Bardzo przepraszam, notka miała się
pojawić kilka dni temu ale mój internet odmówił posługi. Dziś
udało mi się połączyć, tylko Merlin raczy wiedzieć na ile, więc
w pierwszej kolejności dodaję rozdział.
Co do pewnego komentarzu, który już
został usunięty przez autora- surfing najlepszy. Przykro mi,
że nie odpowiedziałam, ale problemy techniczne mi to uniemożliwiły,
więc zrobię to tutaj. Remus jest obecny w opowiadaniu prawie w
każdej notce, nie wiem czy opisy jego postaci są wystarczające i
satysfakcjonujące ale jak dotąd nikt się nie skarżył. Opis pełni
i przemiany planuję na później.
Pozdrawiam i przepraszam
Rogata:)
★★★
-To są salamandry nosowybuchowe,
charakteryzują się tym, że...- Jednak James nie dowiedział czy
się one charakteryzują, bo przestał słuchać profesora od Opieki
Nad Magicznymi Stworzeniami. Z zaciekawieniem przyglądał się nowo
poznanemu zwierzątku, które wyglądem przypominało mugolską,
jednak w miejscu dwóch małych dziurek zamiast nosa miało dwie
rurki niewiele większe od słomek dodawanych do napojów, które
dostawali w kawiarni nieopodal domu Potterów. Okularnik dźgał ją
palcem w tułów i patrzył jak zabawnie się złości a z rurek
zaczyna jej wylatywać dym. Licząc, że w końcu dowie się co
dokładnie oznacza „nosowybuchowa” pociągnął ją za ogon,
który odpadł.
-Syriusz!- szepnął spanikowany,
widząc coraz więcej dymu.
-Co?
-Odpadł.- Pokazał na ogon wijący się
w jego ręku.
-Coś ty zrob...- Fioletowa, okropnie
śmierdząca, maź wystrzeliła z nosa salamandry i opryskała obydwu
chłopaków.-...ił- dokończył.
-No proszę, pan Potter i Black nie
słuchali mnie, minus 10 punktów. Wracamy do czyszczenia ich nosów-
skwitował Clanton.
-Ty patrz, odrósł!- krzyknął do
chłopaków, kiedy płaz siedziała sobie spokojnie z nowym ogonem.
-A co żeś myślał, one tracą ogon
co kilka minut, więc im odrasta nowy- uświadomił go Remus.
Potter nie skomentował tego faktu.
-Luniu- powiedział przymilnie.
-Hym?- mruknął, nie odwracając
wzroku, gdyż bardzo dokładnie i uważnie oczyszczał nos
zwierzęcia, którym zajmował się on i Peter, dla dobra ich obu,
prace tę pozostawiono całkowicie w jego rękach.
-A czy one zawsze plują ja im ten ogon
odpadnie?
-Nie, tylko jak się im go wyrwie. A
co?
James jednak nie odpowiedział tylko
siedział z miną, która oznaczała „Jestem królem świata i
okolic i wpadłem na pomysł!”. Remus widząc znajomy wyraz twarzy
jęknął przeczuwając kłopoty.
-Co wymyśliłeś?- dopytywał się
Syriusz.
-A jakby ją wsadzić komuś do torby?-
spytał niewinnym głosem.
-Ciekawa myśl!- podchwycił pomysł
brunet.
-Znowu nie uważacie! Minus 10 punktów
za każdego- warknął Clanton.
-Uważamy!- zaczęli go zapewniać
przekrzykując jeden drugiego.
-Skoro tak, to zaraz sprawdzimy- odparł
profesor z perfidnym uśmiechem.
-Ups- szepnął Peter.
-Nie szeptać! Potter na środek,
będziesz pytany!- Z wielkim bólem serca powlókł się pod tablicę.
Wiedział, że jest z góry skazany na klęskę, więc nawet nie
wysilał się żeby wymyślić jakąś sensowną wymówkę. Zresztą
nawet gdyby wszystko umiała to i jak wiedział, że Feliks Clanton
jak się na kogoś uwziął to zawsze dążył do pogrążenia go.
-Powtórz moje ostatnie słowa- zaczął
nawet nie patrząc na ucznia, przeglądał swojej zapiski w
oczekiwaniu na odpowiedź Pottera.
-Nie szeptać! Potter na środek,
będziesz pytany!- odpowiedział bez zająknięcia.
-Nie żartuj sobie ze mnie!
-Nie żartuj sobie ze mnie!- powiedział
jak echo.
-POTTER!- wydarł się cały czerwony
ze złości.
-POTTER!- krzyknął James a po chwili
dodał- Przykro mi, ale nie mam tak donośnego głosu jak Pan.
Gdyby było to możliwe para
poleciałaby z uszów nauczyciela ONMS, przybrał jeszcze bardziej
groźną minę niż na co dzień i warknął.
-Jesteś bezczelny!
-Człowiek z natury jest nieszczelny-
odparł spokojnie James.
-Do McGonagall!
-Myślę, że pani profesor zasługuje
ma szacunek i ma imię...- zaczął ale mu przerwano.
-Jeśli jeszcze raz się odezwiesz
dostaniesz szlaban, zrozumiano?!- Popatrzył na okularnika
wyczekująco.
-Potter?!
-Kazał się pan nie odzywać- mruknął.
-Siadaj, minus 30 punktów, dodatkowa
praca na temat salamandry nosowybuchowej i szlaban- uśmiechnął się
perfidnie. Potter wzruszył ramionami i z miną pokerzysty usiadł w
swojej ławce. Po chwili lekcja dobiegła końca, James wychodząc
unieruchomił temat dzisiejszych zajęć i wsadził do torby.
-Komu podrzucimy niespodziankę do
torby?- spytał słodko szukający.
-Może Goylowi?
-Narcyzie- zasugerował Blacka.
-A może...- Popatrzył na niskiego
chłopaka z tłustymi włosami i haczykowatym nosem, który zbierał
właśnie podręczniki z podłogi, bo jego torba się rozdarła. Był
przekonany, że nie przypadkowo o czym świadczyło złośliwe
spojrzenie Syriusza.
-Smarkusiowi?- spytał.
-Czemu by nie!- ucieszyli się. Akurat
w tym roku mieli ze Ślizgonami zaraz po ONMS transmutację. Weszli
jakby nigdy nic do klasy profesor McGonagall i rozejrzeli się za
Snapem.
-Dobra ty odwracasz jego uwagę a ja
podrzucam-szepnął James i oddalił się niepostrzeżenie.
-A ja?- dopytywał się Peter
-Ty patrz czy McGonagall nie idzie!
-A ty nie patrz i nie przeszkadzaj-
rozkazał Black zanim Remus zdarzył wydobyć z otwartych ust jakiś
dźwięk. Kiedy Syriusz zaczął drwić z Severusa a zgromadzone
osoby w sali się temu przyglądał, nikt nie miał ochoty pomóc
Snapowi, na nieszczęście Ślizgona do rozpoczęcia zajęć zostało
kilka minut, więc Lily jeszcze się nie zjawiła aby mu pomóc.
James w tym czasie podrzucił do torby bruneta salamandrę, pokazał
kciuki do góry do chłopaków, aby pokazać, że wszystko
załatwione. Remus dyskretnie puknął Syriusza w ramię wskazując
na James, który siedzi już w ławce.
-Masz szczęście Smarku, że zaraz
zacznie się lekcja.
-Policze się z wami kiedys!- warknął,
podnosząc się z podłogi.
-Zapewne- zakpił brunet i usiadł koło
Pottera.
-Dzień dobry. Najpierw otwórzcie
książki i przeczytajcie rozdział trzydziesty szósty a potem
będziemy ćwiczyć- obwieściła McGonagall i usiadła za biurkiem.
Severus, który uspokoił się już po
zaatakowaniu przez Blacka, przygładził włosy, poprawił za dużą
szatę i wsadził rękę do torby. Wyjął książkę do
transmutacji, jednak zanim otworzył zobaczył wystający z niej
patyk, niewiele myśląc pociągnął za niego, przez chwilę się
nic nie działo, jednak książka zaczęła dymić. Ślizgon poderwał
się z krzykiem, nagle wolumen otworzył się a zdenerwowana
salamandra opluła bruneta. Huncwoci zaczęli pokładać się na
ławkach ze śmiechu, dołączyło do nich kilka Gryfonów, Ślizgoni
starali zachować kamienne twarze, nawet Lily delikatnie się
uśmiechnęła ale posłała współczujące spojrzenie Severusowi.
-Panie Snape! Doskonale Pan wie, że
nie wolno wynosić zwierząt z zajęć!
-To nie ja pani profesor!
-To Potter i jego banda!Widziałam jak
Potter majst..- zaczęła Holly
-Zamknij się, bo będziesz następna
na liście- syknął Syriusz a blondynka zamilkła.
-Mówiłaś coś, panno Flyn?
-Nie- odparła wystraszona.
-No dobrze- zrezygnowana nauczycielka
pozbyła się mazi ze Snapa- Wiem, że to wy- zwróciła się do
Huncwotów, Snape uśmiechnął się złośliwie- ale nie mam
dowodów- dokończyła. Tym razem to Huncwoci wyszczerzyli się do
oniemiałego Ślizgona.
Do końca lekcji był względny
spokój, nie licząc incydentu z nieudolną transmutacją szczura w
mydelniczkę przez Goyla.
★★★
Cały przemoczony, zziębnięty i
niezwykle zmęczony James wracał wraz z drużyną z treningu, mimo
że rozgrywki na czas zimy były zawieszone to Gryfoni zawzięcie
trenowali aby nie wypaść z formy, ponadto mieli nadzieję, że
tylko oni tak się poświęcają i że te poświęcenie zostanie
wynagrodzone w formie Pucharu. Kiedy tylko przekroczyli mury zamku
odetchnęli z ulgą, gdyż otuliło ich ciepło. Sara przestała
szczękać zębami jednak mokre buty dawały się we znaki. Tim
poluźnił szalik a Bob rozpiął poły płaszcza, cała siódemka
marzyła o ciepłym prysznicu i suchych ubraniach. Gdy tylko dotarli
do wieży Gryffindoru James natychmiast opadł na kanapę obok
kominka. Remus zmierzył go pełnym dezaprobaty spojrzeniem znad
swoich notatek.
-Wiesz, że jesteś brudny i mokry?
-Zauważyłem.
-To może najpierw się umyj?
-Odpuść- mruknął, gdyż oczy same
mu się zamykał a ciepło płynące z kominka przyjemnie zachęcało
do snu.
-Masz na jutro esej do napisania na
numerologie.
James jęknął i podniósł się. Nie
miał ochoty na naukę ale wiedział, że każdy dzień zwłoki
powoduje wydłużenie wypracowania o trzy cale, niby nie wiele ale
Potterowi nie uśmiechała się ponadprogramowa długość. Powlókł
się do dormitorium. Powoli, ociężale wdrapał się po schodach i
wszedł do Głównej Bazy Huncwotów. Omiótł spojrzeniem pokój, w
którym Peter pakował swoje rzeczy do kufra a Syriusz leżał na
łóżku z butelką kremowego. Nic nie mówiąc wszedł do łazienki
stwierdziwszy, że prysznic pomoże mu trochę odpędzić sen.
-Dlaczego tylko Peter się pakuje?-
spytał James wychodząc z łazienki. Ręcznik miał przewiązany na
biodrach a z włosów, które próbował wytrzeć, kapała mu woda.
-Bo tylko on jedzie do domu- odparł
Remus.
-A ty czemu zostajesz?
-Pełnia- odparł jakby to wszystko
wyjaśniało.
-A ty?- zwrócił się do Syriusza,
którego pozycja nie zmieniła się ani o cal, z tą różnicą, że
sączył drugą butelkę.
-Nie mam po co wracać.- Wzruszył
ramionami i pociągnął łyk złocistego płynu.
-Phy, nie użalać się nad sobą jak
baby. Pakować się!- Popatrzył na Huncwotów, którzy nawet nie
ruszyli się z miejsca.- No już!- krzyknął.
-Jim, odpuść sobie- zaczął Remus
ale brunet tylko uciszył go gestem dłoni.
-Twoi rodzice na pewno ucieszą się,
że cię zobaczą. Po pełni zapraszam do siebie na kilka dni.
-Ale James...
-Jak będziesz się źle czuł to my
cię odwiedzimy.-Wskazał na siebie i Blacka. Lupin tylko przytaknął,
marzył żeby jechać do domu i zobaczyć rodziców ale nie chciał
psuć im świat swoja obecnością, wiedział, że czas z Syriuszem i
Jamesem nawet po pełni spędzi przyjemnie.
-A ty- zaczął Potter.
-A ja nigdzie nie jadę, nie będę z
moją chorą rodzinką spędzać świat- odparł buńczucznie.
-A ty jedziesz do mnie- wyjaśnił
spokojnie okularnik- więc się pakuj. Syriusz otworzył usta jakby
chciał coś powiedzieć ale zamknął je speszony. Nie chciał
zwalać się na głowę Potterom jednak wiedział, iż u nich zawsze
panuje taka miła, rodzinna atmosfera, taka której on w swoim domu
nie czuł od dawna.
-Nie chce robić kłopotu- zaczął
dziwnie zmienionym głosem.
-Zamknij się i daj mi piwo- uciął
James. Syriusz już się nie odezwał tylko rzucił butelką w
przyjaciela, ten zręcznie, jak na prawdziwego szukającego
przystało, ją złapał. Otworzył o kant stolika i pociągnął
zdrowy łyk rozkoszując się smakiem wanilii.
-Może chociaż powiadomisz rodziców?-
spytał Remus.
-Zrobiłem to dwa dni temu- oznajmił.
-Jak to?!- poderwał się Syriusz.
-Widziałem wasze nazwiska na liście
osób, które zostają- odparł. Black i Lupin wymienili zaskoczone
spojrzenia.
-No już moje wy futrzaki.-Potargał
ich po włosach, na co obaj popatrzyli na niego spod byka- Nie musicie
dziękować, wujek Rogaś nie da wam spędzać samotnie świąt. A
teraz- zatarł ręce- muszę napisać wypracowanie, kto na ochotnika
do pomocy?- spytał wesoło i rozejrzał się po przyjaciołach.
Żaden nie wykazał chęci pomocy.
-Luniu! Wiedziałem, że zawsze mogę
na Ciebie liczyć!- Lupin pokręcił głową z rozbawieniem i zabrał
się do pomocy przyjacielowi. Arystokrata prychnął i zaczął
poprawiać swoje włosy z obrażoną miną, jednak w głębio duszy
dziękował Stwórcy czy komu tam innemu, który sprawił, że w
pociągu usiadł w jednym przedziale z okularnikiem.
☆☆☆
CZYTAM=KOMENTUJE