wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 27: "Prezent urodzinowy Lunatyka."

 Notka pisana między myciem okien, sprzątaniem, lepieniem pierogów i bieganiem za gwiazdkowymi prezentami (na które w tym roku kompletnie nie miałam pomysłów), więc...
Leje, pada, a potem znowu leje:( Gdzie jesteś śniegu?!
Aura zabiera świąteczny nastrój...
Mimo tego, życzę Wam moim drodzy, kochani czytelnicy:
Świąt radosnych, rodzinnych, pełnych szczęścia i miłości oraz spełnienia wszelkich marzeń, tych dużych i tych mniejszych:) Piszącym weny i czasu na opowiadanie, czytającym czasu i weny również i na komentarze:)
Niech Wam gwiazdka świeci ogromnym blaskiem przez cały rok!
Rogata:)
★★★

W Pokoju Wspólnym było tłoczno, większość uczniów odrabiała zadane prace, tylko nieliczni woleli ciche i spokojne dormitoria od salonu Gryfonów. Mimo że był środek tygodnia, a nauczyciele ich nie oszczędzali, to spora grupa wychowanków Gryffindoru przyglądała się poczynaniom Huncwotów, a raczej ich sławniejszej dwójki, zamiast się uczyć.
Zaklęcia latały we wszystkie strony, kilka odbiło się od uczniów i spowodowały, że zostali spetryfikowani, niestety nikt nie wpadł na pomysł, żeby ich odczarować. Uszkodzenia dotknęły też portretów, kanap oraz innych mebli, jedna zasłona była spalona do połowy, przy czym druga jeszcze płonęła, niebezpiecznie zbliżając się do starego, drewnianego zegara.
★★★
Ciche pukanie zakłóciło przebieg spotkania. Albrecht Kalachan zmierzył wszystkich surowym spojrzeniem, odchrząknął, po czym kontynuował rzeczowym i stanowczym głosem. Pukanie ponowiło się wyraźnie głośniej. Zniesmaczony Prefekt Naczelny Ślizgonów potoczył wzrokiem po zgromadzonych i protekcjonalnym głosem zawołał „Wejść!”. Drzwi otworzyły się, przez nie wślizgnęła się mała, blond włosa dziewczynka.
Czego chcesz dziecko? Jak śmiesz zakłócać główne, comiesięczne spotkanie prefektów? Dziewczyna spuściła głowę, a w jej oczach zaszkliły się łzy.
Mów! krzyknął.
Och, zamknij się Kalachan warknęła Lily Powiedz, co się stało. Poprosiła przyjaznym głosem.
Wszystkie oczy były w nich utkwione.
Bo Potter i Black w Pokoju Wspólnym zaczęła mała, ale Evans, nie czekając na dalsze wyjaśnienia wybiegła, wyciągając po drodze różdżkę.
★★★
Expelliarmus!
Obie różdżki znalazły się w jej drobnych rękach, oddychała ciężko, a z jej migdałowych oczu ciskały gromy. Szybko oceniła straty i aż się zagotowała, machnęła magicznym patykiem, a ogień przestał trawić zegar.
Rozejść się krzyknęła do tłumu.
Widząc prefekt w złym humorze, każdy pospiesznie zaczął wracać do swoich zajęć. Przeniosła wzrok na Huncwotów, którzy stali z wesołymi minami. Black miał wściekle różowe włosy i przypalony koniec szaty, natomiast Potter umorusaną buzię oraz brakowało mu lewej nogawki.
Szlaban! Co wy sobie myślicie?! Że jak nikogo nie ma to wam wszystko wolno?! Macie tu posprzątać!
Oj, Evans to oddaj różdżkę powiedział Syriusz.
Rękoma!
Beż różdżek zejdzie się nam do jutra, a ty będziesz nas pilnować i nie pouczysz się na transmutację i dostaniesz Trolla stwierdził James.
Widząc, że Lily już otwiera usta, dodał:
Nikt inny się tego nie podejmie, a Remus nam odda różdżki i wtedy nie będzie kary.
Skonsternowana Evans przyznała mu w myślach rację. Rzuciła ich własności i kazała doprowadzić salon do poprzedniego wyglądu. Zabrali się do roboty. Remus wszedł pełen obaw, chciał iść z Lily, ale Albrecht mu zabronił, twierdząc, że sobie poradzi. Zobaczył, jak jego dwaj najlepsi przyjaciele sprzątają posłusznie, pod czujnym okiem pani prefekt.
Wybacz, nie wypuścił mnie. Przeprosił, siadając obok niej.
Daj spokój, już kończą.
Co zrobili?
Urządzili pojedynek.
Westchnął, zupełnie nieświadomie powiedział im, że idzie na spotkanie wszystkich prefektów. Mógł się spodziewać, że wykorzystają okazję.
I po krzyku. Potter spojrzał znacząco na Evans.
Syriusz i James usiedli obok Remusa, szczerząc się do niego.
Musieliście?
Nie bylibyśmy Huncwotami, nie?
★★★
Remus wraz z Lily patrolował korytarze na czwartym piętrze. Mieli bardzo pracowity wieczór, mnóstwo uczniów postanowiło właśnie dziś wybrać się na spacer, pobiegać podczas ciszy nocnej czy urządzić sobie wieczorne schadzki. Oprócz tego zbliżała się pełnia, a to zawsze był ciężki czas dla Lunatyka. W końcu wybiła upragniona godzina i szybkim krokiem skierowali się do Pokoju Wspólnego, kiedy weszli, Lupin zlustrował spojrzeniem pomieszczenie i odetchnął z ulgą. Było w taki stanie, w jakim je zostawili, wychodząc.
Dobranoc, Remusie.
Usłyszał cichy głos.
Dobranoc odparł.
A i wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń i samych wybitnych na SUM–ach dodała Lily i serdecznie go uścisnęła. Wyciągnęła z torby paczuszkę i mu podała.
Dziękuje.
Z uśmiechem skierowali się do swoich dormitoriów. Kiedy wszedł, zobaczył, że panuje tutaj nienaturalny porządek, nawet została naprawiona jego kotara, którą kilka tygodni temu James z Syriuszem zerwali podczas jednego ze swoich eksperymentów. Na środku stał stolik z mnóstwem jedzenia i wszelkimi alkoholami, a obok niego trójka wyszczerzonych Huncwotów. Najpierw przekrzykując się jeden przez drugiego, zaczęli składać mu życzenia, a potem każdy z nich chciał, aby to jego prezent został pierwszy otwarty. Zupełnie jak dzieci – przemknęło mu przez myśl, ale był tak szczęśliwy, że miał ochotę sam być dziecinny wraz z nimi. Wśród prezentów znalazły się słodycze, zwłaszcza jego ulubiona czekolada, książka z żartami, która go zaatakowała, gdy chciał ją otworzyć oraz bardzo elegancki i niemniej drogi zestaw kałamarzy oraz hipogryfie pióro.
Dziękuję powiedział wzruszony i rękawem dyskretnie wytarł łzę, która cisnęła się do oka.
Daj spokój, jesteś naszym przyjacielem. Chcieliśmy ci wyprawić imprezę na pół Hogwartu, ale chyba wolisz kameralne spotkania przyznał Potter.
Takie grono mi w zupełności wystarczy zapewnił i pociągnął łyk kremowego piwa.
Mamy coś jeszcze dla ciebie oznajmił Syriusz głosem pełnym ekscytacji.
Wstał wraz z pozostałą dwójką, Remus uśmiechnął się, bo właśnie sobie wyobraził, jak fałszując śpiewają mu „sto lat”. Jednak zamiast spodziewanej piosenki obok niego pojawił się po kolei jeleń, pies, a po chwili przerwy mały szczur. Zaniemówił. Zrobili to, naprawdę nauczyli się animagii dla niego! Dla wilkołaka!
To teraz możemy ci zaśpiewać! Sto lat! Sto lat! zauważył Syriusz już w swojej ludzkiej postaci.
Trójka chłopców zawodząc, najgłośniej jak umiała, wyśpiewywała urodzinową piosenkę. Gdyby ktoś spytał, kogo można nazwać najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, bez wahania można by wskazać Remusa Lupina, Gryfona, najzdolniejszego ucznia, prefekta i wilkołaka, który ma przyjaciół lepszych, niż w jego najśmielszych snach.
★★★
Zielarstwo trwało w najlepsze, skupieni uczniowie notowali słowa nauczycielki, by po chwili zająć się swoimi roślinami według wskazanych instrukcji. James ziewnął szeroko i wpatrzył się w Lily, która zawzięcie pisała po pergaminie. Słowa profesor Sprout docierały do niego jak przez mgłę, jedyne co wyłapał to Zakazany Las. Szturchnął Syriusza przysypiającego na rękawicach ochronnych i Remusa zajętego przesadzaniem kwiatu.
Może podczas pełni wybralibyśmy się gdzieś?
Co? Lupin odwrócił się gwałtownie, a kwiatek wpadł z powrotem do doniczki.
Świetny pomysł, Rogaczu- podchwycił Black i ożywił się na myśl o spacerze z wilkołakiem.
Nie, zapomnijcie o tym syknął.
Dlaczego?
Bo nie wiadomo jak zareaguję na waszą obecność.
Spojrzeli po sobie i przyznali Remusowi racje.
No dobra zaczął Syriusz urządzimy sobie najpierw wieczorek zapoznawczy, ale jak będzie ok, to następnym razem gdzieś idziemy stwierdził i powrócił do leżenia.
James jęknął Lupin.
W zupełności się z tobą zgadzam powiedział i po chwili dodał z szerokim uśmiechem. Syriuszu.
Lunatyk westchnął i widząc, że na razie nic nie wskóra, wrócił do pracy.
★★★
Nastała sobota, najbardziej lubiany dzień tygodnia przez hogwartczyków. Treningi quidditcha odbyły się z samego rana, aby móc cieszyć się błogim lenistwem, aż do niedzielnego wieczora. Rosario, która przestudiowała wszystkie roczniki, wiele się nie dowiedziała. Zobaczyła, jak wyglądał jej ojciec, a przy okazji też matka w czasach szkolnych, okazało się, że był bardzo dobry z Obrony Przed Czarną Magią. Mogłaby porozmawiać z nauczycielem, ale już opuścił mury zamku, więc w dalszym ciągu brakowało jej informacji. Westchnęła i odłożyła ostatni rocznik na biurko bibliotekarki, zarzuciła torbę na ramię i wyszła na korytarz. Po chwili usłyszała za sobą charakterystyczne człapanie, odwróciła się, jednak nikogo nie dostrzegła.
Wyłaź, słychać cię stwierdziła, nie patrząc, czy chłopak idzie za nią, ruszyła.
Skąd wiedziałaś, że to ja?
Tylko ty tupiesz jak stado hipogryfów.
Roześmiał się i zrównał z dziewczyną.
Co dziś robimy?
My?
No tak.
To, że raz pozwoliłam ci iść ze sobą na kremowe, nie znaczy, że się przyjaźnimy wyjaśniła.
Po co byłaś w bibliotece? spytał, jakby nie usłyszał jej wcześniejszych słów.
Derek, na gacie Merlina i stanik Morgany, odczep się!
Była sfrustrowana, poświeciła kilka ostatnich dni na przeszukiwanie ksiąg w bibliotece i nic jej to nie dało. Chciała z kimś porozmawiać, z kimś, kto znał jej ojca, kto mógł jej dostarczyć wielu cennych informacji. Jedyną osobą była matka, której nie widziała od dobrych dwóch lat, nie licząc okładek mugolskich magazynów modowych, leżących w domu dziadków.
Może ci jakoś pomogę?
Nie rozumiesz słowa odczep się?
Jesteś dziś wyjątkowo nie w humorze, ale to nie znaczy, że masz wyżywać się na mnie zauważył, jednak uśmiech nie zniknął z jego twarzy.
Przepraszam, masz racje. Mam ciężkie dni.
Karmazynowy przypływ?
Co?!
No ten, ciocia przyjechała, morze czerwone wylało?
Rosario roześmiała się serdecznie.
Nie, nie mam okresu wyjaśniła.
To co, w takim razie?
Usiedli na ławce na korytarzu. Nie chciała mu się zwierzać, ale słowa zaczęły same z niej wypływać. Słuchał uważnie, nie przerywał, kilka razy tylko upuścił torbę lub niechcący z jego różdżki coś wystrzeliło.
Powinnaś iść jeszcze do Izby Pamięci albo zapytać dyrektora, może go pamięta, przecież jest stary.
Masz racje, dzięki. Czasem widać, dlaczego jesteś Krukonem.
Jenkins wypiął dumnie pierś i z wysoko uniesioną głową zaczął odchodzić, jednak zrobił tylko kilka kroków, a już się potknął. Albertini roześmiała się i pokiwał głową za oddalającym się chłopakiem.
★★★
Byli niezwykle podnieceni, dreszczyk emocji co krok przebiegał im po plecach, gdy we trzech przemierzali korytarze zamku. Jeszcze dziesięć minut i dojdą do Bijącej Wierzby, nie mogli się doczekać, starali się zachowywać jak najciszej obawiając się Filcha. Szlaban więcej czy mnie nie robił im różnicy, ale wiedzieli, że jak tej nocy dadzą się złapać, to nie wesprą swojego najlepszego przyjaciela, a tego żaden z nich by sobie nie wybaczył. Doszli do Sali Wejściowej, Syriusz rozejrzał się i wyszedł spod peleryny, aby wcisnąć odpowiednią cegłę. Ta odskoczyła, ukazawszy sporych rozmiarów schowek, szybko wpakowali tam czyste ubrania, pelerynę i poczekali, aż ściana wróci na swoje miejsce. Wybiegli przez ogromne wrota i skierowali się na skraj lasu, łatwiej było im schować się w gęstwinie, po chwili byli pod rozłożystym drzewem, które wymachiwało groźnie swymi gałęziami.
★★★
Z niecierpliwością czekam na Wasze opinie!

Hoł, Hoł Hoł Meri Krismas Ewriłan!

wtorek, 9 grudnia 2014

Rozdział 26: "Hogsmeade."

Ocenicie sami.
Rogata
☆☆☆
POTTER! Słodki głosik Lily Evans rozniósł się po Wielkiej Sali, w której właśnie w najlepsze trwał obiad. Po posiłku lwia część uczniów wybierała się do najsławniejszej wioski czarodziejów.
Czyżbyś chciała ustalić zestaw na jutrzejszą randkę?
Zestaw? spytała zbita z tropu.
Pokiwał głową z entuzjazmem.
Najbardziej lubię stringi przyznał.
Jęknęła. Jak miała poważnie rozmawiać z kimś, kto jest jeszcze w chodziku intelektualnym?
Usuń te napisy poprosiła nieco łagodniejszym tonem.
Nie.
Słucham?! zaperzyła się.
No, nie.
Natychmiast!
Nie odparł spokojnie. Z bezczelnym uśmieszkiem na twarzy, machnął różdżką, a serduszko zaczęło śpiewać to, co było na nim napisane. Lily zdenerwowała się do granic możliwości i ścisnęła mocniej magiczny patyk, z którego posypały się iskry.
Daruj sobie, Evans. Bo spóźnisz się na randkę z tym swoim „Guzik cię to obchodzi”. Idziemy? zwrócił się do reszty Huncwotów, ci zaczęli podnosić się z ławki.
Lily nie wytrzymała i cisnęła zaklęciem w bruneta. Spojrzał na nią oszołomiony i chwycił się za uszy, przypominające teraz ośle. Posłała mu tryumfujące spojrzenie. Odczarował się i z uśmiechem na ustach skierował do wyjścia. Lily bardzo dumna z siebie odwracając się, w stronę przyjaciółek poczuła, że coś załaskotało ją w okolicy pośladków. Rozejrzała się, jednak po Potterze i jego bandzie nie było śladu. Zamiast tego usłyszała chichot osób siedzących najbliżej niej.
Wiewióreczka zaśmiała się Alicja.
Evans dotknęła swojej pupy i wymacała ogromną, wiewiórczą, rudą kitę. Zawrzała ze złości.
Lily?
Czego? warknęła. Widząc, kto się do niej odezwał, zreflektowała się i posłała przymilny uśmiech w stronę chłopaka.
Pomyślałem, czy nie poszlibyśmy dziś do Hogsmeade razem? Na jakaś kawę, czy coś?
Oczywiście, Frank.
To do zobaczenia w Sali Wejściowej pożegnał się i odszedł.
Dorcas uśmiechnęła się do rozpromienionej przyjaciółki i podniosła oba kciuki do góry.
★★★
Cześć!
My się znamy? zapytała zdziwiona.
Nie, ale chętnie cię poznam przyznał i wyciągnął dłoń w kierunku blondynki. Derek, jestem.
Rosario. Podała rudzielcowi rękę. Zlustrowała go od góry do dołu i stwierdziła, że jest Krukonem, który nosi za krótkie spodnie oraz dwie różne skarpetki. Ponadto miał niechlujnie zawiązany krawat i powyciąganą koszulę.
Pójdziemy do Hogsmeade?
Idę z przyjaciółkami.
To może pójdziesz ze mną? Nie dawał za wygraną. Z zawadiackim uśmiechem, który, pozorował na Jamesa lub Syriusza, wyczekiwał odpowiedzi. Skrzywiła się, gdyż podryw nie należał do zbyt udanych.
Może innym razem. Próbowała delikatnie zbyć intruza.
Nie bądź taka, pogadamy przy kremowym i takie tam!
O czym będziemy rozmawiać?
O wszystkim!
O twoich niesparowanych skarpetkach też?
Co?
Albertini roześmiała się dźwięcznie i odeszła od zdezorientowanego chłopaka, uznając rozmowę za zakończoną. Ten, jednak nie poddawał się, ruszył za nią. Było w nim coś takiego, co nie pozwalało go nie lubić. Może wrodzony optymizm? Brak dokładności albo nieporadność?
Lubisz Quidditcha? wypaliła, wiedząc, że Krukon podąża za nią.
A, co to?
Ty na pewno chodzisz do tej szkoły? spytała zbita z tropu.
Popatrzył na naszywkę z godłem swojego domu.
Chyba tak.
Jak bardzo chcesz, to mogę cię ze sobą zabrać, na te kremowe.
Z entuzjazmem pokiwał głową.
★★★
Syriusz wraz z Jamesem siedzieli w Trzech Miotłach, czekając na Remusa i Petra, którzy mieli się zaraz pojawić wśród nich, zabijali czas popijając ulubiony trunek wszystkich uczniów Hogwartu – kremowe piwo.
Patrz Rogaś, czy to nie Evans z Longbottomem?
Rzeczywiście przyznał.
I nic z tym nie zrobisz?
Nie ma takiej potrzeby odparł i wygodniej rozparł się na krześle.
Syriusz popatrzył na niego zdziwiony.
A może, znowu sobie czegoś zażyczyła? Nie walnęło cię jakieś zaklęcie?
Potter roześmiał się i pociągnął łyk piwa, przez chwilę rozkoszował się jego smakiem, odstawił kufel, po czym spojrzał na przyjaciela.
Mój, Łapo — zaczął czy może zauważyłeś, kto wzbudza zainteresowanie naszego przyjaciela Franka?
Wiesz dobrze, że nie interesuje się takimi błahymi rzeczami. Machnął lekceważąco ręką jakby na potwierdzenie słów.
Otóż, mój Łapo, nasz przyjaciel Frank jest bardzo zainteresowany panną Bones.
Alicją?!
James pokiwał głową i ponownie się napił.
Syriusz zamyślił się.
W takim razie, po co przyszedł na randkę z Evans?
Bo Alicja nie chce z nim przyjść? zironizował.
I, dlatego podrywa Evans?
Łapo! Kto jest najlepszą przyjaciółką Ali?
Pacnął się teatralnie ręką w czoło.
Wziął ją na spytki?
Bingo! A teraz patrz.
Okularnik podniósł się i podszedł do lady. Przez chwilę poflirtował z Rosmertą, dziewczyna zarumieniła się, i zaczęła bawić swoimi kruczoczarnymi lokami, nawijając je na palec. James nachylił się przez ladę i pokiwał palcem, aby córka właściciela pubu zrobiła to samo. Kiedy się przybliżyła, szeptał jej coś szybko na ucho, a ona ze śmiechem mu potakiwała. Syriusz przyglądał się temu z zainteresowaniem. Po chwili, zadowolony z siebie Potter, wrócił na miejsce.
No i?
Rogacz uciszył go tylko ruchem dłoni.
Rosmerta poprawiła dekolt, przygładziła włosy, zgarnęła na tacę kilka pełnych kufli z piwem, i wyruszyła, kołysząc biodrami wprost do stolika Lily oraz Franka. Stawiając przed zaskoczoną dziewczyną napój chmielowy, wręczyła jej małą karteczkę. A potem posyłając ogromny uśmiech Longbottomowi odeszła do innych gości.
Rudowłosa przeczytała liścik, zmierzyła ostrym wzrokiem Pottera, przeprosiła na chwile swojego towarzysza i podeszła do Gryfonów.
O, Lily!
Daruj sobie. Co to za głupoty? Zirytowana rzuciła zmięty pergamin na stolik.
Nie oszukuj samej siebie.
Nie tobie, to oceniać fuknęła.
Odeszła i prawie siłą wyciągnęła z pubu zdezorientowanego Franka.
Mogę? Black wskazał na kulkę papieru.
Rogacz zachęcił go gestem.
„Nic z tego nie będzie, woli Alicję”.
Przeczytał i roześmiał się, po chwili dołączył do niego James.
★★★
Rosario wraz z Dorcas przemierzały uliczki wioski. Co chwila przystawały, aby pooglądać sklepowe wystawy lub wejść, by coś zmierzyć tudzież kupić. Kiedy Albertini skończyła rozpływać się nad plakatem z Ziejącymi Smokami z Preston postanowiły udać się do Trzech Mioteł.
Jak, to jest z tobą i Colinem? wypaliła Rose.
Meadowes zastygła w miejscu, żadna z dziewczyn widząc, że to drażliwy temat nie poruszała go od stycznia. Tak naprawdę, oznajmiła, iż zerwali i więcej nie pytały ku uldze dziewczyny.
Zerwaliśmy. Wzruszyła ramionami.
Nie boi się, jak ognia chłopaka, z którym się tylko zerwało. Walentynkę od niego wyrzuciłaś. Co ci zrobił? spytała i wbiła błękitne spojrzenie w Dorcas.
Ta spuściła wzrok i nie odpowiedziała.
Dor ja naprawdę zrozumiem szepnęła, wzięła ją za rękę, przerywając tym samym przyjaciółce zajęcie, jakim było zeskrobywanie paznokciem brudu ze stolika w barze.
Ja... odparła i podniosła głowę.
Mam dla was kremowe! Rudy chłopka przysiadł się i postawił z hukiem trzy kufle na stoliku, jeden z nich się przewrócił i oblał Rosario.
Wybacz! jęknął i rzucił się, aby rękawem płaszcza wytrzeć plamę na kolankach koleżanki.
Przestań. Chłoszczyć.
Widząc, że plama zniknęła, a odzienie Albertini wróciło do pierwotnego stanu, Krukon odetchnął.
A, to kto? Po cichu zapytała Dorcas obserwując chłopaka, który za pomocą różdżki próbował pozbyć się rozlanego piwa.
Derek.
Jaki Derek?
Derek, jak ty się w ogóle nazywasz?
Jenkins oznajmił z dumą i niechcący wywołał pożar na stoliku.
Rosario natychmiast zareagowała, ugasiła płomień, po czym zabrała różdżkę zdezorientowanemu Derekowi.
Idź po piwo zarządziła, chłopak oddalił się, uprzednio przewracając krzesło.
Czy możesz mi powiedzieć, kto to?
Derek Jenkins. Udzieliła informacji, jakby to wszystko wyjaśniało. Dasz wiarę, że on nie wie, co to Quidditch?
I uważasz się za najodpowiedniejszą osobę, aby go uświadomić?
A widzisz tu kogoś lepszego? zdziwiona przetoczyła ręką po zatłoczonym barze, w którym było około stu osób.
Meadowes pokręciła głową z rozbawieniem, a jej przyjaciółka nawijała jak katarynka o skarpetkach nowo poznanego Jenkinsa.
★★★
Totalna klapa jęknęła Lily i rzuciła się na swoje łóżko, jej kot uciekł w popłochu. Robiąc obrażoną minę, położył się na łóżku Alicji.
Aż tak źle?
Gorzej.
Wyżal się, będzie ci lepiej. Dorcas usiadł obok przyjaciółki.
Mówiłam, że Potter jest lepszy skwitowała Alicja, za co została zgromiona wzrokiem przez Meadowes.
Nie jest lepszy! oburzyła się Evans. Po prostu on cały czas nawijał o Tobie.
Mówiłam, że jest głupi! Poza tym mógł żyć ze świadomością mojej odmiennej orientacji seksualnej.
Zakochałam się w facecie, który woli moją przyjaciółkę dramatyzowała.
Alicja przewróciła oczami nic sobie nie robiąc z narzekań Evansówny. Dorcas przegryzła wargę i głęboko zastanawiała się, jak pomóc Lily, a Rosario siedziała będąc pochłoniętą zabawą z Kleopatrą.
Wiesz, że ona non stop siedzi u Jamesa?
Wszystkie trzy spojrzały na do tej pory milczącą dziewczynę, która wskazywała na kotkę.
Super, do tego mój kot brata się z wrogiem mruknęła.
Umów się z nim wypaliła nagle Albertini.
Nie będę znów słuchać, że ma cudowne oczy burknęła Evans.
Przecież każdy wie, że moje oczy są cudowne stwierdziła Bones, jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie.
Nie ty, ona. Ros wskazała na Alicję.
Nie mam zamiaru się z nim umawiać odparła stanowczo.
Ale, wtedy byś go do siebie zniechęciła wytłumaczyła Rosario.
Chyba bardziej rozkochała. Adam na mnie czeka. Pa!
Lily popatrzyła, jak drzwi zamykają się za Alą. Nie mogła tego przeboleć, ale musiała przyznać, choć tylko, a może aż, przed samą sobą, że Potter miał racje. Była na straconej pozycji, mogłaby przyjść na tę „randkę” w stroju kurczaka albo nawet nago, a Frank i tak byłby bardziej zainteresowany Alicją. Westchnęła. Chyba już czas odpuścić sobie Lonbottoma.
★★★
Siedział pod klasą do eliksirów, wyczekując na swój szlaban. W myślach opracował już jak zezłościć Evans na milion sposobów i nie mógł się doczekać, aby wprowadzić pierwszy pomysł w życie. Usłyszał kroki, na jego twarzy pojawił się ten kpiący uśmieszek, który zawsze denerwował Lily. Zza rogu zaczęła wyłaniać się postać w zupełności nieprzypominająca sylwetki dziewczyny. W dodatku człapiący chód należał tylko do jednej osoby w tym zamku.
Filch? spytał zdziwiony.
Dla ciebie, pan Filch, gówniarzu. No ruszaj się, nie mam dla ciebie całego wieczora.
James pokręcił głową z niedowierzaniem, wymigała się, zręcznie wmanewrowała go w szlaban z woźnym. Musiał przyznać, że takiego obrotu sprawy się nie spodziewał, zaczął sprzątać klasę, a jego myśli zaprzątało, czy była to zemsta za karteczkę w pubie.
★★★
Westchnęła i odłożyła esej, napisała go w swoim mniemaniu, na co najmniej zadowalający, więc wystarczająco dobry. Mogłaby jeszcze parę rzeczy dopisać, ale zwyczajnie jej się nie chciało, w dodatku nie miała do tego głowy. Od kilku dni wertowała wszystkie książki o Hogwarcie z jego historią na czele. Nie dowiedziała się nic ciekawego. Rozejrzała się po bibliotece i jej wzrok padł na regał stojący najbliżej biurka pani Pierce. Podeszła i zaczęła wodzić palcem po grzbietach ksiąg.
Pomóc?
Interesuje mnie rocznik 1950/51 i siedem kolejnych.
Bibliotekarka bez słowa podeszła i podała jej odpowiednie tomy, prosząc, żeby odniosła je, kiedy tylko skończy oglądać. Rosario podziękowała i wróciła do swojego stolika, zaczęła wertować opasłą księgę, mrucząc do siebie pod nosem.
★★★
Mówiłem wam cholibka, żebyście tam nie łazili!
Daj spokój Hagridzie. Przecież nic się nam nie stanie.
Zakazany Las jest pełen niebezpieczeństw.
Gdyby tak było, Dyrektor Drops zabezpieczyłby go zaklęciami zauważył Syriusz.
Wtedy ja bym tam nie mógł wchodzić.
No tak przyznał zmieszany. Zapomniał, że choć różdżka Rubeusa została połamana, to jej koniec spoczywa w parasolu gajowego.
A, czy jest bezpieczny dla zwierząt?
Natura rządzi się swoimi prawami, wiele razy widziałem pozagryzane błotoryje czy łanie.
James nie przejął się tą uwagą i już zaczął planować kolejny wypad do lasu, gdyż ten udaremnił im Hagrid.
Może herbatki?
Chętnie! Wszyscy czterej uśmiechnęli się na myśl o ciepłej chatce przyjaciela i jego cudownej „herbacie z prądem”.
A co tam u dziewczyn? Dawno u mnie nie były.
Sumy się zbliżają, to się uczą wytłumaczył koleżanki Remus.
Lily chyba coraz bardziej mnie lubi wypalił ni stąd ni zowąd James z uśmiechem.
Lupin zakrztusił się napojem, Rubeus pospieszył mu z pomocą i swoją wielką ręką zaczął klepać go w plecy. Biedny Lunatyk tego nie wytrzymał i spadł z krzesełka na podłogę. Pozostała trójka roześmiała się, a Hagrid posłał mu przepraszające spojrzenie, Remus machnął lekceważąco rękę, jednak zaczął bardziej uważać.
Po wizycie Syriusz i James liczyli, że nikt nie zauważy, jak wejdą na pięć minut do Zakazanego Lasu, ale widząc karcący wzrok prefekta, odpuścili.
Masz jutro trening? zagadnął przyjaciela Syriusz.
Potter pokiwał w odpowiedzi i przystanął, aby zawiązać sznurówkę. Black postanowił poczekać na przyjaciela. Remus i Peter dyskutowali, o zapowiedzianym przepytywaniu przez McGonagall, idąc dalej. Lupinowi coś, jednak nie pasowało, stanął niespodziewanie i odwrócił się, po Jamesie oraz Syriuszu nie było śladu. Westchnął, ruszył w stronę wyjścia do szkoły, pomstując, na czym Hogwart stoi, a Pettigriew potruchtał za nim.
★★★

Bóg zapłać komentującym.

poniedziałek, 24 listopada 2014

Rozdział 25: "Dwa nabazgrane potwory i serce między nimi?"

Hej!
Spięłam tyłek i oto jest! Moje jedno z najdłuższych ( o ile na najdłuższe) dzieło :D
Starałam się dodać wcześniej, bo nigdy nic nie wiadomo. Zawsze może spaść śnieg w Gdańsku i dlatego nie będzie internetu na moim podwarszawski zadupiu :/
Za miesiąc Święta! Czaicie to?!
Ja już nie mogę się doczekać, tego biegania, kupowania, pakowania, gotowania, pieczenia, sprzątania, mojego ulubionego (powiało ironią) mycia okien i całego tego rozgardiaszu, żeby można było dwa dni poleżeć do góry pępkiem:)
Ale przecież Boże Narodzenie to taki cudny i magiczny czas! :)
Rozgadałam się, wybaczcie:)
Wasza, wyglądająca śniegu, Rogata!
☆☆☆

          — Mam szlaban przez dwa tygodnie i dożywotni zakaz zbliżania się do Działu Ksiąg Zakazanych.
— Wiesz co Rogacz, mogłeś nam powiedzieć co planujesz — stwierdził Syriusz.
— Samo tak wyszło. — Wzruszył ramionami. — Najważniejsze, że Evans mi pomogła.
Remus pokręcił głową na słowa przyjaciela, tylko on z całej czwórki zdawał się rozumieć jak groźne w skutkach mogło być użyte przez Jamesa zaklęcie. Z drugiej strony, właśnie zmierzali do jednej z nieużywanych klas na szóstym piętrze, żeby ćwiczyć animagię. To akurat, też do najbezpieczniejszych zajęć nie należało. Kiedy weszli do sali, Remus pozapalał pochodnie i zamknął drzwi kilkoma zaklęciami.
— No to, do dzieła panowie. — Potter zatarł ręce i już chciał rzucić zaklęcie gdy Lupin mu przerwał.
— Ty dzisiaj nie.
— Niby czemu?
— Dopiero wyszedłeś ze Szpitalnego.
— Nic mi nie jest. Zaczął zapewniać.
— Była umowa, ja decyduje kiedy, gdzie i kto —  stwierdził Lunatyk głosem nie znoszącym sprzeciwu.
Potter prychnął i założył ręce na piersi. Z obrażoną miną usiadł na ławce i zaczął obserwować przyjaciół.
     Syriusz spróbował kilka razy, ale nie udało mu się, choć przez chwile miał wrażenie, że zmienił się. Opadł wyczerpany na miejsce obok Rogacza, zaraz znalazł się przy nim Remus. Zadał kilka kontrolnych pytań i obejrzał go z każdej strony. Robił to bardzo dokładnie i skrupulatnie, na sam koniec wetknął mu w rękę kilka kawałków czekolady i nie odszedł dopóki wszystko nie zniknęło w ustach Huncwota.
— Wiesz, Luniu — zaczął Łapa.
Wyżej wspomniany spojrzał na niego pytająco.
— Ta cała animagia to przykrywka, tak naprawdę robimy to po to, żeby móc bezkarnie wyżerać twoje zapasy czekolady. — Zakończył i wyszczerzył, ubrudzone brązową mazią, zęby w uśmiechu. W końcu i na twarzy blondyna wystąpił delikatny uśmiech.
— Wiedziałem, że nie robicie tego bezinteresownie — mruknął i odwrócił się w stronę Petera. — A ty dziś próbujesz? — spytał.
— No pewnie! — krzyknął za Pettigriewa Potter, 
Lupin zmierzył go karcącym spojrzeniem i odwrócił się z łagodną miną do Petera,
— Wiesz, że jak nie chcesz to nie musisz — zapewnił go.
        Za jego plecami Syriusz i James robili głupie miny, w końcu zeskoczyli z ławki, zaczęli machać rękami i grzebać nogami udając kurczaki. Peter przyglądał się temu z przestrachem. Remus odwrócił się i zobaczył, co też wyczyniali jego przyjaciele.
— Spokój! — zagrzmiał, a Rogacz i Łapa posłusznie usiedli na ławce, jednak na ustach wciąż mieli perfidne uśmiechy, którymi obrzucali Glizdogona.
— Czyli na dziś koniec — stwierdził Lunatyk i zaczął zbierać różne eliksiry i bandaże do swojej torby, które przyniósł na wszelki wypadek.
— Ko ko ko. Zaczęło wydobywać się z ust Pottera, po chwili dołączył do niego Syriusz.
Remus zmroził ich spojrzeniem, ale gdy tylko się odwrócić znów usłyszał gdakanie.
— Może jednak spróbuje — mruknął cicho i niewyraźnie Peter.
— No i tak trzymaj, Glizdek!
James uderzył go z całej siły w plecy tak, że niski chłopak niebezpiecznie się zachwiał i na pewno by się przewrócił gdyby nie pomoc Lupina.
— Nikt cię nie zmusza, nie zwracaj na nich uwagi — powiedział Remus i wskazał na dwójkę Huncwotów.
— Nie, nie. Chcę spróbować — odparł głośniej i bardziej zdecydowanie.
        Lupin pokiwał ze zrozumieniem i odszedł zostawiając pole dla Glizdogona. Ten zamknął oczy, chwycił mocniej różdżkę i wyszeptał „Animagus”. Jednak po kilku próbach nic się nie wydarzyło.
— Wystarczy. —  podszedł do niego i podał czekoladę oraz chusteczkę, aby mógł obetrzeć krew, która popłynęła mu z nosa przez nadmierny wysiłek.
— To teraz ja! — Ucieszył się Rogacz i wykorzystał chwilę nieuwagi Lupina.
Staną na środku i wypowiedział zaklęcie, jednak nic się nie wydarzyło.
Blondyn widząc, że starania Huncwota nie przynoszą zamierzonych efektów przestał na niego zwracać uwagę.
— Na Gacie Merlina! — wykrzyknął Syriusz.
Remus i Peter odwrócili się, ich oczom ukazał się duży, brązowy jeleń z okazałym porożem. Po chwili w miejscu zwierzęcia zobaczyli czarnowłosego chłopaka w okularach, który upadł na kolana. Wszyscy trzej natychmiast znaleźli się koło niego.
— James?
— Udało się — stwierdził i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
— Jak się czujesz? — spytał z troską Remus i pomógł z pomocą Syriusza mu się podnieść.
— Super.
— A tak poważnie?
— Super — powtórzył.
— Masz. — Wcisnął mu w rękę czekoladę, którą James pochłoną w zastraszającym tempie.
— Uwielbiamy Twoją czekoladę. — Wyszczerzył się do blondyna, na co ten przewrócił oczami.
— No Rogaczu, trzeba to opić! — zawołał Syriusz i nie zważając na protesty prefekta skierowali się do Hogsmeade.
★★★
        — Chodźcie już — marudziła Lily.
Od dwudziestu minut poganiała swoje przyjaciółki, które zbierały się, w jej mniemaniu, bardzo wolno. 
— Śniadanie zaczyna się za dwadzieścia minut, gdzie Ci się tak spieszy?
— Chce zająć dobre miejsca.
— Na śniadaniu? — zdziwiła się Dorcas.
Lily posłała jej porozumiewawcze spojrzenie i pokazała na kalendarz.
        Czternasty lutego był zaznaczony na czerwono przez Alicję. Meadowes uśmiechnęła się i z pobłażaniem pokręciła głową, jednak przyspieszyła aby wesprzeć przyjaciółkę. To było jasne, że Lily chce jak najszybciej wyjść, przed poranną pocztą, z Wielkiej Sali. Od samego rana była niezwykle drażliwa, zanim weszła do łazienki sprawdzała trzy razy, czy nie wyskoczy nagle jakaś magiczna walentynka od Pottera albo co gorsza, on we własnej osobie. Odkąd zaklęcie przestało na niego działać, każdą wolną chwilę spędzał na denerwowaniu Lily. A to wrzucał jej żaby do torby, a to zaczarował jej puchar aby oblał ją, gdy będzie chciała się napić, za co potraktowała go upiorogackiem i do końca dnia miała spokój. Choć przez chwilę brakował jej nachalstwa okularnika, to teraz oddała by wszystko, aby wróciły te dni gdy umawiał się z innymi, a nie latał bez przerwy za nią.
— No chodźmy.
Głos Alicji wyrwał rudowłosą z rozmyślań i wszystkie cztery opuściły dormitorium. Lily szła bardzo blisko Dorcas i nerwowo rozglądała się po korytarzu.
       Zza rogu wyłoniła się postać trzymająca coś w ręku, Lily natychmiast skryła się za Meadowes. Rosario na ten widok westchnęła i pokręciła głową z rozbawieniem. Postać zbliżała się coraz bardziej, z cienia wyłonił się jakiś młodszy Krukon z różą w ręku. Podszedł szybko do Alicji, mruknął coś niezrozumiałego, jednak brzmiało to jak „Wesołych Walentynek”, wcisnął jej kwiatka w dłoń i szybkim krokiem odszedł. Wszystkie roześmiały się na widok zdezorientowanej miny Rudej, po tym incydencie Evans odrobinę się uspokoiła.
★★★
        — Wstawaj, dzisiaj walentynki!
— A, co one mają do mnie, spokojnego człowieka? — spytał i zakrył się kołdrą nie czekając na odpowiedź.
— No Luniu chodź, będzie fajnie! Te wszystkie rozchichotane fanki wciskające kartki i słodycze zapiszczał James, udając ekscytację.
Lupin westchnął i wstał, pełnia zbliżała się wielkimi krokami, jednak nie chciał się nad sobą użalać. Szybko ubrał się i wyszedł z reszta Huncwotów w stronę Wielkiej Sali.
— Hej Jimmy, myślisz, że ktoś nas zaprosi do Hogsmeade? — spytał nienaturalnie wysokim głosem Syriusz i trzepocząc rzęsami spojrzał na Rogacza.
— Nie wiem! — odparł również piskliwie. — Mam nadzieję, że ten przystojniak Lunio, mnie poderwie! — powiedział i zbliżył się do roześmianego Lupina.
— Chyba śnisz! Lunio zaprosi mnie!
— Woli mnie! Ty masz krzywe nogi.
— Tak!? A ty masz rozczochrane siano na głowie!
— Wcale nie!
— Wcale tak!
— Luniu! — Zwrócili się obydwaj do Lupina, który krztusił się ze śmiechu.
— Tak?
— Którego wolisz?
— Cóż moje drogie panie, zaproszę was obydwie! — odparł Remus, poważnym barytonem.
– Ach Luniu, ty zwierzaku. — James podszedł do niego i zaczął bawić się jego krawatem. 
Syriusz parsknął śmiechem. 
— Proponujesz nam trójkącik? — spytał przymilnie.
— Wam zawsze, to po kremowym w Miotłach?
— Oczywiście! – zapiszczał Łapa. — Ale ty stawiasz! Nie możemy — tu wskazał na siebie i Jamesa — być aż tacy łatwi.
★★★
        Wielka Sala była udekorowana we wściekłym różu. Za stołem nauczycieli na tle czterech sztandarów każdego z domów wisiało ogromne, różowe serce z napisem „Wesołych Walentynek!”, nad stołami uczniów w powietrzu unosiło się pełno serduszek i aniołków. Ze sklepienia sypało się różowe konfetti w kształcie, czego? Oczywiście, że serduszek! Tak, tak! Brawa dla pani siedzącej w dziesiątym rzędzie! Było tak pięknie i romantycznie, że nawet zakochanych mdliło na widok tych dekoracji. Wszystko za przyczyną Klubu Różowych Landrynek, jak zwykle mawiali na nie uczniowie. Była top grupka dziewcząt z rożnych roczników i domów, które kochały kolor różowy. Lily zastanawiała się kto normalny pozwolił im robić dekoracje. Usiadła przy stole i nałożyła sobie jajecznicę, popatrzyła na Rosario i jęknęła.
— Musiałaś? — mruknęła zrezygnowana.
Albertini pokiwała głową z entuzjazmem, jej długie włosy podskakiwały we wściekle różowym kolorze.
— Zainspirowały mnie — odparła z uśmiechem i zaczęła się zajadać.
        Dziewczęta nie zdążył zacząć jeść, gdy do pomieszczenia wpadła chmara sów. Jedna wylądowała przed Dorcas, kilka przed Alicją, a jeszcze więcej przed Lily. Rudowłosa przełknęła ślinę i zaczęła odbierać listy, od każdej po kolei. Meadowes przyglądał się temu z uśmiechem, potem przeniosła wzrok na swoją kopertę. Odwróciła i zamarła. Wąskie, staranne pismo, lekko pochyłe mogło należeć tylko do jednej osoby, ostatnio zajmowała się usuwaniem go ze swoich notatek, bo wtedy wspomnienia powracały. Wpatrywała się w swoje nazwisko i nie potrafiła się zmusić, aby cokolwiek zrobić. Wiedziała, że on obserwuje każdy jej ruch, czuła to. W końcu przełamała się i szybkimi ruchem przedarła list na pół, na stół wypadł łańcuszek z serduszkiem. Zaniemówiła. Tego było za wiele. Wymamrotała przeprosiny i szybko odeszła od stołu, zostawiając osłupiałe dziewczyny, po drodze przy drzwiach cisnęła prezent do kosza. Została odprowadzona spojrzeniem Puchona.
        Rosario zajrzała przez ramie Lily, która otwierała dziesiątą walentynkę, wszystkie były takie same i na każdej widniało „Evans, umów się ze mną.”
— Mówiłam mu, że to jest kiepskie — stwierdziła.
— Tak w ogóle, to co to ma być? — spytała ją Lily wskazując na obrazek. — Dwa nabazgrane potwory i serce między nimi?
— To ty — Rosario wskazała na pierwsze straszydło — to James — pokazała na drugie. — Albo odwrotnie, ciężko odróżnić. — Posłała jej przepraszające spojrzenie.
— Ja i Potter?!
— Tłumaczyłam, że furory tym nie zrobi — mruknęła rozbawiona blondynka.
— Tragedia – jęknęła Alicja, widząc kartki skierowane do Lily. — Ale się starał.
Evans zmierzyła ją zrezygnowanym spojrzeniem.
★★★
        — Ale oczojebne!
— Syriusz!
— Wybacz, Luniu.
Usiedli przy stole. James niepostrzeżenie machnął różdżką, a tam gdzie wisiało wielkie serce pojawił się napis „ Evans, umówisz się ze mną?”. Zadowolony ze swojego dzieła zaczął się zajadać walentynkowymi przysmakami.
— Potter!
— Tak, słoneczko?
— Nie mów na mnie słoneczko!
— Dobrze cukiereczku — odparł.
Policzyła w myślach do dziesięciu.
— Co to jest? — Wskazała na stos kartek.
— Moje walentynki do ciebie, skarbie.
— Są okropne — wyznała.
— No wiesz co! Oburzył się. — Rysowałem ją cały wieczór!
— Ją?
— Potem rzucił zaklęcie powielające — wytłumaczył Syriusz.
James zmierzył przyjaciela ostrzegawczym spojrzeniem.
— Choć, tak naprawdę, to rzucił je Lunio — dodał po chwili i pokazał język zdenerwowanemu Jamesowi.
— Mogłeś się bardziej wysilić – stwierdziła Evans.
— Dobrze, to w ramach rekompensaty zapraszam cię do wioski.
— Nie!
— No umów się ze mną, są walentynki!
— Nie!
tak nie masz z kim iść — stwierdził pewnym siebie głosem.
— Mam!
— Z kim?
— Z.... guzik Cę to obchodzi!
— Nie znam takiego, mówiłem, że nie masz z kim iść! — zawołał tryumfalnie.
— Mam! — warknęła zirytowana.
— Udowodnij!
— Widzisz Remusie, tak to jest, umawiasz się z kimś, oddajesz mu serce a on działa na dwa fronty — konspiracyjnym szeptem zaczął Syriusz.
Huncwoci wybuchnęli śmiechem, wspominając poranną rozmowę w drodze do Wielkiej Sali a Lily popatrzyła na nich podejrzliwym wzrokiem.
— Wiedziałam! wykrzyknęła rudowłosa. — Umówiłeś się już z jakąś, a teraz ze mną! Jesteś dwulicową świnią, Potter. Nie umówię się z Tobą! — odparła i odeszła.
— Dzięki, Łapo — mruknął posępnie James.
— Zawsze do usług, stary. — Zaśmiał się.
★★★
       Magiczne zwierzęta mające niewiele ponad stopę wzrostu, bardzo szczupłe z cienkimi, patyczkowatymi rękami i nogami, o jaskrawym ubarwieniu, przypominające chochliki panoszyły się po całym zamku. Biegały ubrane w jaskraworóżowe ubranka, miały doczepione skrzydełka, jednak nie latały, gdyż żadna z organizatorek nie wpadła na pomysł zaczarowania ich oraz małe, spiczaste, święcące czapeczki z ogromnym sercem na końcu zamiast pompona. W rękach dumnie dzierżyły łuk ze strzałą mając przypominać greckiego Erosa. Topki, bo tak nazywały się te zwierzaki, zostały zatrudnione w roli kupidynów, aby wręczać kartki walentynkowe. Każdy z uczniów był mile zaskoczony gdy do niego podchodziły, skrzekliwym, cienkim, głosikiem wołały przewodnie hasło: „Wesołych Walentynek” i wręczały kolorową kartkę.
       — Z kim idziesz do wioski? spytał James swojego przyjaciela, kiedy razem siedzieli znudzeni na kanapie w Pokoju Wspólnym.
— Z uroczym Luniem — odparł brunet. — Przecież idziesz z nami.
— Myślałem, że żartujesz i umówiłeś się z jakąś laską.
— W sumie mógłbym, zawsze może się to bardzooo miło skończyć w jakiejś opuszczonej sali stwierdził i zaczął wzrokiem przeczesywać pomieszczenie.
— Potter!
       Przez dziurę za obrazem Grubej Damy wpadła zdenerwowana osóbka, prześlizgnęła wzrokiem po zgromadzonych Gryfonach i zatrzymała się na okularniku. Śmiało ruszyła w jego stronę.
— Potter! Ty tępy, irytujący, rozczochrany ghulu! Zabierz je ode mnie! — Wskazała palem w stronę grupki topków, które podskakiwały z walentynkami w ręku, kilka z nich nuciło dość głośno:
Ładny tyłek masz, czy mi go dasz? A jeśli nie, to z Potterem umów się.”.
— A co z tego będę miał? — Zmierzył ją pytającym spojrzeniem, a potem w widowiskowy sposób złapał znicz, nawet nie patrząc na skrzydlatą piłeczkę.
Kilka dziewczyn wydało dźwięczne ochhhhh a następnie achhhhh.
Evans przewróciła oczami.
— Nie dostaniesz szlabanu.
— Oj Evans, Evans. Ja już mam obiecany u Ciebie — podkreślił to słowo — szlaban.
Zmarszczyła brwi i głęboko się nad czymś zamyśliła. Po chwili pacnęła się w czoło.
— Jutro o osiemnastej!
— Proponujesz mi randkę, Evans? — Wyszczerzył się.
— Nie! Odrobisz szlaban, a potem wlepię Ci następny!
— Evans, nie wiedziałem, że aaaaż tak jesteś spragniona mojego towarzystwa.
— Wcale nie! I tym razem się nie wywiniesz od kary! — warknęła.
James podniósł się i zbliżył, na niebezpieczną w mniemaniu Lily, odległość.
— Wcale nie mam zamiaru — szepnął jej do ucha.
Poczerwieniała. Widząc to uśmiechnął się i odszedł w stronę schodów do męskich dormitoriów.
— Tylko nie zapomnij, Potter!
— Tak, tak. Załóż jakąś seksowną bieliznę! — krzyknął i szybko czmychnął zanim sens słów dotarł do Lily.
Prychnęła i opadła na miejsce, z którego poniósł się James. Otoczył ją wianuszek „amorków”. Warknęła i cisnęła w nich zaklęciem, wystraszone zwierzątka rozpierzchły się po pomieszczeniu.
— Czyżby okres Ci się zbliżał?
Zmierzyła Syriusza lodowatym spojrzeniem, a z jej oczu zaczęły ciska pioruny. 
Poniósł ręce w obronnym geście i odszedł.
★★★
Za PRZECZYTANIE należy się KOMENTOWANIE!
To nie wiele ;)