poniedziałek, 21 lipca 2014

Rozdział 14: "Szlaban."

Lily słysząc te słowa zamilkła. Na jej policzki wypełzł rumieniec, zamrugała kilkakrotnie jakby chciała się upewnić, że to Potter przed nią stoi. Czy on właśnie powiedział, że jest piękna jak się złości? Nigdy jej tego nie powiedział wprost. Prychnęła dzięki czemu zamaskowała swoje zaskoczenie.
-Masz szlaban.
-Za co?- zapytał zdziwiony.
-Za nagabywanie i uszkodzenie Prefekta. W sobotę o dziesiątej w klasie od eliksirów.- Doskonale wiedziała, że Rogacz nie znosi tego przedmiotu, a jeszcze bardziej nie lubi Slughorna, więc postanowiła, że go trochę podenerwuje, w końcu profesor nie odmówi swojej najlepszej uczennicy.
-W sobotę nie mogę- odparł i zmierzwił włosy czy jeszcze bardziej ją zdenerwował, posłała mu zirytowane pytające spojrzenie.- Jest mecz- oznajmił jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie.
-Trudno. Szlaban z Filchem albo Slughornem.
-Ale Lily! Nie możesz!- zaprotestował, czego jak czego ale meczu nie mógł odpuścić.
-Mogę i to zrobię. Do soboty.- Odwinęła się na pięcie i odeszła.
-No stary, musisz coś wykombinować oni nas zniszczą bez Ciebie.
-Wiem Łapo, wiem- westchnął i powlókł się do Wielkiej Sali na obiad.
★★★
-Proszę.
-Dzień dobry Pani Profesor- zaczął zamykając za sobą drzwi. McGonagall zmierzyła do surowym spojrzeniem i wskazała krzesło naprzeciw biurka aby usiadł.
-W czym Ci mogę pomóc, Potter?- zapytała choć niepotrzebnie, nie dalej jak dwie minuty temu otrzymała wiadomość od Lily Evans o sobotnim szlabanie chłopaka, wiedziała też, że jest to czas kiedy powinien on być na boisku z jej drużyną.
-Bo widzi Pani, mam szlaban kiedy jest mecz. I czy nie dało by się tego...
-Nie- przerwała mu ostro. Dla zwycięstwa i wygrania była w stanie zrobić wiele ale ucierpiałby na tym jej autorytet surowego wychowawcy, nie mogła pozwolić żeby Potter rozrabiał i nie ponosił tego konsekwencji, może uniemożliwienie zagrania mu w meczu pozwoli choć trochę na okiełznanie huncwociej natury okularnika.
-Ale Pani Profesor!
-Nie, szlaban dała panu Lily Evans i tylko ona może go odwołać.
-Pani też może- burknął.
Zmierzyła go karcącym wzrokiem, gdyż nie podobał się jej ton z jakim się do niej odnosi. James skulił się wiedząc, że nic nie wskóra będąc niegrzecznym.
-Mogę, ale nie chcę.
-To osłabi naszą drużynę! Dylan się nie nadaje!
-To ostatnie słowo, radzę porozmawiać z panną Evans.
-Ona mi nie odpuści- rzekł zrezygnowany.
-W takim razie proszę zachowywać się jak należy, przez pana ucierpi nasza drużyna, jeśli jeszcze kiedyś pan ją zawiedzie zostanie usunięty z zespołu. A teraz żegnam.
Wstał i powoli opuścił gabinet opiekunki Gryfonów. Kiedy drzwi się za nim zamknęły z całych sił kopnął w stojącą zbroję, palec nieprzyjemnie zaczął pulsować, kuśtykając powlókł się w stronę Pokoju Wspólnego.
-I jak tam?
-Nie zgodziła się- odparł i opadł na kanapę obok Syriusza.
-To kicha, trzeba złamać Evans.
-Jakby to kiedykolwiek było możliwe.
-Coś się wymyśli, nie oddamy tego walkowerem.- Black poklepał przyjaciela po plecach starając dodać mu się otuchy.
★★★
Wieść o tym, że James Potter nie zagra w najbliższym meczu z powodu szlabanu danego przez Lily Evans rozniosła się w zadziwiającym tępię po całym zamku. Puchoni wprost skakali z radości na myśl, że wygraną mają już w kieszeni. Nigel Philips, który jako najstarszy w drużynie został kapitanem i przejął „pałeczkę” po Nicole Lawrence, nie mógł znieść kpiących spojrzeń Ślizgonów i napuszonych min Puchonów, gdyby mógł udusił by Pottera gołymi rękoma jednak wiedział, że przyda mu się on w odrobieniu strat w następnym starciu. James obrzucany był wrogimi lub współczującymi spojrzeniami, jedni mu gratulowali z ironią głupoty, bo kto normalny wkurza Prefekta przed meczem a Puchoni dziękowali za możliwość wygrania meczu. Sam zainteresowany był załamany, jak dotąd Lily była nieugięta i nieczuła na jego próby przeproszenia jej, zaczął od zwykłych przeprosin, następnie wysłał jej bukiet kwiatów, kiedy to nie pomogło poszedł do Pani Pomfrey po maść na siniaki ale i wtedy został odesłany z kwitkiem. Nie wiedział jak ubłagać Panią Prefekt aby pozwoliła mu zagrać w meczu. Jego kolegom i koleżankom z drużyny również udzielił się nerwowy nastrój, zaczęli warczeć i krzyczeć na siebie bez powodu a podczas treningów wypadali beznadziejnie. Taki stan rzeczy nie podobał się Syriuszowi Blackowi, który choć nie brał udziału w grze był zagorzałym fanem drużyny Gryfonów i uważał, że w jego gestii jest przekonanie Evans i niedopuszczenie do przegrania. Dlatego też po czwartkowej transmutacji postanowił się z nieugiętą wiewiórą rozmówić, w tym celu odwiedził bibliotekę, gdzie jak mniemał Lily odrabiała prace domowe. Jednak tam jej nie znalazł, następnie udał się do Wielkiej Sali ale tam też nie było Rudej, zdeterminowany postanowił pójść po Mapę, kiedy wkroczył do Pokoju Wspólnego zobaczył ją.
-Evans- zaczął, gdy podszedł do stolika przy, którym dziewczyna zawzięcie pisała wypracowanie.
-Hm?- mruknęła nie podnosząc głowy znad pergaminu. Uznał to za pozwolenie i przysiadł się na wolny krzesełku naprzeciw, zaczął intensywnie się przyglądać stalowymi oczami chcąc w ten sposób przykuć jej uwagę. Westchnęła i odłożyła pióro do kałamarza.
-W czym mogę Ci pomóc?- spytała.
-Chodzi o pewien szlaban.
-Nie- odparła automatycznie.
-Co Ci szkodzi? Przecież możesz...
-Nie- przerwała mu nieco głośniej.
-Słuchaj Rudzielcu, możesz mu wlepiać szlabany codziennie oprócz dni, w których gra w – tu podkreślił słowo- NASZEJ drużynie. Osobiście dopilnuje aby zagorzali fani Gryfonów nie odpuścili komuś przez kogo przegraliśmy- wycedził- radzę Ci się dobrze zastanowić ile zyskasz a ile stracisz- dorzucił na odchodnym, wystał obrzucił ją pogardliwym spojrzeniem i odszedł. Lily wzruszyła ramionami i wróciła do wypracowania, postanowiła być nieugięta do końca bez względu na to jakie przyjdzie jej ponieść konsekwencje.
★★★
James siedział na piątkowym śniadaniu bardzo zadowolony z siebie, gdy transparent z przeprosinami dla Lily, który zawiesił w Wielkiej Sali, nie pomógł załamał się kompletnie. Jednak po raz kolejny jego przyjaciele udowodnili, że nie opuszczą go w kłopocie. Otóż Syriusz wymyślił, że James pójdzie na mecz a on wypije eliksir wielosokowy i zastąpi go na szlabanie. Plan był genialny także cała czwórka postanowiła zaangażować się w jego realizację. Lily natomiast przyglądała się ukradkiem Potterowi z oddalonego miejsca przy stole, niepokoiła ją radość na twarzy bruneta, wiedziała, że coś kombinował w związku z szlabanem. Kombinował albo już wykombinował i panna Evans postanowiła dowiedzieć się co.
-Wieczorem idziemy po eliksir?- James przytaknął Syriuszowi dopijając sok dyniowy.
-Myślicie, że się uda?
-Luniu, Slughorn czy Filch się nie poznają. A po meczu to mogą nam wlepiać szlabany- stwierdził Black i cała czwórka opuściła pomieszczenie.
★★★
-Jest piątek a wy się uczycie?
-I to mówi „Pani Nic Nie Umiem Do SUMów”?
-Bardzo zabawne Ala, po prostu się dziwię. Może porobimy coś ciekawego?
-Proponujesz coś?- spytała blondynka.
-Sama nie wiem, cokolwiek tylko nie naukę, mózg mi się przegrzał- stwierdziła Lily.
-To może porozmawiamy o bardzo ważnej rzeczy- zaproponowała Rosario z poważną miną.
-Czyli?
-Chodzi o Pottera- przyznała.
-O nie, ty też?! Wystarczy, że inni mnie nagabują!-zirytowała się Evans.
-Lilka, to nasza drużyna. Nie mogą przegrać!
-Ros daj spokój, nie zaszkodzi im.
-Mówisz jakby Cię to nie obchodziło- odburknęła i założyła ręce na piersi.
-Akurat ta gra mało mnie interesuje- przyznała szczerze Ruda.
-Tu nie chodzi o Ciebie! Tu chodzi o cały dom! Stracą punkty, stracą miejsce lidera, stracą szansę na Puchar i na dodatkowe punkty! Czy Ciebie to nie rusza?!- wybuchła Albertini.
-Ros ja mu chcę dać nauczkę!- Lily również podniosła głos.
-Tym sposobem dajesz nauczkę nam wszystkim! Całemu Gryffindorowi!
-Nie przesadzaj. Raz nie zagra wielkie mi halo. Daj spokój nie chce się kłócić- machnęła ręką i zaczęła grzebać w kufrze uważając rozmowę za zakończoną.
-Daj mu nauczkę w inny sposób- nie dawała za wygraną Albertini. Dorcas i Alicja przysłuchiwały się rozmowie, która powoli przeradzała się w kłótnię. Obie doskonale wiedziały, że Rosario uwielbia Quidditcha i nie odpuści tak łatwo, może dzięki temu najlepiej z ich czwórki dogadywała się z Potterem, mieli wspólny temat. Postanowiły nie wtrącać się chyba, że wymagałaby tego sytuacja.
-Nie ma innego sposobu! Jedyne na czym mu zależy to Quidditch!- Rudowłosa odwróciła się i zmierzyła wzrokiem blondynkę.
-Nie tylko- mruknęła Rosa.
-A niby co jeszcze?
-Ty.
-Nie bądź naiwna, naopowiadał Ci swoich bajeczek, że jestem zła i niedobra, bo nie chce się z nim umówić. Jesteś moją przyjaciółką powinnaś być po mojej stronie!
-Będę! Na razie uważam, że źle robisz. Możesz być pewna, że jeśli poprosi mnie o pomoc, żeby zagrać w tym meczu,to mu jej nie odmówię- wysyczała, policzki miała zaróżowione a oddech nierówny jakby przebiegła maraton.
-Przemienisz się w niego?- zakpiła Evans.
-Choćby- odparła tamta i wyszła z pokoju trzaskając drzwiami.
-W też uważacie, że źle robię?- spytała patrząc na pozostałe dziewczyny. Alicja popatrzyła wymownie w sufit a Dorcas posłała jej przepraszające spojrzenie.
-Świetnie.- Lily wypadła z dormitorium jak burza i w zadziwiającym tempie zbiegła po schodach. Na kanapach zobaczyła Huncwotów żywo o czymś dyskutujących wraz z nimi siedziała Rosario.
-Potter- zawołała czym zwróciła na siebie uwagę nie tylko wywołanego chłopaka.
-Co?
-To, że Black mi grozi to rozumiem, to że Twoje fanki mi grożą też rozumiem, to, że Remus próbował mnie przekonać żebym Ci odpuściła też rozumiem- na te słowa przyjaciele spojrzeli na zarumienionego chłopaka, mimo iż nie był wielkim fanem gry to nie chciał aby jego dom przegrał- ale buntujesz przeciw mnie moje przyjaciółki!
-Nikogo nie buntuję!- zaoponował okularnik.
-Milcz! Dlatego bądź pewny, że jutro osobiście będę pilnować abyś to ty pojawił się na szlabanie, nie ktokolwiek inny, tylko ty!- dokończyła i odeszła dumnym krokiem w stronę schodów prowadzących do sypialni dziewcząt.
-O kurde, i cały misterny plan Merlinowi w dupę.
-Łapo!- zganił go Lunatyk.
-Dobrze powiedziane przyjacielu- stwierdził smutno James.



CZYTAM=KOMENTUJĘ

czwartek, 10 lipca 2014

Rozdział 13: "Zostałam zaatakowana, Panie Profesorze."

Hej, moi drodzy skryci czytelnicy:)
Skryci, bo nie chcecie się ujawnić, czym jestem zasmucona.
Co do notki, jestem z niej zadowolona, najbardziej z „piosenki” Jamesa, którą zaraz przeczytacie, chciałam uchwycić jego prostotę, nie tylko w twórczości ale i przedmiotowość z jaką (na razie) myśli o Lily, mam nadzieję, że się udało. Niestety nie podam do jakiej melodii, gdyż narodziła się ona przypadkowo w mojej głowie podczas pisania...
Z niecierpliwością czekam na Wasze opinie:)
Rogata
☆☆☆
Oh, Oh Evans skradłaś serce me,
UUUUUUuuuuuu
Oh, Oh Evans dla Ciebie zmienię się.
UUUUUUuuuuuu
Oh Evans nie gniewaj na mnie się,
UUUUUUUUuuuu
Oh Evans chciałem na randkę zaprosić Cię!
Twe nogi długie miła ma,
sprawiają że serce mi drga.
Twe oczy zielone tak,
poprawiają nudny życia smak.
Twe usta czerwone całować chce,
więc Evans, umów ze mną się!
Oh, Oh Evans skradłaś serce me,
UUUUUUUuuuuuu
Oh, Oh Evans dla Ciebie zmienię się.
UUUUUUUuuuuuu
Oh Evans nie gniewaj na mnie się,
UUUUUUUUuuuuuu
Oh Evans chciałem na randkę zaprosić Cię!
Koniec tej pieśni za chwilę,
mam nadzieję, że w brzuchu latają Ci motyle.
A jeśli jednak nie!
To i tak, Evans, umów ze mną się!
Lily patrzyła na koncert z niedowierzającym wzrokiem i jednocześnie ogromnym uśmiechem na ustach. Huncwoci w strojach ala mariachi czyli Potter śpiewający, chociaż nie, trafnym określeniem było by wyjący dziwną, jednak na swój sposób, spójną piosenkę, nieudolnie grający na gitarze. Syriusz, który dzielnie wspierał przyjaciela i pomagał mu zaintonować wtrącenie „UUUUuuuuu” brzdąkał na mandolinie zupełnie nie, o ile piosenka miała jakiś zamierzony, w rytm. Remus zawstydzony przygrywał na skrzypcach, sprawiał wrażenie, jakby się zastanawiał jakim cudem dał się na to namówić. Peter trzymał w rękach małe dzwoneczki i bezmyślnie nimi potrząsał. Żaden z nich nie posiadał talentu muzycznego. Z zamku wybiegła McGonagall i jej krzyki zlały się w całość z zawodzeniem Pottera, kocia muzyka ucichła a kwartet muzyków został poprowadzony do szkoły.
-Evans, umów się ze mną!- Usłyszała jeszcze zanim zamknęła okno. Przetoczyła wzrokiem po twarzach dziewczyn i kiedy napotkała wieloznaczne uśmiechy przewróciła oczami i wybuchła radosnym śmiechem, dziewczyny jej zawtórowały.
-Chyba komuś się to podobało- zaczęła Alicja z chytrym uśmieszkiem i puknęła łokciem w żebro Rosario, pokazując rumieniec, który wypełzł na twarz Rudej.
-No, mi też się tak wydaje- przytaknęła teatralnym głosem koleżance blondynka. Lily zignorowała je i wróciła do swojego wypracowania.
-No nie mów, że teraz będziesz się uczyć- stwierdziła z niedowierzaniem Bones, pragnęła przedyskutować z przyjaciółkami zachowanie Huncwotów a zwłaszcza Pottera, który zorganizował występ dla Rudej, trudno jej było zrozumieć dlaczego Lily jest tak nieczuła na starania Jamesa.
-Będę- odparła nie podnosząc głowy znad podręcznika. Alicja prychnęła i zajęła się przeglądaniem gazety, jednak co chwilę zerkała w stronę Rudej, która wyglądała na całkowicie pochłoniętą pracą domową.
★★★
-Co wy sobie wyobrażacie?!- głos profesor McGonagall niósł się po całym pomieszczeniu, a Huncwoci mogliby przysiąc, że po całym zamku. - Czy wy myślicie, że ja nie mam nic innego na głowie tylko ciągłe pilnowanie waszej czwórki?! Lupin!-
Remus podskoczył na dźwięk swojego nazwiska.
-Tak pani profesor?
-Jesteś prefektem! Czemu uczestniczysz w tych wygłupach?!- Wzruszył ramionami i spuścił głowę, nie wiedział co odpowiedzieć nauczycielce.
-Oddam odznakę.- Te słowa wiele go kosztowały, rodzice byli bardzo dumny z niego kiedy dowiedział się, że został Prefektem ale przyjaciele byli dla niego ważniejsi. Odpiął odznakę i położył ją na biurku Minewry. Peter, James i Syriusz popatrzyli na niego z niedowierzaniem, zdawali sobie sprawę, że to przez nich Remus chce zrezygnować. Syriusz zaczął kręcić głową na znak aby tego nie robił a James, który był raczej człowiekiem czynu wykrzyknął.
-Nie! Nie możesz tego zrobić, ta odznaka tak wiele dla Ciebie znaczy!- Spojrzał na Remusa wzrokiem, który obiecywał, że zrobi wszystko aby jego reputacja więcej nie ucierpiała.
-Spokój. Cała czwórka ma tygodniowy szlaban od jutra o 18. Możecie iść, ty Lupin zostajesz.- Huncwoci posłali Remusowi współczujące spojrzenia i opuścili gabinet McGonagall. Profesorka westchnęła kiedy drzwi zamknęły się za jej wychowankami.
-Jesteś pewny, że chcesz zrezygnować? Nie mam lepszej osoby na Twoje miejsce- odparła ze szczerością w głosie.
-A Frank?
-Tak, Pan Longbottom byłby odpowiedni ale z dwojga złego wolę mieć osobę, która jest w stanie przewidzieć co takiego planuje ta dwójka i w jakiś sposób zapobiec lub złagodzić katastrofalne skutki do minimum, niż osobę, która nie ma pojęcia o tym co cię może wydarzyć.
Remus patrzył na nią z otwartymi ustami i nie mógł uwierzyć w słowa profesorki.
-Więc zabierz swoją odznakę i pilnuj ich trochę bardziej. A teraz żegnam.
★★★
-Myślicie, że jest u siebie?- szepnął Potter.
-Tak- odszepnął Syriusz, który przystawił ucho do drzwi kantorku woźnego.
-Colloportus. Silencio.- James wyszczerzył się w uśmiechu. Usłyszeli miauknięcie, odwrócili się a za nimi pojawiła się Pani Norris.
-Nic teraz nam nie zrobisz.- Syriusz pokazał jej język, odwrócili się i zaczęli odchodzić. Kotka zaczęła przeraźliwie miauczeć a klamka poruszyła się jakby ktoś ją chciał otworzyć. Huncwoci zaśmiali się.
-A byłbym zapomniał, Reducio- mruknął James i odeszli, zostawiając Filcha zamkniętego w jego gabinecie, który już bardzo silnie szarpał za klamkę i Panią Norris wielkości pudełka od zapałek. Mogliby się założyć, że woźny głośno krzyczał i bił pięściami w drzwi, jednak wyciszyli jego pomieszczenie.
-Co zrobiliście?!
-Wyluzuj, ty masz alibi byłeś u psorki.
-Ale Filch wam, co ja mówię NAM, wlepi szlaban.
-Nikogo nie widział, a ta zawszona kocica przecież mu nie powie.- Wzruszył ramionami Syriusz. Remus zrezygnował z dalszej rozmowy i zagłębił się w książce do transmutacji.
★★★
Severus Snape przemierzał puste korytarze Hogwartu, było wcześnie jednak on nie mógł się doczekać spotkania z Lily. Dawno ze sobą nie rozmawiali przez to, że dziewczyna zakuwała od początku roku do SUMów i miała dużo obowiązków Prefekta, jednak dziś był dzień, w którym umówili się na poranny spacer a następnie na wspólną naukę eliksirów. Był bardzo rozentuzjazmowany a na jego bladej twarzy błąkał się szczery uśmiech, taki który wywoływała tylko jedna osoba. Kiedy zbliżał się do wyjściach z lochów coś zaciągnęło go do pobliskiej sali.
-Zastanowiłeś się?
-Moja odpowiedź brzmi: nie.
-Nie bądź głupi Snape, to dla Ciebie wielka szansa, księciu półkrwi- zakpił Avery.
-Odwal się, powiedziałem nie- odparł i zamierzał opuścić klasę.
-Słuchaj- Mulciber złapał go za kołnierz- gdybym Cię nie znał pomyślałbym, że tchórzysz, jednak wiem co potrafisz i marnujesz swoją szansę.
-Puść mnie- wysyczał Snape. Mulciber odsunął się, machnął różdżką a drzwi się otworzyły.
-Proszę. Nigdy tego nie robię ale Tobie dam jeszcze jedną szansę. Przemyśl to.- Snape wyminął go milcząc i nie zaszczycając go nawet spojrzeniem opuścił salę.
-Daj sobie z nim spokój. Black chce się przyłączyć.
-Snape jest wart tyle, co dziesięciu Blacków- skwitował Ślizgon.
-To co zrobimy?
-Chodź.- Mulciber zignorował pytanie Ślizgona i skierował swoje kroki w stronę Pokoju Wspólnego, blondyn podążył za nim.
★★★
Lily podbiegła do Severusa i zasłoniła mu oczy.
-Zgadnij kto?- zapytała zalotnie.
-Najpiękniejsza z Gryfonek- burknął jednak na jego twarzy zagościł uśmiech, starał się wyrzucić wcześniejszą rozmowę z głowy.
-Phy. Myślałam, że jestem najpiękniejsza w zamku- stwierdziła oburzonym głosem.
-Bo jesteś Evans.- Nad głową Gryfonki i Ślizgona przeleciał Potter na swojej miotle, w sobotnie poranki drużyna Gryfonów zawsze miała treningi, a za tydzień czekał ich mecz z Puchonami. Lily pogroziła mu palcem ale się uśmiechnęła, miło było usłyszeć komplement nawet od Pottera.
-Chodźmy- Jej uwagę od latającego Gryfona oderwał głos Snapa, który był wyraźnie zły, że nie poświęca mu uwagi.
-Tak, chodźmy.- Posłała mu ten swój firmowy uśmiech, przez który nie potrafił się na nią gniewać, wsadziła rękę pod jego ramię i ruszyli na spacer wokół błoni.
-Masz kłopoty?
-Dlaczego pytasz?
-Widziałam Cię z Mulciberem i tym jego kolegą.
-Averym?- Przytaknęła. W jej oczach zobaczył troskę i strach.
-Nie przejmuj się nimi. To na pewno nie było nic ważnego skoro nie pamiętam.
-Nie pamiętasz czy nie chcesz mówić?- Westchnął.
-Gdyby coś się działo to na pewno Ci powiem.
-No dobrze.- Odpuściła ale postanowiła, że będzie uważniej się przyglądać z kim jej przyjaciel się zadaje. Reszta spaceru minęła im na przyjemnej pogawędce.
★★★
Poniedziałkowe lekcje były wyjątkowo nudne a zwłaszcza eliksiry. Profesor Slughorn zarządził, że najpierw będą notować, które z roślin i jakie części zwierząt mają specjalne właściwości niezwykle cenne w przyrządzaniu wywarów, w ramach powtórki do SUMów a następnie jeśli zdążą to uwarzą jakiś mało skomplikowany eliksir. James Potter o ile potrafił zapamiętać czego i ile ma dodać to z częścią praktyczną szło mu o wiele gorzej, może dlatego, że nie był zbyt precyzyjny jeśli chodziło o odmierzanie składników, dlatego z dwojga złego wolał notować niż tworzyć. Syriusz dał sobie spokój i siedział rozparty na krześle ssąc cukrowe pióro z miną wyrażające najwyższe skupienie, James mógłby się założyć o sto galeonów, że jego przyjaciel jest myślami przy blondynce z trzeciej ławki. Jemu też nie chciało się notować, wyciągnął różdżkę i zmienił pergamin w kawałek drewka z rozchodzącymi się na boki końcami, następnie wyciągnął z buta sznurowadło i przetransmutował go w solidną gumę, jej końce zaczął zgrabnymi i szybkimi ruchami zawiązywać na końcach patyka. Jego poczynania sprawiły, że Black oderwał wzrok od Rebeki i z zainteresowaniem przyglądał się koledze. Rogacz natomiast kiedy skonstruował coś na wzór procy zaczął rozglądać się po sali w poszukiwaniu amunicji, jego wzrok przykuły czekoladowe żaby, które Peter trzymał pod ławka i podjadał.
-Glizda- szturchnął Petera w ramię.
-Hę?
-Daj trochę.- Pettigriew wyjął kilka żab ręką a resztę w opakowaniu podał Potterowi. Pierwsza na celowniku była Rebeka, James wycelował i żaba poleciała w kierunku niczego nieświadomej dziewczyny, wplątała się w jej włosy. Bruneci zaśmiali się a Peter widząc to, zaczął protestować, że nie należy marnować jedzenia.
-To teraz nasza Ruda Złośnica- mruknął okularnik i wycelował. Żaba pomknęła w kierunku Lily i wylądowała na jej policzku, dziewczyna zerwała się jak oparzona przez co przewróciła krzesło.
-Panno Evans?
-Zostałam zaatakowana, Panie Profesorze- odparła Lily poważnie a Huncwoci wybuchnęli śmiechem.
-Potter, Black- Slughorn podszedł do chłopców i popatrzył na ich uśmiechnięte miny- Minus dziesięć punktów za każdego, a to rekwiruje, może pan woźny pozwoli wam to odzyskać.
-Ale Pani Profesorze- zaprotestował James.
-Tak?
-Tam jest moja sznurówka.
-Ah tak, no dobrze.- Ślimak machnął różdżką i oddał przemienioną już w sznurówkę gumę.
-No dobrze, to chyba wszystko co powinniście wiedzieć. Na przyszłych zajęciach zrobimy sobie z tej wiedzy mały teścik oczywiście na ocenę.- Po klasie przeszły pomruki i jęki, niczym nie zrażony nauczyciel zniknął już w pokoju obok sali.
-Potter!- za drzwiami sali Lily dopadła do bruneta.
-Czym mogę służyć?
-Daj mi spokój! Wyglądam jak dziecko z rodziny patologicznej!- Ruda wskazała na swój policzek, na którym widniał dorodny siniak.
-Wybacz, celowałem we włosy.
-Masz w ogóle we mnie nie celować! Co ty sobie wyobrażasz ty tępy, zarozumiały...-zaczęła swoją reprymendę ale James jej już nie słuchał. Popatrzył na twarz dziewczyny, jej zaróżowione policzki, na jednym fioletowy siniak jego roboty, rude włosy delikatnie splątane i te zielone roziskrzone oczy, które ciskały gromy zapewne ze złości. Krzyczała na niego żywo gestykulując.
-Śliczna jesteś kiedy się złościsz, wiesz?- wypalił.



CZYTAM=KOMENTUJĘ


wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział 12: "Z całą pewnością zaraziłby ją głupotą."

Przepraszam, notki dawno nie było. Jednak trafił się niespodziewany wyjazd:) Żal było odmówić:)
Dla wszystkich tych, którzy odważyli się skomentować moje opowiadanie:)
Buziaki Rogata :*
☆☆☆
-Nic, wypuścisz mnie bo jestem Prefektem i ci każę.
-A jak nie?
-To wlepię ci szlaban!- Widząc, że jej słowa nie zrobiły na nim wrażenia dodała- u Filcha.
Wzruszył ramionami.
-U McGonagall?- spytała zdenerwowanym i speszonym głosem. Uśmiechnął się kpiąco. Oto Lily Evans obawiała się co też on jej zrobi. Przez głowę Lily przegalopowały myśli, z jednej strony wiedziała, że Potter jej nie skrzywdzi z drugiej obawiała się, bo nie była pewna do czego ten chłopak jest zdolny. A może jest zdolny żeby ją skrzywdzić? On po prostu przybliżył swoje usta do jej ucha i wyszeptał.
-To może małego buziaka na znak zgody na randkę?
Kiedy Lily zobaczyła, że przybliża swojej usta do jej w odpowiedzi użyła całego swojego tygodniowego zapasu sił i uderzyła go otwartą dłonią w policzek.
-Ała, Evans!- Potter odskoczył od niej jak oparzony i złapał się za piekącą część twarzy.- Mogłabyś być delikatniejsza!
-A ty mógłbyś być dżentelmenem- fuknęła rozmasowując obolałą dłoń.
-Jestem przecież- odparł urażony.
-Dżentelmen nie nagabuje koleżanki i nie próbuje jej pocałować!
-Więc jesteś moją koleżanką- spytał z chytrym uśmiechem natychmiast zapominając o piekącym policzku.
-Co?! Nie!- szybko zaprotestowała.
-Sama tak przed chwilą powiedziałaś- zauważył i poczochrał włosy.
-Wiesz o co mi chodziło, Potter.
-Doskonale wiem.
Warknęła z irytacją na jego słowa i zaczęła się oddalać sprężystym krokiem.
-Ej, Evans!- Ruszył za dziewczyną. To nie był koniec ich rozmowy.
★★★
-Co Ci się stało, stary?
Zaniepokojeni Huncwoci spoglądali na Jamesa, który właśnie wszedł do dormitorium. Na jego policzkach widniały czerwone ślady.
-Miałeś starcie ze Ślizgonami?- zapytał Peter.
-I mnie nie wezwałeś!?- Oburzony Syriusz założył ręce na piersi i staną naprzeciwko siedzącego na łóżku Rogacza.
-Nie spotkałem ich- odparł i westchnął.
-Czyżby Smarkerus Cię spoliczkował, bo pokazałeś jego brudne gacie?- zakpił Black. Obaj czarnowłosi krótko zaśmiali się.
-To co się stało?- dopytywał się milczący do tej pory Remus.
-Evans- mruknął Potter jakby to jedno słowo wszystko tłumaczyło. Syriusz gwizdnął przeciągle.
-A coś więcej?
-Jak wyszliśmy z wieży zaprowadziłem ją na siódme piętro i chyba trochę przesadziłem.
-Czyli?
-Najpierw przyparłem ją do ściany i zażądałem buziaka.... i randki- dodał po chwili.
-I za to tak oberwałeś?- Syriusz wyszczerzył śnieżnobiałe zęby w uśmiechu, co jak co ale Ruda ma mocny cios.
-Z lewej strony- odparł z ociąganiem. Nie chciało mu się tłumaczyć czemu jego twarz wygląda jak dorodny pomidor.
-A z prawej?- dopytywał się zainteresowany, najbardziej ze wszystkich Huncwotów, całą sytuacją Syriusz.
-Klepnąłem ją w pośladek, gdy odchodziła.
Syriusz nie wytrzymał i wybuchnął niepohamowanym, serdecznym śmiechem. Już wyobrażał sobie minę Evans gdy ręka Jamesa znalazła się za blisko jej tyłka. Żałował, że nie poszedł wczoraj za nimi ale stwierdził, że jego przyjaciel potrzebuje trochę prywatności.
-Chyba jej się nie spodobało- zauważył Prefekt. Potoczył pobłażliwym wzrokiem po kumplach, James siedział z miną zbitego psa a raczej jelenia, Syriusz ocierał łzę, która została wywołana atakiem śmiechu a Peter przyglądał się Jamesowi z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Może po prostu ją przeproś i daj spokój?- zaproponował w końcu.
-Kogo? Evans?- Peter przytaknął.
-Phy. Żartujesz Glizdogonie. Wtedy na pewno by mnie nie chciała, muszę jej pokazać, że mi zależy.- Pettigriew wzruszył ramionami i zagłębił się w książce do transmutacji, zupełnie nie rozumiał tego tematu o transmutacji nieożywionej i ożywionej. Poza tym wiedział, że James jest uparty i nie warto drążyć tematu, choć jego pomysł wydawał mu się dużo lepszy od Rogacza.
-Peter ma rację- zaczął Remus, a James zmierzył go zwątpionym spojrzeniem, gdyż z doświadczenia wiedział, że Peter rzadko kiedy, o ile kiedykolwiek, miał rację.- Powinieneś ją przeprosić i dać jej spokój, to bardzo miła i fajna dziewczyna- dokończył.
-Nie dam jej spokoju.
-Przecież Ci na niej nie zależy, umówiłeś się z nią tylko żeby wygrać zakład, skoro go odwołałem to możesz sobie odpuścić- wtrącił się Syriusz.
-A kto powiedział, że mi nie zależy?- spytał zirytowany, nie miał ochoty na to całe przesłuchanie.
-A zależy?- Remus zmierzył go uważnym spojrzeniem. Potter zbył go wzruszeniem ramion.
-Mogę ją przeprosić- burknął w końcu.
-A jak chcesz to zrobić? Podejrzewam, że Ruda wiedźma zabije ci wzrokiem jak tylko się zbliżysz na stopę- skwitował Black.
-Coś wymyślę, przeproszę ją na odległość.
-Niby jak?
-Tego jeszcze nie wiem- odparł okularnik i położył się na swoim łóżku podkładając ręce pod głowę i wpatrując się w baldachim.
★★★
-... i właśnie wtedy go spoliczkowałam.- Lily zakończyła swoją opowieść.
-I nie pocałował Cię?- zdziwiła się Alicja.
-No nie, bo mu nie pozwoliłam- z dumą oznajmiła Lily.
-Mogłaś mu dać się pocałować- stwierdziła Rosi.
-Zgłupiałyście do reszty!-fuknęła.
-Chyba ty-mruknęła Alicja.
-On mnie nigdy nie pocałuje, bo mu na to nie pozwolę!- odparła buńczucznie Evans.
-Głupia jesteś- skwitowała brunetka.
Lily wzruszyła tylko ramionami i wróciła do odrabiania pracy domowej z eliksirów. Jednak nie mogła się skupić na tym co pisze. Nie wiedziała o co chodzi dziewczynom, jak one mogą twierdzić, że powinna dać się pocałować temu gumochłonowi. Jeszce by się jakiejś choroby nabawiła. Prychnęła. Z całą pewnością zaraziłby ją głupotą. To palant, który chce się z nią umówić tylko dlatego, że ona nie chce.
-Myślisz o Potterze?
-Co?- Wyrwana z zadumy Lily rozlała atrament na swoje wypracowanie.- Na brodę Merlina, Ala!
-Co?- zachichotała brunetka, machnęła różdżką a plama zniknęła. Popatrzyła wyczekująco na Lily z kpiącym uśmiechem na ustach.
-No co?- burknęła Ruda.
-Nie ma za co- odparła Bones, a Lily przewróciła oczami. Po chwili spojrzały na siebie i obie zachichotały.
-Jak dzieci- skwitowała Dorcas. Po tych słowach niespodziewanie oberwała poduszką. Poderwała się z bojową miną i oddała cios Alicji. Rozpętała się prawdziwa wojna, pierza latały po całym dormitorium. Dziewczyny wykończone ale szczęśliwe opadły na łóżko Meadowes.
-Colin mnie pocałował.- Usłyszały. Kiedy dotarł do nich sens słów Dorcas poderwały się jednocześnie jak na komendę i wpatrzyły niedowierzającym wzrokiem w brunetkę. Gdyby takie wyznanie padło z ust Bones albo Rosario to nie zrobiło by to na nikim większego wrażenia, wiadomo było, że obie mają za sobą pierwsze pocałunki. Nieśmiała i zawstydzona Dorcas w roli całującej się to zupełnie inna historia.
-Gdzie?!- spytała Alicja, która najszybciej odzyskała zdolność mówienia.
-W bibliotece- odparła Meadowes i oblała się rumieńcem.
-W co, głupia- fuknęła na nią blondynka.
-W usta- zawstydzonym głosem odpowiedziała Dorcas a jej policzki, o ile to możliwe, stały się jeszcze bardziej czerwone. Pożałowała, że cokolwiek powiedziała, ale nie mogła już dusić w sobie radości spowodowanej faktem, że Colin ją pocałował i zaproponował bycie parą.
-Oh!- pisnęła Lily i przytuliła przyjaciółkę z całej siły.
-Gratuluję, teraz już jesteś dorosła.- Poważnym tonem stwierdziła Alicja. Dorcas przewróciła oczami ale szeroki uśmiech, przyklejony do jej buzi, ani na chwilę nie zmalał. Alicja i Rosario zaczęły zasypywać pytaniami Dorcas, Lily przez chwilę przysłuchiwała się paplaninie koleżanek, jednak jej myśli pogalopowały w zupełnie innym kierunku. Jako jedyna z ich czwórki jeszcze się nie całowała wątpiła też, czy to nastąpi w najbliższym czasie, gdyż rozczochraniec skutecznie odstraszał jej potencjalnych kandydatów na chłopaka. Jedynie Frank normalnie z nią rozmawia ale jest kumplem Pottera, więc na pewno nie zrobiłby mu na złość. Westchnęła. Czy powinna dać się pocałować Potterowi? Nie! Nie, tak ważne wydarzenie powinna przeżyć z kimś ważnym dla niej a nie z tym dupkiem. Sama sobie w myślach przyznała rację i pogratulowała trzeźwego spojrzenia na sytuację. Choć musiała przyznać, że ten orzechowy wzrok Pottera jest hipnotyzujący. STOP! Zganiła sama siebie, o czym ona w ogóle myśli. Potrząsnęła głową jakby chciała odgonić od siebie wszelkie myśli związane z szukającym drużyny Gryfonów i zaczęła pisać dalej wypracowanie. Znów coś jej przeszkodziło, słyszała jakby ktoś ją wołał ale nie wiedziała skąd. Nerwowo rozejrzała się po pomieszczeniu, napotkała wzrok przyjaciółek, który jej mówił, że nie zwariowała, bo one również słyszą.
-Schody?- spytała Dorcas i otworzyła drzwi, wyjrzała na korytarz ale nic nie wskazywało na to, że źródło hałasu znajduje się w Pokoju Wspólnym.
-Nie mówicie, że jest w łazience- poprosiła Lily, gdyż głos, który ją nawoływał od razu rozpoznała, prześladował ją każdego dnia a nawiedzał nocami w najgorszych koszmarach.
-Nie ma- odparła Alicja, która zajrzała do toalety. Evans odetchnęła z ulgą. Jednak nawoływanie nie ustało. Wszystkie cztery spojrzały na okno, Lily niepewnie podeszła i otworzyła je na oścież, głos Jamesa stał się wyraźny i głośniejszy. Wyjrzała w poszukiwaniu chłopaka, Dorcas, Alicja i Rosario również wychyliły się przez okno.
-Czy to jest...- urwała zszokowana Lily.
-Tak, to jest estrada- przytaknęła Rosario.
-Będzie Ci śpiewał?!
-Jakie to romantyczne- zapiszczała Dorcas i zaczęła podskakiwać jak mała dziewczynka. Evans natomiast stała z otwartymi ustami i nie wiedziała co powiedzieć, niecodzienny widok Pottera z gitarą sprawił, że jej aparat gębowy odmówił posłuszeństwa.

-Hej, Evans. To dla Ciebie.- Usłyszała i popłynęła muzyka.