No hej, moje mole,
oczywiście te blogowe:)
Najpierw chciałam
przeprosić Gabrielę Black, za
usunięcie komentarza!
Naprawdę
nie mam pojęcia jak to zrobiłam:(
Ten rozdział powstał
dzięki Wam, czytelnikom, tyle pochlebnych i motywujących
komentarzy, więc pisało mi się naprawdę przyjemnie:)
Dodatkowym docenieniem
było przybycie 7 nowych
obserwatorów!
Wasze
domysły co się stało Jamesowi, że przestał interesować się
Rudą były bardzo ciekawe i większość osób obstawiało wkład
osób trzecich.
Chyba
Was zaskoczę:D
Nie
zanudzam!
Buziaki,
Loffki, Kochki
(jak
mawia moja młodsza siostra)
Rogata
P.S.
Po prawej dodałam notatki, czy jak to się tam nazywa, będę tam
umieszczać przybliżony termin nowego rozdziału:)
☆☆☆
-Czy ktoś wie, co mogło mu się stać?
Wszyscy zaprzeczyli. Pani Pomfrey
westchnęła i dotknęła rozpalonego czoła Huncwota.
-Może eliksir miłosny?
-Eliksir miłosny, spowodowałby, że
uganiałby się za jedna dziewczyną a nie za wszystkimi- natychmiast
wytłumaczyła Lily.
Całą siódemką usilnie zastanawiali
się czy nie został ugodzony jakimś zaklęciem, jedyne co im
przychodziło na myśl, to nieudolna próba zatrzymania go przy sobie
przez którąś z dziewczyn, z którymi spotykał się ostatnio. Ale
było ich dość sporo, więc znalezienie sprawczyni graniczyło z
cudem, choć nie było niemożliwe, zwłaszcza dla Huncwotów.
-No lećcie dzieciaki na zajęcia.
Gdyby się obudził wyślę wam sowę.
Pielęgniarka wygoniła ich.
★★★
James nie budził się od dwóch dni,
nikt, nawet szkolna pielęgniarka, przez ten czas nie znalazła
przyczyny złego stanu zdrowia bruneta. Posłała po dyrektora ale i
jemu wyczerpały się pomysły. Poppy miała wypróbować jeszcze dwa
eliksiry, jeśliby nie pomogły, James miał zostać przeniesiony do
Świętego Munga.
-Ciekawe co mu jest- zastanawiała się
na głos Rosario, najbardziej z dziewczyn przeżywała chorobę
Jamesa, choć reszcie nie był obojętny dla niej był jak brat,
którego nigdy nie miała. Wszyscy wzruszyli bezradnie ramionami i
skierowali się na błonia, mimo zimnej aury lekcje z zielarstwa
odbywały się w szklarniach.
-To są ziarna magicznej fasoli-
zaczęła profesor Sprout, której widać, zimno nie przeszkadzało.
Z uśmiechem demonstrowała magiczną roślinę, która wyglądem nie
odbiegała od tej mugolskiej.
-Żeby ujawniła i zachowała swoje
właściwości, musicie bardzo ostrożnie obrać ją ze skorupki-
tłumaczyła. Każdy uczeń wziął z woreczka po ziarnku i zabrał
się do pracy.
Bones, która stała między Lily a
Rosario, wciąż nie wychodziło, ponadto miała wrażenie, że cały
czas ktoś ją obserwuje, jednak gdy się rozglądała wszyscy
pochłonięci byli zadaniem.
-Czemu Frank się na nas dziwnie
patrzy?- Usłyszała głos Rudowłosej przy uchu. Westchnęła ze
zrezygnowaniem, mogła się wcześniej domyślić, że to ten uparty
Longbottom.
-Sprawdza czy jesteśmy parą-
odmruknęła i zniszczyła, czwartą z rzędu, fasolkę.
-My? Parą?- zdziwiła się Evans.
Spojrzała na Lily i lekko się
zarumieniła, co nie było codziennym widokiem w przypadku szatynki.
-Chciał się umówić- zaczęła
ostrożnie, sprawdzając reakcję Rudej na tą informacje, po jej
twarzy przeszedł cień ale się nie odezwała.- A, że nie umiałam
wymyślić nic sensownego, żeby go spławić to powiedziałam, że
wolę dziewczyny.
-Co?!- krzyknęła Evansówna, na co
wszyscy w szklarni zwrócili na nią uwagę.
-Panno Evans?
-Przepraszam, skaleczyłam się-
wyjaśniła, dodatkowo pokazując na nożyk. Sprout pokiwała ze
zrozumieniem i wróciła do pomocy Ślizgonce.
-Trzeba mu wyjaśnić! Nie może
myśleć, że wolę dziewczyny.- Zaczęła panikować.
-Przestań, za parę dni zapomni.
Jednak Lily nie dała spokoju, do końca
zielarstwa usilnie zastanawiała się co powiedzieć Frankowi, nie
mogła wysiedzieć na miejscu i wciąż się kręciła, denerwując
tym Alicję i Dorcas.
Kiedy mogli już opuścić szklarnię
numer pięć, chwyciła torbę i pognała za Gryfonem.
-Frank?
-Hej Lily, co tam?
-Nie wolę dziewczyn- wypaliła zanim
ugryzła się w język. Popatrzył na nią i powoli zaczęło
docierać do niego, o co jej chodzi.
-To chyba dobrze- odparł.
-Nie chce żebyś myślał, że jest
inaczej.
-Nie pomyślałem ale miło, że
wyjaśniłaś. A Alicja?
-Ona...- zawiesiła głos, sama nie
wiedziała co mu odpowiedzieć. Zaczęła żałować, że w ogóle
porwała się na tą rozmowę.
-Ona też nie- dokończył za nią.
-No wiesz....
-Spokojnie Lily, wiem kiedy ktoś nie
chce ze mną rozmawiać.- Przyznał i posmutniał.
-To ja już pójdę- stwierdziła i
zaczęła się wycofywać.
-Jak James?
-Wciąż bez zmian, nie wiemy co mu
jest. To na razie.
-Lily!
Odwróciła się.
-Może poszlibyśmy na spacer?
Pokiwała głową i z wielkim uśmiechem
na ustach pognała do Wielkiej Sali na kolację.
★★★
-Umówiłam się z nim!- pisnęła
podekscytowana.
-James się obudził?
-Co?
-To z kim się umówiłaś?- zdziwiła
się Rosario.
-Z Frankiem.
-Tak?!- Wszystkie trzy spytały chórem.
Pokiwała głową.
-Dzięki- szepnęła i szturchnęła
delikatnie Alicję.
-Za co?
-Że mi go nie odbiłaś- przyznała.
Wiedziała, że z Bones nie ma szans.
-Jesteś moją przyjaciółką, poza
tym on nie jest w moim typie. A skoro będzie spotykał się z tobą
to mi da spokój.
-Powiedziałam, że ty też nie wolisz
dziewczyn.
Alicja skwitowała to wzruszeniem
ramion.
★★★
Syriusz chodził po Pokoju Wspólnym i
zawzięcie nad czymś myślał. Remus i Peter przyglądali się temu,
lecz nie zadawali zbędnych pytań. Każdy z nich martwił się o
przyjaciela i nie mieli pomysłu jak mu pomóc. Wykluczyli wiele
ewentualności, między innymi atak Ślizgonów i eliksir miłosny
oraz przepytali z tuzin dziewczyn, z którymi ostatnio się spotykał.
-Jak tam?
Rosario oparła głowę o ramię Remusa
i spojrzała na Syriusza.
-Wymyśliłeś coś?
-Nie- burknął.
-No chodź.- Poklepała miejsce obok
siebie, niechętnie usiadł.
-Co tak siedzicie?- spytała Lily i
zajęła fotel naprzeciw Huncwotów i Albertini, na jej ustach błąkał
się uśmiech.
-Myślimy- mruknął w odpowiedzi
Black.
-Nad sprawą Pottera?
Pokiwali.
-Trzeba się zastanowić, może gdzieś
był. Nie szlajaliście się po Lesie?
-Nie- odparł Remus.
-Zachowywał się dziwnie?
-Och Evans!- wybuchnął Syriusz.-
Doskonale wiesz, że uganiał się za wszystkimi tylko nie za tobą!
-Może mu się odwidziało- szepnęła
zaskoczona jego oschłym tonem.
Prychnął.
-Łapo, Lily chce pomóc- zganiła go
blondynka.
Mruknął coś niezrozumiałego na
słowa Rosario i z założonymi rękami opadł na kanapę.
-Pomyślmy... Od kiedy się dziwnie
zachowuje?
-Od kilku dni.
-Dokładniej!- zarządziła Evans.
Wszyscy zamyślili się.
-Co robicie robaczki?- spytała Alicja
i usiadła koło Rudej.
-Myślimy, od kiedy Potter dziwnie się
zachowywał.
-Od Twoich urodzin- stwierdziła
natychmiast.
-Jesteś pewna?
-Yhm. Śpiewaliśmy Ci „sto lat”,
potem tort wybuchnął a na drugi dzień nie było już „Umówisz
się ze mną, Evans.”
-”Evans, umówisz się ze mną.”-
automatycznie poprawiła Ruda. Wszyscy spojrzeli się na nią
zdziwieni. Lily zarumieniła się a jej wzrok padł na bransoletkę.
-Muszę iść do Dumbledore`a!
-Po co?- spytała się Alicja.
-Potter dał mi bransoletkę a potem
się odczepił! On ją zaczarował- pisnęła przejęta.
-Zaprowadzę cię- oznajmił Syriusz i
również się poniósł.
★★★
Po gabinecie rozniosło się echo
pukania, feniks niespokojnie się poruszył ale pogłaskany przez
dyrektora, znów zapadł w spokojny sen.
-Proszę!
-Dobry wieczór, profesorze.
-O panna Evans, co panią sprowadza?
-James Potter.
Dyrektor zmierzył ją wzrokiem znad
okularów i wskazał gestem, aby usiadła naprzeciw jego biurka.
-Dropsa?
Zaprzeczyła ruchem głowy.
-Może jednak, cytrynowe.
Uśmiechnęła się i sięgnęła po
cukierka.
-No więc?- zachęcił ją.
Nie odpowiedziała tylko zdjęła
bransoletkę i położyła na dębowym blacie.
-Myślę, że Po... znaczy James ją
zaczarował. Po tym jak mi ją dał zaczął się dziwnie zachowywać.
Dumbledore zmierzył przedmiot
wzrokiem, potem wziął go w szczupłe palce i zaczął oglądać.
Odłożył i stuknął kilka razy różdżką w błyskotkę, jednak
nic się nie wydarzyło.
-Przykro mi, Lily- stwierdził oddając
jej własność- To zwykła bransoletka.
Evans westchnęła z rezygnacją i
dziękując za poświęcony czas zaczęła wychodzić. Pewna myśl
zaświtała jej w głowie.
-Panie profesorze- zaczęła,
odwracając się od drzwi.
-Tak?
-Czy życzenia urodzinowe mogą się
spełniać?
-Niektóre na pewno- odparł.
-Nie, chodzi o to, że moje życzenie
się spełniło.
-To chyba dobrze.- Uśmiechnął się
dobrodusznie.
-Nie do końca.
-To znaczy?
Zarumieniła się, ale odetchnęła i
kontynuowała.
-Pomyślałam, żeby moja przyjaźń z
dziewczynami była niezniszczalna. Ale, kiedy zobaczyłam
szczerzącego się Jamesa, przed zdmuchnięciem tortu, chciałam żeby
dał mi spokój... I to się stało.
-Dziękuję Lily. Idź do wieży, jest
już późno a ja pomyślę nad tym co mi powiedziałaś.
Pokiwała głową i wyszła.
Albus Dumbledore jeszcze chwilę
wpatrywał się w drzwi, za którymi zniknęła rudowłosa Gryfonka.
-Słyszałeś, Armandzie?- spytał
portretu poprzedniego dyrektora, który wisiał najbliżej.
-Tak, myślę, że mamy do czynienia z
bardzo potężnym zaklęciem. Ale można znaleźć je tylko w Dziale
Ksiąg Zakazanych- odparł.
-Chyba nie doceniam tych chłopców-
stwierdził Dumbledore i potarł zmęczone oczy wcześniej zdejmując
okulary.
-Musisz nałożyć więcej zaklęć
zabezpieczających.
-Najpierw pójdę do Poppy, trzeba
uleczyć Jamesa.
Postać z obrazu mu przytaknęła i
patrzyła zmartwionym wzrokiem za oddalającą się sylwetką jego
następcy. Wiedział, że bycie dyrektorem, nie jest łatwym
zadaniem.
★★★
Drzwi Wielkiej Sali otworzyły się i
stanął w nich James Potter we własnej osobie. Uśmiechał się do
wszystkich i skierował na swoje ulubione miejsce, czyli naprzeciwko
Rudowłosej.
-Cześć Jim.- Rosario cmoknęła go w
policzek.- Wyglądasz dużo lepiej niż wczoraj.
-Dzięki. Hej, Evans. Tęskniłaś?-
spytał i zmierzwił sobie włosy.
-Wcale- mruknęła w odpowiedzi i
zajęła się swoim śniadaniem.
-Ja i tak wiem, że Ci mnie brakowało.
-Niby skąd?
-Bo przyszłaś do Dumbla żeby mi
pomóc.
Osoby siedzące najbliżej zwróciły
zaciekawiony wzrok na rudowłosą. Evans pomagająca Potterowi? A to
Ci heca dopiero.
-Sam jesteś sobie winien. Ale odkąd
Cię zobaczyłam, to już żałuje.
-A tam.- Machnął ręką.- Wiedziałem,
że w razie coś mi pomożesz, bo będziesz czuć się winna.
Zmierzyła go spojrzeniem i zastanowiła
się czy tak było faktycznie? Czy podświadomie czuła, że śpiączka
Pottera to jej wina?
-Akurat. Jestem Prefektem to mój
obowiązek. Po za tym, tylko taki kretyn jak ty, mógł wpaść na
taki beznadziejny pomysł, żeby zaczarować tort.
-Oj Evans, myślałem, że wybierzesz
mniej problemowe życzenie. Na przykład żebym Cię pocałował albo
coś więcej.- Wyszczerzył się w bezczelnym uśmiechu.
Lily uniosła brew.
-Coś więcej?- wypaliła.
-No wiesz, jakieś
małe
tête-à-tête.
-Zapomnij
zboczeńcu!- Podniosła głos.
-Nie
udawaj takiej niedostępnej, mała.
Policzki
jej poczerwieniały a oddech przyspieszył. Chwyciła dzbanek z
sokiem dyniowym i wylała jego zawartość na głowę okularnika.
-Może
to ostudzi Twoje zapędy- skwitowała i odeszła.
-Wszystko
nareszcie wróciło do normy- podsumował roześmiany Remus.
★★★
Kto
PRZECZYTAŁ ten KOMENTUJE!
Przeczytałam :3 Nie odgadłabym, że to przez tort. Ale fajnie że wszystko jest jak dawniej :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kolejny świetny rozdział XD Ciekawy pomysł z tym tortem i życzeniem, nie wpadłam na to. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, ale przynajmniej ten nie kończy się tak dramatycznie jak poprzedni :)
OdpowiedzUsuńWeny życzę
Magicae
No tego się nie spodziewałam. Myślałam że ktoś rzuciła na niego urok. Nie wpadłabym na ta że zaczarował tort aby spełnił jej życzenie.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Nie wpadłabym na pomysł, ze to przez ten tort. Podejrzewałam Severusa albo jakąś zazdrosną dziewczynę :D.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
Życzę weny i pozdrawiam!
Hhah, kocham ten koniec. :D Nieźle wykombinowane z tym zaklęciem. :) Rozdział super, czekam na następny! :D Ślę pozdrówki! :D
OdpowiedzUsuńsuper ekstra i sama bym na to nie wpadła a jak byś miała czas to wpadnij do mnie http://huncwotko.blogspot.com/ oto link
OdpowiedzUsuńHahaha a to ci do piero... Tort?? Ohh James, James... Chyba od teraz będe bardziej uważała na życzemia...
OdpowiedzUsuńTort ? Serio tort ? o.O no tego to się nie spodziewał nikt hahaha :D Czekam na kolejny rozdział ;)
OdpowiedzUsuń~Nox
Super :D Przeczytałam wszystko co napisałaś i naprawdę jest świetne. Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały ^^
OdpowiedzUsuńtête-à-tête mnie rozwaliło! Rozdział fantastyczny <3
OdpowiedzUsuńDobra, wiem, że powinnam być obecnie gdzie indziej (a mianowicie trzeci rozdział i tam pisać epopeję narodową), ale stwierdziłam, że ten rozdział jest zbyt świetny, żeby skomentować go za jakieś dwa lata, bo tak to mniej więcej wyjdzie, jeśli będę utrzymywać moje stałe tempo nadrabiania w komentarzach, tak więc doszłam do wniosku, że będę równocześnie nadrabiać i komentować na bieżąco, bo tak to w ogóle na przód nie idę.
OdpowiedzUsuńNo. Uroczyste postanowienie jest, więc mogę przejść do rzeczy ważniejszych.
Zacznę od tytułu, a raczej od moich… pozostawiających wiele do życzenia skojarzeń z nim związanych. Uprzedzałam już, że moje skojarzenia są tak potężne, że po przeczytaniu ich mózg może się stopić? Jeśli nie, to uprzedzam. No więc, kiedy przeczytałam o małym "tete a tete" (się od tego roku franszczyzny uczę, więc wgl się podnieciłam, gdy zobaczyłam fhrancuzkie znaki w tytule *_*) to przed oczami mi stanęła sytuacja: Lily i James sami w schowku na miotły, robiący rzeczy, które hogwarccy uczniowie mogą robić tylko w schowkach na miotły, bo gdyż:
a) W dormitoriach jest naturalna ochrona bakteryjna (współlokatorzy),
b) Na korytarzach są, no tego… gogowie xD,
c) W klasach są… hm. Lekcje. Chyba.
d) W OPUSZCZONYCH klasach szaleją przyzwoitki-duchy rodem Irytka.
Tak więc się nie da. Można tylko w schowkach na miotły. Potem walnęłam się w pustą łepetynę ("głową o parapet" jak to mówi mój chemik xD. Walnęliście się chyba głową o parapet, nicponie!!!! Xd), bo przecież James jest raczej… nie w stanie. Nie chodiz tylko o to, że go tego no… do Lilki nie ciągnie, ale umiera właśnie przy boku Pomfrey. Ze względu na te dwa warunki jego obecnośc w CIASNYM schowku na miotły z LILY jest tak jakby… nieprawdopodobne. No ale, dobra. Magia. W końcu to opko o magii, czyż nie?
Schowków na miotły co prawda nie było, ale były pewne ciekawe, wygodne buty (pominę tutaj cały wątek Lily-Frank, bo uważam, że dziewczyna się nieźle walnęła głową w parapet, skoro woli kogoś z nazwiskiem LONGBOTTOM od JAMESA POTTERA), bo umierała z rozpaczy i niepokoju co będzie z miłością jej życia! (może sobie zaprzeczać, ale ja wiem swoje, ona KOCHA Jamesa miłością pełną, prawdziwą, przenilliwą, gorącą i palącą). Gotowała się z wściekłości, że przestała interesować Jamiego, potem była gotowa ODDAĆ NAWET SWÓJ URODIZNOWY PREZENT BRANSOLETKĘ (ja bym W ŻYCIU nei oddała bransoletki, którą dał mi James Potter, nawet jeśli miałoby go to uratować. To jest… pewna więź materialno-emocjonalna. Trzeba bardzo kochać, żeby zrobić coś taiego. Ja naturalnie kocham Jamesa całym sercem, umysłem i wątrobą, aczkolwiek Lily… Lily chyba mnie pobiła. O ile to możliwe.), IDZIE DO DYREKTORA, ignroując wszystko i wszystkich, nie może myśleć, jeść, żyć, dopóki mu nie pomoże.
UsuńNawet nei chce mi się tutaj teraz srać w banie, bo James jej irracjonalne zachowanie spowodowane jej pełno-prawdziowo-przenikliwo-gorąco-palącą miłością:
-Ja i tak wiem, że Ci mnie brakowało.
ACCCCCHHH. JAAAMIEEE <333.
I Jamie wie, o co mi chodziło :D. Dlatego pod koneic wtrącił tę uwagę o schowkach na miotły:
Usuń"-Coś więcej?- wypaliła.
-No wiesz, jakieś małe tête-à-tête.
-Zapomnij zboczeńcu!- Podniosła głos.
-Nie udawaj takiej niedostępnej, mała.
Policzki jej poczerwieniały a oddech przyspieszył."
Powinnam prowadzić jakiś wykaz zachwań fizjologicznych Lily, bo to jak ona się zachowuje to najlepszy komunikat jak bardzo kocha Jamesa.
Nie wierzycie? Idę otworzyć Wikipedię i wyszukam jakiś fizycznych objawów miłości.
Endokrynologia miłości
Stan zakochania wiąże się (…) z reakcjami fizjologicznymi na osobę, w której jesteśmy zakochani takimi jak pocenie się dłoni, przyśpieszone bicie serca (wynik działania adrenaliny).
Przyśpieszone bicie serca = ciężki oddech.
Zakochanie
Do typowych objawów zakochania zalicza się:
• uczucie lekkości i łaskotania w brzuchu, brak apetytu (spowodowane wyrzutem adrenaliny) [Lily była taka szczęćliwa NIE dlatego, że Frank zaprosił ją na randkę, lecz dlatego, że kocha Jamesa)
• myślenie cały dzień o obiekcie miłości, od przebudzenia do pójścia spać [przez całe dnie myślała o tym, co może dolegać Jamesowi]
• patrzenie na świat przez pryzmat drugiej osoby [myślała, że nawet BRANSOLETKA mogła zaszkodzić jej ukochanemu]
• utrudnienie logicznego myślenia [nie mogła sobie przypomnieć odkąd James dziwnie się zachowuje, wyskoczyła z tym "że mu się odwidziało" GDZIE U LOGIKA? Fakt]
• częstsze sny związane z tą osobą [co ze snem z tym ślubem-wymusoznym, kiedy powiedziała:
"Oj Evans, nie jedź więcej tyle puddingu" ???,
• trudność skupienia się na lekturze książki, zebrania myśli nad czymś wymagającym wysiłku [hmm… pewnie tak było]
• czekanie na kontakt od drugiej osoby: telefon, SMS, mail, facebook [czekanie aż się wybudzi]
• Bezsenność [na pewno nie spała!]
/HHHHAHAHAHAaaahahha! Ile dowodów! To jest cały atrykuł wikipedii (nic nie okrajałam), wszędzie to samo widać u Lily. Werdykt? MIŁOŚŚŚŚĆĆĆĆ!
Dobra, pomalutku już się zbieram, bo muszę uczyć się geografii (nieeeeeeeee), co miałam robić przez cąły tydizeń, a czego nei zrobiłam (to takie klasyczne), ale musze tylko zamienić "parę" zdań na temat Alicji, Lily, Franka. Taki fajny trójkącik (oczywiście, wypiperzyłabym Lily, bo ta zamiast sobei na spacerki z Frankiem łazić, powinna siedzieć przy Jamesie w tak makabrycnzym momencie, no, ewentualnie wybrać się z nim na to tete a tete.
UsuńAle ta akcja z lesbijką była po prostu zarypista. Hahahhahah"
"-Sprawdza czy jesteśmy parą- odmruknęła i zniszczyła, czwartą z rzędu, fasolkę.
-My? Parą?- zdziwiła się Evans.
-Chciał się umówić. A, że nie umiałam wymyślić nic sensownego, żeby go spławić to powiedziałam, że wolę dziewczyny.
-Co?!
-Panno Evans?
-Przepraszam, skaleczyłam się."
iegfwviewfivefudwqviicwefvdfiaoewfubo
Po prostu rozwaliłaś system, dziewczyno. Ale to z drugiej storny naprawdę dobry sposób na... WSZYSTKO. Jakiś chłopak się przyczepi: sorry, inna bramka, i to najlepszy sposób, żeby spłynął, nie łamiac mu przy tym serca.
Po prostu... Alicjo, ty geniuszu!
Dobra, serio idę do tej geografii. Słyszę jak książki mnei wołają.
Papapappa :*
Wennnnny :*
Abigail
Super twoje opowiadanie jest świetne! Idealnie odzwierciedliłaś huncwotów i dziewczyny :)
OdpowiedzUsuńTwoja nowa czytelniczka.
Na blogu http://lily-james-i-ja.blogspot.com/ nowy rozdział. Zapraszam! :)
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadania stają się coraz lepsze! (Co oczywiście nie znaczy, że wcześniej były słabe.) Ten rozdział mnie po prostu urzekł. A co do tego tortu to tego się nie spodziewałam. Coś czuję, że Lily i James niedługo staną się parą... :-)
OdpowiedzUsuń