★★★
Wieść o tym, że dwaj
najprzystojniejsi i najbardziej pożądani piątoklasiści są wciąż
wolni, rozeszła się szybciej po zamku niż świeże bułeczki na
piątkowym śniadaniu. Sami zainteresowani byli osaczani i
obserwowani od rana wszelkimi kolorami tęczówek przedstawicielek
płci, powszechnie nazywanej, piękną. Syriusz Black lubił być
adorowany, doskonale zdawał sobie sprawę ze swoich atutów jakimi
była przystojna twarz i wyrzeźbione ciało, choć nie spędzał nad
nim wiele czasu. Mógł umówić się z każdą dziewczyną, lecz
proszące a niekiedy desperackie spojrzenia odbierały mu ochotę na
zaproszenie której kolwiek na bal. Co nie oznaczało, iż jego
próżne ego nie było mile połechtane. Miał niewielkie wymagania,
potencjalna kandydatka na towarzyszkę musiała być ładna i
względnie zgrabna, a takich w Hogwarcie nie brakowało. Z kolei
James Potter doskonale wiedział kogo chciałby widzieć u swojego
boku, niestety rudowłosa odmawiała mu za każdym razem, nawet wtedy
gdy nie zdążył spytać. Starał się znaleźć na jej miejsce
zastępstwo, ale kiepsko mu to wychodziło, każda była „nietaka”.
Rosario obśmiała ich twierdząc, że zostaną bez osoby
towarzyszącej na bal jednak miało ich to obeszło, każdy po cichu
liczył, że odpowiednia partnerka pojawi się jak królik za
kapelusza. Przełom nastąpił koło godziny piętnastej, kiedy to po
obiedzie Syriusz spotkał Krukonkę Emily i ostatecznie to ją
zaprosił, Jamesowi przypadła w udziale jej siostra bliźniaczka
Samanta.
★★★
-Twoja siostra naprawdę jest w ciąży?
Przytaknęła i powróciła do
malowania oczu. Wszystkie cztery Gryfonki szykowały się na bal,
jednak ani Alicja ani Lily nie miały zbytniej ochoty na niego iść
z powodu braku partnerów.
-To znaczy, że będziesz ciocią-
zachichotała Rosario, kiedy Dorcas niechcący załaskotała ją
podczas rozczesywania włosów.
-Nie da się ukryć, najśmieszniejsze,
że ojcem jest wróg numer jeden ojca a właściwie jego syn.
Wszystkie trzy wytrzeszczyły oczy na
Alicję i jak na komendę otoczyły toaletkę przy, której malowała
się dziewczyna. Bones przewróciła oczami i zaczęła opowiadać.
-Wiecie doskonale, że mój ojciec robi
karierę w Ministerstwie, chce być Ministrem Magii ale wątpię, ze
mu się uda- prychnęła- Ale to nie ważne, jego konkurentem jest
Fryderyk Oldman, walczą o każde stanowisko, jak ojciec został
szefem Departamentu Przestrzegania Praw Czarodziejów on został
szefem Departamentu Międzynarodowej Współpracy i tak dalej.
Podsumowując każdy z nich chce być jak najbliżej ministra, a jak
przyjdzie odpowiedni moment to go zastąpić. A mojej kochanej
siostrze dzieciaka zrobił jego syn Kevin. I teraz ona nie może
nikomu powiedzieć.
-Tobie powiedziała- zauważyła Lily.
-Nie, sama się domyśliłam.
-A może wasz tata by zrozumiał?
-No coś ty, Lizzi jest strasznie
głupia. Nie wiem na co liczyła, przecież ojciec jak się dowie to
ja wydziedziczy i zostanie sama z dzieckiem na ulicy.
-Nikt nie jest tak okrutny, żeby
wyrzucić córkę i wnuka na bruk- powiedziała Lily.
-Mylisz się. W świecie gdzie rządzą
konwenanse nic nie jest za okrutne.
-Jesteś nie czuła. A gdyby to tobie
się przydarzyło?
-Na pewno nie wskoczę do łóżka
pierwszemu lepszemu- prychnęła.
-A może oni się kochają?-
zasugerowała Dorcas.
-Trochę jak Romeo i Julia.- Alicja
pokręciła z politowaniem głową na uwagę Rosario.
★★★
-Hej Lily, zatańczysz?- Pokiwała
głową na znak zgody i wtuliła się w tors chłopaka. Piosenka za
szybko się skończyła, mogłaby z nim przetańczyć całą noc.
Usiedli przy stoliku dziewczyny a Frank nalał im po szklance soku.
-Muszę cię o coś spytać- zaczął,
zachęciła go gestem nie przerywając picia.
-Z kim przyszła Alicja?
-Yyyyy miała przyjść z jakimś
Puchonem, ale się rozchorował, jakaś grypa czy coś- skłamała.
Brunet zamyślił się.
-Myślisz, że mnie nie lubi?
-Dlaczego?
-Bo byłem pewien, że nie ma partnera
na bal a mi odmówiła, teraz jest sama. No ale ty byś mi nie
skłamała.- Posłał jej uśmiech.
-Podoba ci się?- spytała zanim
ugryzła się w język, tak naprawdę nie chciała usłyszeć prawdy.
-Jest najpiękniejsza na świecie-
odparł z mocą w głosie.
★★★
-Łapo nigdy więcej.
-Definitywnie.
-Kończymy z takimi podwójnymi
randkami.
-A to była randka?
-W sumie nie.
James podrapał się po głowie.
-W każdym razie koniec.
-Zdecydowanie.
-Za starzy na to jesteśmy.
-Chyba ty.
-Na Merlina, ile my je razy dzisiaj
pomyliliśmy.
-Chyba ze dwadzieścia.
-Raczej ze sto- mruknął Peter, który
wlókł się za przyjaciółmi do Pokoju Wspólnego.
-Nie przesadzaj Glizda, stu nie było.
-Co najmniej pięćdziesiąt- wtrącił
Łapa.
-Bynajmniej.
-Nie znasz się!- stwierdził w końcu
Syriusz kończąc dyskusję.
Prawdą było, że Huncwoci mieli
ogromny problem z odróżnieniem od siebie sióstr, z którymi
przyszli w parze na bal. Zaczęło się od tego, że już na wstępie
James przywitał pocałunkiem w policzek Emily, na co ta wielce
zdziwiona odeszła do Syriusza, który stał z ogłupiała miną, bo
był pewny, że jego przyjaciel podszedł do odpowiedniej z
dziewcząt. Samanta natomiast pogniewała się i zażądała
przeprosin na kolanach, czego James nie zamierzał robić. Po
piętnastu minutach kłótni, dziesięciu rozmowy i pięciu milczenia
oraz pomocy dwójki dzielnych negocjatorów, czyli Syriusza i Emily,
James i Sam w końcu doszli do konsensusu i cała czwórka wyruszyła
na bal. Jednak na sali wcale nie było lepiej. Nie dość, że
dziewczyny były jak dwie krople wody, to ubrały się w jednakowe
sukienki i tak samo uczesały. Z pomocą przyszła Rosario, która
wytłumaczyła brunetom, że Emily ma sukienkę w kolorze pudrowego
różu a Samanta w kolorze brudnego różu. Po wielu tłumaczeniach
obaj i tak nie wiedzieli, który kolor jest który. Ba, nawet nie
widzieli minimalne różnicy, wtedy nawet Ros poddała się i
zostawiła ich samych sobie. Następnie wpadli na genialny pomysł
naznaczenia którejś z dziewczyn. James zaproponował aby oblać
Emily ponczem, Syriusz zaoponował twierdząc, iż nie będzie
tańczył z kobietą w brudnej sukience, Potter po chwili namysłu
przyznał mu rację. W tym wypadku, również nieoceniona przydała
się pomoc Albertini. Blondynka kazała przetransmutować cokolwiek w
kwiat i podarować jednej z dziewcząt aby ta wpięła go sobie we
włosy. Syriusz w podskokach zamienił widelec siedzącego z nimi
przy stoliku Lupina w białą różę i poszedł szukać Emily. Kiedy
już ją znalazł i upewnił się, że to ona, dokonał dzieła.
Mogłoby się wydawać, że kłopoty dwójki Huncwotów dobiegły
końca. Otóż nie! Samanta widząc prezent siostry zażądała
takiego samego. Biedny James chcąc nie chcąc zabrał tym razem nóż
Remusa i podarował swojej towarzyszce różę, jednak w kolorze
czerwonym. Usatysfakcjonowana piętnastolatka oznajmiła, że idzie
przypudrować nosek i wraz z siostrą wymaszerowały z Wielkiej Sali.
Huncwoci odetchnęli z ulgą. Kiedy zawzięcie dyskutowali o nowym
kawale i oczekiwali na swoje partnerki przyszedł Remus, który
tańczył z McGonagall, przerwał im pytając o swoje sztućce jednak
obaj zarzekali się, że ich nie widzieli. Na horyzoncie pojawiła
się też Alicja dłubiąca smętnie widelcem w sałatce i Lily
wtulona w Longbottoma, co popsuło humor Rogacza. Już chciał iść
zrobić odbijanego, ale przerwała mu zdenerwowana Sam, która
zażądała zmiany koloru róży z czerwonego na biały, gdyż taki „
nie pasowała jej do sukienki”. Takim oto sposobem Huncwoci mieli
znów jednakowe partnerki. I nawet Rosario pomysły się skończyły.
★★★
Weszła do dormitorium i machnęła
różdżką, świecie zapłonęły a w pomieszczeniu zrobiło się
przyjemnie jasno. Rozejrzała się po pomieszczeniu i na pierwszy
rzut oka wydawało się, że jest sama, tylko kotary na łóżku Lily
były zasłonięte. Podeszła do nich bliżej i delikatnie rozsunęła,
pod kołdrą coś się poruszyło. Odsłoniła pościel i ujrzała
rudowłosą, oczy miała zaczerwienione a na policzkach zaschnięte
czarne smugi, pozostałości po tuszu do rzęs.
-Co się stało?
-Schowałam się.
-Przed czym?
-Przed muchami.
Szatynka rozejrzała się po
pomieszczeniu ale nie dostrzegła żadnych owadów.
-Na pewno?
-Yhym i trochę przed światem.
-Oj Lilka.- Dorcas przytuliła
rudowłosą, która wtuliła się w przyjaciółkę.
-Ona mu się podoba, nie ja. Tylko ona.
Zawsze wszystkim się ona podoba! A ja nikomu. Dlaczego? Dlaczego,
akurat jemu!? Nie mogła się podobać Potterowi!? Dorcas!- załkała
a łzy zaczęły moczyć sukienkę Meadowes.
-Cicho mała.
Lily zanosiła się szlochem a Dorcas
głaskała ją uspokajająca i szeptała słowa ukojenia. Było jej
przykro, że Evans tak przeżywa rozczarowanie i wyrzucała sobie, że
nie zadziałała kiedy miała na to okazję, mogła delikatnie
zasugerować Lily, że Alicja podoba się Frankowi. Tylko czy to coś
by dało? Ruda była tak zapatrzona w Longbottona, że mogłaby nie
uwierzyć w słowa przyjaciółki a wręcz się pogniewać. Brunetka
spostrzegła, że dziewczyna w końcu zasnęła, delikatnie ją
ułożyła i przykryła kołdrą. Następnie zasunęła kotary, była
pewna, że przyjaciółka nie chciałaby się nikomu w takim stanie
pokazywać.
★★★
Rudowłosa obudziła się dość późno,
oczy piekły ją od niezmytego makijażu. Jej pierwszą czynnością
była solidna kąpiel, aby doprowadzić swoją osobę do stanu
używalności. Kiedy wyszła z toalety zobaczyła, że Dorcas i
Rosario śpią w najlepsze, brakowało Alicji. Niewiele myśląc
ubrała się, uczesała włosy i poszła do Wielkiej Sali, w której
trwało śniadanie.
-Witaj Lily.
-Oh, Severusie! Aleś mnie wystraszył-
powiedziała dziewczyna, gdyż Ślizgon pojawił się znikąd.
-Co u Ciebie słychać?
-A wszystko po staremu.
-Dawno nie mieliśmy okazji
porozmawiać.
-To może dziś?- Chłopak rozpromienił
się i ochoczo pokiwał głową, tylko ona wywoływała uśmiech na
jego twarzy i tylko dla niej był gotów wszystko poświęcić.
-Co się wczoraj stało?
-Kiedy?
-Tak szybko wyszłaś z balu, chyba po
rozmowie z Longbottomem- zauważył Snape.
-Śledzisz mnie?- spytała ostro i
przybrała surowy wyraz twarzy. Po miłej i przyjaznej atmosferze nie
było ani śladu.
-Oczywiście, że nie!- zapewnił
szybko.- Chciałem Cię zaprosić do tańca a ty nagle wyszłaś-
skłamał gładko, nigdy nie ośmieliłby się tańczyć z Lily wśród
tylu ludzi. Prawdą było, że przyszedł na bal tylko po to, aby
sprawdzić czy uległa namowom Pottera, był mile zaskoczony kiedy
okazało się, iż przyszła sama.
Twarz dziewczyny złagodniała. Umówili
się po kolacji w ich stałej klasie, gdyż już doszli do Wielkiej
Sali. Ruda rozejrzała się po pomieszczeniu, przez nieduże chmury
przebijały się promyki słońca. Przy stole Gryfonów siedziała
samotnie Bones i jadła śniadanie, dziewczyna podeszła do
przyjaciółki i wypaliła.
-Podoba Ci się Frank?- Alicja
zakrztusiła się jajecznicą i zaczęła głośno kaszleć. Evans
stała na nią czekając aż szatynce przejdzie. Bones przetarła
usta serwetką i spojrzała na rudowłosą.
-Mówiłam, że Potter i Black są
przystojniejsi- odparła. Lily przez chwilę przyglądała się
przyjaciółce jakby chciała ocenić, czy to co mówi, jest prawdą.
-Pytam czy Ci się podoba.
-Na gacie Merlina, nie!- zirytowała
się.
-Na pewno?
-O co ci chodzi?!- Ruda skuliła się
pod groźnym wzrokiem Alicji, spuściła wzrok dając znać, że
poddaje się i nie będzie drążyć więcej tematu. Bones prychnęła
i wymaszerowała dumnym krokiem z Wielkiej Sali. Odprowadziło ją
skruszone spojrzenie zielonych oczu i zranione błękitne tęczówki
pewnego bruneta.
☆☆☆
CZYTAM=KOMENTUJĘ
Ach ta Lily, hah huncwoci i ich pomysły! :D Super rozdział, czekam na następny! :D
OdpowiedzUsuńNo to Łapa z Rogaczem mieli niezły problem. Nie dziwie się że mylili swoje partnerki chyba nikt by ich nie rozróżnił.
OdpowiedzUsuńTa sprawa pomiędzy Frankiem i Lily jest ciekawa, nigdy bym na to nie w padła że ona może coś do niego czuć. :)
OdpowiedzUsuńlily-evans-i-james-potter.blogspot.com
Tak liczyłam ,że da się namówić Potterowi , a tym czasem nawet z nią nie zatańczył :( Alicja kłamie :/ ,nawet łapa się nie zabawił. Biedny Franklin :( nici z Happy endu. Idę dalej -->
OdpowiedzUsuń~Lunatyk