Ocenicie sami.
Rogata
☆☆☆
—
POTTER! —
Słodki głosik Lily Evans
rozniósł się po Wielkiej Sali, w której właśnie w najlepsze
trwał obiad. Po posiłku lwia część uczniów wybierała się do
najsławniejszej wioski czarodziejów.
—
Czyżbyś chciała ustalić zestaw na jutrzejszą randkę?
—
Zestaw? —
spytała zbita z tropu.
Pokiwał głową z
entuzjazmem.
—
Najbardziej lubię stringi —
przyznał.
Jęknęła. Jak miała
poważnie rozmawiać z kimś, kto jest jeszcze w chodziku
intelektualnym?
—
Usuń te napisy —
poprosiła
nieco łagodniejszym tonem.
—
Nie.
— Słucham?!
—
zaperzyła
się.
—
No, nie.
—
Natychmiast!
— Nie
— odparł
spokojnie. Z bezczelnym uśmieszkiem na twarzy, machnął różdżką,
a serduszko zaczęło śpiewać to, co było na nim napisane. Lily
zdenerwowała się do granic możliwości i ścisnęła mocniej
magiczny patyk, z którego posypały się iskry.
— Daruj
sobie, Evans. Bo spóźnisz się na randkę z tym swoim „Guzik cię
to obchodzi”. Idziemy? —
zwrócił się do reszty
Huncwotów, ci zaczęli podnosić się z ławki.
Lily nie wytrzymała i
cisnęła zaklęciem w bruneta. Spojrzał na nią oszołomiony i
chwycił się za uszy, przypominające teraz ośle. Posłała mu
tryumfujące spojrzenie. Odczarował się i z uśmiechem na ustach
skierował do wyjścia. Lily bardzo dumna z siebie odwracając się,
w stronę przyjaciółek poczuła, że coś załaskotało ją w
okolicy pośladków. Rozejrzała się, jednak po Potterze i jego
bandzie nie było śladu. Zamiast tego usłyszała chichot osób
siedzących najbliżej niej.
—
Wiewióreczka —
zaśmiała się Alicja.
Evans dotknęła swojej
pupy i wymacała ogromną, wiewiórczą, rudą kitę. Zawrzała ze
złości.
— Lily?
— Czego?
— warknęła.
Widząc, kto się do niej odezwał, zreflektowała się i posłała
przymilny uśmiech w stronę chłopaka.
—
Pomyślałem, czy nie poszlibyśmy
dziś do Hogsmeade razem? Na jakaś kawę, czy coś?
—
Oczywiście, Frank.
— To
do zobaczenia w Sali Wejściowej —
pożegnał
się i odszedł.
Dorcas uśmiechnęła się
do rozpromienionej przyjaciółki i podniosła oba kciuki do góry.
★★★
—
Cześć!
— My
się znamy? —
zapytała zdziwiona.
— Nie,
ale chętnie cię poznam —
przyznał i wyciągnął dłoń
w kierunku blondynki. —
Derek, jestem.
— Rosario.
— Podała
rudzielcowi rękę. Zlustrowała go od góry do dołu i stwierdziła,
że jest Krukonem, który nosi za krótkie spodnie oraz dwie różne
skarpetki. Ponadto miał niechlujnie zawiązany krawat i powyciąganą
koszulę.
— Pójdziemy
do Hogsmeade?
— Idę
z przyjaciółkami.
— To
może pójdziesz ze mną? —
Nie
dawał za wygraną. Z
zawadiackim uśmiechem, który, pozorował na Jamesa lub Syriusza,
wyczekiwał odpowiedzi. Skrzywiła się, gdyż podryw nie należał
do zbyt udanych.
— Może
innym razem. —
Próbowała
delikatnie zbyć intruza.
— Nie
bądź taka, pogadamy przy kremowym i takie tam!
— O
czym będziemy rozmawiać?
— O
wszystkim!
— O
twoich niesparowanych skarpetkach też?
— Co?
Albertini roześmiała się
dźwięcznie i odeszła od zdezorientowanego chłopaka, uznając
rozmowę za zakończoną. Ten, jednak nie poddawał się, ruszył za
nią. Było w nim coś takiego, co nie pozwalało go nie lubić. Może
wrodzony optymizm? Brak dokładności albo nieporadność?
— Lubisz
Quidditcha? —
wypaliła, wiedząc, że Krukon
podąża za nią.
— A,
co to?
— Ty
na pewno chodzisz do tej szkoły? —
spytała zbita z tropu.
Popatrzył na naszywkę z
godłem swojego domu.
— Chyba
tak.
— Jak
bardzo chcesz, to mogę cię ze sobą zabrać, na te kremowe.
Z entuzjazmem pokiwał
głową.
★★★
Syriusz wraz z Jamesem
siedzieli w Trzech Miotłach, czekając na Remusa i Petra, którzy
mieli się zaraz pojawić wśród nich, zabijali czas popijając
ulubiony trunek wszystkich uczniów Hogwartu – kremowe piwo.
— Patrz
Rogaś, czy to nie Evans z Longbottomem?
—
Rzeczywiście —
przyznał.
— I
nic z tym nie zrobisz?
— Nie
ma takiej potrzeby —
odparł i wygodniej rozparł
się na krześle.
Syriusz popatrzył na
niego zdziwiony.
— A
może, znowu sobie czegoś zażyczyła? Nie walnęło cię jakieś
zaklęcie?
Potter roześmiał się i
pociągnął łyk piwa, przez chwilę rozkoszował się jego smakiem,
odstawił kufel, po czym spojrzał na przyjaciela.
— Mój,
Łapo — zaczął
— czy
może zauważyłeś, kto wzbudza zainteresowanie naszego przyjaciela
Franka?
— Wiesz
dobrze, że nie interesuje się takimi błahymi rzeczami. —
Machnął lekceważąco ręką
jakby na potwierdzenie słów.
— Otóż,
mój Łapo, nasz przyjaciel Frank jest bardzo zainteresowany panną
Bones.
— Alicją?!
James pokiwał głową i
ponownie się napił.
Syriusz zamyślił się.
— W
takim razie, po co przyszedł na randkę z Evans?
— Bo
Alicja nie chce z nim przyjść? —
zironizował.
— I,
dlatego podrywa Evans?
— Łapo!
Kto jest najlepszą przyjaciółką Ali?
Pacnął się teatralnie
ręką w czoło.
— Wziął
ją na spytki?
— Bingo!
A teraz patrz.
Okularnik podniósł się
i podszedł do lady. Przez chwilę poflirtował z Rosmertą,
dziewczyna zarumieniła się, i zaczęła bawić swoimi
kruczoczarnymi lokami, nawijając je na palec. James nachylił się
przez ladę i pokiwał palcem, aby córka właściciela pubu zrobiła
to samo. Kiedy się przybliżyła, szeptał jej coś szybko na ucho,
a ona ze śmiechem mu potakiwała. Syriusz przyglądał się temu z
zainteresowaniem. Po chwili, zadowolony z siebie Potter, wrócił na
miejsce.
— No
i?
Rogacz uciszył go tylko
ruchem dłoni.
Rosmerta poprawiła
dekolt, przygładziła włosy, zgarnęła na tacę kilka pełnych
kufli z piwem, i wyruszyła, kołysząc biodrami wprost do stolika
Lily oraz Franka. Stawiając przed zaskoczoną dziewczyną napój
chmielowy, wręczyła jej małą karteczkę. A potem posyłając
ogromny uśmiech Longbottomowi odeszła do innych gości.
Rudowłosa przeczytała
liścik, zmierzyła ostrym wzrokiem Pottera, przeprosiła na chwile
swojego towarzysza i podeszła do Gryfonów.
— O,
Lily!
— Daruj
sobie. Co to za głupoty? —
Zirytowana
rzuciła zmięty pergamin na stolik.
— Nie
oszukuj samej siebie.
— Nie
tobie, to oceniać —
fuknęła.
Odeszła i prawie siłą
wyciągnęła z pubu zdezorientowanego Franka.
— Mogę?
— Black
wskazał na kulkę papieru.
Rogacz zachęcił go
gestem.
„Nic z tego nie będzie,
woli Alicję”.
Przeczytał i roześmiał
się, po chwili dołączył do niego James.
★★★
Rosario wraz z Dorcas
przemierzały uliczki wioski. Co chwila przystawały, aby pooglądać
sklepowe wystawy lub wejść, by coś zmierzyć tudzież kupić.
Kiedy Albertini skończyła rozpływać się nad plakatem z Ziejącymi
Smokami z Preston postanowiły udać się do Trzech Mioteł.
— Jak,
to jest z tobą i Colinem? —
wypaliła Rose.
Meadowes zastygła w
miejscu, żadna z dziewczyn widząc, że to drażliwy temat nie
poruszała go od stycznia. Tak naprawdę, oznajmiła, iż zerwali i
więcej nie pytały ku uldze dziewczyny.
—
Zerwaliśmy. —
Wzruszyła ramionami.
— Nie
boi się, jak ognia chłopaka, z którym się tylko
zerwało. Walentynkę od niego wyrzuciłaś. Co ci zrobił? —
spytała i wbiła błękitne
spojrzenie w Dorcas.
Ta spuściła wzrok i nie
odpowiedziała.
— Dor
ja naprawdę zrozumiem —
szepnęła, wzięła ją za
rękę, przerywając tym samym przyjaciółce zajęcie, jakim było
zeskrobywanie paznokciem brudu ze stolika w barze.
— Ja...
— odparła
i podniosła głowę.
—
Mam dla was kremowe! —
Rudy chłopka przysiadł się i
postawił z hukiem trzy kufle na stoliku, jeden z nich się
przewrócił i oblał Rosario.
— Wybacz!
— jęknął
i rzucił się, aby rękawem płaszcza wytrzeć plamę na kolankach
koleżanki.
— Przestań.
Chłoszczyć.
Widząc, że plama
zniknęła, a odzienie Albertini wróciło do pierwotnego stanu,
Krukon odetchnął.
— A,
to kto? — Po
cichu zapytała Dorcas
obserwując chłopaka, który za pomocą różdżki próbował pozbyć
się rozlanego piwa.
— Derek.
— Jaki
Derek?
— Derek,
jak ty się w ogóle nazywasz?
— Jenkins
— oznajmił
z dumą i niechcący wywołał pożar na stoliku.
Rosario natychmiast
zareagowała, ugasiła płomień, po czym zabrała różdżkę
zdezorientowanemu Derekowi.
— Idź
po piwo —
zarządziła, chłopak oddalił
się, uprzednio przewracając krzesło.
— Czy
możesz mi powiedzieć, kto to?
— Derek
Jenkins.
—
Udzieliła informacji, jakby to wszystko wyjaśniało. —
Dasz wiarę, że on nie wie, co
to Quidditch?
— I
uważasz się za najodpowiedniejszą osobę, aby go uświadomić?
— A
widzisz tu kogoś lepszego? —
zdziwiona
przetoczyła ręką po zatłoczonym barze, w którym było około stu
osób.
Meadowes pokręciła głową
z rozbawieniem, a jej przyjaciółka nawijała jak katarynka o
skarpetkach nowo poznanego Jenkinsa.
★★★
—
Totalna klapa —
jęknęła Lily i rzuciła się
na swoje łóżko, jej kot uciekł w popłochu. Robiąc obrażoną
minę, położył się na łóżku Alicji.
— Aż
tak źle?
— Gorzej.
— Wyżal
się, będzie ci lepiej. —
Dorcas usiadł obok
przyjaciółki.
— Mówiłam,
że Potter jest lepszy —
skwitowała Alicja, za co
została zgromiona wzrokiem przez Meadowes.
— Nie
jest lepszy! —
oburzyła się Evans. —
Po prostu on cały czas nawijał
o Tobie.
— Mówiłam,
że jest głupi! Poza tym mógł żyć ze świadomością mojej
odmiennej orientacji seksualnej.
—
Zakochałam się w facecie, który
woli moją przyjaciółkę —
dramatyzowała.
Alicja przewróciła
oczami nic sobie nie robiąc z narzekań Evansówny. Dorcas
przegryzła wargę i głęboko zastanawiała się, jak pomóc Lily, a
Rosario siedziała będąc pochłoniętą zabawą z Kleopatrą.
— Wiesz,
że ona non stop siedzi u Jamesa?
Wszystkie trzy spojrzały
na do tej pory milczącą dziewczynę, która wskazywała na kotkę.
— Super,
do tego mój kot brata się z wrogiem —
mruknęła.
— Umów
się z nim —
wypaliła nagle Albertini.
— Nie
będę znów słuchać, że ma cudowne oczy —
burknęła Evans.
— Przecież
każdy wie, że moje oczy są cudowne —
stwierdziła Bones, jakby to
było najoczywistszą rzeczą na świecie.
— Nie
ty, ona. — Ros
wskazała
na Alicję.
— Nie
mam zamiaru się z nim umawiać —
odparła stanowczo.
— Ale,
wtedy byś go do siebie zniechęciła —
wytłumaczyła Rosario.
— Chyba
bardziej rozkochała. Adam na mnie czeka. Pa!
Lily popatrzyła, jak
drzwi zamykają się za Alą. Nie mogła tego przeboleć, ale musiała
przyznać, choć tylko, a może aż, przed samą sobą, że Potter
miał racje. Była na straconej pozycji, mogłaby przyjść na tę
„randkę” w stroju kurczaka albo nawet nago, a Frank i tak byłby
bardziej zainteresowany Alicją. Westchnęła. Chyba już czas
odpuścić sobie Lonbottoma.
★★★
Siedział pod klasą do
eliksirów, wyczekując na swój szlaban. W myślach opracował już
jak zezłościć Evans na milion sposobów i nie mógł się
doczekać, aby wprowadzić pierwszy pomysł w życie. Usłyszał
kroki, na jego twarzy pojawił się ten kpiący uśmieszek, który
zawsze denerwował Lily. Zza rogu zaczęła wyłaniać się postać w
zupełności nieprzypominająca sylwetki dziewczyny. W dodatku
człapiący chód należał tylko do jednej osoby w tym zamku.
— Filch?
— spytał
zdziwiony.
— Dla
ciebie, pan Filch, gówniarzu. No ruszaj się, nie mam dla ciebie
całego wieczora.
James pokręcił głową z
niedowierzaniem, wymigała się, zręcznie wmanewrowała go w szlaban
z woźnym. Musiał przyznać, że takiego obrotu sprawy się nie
spodziewał, zaczął sprzątać klasę, a jego myśli zaprzątało,
czy była to zemsta za karteczkę w pubie.
★★★
Westchnęła i odłożyła
esej, napisała go w swoim mniemaniu, na co najmniej zadowalający,
więc wystarczająco dobry. Mogłaby jeszcze parę rzeczy dopisać,
ale zwyczajnie jej się nie chciało, w dodatku nie miała do tego
głowy. Od kilku dni wertowała wszystkie książki o Hogwarcie z
jego historią na czele. Nie dowiedziała się nic ciekawego.
Rozejrzała się po bibliotece i jej wzrok padł na regał stojący
najbliżej biurka pani Pierce. Podeszła i zaczęła wodzić palcem
po grzbietach ksiąg.
— Pomóc?
—
Interesuje mnie rocznik 1950/51 i
siedem kolejnych.
Bibliotekarka bez słowa
podeszła i podała jej odpowiednie tomy, prosząc, żeby odniosła
je, kiedy tylko skończy oglądać. Rosario podziękowała i wróciła
do swojego stolika, zaczęła wertować opasłą księgę, mrucząc
do siebie pod nosem.
★★★
—
Mówiłem wam cholibka,
żebyście tam nie łazili!
— Daj
spokój Hagridzie. Przecież nic się nam nie stanie.
— Zakazany
Las jest pełen niebezpieczeństw.
— Gdyby
tak było, Dyrektor Drops zabezpieczyłby go zaklęciami —
zauważył Syriusz.
— Wtedy
ja bym tam nie mógł wchodzić.
— No
tak — przyznał
zmieszany. Zapomniał, że choć różdżka Rubeusa została
połamana, to jej koniec spoczywa w parasolu gajowego.
— A,
czy jest bezpieczny dla zwierząt?
— Natura
rządzi się swoimi prawami, wiele razy widziałem pozagryzane
błotoryje czy łanie.
James nie przejął się
tą uwagą i już zaczął planować kolejny wypad do lasu, gdyż ten
udaremnił im Hagrid.
— Może
herbatki?
— Chętnie!
— Wszyscy
czterej uśmiechnęli się na myśl o ciepłej chatce przyjaciela i
jego cudownej „herbacie z prądem”.
— A
co tam u dziewczyn? Dawno u mnie nie były.
—
Sumy się zbliżają, to się uczą —
wytłumaczył
koleżanki Remus.
— Lily
chyba coraz bardziej mnie lubi —
wypalił ni stąd ni zowąd
James z uśmiechem.
Lupin zakrztusił się
napojem, Rubeus pospieszył mu z pomocą i swoją wielką ręką
zaczął klepać go w plecy. Biedny Lunatyk tego nie wytrzymał i
spadł z krzesełka na podłogę. Pozostała trójka roześmiała
się, a Hagrid posłał mu przepraszające spojrzenie, Remus machnął
lekceważąco rękę, jednak zaczął bardziej uważać.
Po wizycie Syriusz i
James liczyli, że nikt nie zauważy, jak wejdą na pięć minut do
Zakazanego Lasu, ale widząc karcący wzrok prefekta, odpuścili.
— Masz
jutro trening? —
zagadnął
przyjaciela Syriusz.
Potter pokiwał w
odpowiedzi i przystanął, aby zawiązać sznurówkę. Black
postanowił poczekać na przyjaciela. Remus i Peter dyskutowali, o
zapowiedzianym przepytywaniu przez McGonagall, idąc dalej. Lupinowi
coś, jednak nie pasowało, stanął niespodziewanie i odwrócił
się, po Jamesie oraz Syriuszu nie było śladu. Westchnął,
ruszył w stronę wyjścia do szkoły, pomstując, na czym Hogwart
stoi, a Pettigriew potruchtał za nim.
★★★
Bóg zapłać
komentującym.
Super dzięki, że skomentowałaś u mnie
OdpowiedzUsuńHah, jestem! :D Fajnie, fajnie! :P Rozdział miodek i fistaszki, śmiać mi się chce! :D Czekam na następny! :D Ślę pozdrówki! :D
OdpowiedzUsuńŚwietne ;)
OdpowiedzUsuńJak zwykle super :) nie mogę się doczekać następnego rozdziału :D
OdpowiedzUsuńCudne! Czekam na kolejny i pozdrawiam :D
OdpowiedzUsuńDziewczyno jesteś genialna! Dzisiaj odkryłam twój blok i jestem dopiero na 14 rozdziale, ale postanowiłam dać Ci znać, że mnie oczarowałaś. Raczej nie czytam takich blogów. Wszystko są podobne, opisy są suche, dialogi denne, a postacie oderwane od rzeczywistości. W sumie do tej pory lubiłam tylko jeden, teraz doszedł jeszcze Twój ;) Bardzo szybko i lekko się czyta Twoje opowiadanie. Podoba mi się, że akcja rozgrywa się powoli (na innych blogach głowni bohaterowie całują się w drugim rozdziale, a w trzecim są zakochani na zabój) Na koniec życzę dużo weny i wiedz, że zyskałaś nową czytelniczkę ;)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział, jak zwykle zresztą :))
OdpowiedzUsuń"Dla ciebie pan Filch" mnie rozwaliło :d
No i ten"nowy" (w sensie nowy na blogu) Krukon jest świetny, ciekawa jestem, co dla niego i Rosario zaplanowałaś.
Weny życzę! :))
Biedna Lil, nawet kot ją zdradził XD
OdpowiedzUsuńBum, bum! Przyleciałam z planety KR, by ogłosić, że dla Jamesa założyłabym stringi :D a tak na poważnie to rozdział świetny :D (dlaczego mnie to nie dziwi) tak się przyzwyczaiłam do Twojego stylu pisania, że trudo mi się przestawic na inne opowiadania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, puck
PS Zapraszam do mnie, właśnie dodałam kolejny rozdział.
Rozdział jak zwykle jest niesamowity <3
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za tak krótki komentarz, zwłaszcza, że jest to mój pierwszy na tym blogu. Mimo gorączki i ogólnego braku siły napisałam Ci taką długą opinię i głupi blogger mi ją usunął! ;c Bezczelny, prawda? Teraz mogłabym zacząć go obrzucać takim epitetami, jak Lily Jamesa w niektórych rozdziałach. Nie mam siły napisać tego, ani czegokolwiek innego, jeszcze raz, więc obiecuję, że jak będę tylko zdrowa, to pojawi się jakiś dłuższy komentarz pod ostatnim dodanym rozdziałem.
Na razie tylko Ci powiem, że zakochałam się w tej historii, od pierwszego rozdziału.Zwylke blogi o tematyce huncwotów zaczynają się od listu Lily z Hogwartu, a tu proszę - wszyscy huncwoci + dziewczyny - taka miła niespodzianka!
Twoje postacie są naprawdę barwne i wyraziste (a wiem, jak trudno wykreować dobrze bohatera, żeby nie był mdły i tendencyjny, jak w wielu opowiadaniach, które czytałam) i idealnie takie, jakie je sobie wyobraziłam po przeczytaniu książki Pani Rowling.
Dobra, może spróbuję jednak napisać coś dłuższego. Bo jak tak zaczęłam rozkminiać nad miłością Jily, to mi się słowa same na usta cisną.
Ale jesteśmy przy postaciach:
Lily - oj charakterek to ona ma - Ruda Złośliwa Jędza, Pani Prefekt, a na dodatek uparta. Ale i tak ją kocham, bo wiem, że ona tak w głębi tego swojego rudego serduszka kocha Jamesa i nie może bez niego żyć. Tu się nie będę rozpisywać, tylko powiem, że całkowicie się zgadzam ze słowami mojej kochanej Abigail, która rozpracowała całą miłość Lily (z małą pomocą cioci Wiki) na czynniki pierwsze.
James - no ach, och, James *.* Tu chyba nic nie muszę mówić <3 "Rozczochrane kłopoty" - na to określenie po prostu padłam. Ale jakże PRZYSTOJNE kłopoty!
Nie pomijasz wątku Remusa, za co Cię ubóstwiam. Lunatyk jest najczęściej wogóle ignorowany, jako postać, zwłaszcza w opowiadaniach, w których występuje Jily/Doriusz. A gdy już się pojawia, to jako biedny, mały, bezbronny wilkołaczek ( Grr, nic bardziej wkurzającego), który boi się zakochać , bo „Kto by chciał wilkołaka?”. U Ciebie jest taki inny – fajny. W dzień – przykładny Pan Prefekt, zaś w nocy – jeden z czwórki Huncwotów! Hahahah, a mi odbija palemka xD
Dobra, jedziemy dalej – Dorcas. Dori jest u Ciebie zupełnie inna. Zawsze była to damska wersja Syriusza, pochodząca z arystokratycznej rodziny bez miłości, liczącej się tylko z czystością krwi, chcącej ją wydziedziczyć i traktującej Crucio za każde, niemal najmniejsze przewinienie. Dodatkowo zmieniającej facetów, jak rękawiczki, wściekle zakochanej w Syriuszu, za którą ugania się połowa Hogwartu. Zaś ona tu jest po prostu zwykłą dziewczyną, do tego bardzo wrażliwą i oddaną swoim przyjaciółkom, która, mam wrażenie, trochę boi się świata.
No i Rosario – to jest moja ulubienica. Po prostu kocham ją. Jej optymizm, w ogóle cała jej postać, gdy się tylko pojawia (choćby jej imię) a ja już się szczerze, jak głupia do sera! Jej dziadkowie popierają Voldemorta, prawda? Oby nie chcieli jej namówić!
I Peter –nie lubię i nie polubię. W sumie to żal mi go, ale on WYDAŁ moje kochane Jily Czarnemu Panu! Idiota…
Ok, ok, to z postaci chyba wszyscy.
Nie wiem, co napisać o fabule – cud, miód i orzeszki po prostu! Zaczęło się od maleńkiego, niewinnego zakładziku, a tu wyszła wielka miłość!!! <3
Sposób pisania masz bardzo miły, lekki, przyjemny. Potrafisz wzbudzać emocje w czytelniku, co jest bardzo dobre. Błędy pojawiają się, głównie literówki i interpunkcyjne, ale kto ich nie robi, prawda?
A no tak, zapomniałabym – szablon! Urzekł mnie Lunio i Łapcia, no i oczywiście James <3 W sumie nawet Peter wygląda słodko, co rzadko zdarza mi się stwierdzić!
No i chyba tyle. Nieskładność tej wypowiedzi jest pewnie na jakimś wyższym levelu, ale mam nadzieję, że zrozumiesz… :c
Dasz wiarę, że pisałam ten komentarz prawię godzinę?!
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i mam nadzieję, że szybko się pojawi ;*
Weny ;*
Ściskam ;* (chociaż nie, bo jeszcze Cię zarażę i nie będziesz nam pisać :c), więc ściskam, ale z daleka ;)
e_schonheit ;*
Bardzo dziękuję za taki komentarz, ogromnie miło mi, że mimo choroby napisałaś taką rozbudowaną opinię:)
UsuńTak, z prologu jestem zadowolona, może idealny nie jest, ale zawsze brakowało mi zapoznania z bohaterami i ich sytuacją, zwłaszcza kiedy były one tworem autora.
Abigail doskonale rozpracowała zawiły mózg Lily i jej miłość do Rogacza:) Brawa dla niej!
Lunatyka nie pomijam, lubię o nim pisać,bo lubię tą postać, na pewno nie tak jak Jamesa, ale wywołuje uśmiech na twarzy:) Za to staram się wplatać do historii Petera, a w związku z tym, że go bardzo nie lubię, jest mi niezmiernie trudno, choć dużo osób czytających pisze, że wykreowałam go na dość sympatyczną postać^^ doprawdy nie wiem jakim cudem oO
Dorcas ma mnóstwo moich cech, chciałam jedną z postaci wzorować na sobie, choć może nie do końca, więc padło na nią:) Rosario to taki promyczek wśród nich:) Wyluzowana, ma huncwocką naturę, zdolna ale leniwa, poskąpiłam jej tylko dobrej rodziny.
Wiele osób pisze, że zakład to taki atut, wytłumaczenie, dlaczego James zakochał się w Lily, którego na innych blogach nie ma:) Ja po prostu usiadłam i zastanowiłam się, dlaczego rozrabiaka, sportowiec i szkolny playboy zakochał się w kujonce - prefekcie? Zakład był idealny, pasujący do natury Huncwotów, a potem już poszło, zwrócił na nią uwagę, dostrzegł zalety i BACH! Wpadł po uszy:)
Moje buendy:D Czytam milion pińcet razy, to co napiszę, a i tak są:( Szukałam bety, ale nie wyszło:( Więc musicie się męczyć:(
Szablon jest do kitu, ale żadna szablownica nie chce się podjąć zrobienia z tym obrazkiem czegoś fajnego:/ Bo wolą zdjęcia zamku, ludzi bla bla bla bla... Zostanie taki i już!:) Ważne, że jest w miarę przyjemnie i przejrzyście:)
Przyjmuję uściski, mój De wciąż jest chory ( te jego zarazki^^) , więc jestem zahartowana:)
:*
Lunio jest świetny, prawda? Też go bardzo lubię :)
UsuńMuszę Ci powiedzieć, że jeśli Dorcas kreowałaś trochę na siebie, to masz podobne cechy charakteru, jak ja :)
Peter, ach ten Peter. Wogóle tak sie zaczęłam zastanawiać, czy on już zaczął służyć Voldkowi, czy nie?
W sumie to chyba nigdy się tak głębiej nie zastanawiałam, jak to dokładnie było, że James zakochał się w Lily. Nie wiem, może dlatego, że "przeciwieństwa się przyciągają"? Właściwie, to dla mnie zawsze istniała wersja: Chciał sie z nią umówić, bo mu odmówiła, jako jedyna dziewczyna, i w końcu zaczął zwracać na nią uwagę, jako na osobę, a nie tylko dziewczynę na jedną randkę, poznał jej charakter, wady i zalety i się ZAKOCHAŁ! <3
Nie martw się błędami, każdy je popełnia. Też kiedyś starałam się znaleźć betę, ale w końcu sie poddałam, więc doskonale Cię rozumiem ;)
A szablonem się nie przejmuj. Ważne, że są słodcy Huncwoci :D
Ok, to przynajmniej się nie zarazisz :) ;*
Jesteś niesamowita :) Masz świetne poczucie humoru, rozbawiłaś mnie już na samym początku (za co dziękuję, bo trochę humoru mi się przyda). Szkoda mi Lily, że się zabujała Franku, no ale On i Alicja są sobie przeznaczeni, tak jak Lily i James :) Ten Krukon mnie zaintrygował, jak przeczytałam fragment ze skarpetkami to od razu mi się przypomniała koleżanka z klasy z technikum. No i - Pan Filch, gówniarzu - biedny James, za fajnie by było jakby zamiast Filcha przyszła Lily :)
OdpowiedzUsuńOgólnie notka świetna :) pozdrawiam!
Hej,hej, hej!
OdpowiedzUsuńBardzo fajny humor! Usmialam sie kilkanascie razy i to pozwolilo mi na przeczytanie bloga przez 3 dni :-)
Zapisuje, czekam na kontynuacje, postaram sie zostawiac znaki zycia, chociaz szczerze mowiac, zazwyczaj tego nie robie :-) Ale wiem co to znaczy, jezeli ktos przychodzi to powinien slad zostawic. Dla takich ludzi sie pisze :-)
Bardzo podoba mi sie motyw Alicji i Franka, swietnie to wymyslilas!
Moze cos z Syriuszem? Jakis romans z Evans?:D Hehehe, marzenie :-)
Powtorze sie moze, le naprawde - bardzo dobrze sie Ciebie czyta. Lekkosc zdan, dialogow - cud:-)
Pozdrawiam goraco :*****
asia.
Nie pisze się ,,Bóg zapłać",ani nie mówi w innej sytuacji niż do księdza lub, np. w ćwiczeniach z religii. To grzech!
OdpowiedzUsuńA i wolałabym, aby Lunio wymienił parę cech dla, których Lily nie lubi Jamesa!
Po za tym: cudo!
Pozdrawiam i życzę weny.
Czarna Dama
z bloga
http://hp-ksiezniczka-ciemnosci.blogspot.com/
CUDNE! Było kilka błędów, ale trudno... Liczy się przecież pomysł i to twoje pisanie... Twojego bloga czyta się zdumiewająco łatwo. Gdy zaczęłam czytać była 15, a teraz nim się obejrzałam 18.30!
OdpowiedzUsuńA tak odbiegając trochę od tematu - kocham Huncwotów! Szczególnie... Lapę i Lunia! James też jest fajny... Tylko jakoś nie przepadam za Peterem, chodź wynika to głównie z wiedzy, że to przez niego James I Lily później zginą. A propos śmierci, nigdy nie zastanawiałam się nad tym, że przecież czytam o osobach, które później zginą za swego syna. Och, ogarnia mnie nienawiść do Harry'ego!
Dyrektor Drops rządzi :D
OdpowiedzUsuń