Lily Evans z zawrotną
prędkością przemierzała korytarze zamku, zatrzymała się i
bezradnie rozejrzała we wszystkie strony, „Gdzie teraz?”pomyślała,
za sobą usłyszała zbliżające się szybkie kroki i nawoływanie.
Niewiele myśląc skręciła w lewy korytarz, pognała przed siebie,
skręciła jeszcze kilka razy, wbiegła po schodach i zatrzymała się
w cieniu gobelinu. Ciężko dyszała, nie mogła złapać oddechu,
kiedy na korytarzu usłyszała ruch przycisnęła się jeszcze
bardziej do ściany. Kiedy unormowała oddech, poprawiła włosy,
które spięła ponownie w koński ogon i zarzuciła torbę na ramię,
ruszyła zadowolona przed siebie do biblioteki. Tak. Udało jej się
uciec przed Potterem.
-Tu jesteś rudzielcu.-
zamarła słysząc jego głos, powoli i z niedowierzaniem odwróciła
się i stanęła oko w oko z Jamesem.
-Jak mnie znalazłeś?-
spytała.
-Mam na to swoje sposoby, w
końcu jestem Huncwotem.- wypiął dumnie pierś i poczochrał włosy,
Evans przewróciła oczami na ten gest i zaczęła iść we wcześniej
obranym kierunku.
-Ej czekaj! Nie
odpowiedziałaś czy się ze mną umówisz.- zrównał z nią krok i
szedł z bardzo pewną siebie miną.
-Nie.
-Co nie?- spytał zbity z
tropu.
-Nie umówię się z Tobą.-
odparła siląc się na spokój i zaczęła iść szybciej.
-Czemu?
-Bo nie.
-Bo nie, to nie jest
odpowiedź.
-Daj mi spokój Potter!-
krzyknęła i poczerwieniała.
-Rumienisz się, czy to
znaczy, że chcesz się umówić tylko udajesz niedostępną?- spytał
i wyszczerzył swoje białe, idealnie proste zęby.
-Yhhh- warknęła- zostaw
mnie w spokoju!
-Nie, do puki się nie
zgodzisz.- wyrwał torbę Rudowłosej, zarzucił sobie na ramię i
wesoło gwiżdżąc szedł kolo Lily. Evans w środku cała się
gotowała, co on sobie wyobrażał, przez 3 lata , ba nawet 4,jej
dokuczał, wyśmiewał się z niej i nazywał „rudą marchewką”,
a teraz ona ma się z nim umówić. Chyba oszalał, że ona się na
to zgodzi.
-Czy możesz mi podać
torbę?- spytała siląc się na spokojny ton.
-Po co?- spojrzał na nią
podejrzliwie.
-Bo idziemy do biblioteki a
nie wiem czy wzięłam pergamin.- zrobił niewinną minę. Potter
bezmyślnie wręczył Evans jej własność i oczekiwał na zwrot
torby, dziewczyna zaczęła w niej grzebać po czym wyciągnęła
różdżkę i bez ostrzeżenia wykrzyknęła zaklęcie. Twarz Jamesa
pokryła się bąblami, których pojawiało się coraz więcej i
więcej a w dodatku twarz zaczęła go piec i swędzić. Czarnowłosy
zaczął krzyczeć i wymachiwać rękami, po czym pognał korytarzem.
Lily uśmiechnęła się z satysfakcją, schowała różdżkę i w o
wiele lepszym humorze ruszył dalej.
★★★
Na kolacji wszyscy
komentowali opuchniętą i wyjątkowo nieatrakcyjną twarz Pottera,
szukający choć udał się do Pani Pomfrey musiał poczekać na
efekty działania jej eliksirów i maści. Początkowo chciał zostać
w dormitorium ale to by oznaczało, że Evans wygrała a tego Potter
nie chciał jej pokazać, był zbyt dumny żeby przyznać się do
porażki.
-Jak tam bąbelku?- spytał
Syriusz, który właśnie pojawił się w Wielkiej Sali.
-Ha ha ha- odparł Potter i
zaczął ponownie grzebać swoim widelcem w makaronie z sosem, który
początkowo zamierzał zjeść.
-Czyżbym wygrał zakład?
Jest piętnaście do czternastu.- przypomniał mu Black i wyszczerzył
się.
-Zamknij się, umówi się
ze mną!- warknął Huncwot.
-Daje ci tydzień potem
oficjalnie zostaję zwycięzcą.- zastrzegł i zabrał się za
kolację. Szukający powiódł wzrokiem po stole Gryfonów w
poszukiwaniu Rudowłosej dziewczyny, siedziała niedaleko razem ze
swoimi koleżankami i zajadała się pasztecikiem dyniowym. Westchnął
ale po chwili na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech, machnął
różdżką w kierunku solniczki i pieprzniczki na jednej pojawił
się napis „UMÓW” a na drugiej „SIĘ”, potem przelewitował
kolejny zestaw do przypraw, który stał koło uczniów z szóstego
roku i napisał na nich „Z” oraz „JAMESEM”, Syriusz z coraz
większą ciekawością obserwował poczynania swojego przyjaciela,
nie tylko on, bo Remus i Peter także byli ciekawi rozwoju sytuacji.
Następnie Potter dyrygując naczyniami pokierował je aby
podskakując udały się do Lily. Niczego nieświadoma Evans popijała
sok dyniowy i rozmawiała z Dorcas, kiedy przed nią pojawiły się
dwie solniczki i dwie pieprzniczki, które podskakiwały jakby
chciały zwrócić na siebie jej uwagę. Ruda popatrzyła na nie
zdziwiona a następnie przeniosła zniesmaczone spojrzenie na
czarnowłosego, sam zainteresowany uśmiechnął się zachęcająco i
uniósł kciuki do góry. Lily leniwie wyszeptała zaklęcie i
odesłała podskakujące przyprawy z powrotem do Pottera. Kiedy
czytał poszczególne wyrazy na naczyniach mina mu zrzędła i posłał
Evans zbolałe spojrzenie. Gryfonka podniosła się i przechodząc
koło Jamesa uśmiechnęła się do niego złośliwie, następnie
zniknęła za drzwiami, szukający nie dając za wygraną pobiegł za
nią. Peter i Remus wybuchli śmiechem kiedy tylko ich przyjaciel
opuścił Wielką Salę, Syriusz który siedział naprzeciwko reszty
zniecierpliwiony postanowił sam sprawdzić co też Evans odpisała
jego kumplowi, gdyż nikt nie kwapił się do tego żeby mu pokazać,
po chwili jego śmiech dołączył do reszty Huncwotów, bowiem
napisane było „NIE” „TA” „LIGA” „POTTER”.
★★★
-Dobrze na dziś to koniec,
dziękuję państwu, na następną lekcję proszę przynieść
wypisane zastosowanie, skład, sposób przyrządzenia i możliwe
skutki uboczne eliksiru tojadowego.- profesor Slughorn uśmiechnął
się do uczniów i poczekał aż wszyscy opuszczą klasę, następnie
skrył się w swoim gabinecie obok sali.
Dorcas wyszła prawie
ostatnia, leniwie pakowała swoją torbę, gdyż nie bardzo śpieszyło
jej się na transmutację, wiedziała że za spóźnienie na pewno
zostały by odjęte punkty i zadana jakaś praca dodatkowa ale
wyjątkowo miała to w nosie i tak nie potrafiła zamienić żaby w
balon co było tematem na poprzednich zajęciach. Kiedy tak powłócząc
nogami zmierzała do klasy profesor McGonagall zaczepił ją
szukający Gryfonów.
-Hej Meadows mam biznes-
zaczął bez ogródek.
-Hmmm?
-Potrzebuję umówić z
Evans.
-Ale ona nie chce, z tego co
zauważyłam.
-Oj tam, oj tam mi się
zawsze udaje tylko muszę mieć odrobinkę Twojej pomocy.
-A ona w ogóle Ci się
podoba?- spytała Dorcas i przystanęła mierząc go wzrokiem. James
się zamyślił „niska, szczupła, rude włosy, zielone oczy, piegi
na nosie”, wzdrygnął się. Nie, zdecydowanie Evans nie była w
jego typie. Dorcas popatrzyła wyczekująco.
-No nie, ale ja muszę, do
jutra mam czas!
-A czemu do jutra?
-Bo jutro mija termin
zakładu.- odparł.
-Jakiego zakładu?- spytała
zdziwiona i zaciekawiona.
-Syriusz i ja założyliśmy
się, który z nas umówi się z większą ilością dziewczyn
wybranych przez przeciwnika i ja muszę umówić się z Evans.
-Z durnieliście do reszty,
bawicie się cudzymi uczuciami.
-Nie smęć kuzynko.-
Szukający przewrócił oczami.
-Nasze pokrewieństwo jest
coraz bardziej wątpliwe. A jak nie pomogę?
-To będę musiał przez
miesiąc prać brudne skarpetki Blacka- skrzywił się na samą myśl.
-To możesz już zacząć od
dzisiaj, bo Lily się z Tobą nie umówi.
-Miałaś mi pomóc a nie
dołować. No weź coś wymyśl.- powiedział błagalnym tonem.
-Masz szczęście, że Lily
nie słyszy tej rozmowy, bo jej zdanie o Tobie byłoby jeszcze
gorsze, o ile to w ogóle możliwe.
-To pomożesz mi czy nie
Meadowes?
-Potter jesteś
beznadziejny.- pokręciła głową i weszła do klasy.
-Głupie baby za knuta z
nich pożytku.- burknął James i usiadł koło bardzo zadowolonego z
siebie Syriusza. -Czego się szczerzysz?!
-Bo jutro będę miał moją
prywatną praczkę- uśmiech Syriusza jeszcze bardziej się
poszerzył. James coś mruknął na temat „wrednych pchlarzy” i
zaczął przepisywać tekst, który McGonagall wyczarowała na
tablicy.
★★★
Rosario tanecznym krokiem
weszła do Pokoju Wspólnego, zobaczyła swoje przyjaciółki na
kanapach i skierowała się w ich stronę, opadła koło Alicji i
popatrzyła po skupionych twarzach.
-Już dajcie spokój, jutro
piątek.
-No właśnie, jutro też są
lekcje.- odpowiedziała Dorcas znad swojego wypracowania na zaklęcia.
-Ale tylko zaklęcia,
zielarstwo i opieka sama prościzna.
-Zapomniałaś o
astronomii.- ziewnęła Lily.
-Oj tam, też mało
wymagający przedmiot.
-Zależy dla kogo- mruknęła
Alicja znad map nieba do tegoż właśnie przedmiotu.
-Twoje oceny nie wskazują
na to, że te przedmioty są tak łatwe dla Ciebie. - Evans pokazała
koleżance język.
-Bo oceny nie
odzwierciedlają naszej wiedzy i umiejętności.- odparła zadowolona
z siebie, położyła nogi odziane w trampki na stoliku i zaczęła
bawić się różdżką, obserwując Huncwotów, którzy zajmowali
fotele w przeciwległej części wieży, byli pochyleni ku sobie i
bardzo żywo o czymś dyskutowali, wtedy poderwał się Potter i
zaczął przechadzać w tę i z powrotem, Lupin coś cały czas mu
tłumaczył. W końcu szukający przystanął, wyczarował czerwoną
różę, potargał włosy i z determinacją na twarzy zaczął iść
w ich stronę.
-Oho uwaga, rozczochrane
kłopoty.- mruknęła Rosi, czym zwróciła na siebie uwagę
pozostałych. Lily rozejrzała się i zobaczyła Pottera
zmierzającego w jej stronę, westchnęła, schowała pergamin i
zamknęła książkę, po czym starała się zachowywać spokój.
-Proszę to dla Ciebie.-
usłyszała i zobaczyła ładny kwiat podetknięty jej prawie pod
nos.
-Dzięki, Potter.- mruknęła
i wzięła od niego różę.
-To czy teraz się ze mną
umówisz Evans?- spytał prosto z mostu i potargał włosy.
-Nie.
-No weź, dałem ci przecież
ten głupi kwiatek!- zaprotestował.
-To go sobie zabierz!-
warknęła Lily i cisnęła w niego różą. Wstała i zaczęła
chować swoje rzeczy do torby.
-Nie myśl sobie, że jesteś
taka wyjątkowa! Mogę mieć każdą!- wybuchnął czarnowłosy,
scenie w Pokoju Wspólnym zaczęło przysłuchiwać się coraz więcej
uczniów.
-Nie jestem każda, Potter!-
wycedziła Lily akcentując każde słowo- I nigdy się z Tobą nie
umówię nawet gdyby od tego zależało moje życie!- krzyknęła,
porwała torbę i pobiegła po schodach w stronę dormitoriów
dziewczyn. Meadows, Albertini i Bones popatrzyły na Jamesa karcącym
wzrokiem i ruszyły za Lily.
-Wygrałeś.- burknął
opadając na fotel koło Petera, wyrwał mu lodową myszę. -Głupia
Evans, myśli, że jest Merlin wie kim.- warknął wpychając sobie
całego słodycza do buzi.
-Jutro trening James, nie
spóźnij się! I nie zarób jakiegoś szlabanu.- kapitan gryfonów
Nicole Lawrence, pogroziła z uśmiechem Jamesowi i odeszła. Wszyscy
wiedzieli, że nawet gdyby się nie pojawił nie zrobiłaby nic, mimo
że była od niego trzy lata starsza to okazywała jawne
zainteresowanie Potterem nie tylko jako dobrym graczem.
-Chodź stary, wypijemy po
kremowym.- Syriusz poklepał kumpla po plecach i całą czwórką
ruszyli do dormitorium.
-Ogłaszam remis.- krzyknął
James po raz kolejny kilka godzin później kiedy z Syriuszem grali w
szachy, grali to jednak za dużo powiedziane, gdyż żaden z nich nie
znał zasad, Remus dwie godziny wcześniej zwątpił i przestał
próbować ich nauczyć.
-Jest dwadzieścia do
dwudziestu, od nowa.- Syriusz zaczął ustawiać swoje figury.
-Idźcie spać jest za
piętnaście trzecia.- mruknął zaspany Pettigrew.
-Cicho! Ja go jeszcze o
gram.- krzyknął rozentuzjazmowany James.- Ten no, dzwonek na A3.
-Goniec- poprawił go
automatycznie Remus.
-A tak tak, goniec na A3.-
Jednak nic się nie stało- Ej czemu się nie rusza!
-Bo tak nie możesz się
ruszyć.- mruknął Remus.
-Jak to nie!- Potter złapał
gońca i ręcznie go przestawił, ten jednak gdy tylko James go
puścił wrócił na swoje pierwotne miejsce.- EJ! Tak nie wolno,
głupie szachy!
-Pionek na B5- powiedział
Syriusz, a jego figura zmieniła miejsce.- Ha jestem lepszy!
-Guzik prawda, masz czarne
szachy a one solidaryzują się z Tobą!- zaprotestował James i
pociągnął łyk piwa. Huncwoci wybuchli śmiechem, James
początkowo był oburzony ale po chwili dołączył do przyjaciół.
Świetny blog <3
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie dodajesz :{
Wpadniesz na mój blog . ?
Głównie chodzi mi o twoje zdanie dlatego, że masz świetnego bloga i warto zapytać o zdanie doświadczonej osoby. Jestem otwarta na krytykę :*
Życzę weny :**
http://historia-czarujacej-lilki-i-huncwotow.blogspot.com/
Niestety, pomiędzy moim poprzednim komentarzem a tym dzisiejszym istnieje pewna przepaść. Duża przepaść. Oczywiście to nie znaczy, że nie czytałam rozdziałów – wręcz przeciwnie, udało mi się wszyściusieńko nadrobić przez te ostatnie (dni? tygodnie?) dni (btw., posty były zarąbiste, zwłaszcza urzekł mnie epicki sen Lily, to był dość emocjonalny fragment, ja osobiście zaczęłam energicznie gestykulować: JAMES! [niby, że ten KTOŚ to Potter zostało podane na koniec fragmentu, ale ja to wiedziałam od początku ;>. Bo kto, jak nie on? FRANK?! Pfi!] IGNORUJ TEGO STARUCHA! IGNORUJ PANA EVANSA! IGNORUJ KSIĘCIA I GOŚCI! WYJDŹ I KRZYKNIJ: NIE ZGADZAM SIĘ! A POTEM LILY WYSKOCZY Z PŁACZEM I PADNIE W JEGO RAMIONA, I BĘDZIE SKANDAL, I ONI UCIEKNĄ, I… I… I… *zapowietrza się* już mi lepiej. Przepraszam za ten wybuch, ale zawsze reagowałam bardzo emocjonalnie kiedy w serialach/filmach/książkach/opowiadanich pojawiał się motyw ślubu. Zwłaszcza takiego typowego z rozsądku. A kiedy już ktoś występuje, że się nie zgadza to już w ogóle huhuhuhuhuuu. Ok. Zamykam się. To, że Longford jest jak Rochester i uwięził swoją żonę w klasztorze [okej, Rochester uwięził szaloną Bertę na strychu, ale nie wchodźmy w szczegóły. Z drugiej strony to parring też był na odwrót, w sensie Jane i Rochester, a nie obłąkana Berta i Rochester, a tu jednak jest Longford i jego uwięziona w klasztorze żona, ale tylko dlatego, ze Jily byli razem, i… dobra, zamykam się już) , ale – jak wiadomo – jest spora różnica jeśli chodzi o komentowanie i czytanie. Do czytania ja jestem pierwsza, do komentowania – niekoniecznie. Zawsze, jak komentuje zaczynam paplać o jakiś bzdurach, jak przytaczanie historii ze znanych romansów Charlotte Bronte albo o gatunkach jabłek. Najczęściej mówię o jabłkach, wszystkich putinkach jakie przyjdą mi do głowy. DOBRA! Wracamy do tematu!
OdpowiedzUsuńRozdział zaczął się uroczo. Tak serio serio uroczo. Jily jest parą na tyle specyficzną, że moim zdaniem najwięcej uroku w nich jest, kiedy jeszcze nie byli parą i mieli swoje „kłótliwe podchody”, tzn. że o wiele bardziej uwielbiam okres, kiedy jeszcze się nienawidzili i kłócili o bzdety. Ach! I jeszcze uwielbiam, jak inni subtelnie próbują im wyjaśnić, że to jest chemia, a nie antypatia, i że oni mają się ku sobie, a oni tak emocjonalnie reagują huhuhuh <333. Ach, dzieciaki. Jeszcze nie rozumieją, że zakochają się w sobie bez pamięci w bliskiej przyszłości i że będą mieli gromadkę dzieci (okej. Mieli tylko Harry’ ego. Wiem. Ja jednak uważam, że gdyby byli dłużej małżeństwem niż te trzy do półtora roku [bo Rowling nawet daty nam nie chce zdradzić!], doczekaliby się liczniejszego potomstwa. Tak. Właśnie tak.). To jest taki urok hate-love Jily i dla tego hate-love oni są moją ulubioną parą EVER. Nawet nie kocham tak bardzo Dramione, ani Harmony, ani Zade’a, ani Chair, ani Deleny, ani nawet Belle i Bestię z Pięknej i Bestii. Ani nawet Meg i Herkulesa z Herkulesa. ANI NAWET SHANGA I MULAN. Nie. Te wszystkie pary są bliskie memu sercu, ale jednak Jily to wciąż namber łan. Dlatego właśnie rozdział rozpoczął się świetnie, bo kłótnią Jily. Takie rozdziały zawsze są najbardziej pamiętne.
Huhuhu! Ale Lily załatwiła Jamesa! Ogólnie go kocham, i nie życzę mu niczego złego, ale – ludzie – to są ich adoracje! Kto się lubi ten się czubi! Każdy, kto inteligenty, niech trzyma się od kłótni Jily z daleka, bo to dzięki nim w końcu się zeszli! No. Ach, i nic dziwnego, że James złapał Rudą. Dziewczyna ma widocznie słabą kondycję. Trochę się przebiegła po zamku i co? Zadyszka i kolka, Lily? A chciałabyś pobiec jutro Test Coopera za mnie na wuefie? Hę? Hę? Hę? Ja pewnie zemdleję, jak mam być szczera. Ostatnio zemdlałam. Pewnie, gdyby mnei gonił James, to – po pierwsze – bym nie uciekała, a po drugie, zakładając, że bym uciekała, to raczej nie dostałabym zadyszki, tylko właśnie zemdlała. Tak więc. LILY, PRZYBIJ PJONĘ! WSZYSTKIE TRAGEDIE Z WUEFU POWINNY TRZYMAĆ SIĘ RAZEM!
UsuńDalej (wjem, rozpisuje się z tą kłótnią Jily,ale ich kurde uwielbiam). A wjesz, co? NIE. Rozwiniemy to w inny sposób. Po prostu przeanalizuje całą ich rozmowę i będzie okej:
-Tu jesteś rudzielcu.- zamarła słysząc jego głos, powoli i z niedowierzaniem odwróciła się i stanęła oko w oko z Jamesem. Nie ma co, też bym chciała, żeby mnie James tak wyśledził. Ach. Marzenia. Jakie one są piękne.
-Jak mnie znalazłeś?- spytała. Och, Liluś, Liluś. To James. On ma wynajątych szpiegów na każdym korytarzu, poustawiał kamery i ma swoje tajne, hakerskie, prześladowcze biuro w łazience w dormitorium (jeśli ktos się spyta, czemu w łazience, niech wie – wokół łazienki obraca się cały świat. Gdzie odbywają się najważniejsze rozmowy? Hę? No tak! W łazience! Gdzie pary zamykają się, żeby mieć trochę prywatności? W łazience! Gdzie są biura prześladowcze, jak myślicie, idąc tym tropem? TAK! W ŁAZIENCE!). Serio. Aha, i ma też Mapę Huncwotów, ale wolę wierzyć, że takie biuro przestępczo-śledzące istnieje.
-Mam na to swoje sposoby, w końcu jestem Huncwotem.- wypiął dumnie pierś i poczochrał włosy, Evans przewróciła oczami na ten gest i zaczęła iść we wcześniej obranym kierunku. j.w. Aha, i ten gest nie zasługuje na wywrócenie oczami. On zasługuje na padniecie na kolana i całowanie Jamesa w stopy, bo to cudowne i bardzo jamesowe.
-Ej czekaj! Nie odpowiedziałaś czy się ze mną umówisz.- zrównał z nią krok i szedł z bardzo pewną siebie miną. Nie odpowiedziała, prawda? To ja odpowiem za nią. ZGADZA(m) SIĘ¡
-Nie. Przynajmniej przyznaje, że nie odpowiedziała.
-Co nie?- spytał zbity z tropu. No, nie odpowiedziała.
-Nie umówię się z Tobą.- odparła siląc się na spokój i zaczęła iść szybciej. Ona sobei jaja robi? NIE UMÓWI SIĘ Z MIŁOŚCIĄ SWOJEGO ŻYCIA?! COOOO?!
-Czemu? Podtrzymuje pytanie. CZEMU?!
-Bo nie. NIE ZACZYNA SIĘ ZDAŃ OD „BO”, ERUDYTKO. Jak można się nie zgodzić, żeby iść na randkę z Jamesem Potterem… jak można… jak marną objętość mózgu ma Lily? Hę? Hę? Tak, wjem. Wielka eliksirowarzykanka (baba od eliksirów) i zaklęciówa i w ogóle. Czaję. Ale ona jest głupia, i tyle!
-Bo nie, to nie jest odpowiedź. To tylko udawadnia, jak lepiej od niej James jest wyedukowany. Bo nie zaczyna się zdań od bo. Hahahah!
Usuń-Daj mi spokój Potter!- krzyknęła i poczerwieniała. No i nic dziwnego, że poczerwieniałaś, moja dhoga. To James Potter. Serducho zaraz wypadnie? Motylki w brzuchu? Gula w gardle? Tak, wiem, co czujesz.
-Rumienisz się, czy to znaczy, że chcesz się umówić tylko udajesz niedostępną?- spytał i wyszczerzył swoje białe, idealnie proste zęby. Jak pomyślę o jego zębach… Kurde! On mółby pewnie występować w reklamie Sensodyne. Ile razy dziennie on myje zęby? Po każdym posiłku? 5? 10? 15? Musi tyle. No, chyba, że przezorny zawsze ubezpieczony i nosi ze sobą zawsze i wszędzie gumy Orbit.
-Yhhh- warknęła- zostaw mnie w spokoju! Nie, Lily! Najpierw każ mu zdradzić sekret idealnych zębów, POTEM niech cię zostawi. No, do czasu waszej randki, na którą oczywiście pójdziesz, bo go kochasz. Uważam, że masz rację, mówiąc, że należy unikać się do samego faktu rzeczywistego, którym jest randka. To zwiększy tęsknotę i ogólnie ekscytację.
Okej! Koniec relacji na żywo! Idziemy dalej, bo piszę już przez 6 091 znaków bez spacji tylko o tym jednym fragmencie. I o jabłkach. I o Jane Eyre. I o Sensodyne. Ech…
Tutaj wchodzi wątek zakładu, o którym pisałam bodajże w poprzednim komentarzu, o ile pamięć mnie nie myli (a pewnie myli, bo mam białe plamy na mózgu od książęk/filmów/seriali/fanficków/pisania, jak twierdzi moja ex wychowaczyni), ale napiszę jeszcze raz. Jupiii! Moim zdaniem powinno się wybudować wielki piedestał dla Syriusza Blacka za ten zakład. W ten oto sposób to ON jest ojcem Jily, a co za tym idzie… dziadkiem Harry’ ego o.O teoria jeszcze bardziej psychiczna niż ta moja i mojej kumpeli, gdzie doszłyśmy do wniosku, że Vodlemort nie istnieje, bo to tylko alter-ego Dumbledore’ a, który cierpi na rozdwojenie osobowości. Pomyślcie o tym. To prawda. No i… ach, te słodkie sceny.
UMÓW SIĘ Z JAMESEM! Bardzo chętnie!
NIE TA LIGA, POTTER. Eee… bo James do Ekstraklasa/Premier League/Bundesliga/Primera División etc. etc., a Lily… jest w tej lidze, co drużyna z mojej mieściny, a oni są bodajże w szótej/siódmej lidze. I chyba spadli ostatnio.
Ogólnie rozdział ukazuje pierwsze zaloty Jily i.. ach – tu nie trzeba nic pisać. Miodzio, noooo. Najpierw są kwiatki, zakłady i zaklęcia powodujące bąble, a potem… cytując Mushu: „no co tam? Kocham”, nie? Wybacz mi te nawiązania do Disneya, ale wczoraj oglądałam znowu Mulan i miałam z tego taką radochę, że… dobra, nie będę się ośmieszać w Internetach.
I znowu, Rosario! Wgl uwielbiam to imię. Uczę się włoskiego i w mojej książce laska ma na imie Rosario. I oczywiście przed oczami mam tę słodką, żyjąco w innym świecie Rosario z twojego opka <333. Ech.
Dobra, muszę kończyć. Wybacz ten spontan i chaos, ale niestety – muszę się zbierać, bo jutro trza wstać o 6… brrrrrrrrrrr.
Nienawidzę szkoły.
Weeeeeny :*
Abigail
O matko! Jak mnie James wkurzył! Ale to takie cholernie oryginalne, że Potter chce się umówić z Evans tylko dlatego, że się założył, a nie, że się zakochał :-). Tak mnie pozytywnie tym zaskoczyłaś :-). W ogóle widzę, że Twoje opowiadanie ma kilka takich właśnie oryginalnych perełek, co sprawia, że chcę czytać i czytać i czytać :-).
OdpowiedzUsuńZabawnie opisujesz dialogi pomiędzy Jamesem, a Lily, śmieję się jak głupia :D. No i ta sytuacja z solniczkami i pieprzniczkami - no genialna :D. A no i zapomniałabym o Syriuszu - "Bąbelku" mnie rozwaliło :D. Dobrze Lily mu zrobiła, popieram takie zachowania w 100%, dopóki Potter nie będzie się chciał z nią umówić ze względu na zakład, ale na prawdziwe uczucia :-).
A na końcówce śmiałam się jak szalona :D. Wizja dwójki Huncwotów grających w szachy i nie znających zasad oraz Remusa, który stracił wszelką cierpliwość do nich - bezcenna :D. I jak Rogacz próbował sam przestawić figurę na pole :D.
Dziękuję Ci za ten rozdział, bo rozbawił mnie do łez <3
Ale patrząc tak bardziej poważnie, pomiędzy tymi zabawnymi sytuacjami, można wyczytać kilka istotnych cech Twoich bohaterów.
Lily poukładana, ale ze szczyptą ironii i humoru.
Dorcas wierna przyjaciółka, co się ceni :-).
Rosario, która promienieje dobrym humorem, który wręcz przeszedł na mnie ;-). Taka beztroska (a przynajmniej w tej scenie w Pokoju Wspólnym). Swoją drogą - Rosario Milagros - czy Ty czasami nie zaczerpnęłaś tych imion ze Zbuntowanego Anioła? :D Bo tam główna bohaterka Milagros, a jej matka się nazywała Rosario :D. Jak tak, to ogromny plus ode mnie, bo uwielbiam ten serial <3.
Remus, jak Remus - kochany. Nie znam innego słowa (może uroczy?) na niego :-). Czasami mi jest go żal wśród tych bałwanków (to nie obraza, tylko tak pieszczotliwie :D) Łapy i Rogacza :D.
Lecę czytać dalej, bo przede mną jeszcze duuuużo rozdziałów :-).
A piszesz świetnie! Imponują mi Twoje pomysły i doceniam głównie ten oryginalny pomysł, że Jamesowi nie podoba się Lily (jak narazie ;-)).
Pozdrawiam!
Jestem zaszczycona, że do mnie zajrzałaś:) Że podobają Ci się moje pomysły:)
OdpowiedzUsuńPomysł z zakładem powstał sam z siebie. No bo dlaczego szkolny rozrabiaka, przystojniak, sportowiec i w ogóle popularna i rozchwytywana osoba zainteresowała się kimś takim jak Lily? Cichą kujonicą. Coś musiało się stać. Więc zakład pasował tu idealnie, bo wyobrażam sobie Jamesa i Syriusza właśnie jako takich lekkoduchów, którzy mogli by się umawiać dla zakładu.
Oczywiście, że Rosario Milagros jest ze Zbuntowanego Anioła:) To taki zarąbisty serial:D
Mi też osobiście szkoda Remusa ale tylko czasami, bo wiem, że przyjaźń znaczy dla niego bardzo wiele:)
Rozdział świetny, lecę czytać dalej :)
OdpowiedzUsuńMiałam komentowac? Bedę komentowac! Czasami uda mi sie napisac 2, czy 3 słowa, ale chce, żebyś wiedziała, że czytam.
OdpowiedzUsuńTen rozdzilał był jescze lepszy niż tamten. Wiesz, że w ameryce możne wyznawać kult każdego, jak i zakładać nowe religie?
Pani i Panowie zakłam KULT ROGATEJ (skrót KR)! A teraz modlmy się!
Pozdrawiam, puck
Rozwaliło mnie to, że już w pierwszym rozdziale tytuł brzmi "Umówisz się ze mną Evans?" xD Ten Potter nigdy nie zmądrzeje xD Co nie zmienia faktu, że i tak go uwielbiam <3
OdpowiedzUsuńSwoje sposoby? Wyczuwam woń Mapy Huncwotów <3
Ale dlaczego się z nim nie umówi?! ;-; Tylko raz? Nie? Tylko moja historia jest tak nienormalna, że są na randce już w 4 rozdziale? Aha... Okej ;c
Ej?! Lily?! CO?! To jest tak przykładna pani prefekt?! Co rzuca zaklęciami i kłamie James'a?!
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Moja krew dziewczyno xD
Jako Senna Mara, przyjmuję Cię w nasze szeregi * co tam, że jest Senną Marą już u mnie, będzie podwójnie xD*
Bąbelku? xD 15 punktów dla Gryffindoru! ;D
Nie no serio? ;-; A takie ładne pieprzniczki i solniczki były ;-; No weź Ruda! ;-;
CO?! JAK TO CI SIĘ NIE PODOBA?! JAKIE TY BZDURY, ŁOSIU WYGADUJESZ! JAKI ZAKŁAD DO CHOLERY?!
Nie >_< Nie wierzę >_< On przez zakład...? Straciłam w ciebie wiarę Łosiu >_<
Dokładnie! Walnij go mocniej! Nie jesteś każda i nie masz na imię wszyscy!
Dzwonek? O nie. Nie wymigasz mi się!
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
No dobra xD Hahahahahaha! To akurat było śmieszne xD Ale masz mi w podskokach biec, przeprosić Lily! ;-;
James i te jego podrywy...Ach, mądra Lily. Świetny rozdział
OdpowiedzUsuńMila