poniedziałek, 19 maja 2014

Rozdział 9: "Złudne nadzieje."

Zapraszam do czytania i komentowania.
☆☆☆
-Babciu?- szepnęła.
Kobieta sącząca wino, do której skierowane było to słowo, nawet nie zaszczyciła jej spojrzeniem.
-Babciu- powtórzyła głośniej w złudnej nadziei, że nie usłyszała.
-Jesteś już gotowa na wieczór?-spytała.
-No tak, ale chciałam zapytać, kiedy wracam do mamy?
-Kiedy przyjdzie czas, Rudolf dostarczy Cię do Johansonów. Za dziesięć minut kolacja.
Pokiwała głową na znak, że zrozumiała i wycofał się z salonu. Myślała, że dowie się czegoś o ojcu, mimo wszystko cieszyła się na poznanie rodziny. Rozczarowanie przyszło już pierwszego dnia, gdy rozmawiała z dziadkiem. Nikogo tu nie obchodziło, czego chciała ona, miała tylko pokazać co potrafi, na ile ją stać, czy się nadaje na „Czarownice ze Szlachetnego Rodu”, nie wolno jej było zmieniać wyglądu, swoją umiejętność miała ukrywać przed gośćmi, których całe tłumy odwiedzały jej dziadków, a które chciały zobaczyć „zaginioną wnuczkę”. Prychnęła. Ona i zaginiona. I jeszcze te kolacje. Nienawidziła ich. Nie dość, że podawali wykwintne potrawy, które były okropne, to jeszcze musiała zakradać się w nocy do kuchni, gdyż strasznie jej burczało w brzuchu. No, bo jak miała zjeść taką krewetkę, która patrzyła na nią tymi swoimi, czarnymi oczami? Albo kawior? Kto normalny jada dzieci ryby? No kto?! Oddała by wiele za choć jednego pasztecika dyniowego. Dotarła pod drzwi jadalni, które same się przed nią otworzyły. Wygładziła sukienkę, którą miała obowiązek zakładać, włosy nienagannie zaplątane były w wytwornego koka. W duchu pogratulowała sobie, że spędzone godziny na podglądaniu Alicji, kiedy ta wyczarowywała nowe fryzury, nie poszły na marne. Przywitała się ze wszystkimi, dygała przed osobistościami z Ministerstwa i uśmiechała do ich żon. Posłuchała pochwał, jaka to jest : „Śliczna” i w końcu zasiedli do stołu. Ze zrezygnowaniem popatrzyła na zastawę przed sobą. Trzy widelce po lewej, trzy łyżki po prawej, trzy kieliszki przed talerzem. Westchnęła.
-Dobrze, że nóż jest chociaż jeden- mruknęła.
Kobieta siedząca o bok posłała jej zgorszone spojrzenie, babka Tamara ostrzegawczo zmarszczyła brwi. Uśmiechnęła się przepraszająco. Powiodła spojrzeniem po talerzach. Krewetki, małże, homary, langusty, ostrygi, jakaś biedna ryba, która patrzyła na nią wystraszonym wzrokiem i nieszczęsny kawior.
-Wino? Białe? Czerwone?- spytał kelner.
-John, nalej jej wody, jest za młoda- odparł ze śmiechem pan Albertini. Kelner usłużnie spełnił polecenie, dzięki temu przynajmniej wiedziała, z którego kieliszka powinna się napić. Podczas jedzenia goście wymieniali uwagi, kobiety prawiły sobie nawzajem komplementy, mężczyźni dyskutowali o polityce.
Rosario przeczuwała, że zapowiada się kolejny, długi, nudny wieczór.
★★★
-Ciociu, jak ma mi pomóc w dalszym życiu sprzątanie klatek po sowach pocztowych?- zapytał. Siedział w sowiarni i czyścił chyba setną żerdź. W dodatku bez użycia magii, przypominały mu się szlabany odpracowywane u Filcha.
-Jimmy musisz poznać, prędzej czy później, smak ciężkiej pracy.
Nie nawiedził zdrobniania swojego imienia.
-Wolałbym później- mruknął.
-Nikt nie powiedział, że się będziesz tu obijać aczkolwiek wyjdzie ci to na dobre- odparła.
-Aczkolwiek to se na pralkę przylep a wyjść to mi może najwyżej garb.
Ziewnął, wydając odgłos jelenia na rykowisku w okresie godowym.
-Nie ziewaj! Bo sobie szczękę zwichniesz.
-Ale się nie wyspałem- marudził.
-Co ty gadasz, spałeś bite pięć godzin- odparła z niedowierzaniem.
-W moim wieku powinienem spać przynajmniej dziewięć.
Skapitulowała.
-No, idź już-powiedziała.
Jemu nie trzeba było powtarzać dwa razy.
-To nygus potargany- mruknęła niezadowolona, ale po chwili na jej twarzy zagościł uśmiech.
Lubiła go i to nawet bardzo, przypominał jej tak bardzo Charlusa. Swojego czasu Gertruda opiekował się dziećmi u swoich znajomych, wtedy nie tresowała jeszcze sów. Mimo podeszłego wieku nadal miała pełno sił i uwielbiała to, co robi. Opieka nad Jimem przypomniała jej stare czasy. James był synem jej podopiecznego z lat młodości. Cieszyła się, że może mu pomóc, wiedziała, że wraz z żoną robią wiele dobrego dla świata magii. Miała nadzieję, że w ten weekend odwiedzą syna, który choć tego nie okazywał, bardzo za nimi tęsknił. Do końca sierpnia został tydzień, wiedziała, że będzie jej brakować młodego Pottera. Jej rozmyślania przerwał ogromny huk.
Oby to nie były moje filiżanki.
Pełna obaw ruszyła w stronę źródła hałasu.
★★★
Siedziała zamyślona obserwując Julię, która bawiła się na dywanie. Po burzliwej wymianie, do której doszło między lalka a lalką finał był taki, że jedna z nich została odrzucona kilka cali od bawiącej się dziewczynki a druga bez ceregieli właśnie była pozbawiana głowy.
-Zostaw to, szkoda la....- Niestety nie zdążyła zganić siostry za psucie zabawki, gdyż głowa ofiary została odłączona od tułowia.
-Popsuła się. Kupisz drugą?
-Sama się nie popsuła- fuknęła, ale widząc łzy w oczach małej dodała- kupię.
-Kiedy?
-Za tydzień.
Usatysfakcjonowana dziewięciolatka straciła zainteresowanie lalkami i zajęła się demolowaniem pokoju starszej siostry. Dorcas wzniosła oczy ku niebu i pochyliła się nad kawałkiem pergaminu. Miała wraz z dziewczynami udać się na Pokątną po nowe podręczniki i niezbędne przybory. Jednak w ten dzień musiała zając się siostrą, bo jej matka jechała na rozmowę kwalifikacyjną. Westchnęła i założyła włosy za ucho szybko bazgrając kilka słów wyjaśnień i przeprosin, że się nie zjawi.
-Mogę to?- Usłyszała pytanie i bezwiednie zgodziła się. Kończyła list, gdy usłyszała dźwięk rozbitego szkła, na pergaminie momentalnie powstał ogromny kleks zamazujący połowę listu, co oznaczało przepisywanie wszystkiego od nowa.
-I co żeś zrobiła?- warknęła.
-Przepraszam- bąknęła nieśmiało Julia.
-Zbiłaś lusterko i teraz będziesz mieć siedem lat nieszczęścia, mimo że to było akurat moje. Ja i tak gorszego pecha mieć nie będę.- Dor uporała się z rozbitym szkłem i postanowiła przepisać list. Julia uparcie próbowała pomóc starszej siostrze, która bardzo jej imponowała, mimo że nie robiła nic nadzwyczajnego. Dla małej było to coś nowego, ona miała do dyspozycji tylko kartkę i kredki, natomiast Dorcas piękne pióro i atrament, który robił zabawne kleksy.
-Dor skarbie!
-Idę- odpowiedziała głosowi dochodzącemu z kuchni.
-Masz listę i idź do sklepu.
-Dobra.- Meadowes chwyciła torbę i już zawiązywała buty, gdy w drzwiach salonu mrugnął jej czarny warkoczyk. Westchnęła i powiedziała w stronę futryny.
-Przynieś buty.
Uradowana mała wbiegła do przedpokoju już gotowa. Dorcas miała nadzieję, że samotnie wybierze się po zakupy, ale los chciał żeby mama urodziła tego małego potwora. Wiedziała, że kocha Julię i często była w stanie wybronić ja przed paskiem matki obrywając niechcący sama, ale miała jej dość. Mama opiekowała się nią cały rok dwadzieścia cztery na dobę i była tym najwyraźniej zmęczona. Postanowiła jej pomóc i dlatego zrezygnowała z jakiegokolwiek wyjazdu, aby zaopiekować się siostrą, która zachowywała się jak tornado, tsunami, burza piaskowa i powódź w jednym. Zupełnie jak Huncwoci. Z rozmyślań wyrwał ją znajomy głos.
-O panna Meadowes. Gdzie panna była?
-Spadaj Freddy.
-A jak nie spadnę?
Nie odpowiedziała, postanowiła go ignorować.
-Wkurzona jak zawsze.- Uśmiechnął się złośliwie.
Prychnęła. I przyspieszyła kroku, ciągnął za rękę wyraźnie zainteresowaną przybyszem siostrę.
-Gdzie byłaś cały rok szkolny?
-W szkole!
-Jakiej?
-Takiej, do której Ciebie by nie wpuścili.
Wyminęła go nie mając ochoty na dalszą, tak bezmyślną konwersację i wkroczyła do samu wraz z Julią, którą interesowało wszystko oprócz zrobienia sprawnie zakupów.
-Kto to?- zapytała mała taszcząc koszyk ogromny koszyk.
-Nikt.
-No powiedz- Nie dawała za wygraną.
-Wyrośnięty szympans w obcisłych spodniach.
-Aha- zamruczała dziewczynka i pognała do stoiska z napojami.
Kilka godzin później, kiedy Meadowes kończyła pisać wypracowanie na transmutację, usłyszała ciche pukanie.
-Znasz bajkę o złotowłosej?
Usłyszała pytanie.
-Zaraz do Ciebie przyjdę- odparła czarnowłosa i zakręciła atrament.
Zrezygnowana Dorcas poszła do pokoju siostry, która leżała już szczelnie okryta kołdrą, i wyczekiwała na bajkę.
-Opowiedz!
-Śpij.
-No opowiedz.
Uległa, ale specjalnie przekręcała opowiadanie.
-Dawno ,dawno temu, za dwoma stawami i pięcioma górkami.
-Dorcas!- oburzyła się dziewięciolatka, gdy słyszała coś nowego.
-Cicho! Była złotowłosa, która wkurzyła rodziców i wygonili ją do lasu. Szła sobie i znalazła chatkę, w której były trzy krzesełka, trzy łyżeczki i trzy talerzyki, w których znajdowała się owsianka.
-Trzy noże i trzy widelce- dorzuciła mała.
-A po co im do owsianki nóż i widelec?
-A co to owsianka?
-To kaszka.
-Z mlekiem?
-Tak i płatkami.
-Jakimi?
-Bo nie będę opowiadać- zastrzegła.
Julia sypała pytaniami jak z worka, gdy tylko jej się na to pozwoliło.
-Złotowłosa wypiła wszystkim kaszkę i zsunęła łóżka, żeby mieć jedno, duże do spania. Przyszły misie i zaczęły awanturę, że ktoś zjadł im kaszę i śpi w ich łóżeczkach.
-Jakie misie?
-Niedźwiedzie.
-Z czego?
-Z cukru- odparła poirytowana.
-To można je lizać?
-Jul nie zaczynaj. Więc misie zrobiły jej łóżeczko, talerzyk i łyżeczkę.
-I nóż.
-Taa, żeby mogła kroić owsiankę- zironizowała Dorcas.
-A widelec?
-Też.
-Po co?
-Żeby zabić mamę misia.
-Dor!- pisnęła mała.
Roześmiała się widząc oburzenie na twarzy siostry.
-Koniec.
-Koniec bajki?- zdziwiła się.
-Tak.
-I, co było dalej?
-Nie wiem, jak napiszą to ci opowiem.
-Dobrze- uradowała się nie do końca rozumiejąc sarkastyczny ton siostry.
Kiedy Julia w końcu zasnęła, Dorcas popatrzyła na obraz wiszący nad łóżkiem dziewczynki. Przedstawiał pasące się kuce. Poczuła tęsknotę za zamkiem, dziewczynami, nauką a nawet żartami Huncwotów. Uśmiechnęła się, do powrotu został tylko tydzień.
★★★
Remus okupował zawzięcie okoliczną bibliotekę lub przeglądał podręczniki, które niedawno kupił z matką na Pokątnej. Teraz jednak siedział na balkonie i łapał ostatnie płomienie sierpniowego słońca na swoją, lekko zaróżowioną, twarz. W dłoniach obracał odznakę Prefekta, którą otrzymał.
Czy podoła obowiązkom? Czy nie zawiedzie dyrektora? Czy to znak, że ma zapobiegać wybrykom Huncwotów?
Wydawało mu się, że dyrektor lubi ich żarty. Sam już nie wiedział, co ma o tym sądzić. Jego rozmyślania przerwało coś, co kurczowo uczepiło się jego nogi, z wrodzoną zwinnością wspięło się po spodniach na kolana i miało zamiar wskoczyć na parapet.
-Skakanie na bańkę nie jest wskazane- pouczył kujonowatym tonem kota, którego kilka dni temu tata przyniósł pod kurtką. Zwierze było szaro- bure, miało zielone oczy. Początkowo nieufnie przyglądało się domownikom ale gdy się przyzwyczaił, odezwała się w nim kocia, psotna natura. Lupin podniósł go na wysokość swojego wzroku.
-No i co powiesz?
Kociak zamiast „rozmawiać” z Remusem, łapał łapkami jego nos.
-Leć.- Postawił go na ziemi i wepchnął do domu, niestety był zmuszony podnieść się, gdyż Ancymon właśnie umieszczał się w doniczce.
-O nie kolego, siusiu robimy tutaj.- Włożył kota do kuwety a sam gwiżdżąc powędrował do kuchni, puszysta kulka podążyła za nim polując na jego kapeć.
★★★
Peter siedział nad książką do eliksirów i powtarzał cały materiał. Tak wyglądały jego wakacje. Na dodatek, jego matka zaczęła kłócić się, coraz częściej ze swoim mężem o bzdury, a George wracał do domu pijany. Pettigriew był tym faktem uradowany, liczył, że matka rozstanie się z mężem
i w końcu uwolni się od jego wychowania w myśl zasady „silnej ręki”, liczył, że wraz z ojczymem znikną Adam i Chloe. Po kilku nieocenzurowanych epitetach, Peter usłyszał huk zamykanych drzwi.
A gdyby tak ich skłócić na dobre?
Przemknęła mu myśl przez pulchną i krągłą głowę. Zaczął obmyślać plan, jednak po chwili przyszły wątpliwości, a z upływem czasu, było ich coraz więcej.
Nie zrobi tego matce, może ona go kocha!?
Wredny głosik w głowie się odezwał:
Tchórz
Westchnął i położył się na łóżku.

-James albo Syriusz by nie stchórzyli, ale ja nie jestem taki jak oni- mruknął i zapadł w niespokojny sen. Śniło mu się, że to on jest na miejscu Jamesa, jest przystojny, wysportowany, a przede wszystkim ma to „coś” co powoduje, że każdy go lubi, że każdy chce spędzać czas w jego towarzystwie, że żadna dziewczyna, nawet ta najbrzydsza nie patrzy na niego jak na karalucha. Przebudził się, podniósł się z łóżka i podszedł do lustra, które wisiało na szafie, poświata księżyca wpadała przez okno i oświetlała jego twarz, przez myśl mu przemknął Remus. Tylko on jedyny go wspierał, pomagał w lekcjach, tylko on był jego przyjacielem i tylko dla niego powinien starać się bardziej zostać animagiem. Dla Remusa i może trochę dlatego, że chciał zaimponować Blackowi i Potterowi.  

5 komentarzy:

  1. Hihi, pomimo całej przygnębiającej sytuacji, jaką był pobyt w domu u dziadków, rozbawiły mnie wzmianki o tych krewetkach i rybach, które patrzyły wystraszonym wzrokiem :D No i mistrzostwo świata: "kto normalny zjada dzieci ryby?" hahaha, rozwaliłaś mnie :D. No a jednak to był dziadek Rosario, mój instynkt mnie zawiódł :P. Ale szkoda, że nie dowiedziała się niczego o swoim tacie? Może był kimś na wzór Syriusza - cała rodzina stuknięta, a on jeden normalny? Mam tylko nadzieję, że nie okaże się, że był Śmierciożercą, czy coś w tym stylu... No, ale rodzinka koszmarna, tacy Malfoyowie i Blackowie razem wzięci, brrr... Szkoda, że nie opisałaś czegoś więcej o nich, czegoś o tym tacie, bo mnie zżera ciekawość. No, ale jeszcze tyle rozdziałów przede mną, że pewnie jeszcze dostarczysz informacji :). No i współczuję biedaczce. Chyba nie ma nic gorszego, niż niemożność bycia sobą i bycia zmuszanym do spełniania czyichś oczekiwań...
    "Aczkolwiek to se na pralkę przylep a wyjść to mi może najwyżej garb." James i jego teksty rządzą <3 hahah, rozwaliła mnie cała ta rozmowa z ciotką :D. No i ciekawe, co takiego robili rodzice Jamesa, że musiał iść pod opiekę ciotki?
    Ojaaaa, ale zakochałam się w siostrze Dorcas! Może dlatego, że to idealne odzwierciedlenie mojej siostry :D Też takie małe ADHD, które wiecznie łazi i tylko gada i zadaje pytania i psuje coś i biega i chce żeby jej bajki opowiadać, a gdy źle opowiesz, to Cię poprawia <3. Kocham małe dzieci, nawet te najbardziej nieznośne <3 A wręcz uważam, że te nieznośne to są najlepsiejsze <3 Cała sytuacja Dorcas z siostrą, no normalnie jakbym widziała siebie przed wyprowadzką :D. Też się nią ciągle zajmowałam :D. Kurde, zagalopowałam się z tym moim życiem osobistym, a przecież miałam komentować rozdział, przepraszam! :-)
    No w każdym razie cudowna jest ta mała <3. A, no i ciekawe, kim jest ten chłopak wypytujący Dorcas? Czy to jakaś taka nic nieznacząca postać, czy może coś namiesza w przyszłości? Kurde, po Tobie mogę się spodziewać wszystkiego! :D
    Czyżby rodzice Remusa przygarnęli kota, żeby był towarzyszem podczas pełni? No bo w końcu tak niby jest, że przy zwierzętach wilkołak jest bardziej okiełznany, nie? Ale fajnie w ogóle, że Remus ma zwierzątko :-). Jakoś to tak mnie rozczuliło :-). W sumie w wakacje nie ma się kim zajmować, bo Huncwoci daleko, więc pewnie mu to kot zastępuje :D.
    Hm, no i Peter. Jego też nigdy nie lubiłam. I chyba nie polubię. Ciekawie go wykreowałaś, bo pokazujesz jego sytuację rodzinną i to, że też nie ma lekko. No i też wspaniale oddajesz jego nieco tchórzliwy charakter. Sama nie umiem się zdecydować, czy mi jest go żal, czy nie, bo ciągle pamiętam, jak zdradzi swoich przyjaciół. No w każdym razie myślę, że w ostatnim zdaniu zawarłaś cały jego charakter. Syriusz i James chcą się przemienić dla Remusa - żeby jego cierpienie przekształcić w dobrą zabawę. A on chce się przemienić, żeby im zaimponować. To pokazuje, że jednak jest samolubnym, małym szczurem. Czyli zdania o nim nie zmienię :P.
    Szkoda, że nie napisałaś nic o wakacjach Lily i Syriusza, ale może napisałaś, a ja jeszcze o tym nie wiem :-)
    Rozdział genialny! Masz talent dziewczyno :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Żeby zabić mamę misia" :D pękło mi żebro. Czytam od niedawna i bardzo Cię przepraszam ,że nie komentuje wszystkich rozdziałów , chce jak najszybciej dotrzeć do tego , który napisałaś jako ostatni. Sprawiłaś ,że do wszystkich Huncwotów mam inne uczucia co wcześniej. Sprawiłaś ,że mały,niepotrzebny Pettegrew nabrał barw. W moich oczach nabrał charakteru. Nawet troszkę go polubiłam. Pokochałam Lunatyka jeszcze bardziej <3 Co do Łapy , mój kochany amant , nic się nie zmieniło. Jamesa nadal nienawidzę , ale coś czuje ,że to się zmieni. Napewno wolę Seva <3. Wychodząc z mojej strefy uczuciowej względem bohaterów napiszę, że atmosfera w Hogwarcie przez Ciebie stała się jeszcze bardziej przyjazna. Stworzyłaś piękne wspomnienia w głowach bohaterów. Imponuje mi język ,którym piszesz. Jesteś genialna! Masz wielki talent! Śliczny rozdział :) Ujawnia się kolejna czytelniczka
    ~Lunatyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa, naprawdę wiele dla mnie znaczy, że się odezwałaś, bo każda opinia jest na wagę złota:) Tak się wczytywałam w Twój komentarz, że wykipiał mi obiad:D
      Mam nadzieję, że pokochasz mojego Jamesa tak ja ja:) I że następne rozdziały również będą Ci się podobać:)

      Usuń
  3. Cześć,
    Wpadłam tu na chwilę, szukając "czytadła do kotleta", i jeszcze nie wyszłam. Prawdopodobnie oberwie mi się na uczelni i w pracy, ale nie ma bata, czytam dalej! Pierwsze notki może i nie były arcydziełem literackim, ale Twoje postacie są barwne i żywe i utrzymały moje zainteresowanie do czasu, kiedy wyrobiłaś sobie warsztat pisarski i zaczęło się czytać gładko. A teraz już po prostu nie da się przestać, bo wciągnęło!

    OdpowiedzUsuń