wtorek, 23 września 2014

Rozdział 20: " Balowe problemy."

★★★
Wieść o tym, że dwaj najprzystojniejsi i najbardziej pożądani piątoklasiści są wciąż wolni, rozeszła się szybciej po zamku niż świeże bułeczki na piątkowym śniadaniu. Sami zainteresowani byli osaczani i obserwowani od rana wszelkimi kolorami tęczówek przedstawicielek płci, powszechnie nazywanej, piękną. Syriusz Black lubił być adorowany, doskonale zdawał sobie sprawę ze swoich atutów jakimi była przystojna twarz i wyrzeźbione ciało, choć nie spędzał nad nim wiele czasu. Mógł umówić się z każdą dziewczyną, lecz proszące a niekiedy desperackie spojrzenia odbierały mu ochotę na zaproszenie której kolwiek na bal. Co nie oznaczało, iż jego próżne ego nie było mile połechtane. Miał niewielkie wymagania, potencjalna kandydatka na towarzyszkę musiała być ładna i względnie zgrabna, a takich w Hogwarcie nie brakowało. Z kolei James Potter doskonale wiedział kogo chciałby widzieć u swojego boku, niestety rudowłosa odmawiała mu za każdym razem, nawet wtedy gdy nie zdążył spytać. Starał się znaleźć na jej miejsce zastępstwo, ale kiepsko mu to wychodziło, każda była „nietaka”. Rosario obśmiała ich twierdząc, że zostaną bez osoby towarzyszącej na bal jednak miało ich to obeszło, każdy po cichu liczył, że odpowiednia partnerka pojawi się jak królik za kapelusza. Przełom nastąpił koło godziny piętnastej, kiedy to po obiedzie Syriusz spotkał Krukonkę Emily i ostatecznie to ją zaprosił, Jamesowi przypadła w udziale jej siostra bliźniaczka Samanta.
★★★
-Twoja siostra naprawdę jest w ciąży?
Przytaknęła i powróciła do malowania oczu. Wszystkie cztery Gryfonki szykowały się na bal, jednak ani Alicja ani Lily nie miały zbytniej ochoty na niego iść z powodu braku partnerów.
-To znaczy, że będziesz ciocią- zachichotała Rosario, kiedy Dorcas niechcący załaskotała ją podczas rozczesywania włosów.
-Nie da się ukryć, najśmieszniejsze, że ojcem jest wróg numer jeden ojca a właściwie jego syn.
Wszystkie trzy wytrzeszczyły oczy na Alicję i jak na komendę otoczyły toaletkę przy, której malowała się dziewczyna. Bones przewróciła oczami i zaczęła opowiadać.
-Wiecie doskonale, że mój ojciec robi karierę w Ministerstwie, chce być Ministrem Magii ale wątpię, ze mu się uda- prychnęła- Ale to nie ważne, jego konkurentem jest Fryderyk Oldman, walczą o każde stanowisko, jak ojciec został szefem Departamentu Przestrzegania Praw Czarodziejów on został szefem Departamentu Międzynarodowej Współpracy i tak dalej. Podsumowując każdy z nich chce być jak najbliżej ministra, a jak przyjdzie odpowiedni moment to go zastąpić. A mojej kochanej siostrze dzieciaka zrobił jego syn Kevin. I teraz ona nie może nikomu powiedzieć.
-Tobie powiedziała- zauważyła Lily.
-Nie, sama się domyśliłam.
-A może wasz tata by zrozumiał?
-No coś ty, Lizzi jest strasznie głupia. Nie wiem na co liczyła, przecież ojciec jak się dowie to ja wydziedziczy i zostanie sama z dzieckiem na ulicy.
-Nikt nie jest tak okrutny, żeby wyrzucić córkę i wnuka na bruk- powiedziała Lily.
-Mylisz się. W świecie gdzie rządzą konwenanse nic nie jest za okrutne.
-Jesteś nie czuła. A gdyby to tobie się przydarzyło?
-Na pewno nie wskoczę do łóżka pierwszemu lepszemu- prychnęła.
-A może oni się kochają?- zasugerowała Dorcas.
-Trochę jak Romeo i Julia.- Alicja pokręciła z politowaniem głową na uwagę Rosario.
★★★
-Hej Lily, zatańczysz?- Pokiwała głową na znak zgody i wtuliła się w tors chłopaka. Piosenka za szybko się skończyła, mogłaby z nim przetańczyć całą noc. Usiedli przy stoliku dziewczyny a Frank nalał im po szklance soku.
-Muszę cię o coś spytać- zaczął, zachęciła go gestem nie przerywając picia.
-Z kim przyszła Alicja?
-Yyyyy miała przyjść z jakimś Puchonem, ale się rozchorował, jakaś grypa czy coś- skłamała. Brunet zamyślił się.
-Myślisz, że mnie nie lubi?
-Dlaczego?
-Bo byłem pewien, że nie ma partnera na bal a mi odmówiła, teraz jest sama. No ale ty byś mi nie skłamała.- Posłał jej uśmiech.
-Podoba ci się?- spytała zanim ugryzła się w język, tak naprawdę nie chciała usłyszeć prawdy.
-Jest najpiękniejsza na świecie- odparł z mocą w głosie.
★★★
-Łapo nigdy więcej.
-Definitywnie.
-Kończymy z takimi podwójnymi randkami.
-A to była randka?
-W sumie nie.
James podrapał się po głowie.
-W każdym razie koniec.
-Zdecydowanie.
-Za starzy na to jesteśmy.
-Chyba ty.
-Na Merlina, ile my je razy dzisiaj pomyliliśmy.
-Chyba ze dwadzieścia.
-Raczej ze sto- mruknął Peter, który wlókł się za przyjaciółmi do Pokoju Wspólnego.
-Nie przesadzaj Glizda, stu nie było.
-Co najmniej pięćdziesiąt- wtrącił Łapa.
-Bynajmniej.
-Nie znasz się!- stwierdził w końcu Syriusz kończąc dyskusję.
Prawdą było, że Huncwoci mieli ogromny problem z odróżnieniem od siebie sióstr, z którymi przyszli w parze na bal. Zaczęło się od tego, że już na wstępie James przywitał pocałunkiem w policzek Emily, na co ta wielce zdziwiona odeszła do Syriusza, który stał z ogłupiała miną, bo był pewny, że jego przyjaciel podszedł do odpowiedniej z dziewcząt. Samanta natomiast pogniewała się i zażądała przeprosin na kolanach, czego James nie zamierzał robić. Po piętnastu minutach kłótni, dziesięciu rozmowy i pięciu milczenia oraz pomocy dwójki dzielnych negocjatorów, czyli Syriusza i Emily, James i Sam w końcu doszli do konsensusu i cała czwórka wyruszyła na bal. Jednak na sali wcale nie było lepiej. Nie dość, że dziewczyny były jak dwie krople wody, to ubrały się w jednakowe sukienki i tak samo uczesały. Z pomocą przyszła Rosario, która wytłumaczyła brunetom, że Emily ma sukienkę w kolorze pudrowego różu a Samanta w kolorze brudnego różu. Po wielu tłumaczeniach obaj i tak nie wiedzieli, który kolor jest który. Ba, nawet nie widzieli minimalne różnicy, wtedy nawet Ros poddała się i zostawiła ich samych sobie. Następnie wpadli na genialny pomysł naznaczenia którejś z dziewczyn. James zaproponował aby oblać Emily ponczem, Syriusz zaoponował twierdząc, iż nie będzie tańczył z kobietą w brudnej sukience, Potter po chwili namysłu przyznał mu rację. W tym wypadku, również nieoceniona przydała się pomoc Albertini. Blondynka kazała przetransmutować cokolwiek w kwiat i podarować jednej z dziewcząt aby ta wpięła go sobie we włosy. Syriusz w podskokach zamienił widelec siedzącego z nimi przy stoliku Lupina w białą różę i poszedł szukać Emily. Kiedy już ją znalazł i upewnił się, że to ona, dokonał dzieła. Mogłoby się wydawać, że kłopoty dwójki Huncwotów dobiegły końca. Otóż nie! Samanta widząc prezent siostry zażądała takiego samego. Biedny James chcąc nie chcąc zabrał tym razem nóż Remusa i podarował swojej towarzyszce różę, jednak w kolorze czerwonym. Usatysfakcjonowana piętnastolatka oznajmiła, że idzie przypudrować nosek i wraz z siostrą wymaszerowały z Wielkiej Sali. Huncwoci odetchnęli z ulgą. Kiedy zawzięcie dyskutowali o nowym kawale i oczekiwali na swoje partnerki przyszedł Remus, który tańczył z McGonagall, przerwał im pytając o swoje sztućce jednak obaj zarzekali się, że ich nie widzieli. Na horyzoncie pojawiła się też Alicja dłubiąca smętnie widelcem w sałatce i Lily wtulona w Longbottoma, co popsuło humor Rogacza. Już chciał iść zrobić odbijanego, ale przerwała mu zdenerwowana Sam, która zażądała zmiany koloru róży z czerwonego na biały, gdyż taki „ nie pasowała jej do sukienki”. Takim oto sposobem Huncwoci mieli znów jednakowe partnerki. I nawet Rosario pomysły się skończyły.
★★★
Weszła do dormitorium i machnęła różdżką, świecie zapłonęły a w pomieszczeniu zrobiło się przyjemnie jasno. Rozejrzała się po pomieszczeniu i na pierwszy rzut oka wydawało się, że jest sama, tylko kotary na łóżku Lily były zasłonięte. Podeszła do nich bliżej i delikatnie rozsunęła, pod kołdrą coś się poruszyło. Odsłoniła pościel i ujrzała rudowłosą, oczy miała zaczerwienione a na policzkach zaschnięte czarne smugi, pozostałości po tuszu do rzęs.
-Co się stało?
-Schowałam się.
-Przed czym?
-Przed muchami.
Szatynka rozejrzała się po pomieszczeniu ale nie dostrzegła żadnych owadów.
-Na pewno?
-Yhym i trochę przed światem.
-Oj Lilka.- Dorcas przytuliła rudowłosą, która wtuliła się w przyjaciółkę.
-Ona mu się podoba, nie ja. Tylko ona. Zawsze wszystkim się ona podoba! A ja nikomu. Dlaczego? Dlaczego, akurat jemu!? Nie mogła się podobać Potterowi!? Dorcas!- załkała a łzy zaczęły moczyć sukienkę Meadowes.
-Cicho mała.
Lily zanosiła się szlochem a Dorcas głaskała ją uspokajająca i szeptała słowa ukojenia. Było jej przykro, że Evans tak przeżywa rozczarowanie i wyrzucała sobie, że nie zadziałała kiedy miała na to okazję, mogła delikatnie zasugerować Lily, że Alicja podoba się Frankowi. Tylko czy to coś by dało? Ruda była tak zapatrzona w Longbottona, że mogłaby nie uwierzyć w słowa przyjaciółki a wręcz się pogniewać. Brunetka spostrzegła, że dziewczyna w końcu zasnęła, delikatnie ją ułożyła i przykryła kołdrą. Następnie zasunęła kotary, była pewna, że przyjaciółka nie chciałaby się nikomu w takim stanie pokazywać.
★★★
Rudowłosa obudziła się dość późno, oczy piekły ją od niezmytego makijażu. Jej pierwszą czynnością była solidna kąpiel, aby doprowadzić swoją osobę do stanu używalności. Kiedy wyszła z toalety zobaczyła, że Dorcas i Rosario śpią w najlepsze, brakowało Alicji. Niewiele myśląc ubrała się, uczesała włosy i poszła do Wielkiej Sali, w której trwało śniadanie.
-Witaj Lily.
-Oh, Severusie! Aleś mnie wystraszył- powiedziała dziewczyna, gdyż Ślizgon pojawił się znikąd.
-Co u Ciebie słychać?
-A wszystko po staremu.
-Dawno nie mieliśmy okazji porozmawiać.
-To może dziś?- Chłopak rozpromienił się i ochoczo pokiwał głową, tylko ona wywoływała uśmiech na jego twarzy i tylko dla niej był gotów wszystko poświęcić.
-Co się wczoraj stało?
-Kiedy?
-Tak szybko wyszłaś z balu, chyba po rozmowie z Longbottomem- zauważył Snape.
-Śledzisz mnie?- spytała ostro i przybrała surowy wyraz twarzy. Po miłej i przyjaznej atmosferze nie było ani śladu.
-Oczywiście, że nie!- zapewnił szybko.- Chciałem Cię zaprosić do tańca a ty nagle wyszłaś- skłamał gładko, nigdy nie ośmieliłby się tańczyć z Lily wśród tylu ludzi. Prawdą było, że przyszedł na bal tylko po to, aby sprawdzić czy uległa namowom Pottera, był mile zaskoczony kiedy okazało się, iż przyszła sama.
Twarz dziewczyny złagodniała. Umówili się po kolacji w ich stałej klasie, gdyż już doszli do Wielkiej Sali. Ruda rozejrzała się po pomieszczeniu, przez nieduże chmury przebijały się promyki słońca. Przy stole Gryfonów siedziała samotnie Bones i jadła śniadanie, dziewczyna podeszła do przyjaciółki i wypaliła.
-Podoba Ci się Frank?- Alicja zakrztusiła się jajecznicą i zaczęła głośno kaszleć. Evans stała na nią czekając aż szatynce przejdzie. Bones przetarła usta serwetką i spojrzała na rudowłosą.
-Mówiłam, że Potter i Black są przystojniejsi- odparła. Lily przez chwilę przyglądała się przyjaciółce jakby chciała ocenić, czy to co mówi, jest prawdą.
-Pytam czy Ci się podoba.
-Na gacie Merlina, nie!- zirytowała się.
-Na pewno?
-O co ci chodzi?!- Ruda skuliła się pod groźnym wzrokiem Alicji, spuściła wzrok dając znać, że poddaje się i nie będzie drążyć więcej tematu. Bones prychnęła i wymaszerowała dumnym krokiem z Wielkiej Sali. Odprowadziło ją skruszone spojrzenie zielonych oczu i zranione błękitne tęczówki pewnego bruneta.
☆☆☆

CZYTAM=KOMENTUJĘ


4 komentarze:

  1. Ach ta Lily, hah huncwoci i ich pomysły! :D Super rozdział, czekam na następny! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. No to Łapa z Rogaczem mieli niezły problem. Nie dziwie się że mylili swoje partnerki chyba nikt by ich nie rozróżnił.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta sprawa pomiędzy Frankiem i Lily jest ciekawa, nigdy bym na to nie w padła że ona może coś do niego czuć. :)

    lily-evans-i-james-potter.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak liczyłam ,że da się namówić Potterowi , a tym czasem nawet z nią nie zatańczył :( Alicja kłamie :/ ,nawet łapa się nie zabawił. Biedny Franklin :( nici z Happy endu. Idę dalej -->
    ~Lunatyk

    OdpowiedzUsuń