piątek, 18 września 2015

Rozdział 41: "Blue moon."

           Witajcie Najdrożsi!
Ostatnio marudziliście, że rozdział za krótki, ten jest dwa razy dłuższy i mam nadzieję, że zostaniecie usatysfakcjonowani jego długością:)
W poprzednim dużo dziewczyn, w tym bardziej skupiłam się na Huncwotach. Chociaż nie mogło zabraknąć Lily i Jamesa:)
Dziękuję za komentarze:)
Rozdział dedykuje Teoretycznej, która miała urodziny:) Sto lat kochana jeszcze raz!:*
Rogata
☆☆☆
          Syriusz Black miał niezwykle pracowite życie w Hogwarcie. Oprócz przymusowego uczęszczania na zajęcia, z których większość uważał za bezsensowne i zbędne, zmagał się z tłumami fanek, obsesyjnie próbującymi się z nim umówić. Dzierżył również zaszczytny tytuł największego rozrabiaki w zamku, zobowiązujący do ciągłego wymyślania i realizowania dowcipów na skale szkolną.
          Dziś jednak miał w planach jeszcze jedno zadanie, jakim było towarzyszenie najlepszemu kumplowi w naborze do drużyny. Z niewielkim zainteresowaniem przyglądał się Gryfonom latającym na miotłach.
          Co roku w Gryffindorze drużyna wraz z nowymi rekrutami zbierała się, aby wybrać nowy, podstawowy skład oraz rezerwowych. Do tej pory zostali sprawdzeni pałkarze, obrońcy i ścigający. Przyszedł czas na szukających, prócz Jamesa zgłosiło się pięciu chłopców i trzy dziewczyny. Eliminacje powoli zbliżały się ku końcowi, a Syriusz zdarzył z nudów zaczarować znicza, aby stawał się co kilka minut niewidziany, wypuścił tłuczki na Annabeth Flint, kafel stał się niezwykle ciężki i żaden z zawodników nie mógł go podnieść, a co dopiero rzucić podczas lotu. Natomiast obręcze odpychały wszystkie piłki rzucone w ich stronę. Black miał niezły ubaw, podczas gdy kapitan zorientował się, dlaczego każdy z kandydatów na obrońcę nie przepuścił ani jednego gola. Zirytowany podleciał do Blacka i nawrzeszczał na niego, po czym wrócił do drużyny.
          Łapa rozejrzał się w poszukiwaniu nowego źródła rozrywki. Kiedy miał już podpalić miotłę Henry`ego przysiadł się do niego Terry. Starszy o rok Puchon, niezbyt rozgarnięty, jednak sympatyczny mięśniak.
— Cześć Syriusz — zagadnął.
— Hej — odparł i wrócił do przerwanej czynności nie, zwracając na niego uwagi.
— Mam sprawę.
— Nie mam ognistej na zbyciu. Niedługo moje urodziny i muszę zbierać zapasy — wytłumaczył automatycznie.
— Nieee. — Machnął lekceważąco ręką, jakby ognista w istocie nie miała tak wielkiej wartości, jak uważał Black. — Ja nie o tym. Chodzi o Jamesa, a raczej o Evans.
Huncwot oderwał wzrok od miotły Whitmana, która właśnie zaczęła płonąć. Przez co jej właściciel złapał za rączkę i uderzał o murawę, niszcząc przy tym jej witki.
— A możesz jaśniej? — Zainteresował się, co też chłopak może chcieć od jego najlepszego kumpla i rudego uparciucha.
— Czy Jim z nią tak na poważnie?
— Poważnie, czyli jak?
— No wiesz, bo nie chciałbym koledze wchodzić w paradę.
— Jaką paradę?
— Słyszałem, że podoba się też Willowi z Ravenclawu i jeśli Jamesowi na niej nie zależy jakoś szczególnie, to bym się z chęcią koło niej zakręcił, zanim zrobi to ktoś inny.
— Ale zaraz, zaraz. Ty mówisz o Lily Evans Gryfonce?
— No.
— Prefekt?
— Tak.
— Tej, za którą lata Rogacz ?
— O ile mi wiadomo, w zamku jest tylko jedna Lily Evans — stwierdził Terry. Jego ton nie spodobał się Łapie.
— Na brudne gacie Merlina z ćpaliście się wszyscy liśćmi odorosoku? Ona ma cycki o smaku ognistej czy co — warknął zirytowany.
— A ma?! Może faktycznie je czymś naciera. — Zamyślił się.
— Kretyn — fuknął. — Evans jest Jamesa, a jak któryś się zbliży, to będzie miał do czynienia z całą naszą czwórka — obwieścił.
— Dobra, dobra stary. Wolałem się upewnić — stwierdził i odszedł w momencie, gdy został obwieszczony koniec eliminacji.
— Powariowali — mruknął Syriusz, wstał z trybun i skierował się w stronę szatni.
★★★
          Szedł powoli, niezdarnie, potykał się o rąbek swojej przydługiej szaty. W oczach mu pociemniało, gdyby nie przytrzymał się zbroi, pewnie upadłby na zimną posadzkę. Może to byłoby lepsze rozwiązanie, wtedy ukoiłby rozgrzaną skórę. Wiedząc, że dalej nie da rady iść, usiadł na ławeczce i oparł się o ścianę, zaczął grzebać w kieszeni za odrobiną czekolady. Blond włosy pozlepiały mu się od potu, a grzywka przykleiła do czoła. Westchnął, czując słodki smak na języku. Mięśnie zaczęły się rozluźniać a obraz przed oczyma wyostrzać. Żałował, że nie posłuchał Jamesa i nie zgodził się na posiadanie dwukierunkowego lusterka, teraz byłoby idealne, aby wezwać go do pomocy. Pomimo kojącego działania kakaowego przysmaku ręce nadal mu drżały ze zdenerwowania. Czuł, że nie jest z nim dobrze, że dzieją się dziwne rzeczy, ale czy będąc wilkołakiem od tylu lat, kiedykolwiek mógł o sobie powiedzieć normalny? Nie przypuszczał, nie pomyślał nawet, że to znów go spotyka. Blue moon. Te dwa słowa wciąż kołatały mu się po głowie. Samo wyrażenie go przerażało, a co dopiero jego skutki. W swoim likantropicznym życiu tylko raz zdarzyło mu się doświadczyć tego zjawiska i szczerze prosił Merlina, aby nigdy więcej go nie spotkało. Bo jaka może być większa kara dla wilkołaka niż dwie pełnie w jednym miesiącu? Wzdrygnął się na sama myśli. Doskonale pamiętał, gdy dziesięć lat temu doświadczył Blue Moon. Niepokój, zdenerwowanie, złe samopoczucie, senność i obrzydliwa żądza, dominująca jego umysł przez cały czas, która dokuczała mu przeważnie kilka godzin przed pełnią. Nauczył się z nią funkcjonować, ujarzmiać, ale nie potrafił uciszyć jej, gdy była tak silna. Wtedy trzymał się z daleka od tłumów, czasem dzień przed pełnią rezygnował ze wspólnych posiłków, na zajęciach siadał jak najdalej od wszystkich. Kilka razy w obawie przed zrobieniem śpiącym przyjaciołom krzywdy wymykał się do Pokoju Życzeń i wracał nad ranem. Kiedyś przyłapał go James, ale mimo ogólnego wrażenia, luzaka i lekkoducha, jakże mylnego, od razu pojął, że Remus nie chce się wszystkim zwierzać ze swoich słabości. Pozwolił się wyżalić i nie drążył tematu ani w obecności reszty Huncwotów, ani gdy byli sami.
          Lupin starał się wymazać z pamięci męki tamtego miesiąca i dlatego nie od razu zrozumiał, co się dzieje, nie przestudiował dokładnie i wnikliwie map nieba. Chociaż może prawda była bardziej bolesna i brutalna. Doskonale zdawał sobie sprawę, co oznacza jego złe samopoczucie, ale nie dopuszczał do siebie myśli, że będzie podwójnie przeżywał swoją prywatną tragedię. Aż do dziś. Dziś McGonagall, która była na bieżąca informowana przez profesor Purcell o dokładnej dacie pełni oraz wszelkich anomaliach jak Blue Moon. Dwóch pełniach w jednym miesiącu, oddzielonych od siebie tylko kilkoma dniami i niezwykle silne wpływającym księżycem na likantropów.
— Luniu! Tu jesteś! Dobrze, że mam mapę, bo jesteś nam potrzebny. Trzeba zaplanować urodziny Łapy i pójść po zgodę do McGonagall na przywiezienie prezentu, no i mamy nowy pomysł na kawał. Mówię ci, jest świetny... — Przestał nawijać jak katarynka, widząc bladego i roztrzęsionego przyjaciela. — Remus? Wszystko dobrze?
— Blue moon — odparł tylko Lupin. Przymknął oczy, czaszkę rozsadzał mu ogromny ból.
— Yyyyy ja wiem, że jako twój kumpel powinienem w minimalnym stopniu orientować się w fazach księżyca, ale przez ostatni rok astronomii moim jedynym zajęciem było gapienie się na Evans — przyznał skruszony Potter.
— Dwie pełnie w jednym miesiącu — wytłumaczył zbolałym, słabym głosem.
— Ja cię! Dwie wyprawy! — Oczy mu rozbłysły z podekscytowania. Czegoś takiego jeszcze nie przeżyli, odkąd rozpoczęli swoje nocne eskapady z Lunatykiem.
— To nie takie wspaniale jak ci się wydaje.
— Porozmawiamy o tym w pokoju — odparł James obserwując zezujących na nich Ślizgonów — Chodź, pomogę ci.
Powoli dotarli do Wieży Gryfonów. Rogacz nalegał, ale uparty Lupin kategorycznie odmówił pójścia do Skrzydła Szpitalnego. Nie jest na tyle słaby, żeby dać się pokonać kaprysom księżyca.
★★★
          Lily biegała po Pokoju Wspólnym i pomstowała na wszystko, na czym stoi Hogwart. Odznaka prefekta, którą nosiła z dumą i zaangażowaniem w swoim obowiązkach, dziś niezwykle jej ciążyła. Pierwszoroczni padali ofiarami wspaniałomyślnych starszych kolegów, którzy urządzali kocowanie i temu podobne dyrdymały. Kilku chłopców zaprowadziła do Skrzydła, zarekwirowała mnóstwo nowych, nielegalnych gadżetów, z jednego sklepu dla żartownisiów na Pokątnej. Odrzuciła zaloty wyjątkowo chamskiego czwartoklasisty i ugasiła trzy pożary, jeden kanapy i dwa dywanu. Zmrużyła wściekle oczy, gdy spostrzegła Pottera i Remusa przechodzących przez portret.
— Może byś mi łaskawie pomógł, a nie szlajasz się z Potterem! — warknęła i założyła ręce na piersi, tupiąc przy tym nogą.
— Już Lily.
Twarz dziewczyny momentalnie złagodniała widząc zły stan zdrowia przyjaciela.
— Pełnia? — spytała niezwykle miękko i cicho.
— Dwie — wyjaśnił James i był już gotowy uraczyć Evans obszernym tłumaczeniem, co to oznacza, gdy spytała:
— Blue moon?
Przytaknął, nie dowierzając. Ta dziewczyna zaskakiwała go na każdym kroku. Swoją wiedzą, oczytaniem, zdolnością empatii. Obserwował, jak odprowadza Remusa do pokoju i szepce mu kojące słowa. Nie był o niego zazdrosny, przyjaciel nigdy nie zrobiłby mu świństwa. Nawet cieszył się, ze Lily odrobinę uspokoiła Lunatyka. Delikatny uśmiech zaczął błąkać się na jego twarzy. Była aniołem, rudowłosym dobrym duszkiem, z temperamentem, ale mimo to wiedział, że jest niezwykle opiekuńcza.
— Nasz dzieciak będzie mieć przerypane — mruknął i potargał włosy, bo właśnie Evans schodziła po schodach.
Na „dzień dobry” wdepnęła w rozpuszczoną czekoladę. Jęknęła i wyczyściła różdżką najpierw siebie, a potem podłogę.
— Nie matkuj mu. Nie lubi tego — stwierdził z uśmiechem.
— Nie matkuję, staram się pomóc — burknęła obrażonym tonem.
— Wolałby, żebyś go poklepała po plecach niż tłumaczyła, jaki jest biedny.
— Tak jak ty? — Uniosła jedna brew w oczekiwaniu na odpowiedź.
— Chociażby. Dla nas jest równy, nie ma ulg, bo ma mały futerkowy problem.
— I dlatego Black zaatakował go o nowy kawał, jak tylko wszedł? — spytała z po wątpieniem.
— To odciąga jego umysł od problemów.
— Akurat — prychnęła.
— Wierz mi. Znam go sześć lat. Nie lubi użalania się nad nim.
— To, co mam zrobić?
— Zaproponuj partię szachów.
Posłała mu sceptyczne spojrzenie.
— Nie wierzysz mi?
Zaprzeczyła ruchem głowy.
— To chodź!
Pociągnął ją za rękę i poprowadził do dormitorium, wepchnął siłą i zamknął drzwi, odgradzając jej drogę ucieczki. Pozostali Huncwoci przyglądali się temu ze zdziwieniem.
— Lily? — Remus posłał jej pytające spojrzenie.
— Noo... ten, bo ja — zaczęła się plątać.
— Evans chciała zagrać z tobą partyjkę, ale nie chciała przyjść do naszego pokoju, twierdząc, zupełnie nie wiem dlaczego, że będę ją nagabywać o randkę. — Black parsknął śmiechem, a James kontynuował. — Więc obiecałem, że na cały jej pobyt tutaj dam spokój.
— Serio? — zapytała zbita z tropu.
— Oczywiście — przytaknął Rogacz.
Remus doskonale zdawał sobie sprawę, jak było naprawdę, znał zarówno Evans, jak i Pottera, ale ucieszył się z takiego obrotu sprawy.
— Gramy? — spytał i nie czekając na odpowiedź dziewczyny, wyciągnął planszę i zaczął ustawiać pionki.
Lily posłała Jamesowi pełne uznania spojrzenie, które było dla niego wystarczającą nagrodą.
★★★
          Chodziła po całym zamku, a nawet przeszła już błonia, sowiarnię oraz odwiedziła Hagrida. Zostały lochy i Wielka Sala. Wątpiła, aby chłopak zaszył się w zimnych piwnicach, więc wybrała się do drugiego punktu.
— Cześć przystojniaku — zagaiła.
Nie zareagował, dalej zawzięcie notując.
— Powiedziałam cześć — burknęła, opadła na miejsce obok niego i szturchnęła go, nie będąc delikatną.
— Myślałem, że Black stoi koło mnie — przyznał z uśmiechem, za co znów zarobił sójkę.
— Kretyn.
— Jak wakacje? Widziałaś się z mamą? — spytał i spojrzał na Ros. Gdy się obracał, ręką potrącił kałamarz, wylewając jego zawartość na wypracowanie. Jęknął przeciągle i zaczął rękawem szaty wycierać atrament.
— Przestań! — Podniosła jego ramię. — Chłoszczyć — mruknęła. Ubranie znów stało się czyste. Potem zajęła się rozlanym tuszem. Usunęła go, nie niszcząc eseju.
— Wybawczyni — krzyknął i znów przewrócił buteleczkę, która była tym razem pusta.
— Tragedia — westchnęła z rozbawieniem.
— Jestem ci winny przysługę. Nie zniósłbym pisania tego drugi raz.
— Upomnę się — ostrzegła.
Sposępniała przypominając sobie o matce.
— Wnioskując po twoim humorze, nie odezwała się.
— Wiesz... pokazy, sesje, wywiady znów pokazy — odparła, siląc się na beztroski ton.
— Nie martw się. Jak będzie mogła, to na pewno się zobaczycie — pocieszył ją.
— Cóż myślę, że jak zamieni wakacje na Kanarach z przystojnym gachem na odwiedziny w Cardiff, to się zobaczymy.
— Na stringi Morgany muszę poprosić twoja babcię, aby nie kupowała tych tabloidów. — Podrapał się w zamyśleniu piórem po nosie, tworząc na nim kleksa. Albertini roześmiała się cicho i wytarła mu nos.
— Co ja bym bez ciebie zrobił? — spytał Derek.
— Zginał marnie — odparła z przekonaniem i zaczęła wpatrywać się w chłopaka.
— Co tak mrugasz? Wpadło ci coś do oka? — Zaniepokoił się.
— Taki tam gamoń ze skarpetkami... — Przychyliła się i zerknęła na jego nogi, a potem znów parsknęła śmiechem. — W bombki choinkowe, serio? We wrześniu?
Przewrócił oczami.
— Drugą dla odmiany mam w pisanki — odparł. — Nie mogłem znaleźć pary — przyznał.
Idealnie poprawiał jej humor, sprawiając, że uśmiech nie znikał z jej twarzy. Przyglądała się w ciszy, jak dopisuje kolejne zdania w pracy domowej.
— Kiedy przestaniesz gwałcić ten pergamin kretynizmami na temat praw Gampa? — spytała, zaglądając mu przez ramię.
— Co ci się tu niby nie podoba?
— Nie da się transmutować wszystkiego.
— Jaka maruda — fuknął — Prawo drugie, uwaga cytuję! — Podniósł palec do góry, aby ją uciszyć. — Każdy obiekt można dowolnie poddać działaniu transmutacji.
— Z wyjątkiem różdżki, duchów oraz jedzenia i picia, którego nie można stworzyć, a jedynie zamienić — odparła z wyrazem wyższości na twarzy.
Jenkinsowi mina zrzedła, gdyż przedmiot nauczany przez McGonagall był jedynym, z którego Rosario wszytko wiedziała i potrafiła. Oznaczało to, że będzie musiał wszystko pisać od nowa.
— Wiesz co, cofam swoją propozycję przysługi. I tak muszę je wyrzucić. — Przyznał z bólem, gniotąc pergamin.
— Napiszę to, jak ty... — zaczęła.
— O nie, nie, nie! — Podniósł ręce w obronnym geście. — Nie piszę znów twojego eseju na Opiekę. Zresztą, po jakiego grzyba to kontynuujesz, jesteś beznadziejna z tego przedmiotu.
— Lubię zwierzątka — oznajmiła beztrosko. Posłał jej sceptycznie spojrzenie. — No dobra wygrałeś. To wymówka, aby siedzieć z tobą w jednej ławce. — Poruszyła sugestywnie brwiami.
Westchnął zrezygnowany.
— Zołza — mruknął na tyle głośno, żeby usłyszała. — A mogłem nie próbować cię poderwać — przyznał już głośniej. — Na razie. — Pokazał jej język i wstał. Gdy się podnosił, usłyszeli charakterystyczny dźwięk przy rozpruwaniu materiału. Derek jęknął i posłał błagalne spojrzenie w stronę krztuszącej się ze śmiechu Ros.
— Kogo spodnie tym razem zabrałeś?
— Chyba Kenny`ego. Jest szczuplejszy. W sumie tak czułem, że mnie piją na tyłku. Mogłabyś?
— Mówiłeś coś o zołzach i tak dalej — odparła ze słodką miną.
— Będziesz mniejszą, gdy mi pomożesz — zaoferował.
Udała, że bardzo dogłębnie się zastanawia.
— Chyba wolę być większą — orzekła w końcu.
— Napiszę ci tę opiekę — obiecał ze zrezygnowaniem.
— I wreszcie gadasz z sensem.
Machnęła różdżką, a spodnie nie dość, że się zszyły, to jeszcze odrobinę rozluźniły.
— Kocham cię. — Pocałował ją w policzek i odszedł. Przed wyjściem z Wielkiej Sali jeszcze się potknął, gdy próbował jednocześnie iść tyłem i jej machać.
— Ja ciebie chyba też... — westchnęła zrezygnowana.
Czy to możliwe, że mimo bronienia się ten gapowaty ciamajda skradł jej serce?
I czy w jego sercu jest miejsce dla niej?
★★★
          — Nie musicie iść ze mną, będzie gorzej niż zazwyczaj — ostrzegał.
— Nie pitol Luniu — mruknął ze znudzeniem Syriusz.
— Ja jestem poważny, a ty stroisz sobie żarty — skrzyczał go.
— Remus to nie pierwsza nasza wspólna pełnia. — Uspokoił go James.
— Rogacz ma racje, ale nie! Ty zawsze musisz panikować jak baba — stwierdził Black.
— Nie chcę wam zrobić krzywdy — przyznał zbolałym tonem.
— Luniu parę blizn i siniaków doda mi męskości. Będę mógł opowiadać laskom, jak w heroiczny sposób pokonałem wilkołaka. Będą jadły mi z ręki. — Łapa zatarł ręce na samą myśl.
— Już wszystkie jedzą — zauważył Peter.
Remus tylko westchnął i spojrzał błagalnie na Rogatego.
— Będziemy grzeczni — obiecał — słowo skauta.
Lupin przewrócił oczami, ale nie drążył tematu. Założył bluzę i udał się do Skrzydła Szpitalnego gdzie czekała na niego Poppy. Wypił przygotowane przez nią eliksiry wzmacniające, uspokajające i przeciwbólowe. Taki sam zestaw otrzymał na czas po pełni. Chociaż pielęgniarka przychodziła do niego krótko po przemianie w ludzką postać, odkąd są z nim Huncwoci nalegał, aby zostawiała mu wywary. Wiedział, że James go ocuci, poda leki i pomoże się ubrać. Łatwiej mu było pokazać się jej w nieco lepszym stanie, niż takim, mogącym zaliczyć do opłakanego. Pomfrey machnęła różdżka, a drzewo znieruchomiało, wprowadziła chłopaka do Wrzeszczącej Chaty, poklepała pokrzepiająco po plecach i obiecała zjawić się nad ranem.
          Huncwoci czekali, kiedy oddali się na bezpieczna odległość. Peter pod postacią szczura unieruchomiło ponownie tej nocy Bijącą wierzbę i cała trójka pognała przez tunel. W momencie, kiedy znaleźli się w salonie, zaczęła się przemiana. Rogacz i Łapa wymienili zdziwione spojrzenia, nigdy tak szybko księżyc nie osiągnął pełnej postaci.
          Remus wił się. Ogromny, okropny ból rozsadzał go od środka, czuł jak każda kość w jego ciele łamie się, aby zrosnąć się ponownie, nadając sylwetce zwierzęcego kształtu. Twarz pokryła się sierścią jako pierwsza, następnie korpus, ręce i nogi. Resztkami świadomości marzył, aby ten koszmar się skończył, aby przestało boleć, a potem nie czuł już nic oprócz palącego, wszechogarniającego pragnienia krwi.
          Przemiana dobiegła końca. Lunatyk upadł, lecz zaraz się poderwał i zaatakował kredens. Syriusz, gdyby mógł, przewróciłby oczami, od miesięcy wychodząc, naprawiał mebel a Remus, gdy tylko się przeistoczył, go rozwalał. Wilkołak odwrócił się do animagów, najeżył, następnie zaczął warczeć i skradać się. Stojąc spokojnie, pozwolili się obwąchać, a kiedy Remus wyczuł znajome zapachy, uspokoił się i zawył. Po kilku pełniach nauczyli się odróżniać ton wycia. Ten oznaczał radość. Skierowali się do tunelu, Lupin podskakiwał koło nich jak mały wilkołaczek, który chce się bawić ze starszymi kolegami. Weszli do zakazanego Lasu i wędrowali przez gąszcz roślin spokojnym, równym tempem. Remus biegał od krzaka do krzaka, obwąchując i strasząc mniejsze, leśne stworzenia. Z krzaka jeżyn wyskoczyła mała, zwinna wiewiórka. Lupin natychmiast za nią pognał, a Huncwoci za nim. Potter widząc, że zbliżają się do skraju lasu, który znajdował się na uboczu Hogsmeade przyspieszył i gnał ile sił w kopytach, by nie dać Remusowi wyjść za obrąb drzew. Niestety wilkołak był szybszy, wpadł na polną dróżkę, która zapewne za kilka mil łączyła się z jedna z głównych dróg wioski czarodziejów, a którą z łatwością likantrop mógł pokonać w ekspresowym tempie. Lupina przestało interesować zwierzątko. Stanął i zaczął z uwagą oraz skupieniem nasłuchiwać, po chwili przeraźliwie zawył i ruszył w stronę światełka. Rogacz oraz Łapa od razu zorientowali się, że owy blask pochodzi z okna jednego z domów. Syriusz zamienił się w człowieka.
— Nie dogonimy go — wysapał z paniką w głosie.
Zamiast jelenia pojawił się rozczochrany okularnik.
— Cholera — zaklął. Myślał gorączkowo jak zawrócić przyjaciela i wtedy wpadł mu do głowy pomysł, który mógł okazać się jedyną deską ratunku.
— Staraj mu się mnie dać za bardzo do mnie zbliżyć — krzyknął do Blacka i zaczął grzebać w kieszeni.
— Rogacz, co ty robisz?!
James wyciągnął różdżkę i przyłożył do boku, wyszeptał zaklęcie, a z nowo powstałej rany powoli zaczęła sączyć się krew. Potter zasyczał z bólu, jednak umaczał rękę, w lepkiej cieszy i wysmarował nią drzewo.
— Remus — wydarł się. Ponownie zamienił w jelenia i ruszył na tyle, jak szybko pozwalała mu rana w stronę zamku. Łapa otrząsnął się z szoku, powrócił do animagicznej postaci i zaczął ujadać.
          Zatrzymał się i usłyszał krzyk, świadomość podpowiadała mu, że jest on ludzki. Zapach krwi potwierdził domysły i wyostrzył zmysły. Zawrócił i pognał za swoim nowym celem — krwawiącym człowiekiem.
          Otarł się o kolejne drzewo i przystanął, bolący bok coraz bardziej mu dokuczał, a utrata krwi osłabiła organizm. Przez zarośla widział zarys błoni i Bijącej Wierzby. Za sobą usłyszał łamanie gałęzi i wycie. Resztkami sił zmusił się do galopu. Wraz z Glizdogonem dotarli na skraj lasu i szczurek pognał do drzewa, aby je unieruchomić. Jeleń wpadł do tunelu, zostawiając już niespecjalnie, coraz większe plany krwi. Wycieńczony padł na podłogę we Wrzeszczącej Chacie i zmienił się w człowieka. Peter również to uczynił i podbiegł do przyjaciela.
— Wstawaj! — Rozpaczliwie próbował podnieść omdlałego Pottera.

Usłyszał rumor, a następnie warczenie. Z szalejącym w piersi sercem odwrócił się i zobaczył oszalałe z żądzy ślepia wilkołaka.

18 komentarzy:

  1. Cześć :)
    Ach, to ciężkie, pracowite życie Syriusza! Ten to dopiero ma... :) W dodatku czuł się zobowiązany, żeby popsuć nabory. Na miejscu kapitana zrobiłabym mu coś okropnego. Na szczęście zachował się jak przyjaciel i odstraszył potencjalnych konkurentów Jamesa. Zauważam jakąś niepokojącą tendencję :)
    Podoba mi się, że już za czasów szkolnych wiążesz Remusa z czekoladą. To taki szczegół, który bardzo pasuje.
    Serio jest takie zjawisko jak Blue Moon? Kurczę, nie miałam pojęcia, że Lupin może mieć aż tak przesrane. To brzmi aż niewiarygodnie, chociaż James najwyraźniej zinterpretował to na swój sposób... A to, że Remus czuje, że zaczyna tracić nad sobą panowanie na dzień przed pełnią też zabrzmiało bardzo prawdziwie.
    No i Potter, który ot tak, myśli o dzieciach z Lily :) Rozbrajające po prostu. Nawet brak mi słów na jego późniejsze zachowanie - ta lojalność, ciepło, szlachetność! Przecież nawet zrezygnował z męczenia Lily! :) Moje serce się rozpłynęło.
    Ach, Rosario i Derek! Tęskniłam za nimi. Też lubię skarpetki, im dziwniejsze tym lepsze, więc zawsze czułam dziwną więź ze Zgredkiem, a teraz najwyraźniej i z Jenkinsem. On jest taki uroczy! Cała ich relacja jest urocza, więc szybko pozwól im być razem, bo to mnie bardzo uszczęśliwi xD
    To wzruszające, że Remusowi zależało, aby Poppy nie widziała go w złym stanie. W sumie nigdy nie pomyślałam o tym, jakie to musi być zawstydzające.
    Oesu, jaka końcówka! Świetnie to wymyśliłaś, a ja lubię trzymające w napięciu zakończenia, ale teraz mogę nie dożyć następnego rozdziału! Głupie Hunćwoki, że też nigdy rozsądek nie nawiedzi im tych pustych głów!
    Wstrząśnięta, ale wciąż z pozdrowieniami
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam :)
    Świetny rozdział, zresztą jak zawsze :) Więź jaka rodzi się między Lily a Jamesem jest coraz większa i podoba mi się to coraz bardziej ;) Nie jest to takie typowe romansidło z wątkiem Jilly jako jedynym. Całkiem ciekawie wymyślone z tym Blue Moon, szkoda mi Lupinka ;c I te problemy łapy haha :D A Potter już myśli o dzieciach z Lily, no daleko w wyobraźnię chłopak zabrnął :D Brakowało mi w tym rozdziale wątku Frank x Alicja :D To mogł być zabawne :) Wątek Ros x Derek świetny :)
    Pozdrawiam i czekam a kolejny rozdział z niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Znów świetny rozdział :D Chociaż czekam na kutnie Jamse i Lily kocham je ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny i przerażający rozdział!
    Czekam na kolejne :)

    http://drzewo-mysli.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. [SPAM]
    Zapraszamy na nowo otwartego bloga z recenzjami! Dowiedz się jak inni patrzą na twój blogowy świat i zdobądź nowych czytelników! I tylko dziś promocja - nie musisz składać zgłoszenia, wystarczy nam twoje pozwolenie gdziekolwiek na naszej stronce :) Jesteś gotów na ocenę wariatek niepełnosprawnych umysłowo? Zapraszamy :D

    K&G
    klagrysia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział! Idealnie oddałaś stan Remusa podczas bycia wilkołakiem. Ten cały Blue Moon jest straszny. A biedny James mocno się osłabił. Skończyłaś w takim momencie, że aż mnie skręca by dowiedzieć się, czy nic nie stało się Potterowi i jak skończy się ta pełnia.
    Pozdrawiam, Cath.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tyle rzeczy do pochwalenia, a tak mało energii i czasu :( Od paru tygodni nie marzę o niczym innym bardziej niż o długim śnie. Jednak hola! Hola! Czy to u Rogatej pojawił się nowy rozdział? Trudno sen poczeka, ważne jest, żebyprzeczytaćjak najszybciej! :D
    Świetny pomysł z Blue Moon, choć teraz współczuję Remusowi jeszcze bardziej niż wcześniej. Dwie pełnie tuż po sobie! Przecież, biedak tego psychicznie nie przeżyje! Fizycznie będzie źle, ale jak się dowie co się stało podczas nich zawału dostanie, zaraz po tym jak ppkrzyczy na przyjaciół, że nie powinni się z nim przyjaźnić. Oczywiście musiałaś skończyć w takim momencie, bo nie byłoby zabawy z wykańczania psychicznie biednych czytelników. I może za to między innymi tak uwielbiam twojego bloga i twój styl pisania :D
    Musiałam zacząć od końca... no oczywiście :D
    To jedziemy dalej.
    Rosario! Czyżby powoli coś zaczynało się dziać z jej wrażliwym serduszkiem? Tak! To miłość! Jej! Uwielbiam Cię!
    I kolejny powód dla Lily, że James jest wspaniały! Zazwyczaj osoby, które mają problemy nie chcą, aby się nad nim użalano i dobrze to ukazujesz, zresztą tak samo jak wszystko, a szczególnie jestem fanką twojej pełni. Przepraszam znów zbaczam z kursu...
    W każdym razie zabiegana Lily, kto to w ogóle myślał, żeby takie rzeczy się działy w Pokoju Wspólnym!? :D
    No i jak już mówimy o zapracowaniu to nie można ominąć Syriusza, skądże znowu! Jak on wogóle znajduje wolną chwilę? I od razu wiadomo czemu się nie uczy :)
    Kończę ten nieskładny komentarz pewnie się przerazisz, jak go tylko przeczytasz, ale na więcej mnie dziś nie stać wybacz, nastepnym razem będzie lepiej :D
    Bardzo mi miło, że moje komentarze cię motywują, aż tak. To dużo dla mnie znaczy.
    Rozdział oczywiscie cudowny, niepowtarzalnie prześwietny, bo każdy twój rozdział jest idealny na kilja sposobów, ale jak już nie raz ci pisałam, nie jestem w stanie oddać jak bardzo wielki masz talent i wątpię czy kiedykolwiek by mi się to udało.
    Visenna, dla Rogatej wszystko!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ojejku, Rogatko, dziękuję! :D
    Jak przeczytałam wstęp to mi gałki wypadły. c: Niespodziewałam się tego zupełnie. Dziękuję.:*
    Rozdział cudowny. Jak zawsze. ;) Czyta się go z zapartym tchem, szczególnie końcówkę. Co się stanie z Jamesem? Jak mogłaś przerwać w takim momencie? :O Teraz po nocach spać nie będę.:)
    Nie wiedziałam, że jest coś takiego jak Blue Moon. A po twoim rozdziale aż sobie doczytać musiałam na ten temat.;) Ale podoba mi się, jak wplotłaś to w akcję, stan Remusa był taki realistyczny. No i rozbroiła mnie reakcja Rogacza:
    -Ja cię! Dwie wyprawy!
    Trochę nieodpowiedzialnie, ale to James, nic nie wskuramy.:)
    No i fragment z Ros i Derekiem! Cudowny!*.* Zakochałam się w tym wątku i muszę przyznać, że czekam na niego tak samo, jak na Jily.:)
    Jedynym minusem ( o ile w tym opowiadaniu są minusy:* ) jest fakt, że nie było Ali i Franka. :( Mam nadzieję, że w następnym będzie chociaż kawałeczek.:)
    Ściskam i całuję
    Teoretyczna:*
    Ps. Na początku dedyk, a później rozdział zaczynający się od dwóch słów Syriusz Black - wiesz jak poprawiać mi humor.:D

    OdpowiedzUsuń
  9. Cześć:)
    Przeczytałam rozdział w sobotę i wreszcie znalazłam chwilkę, by go skomentować!!
    Stwierdzam wszem i wobec, że od dzisiaj jest to mój ulubiony rozdział na Twoim blogu!
    Początek... Syriusz <3 Musiało mu się serio nudzić, albo w sumie niekoniecznie, tak czy siak podpaliłby komuś w końcu miotłę, czy coś namieszał, w końcu to Syriusz :D Początek (nie zrozum źle, reszta jeszcze lepsza) wspaniały!
    Bardzo oryginalny pomysł z Blue Moon. Jest to naturalne zjawisko w przyrodzie, czy wymyśliłaś to na potrzeby odpowiadania? Jeśli tak, to bardzo mega propsy. Biedny Lunatyk, nie dość, że w normalną(?) pełnię się dość wymęczy, to jeszcze to!
    Ta ostatnia scena! Ona zadecydowała o tym, że jest to mój ulubiony rozdział! Kocham takie zakończenia w napięciu, jestem bardzo ciekawa co się stanie z Jamesem! No weź, przecież ty mu nic nie możesz zrobić!! Aż mnie ściska na myśl, że jeśli coś mu się jeszcze stanie Remus będzie się o wszystko obwiniał..
    Czekam NIECIERPLIWIE na następny rozdział!
    Gorąco pozdrawiam,
    AleksandraOla

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny rozdział, zresztą jak każdy inny!!! Syriuszowi musiało się bardzo nudzić jeśli chciał podpalić komuś miotłe :-D. Syriusz to chyba moja ulubiona postać. Remus jest taki biedny, dwie pełnię jednego miesiąca??? A James i te jego teksty ,,Ja cię! Dwie wyprawy!'' XDD, uwielbiam rozmowy Jamesa i Lily niestety w tym rozdziale było ich mało. Wspaniały opis pełni, ale jak mogłaś skończyć w takim momencie?! Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  11. Tekst jest świetny. Cudowne opisy, zresztą jak cała reszta. Remus to mój ulubiony Huncwot i właśnie się dowiedziałam, że może mieć aż tak przerąbane... Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością, codziennie sprawdzam bloga.

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetna notka, jak każda :)
    Zapraszam na mojego bloga harrypotter-dalszelosy.blog.pl
    Dopiero zaczynam pisać :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Przeczytałam całość. TO JEST LEPSZE NIZ HARRY POTTER J.K.R!!!! Pisz dalej. Płakałam przy tej powieści śmiałam się miałam glupawke i zalamania.

    OdpowiedzUsuń
  14. Jak mogłaś skończyć w takim momencie?? Oburzona ale wciąż wielka fanka :') ♥
    Cudny rozdział nie mogę się doczekać następnego ;*

    OdpowiedzUsuń
  15. Hej
    Pierwszy raz komentuję twoje opowiadanie, usprawiedliwiam się tym, że gdy przeczytałam jeden rozdział od razu zaczynałam czytać następny:) Zaczęłam czytać twojego bloga przed wczoraj. Dziś w szkole nie mogłam się skupić w głowie miałam tylko jedną myśl :wrócić do domu, odrobić lekcje a potem chwycić za tableta i czytać resztę twojego bloga o tak kochanych przeze mnie huncwotach. Czytałam już kilka blogów o tej tematyce lecz każdy nie spełniał moich wymagań ale twój to ideał:)
    Bohaterowie są tacy jakich ich sobie wyobrażałam. Jamesa i Syriusza ( moi ulubieńcy) opisujesz w tak wspaniały sposób, że nie da się tego wyrazić. Odrobinę zboczeni zabawni ale także wyrozumiali. Remus mądry i odpowiedzialny nie jednak sztywny. Co do Petera jego nie lubię ( w ogóle nie lubię nie tylko u ciebie ) więc cieszę się że nie ma go dużo ( ale ja wredna ). Uwielbiam twoją Lily :) Niedostępna ale super że przekonuje się do Jamesa. Dzięki że zakończyłaś przyjaźń Severusa i Rudej. Dziewczyny z dormitorium Lily też są bardzo pozytywnymi postaciami.
    Kończę ten komentarz bo zaczynam przynudzać:) Życzę weny i dalszego pisania tak idealnego, zabawnego i z malutką nutką romantyzmu.

    OdpowiedzUsuń
  16. O mój Boże. Jak możesz kończyć w takim momencie? (No dobra, rozumiem, trzymanie czytelnika w napięciu ^^)
    Zacznę od tego, że przepraszam, że tak późno się tu zjawiam, ale naprawdę nie mogłam znaleźć czasu i powoli nadrabiam zaległości na blogach. Ale w końcu jestem.
    Rozdział bardzo mi się spodobał.
    Na początku ta sytuacja z Syriuszem. Ten to zawsze musi wymyślić jakieś dowcipy. Jej, ten moment, jak przyszedł ten chłopak (Terry, tak?) i pytał o Lily był cudowny ♡ Świetnie, że Black tak jakby stanął po stronie przyjaciela i nie chciał pozwolić na to, żeby ktoś inny się nią zainteresował.
    Blue moon? Ciekawy pomysł, ale Remus był taki biedny i naprawdę mi go szkoda :c Jeju, nawet bardziej niż zazwyczaj.
    Podobało mi się bardzo zachowanie Jamesa w tym rozdziale. Jest takim dobrym przyjacielem dla Remusa i ogólnie dla wszystkich ♡
    I to było takie dojrzałe z jego strony, że zranił sobie ten bok, żeby Lupin nikogo innego nie zaatakował. Mam tylko nadzieję, że nic się nikomu nie stanie, a przynajmniej nic groźnego, bo Remus nie mógłby sobie pewnie wybaczyć, gdyby zrobił Jamesowi krzywdę.
    No, nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejny rozdział, aby dowiedzieć się, co się dalej wydarzy.
    Pozdrawiam gorąco i życzę weny :*
    + Przepraszam, że tak krótko.
    Całusy,
    Optimist

    OdpowiedzUsuń
  17. Kochana Rogata,
    Jak mogłaś w ten sposób zakończyć rozdział? Tak się nie robi! A jednak jest to cudowne uczucie, kiedy kończymy czytać i mamy niedosyt. To właśnie za każdym razem sprawia, że chcemy więcej i więcej Twojej historii <3

    Super pomysł miałaś z tym Blue moon. Nie słyszałyśmy nigdy o tym. Biedny Remus. Dwa razy przeżyć taki ból. Zawsze zadziwia nas, że chłopaki wydają się tacy nieczuli na jego cierpienie, a jednak właśnie dzięki temu Lupin ma poczucie, że nie jest inny. Kochamy relacje między nimi.

    Teraz wybacz nam, ale jesteśmy zbyt niecierpliwe i lecimy do następnego rozdziału. Trzeba sprawdzić co będzie z rannym Jamesem.
    Twoje ~ Rogacz Łapa

    OdpowiedzUsuń
  18. Świetny rozdział! Ale, żeby kończyć w takim momencie?
    Łapy nikt nie przebije. :)
    Zgadzam się Cordelliee - to jest lepsze niż zwykły Harry Potter. W ogóle czytając Twojego Bloga odnoszę wrażenie, że HP jest nudny. Książka o JP byłaby lepsza. :D

    A tak na marginesie przepraszam za błędy w moich poprzednich wypowiedziach - wynikają one głównie z powodu, że nie czytam moich komentarzy przed opublikowaniem ich. Mam nadzieję, że mi wybaczysz. :)
    - Twoja fanka.

    OdpowiedzUsuń