Witajcie.
Najpierw
powinnam Was wszystkich przeprosić, obiecałam, że rozdział będzie
pod koniec poprzedniego tygodnia, jednak się nie udało:( Na
usprawiedliwienie mam, że to wina mojego zdrowia, które postanowiło
sobie zrobić wolne, przez co i ja nie nadaje się do niczego:(
Rozdział
dokańczany w kiepskiej formie autorki, dlatego z góry przepraszam
za jego fabułę, literówki i wszelkiego innego rodzaju błędy.
Odrobinę zadowolona jestem z rozmowy Lily i Jamesa, to chyba najmocniejsza strona tego rozdziału.
Pozdrawiam
i dziękuję wszystkim, którzy czekali:)
Rogata.
☆☆☆
—
Zaraz egzaminy! Kiedy wy macie zamiar się uczyć, jak co chwilę
macie szlabany?!
—
O widzi Pani Profesor, gdyby Pani nam ich tyle nie nakładała, to
byśmy mieli czas.
—
Black, ty mnie nie denerwuj! To wy macie przestać pajacować!
—
Ale my nic nie zrobiliśmy — zaczął
James.
—
Potter, milcz. Nie mam siły się z wami użerać!
Rozwścieczona
McGonagall wyszła z Pokoju Wspólnego, powodując, że wpadła do
niego kolejna fala kiślu wiśniowego.
★★★
Siedziała w
Sowiarni i patrzyła, jak ptaki odlatują i przylatują, jeden po
drugim, z różnych stron. Spojrzała w dół, zobaczyła błonia
wypełnione uczniami, wylegującymi się w delikatnym słońcu.
Podciągnęła kolana i oparła na nich brodę. Niedługo ostatni
mecz, decydujący, Krukoni kontra Gryfoni. Ćwiczyli w każdej wolnej
chwili, cieszyła się, że nie ma na głowie SUMów czy OWTMów jak
większość drużyny, dlatego bezkarnie mogła przesiadywać w swoim
ulubionym miejscu. Westchnęła i zamyśliła się nad ostatnimi
wydarzeniami. Była już taka szczęśliwa, że James przestał
uganiać się za Evans. Umawiał się, co prawda z innymi, ale to nie
była przeszkoda, nie do pokonania. W myślach formował się plan
jak zdobyć na nowo jego przyjaźń, a później miłość. Przecież
nie mógł się w niej nie zakochać. Ostatnio coraz lepiej im się
rozmawiało, nie ograniczali się już tylko do suchego „cześć”
czy uwag na temat taktyki. Choć Potter traktował ją z dystansem,
udawało się go powoli pokonywać. Byliby taką idealną parą. A
potem się okazało, że to wszystko wina tego przeklętego tortu! I
Jim znów lata z tym swoim „Evans, umówisz się ze mną?”!
Przecież nie przefarbuje się na rudo i nie doda sobie takich
obrzydliwych piegów na twarzy. Amorencja też odpada, przecież nie
kochałby jej wtedy tak naprawdę. Trzeba wybadać, o co tak naprawdę
chodzi Potterowi. Spojrzała na zegarek, pora wracać i wziąć się
za prace domowe. Sara wstała i otrzepała spodnie, po czym wyszła z
pomieszczenia.
★★★
—
Sev! Sev! Severusie!
Udał, że jej nie
słyszy i przyspieszył. Doszedł do schodów i przeklął pod nosem,
jak zwykle wszyscy zmierzali na obiad i było tłoczno. Poczuł, że
ktoś szarpie go za rękaw. Odwrócił się i posłał Lily uśmiech.
—
Wołałam cię! — stwierdziła z
wyrzutem.
—
Przepraszam, zamyśliłem się i nie słyszałem —
skłamał gładko.
—
Mam później wolą godzinkę, może pójdziemy na jakiś spacer?
Dawno nie rozmawialiśmy.
—
Nie mogę, muszę odrobić zaklęcia.
—
Pomogę ci, przecież wiesz, że je uwielbiam —
odparła ochoczo.
—
Nie, nie. Dam sobie radę.
Posłał jej
przepraszające spojrzenie i szybko odszedł, zostawiając zszokowaną
dziewczynę. Lily została potrącona przez jakiegoś pierwszaka,
jednak nie zwróciła na to najmniejszej uwagi.
★★★
—
Świetnie się spisałeś.
—
Dziękuję.
—
Jutro jest spotkanie, przyjdziesz?
—
Chyba nie powinienem.
—
Daj spokój, będą wszyscy ważni członkowie.
—
Zastanowię się — odparł po chwili
namysłu.
Mulciber wzruszył
ramionami, wziął fiolkę z eliksirem i książkę.
—
Mogę ją przejrzeć?
—
Nie zrobiłeś tego jeszcze? — zdziwił
się szczerze.
—
Pobieżnie.
—
Pewnie. — Odłożył wolumen na
biurko. — Masz potencjał Snape, a
marnujesz go na spędzanie czasu ze szlamą. —
Zacmokał zniesmaczony i wyszedł.
Severus usiadł na
łóżku i wyciągnął zdjęcie jego i Lily, zrobione mugolskim
aparatem na kilka dni przed przyjazdem do Hogwartu. Zmienili się i
to bardzo. Ona coraz więcej czasu spędza z gryfońskimi
przyjaciółkami i Huncwotami, a on z Mulciberem, Averym i Blackiem.
Była coraz ładniejsza, nabrała bardziej kobiecych kształtów.
Zwracało na nią uwagę coraz więcej chłopców, nie dziwił się
im. Nie dziwił się nawet Potterowi, Lily miała w sobie to coś, co
przyciągało, chociaż sama sobie z tego sprawy nie zdawała. Sam
chętnie by z nią był. Co z tego, że była szlamą? Wzdrygnął
się, pierwszy raz tak o niej pomyślał.
Nie!
Nie! Nie!
To
jest Lily, jego Lily.
Przecież twoja Lily jest szlamą – podpowiedział
złośliwy głosik w jego głowie.
Odgonił
niewygodne myśli od siebie i zagłębił się w lekturze.
★★★
— Musimy porozmawiać, Evans. —
James zatrzymał Lily na jednym z korytarzy.
— Nie mamy o czym —
warknęła zirytowana.
— A ja myślę, że mamy —
odparł spokojnym głosem.
— To nie myśl, bo ci to nie wychodzi
— mruknęła zgryźliwie,
Potter się uśmiechnął. Uwielbiał się z nią droczyć.
— Dlaczego uciekłaś? —
Spróbował zupełnie z innej strony.
— Nie uciekłam.
— Doprawdy? —
Uniósł brew w wyrazie zdziwienia.
— Koniec piosenki, koniec tańca. —
Wzruszyła ramionami.
— Wystraszyłaś się.
— Niby czego.
— Tego, że ci się podobało —
odparł zadowolony z siebie.
— Potter to, że dobrze tańczysz, to
nie powód, aby cię wielbić. Wierz mi —
burknęła.
— Twierdzisz, że dobrze tańczę? —
podchwycił.
— Twierdzę, że jarasz się tym
tańcem, jak szczerbaty sucharami —
zirytował się jeszcze bardziej Lily.
— A ty nie? —
się zdziwił.
— Dla twojej wiadomości, Potter.
Chciałeś, to zatańczyłam, koniec kropka, nie mam zamiaru żyć
tym faktem przez najbliższe kilka miesięcy.
— Jesteś okrutna.
— A ty głupi.
— Wypraszam sobie — się oburzył.
— Nie moja wina, że się na mnie
uparłeś. Mówiła ci już ze sto razy, daruj sobie.
— Mówisz jak Łapa —
mruknął.
— Widać Black, ma więcej rozumu niż
przypuszczałam. Na pewno więcej niż ty —
dodała po chwili zastanowienia.
— A może byś się ze mną umówiła,
Evans? Co? — Nie odpuszczał.
— Na gacie Merlina, Potter! Kiedy
dotrze do ciebie, że NIGDY!
— Nigdy? —
zapytał ze słodkim uśmiechem.
Warknęła ze złości. Widząc, że na tego imbecyla nic nie działa,
postanowiła zrezygnować z dalszej, jakże interesującej,
konwersacji i odeszła. Niestety, choć nie mogła powiedzieć, że
nie spodziewała się tego, James ruszył za nią. Odwróciła się
nagle i stanęła twarzą w twarz ze swoim koszmarem, który
uśmiechał się głupkowato, targał włosy i wpatrywał się prosto
w jej oczy.
— I co teraz, skarbie? —
zapytał cichym, głębokim głosem.
— Może coś, a może nic. —
Puściła do niego oko i ruszyła dalej.
— Ej Evans, czy ty właśnie ze mną
flirtowałaś?! — wykrzyknął. Chciał
pobiegnąć za oddalająca się dziewczyną, jednak nie mógł zrobić
kroku.
— EVANS! —
krzyknął ponownie.
Lily zachichotała pod nosem i ze słodką, niewinną minką
spojrzała na okularnika.
— Tak?
— Od kiedy umiesz zaklęcia
niewerbalne? — spytał, gdyż już był
pewien, że Ruda złośnica przykleiła go do podłogi.
— Od kiedy? —
Zamyśliła się. — Chyba odkąd
przyczepiłeś się do mnie.
— Odklej mnie —
poprosił.
— Na razie, Potter! —
Posłała mu całusa w powietrzu i zniknęła za rogiem.
— To może, chociaż randka na
przeprosiny?!
Nie
doczekał się odpowiedzi.
Parsknął
śmiechem, on jeden z czwórki Huncwotów, dał się przechytrzyć
Evans. Wyciągnął różdżkę, wyszeptał zaklęcie i po chwili
swobodnie spacerował. Mógł to zrobić od razu, ale widząc dumę
na twarzy Lily, to ile miała satysfakcji, stwierdził, że raz może
dać jej wygrać.
★★★
— Dziubasku! Cukierasku!
Podczas śniadania po Wielkiej Sali rozniósł się donośny głosik
panny Ellis.
— Na gacie Merlina! Spław ją —
pisnął Syriusz i zanurkował pod stół.
Cała siódemka jego przyjaciół parsknęła śmiechem.
— Cześć, nie widzieliście mojego
misia-pysia?
— Witaj Luxurio, czy chodzi ci o
Syriusza? — spytała uprzejmie
Rosario.
—
No, a znasz jakiegoś innego mojego
misia-pysia?
— Fakt. O ja głupia i nieroztropna! —
zawołała teatralny głosem.
Lily parsknęła w swoją owsiankę.
— To wiesz, gdzie jest czy nie? Bo ten
teges, mam dla niego prezencik —
odpowiedziała i strzeliła balonem z różowej gumy do żucia.
— A jaki? —
zainteresowała się James.
Syriusz uszczypnął go w goleń.
Krukonka wyciągnęła koszulkę z napisem „Kocham Luxurie Black!”
oraz podobizną dziewczyny.
— Patrzcie! Czyż nie jest cudowna? —
zapiszczała z podniecenia.
— Idealna, na pewno mu się spodoba —
zapewnił ją Remus z wielkim uśmiechem na twarzy.
— Black? Myślałam, że masz na
nazwisko Ellis — zainteresowała się
Lily.
— Przecież to tylko kwestia czasu jak
się pobieżemy — odparła.
James wypluł sok dyniowy na stół, Peter zakrztusił się parówką,
a Remus, aby zatuszować śmiech, schował się za gazetą.
— Poczekam razem z wami. —
Zadowolona z siebie usiadła na wolnym miejscu, które wcześniej
zajmował Syriusz. Zaczęła smarować chleb masłem a na to nakładać
sporą ilość pasztetu z gęsiej wątróbki. Każdą kromkę
odkładała na talerzyk i co chwilę rozglądała się po Wielkiej
Sali.
— Masz zamiar tyle zjeść? —
spytała zszokowana Rosario.
— Nie, to dla Syriuszka. Nie będzie
miał czasu zrobić sobie, jak przyjdzie —
wytłumaczyła.
— Łapa nie lubi wątróbki —
stwierdził Rogacz.
Dorcas przyglądała się temu z rozbawieniem, ale z drugiej strony
była zła na Blacka. Jak on mógł wykorzystywać te naiwne
dziewczyny? On zabawiał się nimi, a one planowały z nim
przyszłość. Tego problemu nie miała Alicja, ona siedziała z
oburzoną miną i co chwila kopała Syriusza pod stołem. Kiedy jej
oddał, upuściła niechcący widelec i schyliła się po niego.
— Wyłaź stąd! Zachowaj się jak
facet — syknęła.
— Odczep się, Bones.
Zmierzyła go lodowatym spojrzeniem i uśmiechnęła się jadowicie.
— Na Merlina! —
zawołała, czym zwróciła na siebie uwagę połowy Gryfonów. —
Syriusz posłał jej proszące spojrzenie. —
Łapa! Co ty tu robisz?! — Udała
wielce zaskoczoną.
Black będąc zdemaskowanym, wyszedł z gracją spod stołu i usiadł
koło Luxurii.
— Czemu byłeś pod stołem?
— To długa historia —
burknął, nie przestając się mierzyć spojrzeniami z Alicją.
— Wytłumacz mi!
— Luxurio, spał mi widelec.
— I siedziałeś tam piętnaście
minut, szukając go?!
— Nie dramatyzuj —
mruknął.
— Ukrywałeś się przede mną!
Evans pomyślała, że na tak pustą osóbkę, za jaką ją brali,
jest niezwykle domyślna.
— Daj spokój. —
Chciał ją przytulić, ale odepchnęła jego rękę, cisnęła w
niego koszulką i wyszła zapłakana.
Mruknął coś pod nosem i złapał za kanapkę. Po chwili zaczął
się krztusić i wypluł całą zawartość buzi na talerz. Alicja
zachichotała, a reszta jej zawtórowała.
— Musiałaś? —
spytał z wyrzutem.
— Ja?!
— A kto? Ja?!
— Odczep się, Black. —
Przedrzeźniała go.
— Sama się odczep! Mogłem z nią
jeszcze trochę pobyć!
— I ranić ją dalej?!
— A kto mówi, że ją raniłem?
— Przejrzyj na oczy. To, że ty nie
przywiązujesz uwagi do związków i seksu to nie znaczy, że każdy
myśli tak jak ty! Naucz się trzymać swoje przyrodzenie w
spodniach! — warknęła.
Syriusz przez chwilę się nie odzywał, jednak postanowił nie
przejmować się słowami dziewczyny.
— Hej, Lauren!
Brunetka odwróciła się.
— Syriusz? — spytała z
niedowierzaniem, że przystojniak – Black się do niej odezwał.
— Co robisz dziś wieczorem?
— Nic —
odparła niepewnie.
— To do zobaczenia o dziewiętnastej
na błoniach!
Dziewczyna się zarumieniła i pokiwała głową na znak zgody. Bones
prychnęła.
— Coś ci się nie podoba? —
zapytał uprzejmie.
— Jesteś dupkiem. —
Oznajmiła i wstała z dumnie podniesioną głową.
— Alicjo, pięknie dziś wyglądasz!
— Odwal się, Longbottom —
fuknęła na niego. Zarzuciła torbę na ramię i wyszła.
— Co ja znów, zrobiłem nie tak?
— Nie przejmuj się, stary. Baby tak
mają. — Syriusz poklepał go
przyjacielsko po plecach.
★★★
Meadowes szła z naręczem książek potrzebnych jej, do odrobienia
zadanych esejów na następny tydzień. Każdą z wolnych chwil,
których zostało niewiele do egzaminów, spędzała na nauce. Wpadła
na kogoś a wolumeny wypadły jej z rąk, przykucnęła, żeby je
pozbierać.
— Znów się spotkamy w ten sposób.
Usłyszała dobrze znany jej głos i zamarła. Powoli otrząsała się
po styczniowych wydarzeniach, ale cały czas wracały, zwłaszcza gdy
widziała go na korytarzach.
— Pójdę już —
wyszeptała, złapała książki i zaczęła odchodzić.
— Nie tak prędko, moja droga. —
Złapał ją za nadgarstek, syknęła z bólu.
— Zostaw mnie, proszę —
wyszeptała, a głos zaczął jej się załamywać.
— Mamy niedokończone sprawy,
kochanie. — Również wyszeptał i
przejechał kciukiem po jej wardze.
Po policzkach dziewczyny zaczęły się toczyć łzy.
— Daj spokój —
warknął i pocałował ją mocno i zachłannie.
Zaczęła się wyrywać, ale był o wiele silniejszy.
★★★
— Wiesz, tak nie możesz myśleć.
— Ale jak? —
Zdziwił się i wrzucił kilka fasolek do buzi.
Rosario zrobiła to samo.
— Że jak kobieta mówi nie, to myśli
tak. A jak powie spadaj, to znaczy – weź mnie, jestem twoja.
Przewrócił oczami.
— Nigdy jej nie zdobędziesz, latając
i wrzeszcząc „Umów się ze mną”.
— Ros, oczywiście, że zdobędę!
Jestem James Potter, ja zawsze dostaję to, co chcę.
— Czyli to kolejna zachcianka
rozkapryszonego, rozpieszczonego, jedynaka? —
spytała.
— Nie!
— Czyli jak to jest?
— No, bo jak bym był taki spokojny i
niczym się nie wyróżniał, to w życiu by mnie nie zauważyła. A
jak na mnie krzyczy, to chociaż wie, że istnieję.
— Oj Rogaś, Rogaś. Postaraj się być
bardziej romantyczny.
— Spoko, spoko —
odparł — kurde, fasolki wyszły. —
Odwrócił pudełko i zaczął nim energicznie potrząsać w nadziei,
że kilka jeszcze wypadnie.
Jego starania przerwał kobiecy krzyk.
☆☆☆
Dziękuję, że jesteście!