Siedziała przed toaletką i
rozczesywała włosy. W lusterku widziała szczęśliwą już
szesnastolatkę, gdyż to właśnie piętnastego stycznia wypadały
jej urodziny. Spojrzała przelotnie na łóżko z piętrzącymi się
na nim prezentami, były prawie wszystkie. Westchnęła z zadowolenia
i skończyła szczotkowanie, poprawiła kołnierzyk koszuli i mocniej
ściągnęła węzeł krawatu. Dziewczyn już nie było, ich
zwyczajem gdy któraś miała urodziny reszta wstawała wcześniej
aby jubilatka mogła swobodnie skorzystać z porannej toalety.
Chwyciła torbę i udała się na śniadanie.
-Wszystkiego najlepszego, Meadowes-
krzyknął.
-Dzięki, Black- odparła i usiadła na
przeciw niego. Po chwili dołączył do nich Puchon, wepchnął się
między nią a Lily.
-Wszystkiego najlepszego, księżniczko-
mruknął jej do ucha i ucałował w usta. Jej policzki przybrały
kolor dorodnej wiśni.- Prezent wieczorem- dorzucił i odszedł do
swojego stołu. Posłała dziewczynom
rozmarzony uśmiech. Na co wszystkie trzy parsknęły śmiechem.
★★★
Madlen
Sevigny
odziana w purpurową szatę przemierzała korytarz Hogwartu.
Spojrzała na złoty zegarek, który kołysał się jej na zbyt małym
nadgarstku, była spóźniona. Zobaczyła spory tłum uczniów
zgromadzony przed salą do Obrony Przed Czarnymi Mocami, przepchnęła
się i dopadła drzwi. Rozmowy ucichły wiadomo było, że nie
toleruje ona braku dyscypliny. Nacisnęła klamkę jednak drzwi nie
otworzyły się, wyciągnęła różdżkę i mruknęła zaklęcie,
zamek zgrzytnął jednak ani drgnęły. Poddenerwowana profesor
zaserwowała długą litanię zaklęć otwierających jednak i to nie
pomogło. Nad głowami zgromadzonych osób przeleciał Irytek
złośliwie rechocząc, wiadomo było, że zablokowane drzwi to jego
sprawka. Huncwoci pokazali mu podniesione kciuki jako aprobatę.
Poltergeist pokazał język siłującej się Sevigny i odleciał
głośno przeklinając. Gdy nauczycielka rozważała już wysadzenie
wpadła na pomysł, aby posłać po samego dyrektora. Dumbledore
zjawił się kilka minut później i z uwagą wysłuchał, jak młoda
pani profesor żywo gestykulując tłumaczy, że na jej klasę na
pewno zostało rzucone czarnoksięskie zaklęcie.
-Droga
Madlen, pozwól że się przyjrzę- odparł ze spokojem i zmierzył
uważnym spojrzeniem znad okularów- połówek drzwi, wetknął
różdżkę w dziurkę od klucza i wyciągnął ogromną kulkę
ulepioną z balonówek Drooblego, Uczniowie zachichotali, Dumbledore
próbował powstrzymać uśmiech, kiedy bez problemu otworzył drzwi.
-Oh
dziękuję Ci Albusie, naprawdę jednak uważam, że ta sala powinna
zostać sprawdzona.
Dyrektor
machnął różdżką kilkakrotnie i odszedł pozostawiając profesor
samą sobie. Francuzka przeszła pierwsza przez próg i rozejrzała
się po sali jakby obawiała się, że nagle zostanie zaatakowana, po
niej do klasy zaczęli wchodzić uczniowie i zajmować swoje stałe
miejsca. Zaczął się długi i nudny wykład na temat zaklęć
atakujących, dopiero od połowy lutego mieli zapowiedziane, że
zajmą się praktyką jednak nikt nie wierzył, że do tego dojdzie.
★★★
Siedział
na fotelu i zawzięcie coś rysował. Co chwilę mierzwił włosy i
poprawiał okulary, które zjeżdżały mu na czubek prostego nosa.
Wystawił delikatnie koniuszek języka, nie zwracał uwagi na grupki
dziewczyn, które przyglądały mu się z zachwytem. Większość z
nich nigdy z nim nie rozmawiała, nawet nie mówili sobie cześć,
ale był przystojny, wysportowany i popularny. To wystarczyło alby
chcieć się z nim umówić. Bo która by nie chciała mieć takiego
chłopka, prawda? Chłopaka, którego zazdrościła by jej cała
szkoła. Jedne z nich marzyły, że spojrzy na nie chociaż by
przelotnie, drugie, te odważniejsze liczyły, że do nich podejdzie.
Prawda była taka, że był tak pochłonięty pracą, że nie
zauważył kiedy usiadła koło niego. Jego adoratorki warknęły po
cichu z niezadowolenia.
-James,
co robisz?
-O
cześć, rysuję- odparł.
-Pokaż.-
Próbowała odebrać mu pergamin, ale nie wygrała z refleksem
szukającego.
Zmierzyła
go spojrzeniem. Westchnął i podał jej kartkę. Przyjrzała się
uważnie. Zobaczyła jeden wielki bazgroł, który nie przypominał
niczego konkretnego. Odwróciła kartkę do góry nogami ale to
również nie pomogło.
-I
jak?
-Tak
właściwie, to co to ma być?
-Walentynka-
obruszył się i zabrał jej swój rysunek.
-Przecież
to dopiero za miesiąc- zdziwiła się.
-To
co? Chce żeby była idealna- burknął.
-I
myślisz, że to coś poruszy serce Lily?
Pokiwał
z entuzjazmem głową.
-Wymyśl
coś innego- poradziła i wstała.
-Ros,
ale co?
-Nie
wiem, pogadaj z Alicją ona ładnie rysuje.
-Nie.
Tak będzie idealnie.
Wzruszyła
ramionami i odeszła w stronę schodów prowadzących do sypialni
dziewcząt, odprowadzona zazdrosnymi spojrzeniami, tych którym nigdy
nie dane będzie porozmawiać z Jamesem Potterem.
-Wygląda
jak gacie Smarka pomieszane z wyliniałym futrem Pani Norris-
zauważył Syriusz, kilka minut później zaglądając przez ramię
Jamesowi.
-Super-
mruknął i zgniótł pergamin.
-Co
to miało być, tak właściwie?
-Ja
i Evans.
Black
wybuchnął serdecznym śmiechem i opuścił wzrok na Mapę. Filch
był u siebie, więc można było podrzucić parę łajnobomb na
trzecie piętro. Potter siedział osowiały, jego plan spalił na
panewce. Wiedział, że nie ma talentu artystycznego ale nie
wiedział, iż jest tak źle. Musiał wymyślić coś innego aby
poderwać Evans.
-Chodź
poprawimy Ci humor.-Syriusz podniósł się z kanapy. James posłał
mu pytające spojrzenie.
-Smarkerus
kręci się koło Wielkiej Sali.
Na
twarzy obydwu wykwitł ogromny uśmiech, ramię w ramię wyszli z
Pokoju Wspólnego.
★★★
-Jak
wyglądam?
-Jak
milion galeonów- przyznała z uśmiechem Lily. Tak też czuła się
Dorcas, przygładziła bluzkę i obciągnęła spódnicę, ostatni
raz zerknęła w lusterko. Było idealnie. Punkt osiemnasta zjawiła
się przed wejściem do Wielkiej Sali gdzie była umówiona z
Colinem. Przywitał ją jak zwykle pocałunkiem i tym swoim
czarującym uśmiechem, od którego Dorcas robiło się słabo. Podał
jej ramię i poprowadził na czwarte piętro do jednej z sal.
-Pani
przodem.
Otworzył
drzwi i przepuścił ją, dziewczyna oniemiała. Klasa nie
przypominała starej opuszczonej sali, wszystko było czyste i była
pewna, że spędził wiele czasu na doprowadzenie jej do takiego
stanu. W oknach wisiały nowe, błękitne zasłony a na podłodze
leżał biały puchaty dywan. Na środku pomieszczenia stał dębowy
stół przybrany śnieżnobiałym obrusem , pełen różnorodnych
potraw, między nimi można było dostrzec poukładane małe
bukieciki niebieskich chabrów. W rogu sali stała biała kanapa
przykryta jasno niebieskim kocem. Meadowes zaniemówiła wszystko
było takie wspaniałe. Colin uśmiechnął się pod nosem widząc
zachwyt dziewczyny, jednak rady przyjaciół co do wystroju były
bardzo trafne. Namęczył się nad przygotowaniem tego wszystkiego
ale liczył na sowitą nagrodę. Machnął różdżką a w rękach
pojawił się ogromny bukiet, który wręczył zaskoczonej Dorcas.
-Siadajmy,
bo wystygnie.
Podczas
posiłku rozmawiali o wszystkim co tylko się dało, o szkole,
przyjaciołach, przyszłości. Czas spędzony tak przyjemnie płynął
bardzo szybko zanim się obejrzeli zegar wskazywał godzinę
dziesiątą, czyli początek ciszy nocnej.
-Powinniśmy
już iść- zauważyła, kiedy przytuleni siedzieli na kanapie i
podziwiali granatowe niebo za oknem.
-Mam
coś jeszcze dla Ciebie.- Wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko i
podał je dziewczynie. Delikatnie zdjęła wieczko a jej oczom
ukazało się złote serduszko z maleńkim fioletowym diamencikiem z
prawej strony. Wydała jęk zachwytu i pocałował Puchona.
-Odwróć
się- powiedział, kiedy się od siebie oderwali. Dorcas posłusznie
odwróciła się i podniosła włosy aby ułatwić mu zadanie.
Przełożył łańcuszek i wprawnie zapiął, delikatnie całując
szyję Meadowes. Zadrżała na nieznajomą, aczkolwiek przyjemną,
pieszczotę. Zachęcony kontynuował pocałunki, prowadząc wędrówkę
po karku brunetki. Przestał i gwałtownie pociągnął ją aby po
chwili wpić się w jej usta. Był coraz bardziej zachłanny i
zaborczy. Całował ją z pasją, jego język penetrował zakamarki
jej ust a ona dzielnie oddawała pieszczotę. Zatraciła się
całkowicie w pocałunkach, opamiętanie przyszło gdy poczuła jak
siłuje się z guzikami jej bluzki. Delikatnie acz stanowczo go
odepchnęła. Spojrzał na nią nierozumiejącym wzrokiem. Odsunęła
się i poprawiła ubranie.
-Myślę,
że powinnam już iść- stwierdziła i wstała chcąc jak
najszybciej opuścić pomieszczenie.
-O
nie moja droga- odparł i również wstając złapał ją za rękę.-
Nie starałem się na darmo.
Popchnął
ją na łóżko i przygniótł swoim ciałem, ręce zaklinował w
silnym uścisku. Zaczął ją całować, lecz jedyne co teraz czuła
to odraza, wyrywała się i próbowała krzyczeć ale skutecznie jej
to utrudniał. Nie cackał się tylko jednym silnym pociągnięciem
rozerwał bluzkę, usłyszała jak guziki spadają na podłogę
delikatnie przy tym stukając. Mruknął z aprobatą widząc jędrne
piersi odziane w koronkowy biustonosz.
-Jak
mogłaś mi tego odmówić- westchnął i przejechał językiem po
jednej z nich. Lewą ręką błądził po ciele swojej ofiary
nieubłaganie zjeżdżając coraz bliżej ud. Podciągnął jej
spódnicę, wiedziała do czego dążył. Opadała z sił a
świadomość, że nic nie może zrobić ją przytłaczała. Po
starannie zrobionym makijażu zostały tylko rozmazane plamy, od łez,
które ściekały po twarzy dziewczyny.
-Przestań,
błagam- załkała i ostatkiem sił próbowała się wyrwać. Nie
mogła się poddać.
-Moja
mała, głupiutka Dorcas- pogłaskał ją po policzku i pocałował
brutalnie. Ugryzła go z całych sił w wargę. Jęknął i oderwał
się od dziewczyny, co skrzętnie wykorzystała i uciekła do drzwi,
szarpnęła z całych sił ale były zamknięte.
-Wracaj
tu- warknął i ruszył za Gryfonką. Złapał ją za włosy i
pociągnął w stronę łóżka, skoncentrowała się i z całych sił
kopnęła go w krocze. Jęknął i zaczął zwijać się z bólu.
Dopadła jego różdżki, którą zostawił na stole i wymierzyła w
blondyna.
-Nie
bądź głupia, Meadowes.
-Petryfikus
totalus- krzyknęła a chłopka upadł na ziemię. Otworzyła drzwi i
wybiegła na korytarz. Pędziła ile tchu w piersiach, bluzka
falowała, co i rusz odsłaniając bieliznę dziewczyny. Wpadła do
pierwszego miejsca, które napotkała po drodze, zatrzasnęła za
sobą drzwi opierając się o nie. Różdżka wypadła jej z ręki a
sama osunęła się na ziemię. Głośno załkała, gdyż adrenalina
powoli ustępowała pola strachowi. Dotknęła szyi, na której wciąż
był łańcuszek z serduszkiem, zerwała go zdecydowanym ruchem i
cisnęła w kont.
-Wynocha
stąd!- Podniosła zapłakane oczy na ducha.
-Marto-
jęknęła.
-Wynoś
się wstrętna dziewucho! Przyszłaś mnie drażnić.- Oskarżycielsko
wyciągnęła palec, który wbił się w nos Dorcas. Poczuła
nieprzyjemne zimno.
-Nie,
proszę pozwól mi zostać.
Duch
przyjrzał się dziewczynie, wydawała się być przygnębiona i te
jej ubranie w nieładzie. Pokręciła jeszcze głową i poprawiła
okulary.
-Możesz
zając ostatnią kabinę na prawo, nigdy jej nie lubiłam- obwieściła
dumnym głosem.
-Dziękuje-
odparła z wdzięcznością, nie miała teraz siły na nic. A w
dormitorium czekały na nią niewygodne pytania.
-Tylko
nie jęcz, strasznie mnie tym irytujesz- ostrzegła Jęcząca Marta.
Dorcas potulnie pokiwała głową i skierowała się, do wskazanej
przez martwą uczennicę, toalety.
★★★
CZYTAM=KOMENTUJĘ
Ten Colin to dupek. Szczerze to jak przeczytałam o tym romantycznym wystroju pokoju to coś mi nie pasowała, czułam że on będzie ją próbował ją zaciągnąć do łóżka. Byłam już taka spanikowana i myślałam że mu się uda a tu w ostatniej chwili taki wspaniały zwrot akcji.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny
Colin powinien dostać w dziób. Rozdział fajnie napisany, czekam na następny! :D
OdpowiedzUsuńColin!Brak mi na niego słów.Trzepnąć w pusty łeb i tyle.Co do reszty,to fantastycznie jak zwykle. :*
OdpowiedzUsuńColin to dupek. A i fajnie że dodałaś także Martę. :D
OdpowiedzUsuńlily-evans-i-james-potter.blogspot.com
Masakra ! Jak można być takim p*?@#^<:& egoistą ?! Skończony palant !! :'( Żeby nie wpadła w większe tarapaty przez tego kretyna ! Fajnie ,że pojawiła się Marta. Szczerze to o niej zapomniałam. Taki prezent na urodziny. Biedactwo :(
OdpowiedzUsuńCzytałaś Romea i Julie ostatnio , prawda ? Już tamten sen dał mi do myślenia , a niedawno , chyba w tamtym rozdziale była wzmianka o tytule =) James jest ... Dear Cupid,where f*ck are you ? KOCHANY,SŁODKI,KOCHANY,MIŁY,KOCHANY,WYROZUMIAŁY,KOCHANY,OPIEKUŃCZY,wspomniałam KOCHANY ? :D I pomyśleć ,że go nie lubiłam:D
James rysujący walentynkę, o rany XDDDDD no i wiedziałam że ten Colin to jakiś podejrzany jest! ~d
OdpowiedzUsuń15 stycznia urodziny? �� Dziwnym trafem moje wypadają tego samego dnia :)))))
OdpowiedzUsuńColin. Ma. Ode. Mnie. Po. Mordzie. Pozdrawiam
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń