środa, 10 września 2014

Rozdział 19: " Widzę, że pomyliliście Pana Młodego."

★★★
W domu państwa Potter od rana trwały gorączkowe przygotowania. Dorea biegała po kuchni i dyrygowała różdżką, co i raz sprawdzając czy potrawy przez nią przygotowywane smakują idealnie, pomagała jej przy tym usłużna i oddana skrzatka Figa. Obie nie wpuszczały do swoje królestwa żadnego z mężczyzn. Wszyscy domownicy oczekiwali przyjścia gości, dlatego James, Syriusz i Charlues zostali oddelegowani do salonu aby otwierać drzwi i widać resztę przybyłej rodziny. Jak na razie cała trójka nie miała za wiele do roboty, więc znudzeni przesiadywali na kanapach. Pan Potter popijał kawę i czytał gazetę a dwójka Huncwotów starała się zabić czas gra w eksplodującego durnia. Kiedy James po raz piąty został obsmarowany, rzucił kartami i zaczął ze złością gonić Syriusza, który wyśmiewał się z niego. Kiedy przebiegali koło choinki, zwadzili o jej gałęzie, niebezpiecznie się zachwiała a pan Potter poderwał się ratować drzewko, które przechyliło się na prawą stronę.
-Chłopcy!- krzyknął. Już gotował się do reprymendy, w której to miał zaznaczyć, że cały gniew jego żony za ewentualne zniszczenie drzewka spadnie na niego, gdyż to on miał ich pilnować ale nie dane mu było nic powiedzieć, bo rozległ się dzwonek obwieszczający przybycie pierwszych gości. Charlues machnął magicznym patykiem a choinka się wyprostowała, poprawił szatę i to samo kazał zrobić Huncwotom. Potem całą trójka udali się w stronę drzwi.
-Charlues, synku.- Czarnowłosy mężczyzna zniknął w uścisku kościstej, niskiej kobiety, prawie osiemdziesięcioletniej Eileen Potter. Za nią z grobową miną stał senior rodu, Luthias, który zmierzył spojrzeniem najpierw syna, potem synową, która przyszła powitać teściów a na końcu Jamesa, którego rozpoznał i kiwnął mu głową, jego wzrok zatrzymał się na Syriuszu.
-A to kto?
-Syriusz Black, proszę pana- odparł.
-Black?- zaciekawił się staruszek.
-Syn Walburgi.- Pospiesznie wyjaśniła Dorea, teść zawsze ją onieśmielał.
-Syriusz nie popiera rodziny i jest najlepszym przyjacielem Jima, ojcze. Jest w Gryffindorze- dodał jakby to wszystko zmieniało.
-Ah tak, witaj chłopcze.- Zdanie to równało się z aprobatą. Starszy mężczyzna wziął żonę pod rękę i poprowadził do salonu. Cała czwórka odetchnęła z ulgą. Potem poszło już gadko, drzwi tylko się otwierały i zamykały. Przybyli braci Charlusa: Carrick z żoną Kasidy i synami Timothym, Brandonem i Johnem, Logan z drugą żoną Berthą i córkami Cari i Dee oraz Owen z żoną Isleen i ich córką Amandą wraz synem Filipem i jego narzeczoną Annie. Na końcu przybyła ciotka Charlusa Ariana, wdowa z synem Troyem i jego żoną Gabriell. Dorea przyglądała się rodzinie męża i próbowała powstrzymać łzy, mimo zaproszenia Cyngus i Violleta nie pojawili się, jej rodzice nawet nie odpowiedzieli, na Polluxa i Mariusa też nie liczyła, jedyną odpowiedź przysłała jej siostra Cassiopeia, że się nie zjawi ale życzy wesołych świąt. Westchnęła i wzięła się w garść, miała mnóstwo pracy przy takiej ilości ludzi.
★★★
Po otwarciu podarków, które gospodarze przygotowali dla rodziny, całe towarzystwo zgromadziło się przy stole. Znalazły się na nim tradycyjne potrawy świąteczne takie jak pieczony indyk z nadzieniem bakaliowym, ziemniaki pieczone ale również w wersji puree, duszone i zapiekane w ciście warzywa, do wszystkiego sosy żurawinowy i porzeczkowy oraz chlebowy i świąteczne babeczki. Każdy również wyczekiwał puddingu z odrobiną brandy i bakalii. Najwięcej radości przysparzały krakersy. James i Syriusz złapali za ostatniego i każdy zaczął ciągnąć za swój koniec, krakers pękł, obsypał ich konfetti i na dywan wypadła mała figurka czarodzieja na miotle, która po chwili poderwała się i zaczęła latać nad głowami brunetów. Roześmiali się i zgodnie opadli na kanapy po bokach Brandona, który zaczytywał się w książce otrzymaną w prezencie gwiazdkowym. Przy stole siedzieli jeszcze wszyscy dorośli oraz Cari, Filip i Annie, jako że już cała trójka była pełnoletnia. Dee z Johnem biegali na około nich robiąc przy tym ogromny harmider. Timothy, bliźniak Brandona, zabrał różdżkę z szaty ojca i lewitował na nieświadomego brata porcję soku dyniowego. James z Syriuszem przyglądali się temu z kamiennymi minami, by wybuchnąć serdecznym śmiechem kiedy dwunastolatek został oblany.
-Mamooooooooooooooo!- wykrzyknął i zaniósł się płaczem. Kasidy uśmiechnęła się przepraszająco, zabrała różdżkę jednemu synowi i wysłała go do konta jednocześnie starając się uspokoić drugiego, rozhisteryzowanego.
-A jak się poznaliście?- Luthias zwrócił się do swojego najstarszego wnuka.
-W kawiarni- odparła szybko Annie za narzeczonego.
Senior rodu zmierzył ja uważnym spojrzeniem, brunetka, włosy spięła w koka jednak kilka pasm wymknęło się, Całkiem przystojna, pomyślał i gestem zachęcił aby mówiła dalej. Nie trzeba było jej dwa razy prosić. Prawie natychmiast słowa zaczęły z niej wypadać jak z karabinu maszynowego.
Opowiedziała jak to pochodzi z domu mugoli gdzie nie przelewa się i jako piętnastolatka dorabiała na podręczniki do Hogwartu, w wieku dwudziestu lat pracowała w kawiarni na Pokątnej, tam też poznała Filipa, podając mu kawę, zwrócił na nią uwagę i zaprosił na randkę, zgodziła się od razu.
-To musicie się bardzo kochać.- Zauważyła ironicznym tonem Eileen Potter.
-Mamo- syknął Carric a Filip zaczerwienił się po same czubki uszu. Dorea chrząknęła a Charlues poderwał się pytając kto ma ochotę na szklaneczkę czegoś mocniejszego. Pani Potter zaoferowała się, że przyrządzi herbatę dla pań.
-Czy powiedziałam coś nie tak?- szepnęła Annie do Filipa. Objął ją ramieniem i cmoknął w czoło, była taka bezpośrednia.
★★★
-Nie będę z nią siedzieć przy jednym stole- syknęła i skrzyżowała ręce na piersi.
-Tuniu, są święta.
-Niech wraca do tego zamku dla dziwolągów- burknęła siedemnastolatka.
-Petunia!
-Daj spokój mamo, zostaw ją, nie chce to nie- powiedziała Lily.
-Nie wtrącaj się! Nikt Cię tu nie zapraszał!
-To też dom Lily, nie możecie się pogodzić?
-NIE!- krzyknęła starsza Evansówna i opuściła kuchnię. Mary Evans posłała córce przepraszające spojrzenie, Lily wzruszyła ramionami i wyszła do salonu gdzie ojciec oglądał przemówienie królowej.
-Coś ciekawego?
-Mówi to samo od lat- odparł i uśmiechnął się.
-Jutro przychodzi ten Velon?
-Vernon- poprawił córkę- A ty kiedy kogoś przyprowadzisz?
-Nigdy- mruknęła przypominając sobie niedawny zawód.
-A ten chłopiec, który przysyła Ci tyle listów?
-Jest głupi i nie nadaje się na zięcia, uwierz mi.
-Aha.
Lily uznała temat za zamknięty i zaczęła przerzucać kanały. Jej rodzice wymienili uśmiechy i oznajmili, że idą na spacer. Lily przytaknęła i zauważyła, że odzwyczaiła się od telewizji, wszystko wydawało jej się nudne i bez sensu, w końcu zdecydowała się na komedie romantyczną.
★★★
Z wielkim trudem toczyła ogromną, śnieżną kulę, ile by dała żeby móc użyć różdżki. Jakby na jej życzenie średnia kula przelewitowała się na największą, a najmniejsza na średnią.
-Dziękuję- krzyknęła nawet się nie oglądając. Zajęła się wpychaniem marchewki w miejsce gdzie miał znaleźć się nos bałwana. Po chwili dołączyła do niej szatynka odrobinę od niej wyższa, była jej starszą wersją, i bez słowa powkładała węgielki, w miejsca oczu. Alicja uśmiechnęła się do starszej siostry i spojrzała na jej brzuch, już całkiem spory.
-Który to miesiąc?
-Prawie siódmy- odparła i pogłaskała się po brzuchu. Ala przeliczyła szybko w myślach na kiedy wypada poród. Nie rozmawiały od wakacji a kiedy młodsza Bones przyjechała do domu zobaczyła od razu dlaczego jej rodzice nie chcą rozmawiać z najstarszą z córek.
-Nie do wiary, że to akurat tobie się przytrafiło- stwierdziła szatynka obwiązując szyję bałwana swoim starym szalikiem w barwach Gryffindoru.
-Dlaczego?
-Liz, jesteś najbardziej rozsądna i najbardziej uwielbiana przez rodziców. Ich idealna córka- prychnęła.
-Tak mnie postrzegacie?- spytała ze smutkiem w głosie.
-Nie trudno było- mruknęła. Elizabeth spuściła głowę, nie była tak wygadana i bezpośrednia jak Alicja ani tak beztroska i buntownicza jak Caroline. Zawsze była stawiana jako wzór dla młodszych sióstr jednak nie przypuszczała, że nie lubią jej przez to.
-Ej no, nie łam się- pocieszyła ją delikatnie przytulając.- Wyrosłyśmy z tego, teraz mamy w nosie ileż to wybitnych miałaś na Sumach i Owutemach.
Uśmiechnęła się i obdarowała młodszą Bonesównę wdzięcznym spojrzeniem.
-Chodź na czekoladę, nie możesz się przeziębić.
Skierowały się w stronę domu.
-Dziwi mnie tylko jak to się stało, że nie znasz ojca.- Siostra spojrzała na nią z pobłażliwym uśmiechem. Oczy Alicji się rozszerzyły.
-Ty wiesz kto nim jest!- wykrzyknęła a Lizzy zatkała jej usta ręką.
-Cicho!-syknęła rozglądając się.
-A on wie?
Pokiwała w odpowiedzi.
-To czemu z tobą nie przyjechał?
-Bo rodzice by go nie wpuścili do domu- wyjaśniła.
-Akurat. Ojca swego wnuka- prychnęła.
-Ala, wiem co mówię nie drąż tematu- burknęła Elizabeth i otworzyła drzwi.
W głowie Alicji szalała burza, zastanawiała się kogo jej rodzice aż tak nie lubią i nikt nie przychodził jej do głosy. Ostatecznie państwo Bones mimo tego, że mieli swoje fanaberie nie były one aż takie aby mieć wrogów wśród sąsiadów czy rodziny. Chyba, że... Brunetka wpadła do domu i nie zdejmując przemoczonych butów oraz kurtki wparowała do salonu. Została za to zganiona przez matkę ale nie przejmowała się tym. Wzorkiem odszukała Elizabeth, która popijała czekoladę, jedno spojrzenie wystarczyło aby w pełni potwierdziła swoje obawy.
★★★
-Witaj o Pani,
-Witaj- skłoniła się przybyszowi.
Przez chwilę przypatrywali się sobie, na jej policzkach wypłynął rumieniec, on speszył się i odchrząknął.
-Lilianno!
-Idę. Wybacz.-Lekko dygnęła i szybko odeszła do wołającej ją rodzicielki. Jednak kilka razy obejrzała się, stał wciąż w tym samym miejscu i odprowadzał ją wzrokiem. Uśmiechnęła się pod nosem. Kiedy dotarły do domu, ojciec wezwał ją do siebie.
-Wybrałem ci męża, To Lord Longford.
-Ale on jest stary!- zaprotestowała, jednak karcące spojrzenie matki przywróciło ja do porządku.
-Zapewni ci odpowiednią przyszłość, jutro odbędzie się ceremonia.
-Jutro?!
-Lord Longford wyjeżdża w sprawach ziem w Kornwalii, będziesz mu towarzyszyć już jako żona.
Ogłoszenie zaręczyn już jest w gazetach.
Odprawił ją gestem dłoni. Nie chciał nawet przemyśleć swojej decyzji, wierząc, że jest jedynie słuszna. Załamana Lilianna zamknęła się w swojej izbie i płakała, usłyszała uderzenie o okno. Wyjrzała i zobaczyła go.
-Wiesz już?
Przytaknął a w jego oczach dostrzegła ból. Nie chciał pozwolić aby wyszła za innego jednocześnie wiedział, że nie jest bogaty nawet w jednej czwartej tak jak Longford.
-Kiedy ślub?
-Jutro- załkała. Jedyne czego pragnął to ukoić jej ból, objąć i nie wypuszczać z ramion.
-Pamiętaj, jedno Twoje słowo- zaczął ale uciszyła go.
-Nie mogę tego zrobić rodzinie.
Przytaknął.
-Zawsze możesz na mnie liczyć.- Odszedł wiedząc, że jeśli zostanie tam dłużej nie pozwoli jej spełnić obowiązku. Patrzyła jak odchodzi a po jej policzkach sączyły się gorzkie łzy.
Całe społeczeństwo przyszło na zaślubiny Lorda z ich krajanką, byli dumni, że to panna z ich miasteczka jest barana przez niego za żonę, każdy po cichu liczył na względy, na największe ojciec Panny Młodej. Na tą okazję, mimo pośpiechu w przygotowaniach, zjechał również książę, co było dodatkową atrakcja dla ludu. Weszła do Katedry, ubrana w suknię z koronek, na głowie miała welon, we włosy wpiętą białą Lilię. Patrzył jak zbliża się do ołtarza prowadzona przez ojca, nigdy nie wydawała mu się tak piękna jak teraz, oddał by wszystko alby to on mógł na nią czekać. Zmierzył krytycznym wzrokiem jej przyszłego męża, stary, wąsaty, z ogromnym brzuchem i lubieżnym uśmiechem na ustach, taksował ją łakomym spojrzeniem, mógłby przysiąc że się oblizywał.
Ceremonia rozpoczęła się, Lilianna nie odwracała się, jednak wiedziała, że on jest. Na pewno przyszedł i liczy na gest z jej strony. Łzy piekły ją w oczy, starała się nie rozpłakać, choć wiedziała, iż mogła tłumaczyć się wzruszeniem. W gardle stanęła ogromna gula i gdy przyszła jej kolej, nie była w stanie wydusić słowa. Jej przyszły mąż roześmiał się, tłumacząc, ze to pewnie ze szczęścia dopiero ostre spojrzenie ojca pozwoliło jej wydukać ciche „tak”.
-Czy ty Lordzie Longforcie bierzesz tę o to kobietę
Słowa pastora przerwało głośne wejście starszej kobiety, straże próbowały jej przeszkodzić jednak ona głośno lamentowała czym zwróciła uwagę księcia.
-Ten człowiek ma żonę!- wskazała na Lorda, ten zbladł.- Zamknął ją w klasztorze!
-Czy to prawda? Jeśli skłamiesz każę cię skrócić o głowę.
-Tak Panie- niechętnie przytaknął.
-W takim razie ślub nie może się odbyć- zawyrokował książę. Lilianna nie posiadała się ze szczęścia, rozejrzała się zapłakanymi oczami po katerze i zobaczyła go. Stał opart o filar przy drzwiach wejściowych. Nie wiele myśląc pobiegła w jego stronę i rzuciła mu się na szyję, objął ją jak największy skarb.
-Widzę, że pomyliliście Pana Młodego- zwrócił się do ojca Lilianny.
-Macie moje błogosławieństwo dzieci, a tobie chłopcze dam ziemię abyś mógł godnie utrzymać rodzinę.
-Dziękuję Panie.- Skłonił się nisko a dziewczyna ponownie do niego przylgnęła. Popatrzyła w jego orzechowe oczy, wplotła dłonie w potargane włosy.
Zaraz, zaraz kogoś mi przypomina?!
-Potter?!- Wyszczerzył się do niej w tym irytującym uśmiechu.
Lily poderwała się i z wielkim hukiem spadła z kanapy. Rozejrzała po pokoju. Okazało się, że jest w salonie, w rodzinnym domu, na telewizorze leciały litery obwieszczające koniec filmu.
-Oj Evans, nie jedź więcej tyle puddingu- mruknęła sama do siebie.
☆☆☆

CZYTAM=KOMENTUJĘ

5 komentarzy:

  1. Haha, ,, Oj Evans, nie jedz więcej tyle puddingu". Super rozdział, czekam na następny! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. To ostanie zdanie najlepsze ,, Oj Evans nie jedz tyle puddingu '' <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahaha ten koniec.
    Hahaha Lilka "Jutro przychodzi ten VELON?"
    Ja nie mogę. XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialne :D Taka rodzinna atmosfera :) Znowu chce święta ! Ten sen mi nie odpowiada... Mógłby być bardziej realistyczny ;) To tyle :* Next-->
    ~Lunatyk

    OdpowiedzUsuń
  5. ,,Jutro przychodzi VELON?", ,,Oj Evans nie jedz tyle pudingu" XD

    Chociaż, gdyby zamiast ,,Evans", było ,,Lilka" to uznałabym to za ideał!

    Pozdrawiam i życzę weny!
    Czarna Dama
    z bloga
    http://hp-ksiezniczka-ciemnosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń