★★★
W domu państwa Potter od rana trwały
gorączkowe przygotowania. Dorea biegała po kuchni i dyrygowała
różdżką, co i raz sprawdzając czy potrawy przez nią
przygotowywane smakują idealnie, pomagała jej przy tym usłużna i
oddana skrzatka Figa. Obie nie wpuszczały do swoje królestwa
żadnego z mężczyzn. Wszyscy domownicy oczekiwali przyjścia gości,
dlatego James, Syriusz i Charlues zostali oddelegowani do salonu aby
otwierać drzwi i widać resztę przybyłej rodziny. Jak na razie
cała trójka nie miała za wiele do roboty, więc znudzeni
przesiadywali na kanapach. Pan Potter popijał kawę i czytał gazetę
a dwójka Huncwotów starała się zabić czas gra w eksplodującego
durnia. Kiedy James po raz piąty został obsmarowany, rzucił
kartami i zaczął ze złością gonić Syriusza, który wyśmiewał
się z niego. Kiedy przebiegali koło choinki, zwadzili o jej
gałęzie, niebezpiecznie się zachwiała a pan Potter poderwał się
ratować drzewko, które przechyliło się na prawą stronę.
-Chłopcy!- krzyknął. Już gotował
się do reprymendy, w której to miał zaznaczyć, że cały gniew
jego żony za ewentualne zniszczenie drzewka spadnie na niego, gdyż
to on miał ich pilnować ale nie dane mu było nic powiedzieć, bo
rozległ się dzwonek obwieszczający przybycie pierwszych gości.
Charlues machnął magicznym patykiem a choinka się wyprostowała,
poprawił szatę i to samo kazał zrobić Huncwotom. Potem całą
trójka udali się w stronę drzwi.
-Charlues, synku.- Czarnowłosy
mężczyzna zniknął w uścisku kościstej, niskiej kobiety, prawie
osiemdziesięcioletniej Eileen Potter. Za nią z grobową miną stał
senior rodu, Luthias, który zmierzył spojrzeniem najpierw syna,
potem synową, która przyszła powitać teściów a na końcu
Jamesa, którego rozpoznał i kiwnął mu głową, jego wzrok
zatrzymał się na Syriuszu.
-A to kto?
-Syriusz Black, proszę pana- odparł.
-Black?- zaciekawił się staruszek.
-Syn Walburgi.- Pospiesznie wyjaśniła
Dorea, teść zawsze ją onieśmielał.
-Syriusz nie popiera rodziny i jest
najlepszym przyjacielem Jima, ojcze. Jest w Gryffindorze- dodał
jakby to wszystko zmieniało.
-Ah tak, witaj chłopcze.- Zdanie to
równało się z aprobatą. Starszy mężczyzna wziął żonę pod
rękę i poprowadził do salonu. Cała czwórka odetchnęła z ulgą.
Potem poszło już gadko, drzwi tylko się otwierały i zamykały.
Przybyli braci Charlusa: Carrick z żoną Kasidy i synami Timothym,
Brandonem i Johnem, Logan z drugą żoną Berthą i córkami Cari i
Dee oraz Owen z żoną Isleen i ich córką Amandą wraz synem
Filipem i jego narzeczoną Annie. Na końcu przybyła ciotka Charlusa
Ariana, wdowa z synem Troyem i jego żoną Gabriell. Dorea
przyglądała się rodzinie męża i próbowała powstrzymać łzy,
mimo zaproszenia Cyngus i Violleta nie pojawili się, jej rodzice
nawet nie odpowiedzieli, na Polluxa i Mariusa też nie liczyła,
jedyną odpowiedź przysłała jej siostra Cassiopeia, że się nie
zjawi ale życzy wesołych świąt. Westchnęła i wzięła się w
garść, miała mnóstwo pracy przy takiej ilości ludzi.
★★★
Po otwarciu podarków, które
gospodarze przygotowali dla rodziny, całe towarzystwo zgromadziło
się przy stole. Znalazły się na nim tradycyjne potrawy świąteczne
takie jak pieczony indyk z nadzieniem bakaliowym, ziemniaki pieczone
ale również w wersji puree, duszone i zapiekane w ciście warzywa,
do wszystkiego sosy żurawinowy i porzeczkowy oraz chlebowy i
świąteczne babeczki. Każdy również wyczekiwał puddingu z
odrobiną brandy i bakalii. Najwięcej radości przysparzały
krakersy. James i Syriusz złapali za ostatniego i każdy zaczął
ciągnąć za swój koniec, krakers pękł, obsypał ich konfetti i
na dywan wypadła mała figurka czarodzieja na miotle, która po
chwili poderwała się i zaczęła latać nad głowami brunetów.
Roześmiali się i zgodnie opadli na kanapy po bokach Brandona, który
zaczytywał się w książce otrzymaną w prezencie gwiazdkowym. Przy
stole siedzieli jeszcze wszyscy dorośli oraz Cari, Filip i Annie,
jako że już cała trójka była pełnoletnia. Dee z Johnem biegali
na około nich robiąc przy tym ogromny harmider. Timothy, bliźniak
Brandona, zabrał różdżkę z szaty ojca i lewitował na
nieświadomego brata porcję soku dyniowego. James z Syriuszem
przyglądali się temu z kamiennymi minami, by wybuchnąć serdecznym
śmiechem kiedy dwunastolatek został oblany.
-Mamooooooooooooooo!- wykrzyknął i
zaniósł się płaczem. Kasidy uśmiechnęła się przepraszająco,
zabrała różdżkę jednemu synowi i wysłała go do konta
jednocześnie starając się uspokoić drugiego, rozhisteryzowanego.
-A jak się poznaliście?- Luthias
zwrócił się do swojego najstarszego wnuka.
-W kawiarni- odparła szybko Annie za
narzeczonego.
Senior rodu zmierzył ja uważnym
spojrzeniem, brunetka, włosy spięła w koka jednak kilka pasm
wymknęło się, Całkiem przystojna, pomyślał i gestem zachęcił
aby mówiła dalej. Nie trzeba było jej dwa razy prosić. Prawie
natychmiast słowa zaczęły z niej wypadać jak z karabinu
maszynowego.
Opowiedziała jak to pochodzi z domu
mugoli gdzie nie przelewa się i jako piętnastolatka dorabiała na
podręczniki do Hogwartu, w wieku dwudziestu lat pracowała w
kawiarni na Pokątnej, tam też poznała Filipa, podając mu kawę,
zwrócił na nią uwagę i zaprosił na randkę, zgodziła się od
razu.
-To musicie się bardzo kochać.-
Zauważyła ironicznym tonem Eileen Potter.
-Mamo- syknął Carric a Filip
zaczerwienił się po same czubki uszu. Dorea chrząknęła a
Charlues poderwał się pytając kto ma ochotę na szklaneczkę
czegoś mocniejszego. Pani Potter zaoferowała się, że przyrządzi
herbatę dla pań.
-Czy powiedziałam coś nie tak?-
szepnęła Annie do Filipa. Objął ją ramieniem i cmoknął w
czoło, była taka bezpośrednia.
★★★
-Nie będę z nią siedzieć przy
jednym stole- syknęła i skrzyżowała ręce na piersi.
-Tuniu, są święta.
-Niech wraca do tego zamku dla
dziwolągów- burknęła siedemnastolatka.
-Petunia!
-Daj spokój mamo, zostaw ją, nie chce
to nie- powiedziała Lily.
-Nie wtrącaj się! Nikt Cię tu nie
zapraszał!
-To też dom Lily, nie możecie się
pogodzić?
-NIE!- krzyknęła starsza Evansówna i
opuściła kuchnię. Mary Evans posłała córce przepraszające
spojrzenie, Lily wzruszyła ramionami i wyszła do salonu gdzie
ojciec oglądał przemówienie królowej.
-Coś ciekawego?
-Mówi to samo od lat- odparł i
uśmiechnął się.
-Jutro przychodzi ten Velon?
-Vernon- poprawił córkę- A ty kiedy
kogoś przyprowadzisz?
-Nigdy- mruknęła przypominając sobie
niedawny zawód.
-A ten chłopiec, który przysyła Ci
tyle listów?
-Jest głupi i nie nadaje się na
zięcia, uwierz mi.
-Aha.
Lily uznała temat za zamknięty i
zaczęła przerzucać kanały. Jej rodzice wymienili uśmiechy i
oznajmili, że idą na spacer. Lily przytaknęła i zauważyła, że
odzwyczaiła się od telewizji, wszystko wydawało jej się nudne i
bez sensu, w końcu zdecydowała się na komedie romantyczną.
★★★
Z wielkim trudem toczyła ogromną,
śnieżną kulę, ile by dała żeby móc użyć różdżki. Jakby na
jej życzenie średnia kula przelewitowała się na największą, a
najmniejsza na średnią.
-Dziękuję- krzyknęła nawet się nie
oglądając. Zajęła się wpychaniem marchewki w miejsce gdzie miał
znaleźć się nos bałwana. Po chwili dołączyła do niej szatynka
odrobinę od niej wyższa, była jej starszą wersją, i bez słowa
powkładała węgielki, w miejsca oczu. Alicja uśmiechnęła się do
starszej siostry i spojrzała na jej brzuch, już całkiem spory.
-Który to miesiąc?
-Prawie siódmy- odparła i pogłaskała
się po brzuchu. Ala przeliczyła szybko w myślach na kiedy wypada
poród. Nie rozmawiały od wakacji a kiedy młodsza Bones przyjechała
do domu zobaczyła od razu dlaczego jej rodzice nie chcą rozmawiać
z najstarszą z córek.
-Nie do wiary, że to akurat tobie się
przytrafiło- stwierdziła szatynka obwiązując szyję bałwana
swoim starym szalikiem w barwach Gryffindoru.
-Dlaczego?
-Liz, jesteś najbardziej rozsądna i
najbardziej uwielbiana przez rodziców. Ich idealna córka-
prychnęła.
-Tak mnie postrzegacie?- spytała ze
smutkiem w głosie.
-Nie trudno było- mruknęła.
Elizabeth spuściła głowę, nie była tak wygadana i bezpośrednia
jak Alicja ani tak beztroska i buntownicza jak Caroline. Zawsze była
stawiana jako wzór dla młodszych sióstr jednak nie przypuszczała,
że nie lubią jej przez to.
-Ej no, nie łam się- pocieszyła ją
delikatnie przytulając.- Wyrosłyśmy z tego, teraz mamy w nosie
ileż to wybitnych miałaś na Sumach i Owutemach.
Uśmiechnęła się i obdarowała
młodszą Bonesównę wdzięcznym spojrzeniem.
-Chodź na czekoladę, nie możesz się
przeziębić.
Skierowały się w stronę domu.
-Dziwi mnie tylko jak to się stało,
że nie znasz ojca.- Siostra spojrzała na nią z pobłażliwym
uśmiechem. Oczy Alicji się rozszerzyły.
-Ty wiesz kto nim jest!- wykrzyknęła
a Lizzy zatkała jej usta ręką.
-Cicho!-syknęła rozglądając się.
-A on wie?
Pokiwała w odpowiedzi.
-To czemu z tobą nie przyjechał?
-Bo rodzice by go nie wpuścili do
domu- wyjaśniła.
-Akurat. Ojca swego wnuka- prychnęła.
-Ala, wiem co mówię nie drąż
tematu- burknęła Elizabeth i otworzyła drzwi.
W głowie Alicji szalała burza,
zastanawiała się kogo jej rodzice aż tak nie lubią i nikt nie
przychodził jej do głosy. Ostatecznie państwo Bones mimo tego, że
mieli swoje fanaberie nie były one aż takie aby mieć wrogów wśród
sąsiadów czy rodziny. Chyba, że... Brunetka wpadła do domu i nie
zdejmując przemoczonych butów oraz kurtki wparowała do salonu.
Została za to zganiona przez matkę ale nie przejmowała się tym.
Wzorkiem odszukała Elizabeth, która popijała czekoladę, jedno
spojrzenie wystarczyło aby w pełni potwierdziła swoje obawy.
★★★
-Witaj o Pani,
-Witaj- skłoniła się przybyszowi.
Przez chwilę przypatrywali się sobie,
na jej policzkach wypłynął rumieniec, on speszył się i
odchrząknął.
-Lilianno!
-Idę. Wybacz.-Lekko dygnęła i szybko
odeszła do wołającej ją rodzicielki. Jednak kilka razy obejrzała
się, stał wciąż w tym samym miejscu i odprowadzał ją wzrokiem.
Uśmiechnęła się pod nosem. Kiedy dotarły do domu, ojciec wezwał
ją do siebie.
-Wybrałem ci męża, To Lord Longford.
-Ale on jest stary!- zaprotestowała,
jednak karcące spojrzenie matki przywróciło ja do porządku.
-Zapewni ci odpowiednią przyszłość,
jutro odbędzie się ceremonia.
-Jutro?!
-Lord Longford wyjeżdża w sprawach
ziem w Kornwalii, będziesz mu towarzyszyć już jako żona.
Ogłoszenie zaręczyn już jest w
gazetach.
Odprawił ją gestem dłoni. Nie chciał
nawet przemyśleć swojej decyzji, wierząc, że jest jedynie
słuszna. Załamana Lilianna zamknęła się w swojej izbie i
płakała, usłyszała uderzenie o okno. Wyjrzała i zobaczyła go.
-Wiesz już?
Przytaknął a w jego oczach dostrzegła
ból. Nie chciał pozwolić aby wyszła za innego jednocześnie
wiedział, że nie jest bogaty nawet w jednej czwartej tak jak
Longford.
-Kiedy ślub?
-Jutro- załkała. Jedyne czego pragnął
to ukoić jej ból, objąć i nie wypuszczać z ramion.
-Pamiętaj, jedno Twoje słowo- zaczął
ale uciszyła go.
-Nie mogę tego zrobić rodzinie.
Przytaknął.
-Zawsze możesz na mnie liczyć.-
Odszedł wiedząc, że jeśli zostanie tam dłużej nie pozwoli jej
spełnić obowiązku. Patrzyła jak odchodzi a po jej policzkach
sączyły się gorzkie łzy.
Całe społeczeństwo przyszło na
zaślubiny Lorda z ich krajanką, byli dumni, że to panna z ich
miasteczka jest barana przez niego za żonę, każdy po cichu liczył
na względy, na największe ojciec Panny Młodej. Na tą okazję,
mimo pośpiechu w przygotowaniach, zjechał również książę, co
było dodatkową atrakcja dla ludu. Weszła do Katedry, ubrana w
suknię z koronek, na głowie miała welon, we włosy wpiętą białą
Lilię. Patrzył jak zbliża się do ołtarza prowadzona przez ojca,
nigdy nie wydawała mu się tak piękna jak teraz, oddał by wszystko
alby to on mógł na nią czekać. Zmierzył krytycznym wzrokiem jej
przyszłego męża, stary, wąsaty, z ogromnym brzuchem i lubieżnym
uśmiechem na ustach, taksował ją łakomym spojrzeniem, mógłby
przysiąc że się oblizywał.
Ceremonia rozpoczęła się, Lilianna
nie odwracała się, jednak wiedziała, że on jest. Na pewno
przyszedł i liczy na gest z jej strony. Łzy piekły ją w oczy,
starała się nie rozpłakać, choć wiedziała, iż mogła tłumaczyć
się wzruszeniem. W gardle stanęła ogromna gula i gdy przyszła jej
kolej, nie była w stanie wydusić słowa. Jej przyszły mąż
roześmiał się, tłumacząc, ze to pewnie ze szczęścia dopiero
ostre spojrzenie ojca pozwoliło jej wydukać ciche „tak”.
-Czy ty Lordzie Longforcie bierzesz tę
o to kobietę
Słowa pastora przerwało głośne
wejście starszej kobiety, straże próbowały jej przeszkodzić
jednak ona głośno lamentowała czym zwróciła uwagę księcia.
-Ten człowiek ma żonę!- wskazała na
Lorda, ten zbladł.- Zamknął ją w klasztorze!
-Czy to prawda? Jeśli skłamiesz każę
cię skrócić o głowę.
-Tak Panie- niechętnie przytaknął.
-W takim razie ślub nie może się
odbyć- zawyrokował książę. Lilianna nie posiadała się ze
szczęścia, rozejrzała się zapłakanymi oczami po katerze i
zobaczyła go. Stał opart o filar przy drzwiach wejściowych. Nie
wiele myśląc pobiegła w jego stronę i rzuciła mu się na szyję,
objął ją jak największy skarb.
-Widzę, że pomyliliście Pana
Młodego- zwrócił się do ojca Lilianny.
-Macie moje błogosławieństwo dzieci,
a tobie chłopcze dam ziemię abyś mógł godnie utrzymać rodzinę.
-Dziękuję Panie.- Skłonił się
nisko a dziewczyna ponownie do niego przylgnęła. Popatrzyła w jego
orzechowe oczy, wplotła dłonie w potargane włosy.
Zaraz, zaraz kogoś mi przypomina?!
-Potter?!- Wyszczerzył się do niej w
tym irytującym uśmiechu.
Lily poderwała się i z wielkim hukiem
spadła z kanapy. Rozejrzała po pokoju. Okazało się, że jest w
salonie, w rodzinnym domu, na telewizorze leciały litery
obwieszczające koniec filmu.
-Oj Evans, nie jedź więcej tyle
puddingu- mruknęła sama do siebie.
☆☆☆
CZYTAM=KOMENTUJĘ
Haha, ,, Oj Evans, nie jedz więcej tyle puddingu". Super rozdział, czekam na następny! :D
OdpowiedzUsuńTo ostanie zdanie najlepsze ,, Oj Evans nie jedz tyle puddingu '' <3
OdpowiedzUsuńHahaha ten koniec.
OdpowiedzUsuńHahaha Lilka "Jutro przychodzi ten VELON?"
Ja nie mogę. XD
Genialne :D Taka rodzinna atmosfera :) Znowu chce święta ! Ten sen mi nie odpowiada... Mógłby być bardziej realistyczny ;) To tyle :* Next-->
OdpowiedzUsuń~Lunatyk
,,Jutro przychodzi VELON?", ,,Oj Evans nie jedz tyle pudingu" XD
OdpowiedzUsuńChociaż, gdyby zamiast ,,Evans", było ,,Lilka" to uznałabym to za ideał!
Pozdrawiam i życzę weny!
Czarna Dama
z bloga
http://hp-ksiezniczka-ciemnosci.blogspot.com/