wtorek, 11 marca 2014

Rozdział 1: "Umówisz się ze mną, Evans?"

Lily Evans z zawrotną prędkością przemierzała korytarze zamku, zatrzymała się i bezradnie rozejrzała we wszystkie strony, „Gdzie teraz?”pomyślała, za sobą usłyszała zbliżające się szybkie kroki i nawoływanie. Niewiele myśląc skręciła w lewy korytarz, pognała przed siebie, skręciła jeszcze kilka razy, wbiegła po schodach i zatrzymała się w cieniu gobelinu. Ciężko dyszała, nie mogła złapać oddechu, kiedy na korytarzu usłyszała ruch przycisnęła się jeszcze bardziej do ściany. Kiedy unormowała oddech, poprawiła włosy, które spięła ponownie w koński ogon i zarzuciła torbę na ramię, ruszyła zadowolona przed siebie do biblioteki. Tak. Udało jej się uciec przed Potterem.
-Tu jesteś rudzielcu.- zamarła słysząc jego głos, powoli i z niedowierzaniem odwróciła się i stanęła oko w oko z Jamesem.
-Jak mnie znalazłeś?- spytała.
-Mam na to swoje sposoby, w końcu jestem Huncwotem.- wypiął dumnie pierś i poczochrał włosy, Evans przewróciła oczami na ten gest i zaczęła iść we wcześniej obranym kierunku.
-Ej czekaj! Nie odpowiedziałaś czy się ze mną umówisz.- zrównał z nią krok i szedł z bardzo pewną siebie miną.
-Nie.
-Co nie?- spytał zbity z tropu.
-Nie umówię się z Tobą.- odparła siląc się na spokój i zaczęła iść szybciej.
-Czemu?
-Bo nie.
-Bo nie, to nie jest odpowiedź.
-Daj mi spokój Potter!- krzyknęła i poczerwieniała.
-Rumienisz się, czy to znaczy, że chcesz się umówić tylko udajesz niedostępną?- spytał i wyszczerzył swoje białe, idealnie proste zęby.
-Yhhh- warknęła- zostaw mnie w spokoju!
-Nie, do puki się nie zgodzisz.- wyrwał torbę Rudowłosej, zarzucił sobie na ramię i wesoło gwiżdżąc szedł kolo Lily. Evans w środku cała się gotowała, co on sobie wyobrażał, przez 3 lata , ba nawet 4,jej dokuczał, wyśmiewał się z niej i nazywał „rudą marchewką”, a teraz ona ma się z nim umówić. Chyba oszalał, że ona się na to zgodzi.
-Czy możesz mi podać torbę?- spytała siląc się na spokojny ton.
-Po co?- spojrzał na nią podejrzliwie.
-Bo idziemy do biblioteki a nie wiem czy wzięłam pergamin.- zrobił niewinną minę. Potter bezmyślnie wręczył Evans jej własność i oczekiwał na zwrot torby, dziewczyna zaczęła w niej grzebać po czym wyciągnęła różdżkę i bez ostrzeżenia wykrzyknęła zaklęcie. Twarz Jamesa pokryła się bąblami, których pojawiało się coraz więcej i więcej a w dodatku twarz zaczęła go piec i swędzić. Czarnowłosy zaczął krzyczeć i wymachiwać rękami, po czym pognał korytarzem. Lily uśmiechnęła się z satysfakcją, schowała różdżkę i w o wiele lepszym humorze ruszył dalej.
★★★
Na kolacji wszyscy komentowali opuchniętą i wyjątkowo nieatrakcyjną twarz Pottera, szukający choć udał się do Pani Pomfrey musiał poczekać na efekty działania jej eliksirów i maści. Początkowo chciał zostać w dormitorium ale to by oznaczało, że Evans wygrała a tego Potter nie chciał jej pokazać, był zbyt dumny żeby przyznać się do porażki.
-Jak tam bąbelku?- spytał Syriusz, który właśnie pojawił się w Wielkiej Sali.
-Ha ha ha- odparł Potter i zaczął ponownie grzebać swoim widelcem w makaronie z sosem, który początkowo zamierzał zjeść.
-Czyżbym wygrał zakład? Jest piętnaście do czternastu.- przypomniał mu Black i wyszczerzył się.
-Zamknij się, umówi się ze mną!- warknął Huncwot.
-Daje ci tydzień potem oficjalnie zostaję zwycięzcą.- zastrzegł i zabrał się za kolację. Szukający powiódł wzrokiem po stole Gryfonów w poszukiwaniu Rudowłosej dziewczyny, siedziała niedaleko razem ze swoimi koleżankami i zajadała się pasztecikiem dyniowym. Westchnął ale po chwili na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech, machnął różdżką w kierunku solniczki i pieprzniczki na jednej pojawił się napis „UMÓW” a na drugiej „SIĘ”, potem przelewitował kolejny zestaw do przypraw, który stał koło uczniów z szóstego roku i napisał na nich „Z” oraz „JAMESEM”, Syriusz z coraz większą ciekawością obserwował poczynania swojego przyjaciela, nie tylko on, bo Remus i Peter także byli ciekawi rozwoju sytuacji. Następnie Potter dyrygując naczyniami pokierował je aby podskakując udały się do Lily. Niczego nieświadoma Evans popijała sok dyniowy i rozmawiała z Dorcas, kiedy przed nią pojawiły się dwie solniczki i dwie pieprzniczki, które podskakiwały jakby chciały zwrócić na siebie jej uwagę. Ruda popatrzyła na nie zdziwiona a następnie przeniosła zniesmaczone spojrzenie na czarnowłosego, sam zainteresowany uśmiechnął się zachęcająco i uniósł kciuki do góry. Lily leniwie wyszeptała zaklęcie i odesłała podskakujące przyprawy z powrotem do Pottera. Kiedy czytał poszczególne wyrazy na naczyniach mina mu zrzędła i posłał Evans zbolałe spojrzenie. Gryfonka podniosła się i przechodząc koło Jamesa uśmiechnęła się do niego złośliwie, następnie zniknęła za drzwiami, szukający nie dając za wygraną pobiegł za nią. Peter i Remus wybuchli śmiechem kiedy tylko ich przyjaciel opuścił Wielką Salę, Syriusz który siedział naprzeciwko reszty zniecierpliwiony postanowił sam sprawdzić co też Evans odpisała jego kumplowi, gdyż nikt nie kwapił się do tego żeby mu pokazać, po chwili jego śmiech dołączył do reszty Huncwotów, bowiem napisane było „NIE” „TA” „LIGA” „POTTER”.
★★★
-Dobrze na dziś to koniec, dziękuję państwu, na następną lekcję proszę przynieść wypisane zastosowanie, skład, sposób przyrządzenia i możliwe skutki uboczne eliksiru tojadowego.- profesor Slughorn uśmiechnął się do uczniów i poczekał aż wszyscy opuszczą klasę, następnie skrył się w swoim gabinecie obok sali.
Dorcas wyszła prawie ostatnia, leniwie pakowała swoją torbę, gdyż nie bardzo śpieszyło jej się na transmutację, wiedziała że za spóźnienie na pewno zostały by odjęte punkty i zadana jakaś praca dodatkowa ale wyjątkowo miała to w nosie i tak nie potrafiła zamienić żaby w balon co było tematem na poprzednich zajęciach. Kiedy tak powłócząc nogami zmierzała do klasy profesor McGonagall zaczepił ją szukający Gryfonów.
-Hej Meadows mam biznes- zaczął bez ogródek.
-Hmmm?
-Potrzebuję umówić z Evans.
-Ale ona nie chce, z tego co zauważyłam.
-Oj tam, oj tam mi się zawsze udaje tylko muszę mieć odrobinkę Twojej pomocy.
-A ona w ogóle Ci się podoba?- spytała Dorcas i przystanęła mierząc go wzrokiem. James się zamyślił „niska, szczupła, rude włosy, zielone oczy, piegi na nosie”, wzdrygnął się. Nie, zdecydowanie Evans nie była w jego typie. Dorcas popatrzyła wyczekująco.
-No nie, ale ja muszę, do jutra mam czas!
-A czemu do jutra?
-Bo jutro mija termin zakładu.- odparł.
-Jakiego zakładu?- spytała zdziwiona i zaciekawiona.
-Syriusz i ja założyliśmy się, który z nas umówi się z większą ilością dziewczyn wybranych przez przeciwnika i ja muszę umówić się z Evans.
-Z durnieliście do reszty, bawicie się cudzymi uczuciami.
-Nie smęć kuzynko.- Szukający przewrócił oczami.
-Nasze pokrewieństwo jest coraz bardziej wątpliwe. A jak nie pomogę?
-To będę musiał przez miesiąc prać brudne skarpetki Blacka- skrzywił się na samą myśl.
-To możesz już zacząć od dzisiaj, bo Lily się z Tobą nie umówi.
-Miałaś mi pomóc a nie dołować. No weź coś wymyśl.- powiedział błagalnym tonem.
-Masz szczęście, że Lily nie słyszy tej rozmowy, bo jej zdanie o Tobie byłoby jeszcze gorsze, o ile to w ogóle możliwe.
-To pomożesz mi czy nie Meadowes?
-Potter jesteś beznadziejny.- pokręciła głową i weszła do klasy.
-Głupie baby za knuta z nich pożytku.- burknął James i usiadł koło bardzo zadowolonego z siebie Syriusza. -Czego się szczerzysz?!
-Bo jutro będę miał moją prywatną praczkę- uśmiech Syriusza jeszcze bardziej się poszerzył. James coś mruknął na temat „wrednych pchlarzy” i zaczął przepisywać tekst, który McGonagall wyczarowała na tablicy.
★★★
Rosario tanecznym krokiem weszła do Pokoju Wspólnego, zobaczyła swoje przyjaciółki na kanapach i skierowała się w ich stronę, opadła koło Alicji i popatrzyła po skupionych twarzach.
-Już dajcie spokój, jutro piątek.
-No właśnie, jutro też są lekcje.- odpowiedziała Dorcas znad swojego wypracowania na zaklęcia.
-Ale tylko zaklęcia, zielarstwo i opieka sama prościzna.
-Zapomniałaś o astronomii.- ziewnęła Lily.
-Oj tam, też mało wymagający przedmiot.
-Zależy dla kogo- mruknęła Alicja znad map nieba do tegoż właśnie przedmiotu.
-Twoje oceny nie wskazują na to, że te przedmioty są tak łatwe dla Ciebie. - Evans pokazała koleżance język.
-Bo oceny nie odzwierciedlają naszej wiedzy i umiejętności.- odparła zadowolona z siebie, położyła nogi odziane w trampki na stoliku i zaczęła bawić się różdżką, obserwując Huncwotów, którzy zajmowali fotele w przeciwległej części wieży, byli pochyleni ku sobie i bardzo żywo o czymś dyskutowali, wtedy poderwał się Potter i zaczął przechadzać w tę i z powrotem, Lupin coś cały czas mu tłumaczył. W końcu szukający przystanął, wyczarował czerwoną różę, potargał włosy i z determinacją na twarzy zaczął iść w ich stronę.
-Oho uwaga, rozczochrane kłopoty.- mruknęła Rosi, czym zwróciła na siebie uwagę pozostałych. Lily rozejrzała się i zobaczyła Pottera zmierzającego w jej stronę, westchnęła, schowała pergamin i zamknęła książkę, po czym starała się zachowywać spokój.
-Proszę to dla Ciebie.- usłyszała i zobaczyła ładny kwiat podetknięty jej prawie pod nos.
-Dzięki, Potter.- mruknęła i wzięła od niego różę.
-To czy teraz się ze mną umówisz Evans?- spytał prosto z mostu i potargał włosy.
-Nie.
-No weź, dałem ci przecież ten głupi kwiatek!- zaprotestował.
-To go sobie zabierz!- warknęła Lily i cisnęła w niego różą. Wstała i zaczęła chować swoje rzeczy do torby.
-Nie myśl sobie, że jesteś taka wyjątkowa! Mogę mieć każdą!- wybuchnął czarnowłosy, scenie w Pokoju Wspólnym zaczęło przysłuchiwać się coraz więcej uczniów.
-Nie jestem każda, Potter!- wycedziła Lily akcentując każde słowo- I nigdy się z Tobą nie umówię nawet gdyby od tego zależało moje życie!- krzyknęła, porwała torbę i pobiegła po schodach w stronę dormitoriów dziewczyn. Meadows, Albertini i Bones popatrzyły na Jamesa karcącym wzrokiem i ruszyły za Lily.
-Wygrałeś.- burknął opadając na fotel koło Petera, wyrwał mu lodową myszę. -Głupia Evans, myśli, że jest Merlin wie kim.- warknął wpychając sobie całego słodycza do buzi.
-Jutro trening James, nie spóźnij się! I nie zarób jakiegoś szlabanu.- kapitan gryfonów Nicole Lawrence, pogroziła z uśmiechem Jamesowi i odeszła. Wszyscy wiedzieli, że nawet gdyby się nie pojawił nie zrobiłaby nic, mimo że była od niego trzy lata starsza to okazywała jawne zainteresowanie Potterem nie tylko jako dobrym graczem.
-Chodź stary, wypijemy po kremowym.- Syriusz poklepał kumpla po plecach i całą czwórką ruszyli do dormitorium.
-Ogłaszam remis.- krzyknął James po raz kolejny kilka godzin później kiedy z Syriuszem grali w szachy, grali to jednak za dużo powiedziane, gdyż żaden z nich nie znał zasad, Remus dwie godziny wcześniej zwątpił i przestał próbować ich nauczyć.
-Jest dwadzieścia do dwudziestu, od nowa.- Syriusz zaczął ustawiać swoje figury.
-Idźcie spać jest za piętnaście trzecia.- mruknął zaspany Pettigrew.
-Cicho! Ja go jeszcze o gram.- krzyknął rozentuzjazmowany James.- Ten no, dzwonek na A3.
-Goniec- poprawił go automatycznie Remus.
-A tak tak, goniec na A3.- Jednak nic się nie stało- Ej czemu się nie rusza!
-Bo tak nie możesz się ruszyć.- mruknął Remus.
-Jak to nie!- Potter złapał gońca i ręcznie go przestawił, ten jednak gdy tylko James go puścił wrócił na swoje pierwotne miejsce.- EJ! Tak nie wolno, głupie szachy!
-Pionek na B5- powiedział Syriusz, a jego figura zmieniła miejsce.- Ha jestem lepszy!
-Guzik prawda, masz czarne szachy a one solidaryzują się z Tobą!- zaprotestował James i pociągnął łyk piwa. Huncwoci wybuchli śmiechem, James początkowo był oburzony ale po chwili dołączył do przyjaciół.



10 komentarzy:

  1. Świetny blog <3
    Szkoda, że nie dodajesz :{
    Wpadniesz na mój blog . ?
    Głównie chodzi mi o twoje zdanie dlatego, że masz świetnego bloga i warto zapytać o zdanie doświadczonej osoby. Jestem otwarta na krytykę :*
    Życzę weny :**
    http://historia-czarujacej-lilki-i-huncwotow.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety, pomiędzy moim poprzednim komentarzem a tym dzisiejszym istnieje pewna przepaść. Duża przepaść. Oczywiście to nie znaczy, że nie czytałam rozdziałów – wręcz przeciwnie, udało mi się wszyściusieńko nadrobić przez te ostatnie (dni? tygodnie?) dni (btw., posty były zarąbiste, zwłaszcza urzekł mnie epicki sen Lily, to był dość emocjonalny fragment, ja osobiście zaczęłam energicznie gestykulować: JAMES! [niby, że ten KTOŚ to Potter zostało podane na koniec fragmentu, ale ja to wiedziałam od początku ;>. Bo kto, jak nie on? FRANK?! Pfi!] IGNORUJ TEGO STARUCHA! IGNORUJ PANA EVANSA! IGNORUJ KSIĘCIA I GOŚCI! WYJDŹ I KRZYKNIJ: NIE ZGADZAM SIĘ! A POTEM LILY WYSKOCZY Z PŁACZEM I PADNIE W JEGO RAMIONA, I BĘDZIE SKANDAL, I ONI UCIEKNĄ, I… I… I… *zapowietrza się* już mi lepiej. Przepraszam za ten wybuch, ale zawsze reagowałam bardzo emocjonalnie kiedy w serialach/filmach/książkach/opowiadanich pojawiał się motyw ślubu. Zwłaszcza takiego typowego z rozsądku. A kiedy już ktoś występuje, że się nie zgadza to już w ogóle huhuhuhuhuuu. Ok. Zamykam się. To, że Longford jest jak Rochester i uwięził swoją żonę w klasztorze [okej, Rochester uwięził szaloną Bertę na strychu, ale nie wchodźmy w szczegóły. Z drugiej strony to parring też był na odwrót, w sensie Jane i Rochester, a nie obłąkana Berta i Rochester, a tu jednak jest Longford i jego uwięziona w klasztorze żona, ale tylko dlatego, ze Jily byli razem, i… dobra, zamykam się już) , ale – jak wiadomo – jest spora różnica jeśli chodzi o komentowanie i czytanie. Do czytania ja jestem pierwsza, do komentowania – niekoniecznie. Zawsze, jak komentuje zaczynam paplać o jakiś bzdurach, jak przytaczanie historii ze znanych romansów Charlotte Bronte albo o gatunkach jabłek. Najczęściej mówię o jabłkach, wszystkich putinkach jakie przyjdą mi do głowy. DOBRA! Wracamy do tematu!
    Rozdział zaczął się uroczo. Tak serio serio uroczo. Jily jest parą na tyle specyficzną, że moim zdaniem najwięcej uroku w nich jest, kiedy jeszcze nie byli parą i mieli swoje „kłótliwe podchody”, tzn. że o wiele bardziej uwielbiam okres, kiedy jeszcze się nienawidzili i kłócili o bzdety. Ach! I jeszcze uwielbiam, jak inni subtelnie próbują im wyjaśnić, że to jest chemia, a nie antypatia, i że oni mają się ku sobie, a oni tak emocjonalnie reagują huhuhuh <333. Ach, dzieciaki. Jeszcze nie rozumieją, że zakochają się w sobie bez pamięci w bliskiej przyszłości i że będą mieli gromadkę dzieci (okej. Mieli tylko Harry’ ego. Wiem. Ja jednak uważam, że gdyby byli dłużej małżeństwem niż te trzy do półtora roku [bo Rowling nawet daty nam nie chce zdradzić!], doczekaliby się liczniejszego potomstwa. Tak. Właśnie tak.). To jest taki urok hate-love Jily i dla tego hate-love oni są moją ulubioną parą EVER. Nawet nie kocham tak bardzo Dramione, ani Harmony, ani Zade’a, ani Chair, ani Deleny, ani nawet Belle i Bestię z Pięknej i Bestii. Ani nawet Meg i Herkulesa z Herkulesa. ANI NAWET SHANGA I MULAN. Nie. Te wszystkie pary są bliskie memu sercu, ale jednak Jily to wciąż namber łan. Dlatego właśnie rozdział rozpoczął się świetnie, bo kłótnią Jily. Takie rozdziały zawsze są najbardziej pamiętne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Huhuhu! Ale Lily załatwiła Jamesa! Ogólnie go kocham, i nie życzę mu niczego złego, ale – ludzie – to są ich adoracje! Kto się lubi ten się czubi! Każdy, kto inteligenty, niech trzyma się od kłótni Jily z daleka, bo to dzięki nim w końcu się zeszli! No. Ach, i nic dziwnego, że James złapał Rudą. Dziewczyna ma widocznie słabą kondycję. Trochę się przebiegła po zamku i co? Zadyszka i kolka, Lily? A chciałabyś pobiec jutro Test Coopera za mnie na wuefie? Hę? Hę? Hę? Ja pewnie zemdleję, jak mam być szczera. Ostatnio zemdlałam. Pewnie, gdyby mnei gonił James, to – po pierwsze – bym nie uciekała, a po drugie, zakładając, że bym uciekała, to raczej nie dostałabym zadyszki, tylko właśnie zemdlała. Tak więc. LILY, PRZYBIJ PJONĘ! WSZYSTKIE TRAGEDIE Z WUEFU POWINNY TRZYMAĆ SIĘ RAZEM!
      Dalej (wjem, rozpisuje się z tą kłótnią Jily,ale ich kurde uwielbiam). A wjesz, co? NIE. Rozwiniemy to w inny sposób. Po prostu przeanalizuje całą ich rozmowę i będzie okej:
      -Tu jesteś rudzielcu.- zamarła słysząc jego głos, powoli i z niedowierzaniem odwróciła się i stanęła oko w oko z Jamesem. Nie ma co, też bym chciała, żeby mnie James tak wyśledził. Ach. Marzenia. Jakie one są piękne.
      -Jak mnie znalazłeś?- spytała. Och, Liluś, Liluś. To James. On ma wynajątych szpiegów na każdym korytarzu, poustawiał kamery i ma swoje tajne, hakerskie, prześladowcze biuro w łazience w dormitorium (jeśli ktos się spyta, czemu w łazience, niech wie – wokół łazienki obraca się cały świat. Gdzie odbywają się najważniejsze rozmowy? Hę? No tak! W łazience! Gdzie pary zamykają się, żeby mieć trochę prywatności? W łazience! Gdzie są biura prześladowcze, jak myślicie, idąc tym tropem? TAK! W ŁAZIENCE!). Serio. Aha, i ma też Mapę Huncwotów, ale wolę wierzyć, że takie biuro przestępczo-śledzące istnieje.
      -Mam na to swoje sposoby, w końcu jestem Huncwotem.- wypiął dumnie pierś i poczochrał włosy, Evans przewróciła oczami na ten gest i zaczęła iść we wcześniej obranym kierunku. j.w. Aha, i ten gest nie zasługuje na wywrócenie oczami. On zasługuje na padniecie na kolana i całowanie Jamesa w stopy, bo to cudowne i bardzo jamesowe.
      -Ej czekaj! Nie odpowiedziałaś czy się ze mną umówisz.- zrównał z nią krok i szedł z bardzo pewną siebie miną. Nie odpowiedziała, prawda? To ja odpowiem za nią. ZGADZA(m) SIĘ¡
      -Nie. Przynajmniej przyznaje, że nie odpowiedziała.
      -Co nie?- spytał zbity z tropu. No, nie odpowiedziała.
      -Nie umówię się z Tobą.- odparła siląc się na spokój i zaczęła iść szybciej. Ona sobei jaja robi? NIE UMÓWI SIĘ Z MIŁOŚCIĄ SWOJEGO ŻYCIA?! COOOO?!
      -Czemu? Podtrzymuje pytanie. CZEMU?!
      -Bo nie. NIE ZACZYNA SIĘ ZDAŃ OD „BO”, ERUDYTKO. Jak można się nie zgodzić, żeby iść na randkę z Jamesem Potterem… jak można… jak marną objętość mózgu ma Lily? Hę? Hę? Tak, wjem. Wielka eliksirowarzykanka (baba od eliksirów) i zaklęciówa i w ogóle. Czaję. Ale ona jest głupia, i tyle!

      Usuń
    2. -Bo nie, to nie jest odpowiedź. To tylko udawadnia, jak lepiej od niej James jest wyedukowany. Bo nie zaczyna się zdań od bo. Hahahah!
      -Daj mi spokój Potter!- krzyknęła i poczerwieniała. No i nic dziwnego, że poczerwieniałaś, moja dhoga. To James Potter. Serducho zaraz wypadnie? Motylki w brzuchu? Gula w gardle? Tak, wiem, co czujesz.
      -Rumienisz się, czy to znaczy, że chcesz się umówić tylko udajesz niedostępną?- spytał i wyszczerzył swoje białe, idealnie proste zęby. Jak pomyślę o jego zębach… Kurde! On mółby pewnie występować w reklamie Sensodyne. Ile razy dziennie on myje zęby? Po każdym posiłku? 5? 10? 15? Musi tyle. No, chyba, że przezorny zawsze ubezpieczony i nosi ze sobą zawsze i wszędzie gumy Orbit.
      -Yhhh- warknęła- zostaw mnie w spokoju! Nie, Lily! Najpierw każ mu zdradzić sekret idealnych zębów, POTEM niech cię zostawi. No, do czasu waszej randki, na którą oczywiście pójdziesz, bo go kochasz. Uważam, że masz rację, mówiąc, że należy unikać się do samego faktu rzeczywistego, którym jest randka. To zwiększy tęsknotę i ogólnie ekscytację.
      Okej! Koniec relacji na żywo! Idziemy dalej, bo piszę już przez 6 091 znaków bez spacji tylko o tym jednym fragmencie. I o jabłkach. I o Jane Eyre. I o Sensodyne. Ech…
      Tutaj wchodzi wątek zakładu, o którym pisałam bodajże w poprzednim komentarzu, o ile pamięć mnie nie myli (a pewnie myli, bo mam białe plamy na mózgu od książęk/filmów/seriali/fanficków/pisania, jak twierdzi moja ex wychowaczyni), ale napiszę jeszcze raz. Jupiii! Moim zdaniem powinno się wybudować wielki piedestał dla Syriusza Blacka za ten zakład. W ten oto sposób to ON jest ojcem Jily, a co za tym idzie… dziadkiem Harry’ ego o.O teoria jeszcze bardziej psychiczna niż ta moja i mojej kumpeli, gdzie doszłyśmy do wniosku, że Vodlemort nie istnieje, bo to tylko alter-ego Dumbledore’ a, który cierpi na rozdwojenie osobowości. Pomyślcie o tym. To prawda. No i… ach, te słodkie sceny.
      UMÓW SIĘ Z JAMESEM! Bardzo chętnie!
      NIE TA LIGA, POTTER. Eee… bo James do Ekstraklasa/Premier League/Bundesliga/Primera División etc. etc., a Lily… jest w tej lidze, co drużyna z mojej mieściny, a oni są bodajże w szótej/siódmej lidze. I chyba spadli ostatnio.
      Ogólnie rozdział ukazuje pierwsze zaloty Jily i.. ach – tu nie trzeba nic pisać. Miodzio, noooo. Najpierw są kwiatki, zakłady i zaklęcia powodujące bąble, a potem… cytując Mushu: „no co tam? Kocham”, nie? Wybacz mi te nawiązania do Disneya, ale wczoraj oglądałam znowu Mulan i miałam z tego taką radochę, że… dobra, nie będę się ośmieszać w Internetach.
      I znowu, Rosario! Wgl uwielbiam to imię. Uczę się włoskiego i w mojej książce laska ma na imie Rosario. I oczywiście przed oczami mam tę słodką, żyjąco w innym świecie Rosario z twojego opka <333. Ech.
      Dobra, muszę kończyć. Wybacz ten spontan i chaos, ale niestety – muszę się zbierać, bo jutro trza wstać o 6… brrrrrrrrrrr.
      Nienawidzę szkoły.
      Weeeeeny :*
      Abigail

      Usuń
  3. O matko! Jak mnie James wkurzył! Ale to takie cholernie oryginalne, że Potter chce się umówić z Evans tylko dlatego, że się założył, a nie, że się zakochał :-). Tak mnie pozytywnie tym zaskoczyłaś :-). W ogóle widzę, że Twoje opowiadanie ma kilka takich właśnie oryginalnych perełek, co sprawia, że chcę czytać i czytać i czytać :-).
    Zabawnie opisujesz dialogi pomiędzy Jamesem, a Lily, śmieję się jak głupia :D. No i ta sytuacja z solniczkami i pieprzniczkami - no genialna :D. A no i zapomniałabym o Syriuszu - "Bąbelku" mnie rozwaliło :D. Dobrze Lily mu zrobiła, popieram takie zachowania w 100%, dopóki Potter nie będzie się chciał z nią umówić ze względu na zakład, ale na prawdziwe uczucia :-).
    A na końcówce śmiałam się jak szalona :D. Wizja dwójki Huncwotów grających w szachy i nie znających zasad oraz Remusa, który stracił wszelką cierpliwość do nich - bezcenna :D. I jak Rogacz próbował sam przestawić figurę na pole :D.
    Dziękuję Ci za ten rozdział, bo rozbawił mnie do łez <3
    Ale patrząc tak bardziej poważnie, pomiędzy tymi zabawnymi sytuacjami, można wyczytać kilka istotnych cech Twoich bohaterów.
    Lily poukładana, ale ze szczyptą ironii i humoru.
    Dorcas wierna przyjaciółka, co się ceni :-).
    Rosario, która promienieje dobrym humorem, który wręcz przeszedł na mnie ;-). Taka beztroska (a przynajmniej w tej scenie w Pokoju Wspólnym). Swoją drogą - Rosario Milagros - czy Ty czasami nie zaczerpnęłaś tych imion ze Zbuntowanego Anioła? :D Bo tam główna bohaterka Milagros, a jej matka się nazywała Rosario :D. Jak tak, to ogromny plus ode mnie, bo uwielbiam ten serial <3.
    Remus, jak Remus - kochany. Nie znam innego słowa (może uroczy?) na niego :-). Czasami mi jest go żal wśród tych bałwanków (to nie obraza, tylko tak pieszczotliwie :D) Łapy i Rogacza :D.
    Lecę czytać dalej, bo przede mną jeszcze duuuużo rozdziałów :-).
    A piszesz świetnie! Imponują mi Twoje pomysły i doceniam głównie ten oryginalny pomysł, że Jamesowi nie podoba się Lily (jak narazie ;-)).
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem zaszczycona, że do mnie zajrzałaś:) Że podobają Ci się moje pomysły:)
    Pomysł z zakładem powstał sam z siebie. No bo dlaczego szkolny rozrabiaka, przystojniak, sportowiec i w ogóle popularna i rozchwytywana osoba zainteresowała się kimś takim jak Lily? Cichą kujonicą. Coś musiało się stać. Więc zakład pasował tu idealnie, bo wyobrażam sobie Jamesa i Syriusza właśnie jako takich lekkoduchów, którzy mogli by się umawiać dla zakładu.
    Oczywiście, że Rosario Milagros jest ze Zbuntowanego Anioła:) To taki zarąbisty serial:D
    Mi też osobiście szkoda Remusa ale tylko czasami, bo wiem, że przyjaźń znaczy dla niego bardzo wiele:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział świetny, lecę czytać dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Miałam komentowac? Bedę komentowac! Czasami uda mi sie napisac 2, czy 3 słowa, ale chce, żebyś wiedziała, że czytam.
    Ten rozdzilał był jescze lepszy niż tamten. Wiesz, że w ameryce możne wyznawać kult każdego, jak i zakładać nowe religie?
    Pani i Panowie zakłam KULT ROGATEJ (skrót KR)! A teraz modlmy się!
    Pozdrawiam, puck

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozwaliło mnie to, że już w pierwszym rozdziale tytuł brzmi "Umówisz się ze mną Evans?" xD Ten Potter nigdy nie zmądrzeje xD Co nie zmienia faktu, że i tak go uwielbiam <3
    Swoje sposoby? Wyczuwam woń Mapy Huncwotów <3
    Ale dlaczego się z nim nie umówi?! ;-; Tylko raz? Nie? Tylko moja historia jest tak nienormalna, że są na randce już w 4 rozdziale? Aha... Okej ;c
    Ej?! Lily?! CO?! To jest tak przykładna pani prefekt?! Co rzuca zaklęciami i kłamie James'a?!
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Moja krew dziewczyno xD
    Jako Senna Mara, przyjmuję Cię w nasze szeregi * co tam, że jest Senną Marą już u mnie, będzie podwójnie xD*
    Bąbelku? xD 15 punktów dla Gryffindoru! ;D
    Nie no serio? ;-; A takie ładne pieprzniczki i solniczki były ;-; No weź Ruda! ;-;
    CO?! JAK TO CI SIĘ NIE PODOBA?! JAKIE TY BZDURY, ŁOSIU WYGADUJESZ! JAKI ZAKŁAD DO CHOLERY?!
    Nie >_< Nie wierzę >_< On przez zakład...? Straciłam w ciebie wiarę Łosiu >_<
    Dokładnie! Walnij go mocniej! Nie jesteś każda i nie masz na imię wszyscy!
    Dzwonek? O nie. Nie wymigasz mi się!
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    No dobra xD Hahahahahaha! To akurat było śmieszne xD Ale masz mi w podskokach biec, przeprosić Lily! ;-;

    OdpowiedzUsuń
  8. James i te jego podrywy...Ach, mądra Lily. Świetny rozdział
    Mila

    OdpowiedzUsuń