Moje
skarbki oto JEST! Mam nadzieję, że choć trochę udało mi się oddać romantyzm chwili, a sami wiecie, że z opisów nie jestem
najlepsza. Z góry przepraszam, jeśli myliłam instrumenty, niestety
nie zostałam wykształcona w tym kierunku, a pisałam właśnie przy
tej piosence. Jest cudowna!
Czytajcie!
Komentujcie!
☆☆☆
—
Nie włożę tego!
— Owszem,
założysz — odparła
spokojnie.
— Zapomnij.
— Nie
bądź dzieckiem.
— Nie!
— Ja
mam czas, jest sobota, odrobiłam już zadane eseje.
— Wszystkie
na poniedziałek? —
Zainteresował
się, chcąc odwrócić jej uwagę.
— Na
cały tydzień —
sprostowała.
— Jesteś
nienormalna — burknął.
Kto normalny odrabia prace domowe tydzień wcześniej?
Evans zażądała założenia białego
fartuszka pokojówki do sprzątania, czego chłopak absolutnie nie
chciał zaakceptować.
— Podobno
ci się wieczorem gdzieś spieszy —
zaczęła.
— No
daj spokój — odparł
błagalnym głosem.
—
Zakładasz? Masz jakieś dwieście łazienek do
sprzątnięcia.
— Ile?!
— Tak
mniej więcej.
—
Zwariowałaś, nie sprzątnę tego do osiemnastej!
— Tracisz
czas.
Westchnął. Nie warto było się
kłócić. Założył fartuszek i wziął szczoteczkę do ręki.
Zmierzyła go zielonookim spojrzeniem.
— Nie
założę tego. —
Wskazał na białą czapeczkę pokojówki.
— Niech
ci będzie. — Zgodziła
się. —
Najpierw młodsze czy starsze?
— Młodsze.
— Zdecydował
szybko.
Wyszczerzył się w uśmiechu,
poczochrał włosy. Zapukał i z głośnym „Uwaga wchodzę”
wpakował się do dormitorium dziewczyn z pierwszego roku. Lily
podążyła za nim.
Od pół godziny siedziała na
sedesie w jednej z damskich łazienek i z pobłażliwym uśmiechem na
ustach oglądała poczynania Rogacza. Najpierw musiała wytłumaczyć
mu, do czego służą poszczególne środki czystości, a potem z
rozbawieniem podziwiała, jak chłopak mierzy się z przeciwnościami
losu w postaci dostania się
piekącego płynu do oczu, czy wybielenia sobie przez przypadek kępki
włosów na czole.
★★★
—
Ręce mnie bolą —
jęczał.
— Myj
— odparła
znudzona, znad podręcznika do transmutacji.
— Zlituj
się, Evans.
— No
dobra, przecież nie mogę dopuścić, żeby jubilat nie mógł
udźwignąć kieliszka z toastem.
—
Wiedziałem, że trochę ci zależy. —
Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
— Potter,
naprawdę zaraz będziesz mył do jutrzejszego ranka.
— No
już, nie złość się, marchewo.
Szybko zrzucił fartuch, cisnął
szczoteczkę do kubełka i wybiegł z dormitorium, żeby Lily się
nie rozmyśliła i nie zdążyła zareagować na „Marchewę”. Po
chwili słychać było alarm i śmiech Jamesa, który zjeżdżał po
schodach. Evans pokręciła ze zrezygnowaniem głową i pożegnała
się z trzecioklasistkami. Im bliżej było jej dormitorium, tym
bardziej się stresowała, co prawda nie ukrywała żadnych
nieprzyzwoitych rzeczy, ani nic podobnego, ale wiedziała, że Potter
wykorzysta wszystko, co znajdzie przeciwko niej. Chyba pozwoli mu
odpuścić ten jeden pokój. Ciekawe tylko, co na to rozczochraniec.
★★★
—
No, otwórz oczy!
James rozejrzał się i zobaczył cały
Gryffindor i mnóstwo osób z innych odmów. Każdy śpiewał mu
urodzinowe „sto lat”.
— Czy
to na pewno bezpieczne? —
zapytał
niepewnie.
— Tak.
— Jesteście
tego pewni w stu procentach? —
Zmierzył
tort podejrzliwym wzrokiem.
— Tak!
— Nie
chce znów zapomnieć, że podrywam Lily —
zauważył.
Kilka osób wybuchnęło śmiechem,
sama zainteresowana przewróciła tylko oczami.
— Zwykł
tort, skrzaty robiły —
zapewnił go Remus.
— No,
dmuchaj! — krzyknął
zniecierpliwiony Syriusz.
Został nagrodzony oklaskami, a potem
tłum gości zaczął składać mu życzenia.
★★★
— Potter! Potter!
Cała sala skandowała nazwisko
szukającego. James wraz z Syriuszem i Gideonem, a także Frankiem
założyli się o galeona, który wypije najszybciej butelkę piwa
kremowego. Prewett wyprzedził ich o ułamek sekundy i z triumfującym
uśmiechem odebrał pieniądze.
— Następnym
razem będę to ja! —
przekonywał go Rogacz, który był drugi prawie
na równi z Syriuszem. Na samym końcu ulokował się Frank, wielce
niepocieszony, gdy Alicja ucałowała zwycięzcę i Pottera, któremu
się należało „bo ma urodziny” jak zaznaczyła Bones.
— To
teraz, kto wypije butelkę piwa do góry nogami!
Tłum entuzjastycznie zaczął
obstawiać zakłady.
Impreza urodzinowa trwała w
najlepsze. Wszyscy bawili się, tańczyli, śmiali i dokazywali, jak
na prawdziwych Gryfonów przystało. Alicja, każdą piosenkę
tańczyła z innym partnerem, a było jeszcze wielu chętnych, aby
móc ją bezkarnie poobmacywać. Frank przyglądał się temu ze
złością w oczach, lecz dzielnie siedział na kanapie i popijając
whiskey udawał, że całą tę sytuację ma w głębokim poważaniu.
Dorcas choć była proszona do tańca, co ją niezmiernie zdziwiło,
gdyż raczej nie była zbyt popularna wśród męskiej części,
unikała potencjalnych partnerów jak ognia i tańczyła sama bądź
z Rosario. Albertini lawirowała między wygłupami, bo jej wygibasów
nie można była nazwać tańcem w żaden sposób, na parkiecie, a
magicznym radiem, z którego puszczano piosenki. Odgoniła Syriusza,
obejmującego głośnik i włączyła najnowszy kawałek Toniego
Sparksa, cała żeńska część parkietu zapiszczała i porwała w
tany najbliższych partnerów. James skrzywił się, odstawił
szklankę z trunkiem, podszedł do grającego pudełka. Rozejrzał
się za Ros, ale ta szalała już na parkiecie, więc bezczelnie
przełączył. Po pokoju rozniósł się jęk zawodu. Ustawił nowy
utwór i wszedł na parkiet, wraz z pierwszymi taktami tanga wpadł w
ramiona roześmianego Syriusza, który w zębach trzymał różę.
Poprowadził go w rytm ognistego tańca. Co chwile potykali się,
przeszkadzając sobie, gdyż obaj potrafili tańczyć, ale jako ta
męska prowadząca, a nie prowadzona, uległa część pary. Mimo to
bawili się świetnie a kilka par, już mieszanych, wzięło z nich
przykład. Przy ostatnich, kulminacyjnych, nutach doszło do
szarpaniny, w końcu Potter skapitulował i pozwolił odchylić się
do tyłu. Muzyka ucichła, Huncwoci zostali nagrodzeni gromkimi
brawami, Syriusz puścił Jamesa, który upadł z łoskotem na
podłogę i zaczął się kłaniać. Potter podniósł się i
popchnął Blacka, który nie spodziewając się niczego, wylądował
na ziemi. Zaczęli się szamotać, Remus wkroczył do akcji i
uspokoił przyjaciół. Po chwili wszyscy znów się bawili, a James
i Syriusz razem popijali, wymyślając najdziwniejsze toasty.
— Za
wyliniałą sierść Pani Norris!
CHLUP!
— Za
podarte gacie Smarka!
CHLUP!
— Za
dropsy Dumbla!
CHLUP!
— Za
pchły Łapy!
CHLUP!
— Ej!
Nie mam pcheł! —
zbulwersował się Syriusz.
— No
dobra, to za to, że Łapa nie ma pcheł.
CHLUP!
—
Remus, zabierz im to.
Lily pojawiła się obok drugiego
prefekta.
— Po
co? Zaraz się upiją i będzie spokój —
zauważył z uśmiechem.
Evans zastanowiła się i przyznała mu
w duchu rację, dopóki Potter albo Black, albo chociaż jeden z nich
jest w stanie chodzić i mówić, albo tylko mówić, dopóty impreza
będzie trwać w najlepsze.
— Za
tłuste włosy Smarkerusa!
CHLUP!
Rudowłosa przewróciła oczami i miała
zamiar iść zobaczyć, jak się miewa reszta imprezowiczów.
Postanowiła wziąć sobie na drogę piwo kremowe, co był jej
błędem, gdyż w tym samym czasie po butelkę sięgnął Potter.
Zmierzyli się spojrzeniami: ostrym, miażdżącym, zielonym oraz
spokojnych, rozbawionym, brązowym. Zabrała rękę, chcąc odejść,
kiedy James dogonił ją. Oceniła, że nie jest aż tak pijany, jak
myślał Remus. Szedł w miarę prosto, targał włosy i się
szczerzył.
— Nie
złożyłaś mi życzeń —
zauważył.
—
Wszystkiego najlepszego —
burknęła oschle.
— A
urodzinowy buziak?
— Zapomnij.
— Ale
ja dostałem za bransoletkę. To teraz ty powinnaś dostać za swój
prezent.
— Skąd
wiesz, czy ci się spodoba.
Początkowo chciała podejść, złożyć
mu życzenia i dać go osobiście, ale była tak oblężony przez
fanki, że zrezygnowała. Odłożyła paczkę na stół, gdzie
piętrzył się stos kolorowych prezentów i odeszła.
— Masz
rację, nie wiem, ale wiem, co chciałbym dostać.
— Nie
umówię się z tobą —
odparła szybko.
— A
kto tu mówi o umawianiu. —
Machnął lekceważąco ręką, jakby nie miało
to żadnego znaczenia.
— Całować
też cię nie będę.
— Chcę,
żebyś ze mną zatańczyła —
oświadczył.
Lily zaczęła kalkulować w głowie
czy ta prośba nie ma żadnego haczyka, ale stwierdziła, że chyba
nie zaszkodzi mieć dzień dobroci dla inteligentnych inaczej.
— Dobra,
ale tylko raz —
zastrzegła.
James przytaknął i porwał Evans na
parkiet.
Muzyka momentalnie z szybkiej i
skocznej zmieniła się na spokojną oraz romantyczną. Rudowłosa
rozejrzała się, zobaczyła, pijanego, wyszczerzonego, do granic
możliwości, w uśmiechu Syriusza, który stał przy radiu i
pokazywał uniesione kciuki do góry. James również podniósł
kciuk.
— To
było ukartowane?
— Nie.
Łapa to mój przyjaciel, w życiu by mnie nie zawiódł —
odparł i przyciągnął Rudą bliżej siebie.
Nic nie odpowiedziała, tylko wsłuchała
się w melodię i pozwoliła poprowadzić. Muzyka była przepiękna,
cicha, spokojna, urzekająca. Słychać było dźwięki pianina i
harfy? Tego Lily nie była pewna. Delikatne zaczęły pojawiać się
inne instrumenty, dopełniające piękno fortepianu. Czuła jego rękę
na swojej tali, drugą trzymał w swojej, jakby obawiał się, że mu
ucieknie. Jednak ona nie miała już takiego zamiaru. Biło od niego
ciepło, wewnętrzna siła i pewność siebie, przez co Lily czuła
się bezpiecznie, choć przecież w tańcu nic jej nie groziło. Mimo
to, była zdenerwowana, jeszcze nigdy nie była tak blisko mężczyzny,
bo w tym momencie mogła niedojrzałego intelektualnie Pottera uznać
za mężczyznę. Unikała jego wzroku i starała się zachować
dystans. Jej rozpuszczone włosy falowały, kiedy wirował z nią w
rytm muzyki, a kilka niesfornych kosmków zasłoniło jej oczy.
Poczuła delikatny powiew, gdy James dmuchnął na jej grzywkę,
chciał w tej chwili widzieć ją całą. Niechcący spojrzała mu w
oczy. Wpatrywali się w siebie, jakby nikt inny nie istniał, jakby
byli sami na parkiecie, a utwór grano tylko dla nich. Intensywne
spojrzenie chłopaka rozgrzewało ją i powodowało, że na
policzkach pojawiły się rumieńce. Choć była speszona nie
potrafiła odwrócić wzroku, spojrzenie mlecznej czekolady
przelewającej się w tęczówkach Jamesa, było warte każdej
sekundy. On wpatrywał się z uwielbieniem w zielone oczy o kształcie
migdałów. Kiedy nie patrzyła na niego ze złością, miały taki
subtelny, aczkolwiek intensywny odcień. Uśmiechnął się do niej,
nie z kpiną, nie pobłażliwie, nie huncwocko. Uśmiechnął się
tak jak prawdziwy James Potter – ten, który jest w stan poświęcić
się dla przyjaciół, ten, który nie pozwoli skrzywdzić swojej
rodziny, który jest zakochany. A ona ten uśmiech odwzajemniła.
Wirowali w tańcu, szczęśliwi, z których biła radość, nie
przejmowali się niczym i nikim. Kręcili się coraz szybciej, Lily
zaśmiała się dźwięcznie i założyła obie ręce na szyję
Jamesa, pozwalając się prowadzić. On również się roześmiał,
kiedy przyspieszyli wraz z muzyką.
Dorcas stała z resztą gości
oczarowana, w jej fioletowych oczach błyszczały łzy. Wyglądali
tak cudownie razem, postanowiła, że pomoże Jamesowi przekonać do
siebie Lily. Rosario skupiła całą uwagę na przyjaciółce, na jej
szczęśliwym wyrazie twarzy, przeniosła wzrok na naburmuszonego
Longbottoma. Tak, musiała go Rudej wybić z głowy, żeby jego
miejsce zajęła odpowiednia osoba. Syriusz widząc, co się dzieje
jakby trochę wytrzeźwiał, obserwował swojego najlepszego
przyjaciela i mógłby dać obciąć sobie ogon, że Rogacz już jest
na straconej pozycji. Remus patrzył z tym swoim dobrotliwym
uśmiechem, wiedział, że James już nie odpuści. Peter podniósł
kieliszek i wypił za zdrowie przyjaciół. Alicja przytulała się
do jakiegoś chłopaka i kołysała się z nim w rytm muzyki,
popatrzyła z pobłażaniem na poczynania przyjaciół, dla niej on
już byli razem tylko, że żadne z nich o tym jeszcze nie wiedziało.
Podobno mężczyźnie wystarczy
zaledwie osiem sekundy, aby zakochać się w kobiecie.
Jemu wystarczył ten taniec, aby
upewnić się, że Lily jest kobietą jego życia.
★★★
I jak?