Znudzony odepchnął piłkę, która
znalazła się koło jego łapy. Podążył wzrokiem za okrągłym
przedmiotem toczącym się w stronę jelenia. Zabawka nie zdążyła
dotrzeć do celu, gdyż z wielkim impetem rzuciło się na nią
kudłate zwierze. Przez chwilę bawił się nią próbując rozgryźć,
a następnie popchnął nosem w stronę Syriusza. Wilkołak przysiadł
na przednich łapach, a jego tyłek pozostał w górze, potrząsał
nim, jakby chciał pomachać ogonem. Blackowi nie pozostało nic
innego jak dalej bawić się z przyjacielem. Niefortunnie piłka
poturlała się pod kredens. Lupin pognał z nią i próbował
wyciągnąć jednak jego kończyny okazały się za krótkie, aby
dosięgnąć do ściany. Zawył wściekle, podniósł mebel i cisnął
nim w przeciwległy róg pokoju. Pozostali Huncwoci zerwali się,
jednak złość wilkołaka minęła tak szybko, jak przyszła.
Syriusz przewrócił oczami, to była najnudniejsza pełnia ją
spędzili z Remusem. Położyli się na swoich miejscach, Łapa na
dywanie pod oknem a Rogacz w drzwiach, i czekali aż likantropowi
znudzi się gryzienie nogi od szafki, która oderwała się od
reszty.
★★★
Pierwszy raz wracali nie uszkodzeni,
może znalazłyby się delikatne zadrapania, ale na to już nie
zwracali uwagi. Ziewali przeciągle jeden przez drugiego i marzyli
tylko o łóżku. Dochodziła czwarta, więc liczyli na chwilę
drzemki przed zajęciami. Rzucili się na łóżka bez zdejmowania
ubrań. Peter natychmiast zaczął chrapać.
—
Przydałoby się nowy kawał — mruknął
Syriusz, zasypiając.
— Jutro
— odparł Potter.
Po chwili obaj zasnęli.
Drzwi otworzyły się z wielkim
hukiem, cała trójka zerwała się jak oparzona.
— Gdzie
byliście? — Oskarżycielka zawołał
prefekt Gryffindoru.
— Evans,
sio! — warknął Syriusz. Naciągnął
kołdrę na głowę i ponownie zasnął.
James westchnął, od razu zrozumiał,
kto ma pozbyć się natarczywego rudzielca.
— Kotku,
idź spać, jest czwarta rano —
poprosił i potargał włosy.
Lily machnęła różdżka a wszystkie
świece w pomieszczeniu rozbłysły. Potter czuł, jakby światło
wypaliło mu wzrok.
— Podła
małpa.
Dało się słyszeć z łóżka na
prawo należącego do Łapy oraz dźwięk zasuwanych kotar.
— Gdzie
byliście? — spytała ponownie.
— Na
przechadzce po zamku.
—
Potter! Przez was stracimy punkty!
— Chyba
przez ciebie, wydzierasz się po nocy jak wariatka —
zauważył Black.
James nieznacznie się uśmiechnął,
ale widząc surowy wzrok Lily zreflektował się.
— Nie
mogę powiedzieć bez Remusa! — Bronił
się James.
— To w
takim razie ja poczekam!
— Spoko,
możesz spać ze mną — zaoferował i
poklepał miejsce koło siebie na łóżku.
— Nie
irytuj mnie.
— Nie
śmiałbym — odparł, a jego oczy same
się zamykały.
Przysiadła na posłaniu Pottera, koło
jego nóg.
—
Myślisz, że Remus mi powie?
— Nie
wiem skarbie — mruknął przez sen.
— Nie
mów do mnie skarbie — zaperzyła się.
— Dobrze
kotku.
— Ani
kotku!
— Tak,
kochanie.
Machnęła ręką, widząc, że nic nie
zdziała.
— Macie
być na lekcjach. Dopilnuje tego —
zagroziła. Podniosłą się i skierowała do wyjścia.
— Ej,
ej! A ty gdzie?! — Potter poderwał
się, gdy poczuł, jak ciężar dziewczyny zniknął z łóżka.
— Spać
— wytłumaczyła.
Poderwał się i przycisnął ja do
drzwi.
— To nie
zostaniesz?
— Ani mi
się śni, Potter — wycedziła.
— A
gdzie buzi na dobranoc? — zapytał
łobuzerskim uśmiechem rozbudzony, wpatrując się z uwielbieniem w
jej twarz.
— Innym
razem — odparła i ku jego zaskoczeniu
pokazał mu język, a następnie go odepchnęła.
Roześmiał się.
— Z
języczkiem?! — spytał, gdy
wychodziła. — Zaaranżujemy to!
Słyszał, jak parsknęła śmiechem.
Tak, jego pozycja w podrywaniu Lily była dużo lepsza niż w zeszłym
roku. Zasnął, myśląc o niej.
★★★
Nie mógł zrozumieć jak ona może
się z nimi zadawać. Z takimi beznadziejnymi podrywaczami i
krętaczami. Obserwował jak jej delikatna dłoń, uderza Pottera w
potylicę, kiedy rozmasowywał miejsce po uderzeniu, coś powiedział,
co wyraźnie rozbawiło Lily. Nie mógł uwierzyć, że mogła
polubić tego kretyna. Przecież zawsze na niego narzekała i
psioczyła. Tyle razy mu się żaliła, opowiadała, jak jej dokuczał
i jakim jest skończonym dupkiem. Co się zmieniło, że siedzieli
obok siebie i zaśmiewali się w najlepsze do łez? Po chwili
obydwoje słuchali z uwagą Blacka, by znów wybuchnąć śmiechem.
Jak on mógł dopuścić do tego, że odwróciła się od niego na
rzecz Pottera. W najgorszych koszmarach nie dopuszczał do siebie
takiego scenariusza. Już w wakacje broniła go i ukazywała jako
lepszego, niż ona sam był w rzeczywistości. Severus nie mógł
oprzeć się pokusie i zaczął intensywnie wpatrywać się w
Gryfonkę. Legilimencji uczył się po kryjomu od dwóch lat, jednak
dopiero zaczęło mu się udawać, wchodzić do mniej złożonych
umysłów. Takich jak przykładowo wystraszonych pierwszaków.
Spędzał godziny na wysłuchiwaniu myśli o gubieniu się w zamku i
nieumiejętnym posługiwaniu różdżką. Postanowił po raz pierwszy
spróbować na kimś innym. Wdarł się do umysłu niczego
nieświadomej dziewczyny. Zobaczył, jak wczoraj rozmawiała z
Potterem, jak był blisko niej. Uśmiechnął się nieznacznie, gdy
Evans odepchnęła Pottera, ale zaraz pojawił się grymas, gdy
okazało się, że nie zrobiła nic, aby definitywnie pokazać, że
nie ma prawa jej dotykać.
Ktoś go popchnął i jego
koncentracja osłabła. Zobaczył, jak Lily podnosi się i wychodzi
wraz z przyjaciółkami z Wielkiej Sali. Warknął na jakąś
drugoklasistkę i również się wyszedł z pomieszczenia. Musiał
coś zrobić natychmiast, pokazać, że mu zależy i nie odpuści tak
łatwo. Nie podda się, nie odda jej Potterowi, który jak zauważył,
nie próżnował. Evans musi być jego.
★★★
— Czy
dziś mogę przyjść po tego buziaka na dobranoc? —
zapytał Potter.
Walnęła go z całej siły w ten
rozczochrany łeb.
— No
dobra — jęknął zbolałym głosem —
Ten języczek ci odpuszczę, ale tylko raz!
Roześmiała się.
— Ja też
chcę buziaka na dobranoc z języczkiem! —
poskarżył się Łapa. — James!
Podobno jesteś w tym nieziemski! —
Zatrzepotał rzęsami w stronę Pottera.
— Wybacz
Łapo. Nie chcę dostać pcheł.
Wybuchnęli śmiechem. Wesoło
gawędząc, wyszli z Wielkiej Sali. Kiedy szli, Lily specjalnie
zwolniłaby pozostali ją wyprzedzili, nikt nie zwrócił uwagi,
zwłaszcza, że Łapa z przejęciem oraz ogromnym zaangażowaniem
opowiadał kolejną historyjkę dziewczynom.
—
Stęskniłaś się? Chcesz, żebyśmy zostali sami w jakiejś komórce
na miotły?
— Kretyn
— stwierdziła.
—
Zakochany kretyn — poprawił ją.
Odchrząknęła i nie drążyła
tematu. Nigdy wcześniej nie powiedział, że coś do niej czuje i
była pewna, że jego zachowanie spowodowane jest chęcią zdobycia.
W końcu jak powiesz kobiecie, że ją kochasz, to ona zrobi dla
ciebie wszystko. A zwłaszcza się z tobą umówi. Prychnęła.
— Nie ze
mną taka taktyka, Potter.
— To
prawda.
— Co
kupujecie Blackowi na urodziny? To już jutro? —
spytała.
—
Niespodzianka, ale jak nie macie pomysłu możecie się dorzucić.
Pół Gryffindoru się składa i jeszcze z innych domów.
— Po
ile?
— A na
ile wyceniasz naszego kawalarza? —
zapytał błyskiem w oku.
— Wtedy
nic bym mu nie kupiła — odparła.
Roześmiał się, ale zaraz spoważniał.
— Jest
więcej wart niż niejeden człowiek.
— Wiem —
przytaknęła — Tak się z tobą
droczę. — Mrugnęła okiem.
— Fiu,
fiu. Evans, nie poznaje cię! Od złośnicy do zalotnicy.
—
Kretyn.
—
Zakoch... — Zatkała mu usta.
— Daruj
sobie.
★★★
Lily rozprostowała i zacisnęła
kilka razy palce zmęczone od ciągłego pisania. Wszystkie eseje na
kolejny tydzień odrobiła, został jej do nakreślenia schemat
gwiazdozbioru Raka na astronomię. Choć nie musiała kontynuować
tego przedmiotu, ponieważ przyjęcie na szkolenie aurora nie
wymagało OWUTemu, uważała, że znajomość nieba w terenie może
być niezwykle pomocna. Nie zawsze można się kierować rozpoznaniem
północy po obrastaniu mchem drzew. Przeciągnęła się i posłała
uśmiech Dorcas. Współczuła jej, choć sama była ambitna jej
przyjaciółka biła ją na głowę. Oprócz pięciu podstawowych
przedmiotów potrzebnych do zawodu uzdrowiciela dodatkowo
kontynuowała astronomię, numerologię i starożytne runy. Była
zapracowana, wciąż się uczyła albo odrabiała zadania domowe i
nigdy się nie skarżyła. Evans po cichu zazdrościła jej
determinacji i umiejętności dysponowania czasem.
—
Idziemy?
—
Jeszcze półtora eseju. Poza tym Julka zaraz przyjdzie, ma kłopot z
numerologią.
— Zostać
z tobą?
— Nie
trzeba. Chyba że chcesz posłuchać narzekań jedenastolatki, że
„magiczna matematyka” jest jeszcze gorsza.
—
Spasuję — odparła. —
Widzimy się w wieży?
— Yhym.
Zaczęła pakować swoje przybory i
gotowe wypracowania.
— Może
ci pomóc? Co masz do napisania?
—
Zaklęcia. Nie trzeba, szybko mi pójdą. Uciekaj.
— Skoro
tak.
Podniosła się, zarzuciła torbę na
ramię. Zgarnęła książki, których używała do odrobienia lekcji
i odniosła na swoje miejsca, po czym cicho wyszła z biblioteki.
Idąc, rozmyślała o zachowaniu Pottera. Jeszcze ani razu nie spytał
jej o randkę i nie prowokował kłótni. Przeszli na poziom
droczenia się, co musiała przyznać, było przyjemniejsze niż
ciągłe wyzwiska. W ogóle od początku roku lepiej się dogadywali,
nie wiedziała, które z nich się zmieniło. A może obydwoje
wydorośleli? Nie oznaczało to, broń Merlinie, że zaczął jej się
podobać czy coś równie głupiego, ale miło było nie słyszeć...
— Evans
umów się ze mną! — Krzyk Jamesa
rozniósł się po korytarzu.
—
Przechwaliłam go — jęknęła i
odwróciła się.
Rozejrzała się, ale nikogo nie
zauważyła. Machnęła różdżką, aby zdjąć ewentualne zaklęcie
maskujące, które również nic nie dało. Wystraszyła się, gdy
coś otarło się o jej nogę, widząc swoją kotkę, westchnęła i
podrapała ją za uchem.
— Evans
umów się ze mną!
Słowa znów się powtórzyły. A ona
zmierzyła badawczym wzrokiem Kleopatrę.
— Kleo?
— Evans
umów się ze mną!
—
Imbecyl — warknęła, dochodząc do
wniosku, że zamiast miauknięcia z pyska kota wydobywa się głos
Pottera. Złapała zwierzaka na ręce, przez co on zaczął
przeraźliwie krzyczeć.
— Evans
umów się ze mną! Evans umów się ze mną! Evans umów się ze
mną!
— Zabiję
— mruczała pod nosem, próbując
uciszyć kocicę wyrywającą się coraz bardziej.
Zajęta zwierzęciem nie spostrzegła
się, gdy ktoś złapał ja od tyłu, zasłonił usta i zaciągnął
do komórki na miotły. Wystraszona Kleopatra uciekła krzyczeć na
cały korytarz „Evans umów się ze mną!”. Lily szamotała się
i próbowała wyrwać, jednak chłopak, bo wyraźnie czuła męskie
perfumy był silniejszy i przycisnął ją do ściany. W składziku
było ciemno, więc nie mogła zobaczyć nawet czubka własnego nosa,
a co dopiero drugiej osoby. Dłoń przeciwnika odsunęła się od jej
ust, już chciała zapytać, co sobie wyobraża. Kimkolwiek by nie by
napadł na prefekta i nie zamierzała tego darować nikomu.
— Kim
kol... — Usta zamknął jej pocałunek.
Natarczywy, zachłanny, jednak po chwili stał się delikatniejszy i
bardziej subtelny. Stała jak sparaliżowana, machinalnie oddawała
pocałunek i nie potrafiła odepchnąć od siebie intruza, choć
bardzo tego chciała. Właśnie przeżywała swój pierwszy
pocałunek. W składziku na miotły. Bez jej pozwolenia. W dodatku
nie wiedziała z kim. Prawda dotarła do niej szybciej, niż by
chciała, jej zaczarowana kocica była równoznaczna z Potterem.
Skoncentrowała wszystkie siły, by przerwać tę sytuację, gdy
chłopak się odsunął. Dopadła różdżki i zapaliła światło.
Rozejrzała się po małym pomieszczeniu, lecz była sama. Zacisnęła
pięści i pognała w stronę wierzy Gryffindoru.
Każdy w Hogwarcie, nawet pierwszaki,
zdążyli poznać wybuchowy temperament pani prefekt. Kiedy pędziła
korytarzami z miną wyrażającą chęć mordu, wszyscy uciekali w
popłochu, kilku śmiałków ruszyło za nią, licząc na dodatkową
atrakcję, jaką zapewne miała być afera z Huncwotami. Jęknęli
zdruzgotani, gdy Evans skierowała się wprost do dormitorium
kawalarzy z szóstego roku, byli pewni, że omija ich niezłe
widowisko.
Wparowała bez pukania i omiotła
wzrokiem pokój.
— Gdzie
on jest?! — warknęła na Syriusza.
— Witaj
Evans, nie krepuj się. Zawsze marzyliśmy —
Wskazał na pozostałą dwójkę, w postaci Remusa i Petera —
żebyś wpadała tu bez pukania —
stwierdził z ironią. A potem zaczął narzekać na bezczelność
dziewczyny, którą wykazała, ignorując go.
Lily nie zwracając na nich uwagi
wpadła do łazienki, gdyż Rogacza nie było wśród chłopaków.
—
POTTER! TY... — Zaniemówiła tak jak
James stojący nago przed lustrem.
— Lily?
— spytał zdziwiony, widząc jej
odbicie w zwierciadle.
Oblała się szkarłatnym rumieńcem i
natychmiast wybiegła. Szukający opasał się ręcznikiem i wyszedł
do pomieszczenia obok, w którym znajdowała się zszokowana trójka
Huncwotów.
— O
stary, aż tak kiepsko wyglądasz bez ubrania? —
zapytał Łapa z błyskiem w oku, pokazując malutką odległość
między kciukiem a palcem wskazującym.
James przyłożył mu z całej siły w
żebra, na co tamten się zgiął w pół, ale nie przestał
histerycznie śmiać.
★★★
Urodziny Syriusza Blacka zbliżały
się wielkimi krokami. Jubilat wszystkim dookoła wciąż
przypominał, że będzie z nich najstarszy a co za tym idzie
najmądrzejszy. Co mogło mijać się z prawdą, jednak nikt nie
chciał mu odbierać chwil, tej wręcz nie mal dziecięcej, radości.
Kolejnym zajęciem chłopaka, poza mądrzeniem się, były próby
wyciągnięcia co dostanie za prezent. Nikt poza Huncwotami nie
wiedział, aby niespodzianka nią pozostała.
Rosario wraz z Petrem zostali
oddelegowani do kuchni. Ich zadaniem było zapewnienie i dostarczenie
jedzenia na wieczorną imprezę. Postanowili wybrać się wcześniej,
aby poprosić skrzaty o przygotowanie potraw na odpowiednią godzinę.
Pettigriew był w swoim żywiole, gestykulował i wymieniał uwagi z
małymi kucharzami, kosztował próbek, a potem zatwierdzał bądź
odrzucał ich propozycję. Albertini niewiele się udzielała,
zostawiając decyzję ostateczną specowi w tej dziedzinie.
— I do
tego tort czekoladowy? — zakończył
swój wywód Peter.
—
Genialnie. Nie zapomnij o dekoracji —
przypomniała.
— Tak,
tak. — Wyciągnął z kieszeni małą
paczuszkę. — To na ostatnie piętro,
koło świeczek — poinstruował.
Kęsik pokiwał głową i ostrożnie
przejął od Glizdogona pudełko.
— Możemy
iść? — spytała niecierpliwie Ros.
Miała jeszcze w planach pomoc Alicji i Remusowi dekorowanie Pokoju
Wspólnego. Peter pokiwał i pożegnał się ze skrzatami.
W ciszy przemierzali korytarze zamku,
chłopak drogę przegryzał ciasteczkami, otrzymanymi od usłużnych
zwierzątek.
— Pete?
— Yhym?
— mruknął, gdyż miał akurat pełna
buzię. Zawsze lubił Rosario, żadnego z nich nie faworyzowała,
martwiła się tak samo o każdego i ze wszystkimi rozmawiała
swobodnie jak z dobrym kumplem. Wiele razy mógł jej się zwierzyć
czy poprosić o pomoc i nigdy go nie zbyła dennymi tłumaczeniami.
— Czy ja
jestem ładna? — spytała, wykręcając
palce ze zdenerwowania.
Zakrztusił się jedzeniem i musiała
go mocniej uderzyć w plecy, aby przestał kaszleć.
— Bardzo
— wyjąkał w końcu, wycierając łzy,
które nabiegły mu do oczu, rękawem szaty.
— To
dlaczego się mu nie podobam? —
Westchnęła.
— Ros ja
nie wiem, czy jestem odpowiednia osobą do takich rozmów —
zaczął ostrożnie.
— Jako
mój przyjaciel jesteś — fuknęła
nie niego. Nie lubiła, gdy nie doceniał sam siebie.
— Może
jest gejem? — wypalił, nie wiedząc
nawet o kim rozmawiają.
Roześmiała się serdecznie. Poklepała
go przyjacielsko po plecach i w o wiele lepszym nastroju ruszyli
dalej.
Solenizant nie pozwolił, aby
jakikolwiek element imprezy został zatwierdzony, a nie uzgodniony z
nim osobiście. Z rozpiską w jednym ręku i piórem w drugim
odhaczał „ptaszkami” poszczególne punkty. Przeliczył, ile
alkoholu wypada na jednego imprezowicza i stwierdził, że to zbyt
mało, dlatego James został wysłany po zapasy do Hogsmeade. Remus
biegał i dyrygując różdżką, przestawiał stoły oraz kanapy w
jak najdogodniejsze, zdaniem Blacka, miejsca. Alicja i Rosario
wieszały dekoracje.
— Trochę
wyżej! — krzyknął Syriusz.
Dziewczyny zgodnie przewróciły
oczami,, ale podniosły o parę cali wielki napis :
”17 URODZINY
WSPANIAŁEGO SYRIUSZA BLACKA!”
Nawet Lily została zaangażowana do
pomocy i wraz z kilkoma młodszymi dziewczynami rozkładała serwetki
i plastikowe naczynia na stołach, które w końcu udało się
idealnie ustawić Lupinowi. Łapa z uśmiechem obserwował, jak prace
posuwają się na przód, dostrzegł przemykającego Petera i
natychmiast za nim ruszył.
—
Glizda!
Pettigriew stanął i przełknął
ślinę. Obawiał się, że przyjaciel znów wpadnie w szał taki jak
wtedy, gdy okazało się, że obrusy nie pasują do serpentyn.
Problem ten szybko złagodziła Ros, zmieniając barwę. Chłopak
szybko ocenił odległość i zaklął, widząc blondynkę zbyt
daleko.
— Ile
pięter ma tort?
— Siedem
— wyjąkał.
Black potarł ręką brodę w
zamyśleniu już miał otworzyć usta, lecz Peter kontynuował:
— To
twoja numerologiczna liczba, wróży szczęście i pomyślność —
wytłumaczył w duchu modląc się, aby Syriusz nie znał się na tym
tak jak i on.
—
Genialnie to wymyśliłeś — pochwalił
go — A jaki smak?
—
Czekoladowy. Najbardziej popularny wśród elit. Mam czasopismo
kulinarne, przyniosę ci — zaoferował.
Licząc ponownie, że Łapa nie będzie chciał potwierdzać jego
wyboru odpowiednim artykułem w gazecie, która notabene nie
istniała.
-— Nie,
nie. Ty się na tym znasz. Świetnie stary. —
Poklepał go i odszedł.
Peter odetchnął i z zadowoloną miną
sięgnął po babeczkę. Coś uderzyło go w dłoń, gdy próbował
podnieść przysmak z talerza. Popatrzył oburzony na Blacka, który
mu pogroził.
★★★
Lily rozkładała kubeczki, jednak co
chwilę zerkała w stronę przejścia za portretem. Nerwowo zagryzała
wargę, a policzki zaczynały ją piec na samo wspomnienie niedawnych
wydarzeń. Była wściekła, ale wszystko wskazywało na to, że nie
Potter ją pocałował. Wiedziała, że James ma swoje sposoby, aby
szybko znaleźć się w innej części zamku, ale w tak krótkim
czasie nie dałby rady tego zrobić. Ponadto wyglądał na
autentycznie zaskoczonego jej obecnością. Choć z drugiej strony
ktokolwiek by nie był, gdyby obca osoba wparowała mu do łazienki.
— No
cześć, zboczuszku. — Usłyszała
szept przy swoim uchu i poderwała się zaskoczona.
Zrezygnowana odwróciła się do
Pottera.
— Cześć.
Chciałam cię przeprosić — oznajmiła
rumieniąc się. Stanięcie oko w oko z Potterem po tym
kompromitującym incydencie nie było dla niej łatwe.
— Mogłaś
zostać, byśmy to jakoś spożytkowali. —
Poruszył sugestywnie brwiami.
—
Pocałowałeś mnie? — wypaliła.
— Ja?
Kiedy?
—
Dzisiaj?
— Hmmmm
— zamyślił się. —
Dzisiaj jeszcze nie. Masz rację, trzeba to nadrobić. —
Pochylił się w jej kierunku. Odepchnęła go ręką.
— Nie
kłamiesz?
— Zawsze
możesz sprawdzić, czy to bylem ja.
— Jak?
—
Pocałuj mnie — odparł.
★★★
Dziękuję ogromnie za komentarze, bardzo motywują do pisania:)
Jesteście kochani!
Rogata
★★★
Dziękuję ogromnie za komentarze, bardzo motywują do pisania:)
Jesteście kochani!
Rogata