Witajcie Kochani:)
Przerwa niesamowicie długa i trochę
wyszłam z wprawy pisania, ale mam nadzieję, że AŻ tak źle nie
będzie. Jednak najpierw coś ważniejszego dla mnie.
Chciałam podziękować, że jesteście
ze mną. Zaraz po dodaniu poprzedniego rozdziału odcięłam się od
bloga, potrzebowałam odpoczynku, czasu na poukładanie swoich spraw,
swoistego resetu.
Jednak prawie codziennie dostawałam od Was
komentarze (przychodzą mi na maila:) ) i dokładnie przy każdym z
nich łzy leciały mi ciurkiem z oczu. Otrzymałam od Was tyle
wsparcia, zrozumienia i dobrych słów, jak od nikogo innego.
Praktycznie się nie znamy, a daliście mi coś cenniejszego niż
inni. Wiarę. Wiarę w moją siłę, mój talent, a przede wszystkim
we mnie. Pokazaliście, że jestem najważniejsza, nie kolejna notka,
ale właśnie ja. Za to PRZEOGROMNIE DZIĘKUJĘ:* Wam wszystkim i
każdemu z osobna, kto poświęcił, choć chwilę na napisanie
komentarza, jednak specjalne podziękowania należą się:
Kiwi, bo była, jest i mam
nadzieję, że będzie. Bez Ciebie ani rusz!:*
Visennie, bo zawsze zachwyca się
moimi wypocinami i chciała czekać nawet rok.:* Dzięki Merlinowi
zeszło się szybciej:D
Łapie i Rogaczowi, bo miałyście
rację. Zawsze wychodzi słońce. Może moje nieśmiało wychyla się
dopiero zza chmur, ale to już coś:*
Eskarynie, bo Twój komentarz
zwłaszcza ten drugi kopnął mnie w dupie i zaczęłam pisać nowy
rozdział:*
Optimist, bo udało jej się
wlać we mnie tonę optymizmu, a tego mi brakowało:*
Teoretycznej, bo również jest.
I nazwała mojego De idiotą. Należało mu się! :*
Dedykuję rozdział właśnie Wam:)
☆☆☆
Trzy przyjaciółki przemierzały
ścieżki Hogsmeade. Dwie niezwykle znudzone powłóczyły nogami za
trzecią, najbardziej ruchliwą. Blondynce głowa latała na
wszystkie strony i można by stwierdzić z pewnością, że kogoś
szuka. Pozostawiła dziewczyny na dworze i weszła do małego
sklepiku na rogu kamienicy. Rozejrzała się z ciekawością,
obdarzyła niezwykle szerokim oraz ciepłym uśmiechem
sprzedawczynię, a następnie opuściła pomieszczenie z nietęgą
miną. Pokręciła głową, a jej towarzyszkom nadzieja zniknęła z
twarzy. Niewiele myśląc Albertini ruszyła dalej, w głąb drogi.
Lily i Dorcas westchnęły, ale dzielnie ruszyły za koleżanką. W
dwóch kolejnych butikach nie znalazły tego, czego od dobrych kilku
godzin poszukiwały. Pierwsza nie wytrzymała Meadowes.
— Ros
czy możemy wreszcie przestać łazić bez celu po wiosce i iść na
kremowe?
—
Wykluczone — odparła kategorycznie i
weszła do apteki.
Dor spojrzała błagalnie na Evans. Ta
jedynie rozłożyła bezradnie ręce.
— Tu też
nie ma — stwierdziła Rosario,
wychodząc.
— Czego
ty właściwie szukasz? — zapytała.
— Chyba
raczej kogo — podszepnęła Lily. —
Chociaż może zwłoki Longbottoma podchodzą już pod rzecz. —
Zachichotała.
— Nie
wygłupiaj się! — fuknęła na nią
Albertini.
— Na
prawdę ich szukamy? — spytała z
niedowierzaniem.
Ros potaknęła.
— Ty
chyba chora jesteś. Idziemy na piwo.
—
Jeszcze koniec tej uliczki i obiecuje, że dam spokój.
Niechętnie przytaknęły i powlokły
się za przyjaciółką.
—
Zobaczcie! — pisnęła podekscytowana
i wskazała na witrynę kawiarni, za którą siedzieli Frank i
Alicja.
— Zaraz
się pocałują — szepnęła z
niedowierzaniem Lily i podeszła bliżej.
—
Mówiłam! Mówiłam! — Ros
podskakiwała i klaskała w ręce z uciechy jak mała
dziewczynka.
★★★
Huncwoci również skorzystali z
możliwości wyjścia do wioski czarodziejów. Mogli to robić w
każdy inny dzień nielegalnie, ale dziś z braku lepszych zajęć,
wybrali się na kremowe piwo do Trzech Mioteł. W oczekiwaniu na
trunek James zagadywał Rosmertę, a reszta bandy sprzeczała się,
kiedy najlepiej wcielić w życie planowany żart. Prowodyrem
dyskusji jak zwykle był Syriusz i to on najgłośniej wygłaszał
swoją opinię. Co chwilę uciszał go Remus, widząc jak McGonagall,
siedząca przy stoliku z dyrektorem i Slughornem, mierzy ich
zaciekawionym, a jednocześnie ostrzegawczym spojrzeniem.
—
Glizda, no powiedz sam. Który posiłek jest ważniejszy: śniadanie
czy kolacja?
Peter zamyślił się. Wybór był
ciężki i niezwykle ważny, gdyż od tego zależało powodzenie
kawału. Dla niego każdy posiłek był istotny, żadnego nie
opuszczał, a gdy nie mógł uczestniczyć w którymś z nich, udawał
się do kuchni w możliwie jak najszybszym czasie. Przecież stałe
godziny jedzenia są niezwykle ważne, a przede wszystkim zdrowe dla
organizmu. Syriusz mierzył go wzrokiem natarczywym i ponaglającym,
Lupin z rozbawieniem obserwował kontemplującego kumpla.
— Ciężki
wybór. — Westchnął w końcu. Black
przewrócił oczami i stracił zainteresowaniem bezużytecznym
kumplem.
— Luniu
— zaczął, a Remus westchnął —
A według ciebie?
—
Wszystko mi jedno. Ja opuszczam i kolacje, i śniadania.
— To
może obiad? — Podchwycił Łapa.
Potter wrócił do przyjaciół.
Postawił przed każdym kufel z kremowym przysmakiem i zasiadł przy
stoliku. Rozejrzał się, wyszczerzył, a nawet pomachał do Minerwy.
Ta pogroziła mu palcem i odwróciła się do swoich towarzyszy.
—
Rogaczu, tylko ty i ja jesteśmy na tyle elokwentni, aby zdecydować.
—
Śniadanie — odparł bez zastanowienia
James i pociągnął łyk napoju. Nawet nie musiał czekać, aż
Syriusz zada mu pytanie. Doskonale wiedział, o co chodzi jego
przyjacielowi.
—
Dlaczego?
— Żaden
nauczyciel w nocy nie skontroluje, bo będzie spał. A jakby udało
się przeciągnąć na obiad.
Black zamyślił się, argumentacja
Jamesa nie do końca do niego trafiała.
— Poza
tym każdy najbardziej głodny jest rano, a śniadanie to
najważniejszy posiłek dnia. Tak mówi Evans.
Syriusz ponownie przewrócił oczami.
—
Przekonałeś mnie tą opinią rudzielca —
stwierdził z ironią.
Remus parsknął w swoje piwo.
— Czyli
musimy dziś wieczorem zacząć operację. —
Łapa zatarł ręce i wzniósł kufle w geście toastu.
★★★
Alicja przysunęła swoją twarz
jeszcze bliżej Franka, jej usta prawie dotykały jego.
— Nie
całuje się na pierwszej randce —
szepnęła i z wielkim uśmiechem obserwowała, jak na jego twarzy
maluje się rozczarowanie.
Ros podskakiwała, aby lepiej widzieć.
—
Pocałowali się? Co? — dopytywała.
— Chyba
nie — mruknęła z niedowierzaniem
Dorcas.
— Idiotka.
— Westchnęła Lily. —
Czy możemy już iść?
—
Taaaaaa. — Skapitulowała Albertini.
—
Nareszcie — stwierdziła z ulgą.
Oddaliły się od kawiarni,
pozostawiając parę samą sobie.
Frank zamrugał kilkakrotnie, jakby
Alicji nagle wyrosło trzecie oko.
— To
dobrze, bo ja też nie — odparł i
obdarzył ją uśmiechem. Odzyskał wewnętrzny spokój oraz
stwierdził, że są dwie opcje.
Pierwsza: Ala chce się znów spotkać.
Druga: Ala daje do zrozumienia, że nic
z tego nie będzie.
Wstali z puf i wyszli na zewnątrz.
Przyjrzał się tej przewrotniej dziewczynie i stwierdził, że raz w
życiu może być spontaniczny. Złapał ją za rękę, przyciągnął
do siebie, zanim zdążyła zaprotestować i pocałował ją. Czekał,
kiedy odepchnie go i wymierzy policzek, ale jego oczekiwania nie
zostały spełnione. Bones zarzuciła mu ręce na szyję i oddała
pocałunek.
Było lepiej niż w jej najśmielszych
snach. Całowała się tyle razy, ale nigdy nie czuła czegoś
takiego. Miliony „motyli” w brzuch fruwało i rozsadzało ją od
wewnątrz. Szczęście zaczęło wypełniać każdą komórkę ciała,
a przyjemny dreszcz podniecenia spacerował wzdłuż pleców.
Oderwali się od siebie wpatrując
jeszcze w oczy, aby przedłużyć trwającą chwilę.
— Tak
pomyślałem, że w sumie to nie była randka —
odezwał się, chcąc w sten sposób rozładować napięcie. Obawiał
się, że nieprzewidywalna panna teraz może zacząć swoja tyradę.
Parsknęła śmiechem.
— W
końcu zachowujesz się jak facet —
mruknęła. — Dziękuję za
randkę, było cudownie. — Złożyła
delikatny pocałunek na jego policzku i łapiąc za rękę,
pociągnęła w stronę zamku.
Co chwilę zerkał na nią, a potem na
ich splecione dłonie. Nie mógł uwierzyć we własne szczęście.
Dyskretnie uszczypnął się, ale czując ból, stwierdził, że
jednak nie śni.
★★★
Uważnym, czujnym okiem obserwował
uczniów wracających do zamku. Przez lata nauczył się w mig
wychwycić dziwnie i podejrzanie zachowujących się gagatków. O
jego nogi otarła się ukochana kotka, wziął ją na ręce, razem
pilnowali hogwartczyków. Pani Norris miauknęła przeciągle, coś
przykuło jej wzrok. Odstawił ją na krzesło, które postawił przy
drzwiach wejściowych, a sam ruszył w stronę Huncwotów.
— Muszę
was przeszukać. — Zarządził. —
Pod ścianę!
Cała czwórka zgodnie przewróciła
oczami, jednak bez słowa sprzeciwu podeszli do ściany.
Filch zaczął od Remusa. Mimo
dokładnych oględzin jego torby oraz kieszeni niczego nie znalazł.
Zawiedziony zabrał się jeszcze gorliwiej do obszukania Petera.
Kiedy pochylał się obmacując nawet pulchne kostki Glizdogona,
rozległ się trzask pękającego materiału. Za sprawą Syriusza
spodnie na tyłku woźnego miały teraz ogromną dziurę, przez którą
było widać kalesony. Wszyscy powracający wycieczkowicze mieli
niezły ubaw. Argus cały czerwony na twarzy, ale bardziej ze złości
niż z zażenowania, warkną przeciągle, ale nie zaprzestał
buszowania w torbie Petera. Zdenerwowany i zawiedziony, że tym razem
nie znalazł niczego co znajdowało się na zakazanej liście
przedmiotów chcąc nie chcąc puścił Gryfonów.
— Kiedy
ten stary pryk nauczy się, że my mamy od tego ludzi. —
Zaśmiał się Black. — Ros kochanie,
pozwól — zwrócił się do rozwalonej
na kanapie dziewczyny.
— A a a
a nie tak szybko przystojniaczku. Najpierw zapłata.
Potter wyciągnął paczkę
Musów-Świrusów a Peter pudełko Cukrowych Piór.
—
Przyjemnie się robi z wami interesy panowie —
odparła i wręczyła im małe zawiniątko.
★★★
Z ogromnym uśmiechem na twarzy i
nieobecnym wzrokiem weszła do dormitorium. Padła na łóżko i
przymknęła powieki.
— Chyba
nie-randka się udała — zagaiła
Dorcas.
— To
była randka — przyznała Alicja i z
pleców przekręciła się na brzuch, aby widzieć przyjaciółki.
— A
jednak? I jak wytrwałaś z tym głupim Longbottonem? —
dopytywała Lily.
— Noooo
jakoś poszło.
—
Całowaliście się?! — wypaliła
Rosario.
—
Przecież doskonale wiesz, że nie! —
Lily przewróciła oczami.
—
Właściwie to tak — mruknęła Ala.
—
Kiedy?! — zapytała Meadowes.
—
Przecież was śledziłyśmy! —
Oburzyła się Evans. Zraz jednak zakryła dłonią usta, rozumiejąc
jaką gafę popełniła. Albertinni posłała jej zabójcze
spojrzenie.
—
Śledziłyście mnie? — spytała
Alicja raczej rozbawiona niż zła.
— Oj tam
śledziłyśmy. — Ros machnęła
lekceważąco ręką.
—
Poszłyśmy zobaczyć czy go nie poćwiartowałaś —
dorzuciła Lily.
— Lily!
— zganiła ją Dorcas.
Alicja przysłuchiwała się
przekomarzaniom przyjaciółek. Nie mogła uwierzyć, że tak
kibicował jej i Frankowi, zwłaszcza Lily, która swego czasu żywiła
do niego głębsze uczucia.
— Cofam
wszystko, co powiedziałam na jego temat —
stwierdziła i mimo ogólnego gwaru wszystkie trzy ją usłyszały i
zamilkły jak na komendę.
— Serio?
— Yhym.
Jest miły, czarujący, szarmancki, zabawny, przystojny i nosi mój
portret w portfelu — wypowiedziała na
jednym tchu i zakryła twarz poduszką. —
I cudownie całuje — dodała
przyciskając materiał do ust, licząc, że nie zrozumieją.
Zrozumiały. Rosario zaczęła skakać
po jej łóżku i piszczeć z uciechy. Lily wyrwała jej poduszkę i
stojąc nad Bones zaczęła prawić kazanie.
— Jak to
spartolisz, to osobiście ci nakopie!
— Musimy
to uczcić. Idę po kremowe do chłopaków! —
krzyknęła Rosario i już jej nie było.
— Lily?
— spytała niepewnie Ala.
— Tak?
— Nie
masz nic przeciwko? No wiesz, ty...
— On
nigdy nie był dla mnie — odparła i
obdarzyła ją ciepłym uśmiechem.
★★★
Po kolacji odczekali dłuższy czas.
Wiedzieli, że skrzaty nie są głupie, więc wybrali się do kuchni
tuż przed ciszą nocna, aby nie wzbudzać niczyich podejrzeń. O
dziesiątej mieli zamiar być z powrotem w wieży. Szli korytarzami
zamku. James i Syriusz zaśmiewali się do rozpuku z żartów tego
drugiego. Ulubioną zabawą Blacka było zaczepianie pierwszaków,
kilkorgu z nich standardowo zasupłał buty, aby wyrżnęli
przysłowiowego orła, robiąc krok do przodu, zaczytanemu blondynowi
zaczarował książkę, by tekst w niej stał się niewidzialny. Mała
dziewczynka zajadała się pasztecikami podwędzonymi z kolacji. Co
chwilę wkładała rękę do torby i wyciągała przysmak, dowcipniś
zamienił go w wijącego się robaka. Krzyknęła i przerażona
pognała przed siebie, upuszczając torbę, z której wypełzło
mnóstwo glizd.
— Patrz
Peter, rodzina przyjechała —
powiedział James i ponownie dało się słyszeć gromki śmiech
dwóch chłopaków. Remus poklepał go przyjacielsko po plecach, no
co ten wzruszył tylko ramionami. Przyzwyczaił się do ich docinek.
Podeszli do obrazu z misą owoców,
Remus połaskotał gruszkę. Ta cichutko zaśmiała się w odpowiedzi
na pieszczotę i zamieniła w klamkę.
—
Panowie Huncwoci! W czym możemy pomóc! —
Zaoferował się jeden ze skrzatów.
—
Smakował panu tort, sir? — Skrzatka
zwróciła się do Syriusza.
— Był
wyborny. — Pochwalił. Na co ona
rozpromieniła się.
— Mamy
coś dla was w podzięce — powiedział
Potter.
Oczy stworzonek rozszerzyły się ze
zdumienia, zaczęły z ciekawością przyglądać się czwórce
chłopaków. Nikt nigdy nie dał im niczego w ramach podziękowania.
— My nie
chcemy ubrań. Nam tutaj dobrze! Dumbledore jest dobry! —
krzyknął jeden ze starszych zwierzątek. Zaraz jednak usłużnie
się skłonił i nieśmiało przeprosił.
— Nic z
tych rzeczy. Mamy coś o wiele lepszego —
odparł z uśmiechem Syriusz.
Remus wyciągnął z kieszeni małą
paczuszkę, którą kilka godzin wcześniej otrzymali od Albertini.
Odpakował ją i postawił na podłodze, a potem machnął różdżką
i wypowiedział zaklęcie. Paczka zaczęła rosnąć i nabierać
prawdziwych kształtów.
—
Oooooooo — wydobyło się z małych
gardziołek.
—
Częstujcie się do woli. — Syriusz
zaprosił je gestem.
Powoli, bardzo niepewnie podeszły do
stosiku pudełek.
— Nie
krępujcie się — zachęcił James.
Długo namawiać ich nie musieli.
Wymienili szerokie uśmiechy. Poszło sprawniej, niż by się
spodziewali.
★★★
Przy Grimmuld Place 12 rozległo się
głuche pukanie w stare, dębowe drzwi. Po chwili lewe skrzydło
otworzyło się i wyłoniła się głowa skrzata domowego. Widząc
przybysza, szybko roztworzył na oścież i wpuścił gościa.
— Co
pana sprowadza, sir? — zapytał,
odbierając od niego płaszcz.
— Ojciec
mnie przysyła do Oriona.
Przytaknął i zaprowadził mężczyznę
do salonu, proponując coś do picia i wychodząc powiadomić swojego
pana.
Po chwili do pokoju wszedł Black,
przywitał się uściśnięciem dłoni i poprowadził gościa do
swojego gabinetu. Gestem zachęcił, aby usiadł, a sam szczelnie
zamknął drzwi.
— Co cię
do mnie sprowadza Lucjuszu?
— Ojciec
poprosił o przekazanie tego, wuju. —
Malfoy sięgnął za pazuchę szaty i wyciągnął kopertę. Podał
ją Orionowi. Gospodarz wstał, podszedł do szafki, wycelował w nią
różdżką, a ona z cichym kliknięciem się otworzyła. Wyjął
grubą książkę oprawioną w smoczą skórę i wrócił na fotel za
biurkiem. Otworzył kopertę i przeliczył sprawnie jej zawartość.
Uniósł nieznacznie brwi w wyrazie zdziwienia i przeliczył
ponownie. Znów się nie zgadzało. Wtedy Lucjusz postanowił zabrać
głos.
— Jest
więcej.
—
Dlaczego? Każdy miał przynieść określoną kwotę.
— Tyle
samo chciałbym i ja przekazać —
odparł, nie siląc się na wyjaśnienia.
— Dasz
tyle samo, ile wyznaczono ojcu —
powiedział stanowczo Orion.
— Nie ty
o tym decydujesz, wuju. Masz tylko zebrać pieniądze.
— Wezmę
tyle, ile wam wyznaczył Czarny Pan. Poinformuje go, że jesteście
skłonni dać więcej.
— Akurat
— prychnął.
— Nie
chcesz chyba, abym szepnął słówko twojemu teściowi o
nieodpowiednim zachowaniu w moim domu.
Przez twarz Malfoya przebiegł cień
zdezorientowania. O ile nad ojcem miał władzę, o tyle Cyngus Black
nie znosił niesubordynacji ze strony dzieci, a on od wakacji do nich
się zaliczał. Odchrząknął.
— Nie,
skąd. Wybacz, wuju.
— Tak
lepiej. Daj należytą kwotę i możesz wyjść.
Pośpiesznie wyjął drugą kopertę,
odliczył sumę i podał ją Orionowi.
— Tak
lepiej. Przekaż Cyngusowi, że pragnę się z nim spotkać —
poprosił tonem nieznoszącym sprzeciwu.
— Nie
wiem, kiedy wraz z Narcyzą będziemy u nich. —
Lucjusz próbował ratować swoją pozycję w oczach Oriona. Nie da z
siebie zrobić posłańca.
—
Trudno. W takim razie sam się z nim skontaktuję. —
Udał rozczarowanie, ale zrozumienie. Lodowaty głos sprawił, że
Malfoyowi ciarki przebiegły po plecach.
— Choć
wracając, mogę do niego wstąpić —
zaczął, wiedząc, że to starcie przegrał.
— Byłbym
zobowiązany. — Obdarzył go sztucznym
uśmiechem. — Żegnam.
Malfoy opuścił rezydencje Blacków w
pośpiechu. Orion zaczął współczuć Cyngusowi zięcia. Próbował
grać ważną osobę, ale nie miał dość sprytu, ani odwagi, aby
zając godnie miejsce Abraxasa a tym bardziej jego szwagra. Oby
Belatrix trafił na lepszego męża.
— Czego
chciał Lucjusz? — zapytała go
Walburga, gdy siedział w salonie przed kominkiem i sączył Ognistą
Ordona.
— Moja
droga, przyniósł pieniądze.
— Tyle
ile życzył sobie Czarny Pan?
— Chciał
dać więcej.
— To
chyba dobrze, nieprawdaż?
— Nie! —
warknął, ale zaraz zreflektował się. —
To ja chcę zaoferować więcej pieniędzy, nie pozwolę, aby
Malfoyowie byli lepsi od nas!
— A
Cyngus?
— Dał
tyle, ile mu kazano. Chyba szykuje posag dla Belli.
—
Myślisz, że mają kandydata?
— Oby
lepszego niż ten. Spotkaj się z Durellą na te wasze babskie
plotki. Muszę wiedzieć, na czym stoimy. Wiem, że to twój brat,
ale chcę, abyśmy to my byli najważniejsi w hierarchii u Czarnego
Pana.
—
Oczywiście Orionie, jutro ją odwiedzę.
Zamknął oczy i rozkoszował się
smakiem alkoholu.
★★★
Mogłoby się wydawać, że
poniedziałkowy ranek nie będzie zbyt gwarną porą. Wiele osób
przysypiało podpartych na rękach lub podręcznikach. Sowia poczta
pojawiła się punktualnie chwilę po ósmej i każdy, kto otrzymał
list lub prenumeratę swojego ulubionego czasopisma, zagłębił się
w lekturze. Byli również uczniowie, dyskutujący o dzisiejszym
planie lekcji i zadanych pracach domowych. Najwięcej jednak
wyglądało tęsknym wzrokiem za śniadaniem, które notabene powinno
zacząć się dziesięć minut temu.
Frank Longbottom stał w drzwiach
Wielkiej Sali i obserwował stół Gryfonów. Nie wiedział jak
powinien zachować się, względem jednej z przedstawicielek płci
pięknej z jego domu. Wczoraj spędzili bardzo miły dzień i
wydawało mu się, że w końcu udało mu się przekonać do siebie
dziewczynę. Znał jednak jej nieprzewidywalność i mogła udawać,
że niedziela się nie zdarzyła, a zbłaźnić się przed nią nie
miał zamiaru po raz kolejny.
—
Wchodzisz czy dalej będziesz przytulał się do tych drzwi? —
Usłyszał znajomy głos i odwrócił się.
—
Oczywiście, że wchodzę —
odpowiedział Syriuszowi i wraz z całą czwórką Huncwotów wszedł
do pomieszczenia.
— Cześć
wszystkim! — krzyknął Black,
obwieszczając całej sali, że oto pojawił się na posiłku i
usiadł na swoim ulubionym miejscu. Pozostała trójka przywitała
się nieco ciszej, a Potter standardowo, dodatkowo rzucił swoje:
”Cześć Evans, umówisz się ze mną?”. Po również
standardowej odpowiedzią padającej z jej ust każdego ranka: ” Po
moim trupie, Potter” każdy przechodził do konsumpcji. Frank
przyglądał się Alicja, która dyskutowała o czymś z Dorcas. Lily
czytała Proroka Codziennego, a Rosario wystawiła język i zawzięcie
pisała po pergaminie. Mógłby założyć się o galeona, że znów
zapomniała pracy domowej. Z jednej strony chciał do niej zagadać,
zapytać o jakąkolwiek bzdurę, z drugiej nie chciał przeszkadzać
w rozmowie.
— Cześć
Frankie. — Usłyszał i poczuł ciepło
ust Katrin na swoim policzku. —
Dzisiaj to musisz znaleźć dla mnie trochę czasu.
—
Oczywiście — odparł i uśmiechnął
się. Bardzo lubił Adams, mieli wspólne tematy, może była nieco
męcząca, ale nikt nie był idealny.
Bones kontem oka obserwowała. jak do
Franka przysiada się jej rywalka. Chciała jak najszybciej zwrócić
jego uwagę na sobie i zaczęła rozglądać się po stole w
poszukiwaniu wymówki, aby przerwać im. Umyśliła sobie, że
poprosi go o podanie czegoś, co będzie stało na tyle daleko od
niej, że nie może sięgnąć. Naturalne, a jednocześnie dające
efekt. Z rozpaczą zauważyła, że prócz pergaminu Ros nie ma
jeszcze nic do zjedzenia, spojrzała na zegarek i ze zdziwieniem
stwierdziła, że od trzydziestu minut powinno być śniadanie.
Rozejrzała się po pozostałych stołach, które również świecił
pustkami.
— Gdzie
śniadanie? — spytała głośno, czym
zwróciła uwagę osób najbliżej niej siedzących.
James i Syriusz wymienili zadowolone
spojrzenia. Ich plan chyba się powiódł. Peter zajadał pod stołem
paszteciki, które wczoraj zabrał z kuchni i w myślach gratulował
sobie swojej przezorności. Pytanie Bones wywołało ogólne
zamieszanie. Uczniowie rozglądali się na wszystkie strony z
nadzieją, że jedzenie pojawi się przywołane siłą woli i
burczącego brzucha. Przy stole nauczycielskim profesorzy wydawali
się zaniepokojeni. Slughorn głośno komentował, że nie może
dłużej czekać i musi przygotować się przed lekcją, w istocie
pognał do swojego kantorku przy sali do eliksirów i zajadał się
kandyzowanymi ananasami.
Dumbledore bez słowa wstał i wyszedł
bocznym wyjściem, McGonagall potruchtała za nim. W ciszy zmierzali
w stronę kuchni.
—
Myślisz, że coś im się stało? —
spytała zaniepokojona.
— Mam
nadzieję, że nie — odparł.
Dotarli pod drzwi królestwa skrzatów.
Weszli, a ich oczom ukazał się opłakany widok. Wszystkie skrzaty
leżały martwe. Minerwa pisnęła przerażona i podbiegła do
jednego z nich, delikatnie przyłożyła głowę do jego torsu w
poszukiwaniu charakterystycznego bicia serca. Wyczuwając tętno,
odetchnęła z ulgą, uniosła mu głowę i pogłaskała po czole.
Ten nieznacznie się poruszył i z całych sił beknął profesorce
prosto w twarz. Odskoczyła zniesmaczona i spojrzała na Albusa,
który powstrzymywał śmiech.
— Są
pijane — obwieściła obrażonym
tonem.
Dyrektor podszedł do stolika, pod
którym walało się kilka butelek po kremowym piwie.
— Tak
myślałem — przyznał. —
Dla ludzi alkohol jest praktycznie niewyczuwalny i trudno się nim
upić. Natomiast na skrzaty działa jak whiskey Ordona w dużych
ilościach.
— Co
teraz zrobimy? Nie ma śniadania —
spytała.
— Idź
do Horacego, żeby przyrządził eliksir na kaca dla skrzatów. Ja w
międzyczasie odwołam pierwsze zajęcia i wyślę uczniów do
pokojów. Prefekci pomogą mi w rozdzielaniu tego, co zostało z
wczoraj.
—
Myślisz, że to Huncwoci, Albusie?
— Och ja
nie myślę, ja wiem. Ale czy mamy dowody?
— Możesz
być pewny, że gdy ten tutaj wstanie. —
Wskazała na śpiącego skrzata. —
Wyduszę z niego prawdę, a wtedy pożałują. —
Zatarła ręce.
Dumbledore pomyślał, że Minerwa
potrafi być straszna i przerażająca. Zaczął nawet współczuć
czwórce Gryfonów, bo wiedział, że jego zastępczyni tym razem nie
odpuści.
★★★
Uczniowie byli zadowoleni, bo
przepadły im pierwsze poniedziałkowe lekcje. Dzięki temu głód
nie był tak doskwierający i uciążliwy. Wczorajszy wypadł do
Hogsemade sprawił, że większość osób miało uzupełnione zapasy
słodyczy z Miodowego Królestwa, więc każdy korzystał z
dodatkowej godziny wolnego. Pół godziny później prefekci
przynieśli kanapki, które udało im się z dyrektorem przygotować.
Lily łypała wściekła na zajadających się Huncwotów, wiedziała,
że to ich sprawka. Chociaż Remus jako prefekt również musiał
szykować posiłek dla całej wieży, wydawał się przygotowany na
taką ewentualność i to utwierdzało ją w przekonaniu, że nie
myli się co do winowajców.
— Evans!
— zwołał Potter.
— Czego?
— odparła zirytowana.
— Chyba
się z tobą ożenię! Pyszne te kanapki! —
Przyznał z uznaniem, czym wywołał wesołość Gryfonów.
Lily już chciała się odgryźć, ale
do głowy wpadł jej lepszy pomysł.
—
Przekażę Kasjopei — odparła słodkim
głosem.
— Komu?
— Potter przestał jeść i spojrzał
na dziewczynę.
—
Kasjopei Blant. Twojej największej fance, poprosiła mnie, abym
własnoręcznie dostarczyła ci kanapki przez nią zrobione —
wytłumaczyła i obdarzyła go uśmiechem.
Rogacz zaczął się krztusić i
wypluwać resztki jedzenia z buzi. Potem pognał do dormitorium,
zatykając usta, był pewny, że zwymiotuje wszystko, co zjadł.
Evans wybuchnęła śmiechem. Wspomniana wcześniej dziewczyna znana
była, z podkochiwała się w Jamesie odkąd sześć lat temu
pojawili się w zamku. Puchonka była niezbyt urodziwa, krążył
również plotki, że czuła niezwykłą awersję do utrzymywania
higieny osobistej. Nikt nie wiedział, ile było w tym prawdy, nawet
sama Lily, ale wzmianka o niej wystarczyła.
— Lily —
zaczął niepewnie Syriusz.
— Tak?
— Ale
tych nie robiła ona? — spytał i
wskazał na trzymaną w ręku kanapkę.
— Pomyśl
czasem Black. Ona nie jest przecież prefektem —
wytłumaczyła.
Dorcas, Ros i Alicja roześmiały się.
Syriusz odetchnął z ulgą i pochłonął
posiłek.
Rozdział super! Warto było na niego tak długo czekać :) czekam na kolejny cudowny rozdział
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
UsuńCudowny rozdział zresztą jak zawsze :)
OdpowiedzUsuńŚmieszny był (w dobrym sensie oczywiście) to z kanapkami było cudowne czuje mały niedosyt ale mogłabym przecież godzinami czytać twój blog :) opłacało się czekać ale mam małą nadzieje że następny rozdział będzie szybciej, ale szczerze to Cię rozumiem że to długo się pisze, wszystkie pomysły, i przede wszystkim chęć do pisania oraz czas nie przychodzi przy pstryknieciu :)
Pozdrawiam i życzę weny i chęci do pisania
Bardzo dziękuję:)
UsuńAkurat to z kanapkami było dopisane chwilę przed dodaniem rozdziału, więc tym bardziej ciesze się, że Ci sie spodobało. Również mam nadzieję, że uda się szybciej dodać nowy wpis:)
Pozdrawiam:)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńhej jestem tu 1 raz i bardzo mi się podoba twój blog napewno przeczytam poprzednie wpisy oraz zapraszam do mnie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję i zapraszam częściej:)
Usuńhej jestem tu 1 raz i bardzo mi się podoba twój blog napewno przeczytam poprzednie wpisy oraz zapraszam do mnie :)
OdpowiedzUsuńhej jestem tu po raz pierwszy i bardzo podoba mi się twój blog napewno nadrobię oraz zapraszam do mnie
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Końcówka była idealna, chociaż z chęcią przeczytałabym co będzie się działo dalej. Mam nadzieję, że tym razem Alicja nie odpuści i nie będzie wydziwiać, i normalnie będzie rozmawiać z Frankiem. Biedny z niego chłopak, nie wie co robić, bo Ala zmienia swoje zachowanie.
OdpowiedzUsuńCiekawy był też fragment o Blackach. Chociaż w jednym opowiadaniu Orion Black nie jest pantoflarzem. No i przytarł nosa Malfoy'owi! :)
Czekam na kolejny rozdział <3
Hej:) Dziękuję:) widać dopisana końcówka na spontana przypadła najbardziej do gustu:) Ala chyba nie jest tak głupia, żeby sobie odpuścić:) A może jednak?
UsuńLucjusz Malfoy dla mnie był zawsze taki Ą Ę, wyżej sram niż dup* mam. I tak zostanie:D Black pantoflarzem? Nie możliwe wystraczy popatrzeć na Syriusza:)
Pozdrawiam:)
Tak się cieszę, że Ala i Franek się pocałowali! To taka słodka para. Muszę też przyznać, iż psikus Huncwotów był naprawdę świetny i taki oryginalny. Twój blog jest cudowny!
OdpowiedzUsuńPS Cieszę się, że u Ciebie lepiej. :)
Frank słodki na pewno gorzej z Alą:D te jej foszki:) i zwodzenie:) Dziękuję za miłe słowa co do żartu;)
UsuńTak, u mnie lepiej:)
Pozdrawiam:)
Suuuuuper! Opłacało się czekać. Jak zawsze cuudowny rozdział. NIe wiem co można jeszcze dodać. Po prostu fantastycznie :D
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję za słowa uznania:)
UsuńPozdrawiam:)
A myślałam że to Peter myśli tylko o jedzeniu ;)
OdpowiedzUsuńPs. ciesze się z powrotu
OdpowiedzUsuńi pamiętaj nawet jakbyś nie pisała przez rok to ja bendę czekała na nowy rozdział póki nie wydasz oficjalnego oświadczenia że juz nie piszesz
Nie może być aż takim łakomczuchem, ale był przygotowany na konsekwencje ich wybryku i zabrał prowiant:)
UsuńTo miłe, że chcesz czekać mam nadzieje, że nigdy takiej przerwy nie będę miała:)
Pozdrawiam cieplutko:)
Genialne
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne
Pozdrawiam Marcela
Witaj kochana:)
UsuńDziękuję i gorąco pozdrawiam:)
Hurra, nowy rozdział! Dostałam takie podziękowania, że czuję się niczym Luke Skywalker, które uratował losy Wszechświata, haha. Przepraszam, czy wszyscy to zarejestrowali? W każdym razie bardzo się cieszę, że wróciłaś :) Blogosfera to jednak dobra terapia.
OdpowiedzUsuńJejku, mam nadzieję, że Alicja i Frank nie byli świadomi wgapionych w nich dziewczyn, bo to by mogło poważnie naruszyć magię pierwszego pocałunku :p Stalkerówny! Wprawdzie do samego pocałunku nie doszło od razu, ale na szczęście nie dlatego, że trzy gryfońskie nosy przelpiały się w tym czasie do szyby. Dobrze, że zachowali go na bardziej prywatny moment :p
O, pomysł z przemycaniem nielegalnych obiektów za pośrednictwem innych uczniów był po prostu genialny, iście huncwocki!
Scena na Grimmauld Place była bardzo udana. Podobało mi się, że Lucjusz próbował zgrywać ważniejszego i sprytniejszego niż jest, ale mu nie wyszło - wydaje mi się, że taki właśnie mógł być młody Lucjusz.
Żarcik Huncwotów był orkutny, ja tam bym się zapłakała, gdybym nie dostała śniadania, a w dodatku biedna Alicja straciła wymówkę, żeby ściągnąć na siebie uwagę Franka. Tak przy okazji, mam nadzieję, że Katrin przez przypadek wpadnie w jakąś przepaść, bo pairing Frank/Alicja jest najcudowniejszy i nikt nie ma prawa się kolo nich czaić :p
Ostatnia scena była wspaniała, jak zawsze, kiedy James obwieszcza światu swoje zamiary względem Lily.
Rozdział był bardzo przyjemny, warto było na niego czekać, chociaż mam wielką nadzieję, że od teraz takie przerwy nie będą się zdarzać :)
Pozdrawiam serdecznie
Eskaryna
Cześć Słoneczko:)
UsuńGwiezdne Wojny obejrzałam dopiero jak weszła nowa część do kin. Tyle lat żyłam w nieświadomości jakie to są świetne filmy:) Do kina oczywiście też się wybrałam:)
Cóż mój pierwszy pocałunek nie był w zbyt intymnym miejscu, więc chociaż Ala i Frank mieli ten komfort. Poza tym Bones nie była by sobą gdyby się nie wycofała.
Tak, dobrze, że mają Rosario:)
Lucjusz dla mnie zawsze był taki joł do przodu, a gdy przychodziło co do czego to pękał.
Ja chyba też, śniadanie to u mnie podstawa. Mogę nie jeść resztę dnia ale rano śniadanko obowiązkowo:)
Katrin w przepaść? Hmmmm niezwykle kusząca wizja:)
I znów przepychanki słowne Lily i Jima na pierwszym miejscu:) uwielbiam o nich pisać:)
Pozdrawiam:)
Fajny rozdział :). Biedne skrzaty takie napite xD.
OdpowiedzUsuńNa pewno będę zaglądać na twojego bloga ;).
~Solis
Dziękuję i zapraszam:)
UsuńROGACIĄTKO
OdpowiedzUsuńCudowny cudowny cudowny!!!
Ale kiedy bastępny???;))
Dziękuję, dziękuję, dziękuję! :D
UsuńNie wiem....
Pozdrawiam:)
Świetny rozdział! ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
UsuńHeej jestem akurat na feriach
OdpowiedzUsuńNo wiec biore telefon wchodze w internet zeby cus sprawdzic (Twoj blog jest ciagle wyswietlony) wchodze i paczam cos sie zmienilo paczam dokladniej a tu 45 roździał!!
Zaczynam krzyczec i birgac wybiagam na korytaszci obiegłam (chyba) caly hotel no ja nie moge wreszcie napisala a stracilam jiz nadzieje!!! Dzwonie do Zuz a ona zrobilachyba to samo bo sie na chwile rozlaczylo
Twoj anonimowy Rogaś
Ooojeju jestm mj strasznie z tego powodu miło, że taka radość sprawiła nowym rozdziałem:)
UsuńPozdrawiam:)
Heeeeeeej jestem taka szęśliwa! Nareszcie nowy rozdział! A juz zaczęłan się o ciebie martwic, ze umarłaś czy cos. Mam nadzieję, ze u ciebie wszystko ok. Pozdrawiam cię bardzo serdecznie! Rozdział był suuuuuuuuuuuuuuperaśny. Kiedy tylko dostałam telefon od mojej najleprzej przyjaciółki ze przyszedł nowy rozdział (to ja jestem Zuza wspomniana w koment. wcześniej) zaczęłam się drzeć jak opentana, a poniewarz byłam na basenie to wszyscy ludzie sie na mnie gapili jak na idiotke (serio). Życzę ci weny i żebyś nie miała więcej żadnych głupich problemów.
OdpowiedzUsuńTwój anonimowy Lunatyk ♥♥♥
Nie na razie nie wybieram się na tamten świat:) Muszę Was jeszcze trochę poza nudzać swoim opowiadaniem;)
UsuńCiesze się, że cały basen dowiedział się o nowym rozdziale u mnie:) Wraz z Rogasiem jesteście super:)
Pozdrawiam:)
Heeeeeeej jestem taka szęśliwa! Nareszcie nowy rozdział! A juz zaczęłan się o ciebie martwic, ze umarłaś czy cos. Mam nadzieję, ze u ciebie wszystko ok. Pozdrawiam cię bardzo serdecznie! Rozdział był suuuuuuuuuuuuuuperaśny. Kiedy tylko dostałam telefon od mojej najleprzej przyjaciółki ze przyszedł nowy rozdział (to ja jestem Zuza wspomniana w koment. wcześniej) zaczęłam się drzeć jak opentana, a poniewarz byłam na basenie to wszyscy ludzie sie na mnie gapili jak na idiotke (serio). Życzę ci weny i żebyś nie miała więcej żadnych głupich problemów.
OdpowiedzUsuńTwój anonimowy Lunatyk ♥♥♥
Nie ma za co dziękować, chyba, że mówienie oczywistych oczywistości i najprawdziwszej prawdy jest czymś wielkim. Choć to nie zmienia faktu,że bardzo mi miło :)
OdpowiedzUsuńTo cudownie, że napisałaś wcześniej niż za rok i bardzo się cieszę, że się zmienia powoli na lepsze. Powoli, ale zawsze. Zresztą, kiedyś słyszałam, że jeśli szczęście jeszcze do ciebie nie przyszło to znaczy, że jest bardzo duże i idzie małymi kroczkami :D Więc oby Twoje było większe od całego świata, galaktyki, wszecgświata i ogólnie wszystkiego, bo tak powinno być i już.
Wspaniały rozdział. Uśmiałam się tym bardziej, że w mojej karierze życiowej było całkiem podobnie, przy czym ja zajmowałam funkcję Dorcas i Lily. Absolutnie nie wiedziałam co robimy i cały czas mówiłam coś w stylu "upadłyście na głowę, nie możemy iść normalnie na jedzenie?", to było całkiem podobna sytuacja i podobnie zabawna, przy czym moje koleżanki musiały mi wskazywać palcem gdzie jest ta "śledzona" jest :D
A moja reakcja kiedy Alicja i Frank się nie pocałowali była mniej więcej taka: "No Longbottom, ty gumochłonie, nie waż mi się tego zlamić!", a potem "Frank! Do boju!". Myślę, że to mówi wszystko :D
I Huncwoci podczas planowania i argument "bo Evans tak mówi", mistrzostwo. Ach, Filch...
To wygląda jak poniedziałkowy poranek, to ma szansę pachnąć jak poniedziałkowy poranek, to mogłoby smakować jak poniedziałkowy poranek... ale nie ma śniadania!!! I to jest nie wybaczalne... no dobra, ale tylko dla Huncwotów i cicho sza ;) Ale współczuję biednym skacowanym skrzatom, jak można?
Szeregi Voldemorta będą rosły w siłę, a to oznacza, że sielanka nie będzie trwała wiecznie i w sumie uświadomiłaś mi bardzo smutną rzecz. Mianowicie za chwilę oni wszyscy zaczną ginąć, skoro jest już szósta klasa i niedługo będą święta i to wszystko się potoczy jak taki kłębek.
No dobra, przestaje marudzić i wracam do cieszenia się z tego co mam na razie, a scena, że Orion chce dać najwięcej, wydaje mnie się taka właśnie strasznie właściwa dla zadufanych w sobie bogaczach i była swego rodzaju śmieszno-smutna.
Chyba nie jesteś w stanie sobie wyobrazić jak bardzo cieszę się, że udaje Ci się iść pod górkę i, że słońce wychodzi u Ciebie zza chmur i, że wróciłaś do nas i, że miałyśmy jakiś udział w polepszeniu Twojego humoru.
Jakie wyjście z wprawy?! Nawet nie możesz tak mówić! Rozdział jest przewspaniały i nie mógłby wyjść źle, choćbyś miała i wieloletnią przerwę, bo przy takich talentach jak Twój, to jest jak z jazdą na rowerze. Dziękuję zarówno za podziękowania, dedykację, jak i chwilę oderwania podczas dłuuugiej trasy powrotnej PKS-em, dziękuję Ci za zabranie mnie tam do nich (i dziękuję za każdym razem, nawet jeśli nie piszę tego otwarcie).
Trzymam za Ciebie... co tam, WYŁAMUJĘ sobie za Ciebie kciuki! I dziękuję, tak po prostu i za wszystko.
Przepraszam za nieskładność dziwne teksty i anegdoty z życia, ale zbyt długi pobyt na wędrówce w górach, gdzie jesteś skazana tylko na bandę ukochanych wodnych harcerzy, niestety wywiera nieodwracalne ślady na psychice :D
Zapomniałam pochwalić ładny nowy szablon. Jest śliczny :*
UsuńWitaj moja Kochana:)
UsuńBędę się trzymać od dziś tej wersji ze szczęściem:)
Wydaje mi się, że każdy z nas ma taka koleżankę:) Trochę psychopatyczna ale wspaniałą:D Frank nie może być wiecznie taki ciapowaty, oczywiście nie zrobię z niego drugiego Blacka, bo on jest tylko jeden w swoim rodzaju, ale stwierdziłam, że tylko męczę biednego Longbottoma i należało mu się:)
Evans-Guru:D
Wyczytałam gdzieś, że na skrzaty działa kremowe, chyba mam odrobinę huncwocki umysł, bo od razu wpadł mi pomysł do głowy:D
Szczerze, to w ogóle nie chce pisać o Voldemorcie. Pojawiają się jakieś wzmianki, śladowe ilości, bo to czas najwyższy, ale tak dobrze mi się zagłębiać w ich sielankowe życie, że nie chce tego przerywać.
To ja dziękuję, bo Twoje komentarze zawsze są tak pochlebne, że aż nie zasługuje:) i uwielbiam je czytać, a anegdoty też lubię, możesz mnie obdarować cząstkami swojego życia:) będę zaszczycona:)
I oczywiście jako jedyna pochwaliłaś mój szablon:) Może nie jest jakiś wybitny, no dobra jest prosty jak budowa cepa, ale ten obrazek jest śliczny:)
Pozdrawiam Cię i wysyłam uściski:)♡
Kochana, cudowna, wspaniała Rogatko!
OdpowiedzUsuńWróciłaś!!!:D Taaaaaak się cieszę, że wszystko znów się u ciebie układa i wyszłaś na prostą. Mam nadzieję, że to się już nie zmieni.:)
Rozdział nieziemski, a jaki wyczekiwany... Od poprzedniego wchodziłam tu prawie codziennie z nadzieją, że napiszesz choćby notkę, co u ciebie słychać... Ale jakbym miała, to i tak bym czekała drugie i trzecie i setne tyle.:*
Co do akcji... Miałam na początku cichą nadzieję (strasznie dużo tych nadziei, ale cóż poradzić:) ), że Ala i Frank się pocałują w tej kafejce, i gdy ona się odsunęła, to poczułam jednocześnie rozczarowanie, ale też ulgę, że jednak nic nie poszło za szybko. Dlatego gdy jednak się pocałowali aż spadłam z łóżka z ekscytacji!:D W ogóle Frank i Ala to mój drugi ulubiony wątek, zaraz po Lily i Jamesie, choć u nich nie jest jeszcze tak... rhomanticznie.;)
W każdej twojej postaci potrafię odnaleźć cząstkę siebie, cechę charakteru czy konkretne zachowania... Też przyciskam poduszkę, książkę, cokolwiek do twarzy, gdy jednocześnie chcę i nie chcę, by ktoś mnie usłyszał.;) Może to dlatego twój blog jest dla mnie taki wyjątkowy, a zarazem naturalny i bardzo prawdopodobny w zdarzeniach, tak łatwo mi się go czyta i odbiera.:*
Myślałam, że skrzaty naprawdę umarły!!! Nie pisz tak więcej, ja tu wymyślam najczarniejsze scenariusze, co mogło być w tych pakunkach, że huncwoci się pomylili, albo ktoś im to podmienił, a spadłoby na biednych chłopców, a tu nagle, że się nachlały. No zeszłam po prostu.:D
I reakcja Jima na domniemane kanapki od tej puchonki... Bezcenne. Chciałabym tam być. I pytanie Syriusza na koniec... Trochę mało pomyślunku z jego strony, ale czego się dla niego nie puści pomimo uszu i oczu.;)
Notabene śliczny obrazek na szablonie.:)
Życzę wszystkiego dobrego i dużo weny, już nie mogę się doczekać na następne rozdziały!
Teoretyczna:*
No Hej!
OdpowiedzUsuńNie wiem od czego zacząć! Jest tyle spraw, że muszę przyjąć jakąś strategię, aby o niczym nie zapomnieć.
Na Twojego bloga wchodziłam po 10 razy dziennie. Chciałam być na bieżąco. Kiedy po raz setny tego samego dnia tutaj zawitałam i zobaczyłam nowy rozdział, to zrobiło mi się tak jakoś ciepło na sercu. To dziwne i raczej nienormalne biorąc pod uwagę, że praktycznie się nie znamy,ale strasznie się martwiłam. Miałam wrażenie, że Twój powrót na bloga będzie oznaczał, że u Ciebie jest już lepiej. I dlatego nowy rozdział tak bardzo mnie ucieszył. Nie ze względu na Lily, Jamesa, a nawet Syriusza (wiesz,że jak nie stawiam Blacka na pierwszym miejscu to coś się dzieję), a ze względu na Ciebie. I to chyba tyle co powinnam napisać na wstępie. Choć nie! Czekaj, czekaj! Wspomnienie o mnie na początku rozdziału było czymś tak miłym, że poczułam kolejną falę ciepła w serduchu. Dziękuję bardzo za te wyróżnienie. A i może powinnam wyjaśnić, dlaczego piszę dopiero dzisiaj. Mogę się założyć, że byłam pierwszą osobą, która zobaczyła, że dodałaś nowy rozdział, ale nie miałam czasu napisać dłuższego komentarza, a nie lubię robić tego na szybko. Wtedy musiałam jedynie upewnić się, że do nas wróciłaś ;)
Kolejną kwestią jest wygląd bloga. Jest tu tak czysto i przejrzyście, że nie mogę przestać się zachwycać. Panują tu wręcz sterylne warunki! Eh, ostatnie zdanie zabrzmiało dość dziwnie, ale to naprawdę komplement. Z tego samego powodu lubię chodzić do dentysty. Tam też jest tak biało i pachnie taką czystością i właśnie sterylnością ;)
A rozdział był uroczy. Dziwny dobór przymiotnika, prawda? Ale właśnie taki był w moim odczuciu. Może to przez to, że tak bardzo się stęskniłam. To był pierwszy rozdział jaki czytałam spokojnie, bez żadnego pośpiechu. Do tej pory próbowałam to zrobić jak najszybciej, aby szybko zaspokoić ciekawość. Tym razem jedynie cieszyłam się tymi wszystkimi postaciami. Naprawdę ich lubię. Tak więc każde kolejne zdanie o wpatrywaniu się dziewczyn we Franka i Alicje, dopracowywania dowcipu,a później jego realizacji czytałam z pobłażliwym uśmiechem. Coś w stylu jak patrzy się na zabawę grupki małych dzieci. To po prostu cieszy samo w sobie. Wiesz co mam na myśli?
I oczywiście wspaniała końcówka <3
A, prawie zapomniałam. Fragment o Lucjuszu był świetny. Zupełnie inny niż wszystko co do tej pory napisałaś. Uważam, że sprawdziłabyś się również pisząc o tych dorosłych postaciach pogrążonych w intrygi i zmierzającą wojnę. Widać, że masz do tego smykałkę.
Chyba czas kończyć, poza tym uciekam odpisać na twój komentarz u mnie, tak więc jakbyś czuła niedosyt moich poplątanych spostrzeżeń i dziwnych uwag to wiesz, gdzie mnie szukać :D
Buziaki i fajnie, że jesteś :*
No cóż. Od czego by tu zacząć? Może od tego, że naprawdę się cieszę że wróciłaś i coraz lepiej u ciebie. Zaczynałam się martwić czy nie trzeba przypadkiem wysłać jakiś ładnych kwiatków na twój grób:p.
OdpowiedzUsuńSzczerze? Od każdego kolejnego przeczytanego zdania na twoim blogu zakochuję się w tych postaciach coraz bardziej i bardziej. Nie dlatego że są jakieś super ekstra, ale dlatego ,że są takie zwyczajne, normalne. Takie... ludzkie. Za pewne wiesz co to znaczy gdy jakiś bohater jest idealny. Nawet za idealny. To bardzo irytujące, więc twoi są miłą odskocznia od tych wszystkich idealnych doskonałości.
Uwielbiam twój humor. Jest chyba identyczny jak mój. Chyba każdy twój rozdział jest tak ... przyjemny, że nie sposób się nie uśmiechać podczas czytania.
Prawie padłam trupem, gry się zorientowałam że Huncwoci maja przemytnika w postaci Rosati. I jak już zdążyłam się pozbierać to Wyskakujesz z upiciem skrzatów. I znowu na ziemię się chwilę potarzać. W końcu tez jestem człowiekiem, prawda? No w końcu się byłam w stanie dokończyć rozdział i BUM! Dajesz klasyczną sytuację Evans-Potter i w tym momencie odpadłam. Nie, nie,nie,nie i jeszcze raz nie. Czy tych chcesz mnie zabić? Przecież człowiek musi oddychać a ty mi to skutecznie uniemożliwiłaś. Zadowolona?
Hahahahhaha! Wyobraziłam sobie Lucjusza jako takiego gówniarza, który próbuje udawać poważnego arystokratę. Jakie to typowe, można się było tego po nim spodziewać .
Pozdrawiam i życzę duuuuużej miski optymizmu, humoru i może jeszcze trochę weny zmiksowanej z czasem, bo w końcu sprzeczki państwa Potter to to co niedźwiadki lubią najbardziej.
Stęskniłam się <3
Dosia
Wow
OdpowiedzUsuńOpłacało się czekać!
Rozdział (jak zwykle) świetny, po odp. do komentarzy widzę, że u cb już lepiej i z tego powodu się bardzo ciesze.
O rozdziale:
Spodobał mi się pomysł z nie mówieniem od razu żartu jaki huncwoci chcą wykonać, szczerze mówiąc z początku się troszkę wystraszyłam.
Haha Lucjusz jako młody "gówniarz" świetne.
Na nowo zakochuję się w twoim blogu, każdy rozdział jest świetny, fajnie, że pojawił się wątek z Alicją i Frank'iem, ale co z rozwiązaniem sprawy z pocałunkiem? Rosario to taka "kolorowa" i tryskająca energią postać (jest bardzo podobna do mnie [z charakteru]) :)
Hmmm... czyżby zemsta Minerwy XD
To z kanapkami najlepsze :D Prawie spadłam z kanapy XD
No cóż Życzę ci duuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuużo weny, czasu i Pozdrawiam Cieplutko :D <3
Ojej, ale jak to: czekać? Niemożliwe, żebym przeczytała już wszystko! Ty po prostu za dobrze piszesz, więc się łyka jak gorącą czekoladę. Mam nadzieję, że wkrótce pojawi się dalsza część. Nie możesz chyba kazać nam zbyt długo czekać i zamartwiać się, co też planuje Voldemort! Na zamku wszystko uroczo gra i śpiewa, więc nie wątpię że niedługo stanie się coś paskudnego... i jak na paskudnego człowieka przystało, nie mogę się doczekać ;)
OdpowiedzUsuńA motyw z Kasjopeą był świetny - zwłaszcza reakcja Jamesa :D
Cześć! Dopiero dzisiaj natrafiłam na Twojego bloga. Przeczytałam Twoją notkę i od razu biorę się za resztę! :)
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam do mnie, dopiero zaczynam więc chętnie posłucham pare uwag :)
http://huncwockie-opowiesci.blogspot.com/
Na blogu http://lily-james-i-ja.blogspot.com/ pojawił się nowy rozdział. Zapraszam do czytania :)
OdpowiedzUsuńAnna M. Waldorf
2 dni i przeczytałam cały! Od pierwszej notki! Uwielbiam i czekam na kolejny rozdział :) Ala i Frank na razie najlepsi choć zawsze byłam i będę fanką Blacka :) pozdrawiam i zaglądam tu codziennie licząc na coś nowego :)
OdpowiedzUsuńPiszesz opowiadanie i czujesz, że, mimo najlepszych chęci, ciągle mu czegoś brakuje? Chciałbyś się dowiedzieć, jak to poprawić? W takim razie zapraszamy serdecznie na naszą ocenialnię, gdzie indywidualnie podejdziemy do Twojej pracy, pokazując jej wady i zalety, a przede wszystkim postaramy się doradzić Ci, w jak najlepszy sposób doszlifować Twój tekst.
OdpowiedzUsuńGorąco zapraszamy na nerdy-ocenkujo.
Załoga Nerdów.
Cześć, kochana.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że przychodzę tak spóźniona, ale matury skutecznie mnie pochłonęły i przez ostatnie kilka miesięcy nie zaglądałam na żadne blogi. Ale w końcu mam wakacje i mogę nadrobić zaległości.
Zacznę od podziękowania za dedykację. Bardzo mi miło, że tak odebrałaś mój komentarz i cieszę się, że w jakimś niewielkim stopniu mogłam Ci pomóc ;)
A przechodząc do rozdziału: Alicja i Frank byli tacy uroczy, że się w nich zakochałam. Mam nadzieję, że ten pocałunek był początkiem czegoś większego i będą się nadal spotykać.
Rozbawiły mnie dziewczyny, które śledziły koleżankę i Lily, która się z tego przypadkiem wygadała. I ten moment, kiedy Filch przeszukiwał Huncwotów i pękły mu spodnie. Co ten woźny musi znosić przez naszych kochanych rozrabiaków? :D
Jestem ciekawa, jaką karę wymyśli dla nich McGonagall, ale na pewno nie była zachwycona. I na początku myślala, że skrzaty są martwe, ale powinna wiedzieć, że Huncwoci nie posuneliby sie do czegoś takiego.
Okej, biegnę czytać kolejny rozdział.
Pozdrawiam gorąco.
Optimist ♡