Notka pisana między
myciem okien, sprzątaniem, lepieniem pierogów i bieganiem za
gwiazdkowymi prezentami (na które w tym roku kompletnie nie miałam
pomysłów), więc...
Leje, pada, a potem znowu
leje:( Gdzie jesteś śniegu?!
Aura zabiera świąteczny
nastrój...
Mimo tego, życzę Wam
moim drodzy, kochani czytelnicy:
Świąt radosnych,
rodzinnych, pełnych szczęścia i miłości oraz spełnienia
wszelkich marzeń, tych dużych i tych mniejszych:) Piszącym weny i
czasu na opowiadanie, czytającym czasu i weny również i na
komentarze:)
Niech Wam gwiazdka świeci
ogromnym blaskiem przez cały rok!
Rogata:)
★★★
W Pokoju Wspólnym było tłoczno,
większość uczniów odrabiała zadane prace, tylko nieliczni woleli
ciche i spokojne dormitoria od salonu Gryfonów. Mimo że był środek
tygodnia, a nauczyciele ich nie oszczędzali, to spora grupa
wychowanków Gryffindoru przyglądała się poczynaniom Huncwotów, a
raczej ich sławniejszej dwójki, zamiast się uczyć.
Zaklęcia latały we wszystkie strony,
kilka odbiło się od uczniów i spowodowały, że zostali
spetryfikowani, niestety nikt nie wpadł na pomysł, żeby ich
odczarować. Uszkodzenia dotknęły też portretów, kanap oraz
innych mebli, jedna zasłona była spalona do połowy, przy czym
druga jeszcze płonęła, niebezpiecznie zbliżając się do starego,
drewnianego zegara.
★★★
Ciche pukanie zakłóciło przebieg
spotkania. Albrecht Kalachan zmierzył wszystkich surowym
spojrzeniem, odchrząknął, po czym kontynuował rzeczowym i
stanowczym głosem. Pukanie ponowiło się wyraźnie głośniej.
Zniesmaczony Prefekt Naczelny Ślizgonów potoczył wzrokiem po
zgromadzonych i protekcjonalnym głosem zawołał „Wejść!”.
Drzwi otworzyły się, przez nie wślizgnęła się mała, blond
włosa dziewczynka.
— Czego
chcesz dziecko? Jak śmiesz zakłócać główne, comiesięczne
spotkanie prefektów? —
Dziewczyna spuściła głowę, a w jej oczach
zaszkliły się łzy.
— Mów!
— krzyknął.
— Och,
zamknij się Kalachan —
warknęła Lily —
Powiedz, co się stało. —
Poprosiła
przyjaznym głosem.
Wszystkie oczy były w nich utkwione.
— Bo
Potter i Black w Pokoju Wspólnym —
zaczęła mała, ale Evans, nie czekając na
dalsze wyjaśnienia wybiegła, wyciągając po drodze różdżkę.
★★★
—
Expelliarmus!
Obie różdżki znalazły się w jej
drobnych rękach, oddychała ciężko, a z jej migdałowych oczu
ciskały gromy. Szybko oceniła straty i aż się zagotowała,
machnęła magicznym patykiem, a ogień przestał trawić zegar.
— Rozejść
się — krzyknęła
do tłumu.
Widząc prefekt w złym humorze, każdy
pospiesznie zaczął wracać do swoich zajęć. Przeniosła wzrok na
Huncwotów, którzy stali z wesołymi minami. Black miał wściekle
różowe włosy i przypalony koniec szaty, natomiast Potter umorusaną
buzię oraz brakowało mu lewej nogawki.
— Szlaban!
Co wy sobie myślicie?! Że jak nikogo nie ma to wam wszystko wolno?!
Macie tu posprzątać!
— Oj,
Evans to oddaj różdżkę —
powiedział Syriusz.
— Rękoma!
— Beż
różdżek zejdzie się nam do jutra, a ty będziesz nas pilnować i
nie pouczysz się na transmutację i dostaniesz Trolla —
stwierdził James.
Widząc, że Lily już otwiera usta,
dodał:
— Nikt
inny się tego nie podejmie, a Remus nam odda różdżki i wtedy nie
będzie kary.
Skonsternowana Evans przyznała mu w
myślach rację. Rzuciła ich własności i kazała doprowadzić
salon do poprzedniego wyglądu. Zabrali się do roboty. Remus wszedł
pełen obaw, chciał iść z Lily, ale Albrecht mu zabronił,
twierdząc, że sobie poradzi. Zobaczył, jak jego dwaj najlepsi
przyjaciele sprzątają posłusznie, pod czujnym okiem pani prefekt.
— Wybacz,
nie wypuścił mnie. —
Przeprosił,
siadając obok niej.
— Daj
spokój, już kończą.
— Co
zrobili?
— Urządzili
pojedynek.
Westchnął, zupełnie nieświadomie
powiedział im, że idzie na spotkanie wszystkich prefektów. Mógł
się spodziewać, że wykorzystają okazję.
— I
po krzyku. — Potter
spojrzał znacząco na Evans.
Syriusz i James usiedli obok Remusa,
szczerząc się do niego.
—
Musieliście?
— Nie
bylibyśmy Huncwotami, nie?
★★★
Remus wraz z Lily patrolował
korytarze na czwartym piętrze. Mieli bardzo pracowity wieczór,
mnóstwo uczniów postanowiło właśnie dziś wybrać się na
spacer, pobiegać podczas ciszy nocnej czy urządzić sobie wieczorne
schadzki. Oprócz tego zbliżała się pełnia, a to zawsze był
ciężki czas dla Lunatyka. W końcu wybiła upragniona godzina i
szybkim krokiem skierowali się do Pokoju Wspólnego, kiedy weszli,
Lupin zlustrował spojrzeniem pomieszczenie i odetchnął z ulgą.
Było w taki stanie, w jakim je zostawili, wychodząc.
— Dobranoc,
Remusie.
Usłyszał
cichy głos.
— Dobranoc
— odparł.
— A
i wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń i samych wybitnych na
SUM–ach — dodała
Lily i serdecznie go uścisnęła. Wyciągnęła z torby paczuszkę i
mu podała.
— Dziękuje.
Z uśmiechem skierowali się do swoich
dormitoriów. Kiedy wszedł, zobaczył, że panuje tutaj nienaturalny
porządek, nawet została naprawiona jego kotara, którą kilka
tygodni temu James z Syriuszem zerwali podczas jednego ze swoich
eksperymentów. Na środku stał stolik z mnóstwem jedzenia i
wszelkimi alkoholami, a obok niego trójka wyszczerzonych Huncwotów.
Najpierw przekrzykując się jeden przez drugiego, zaczęli składać
mu życzenia, a potem każdy z nich chciał, aby to jego prezent
został pierwszy otwarty. Zupełnie jak dzieci – przemknęło
mu przez myśl, ale był tak szczęśliwy, że miał ochotę sam być
dziecinny wraz z nimi. Wśród prezentów znalazły się słodycze,
zwłaszcza jego ulubiona czekolada, książka z żartami, która go
zaatakowała, gdy chciał ją otworzyć oraz bardzo elegancki i
niemniej drogi zestaw kałamarzy oraz hipogryfie pióro.
—
Dziękuję —
powiedział wzruszony i rękawem dyskretnie wytarł
łzę, która cisnęła się do oka.
—
Daj spokój, jesteś naszym przyjacielem. Chcieliśmy ci
wyprawić imprezę na pół Hogwartu, ale chyba wolisz kameralne
spotkania — przyznał
Potter.
—
Takie grono mi w zupełności wystarczy —
zapewnił i pociągnął łyk kremowego piwa.
—
Mamy coś jeszcze dla ciebie —
oznajmił Syriusz głosem pełnym ekscytacji.
Wstał wraz z
pozostałą dwójką, Remus uśmiechnął się, bo właśnie sobie
wyobraził, jak fałszując śpiewają mu „sto lat”. Jednak
zamiast spodziewanej piosenki obok niego pojawił się po kolei
jeleń, pies, a po chwili przerwy mały szczur. Zaniemówił. Zrobili
to, naprawdę nauczyli się animagii dla niego! Dla wilkołaka!
—
To teraz możemy ci zaśpiewać! Sto lat! Sto lat! —
zauważył
Syriusz już w swojej ludzkiej postaci.
Trójka chłopców
zawodząc, najgłośniej jak umiała, wyśpiewywała urodzinową
piosenkę. Gdyby ktoś spytał, kogo można nazwać najszczęśliwszym
człowiekiem na świecie, bez wahania można by wskazać Remusa
Lupina, Gryfona, najzdolniejszego ucznia, prefekta i wilkołaka,
który ma przyjaciół lepszych, niż w jego najśmielszych snach.
★★★
Zielarstwo trwało
w najlepsze, skupieni uczniowie notowali słowa nauczycielki, by po
chwili zająć się swoimi roślinami według wskazanych instrukcji.
James ziewnął szeroko i wpatrzył się w Lily, która zawzięcie
pisała po pergaminie. Słowa profesor Sprout docierały do niego jak
przez mgłę, jedyne co wyłapał to Zakazany Las. Szturchnął
Syriusza przysypiającego na rękawicach ochronnych i Remusa zajętego
przesadzaniem kwiatu.
—
Może podczas pełni wybralibyśmy się gdzieś?
—
Co? —
Lupin odwrócił się gwałtownie, a kwiatek wpadł
z powrotem do doniczki.
—
Świetny pomysł, Rogaczu- —
podchwycił Black i ożywił się na myśl o
spacerze z wilkołakiem.
—
Nie, zapomnijcie o tym —
syknął.
—
Dlaczego?
—
Bo nie wiadomo jak zareaguję na waszą obecność.
Spojrzeli po sobie
i przyznali Remusowi racje.
—
No dobra —
zaczął Syriusz —
urządzimy
sobie najpierw wieczorek zapoznawczy, ale jak będzie ok, to
następnym razem gdzieś idziemy —
stwierdził i powrócił do leżenia.
—
James —
jęknął Lupin.
—
W zupełności się z tobą zgadzam —
powiedział i po chwili dodał z szerokim
uśmiechem. —
Syriuszu.
Lunatyk westchnął
i widząc, że na razie nic nie wskóra, wrócił do pracy.
★★★
Nastała sobota,
najbardziej lubiany dzień tygodnia przez hogwartczyków. Treningi
quidditcha odbyły się z samego rana, aby móc cieszyć się błogim
lenistwem, aż do niedzielnego wieczora. Rosario, która
przestudiowała wszystkie roczniki, wiele się nie dowiedziała.
Zobaczyła, jak wyglądał jej ojciec, a przy okazji też matka w
czasach szkolnych, okazało się, że był bardzo dobry z Obrony
Przed Czarną Magią. Mogłaby porozmawiać z nauczycielem, ale już
opuścił mury zamku, więc w dalszym ciągu brakowało jej
informacji. Westchnęła i odłożyła ostatni rocznik na biurko
bibliotekarki, zarzuciła torbę na ramię i wyszła na korytarz. Po
chwili usłyszała za sobą charakterystyczne człapanie, odwróciła
się, jednak nikogo nie dostrzegła.
—
Wyłaź, słychać cię —
stwierdziła, nie patrząc, czy chłopak idzie za
nią, ruszyła.
—
Skąd wiedziałaś, że to ja?
—
Tylko ty tupiesz jak stado hipogryfów.
Roześmiał się i
zrównał z dziewczyną.
—
Co dziś robimy?
—
My?
—
No tak.
—
To, że raz pozwoliłam ci iść ze sobą na kremowe, nie
znaczy, że się przyjaźnimy —
wyjaśniła.
—
Po co byłaś w bibliotece? —
spytał, jakby nie usłyszał jej wcześniejszych
słów.
—
Derek, na gacie Merlina i stanik Morgany, odczep się!
Była sfrustrowana,
poświeciła kilka ostatnich dni na przeszukiwanie ksiąg w
bibliotece i nic jej to nie dało. Chciała z kimś porozmawiać, z
kimś, kto znał jej ojca, kto mógł jej dostarczyć wielu cennych
informacji. Jedyną osobą była matka, której nie widziała od
dobrych dwóch lat, nie licząc okładek mugolskich magazynów
modowych, leżących w domu dziadków.
—
Może ci jakoś pomogę?
— Nie
rozumiesz słowa odczep się?
—
Jesteś dziś wyjątkowo nie w humorze, ale to nie
znaczy, że masz wyżywać się na mnie —
zauważył, jednak uśmiech nie zniknął z jego
twarzy.
—
Przepraszam, masz racje. Mam ciężkie dni.
—
Karmazynowy przypływ?
—
Co?!
—
No ten, ciocia przyjechała, morze czerwone wylało?
Rosario roześmiała
się serdecznie.
—
Nie, nie mam okresu —
wyjaśniła.
—
To co, w takim razie?
Usiedli na ławce
na korytarzu. Nie chciała mu się zwierzać, ale słowa zaczęły
same z niej wypływać. Słuchał uważnie, nie przerywał, kilka
razy tylko upuścił torbę lub niechcący z jego różdżki coś
wystrzeliło.
—
Powinnaś iść jeszcze do Izby Pamięci albo zapytać
dyrektora, może go pamięta, przecież jest stary.
—
Masz racje, dzięki. Czasem widać, dlaczego jesteś
Krukonem.
Jenkins wypiął
dumnie pierś i z wysoko uniesioną głową zaczął odchodzić,
jednak zrobił tylko kilka kroków, a już się potknął. Albertini
roześmiała się i pokiwał głową za oddalającym się chłopakiem.
★★★
Byli
niezwykle podnieceni, dreszczyk emocji co krok przebiegał im po
plecach, gdy we trzech przemierzali korytarze zamku. Jeszcze dziesięć
minut i dojdą do Bijącej Wierzby, nie mogli się doczekać, starali
się zachowywać jak najciszej obawiając się Filcha. Szlaban więcej
czy mnie nie robił im różnicy, ale wiedzieli, że jak tej nocy
dadzą się złapać, to nie wesprą swojego najlepszego przyjaciela,
a tego żaden z nich by sobie nie wybaczył. Doszli do Sali
Wejściowej, Syriusz rozejrzał się i wyszedł spod peleryny, aby
wcisnąć odpowiednią cegłę. Ta odskoczyła, ukazawszy sporych
rozmiarów schowek, szybko wpakowali tam czyste ubrania, pelerynę i
poczekali, aż ściana wróci na swoje miejsce. Wybiegli przez
ogromne wrota i skierowali się na skraj lasu, łatwiej było im
schować się w gęstwinie, po chwili byli pod rozłożystym drzewem,
które wymachiwało groźnie swymi gałęziami.
★★★
Z
niecierpliwością czekam na Wasze opinie!
Hoł,
Hoł Hoł Meri Krismas Ewriłan!