środa, 11 czerwca 2014

Rozdział 11: "Pierwsze miłości zawsze są trudne..."

Hej, dziękuję, za komentarz Księżnicce Półkrwi podniósł mnie na duchu:) Ciesze się, że jednak ktoś czyta moje wypociny:)
Pozdrawiam Rogata:)
P.S. Ten rozdział jest dla Ciebie:)
☆☆☆
Biedny pierwszaczek- roześmiał się Syriusz, widząc wystraszonego i zdezorientowanego malucha uciekającego przed zbroją.
-Taa, w życiu się nie domyśli, że trzeba podać jej rękę żeby dała mu spokój- przytaknął okularnik. Huncwoci postanowili przygotować taki mały żarcik na powitanie Hogwartu. Zaczarowane zbroje mają biegać po całym zamku z zamiarem powitania wszystkich uczniów, nie zapominając oczywiście o nauczycielach, symbolicznym podaniem dłoni.
-Potter, Lupin, Pettigrew i Black co to za wygłupy!- Rozwścieczona nauczycielka od transmutacji właśnie szła do wieży Gryfonów z zamiarem wlepienia powitalnego szlabanu kwartetowi rozchichotanych Huncwotów. Traf chciał, że wyżej wspomniani zmierzali do Wielkiej Sali na śniadanie czym zaoszczędzili jej drogi.
-Pani profesor, czy my wyglądamy na takich, co by robili jakieś kawały?- zapytał z powagą Syriusz. Tak naprawdę rozpierała go od środka duma, że ten dowcip wymyślił akurat on. Cała czwórka zrobiła skruszone minki, natomiast McGonagall musiała dać za wygraną z powodu braku dowodów. Ostatnimi czasy coraz lepiej wychodziły im psoty bez ewidentnego wskazania na sprawcę. Odprowadzili wzrokiem wymachującą rękami profesor, która odpędzała się do rycerskiej zbroi. Przed wrotami Sali zobaczyli Dumbledora, który z zainteresowaniem przyglądał się kolczudze, która stała przed nim z wyciągniętą dłonią. Kiedy zobaczył Gryfonów, posłał mi uśmiech i wyminął pancerz, który natychmiast za nim podążył.
-Siemka Evans, umówisz się ze mną?
-Spadaj Potter.
-Oj, nie bądź taka!
-Odwal się.
-No ale czemu nie chcesz? Nie podobały Ci się moje listy? Przecież były romantyczne- zauważył. Lily przewróciła oczami i zajęła się jedzeniem, nie odpowiadając na pytania Rogacza. Przecież pisał w nich, że ma ładne nogi a nawet oczy, zupełnie nie rozumiał, dlaczego ta ruda wiewióra nie chce się z nim umówić. Co robił nie tak, że nie chciała dać mu szansy na wypełnienie warunków zakładu? W jego głowie formował się nowy, zapewne genialny, plan jak tu skruszyć lodowate serce rudowłosej.
-Widzisz Łapo, kobiety takie są, zimne i nieczułe.
Syriusz w odpowiedzi, poklepał przyjaciela pocieszająco po plecach, gdyż miał usta pełne bekonu.
-Kogo nazywasz nieczułym? Nas?
Do ich uszu dotarł głos Sary, która siedziała kilka miejsc dalej. Spojrzeli na nią, uśmiechała się złośliwie a w jej oczach czaiły się ogniki zdenerwowania. Nie wróżyło to nic dobrego ze względu na jej niedawną kłótnię z Rogaczem.
-A Tobie o co chodzi?- spytał zdziwiony Black, który w dalszym ciągu nie był świadomy co zaszło pomiędzy Gryfonami po meczu.
-O co?! O co?! Ty śmiesz się pytać, o co?!
-Saro uspokój się. Wyjdźmy.- James złapał dziewczynę za ramię i wyszli na korytarz odprowadzeni zaciekawionymi spojrzeniami uczniów z domu Godryka Gryffindora. Kiedy tylko opuścili Wielką Salę wyrwała mu rękę i z bojową miną czekała co powie.
-Czego ty ode mnie oczekujesz?- spytał po chwili wahania.
Prychnęła. Zachowywał się jakby nic się nie wydarzyło na peronie. W ogóle ją ignorował i cały czas latał za Evans.
-Nie mam zamiaru bawić się w kotka i myszkę, nie chcesz to nie mów- odparł i wyminął ją.
-Potter!
-Co?!- spytał zirytowany. Naprawdę nie wiedział czego ta dziewczyna od niego oczekuje.
-Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi- odparła siląc się na spokojny ton, nie chciała kolejny raz kończyć rozmowy przez niedomówienia.
-Ja też, ale przyjaciele się nie całują- warknął. Od rana był w wyśmienitym humorze, jednak ona sprawiła, że zdenerwował się a cały nastrój wesołości spowodowany udanym kawałem z niego wyparował. Najpierw jest na niego zła i nie chce rozmawiać, teraz stara się być miła i powołuje na przyjaźń, on sam już nie był w tym momencie pewien, czy ta przyjaźń kiedykolwiek istniała, czy nie była tylko iluzją stworzoną przez obojga. Nie rozumiał kobiet, nie wiedział co ma powiedzieć, żeby jej nie zranić a jednocześnie chciał aby sytuacja między nimi była jasna. Westchnął, poprawił okulary, które zjechały mu na czubek nosa i potargał włosy. Popatrzył na nią wyczekująco, jednak ona nie kwapiła się do dalszej rozmowy. Westchnął ponownie. Jak zwykle, typowa kobieta, wszystko zwala na barki faceta.
-Jesteś zła, bo Cie okłamałem. Wiem. Przepraszam zachowałem się jak świnia.- Po jego słowach nastała cisza. Wziął wdech i kontynuował- Czy jest coś jeszcze?
-Olewasz mnie.
-Kiedy?
-Teraz!
-Przecież to ja się produkuje, ty nawet słowa nie raczysz powiedzieć! Przeprosiłem Cię! Co mam jeszcze zrobić?!
-Odkąd wróciłeś do Hogwartu mnie olewasz- sprostowała.
-Merlinie, daj mi siłę- jęknął i przeczesał włosy ręką. - Do szkoły wróciłem wczoraj wieczorem, przespałem się i przyszedłem na śniadanie! Kiedy miałem się z Tobą zobaczyć?!
-Z Evans miałeś czas się zobaczyć- burknęła i z obrażoną miną założyła ręce na piersi.
-Jesteś zazdrosna o wiewiórę?- spytał, choć jej wymowne milczenie mówiło samo za siebie. Uśmiechnął się do niej, a więc o to chodziło. Jak te kobiety komplikowały sprawę, mogła od razu powiedzieć o co chodzi. Facet jest dużo prostszy w obsłudze. Jak mówi, że jest smutny to jest smutny, jak jest zazdrosny to mówi wprost, że jest zazdrosny. A nie bawi się w jakieś podchody. Domyśl się a potem przeproś za to co zrobiłeś! A jak nic nie zrobiłeś, to i tak przeproś, bo na pewno zaraz coś schrzanisz! Merlinie, kto wymyślił logikę bab?
-Więc jesteś zazdrosna- zaczął ale mu przerwała ostro protestując.
-Wcale nie!
-To w takim razie czemu się czepiasz, że rozmawiam z Evans?
-Bo myślałam, że ten pocałunek znaczył dla Ciebie tyle samo co dla mnie!- krzyknęła i natychmiast zakryła dłonią usta. Wiedziała, że powiedziała za wiele, nie powinna w takim stanie prowadzić z nim dyskusji na temat zazdrości. Powinna poprosić o rozmowę kiedy była spokojna i wyluzowana, może po treningu, wtedy oboje zawsze mieli dobre humory. Przez swoją głupotę wykrzyczała co do niego czuje od dawna.
-W takim razie myślę, że swoje kontakty powinniśmy ograniczyć tylko do tych koniecznych- odparł i spuścił wzrok. Było mu głupio, że od razu nie pojął intencji Rue, zawsze była jego dobrą koleżanką, mogli o wszystkim pogadać, taką kumpelą z boiska, nie wierzył, że i ona złapie się na jego urok. Choć ten pocałunek mógł wyjaśniać czego tak naprawdę od niego oczekiwała, a czego był pewien, że nie może jej dać, to podświadomie starał nie dopuszczać do siebie tej myśli. Wolał wierzyć, że był to tylko impuls spowodowany jej podłym humorem.
-Dlaczego?- szepnęła a po jej policzku zaczęły płynąć gorzkie łzy.
-Bo teraz wiem czego chcesz.
-Akurat. Jestem młoda, nie wiem czego chce!- Ze wszystkich sił starała się go zatrzymać, pokazać, że jej słowa były nieważne, że tak naprawdę to był głupi żart. Chciała żeby było jak dawniej. Mogła być dla niego kimkolwiek zechce, aby tylko zostało tak jak było. Nie wyobrażała sobie nie móc podejść do niego, zagadać, zażartować, po prostu być. Czy takie głupie zachowanie musi zawsze towarzyszyć nastolatkom? Czy zawsze myślą dopiero po tym jak coś zrobią? Jej rozmyślania przerwał jego stanowczy głos.
-Za to ja wiem.
-A czego może chcieć wielki Pan James Potter?- zakpiła.
-Jedyne czego teraz chce, to randka z Lily Evans- odparł. Odwrócił się na pięcie i odszedł zostawiając ją samą.
Te słowa były jak sztylet wbity prosto w serce dziewczyny, wolał rozwrzeszczanego rudzielca od niej. Sara rozpłakała się na dobre, pobiegła na oślep. Nogi same zaniosły ją do sowiarni. Uspokoiła się dopiero po jakimś czasie. Na policzkach powstały dwie czarne smugi z rozmazanego tuszu do rzęs. Spoglądała mokrymi od łez oczami na spowite mgłą błonia, machinalnie głaskała swoją Puchatkę. Nigdy nie czuła się tak źle, nawet gdy nie była doceniana w drużynie. Pierwsze miłości zawsze są trudne, nikt jej nie obiecywał, że James Potter odwzajemni jej uczucia i będą razem. Choć w głębi serca wierzyła, że tak się właśnie stanie. Czyż nie tak kończyły się wszystkie komedie romantyczne? Oboje uwielbiali Quidditcha, dobrze się im rozmawiało, czego potrzeba więcej do stworzenia związku? Miłości. Podszepnął złośliwy głosik w jej głowie. Prychnęła, nie wierzyła, że szukający nagle pokochał Rudą. Szczerze się nie znosili przez te lata, więc co spowodowało, że spojrzał na nią jak na dziewczynę? Blondynka w myślach przywołała wizerunek Pani Prefekt, według jej oceny nie była przesadnie ładna, siebie uważała za zdecydowanie ładniejszą, bardziej wysportowaną, zgrabniejszą. Więc czemu ona? Tego nie potrafiła rozgryźć ale jednego była pewna, w tym dniu Lily Evans nieświadomie zyskała wroga.
★★★
Była środa, a właściwie już jej koniec, gdyż zegarki wskazywały godzinę dwudziestą pierwszą. Większość uczniów spędzała wieczór w pokojach wspólnych na odrabianiu prac domowych lub rozmowach czy zabawach z przyjaciółmi. Grupa piątoklasistów siedziała w wieży astronomicznej. Było ich dość dużo ze względu na to, że astronomia była przedmiotem obowiązkowym i wszystkie cztery domu uczęszczały na niego w tym samym czasie. James poprzysiągł sobie, że postara się jak najgorzej napisać SUM`a abym nie musieć chodzić więcej na ten przedmiot. Profesor opowiadał ożywionym i pełnym ekscytacji głosem o nowo powstałej konstelacji, jednak Jamesa ten fakt zupełnie nie obchodził, tak jak i Syriusza, który spał na podręczniku. Jego rozmyślania powędrowały w stronę niedawnej rozmowy z Sarą, teraz wydawało mu się, że postąpił wobec niej niesprawiedliwie i zbyt pochopnie oraz, że nie powinien z nią zrywać kontaktu, jednak kiedy chciał to naprawić ona udawała, że go nie zauważa. Jednak widział jak mu się przygląda i speszona odwraca wzrok kiedy ich spojrzenia się spotykają.
-To może Pan Potter- Usłyszał głos, który wyrwał go z rozmyślań.
-Tak?- spytał starając się sprawiać wrażenie osoby, która orientuje się w temacie zajęć.
-Spytałam jaka jest to gwiazda- wyjaśniła nauczycielka i pokazała na maleńką plamkę na mapie gwiazdozbioru.
-Yyy to jest... ten, no... yyy ta, może Syriusz- zaczął szarpać przyjaciela za rękaw szaty aby ten się obudził i wybawił go od karnego eseju.
-Doskonale! Dziesięć punktów. Syriusz zwana również Psią Gwiazdą- zaczęła dyktować formułkę profesor nazywana przez uczniów Asteroidą. Lily posłała mu pełne aprobaty spojrzenie i zaczęła notować, również Remus wydawał się być zaskoczony ale zadowolony, że pierwszy raz zdobył, a nie stracił, punkty.
-No co?
-Już nic Łapo, śpij dalej.
Black wzruszył ramionami i podłożył sobie pod głowę również podręcznik Pottera, po chwili ponownie cicho pochrapywał. Rogacz nie dał jednak po sobie poznać, że trafem udało mu się odpowiedzieć na pytanie i siedział dumy z siebie, jego geniusz znów ujawnił się w najmniej oczekiwanym ale jakże odpowiednim momencie. To utwierdziło go w przekonaniu, że do testów nie musi się uczyć. Zaczął bazgrać po pergaminie. Jego wzrok mimowolnie powędrował do rudowłosej, zawzięcie notowała każde słowo profesorki. Jej gęste, miedziane włosy opadały falami zasłaniając twarz, był jednak całkowicie przekonany, że przedstawia ona najwyższy poziom skupienia. Była ładna ale dopiero niedawno to zauważył, a w tej zielonej sukience, w której przyjechała do zamku jej nogi prezentowały się nad wyraz dobrze, smukłe, nie zbyt długie, gdyż była niską osobą, jednak bardzo atrakcyjne. Spojrzał na zegarek, który wskazywał dokładnie koniec zajęć, obudził Syriusza i razem z nim opuścił wieżę astronomiczną. Po drodze minęła ich Lily, niewiele myśląc James wyruszył za nią, a Blackowi nie pozostało nic innego jak pójść za przyjacielem.
-Hej, Evans.- Objął ramieniem Rudowłosą i uśmiechnął się szarmancko. Lily zmierzyła go surowym spojrzeniem zielonych oczu i strząchnęła jego rękę. Brunet niczym nie zrażony ponownie otoczył ją ramieniem, nic sobie nie robiąc z narastającej frustracji dziewczyny.
-Życzysz coś sobie?- spytała, gdy jego ręka została kolejny raz zrzucona.
-Tak sobie pomyślałem
Lily na te słowa zachichotała. Posłał jej pytające spojrzenie.
-Nie wiedziałam, że myślisz- wyjaśniła. Potter zrobił minę obrażonego dziecka a Syriusz, który przysłuchiwał się rozmowie parsknął śmiechem, James zdzielił go po głowie podręcznikiem do astronomii.
-Bardzo zabawne. W każdym bądź razie pomyślałem, że może byś się ze mną umówiła w ramach nagrody za zdobycie punktów.- Lily zmierzyła go niedowierzającym spojrzeniem.
-Zdobyłeś je dla domu, nie dla mnie- odparła.
-Dla domu, w którym jesteś.
-To umów się z inną dziewczyną, na pewno znajdziesz jakaś z wadą wzroku.
-Ale ja jednakowoż wolałbym z Tobą. Zaraz, zaraz dlaczego z wadą wzroku?
-Żeby nie widziała i nie wystraszyła się Twojego przerośniętego ego.
-Phy. Nie mam przerośniętego ego, prawda Łapo?- Jednak nie doczekał się odpowiedzi, szturchnął Blacka w żebra.
-Tak, tak- przytaknął poszkodowany Gryfon i odsunął się na bezpieczną odległość od Jamesa.
-To rozumiem, że się zgadzasz- spytał.
-Odczep się Potter.
-Jak się ze mną umówisz!- Lily przystanęła i zmierzyła Jamesa podejrzliwym spojrzeniem.
-Serio?
-Nie!
-Potter! Kłamco! Chciałeś, mnie podejść!?
-Troszeczkę- przyznał.
Warknęła i ruszyła ponownie.
-To jak?
-Odwal się.
-Czemu się nie chcesz ze mną umówić?
-Bo Cię nie lubię.
-To bardzo dobrze!- wykrzyknął. Spojrzała na niego jak na wariata.- Jeśli mnie nie lubisz to na pewno po randce się we mnie zakochasz- wyjaśnił.
-Potter zejdź na ziemię, ja nigdy się w Tobie nie zakocham.
-Nigdy nie mów nigdy. To co? Widzimy się jutro o 19 na błoniach? Możesz założyć tę sukienkę, w której przyjechałaś, miałaś w niej takie sexy nogi- wyszczerzył się. Evans zarumieniła się słysząc, uwagę Pottera.
-Nie! Nie umówię się z Tobą, nie lubię Cię, nie polubię, nie zakocham się w Tobie i nie założę nigdy w życiu na randkę z Tobą mojej ulubionej zielonej sukienki!- wykrzyczała i spojrzała wściekłym wzrokiem na brązowookiego, nikt nie potrafił doprowadzić jej do takiej złości w tak krótkim czasie. Szlak trafił jej postanowienie opanowania i ignorowania tego kretyna. James jakby nie słysząc słów Lily złapał ją w pół i przycisnął do ściany. Ruda w panice rozejrzała się po korytarzu, jednak byli sami w miejscu, które widziała po raz pierwszy. Musiało to być jedno z pięter na którym nie mieli zajęć. Zdenerwowała się jeszcze bardziej, wiedząc że dała się mu podejść jak mała dziewczynka.
-I co teraz?- spytał szeptem przybliżając się do niej.


2 komentarze:

  1. Bardzo dobrze piszesz, przypadkiem znalazłam Twojego bloga i teraz nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Czekam z niecierpliwością. Ciekawe co się wydarzy w tym korytarzu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początku muszę Cię przeprosić, moja droga... Ehh, nawet nie wiesz jak mi głupio, że nadal mam takie zaległości na Twoim blogu. Albo nie mam czasu, a jak mam już czas, to zapominam o czytaniu...
    Chociaż są tego plusy, bo przynajmniej wiem, że mam taki zapas rozdziałów, że nie muszę czekać, aż napiszesz coś nowego :D.
    Przechodząc do rozdziału, kocham żarty Huncwotów :D Żarcik ze zbrojami był przedni :D.
    Z jednej strony nie dziwię się Sarze, bo to w końcu James :D. Ale z drugiej strony, to wkurzyłam się, bo zwala wszystko na Lily.
    Wiesz, strasznie podoba mi się charakter, który wykreowałaś u Jamesa. Taki zabawny, lekko myślący, kompletnie nierozumiejący kobiet i trochę bezmyślny nastolatek. Bardzo, ale to bardzo podobały mi się jego rozmyślania podczas rozmowy z Sarą.
    Ale akcją na Astronomii pobiłaś wszystko :D Hahahaha, jakbym widziała siebie na niemieckim :D. I ta duma rozpierająca Jamesa <3 Boże, on jest taaaaaaaaaki kochany <3 I to utwierdzenie w przekonaniu, że nie musi się uczyć hahaaha ♥♥♥ Kocham Twoją kreację JAmesa i myślę, że właśnie takim wyobrażała go sobie Rowling :).
    Z jednej strony chciałabym, żeby oni byli już razem, ale z drugiej, to cholernie brakowałoby mi tych rozmów, które genialnie wymyślasz <3.
    Naprawdę, cała ta rozmowa i docinki Lily były świetne :D
    A końcówka... Ahhhh, gdyby to był rozdział na bieżąco, zabiłabym Cię... Ale wiem, że czeka na mnie już napisany rozdział! :D
    Lecę czytać dalej, przynajmniej jeszcze jeden rozdział :*
    Jesteś świetna, naprawdę, kocham Twoje opowiadanie, pomimo że tak rzadko tutaj zaglądam <3

    OdpowiedzUsuń