze smoczej skóry
stały koło kominka, dywan z włosia jednorożca leżał na
podłodze. Co z tego, że te zwierzęta były pod ochroną? Blackowie
musieli mieć to co najlepsze. Wypalona dziura przypomniała, jak
wraz z Regulusem podpalili go niechcący różdżką matki. Była na
nich wściekła, uśmiechnął się pod nosem. Oczekiwał na matkę
wpatrując się w swoje buty. Kiedyś wierzył, że rodzice go
zrozumieją, zaakceptują jego stosunek do czarodziejów z rodzin
niemagicznych, teraz był pewien, że jego nadzieje były płonne.
Jednak nie przejmował się tym, miał przyjaciół, oni mu
wystarczyli.
★★★
Razem minęli barierkę dzielącą
świat czarodziejów od świata mugoli.
-Na razie Evans, będę tęsknił!-
wydarł się James.
-Witaj James- przywitała się ciotka
Gertruda.
-Cześć- mruknął i powlókł się za
nią.
Rudowłosa kobieta przypatrywała się
z zainteresowaniem oddalającemu się chłopcu, zaintrygowały ją
jego słowa.
-Lily, co to za młodzieniec?- spytała.
-Nie ważne.
-Kochanie! Ona się zaczerwieniła.-
Pani Evans z podekscytowaniem przyglądała się jak na policzkach
jej córki wykwitły dwie czerwone plamy. Postanowiła dowiedzieć
się o tym rozczochrańcu czegoś więcej. Z wyczekiwaniem posyłała
swojej młodszej córce ponaglające spojrzenia. W tym momencie
marzeniem Lily było zabicie Pottera, ze wszelkimi okrucieństwami.
-MAMO! Daj już spokój! Ten osobnik
nazywa się idiota i mieszka w Pacanowie.
-Ależ Lily, nie wolno tak mówić o
kolegach.
-To nie jest mój kolega. Koniec
tematu!- warknęła rudowłosa.
-Liluś, no proszę. Pochwal się
mamusi czy masz chłopaka.
Na szczęście panny Evans, właśnie
dotarli do domu i wszyscy zajęli się wypakowywaniem bagaży i
ogólnym powitaniem młodej czarownicy w domu.
★★★
-Nie wsiądę tam!
James awanturował się na środku
ulicy pod dworcem King Cross, jego ciotka chciała wepchnąć go siłą
do „pudełka na czterech kołach”,
jak raczył zauważyć.
-Łaskę mi tu będziesz robić!
Machnęła różdżką i po chwili
siedział zamknięty w samochodzie. Zaczął walić pięścią w
okno.
-Nie rób mi tego! Czy to w ogóle jest
bezpieczne? Jestem za młody żeby tak umierać! Miałem skończyć
Hogwart, zostać najlepszym szukającym na świecie i jeszcze....-
Słowa przestały wydobywać się z jego gardła, choć poruszał
ustami. Popatrzył zdezorientowany na ciotkę. Opadł na siedzenie,
skrzyżował ręce na piersi i siedział obrażony na cały świat.
-Tak lepiej- mruknęła.
Młodemu czarodziejowi czas dłużył
się niemiłosiernie podczas podróży. W końcu, ku uldze Pottera,
dojechali na przedmieścia Londynu. Jego oczom ukazała się mały
parterowy domek z niedużym a na dodatek zaniedbanym ogródkiem. Był
prawie pewien, że to jemu w zaszczycie przypadnie posprzątanie tego
bałaganu.
-Chodź- zaprosiła go.
-I się zaczęło- stwierdził cicho po
nosem. Ile by dał, żeby teraz znaleźć się w swoim domu.
-Co ty tam mruczysz pod nosem?
-Nic- odpowiedział. Taszcząc kufer
powlókł się do wskazanego przez ciotkę pokoju.
★★★
Peron powoli się wyludniał. Jej
przyjaciele dawno zostali odebrani przez swoich rodziców. Została
praktycznie sama, rozejrzała się bezradnie i usiadła na kufrze,
Sali Moon cicho pohukiwała w klatce.
-Rosario Milagros Albertini?
Usłyszała nad swoją głową.
Podniosła wzrok i napotkała spojrzenie, surowych piwnych oczu.
Pokiwała głową onieśmielona.
-Rudolf Lestrange- przedstawił się.
Nazwisko wydało się Rosi znajome ale nie mogła sobie przypomnieć
gdzie je wcześniej usłyszała. Popatrzyła na mężczyznę z
wyczekiwaniem. Brunet odwrócił się na pięcie i ruszył przed
siebie, nie zwracając uwagi na swoją podopieczną. Blondynka
wystraszyła się, że zostawi ją na peronie. Chwyciła w rękę
klatkę z sową, w drugą złapała rączkę kufra i wytężając
wszystkie siły podążyła za mężczyzną.
-Złap mnie za rękę- odparł.
Popatrzył jak nieudolnie próbuje w jednej dłoni zmieścić
wszystko, żeby drugą mieć wolną. Na jego twarzy wykwitł
pogardliwy uśmiech. Tamara i Ludwik na pewno się nią rozczarują.
Machnął różdżką a jej rzeczy znikł. Zawstydziła się, co
zdradzał szkarłatny rumieniec na jej policzkach, podała rękę
Rudolfowi. Po chwili zniknęli z cichym pyknięciem.
Wylądowali przed mosiężną bramą
wielkiej, okazałej posesji. Po bokach widniały dwa, wysokie na
kilka stóp, posągi hipogryfów. Wrota zaskrzypiały, wskazał
dłonią żeby weszła. Powoli, niepewnie przekroczyła próg
posiadłości dziadków. Ogród był imponujący, kwiaty ze
wszystkich zakątków świata ozdabiały każdy zakamarek. Po środku,
tuż przed głównym wejściem, stała ogromna, marmurowa fontanna z
wizerunkiem trytona z którego ust wypływała krystalicznie czysta
woda. Kiedy podeszła do drzwi, otworzyły się same czym zaskoczyły
dziewczynę. Lestrange podążał za nią z nieodgadnionym wyrazem
twarzy. Podziwiała renesansową przeszkloną kopułę, zastępującą
zwykły sufit, promienie słońca oświetlały cały hol. Rozejrzała
się bezradnie po pomieszczeniu, napotkała wzrok swojego opiekuna.
-Zapraszam na górę.- Wskazał schody.
Nie czekając na jej odpowiedź, zaczął się po nich wspinać,
podążyła za nim. Kiedy pokonała ostatni stopień, zobaczyła, że
on już czeka pod drzwiami. Szybko podeszła, strach mieszał się z
podekscytowaniem. Zapukała.
-Wejść.- Zza drzwi dobiegł ich
zachrypnięty męski głos.
-Dziękuję Rudolfie. Możesz odejść.
Lastrange wycofał się, zamykając za
sobą cicho drzwi. Rosario rozejrzała się po gabinecie. Stare
drewniane meble, obite skórą, za fotelem wisiały pokaźnych
rozmiarów rogi, nie była znawcą ale wydawało jej się, że to
poroże Daniela. Fotel obrócił się, czym przykuł uwagę
dziewczyny. Rosario wciągnęła za świstem powietrze. Miała
wrażenie, że widzi ducha. Zrobiło jej się słabo. Patrzył na nią
jej ojciec, którego znała tylko z tego jednego, jedynego zdjęcia,
które stoi zawsze na jej szafce nocnej a teraz spoczywa głęboko
schowane w kufrze. Czyżby jej ojciec żył? Przemknęło
jej przez myśl.
-Tak, Thomas był bardzo do mnie
podobny.
Usłyszała w odpowiedzi na swoje nieme
pytanie.
★★★
Wysłuchawszy kazania, jak to plugawi
cały Szlachetny Ród swoim zachowaniem, głupimi kawałami i
zadawaniem się ze szlamami i zdrajcami krwi, młody Black nie
wytrzymał i wywołał awanturę. Skutkiem czego miał rozcięte
ramię i napuchniętą wargę, gdyż Walburgia nie oszczędzała w
zaklęciach, mających na celu resocjalizację syna. Biegł na oślep.
Ten duży dom teraz bardziej przypominał mu wiezienie niż jego
własny kąt. Nogi same powiodły go do jego pokoju, a łzy żalu
napływały, mimo woli, do stalowych oczu. Uderzył pięścią w
gustowną lampę, która tak idealnie pasowała do wystroju sypialni.
Klosz rozsypał się na milion małych kawałków, w każdym odbijała
się załamana i bezsilna twarz Syriusza. Rozległo się pukanie,
drzwi otworzyły się, mimo iż właściciel pokoju nie wyraził
zgody na wejście.
-Pani kazała siedzieć Paniczowi w
pokoju i z niego nie wychodzić. Jedzenie będę przynosił na każde
Panicza zawołanie.
-Zrozumiałem Stworku.
-Biedna Pani, teraz leży i serce jej
pęka z żalu. Ten wybryk natury doprowadził, biedną Panią, do
takiego stanu.- Wyszedł mrucząc pod nosem.
Pomimo wczesnej pory Syriusz zasnął,
nawet nie licząc na lepsze jutro.
★★★
Remus właśnie zajadał się
wspaniałymi potrawami przygotowanymi przez jego matkę miedzy innymi
zapiekanką, którą uwielbiał. Pani Lupin z zachwytem przyglądała
się dziecku, które pochłaniało kolejną porcję.
-Jak dobrze, że już jesteś. Tak się
stęskniłam.
-Wiem mamo.- Remus uśmiechnął się.
-I w dodatku zdałeś wszystkie
egzaminy na Wybitny.- Pani Lupin pokraśniała z dumy.
-Żadna nowość- wtrącił jej mąż,
wracający właśnie z pracy. Remus rzucił mu się na szyję. Po
kolacji, wspólnie usiedli w salonie a Remus opowiadał o szkole,
przyjaciołach i tłumaczył się z licznych szlabanów i kar.
Państwo Lupin wpatrywali się z uśmiechami na twarzach, w
rozentuzjazmowanego syna, któremu aż oczy świeciły gdy opowiadał
jak udało mu się jako jedynemu w klasie rzucić zaklęcie
kameleona. Cieszyli się, że Dumbledore dał szansę ich dziecku. I
tylko jedna myśl ich przygnębiała. Za kilka dni była pełnia.
★★★
Jamesowi czas płynął bardzo wolno.
Lista zakazów, co może a czego nie powinien robić gwałtownie
zmalała, gdy zagroził, że potłucze kolekcję porcelanowych
filiżanek ciotki, bardzo starych, bardzo cennych i jeszcze bardziej
delikatnych. Ciotka Gertruda poza nałogowym zbieraniem porcelany ma
obsesję na punkcje mugoli, bardzo rzadko czaruje i większość prac
domowych zlecała swojemu podopiecznemu. Młody Potter nie był tym
zbyt zadowolony. Jedyne co przykuwało uwagę Jamesa to hodowla sów,
które starsza kobieta tresuje żeby prawidłowo dostarczały listy.
Kilka razy byli na Pokątnej, żeby sprzedać już odpowiednio
przygotowane ptaki do sklepu z Magicznymi Zwierzętami oraz na
poczcie, z którą kobieta współpracuje od kilkunastu lat. James
testował sowy i właśnie przyleciała jedna z nich od Syriusza.
Wysłał przez nią paczkę, w której było kilka jego rzeczy, na
przykład bokserki z napisem „Sexi” oraz koszulka z najnowszym
modelem Harleya Davidsona.
-Myślałem, że je zgubiłem!-
wykrzyknął Rogacz i zaczął skakać z radości, kiedy w paczce
zobaczył swoje ukochane bokserki w złote znicze. -Zatłukę go!-
dodał. Prawie pusta butelka po jego ulubionych perfumach widniała
na dnie kartonika.
★★★
Kilka dni później słodki głosik
ciotki Gertrudy dotarł do uszu zaspanego szukającego.
-Wstawaj leniu!
-Ale jest szósta rano!- zaprotestował.
Nakrył głowę kołdrą.
-Nie ja kazałam ci do późna
siedzieć. Podnoś się, za 5 minut śniadanie.
Takiego widoku jego oczęta nie
spodziewały się i nie o takiej porze. Przez myśl mu przemknęło,
że ta chuda szkapa opatulona w puchowy, różowy szlafrok i papiloty
na głowie chce znów z nim zadrzeć.
-Masz.- Podsunęła mu talerz pod nos,
kiedy pół godziny później siedział przy stole w kuchni a oczy mu
się same zamykały. Podpierał się łokciem, żeby jego ociężała
głowa nie wpadła mu do talerza z jedzeniem, które w żaden sposób
nie przypominało jajecznicy.
-Dziękuje ciociu- mruknął. Jednak
zamiast zająć się jedzeniem zasnął nad talerzem.
-Weź te łokcie ze stołu!- Ciotka
brutalnie zrzuciła jego rękę z blatu a głowa nie podpierana
niczym stabilnym wyładowała w jajkach.
-Skaranie boskie z tobą!- warknęła.
Genialne!
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne rozdziały.
♥
Dopiero zaczęłam czytać twojego bloga i jestem szczerze nim zachwycona, jednak mam pewne pytanie - Sumy zdaje się w 5 klasie, a przecież wtedy zakończyła się przyjaźń Lily i Snape'a, więc czy coś ominełam czy może masz inną koncepcję na to ?
OdpowiedzUsuńHej, Sumy zadaje się w piątej klasie, jednakże moi bohaterowie skończyli dopiero klasę czwartą wydaje mi się, że w poprzednich notkach dokładnie jest to zaznaczone, jak wyczytałam na stronach poświęconych Harry`emu Potterowi uczniowie zdawali co roku egzaminy jednak najważniejsze to SUMY i OWUTEMY:) więc trzymam się tej wersji, co do Twojego pytania odnośnie przyjaźni Lily i Severusa,: mam zamiar zakończyć ich przyjaźń, ale dopiero po Sumach:) Mam nadzieję, że pomogłam:)
UsuńPozdrawiam
Cóż to za okrutna ciotka Jamesa i dlaczegóż to jego rodzice wysłali go na taką katorgę? :D Ale generalnie dobrze mu tak :D Mam złudną nadzieję, że trochę go to nauczy pokory, czy czegoś tam, ale w sumie szczerze w to wątpię :D. W końcu Rogacz to Rogacz hahah :D Rozwalił mnie szantaż o filiżanki hahaha, nie mogę z tego :D. Swoją drogą, gdy słyszę ciotka Gertruda, od razu widzę grube, wredne babsko z krótkimi, tłustymi nóżkami i trwałą na głowie. A tu proszę, jakaś szkapa :D. A ta scena, gdy wpada twarzą w jajecznicę jest bajeczna hahaha :D Szkoda, że Lily tego nie widziała :D. Czekam aż James wybuchnie i coś wywinie ciotce - to będzie mega śmieszne ;d.
OdpowiedzUsuńBieeeeeeeeedny Syriusz. Kurde, on to ma przesrane. To również mi zawsze u niego imponowało - pomimo upiornej rodzinki i koszmarnego traktowania, w szkole jest wesoły, pogodny, radosny i w ogóle nie daje po sobie znać, że ma ciężko. Ciekawa jestem kiedy ucieknie z domu i zamieszka u Rogacza? No zobaczymy :)
Matka Lily wydała mi się trochę nawiedzona z tym jej entuzjazmem, co do chłopaka :D. Ale to może tylko błędne pierwsze wrażenie :D.
Cieszę się, że przynajmniej Remus ma normalnych rodziców, którzy go kochają i dbają o niego. To pocieszające i pewnie dodaje mu dużo siły :-). No i widok szczęśliwego syna pewnie również koi serca rodziców :-).
Jak czytałam cały ten tajemniczy kawałek z Rosario w roli głównej, z tym opiekunem-Lestrangem i gdy zobaczyła tego kogoś w fotelu i myślała, że to jej tata, to moja pierwsza myśl była taka: MATKO! JEJ OJCIEC ŻYJE I TO JEST VOLDEMORT! Ale kurde jednak nie :D. Ale to dobrze, że nie, bo nie lubię takich naciąganych historyjek. Aczkolwiek przeraziłaś mnie. W ogóle znowu genialnie zbudowałaś napięcie. No i kto to był w tym fotelu? Bo chyba nie dziadek, nie? Tzn. wydaje mi się, że dziadek nie wyglądałby tak młodo jak tata. Może jakiś brat?
Kurde, jest 1 w nocy, ja jutro idę do pracy i muszę wstać o 7, a nie umiem się oderwać od czytania! Jak zaśpię, to będzie Twoja wina! :-*
Okrucieństwo! Budzić człowieka o szóstej rano?
OdpowiedzUsuńKiedy cofasz się w czasie i wracasz do Rogatej>
OdpowiedzUsuń