środa, 29 października 2014

Rozdział 23: "Różdżka i kociołek."

Hej, moi ukochani czytelnicy!
Najpierw chciałam podziękować za komentarze Wam wszystkim i każdemu z osobna:) To bardzo motywuje do pisania. Witam nowych obserwatorów, ciesze się, że moje bazgroły podobają się coraz większej ilości osób:)
Co do Syriusza, naprawdę się staram, naprawdę! Tylko moja wena nie potrafi pracować na niego, tak intensywnie jak na Jamesa czy Remusa:( Ale będzie lepiej! A jak nie, to zawsze możecie dać mi porządnego kopa w tyłek, na pewno poskutkuje :D
Miłego czytania!
☆☆☆
Jak zwykle zrobił z niej pośmiewisko, jak zwykle musiał obwieścić całemu Hogwartowi, że ma urodziny. Pacan! Nie rozumiał, że ona woli kameralne spotkania, wystarczyła jej popularność przez jego umizgi. I jeszcze wybuchający tort! Nie dość, że ją ośmieszył, to w dodatku była cała umazana.
-Evans, poczekaj!
-Zostaw mnie!
-No Lily!
-Odwal się Potter!
Dobiegł do niej i złapał za rękę, odwróciła się i ze łzami w oczach wyrwała mu ją.
-Co znowu zrobiłem źle?
-Serio pytasz?- spytała z ironią. Pokiwał twierdząco głową.- Wszystko.
-Ale dlaczego? Zaśpiewaliśmy Ci tylko sto lat?
-No właśnie- wybuchła.- Wszyscy! Kiedy ty w końcu pojmiesz, że mi nie jest potrzebny rozgłos?! Nie możesz jak normalny człowiek podejść i złożyć mi życzenia, skoro już bardzo chcesz?! Musiałeś mnie uświnić tym ciastem?!
-Nie pomyślałem, że wybuchnie- przyznał.
-Bo ty nie myślisz!- warknęła.
-Przepraszam- odparł i spuścił głowę.
Prychnęła.
-Wsadź sobie, to swoje przepraszam.
Odwróciła się na pięcie i odeszła, ruszył za nią.
-Mam coś dla Ciebie.
-Obejdzie się- fuknęła, nawet się nie zatrzymując.
-No weź, to specjalnie dla Ciebie.
Zatrzymała się i posłała mu ponaglające spojrzenie. Zaczął nerwowo przeszukiwać kieszenie i wyciągnął małe pudełeczko. Spojrzała na nie podejrzliwie.
-Jak je otworze to nic mnie nie opluje?
Zaprzeczył.
-Ani nie wyskoczy nic na mnie?
Posłał jej ponaglające spojrzenie. Powoli otworzyła pudełko i odsunęła rękę, jak najdalej od siebie w obawie, że wydarzy się coś niespodziewanego, w końcu to prezent od Huncwota. Jednak gdy nic się nie stało, wyciągnęła z niego bransoletkę. Na zielonym rzemyku wisiały dwie zawieszki, położyła ją na dłoni i zaczęła się przyglądać.
-Różdżka i kociołek?
-Lubisz eliksiry i zaklęcia, myślałem, że Ci się spodoba bardziej, niż serduszko z naszymi inicjałami.
Uśmiechnął się i poczochrał włosy.
-Masz szczęście, jest piękna- przyznała. Zanim zorientowała się co robi wspięła się na palce i pocałowała szukającego w policzek.
-Dziękuję- szepnęła.
I odeszła.
-Może jednak dokupię Ci to serduszko?- zapytał, jednak nie doczekał się odpowiedzi.
James Potter jeszcze długo stał na korytarzu i trzymał się za miejsce, którego dotknęły usta Lily Evans.
★★★
Syriusz Black wstał najwcześniej ze wszystkich Huncwotów, co było nie lada wyczynem, w jego wykonaniu. Cała trójka towarzyszyła do późnych godzin nocnych Rogaczowi w opijaniu pierwszego „prawie pocałunku” z Lily Evans. Łapa zaczynał podejrzewać, że sposób Jamesa, czyli „napatrzenie się na Evans” i odkochanie w Rudej, wcale nie pomaga a jeszcze pogłębia uczucie do dziewczyny. Ale co ona mógł tam wiedzieć? On nigdy nie był zakochany i nie miał zamiaru przeżywać, czegoś takiego jak jego najlepszy przyjaciel. Ani tym bardziej go pouczać, w kwestii, w której nie mógł uznawać się za eksperta. Wolał zostać wolnym strzelcem. Pofatygował się do łazienki, aby doprowadzić do stanu używalności po libacji, o ile nie potrzebował dziewczyny o tyle pożądliwe spojrzenia bardzo mu pochlebiały. Kiedy wyglądał już idealnie postanowił budzić resztę. Bądź co bądź dochodziła pora obiadu.
Całą czwórką przemierzali korytarze zamku, James co chwila pokazywał mu nowe dziewczyny albo zatrzymywał się, aby zamienić z nimi dwa zdania. Z jedną nawet umówił się na randkę. W Wielkiej Sali usiedli koło grupki rozchichotanych Gryfonek, a nie jak zwykle naprzeciwko Evans, co jeszcze bardziej zbiło go z tropu. Na twarzach Remusa i Petera też malowało się zdziwienie.
-Mam randkę z tą małą- obwieścił zadowolony z siebie Potter, kiedy szli do Pokoju Wspólnego.
-A nie umówiłeś się, z Puchonką przed śniadaniem?- zauważył Remus.
-Też- odparł niezrażony.
-A co z Evans?- spytał Syriusz.
-Jaką Evans?
-Nie rób se jaj Rogaczu, Rudą Evans.- James spojrzał na niego nierozumiejącym wzrokiem.
-Tą Evans.- Brunet złapał głowę przyjaciela w ręce i odwrócił w stronę Lily, która parę stóp przed nimi szła z koleżankami.
-Przecież ja nie lubię rudych- stwierdził rozczochraniec, jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie.
Huncwoci otworzyli usta ze zdziwienia. Syriusz zakodował sobie, że sposób Rogacza na odkochanie jednak działa. Nie miał zamiaru się zakochiwać ale na wszelki wypadek, warto wiedzieć, co wtedy robić.
★★★
-Dziwne, że Potter jeszcze nie próbował się z Tobą umówić- zauważyła Rosario.
Lily wzruszyła ramionami i udała, że ją nie obeszła ignorancja okularnika. Z jednej strony cieszył ją spokój jaki miała, z drugiej brakowało jej natrętnego adoratora. Mimo, ze udawała obojętną na całą sytuacje to siedziała i tempo wpatrywała się w bransoletkę. Czy pocałunek w policzek wystarczył, aby Potter odczepił się od niej na dobre? A może znów coś kombinuje i chce, żeby to odbiło się właśnie na niej? Sama nie wiedziała co o tym sądzić. Próbowała się skupić na nauce, ale kiepsko jej to wychodziło. W końcu zdjęła prezent i poszła schować go do szkatułki, licząc, że to pozwoli jej myślom na chwilę odpocząć.
★★★
James Potter w ciągu kilku ostatnich dni umówił się z wieloma dziewczynami, Syriusz zastanawiał się, czy przyjaciel nie chce go wyprzedzić w miłosnych podbojach. Potem pomyślał, o wznowieniu zakładu ale stwierdził, że to raczej nie możliwe. Szukający natomiast uszczęśliwił swoim zachowaniem wiele damskich serc, a jeszcze więcej złamał, gdyż same sobie obiecywały za dużo. Patrząc na jego wytrwałe próby umówienia się z rudowłosą Prefekt, każda myślała, że to ona będzie lekiem na nieszczęśliwą miłość i długotrwałym zamiennikiem. Jakże się myliły. Sam zainteresowany czuł się nieswojo. Cały czas miał wrażenie, że czegoś mu brak a randki tylko powodują, że utwierdza się w tym przekonaniu. Czuł niedosyt a w każdej dziewczynie doszukiwał się sam nie wiedział czego, bo jak dotąd tego nie znalazł. Lily także coraz bardziej brakowało natręctwa Pottera, przyzwyczaiła się do „Evans, umów się ze mną!” każdego ranka. W czwartek biegł w jej stronę i machał ręką, udała, że go nie widzi i ostentacyjnie odwróciła głowę. Niech sobie nie myśli, że ona tylko czeka aż przypomni sobie o jej istnieniu. Jednak okularnik minął ją bez słowa i podszedł do jakiejś Krukonki, z którą wylewnie się przywitał. Odwróciła wzrok speszona i jak najszybciej uciekła do biblioteki, a noc spędziła na wpatrywaniu się w różdżkę i kociołek.
★★★
Na szkolnych błoniach leżał śnieg, którego poprzedniego dnia dobyło. Mimo pierwszych dni lutego, dzień trafił się słoneczny i ciepły. Osuszyła różdżką kamień nad brzegiem jeziorka i wyjęła szkicownik. Zaczęła rysować Bijącą Wierzbę na tle zaśnieżonego Zakazanego Lasu, w przeciwieństwie do innych drzew, nie było na niej ani jednego płatka śniegu, które skrzętnie zrzucała. Kiedy zaczęła szkicować świat przestał dla niej istnieć, dopiero delikatne szturchnięcie zwróciło uwagę dziewczyny. Widząc przybysza westchnęła i zamknęła zeszyt.
-Zgubiłeś się czy specjalnie przyszedłeś mi przeszkadzać?- spytała oschle.
-Alicjo, nie śmiałbym- odparł i uśmiechnął się.
-Świetnie- mruknęła i zaczęła zbierać się do odejścia.
-Poczekaj.- Złapał ją za rękę widząc to.
-Daj mi spokój- poprosiła odrobinę grzeczniej.
-Dlaczego?
-Bo tak.
-Bo tak, to nie jest odpowiedź.
-Dla kobiety wystarczająca- syknęła.
-Alicjo, proszę.
-O co znowu?- mruknęła.
-Daj nam szansę.
-To się nie uda- stwierdziła i zaczęła odchodzić.
-Nie dowiesz się dopóki nie spróbujesz- próbował ją przekonać.
-Frank- zaczęła i przystanęła patrząc mu prosto w oczy.- Nie mogę się z Tobą spotykać.
-Czemu?
-Po prostu nie mogę- odparła zirytowana.
Nie mogła mu wprost powiedzieć, że chodzi o Lily, gdyby zrobiła takie świństwo przyjaciółce to nie spojrzała by w lustro do końca życia, a ona bardzo lubiła podziwiać swoją urodę w zwierciadle. Próbowała go spławić ale on nie dawał za wygraną, zaczęła rozumieć irytację Evans w stosunku do zachowania Pottera, tylko że Ruda nie miała tak istotnych powodów, aby odmawiać okularnikowi. Po za jednym...
Cóż, serce nie sługa.
A miłości platoniczne zdarzają się częściej niż te odwzajemnione.
-Masz chłopaka?- wypalił.
-Nie.
-Spotykasz się z kimś?
-Nie.
-No to, o co chodzi?!
-Wolę dziewczyny- wybuchła i odeszła zostawiając osłupiałego Gryfona.
★★★
-Nie wiem co o tym myśleć, zachowuje się jakby mnie nie znał...
-Lily.
-Z drugiej strony, zawsze o to mi chodziło...
-Lily.
-Chociaż mam wrażenie, że on to robi specjalnie...
-Evans- warknął zirytowany. Spojrzała na niego pytającym wzrokiem.
-Od dwudziestu minut nawijasz non stop o Potterze- wytłumaczył. Zarumieniła się i spuściła wzrok.
-Przepraszam.
-Nie przepraszaj, tylko przestań- odparł łagodniej i dorzucił korzeń mandragory do kociołka. Kiedy śledziła Ślizgona jej spojrzenie automatycznie padło na bransoletkę. Zauważył to i zainteresował się błyskotką.
-Ładna- skomentował, przytaknęła w odpowiedzi. Wziął ozdobioną rękę dziewczyny i przyjrzał się jej.- Różdżka i kociołek hmmm zaklęcia i eliksiry. Idealna dla Ciebie, dziewczyny mają dobry gust- podsumował i uśmiechnął się.
-Tak, idealna- odparła, nie wyprowadzając go z błędu. Pewnie zirytowałby się, gdyby wiedział, że nosi prezent od Pottera i to tak idealny, jak sam zauważył.
-No dobra, to co tam pichcisz?- spytała chcąc odwrócić jego uwagę od bransoletki. Severus rozpromienił się i zaczął jej opowiadać o eliksirze, z uśmiechem na ustach go słuchała. Pozwoliło to jej odpocząć od nurtujących myśli, choć pobrzękiwanie stukających o siebie różdżki i kociołka sprawiało, że nie zapomniała o nich całkowicie.
★★★
Siedząc w Pokoju Wspólnym obserwował przedstawicielki płci przeciwnej, jego wzrok padł na długonogą blondynkę, przeglądała pismo o Quidditchu. Niewiele myśląc podniósł się i opadł na kanapę obok niej.
-Hej Jim- przywitała się.
-Hej – zamyślił się, a w jego głowie uformowała się odpowiedź.- Rose- dokończył.
-Co tam?
-Tak sobie myślę, czy nie umówiłabyś się ze mną?
Parsknęła śmiechem.
-Najadłeś się czegoś?
-Nie rozumiem.
-Jim nie mów, że przyszedłeś mnie poderwać- odparła i ponownie się zaśmiała. Teraz i jemu wydawało się to głupie, więc przyłączył się do niej.
-Ros, masz mój podręcznik do transmutacji?
-Pod poduszką, Lil.
James spojrzał na Lily, to o tej dziewczynie mówił mu Syriusz.
-A ty się ze mną umówisz?
-Zapomnij- odparła. Zabolało ją, że Potter próbował umówić się z Rosi, o ile obce dziewczyny ignorowała, o tyle jej najlepsza przyjaciółka w roli „ukochanej” Rogacza nie odpowiadała jej w ogóle.
Brunet nagle złapał się za głowę i syknął z bólu. Albertini poderwała się i klęknęła przy okularniku. Lily patrzyła na nich wystraszonym wzrokiem.
-James?
-Boli- jęknął.
-Co cię boli?- spytała. Jednak nie odpowiedział jej, stracił przytomność.
★★★

Stara prawda głosi: Jak CZYTAMY to KOMENTUJEMY

wtorek, 14 października 2014

Rozdział 22: "Dotknij mnie."

Skoro już leżę ledwo żywa w łóżku mogę ten czas produktywnie wykorzystać. Oto nowa notka:)
Dziękuję za komentarze:)
Wasza pociągająca nosem Rogata:)
☆☆☆
Uczniowie wylegiwali się w dormitoriach lub Pokoju Wspólnym, gdyż na dworze było jeszcze za zimno ale niektórzy decydowali się na orzeźwiający spacer. Profesor Bonnington właśnie kończył sprawdzać zadania, które polegały na odczytaniu Starożytny Run, zadał je na poprzednich zajęciach. Za niecałe pięć miesięcy odchodził na zasłużoną i długo oczekiwaną emeryturę, uczniowie też pewnie na to czekali, na sama myśl o tym uśmiechnął się. W tym samym czasie młoda i surowa nauczycielka, która miała dopiero kilka lat nauczania na swoim koncie Minerwa McGonagall siedziała sztywno w swoim gabinecie i stawiała kolejne „N” na wypracowaniu piątoklasistów.
-Nieuki, a zaraz maja SUM-y- mruczała. Zdjęła okulary i przetarła oczy, podeszła do okna, zobaczyła kilkoro uczniów, którzy już nie mogli doczekać się wiosny i mimo zimnego wiatru usiedli na brzegu jeziora. Martwiła się. Kiedy zobaczyła pierwszy kawał nie wiedziała, że to zapowiadało początek czegoś trwałego, teraz zdawała sobie sprawę, że jeszcze przez następne dwa lat nie będzie spokojnie. Od świąt Bożego Narodzenia nie było ich żadnego wygłupu, no może, Filch przyszedł i choć nie miał dowodów uparcie twierdził, że to oni zaatakowali go łajnobombami. Co chwilę dostawała wiadomości o wybuchach, zalanych korytarzach czy po przewieszanych portretach, które skarżyły się na zmianę miejsca, ale to były małe przewinienia. To oczywiste, że coś planowali tylko ona nie mogła ich w żaden sposób powstrzymać.
Istotnie James i Peter szli tajemnym przejściem do lochów aby znaleźć się w Pokoju Wspólnym Ślizgonów. Wszystko co potrzebne do ich nowego kawału mieli obmyślone i teraz pozostało im tylko czekać na odpowiednią porę, aby zakraść się do nich niepostrzeżenie.
★★★
Szybkim krokiem przemierzała korytarze zamku, nie zwracała uwagę gdzie idzie, gdyż podświadomość prowadziła ją z przyzwyczajenia do wieży. Jej myśli krążyły wokół wydarzeń z urodzin. Dziewczyny były rozczarowane gdy zbyła je tłumaczeniem, że się pokłócili i zerwali, nie chciała aby ktoś znał prawdę. Do dziś budziła się w nocy zalana potem, do dziś czuła na sobie jego dotyk choć spędziła wiele godzin na szorowaniu ciała. Cały czas uczyła się albo czytała, robiła wszystko aby odciągnąć myśli od felernego wieczoru. Jedyne z czego mogła się cieszyć, że nie doszło do czegoś więcej. Wzdrygnęła się i poruszyła głową jakby chciała wyrzucić z głowy nieprzyjemne wspomnienia.
-Dorcas!
Zamarła. Ten głos poznałaby wszędzie, prześladował ją co noc w koszmarach. Przyspieszyła kroku, jednak słyszała, że on zrobił to samo. Prawie biegnąc znalazła się przy schodach, które jak na złość postanowiły się przemieścić. Rozejrzała się, ale nie było drogi ucieczki.
-Dorcas.
-Daj mi spokój!
-Chcę porozmawiać.
-Nie mamy o czym, idź stąd, bo zacznę krzyczeć!- ostrzegła.
-Daj wytłumaczyć.
-Wynoś się! Jeśli jeszcze raz zbliżysz się choć na stopę wszystko powiem Dumbledorowi- zagroziła. Jej serce waliło jak oszalałe, była wystraszona i marzyła żeby znaleźć się w dormitorium.
-Nie masz serduszka- zauważył. Natychmiast zakryła ręką szyję w obawie, że zachęci go do czegokolwiek.
-Wyrzuciłam.
Pokiwał głową jakby wszystko rozumiał.
-Wybaczysz mi kiedyś?
-Nie- odparła z mocą.
-Jakiś problem?
Odetchnęła z ulgą.
-Nie wtrącaj się, Black- mruknął Colin i wbił spojrzenie w Dorcas.
-Wszystko w porządku?- zignorował blondyna i podszedł do Meadowes. Wiedział, że zerwali. Nie znał szczegółów ale nie były istotne, przynajmniej dla niego. A dziewczyna wyglądała jakby nie miała ochoty rozmawiać z Puchonem i zaraz miałaby się rozpłakać choć udawała, że jest inaczej.
-Tak.
-Idziemy do wieży?- Pokiwała głową i odeszła z brunetem. Nie rozmawiali po drodze, ale czuł, ze nie chce zostać sama, że potrzebuje kogoś kto odprowadzi ją do samego dormitorium. Więc trwał przy niej aż przeszli przez portret Grubej Damy. Wyszeptała ciche podziękowania i zniknęła. Syriusz odszedł do swojego dormitorium, chwycił Mapę i wraz z Remusem poszli w umówione miejsce. Mieli kawał do wywinięcia.
★★★
-Peter! Zostaw mój rękaw.
-Ale to nie ja.
-Cichooooo.
-Dobra Remusku.
-Jim nie jestem Remuskiem.
-A ja nie jestem Jimem.
-Zamknąć się.
-Sam się zamknij, Black.
-Czemu wkładasz mi palec do nosa?
-Weź ten łokieć.
-Zaraz zgubie okulary!
-Żebyś rozumu nie zgubił.
-Ciiiiii.
-Nie cichaj na mnie.
-Chłopaki tam.
-Nie ziewaj, mamy misję.- James trącił łokciem Remusa myśląc, że to Peter.
-Jeszcze nas połknie- roześmiał się Syriusz.
Uwijali się jak najszybciej i starannie żeby niczego nie pominąć, a eliksir słodkiego snu bardzo pomógł im w wykonaniu zadania. Całą czwórką zgromadzili się w Pokoju Wspólnym Ślizgonów.
-Wszystkie?
-Tak.
-Na pewno?
-Tak, Luniu.
-To spadamy.
Narzucili na siebie pelerynę niewidkę i odeszli.
*
Na śniadanie uczniowie przychodzili większymi lub mniejszymi grupkami. Każdy zajmował swoje stałe miejsce aby posilić się przed dnie pełnym zajęć. Można było usłyszeć ciche rozmowy lub głośne przekomarzania, tego dnia uwagę wszystkich przykuwała ogromna ilość wszelkiego rodzaju bielizny zarówno damskiej jak i męskiej wiszącej pod sufitem w Wielkiej Sali. Profesor Slughorn przyglądał się z niepokojem na stół domu, którego był wychowawcą i spojrzał na zegarek. Szybko domyślił się, że ubrania pochodzą z szaf jego podopiecznych. Dojadł ostatnie kęsy pancakesa z syropem klonowym i żwawym krokiem skierował się w stronę lochów. Albus Dumbledore odprowadził wzrokiem Horacego, potem przeniósł spojrzenie na stół, przy którym zasiadała czwórka chłopców. Jak zwykle śmiali się najgłośniej a otoczeni byli wianuszkiem dziewcząt i kilkoma chłopcami. Był pewien, że to ich sprawka, zastanawiał się tylko jak udało im się dostać do komnat Ślizgonów. Przeczesał zakamarki swojej pamięci ale nie przypomniał sobie żadnego tajemnego przejścia, Salazar Slytherin bardzo bronił prywatności swoich domowników. Chcąc nie chcąc dopił poranną kawę i machnął różdżką, bielizna zniknęła. Usłyszał jęk zawodu, nie mógł pozwolić aby sprawcy nie zostali ukarani, domyślał się, że zarówno Horacy jak i jego wychowankowie będą domagać się kary dla sprawcy całego zamieszania. Kiedy już wybierał się do Huncwotów, zobaczył jak Minerwa szybki krokiem zmierza w stronę stołu Gryfonów. Ukaranie żartownisiów zostawił swojej prawej ręce i powolnym krokiem poszedł do Pokoju Wspólnego Ślizgonów aby sprawdzić jak idzie Slughornowi.
★★★
-Po dwadzieścia punktów, za każdego z was. I dwutygodniowy szlaban.- Odwróciła się z zamiarem odejścia.
-Ale nie ma Pani dowodów, że to my- zaprotestował Potter. Mruknęła z niezadowoleniem.
-Jeśli przyprowadzicie osobę odpowiedzialną za ten dowcip anuluje wam karę, a teraz na zajęcia!
Huncwoci westchnęli ze zrezygnowaniem, wiadomo było, że nikt nie zgodzi się na odbębnienie za nich szlabanu, jednak stwierdzili, że warto. Mieli pewne zdjęcia, które mogły im się przydać.
★★★
Dorcas siedziała w Pokoju Wspólnym i starała się przetransmutować książkę w krzesło. Ta dziedzina magii nigdy nie była dla niej łatwa a przemiana mniejszych przedmiotów w większe była trudniejsza niż odwrotnie.
-Inkense meditum- wypowiedziała i wykonała skomplikowany ruch ręką. Jednak na podłodze dalej leżała książka do transmutacji. Westchnęła i spróbowała ponownie. Przyglądał się jej poczynaniom z zaciekawieniem, bawiła go determinacja dziewczyny.
-Źle ruszasz ręką- powiedział siadając koło niej.
-Wielkie dzięki za cenną radę- prychnęła.
-Oj nie złość się. Złość piękności szkodzi a Tobie niewiele jej zostało.
-Bujaj się, Black- fuknęła, chwyciła książkę i skierowała w stronę schodów.
-Nie gniewaj się! Wróć, pomogę Ci.
-Obejdzie się, poproszę Jamesa.
-Ma trening.
-To Remusa.
-Ma korepetycje z trzecioklasistą. A McGonagall będzie to sprawdzać jutro.- Uśmiechnął się złośliwie.
-To pójdę do Lily.
-Evans jest dobra w zaklęciach i eliksirach. Wiesz dobrze, że tylko JA mogę Ci pomóc.
-Wolę już Trolla.
-Nie dopuści Cię do SUMów- stwierdził i poklepał miejsce na kanapie obok siebie.
-A nie będziesz się ze mnie wyśmiewał?
-Nie.
-No dobra- mruknęła i usiadła naprzeciwko niego. Położyła książkę na podłodze i spojrzała na Blacka, zachęcił ją gestem. Wypowiedziała zaklęcie i machnęła różdżką, nic się nie wydarzyło. Pokazał jej ruch i ponownie powtórzyła. Książka ani drgnęła. Syriusz wykonał ruch ręką z magicznym patykiem i w miejscu książki pojawiło się piękne krzesło.
-Miałeś pomóc a nie się popisywać- burknęła z zazdrością.
-No już, już.- Pokazał jej ponownie ruch różdżką, powtórzyła.- Spróbuj.
Machnęła jednak nic się nie wydarzyło, westchnęła z rezygnacją. Pokręcił głową i złapał jej rękę, którą czarowała. Dziewczyna zesztywniała i spięła się, zauważył to, jednak nie puścił jej i delikatnie poprowadził jej dłoń. Nie wytrzymała jego dotyku i wyrwała się. Szybko poderwała się z kanapy i chwyciła książkę leżącą na dywanie.
-Dziękuje, muszę iść- odparła i potykając się z pośpiechu wbiegła po schodach. Syriusz przyglądał się temu ze zdziwieniem. Obejrzał swoją rękę ale nie wyglądała jakoś inaczej.
-Co robisz?
-Dotknij mnie.
-Co?!- krzyknął zaszokowany James. Black niewiele myśląc złapał go za dłoń.
-Słuchaj, jak potrzebujesz dotyku, to załatwimy Ci jakąś panienkę.
-Poczułeś coś?- Potter przecząco pokręcił głową. Syriusz zamyślił się i popatrzył na schody do dormitoriów dziewcząt. Co Ci jest, Meadowes? Przemknęło mu przez myśl.
★★★
-Wstawaj!- Słodki głosik Alicji obudził ją. Rudowłosa otworzyła oczy i zobaczyła szatynkę, która siedziała na niej okrakiem. Z wielkim uśmiechem na twarzy obdarowała ją soczystym buziakiem w policzek i wszystkie trzy zaśpiewały jej „Sto lat”.
-Łazienka jest dla Ciebie.- Rosario skłoniła się w nadwornym geście, Lily roześmiała się i poprosiła aby na nią zaczekały. Po śniadaniu udały się na zielarstwo, Profesor Sprout opowiadała im o skrzelozielu. Lily wraz z przyjaciółkami popatrzyły po sobie na ohydnie wyglądającą roślinę. Żadna z nich nie chciałaby tego zjeść.
-Skrzeloziele pozwala przybywać około 60 minut pod wodą, po jego spożyciu za uszami człowieka pojawiają się skrzela a między palcami rośnie błona- dyktowała profesor.
Lekcje mijały zadziwiająco szybko i bez problemów co bardzo zdziwiło panią prefekt. Ostatnie były zaklęcia, uczniowie weszli do sali, która wyglądem przypominała mugolską aulę, w związku z tym, że znajdowała się w jednej z mniejszych wież zamku miała kształt kolisty. Lily, Dorcas i Remus usiedli na samym dole bardzo blisko katedry nauczyciela, natomiast Rosario i Alicja nieco wyżej aby nie kusić profesora Flitwicka, James i Syriusz wybrali najwyższy rząd najdalej od nauczyciela.
-Miałeś o niej zapomnieć.- Syriusz szturchnął przyjaciela, który od dobrych dwudziestu minut wpatrywał się w Lily.
-Miało mi samo przejść, tak mówił Remus- zauważył Potter.
-Ale jakoś nie widzę abyś ty się starał, żeby Ci przeszło.
-Bo tak sobie pomyślałem, że jak się tak na nią napatrzę na zaś to potem już nie będę patrzył.
Syriusz zamyślił się i przyznał rację szukającemu, to miało sens. Pozwolił pogapić się jeszcze brunetowi piętnaście minut na Evans, potem zaczęło mu się zwyczajnie nudzić i postanowił, że Jamesowi starczy tego dobrego i zajął go rozmową. Żartowali i śmiali się co nie umknęło uwadze Lily, która zmierzyła ich surowym spojrzeniem. Filius Flitwick obwieścił wyczekiwany koniec zajęć i zarządził napisanie eseju jako pracę domową.
Evans siedziała na kolacji i nerwowo rozglądała się po całej sali, jednak nic nie wskazywało na to, że ma coś się wydarzyć. Spojrzała po twarzach uczniów, którzy w spokoju jedli. Odetchnęła i uśmiechnęła się pod nosem. W końcu Potter zapomniał o jej urodzinach, jednak....
-Szanowni koledzy i koleżanki.- Głos Jamesa Pottera rozniósł się po Wielkiej Sali, Lily zesztywniała.- Mam zaszczyt ogłosić, że dziś szesnaście lat kończy nasza ulubiona Pani Prefekt Lily Evans.
Wszystkie głowy zwróciły się w stronę Gryfonki, na której policzkach wykwitły dorodne rumieńce.
-A teraz wszyscy razem! Sto lat, Sto lat- zaintonował rozczochraniec. Wszyscy zaczęli śpiewać, no może oprócz Ślizgonów, którzy nie tolerowali osób pokroju Lily. Nawet McGonagall śpiewała a Slughorn podszedł i osoboscie złożył życzenia swojej ulubionej uczennicy.
-No Evans, dmuchaj.- Brunet podetknął jej pod nos tort z szesnastoma świeczkami w kształcie różdżek. Popatrzyła po przyjaciółkach i pomyślała, że chciałaby żeby ich przyjaźń przetrwała wszystko. Potem przeniosła wzrok na szczerzącego się Pottera z ciastem w rękach.
Zdmuchnęła świeczki.
★★★

CZYTAM=KOMENTUJĘ

poniedziałek, 6 października 2014

Rozdział 21: "Zamknięte drzwi."

Siedziała przed toaletką i rozczesywała włosy. W lusterku widziała szczęśliwą już szesnastolatkę, gdyż to właśnie piętnastego stycznia wypadały jej urodziny. Spojrzała przelotnie na łóżko z piętrzącymi się na nim prezentami, były prawie wszystkie. Westchnęła z zadowolenia i skończyła szczotkowanie, poprawiła kołnierzyk koszuli i mocniej ściągnęła węzeł krawatu. Dziewczyn już nie było, ich zwyczajem gdy któraś miała urodziny reszta wstawała wcześniej aby jubilatka mogła swobodnie skorzystać z porannej toalety. Chwyciła torbę i udała się na śniadanie.
-Wszystkiego najlepszego, Meadowes- krzyknął.
-Dzięki, Black- odparła i usiadła na przeciw niego. Po chwili dołączył do nich Puchon, wepchnął się między nią a Lily.
-Wszystkiego najlepszego, księżniczko- mruknął jej do ucha i ucałował w usta. Jej policzki przybrały kolor dorodnej wiśni.- Prezent wieczorem- dorzucił i odszedł do swojego stołu. Posłała dziewczynom rozmarzony uśmiech. Na co wszystkie trzy parsknęły śmiechem.
★★★
Madlen Sevigny odziana w purpurową szatę przemierzała korytarz Hogwartu. Spojrzała na złoty zegarek, który kołysał się jej na zbyt małym nadgarstku, była spóźniona. Zobaczyła spory tłum uczniów zgromadzony przed salą do Obrony Przed Czarnymi Mocami, przepchnęła się i dopadła drzwi. Rozmowy ucichły wiadomo było, że nie toleruje ona braku dyscypliny. Nacisnęła klamkę jednak drzwi nie otworzyły się, wyciągnęła różdżkę i mruknęła zaklęcie, zamek zgrzytnął jednak ani drgnęły. Poddenerwowana profesor zaserwowała długą litanię zaklęć otwierających jednak i to nie pomogło. Nad głowami zgromadzonych osób przeleciał Irytek złośliwie rechocząc, wiadomo było, że zablokowane drzwi to jego sprawka. Huncwoci pokazali mu podniesione kciuki jako aprobatę. Poltergeist pokazał język siłującej się Sevigny i odleciał głośno przeklinając. Gdy nauczycielka rozważała już wysadzenie wpadła na pomysł, aby posłać po samego dyrektora. Dumbledore zjawił się kilka minut później i z uwagą wysłuchał, jak młoda pani profesor żywo gestykulując tłumaczy, że na jej klasę na pewno zostało rzucone czarnoksięskie zaklęcie.
-Droga Madlen, pozwól że się przyjrzę- odparł ze spokojem i zmierzył uważnym spojrzeniem znad okularów- połówek drzwi, wetknął różdżkę w dziurkę od klucza i wyciągnął ogromną kulkę ulepioną z balonówek Drooblego, Uczniowie zachichotali, Dumbledore próbował powstrzymać uśmiech, kiedy bez problemu otworzył drzwi.
-Oh dziękuję Ci Albusie, naprawdę jednak uważam, że ta sala powinna zostać sprawdzona.
Dyrektor machnął różdżką kilkakrotnie i odszedł pozostawiając profesor samą sobie. Francuzka przeszła pierwsza przez próg i rozejrzała się po sali jakby obawiała się, że nagle zostanie zaatakowana, po niej do klasy zaczęli wchodzić uczniowie i zajmować swoje stałe miejsca. Zaczął się długi i nudny wykład na temat zaklęć atakujących, dopiero od połowy lutego mieli zapowiedziane, że zajmą się praktyką jednak nikt nie wierzył, że do tego dojdzie.
★★★
Siedział na fotelu i zawzięcie coś rysował. Co chwilę mierzwił włosy i poprawiał okulary, które zjeżdżały mu na czubek prostego nosa. Wystawił delikatnie koniuszek języka, nie zwracał uwagi na grupki dziewczyn, które przyglądały mu się z zachwytem. Większość z nich nigdy z nim nie rozmawiała, nawet nie mówili sobie cześć, ale był przystojny, wysportowany i popularny. To wystarczyło alby chcieć się z nim umówić. Bo która by nie chciała mieć takiego chłopka, prawda? Chłopaka, którego zazdrościła by jej cała szkoła. Jedne z nich marzyły, że spojrzy na nie chociaż by przelotnie, drugie, te odważniejsze liczyły, że do nich podejdzie. Prawda była taka, że był tak pochłonięty pracą, że nie zauważył kiedy usiadła koło niego. Jego adoratorki warknęły po cichu z niezadowolenia.
-James, co robisz?
-O cześć, rysuję- odparł.
-Pokaż.- Próbowała odebrać mu pergamin, ale nie wygrała z refleksem szukającego.
Zmierzyła go spojrzeniem. Westchnął i podał jej kartkę. Przyjrzała się uważnie. Zobaczyła jeden wielki bazgroł, który nie przypominał niczego konkretnego. Odwróciła kartkę do góry nogami ale to również nie pomogło.
-I jak?
-Tak właściwie, to co to ma być?
-Walentynka- obruszył się i zabrał jej swój rysunek.
-Przecież to dopiero za miesiąc- zdziwiła się.
-To co? Chce żeby była idealna- burknął.
-I myślisz, że to coś poruszy serce Lily?
Pokiwał z entuzjazmem głową.
-Wymyśl coś innego- poradziła i wstała.
-Ros, ale co?
-Nie wiem, pogadaj z Alicją ona ładnie rysuje.
-Nie. Tak będzie idealnie.
Wzruszyła ramionami i odeszła w stronę schodów prowadzących do sypialni dziewcząt, odprowadzona zazdrosnymi spojrzeniami, tych którym nigdy nie dane będzie porozmawiać z Jamesem Potterem.
-Wygląda jak gacie Smarka pomieszane z wyliniałym futrem Pani Norris- zauważył Syriusz, kilka minut później zaglądając przez ramię Jamesowi.
-Super- mruknął i zgniótł pergamin.
-Co to miało być, tak właściwie?
-Ja i Evans.
Black wybuchnął serdecznym śmiechem i opuścił wzrok na Mapę. Filch był u siebie, więc można było podrzucić parę łajnobomb na trzecie piętro. Potter siedział osowiały, jego plan spalił na panewce. Wiedział, że nie ma talentu artystycznego ale nie wiedział, iż jest tak źle. Musiał wymyślić coś innego aby poderwać Evans.
-Chodź poprawimy Ci humor.-Syriusz podniósł się z kanapy. James posłał mu pytające spojrzenie.
-Smarkerus kręci się koło Wielkiej Sali.
Na twarzy obydwu wykwitł ogromny uśmiech, ramię w ramię wyszli z Pokoju Wspólnego.
★★★
-Jak wyglądam?
-Jak milion galeonów- przyznała z uśmiechem Lily. Tak też czuła się Dorcas, przygładziła bluzkę i obciągnęła spódnicę, ostatni raz zerknęła w lusterko. Było idealnie. Punkt osiemnasta zjawiła się przed wejściem do Wielkiej Sali gdzie była umówiona z Colinem. Przywitał ją jak zwykle pocałunkiem i tym swoim czarującym uśmiechem, od którego Dorcas robiło się słabo. Podał jej ramię i poprowadził na czwarte piętro do jednej z sal.
-Pani przodem.
Otworzył drzwi i przepuścił ją, dziewczyna oniemiała. Klasa nie przypominała starej opuszczonej sali, wszystko było czyste i była pewna, że spędził wiele czasu na doprowadzenie jej do takiego stanu. W oknach wisiały nowe, błękitne zasłony a na podłodze leżał biały puchaty dywan. Na środku pomieszczenia stał dębowy stół przybrany śnieżnobiałym obrusem , pełen różnorodnych potraw, między nimi można było dostrzec poukładane małe bukieciki niebieskich chabrów. W rogu sali stała biała kanapa przykryta jasno niebieskim kocem. Meadowes zaniemówiła wszystko było takie wspaniałe. Colin uśmiechnął się pod nosem widząc zachwyt dziewczyny, jednak rady przyjaciół co do wystroju były bardzo trafne. Namęczył się nad przygotowaniem tego wszystkiego ale liczył na sowitą nagrodę. Machnął różdżką a w rękach pojawił się ogromny bukiet, który wręczył zaskoczonej Dorcas.
-Siadajmy, bo wystygnie.
Podczas posiłku rozmawiali o wszystkim co tylko się dało, o szkole, przyjaciołach, przyszłości. Czas spędzony tak przyjemnie płynął bardzo szybko zanim się obejrzeli zegar wskazywał godzinę dziesiątą, czyli początek ciszy nocnej.
-Powinniśmy już iść- zauważyła, kiedy przytuleni siedzieli na kanapie i podziwiali granatowe niebo za oknem.
-Mam coś jeszcze dla Ciebie.- Wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko i podał je dziewczynie. Delikatnie zdjęła wieczko a jej oczom ukazało się złote serduszko z maleńkim fioletowym diamencikiem z prawej strony. Wydała jęk zachwytu i pocałował Puchona.
-Odwróć się- powiedział, kiedy się od siebie oderwali. Dorcas posłusznie odwróciła się i podniosła włosy aby ułatwić mu zadanie. Przełożył łańcuszek i wprawnie zapiął, delikatnie całując szyję Meadowes. Zadrżała na nieznajomą, aczkolwiek przyjemną, pieszczotę. Zachęcony kontynuował pocałunki, prowadząc wędrówkę po karku brunetki. Przestał i gwałtownie pociągnął ją aby po chwili wpić się w jej usta. Był coraz bardziej zachłanny i zaborczy. Całował ją z pasją, jego język penetrował zakamarki jej ust a ona dzielnie oddawała pieszczotę. Zatraciła się całkowicie w pocałunkach, opamiętanie przyszło gdy poczuła jak siłuje się z guzikami jej bluzki. Delikatnie acz stanowczo go odepchnęła. Spojrzał na nią nierozumiejącym wzrokiem. Odsunęła się i poprawiła ubranie.
-Myślę, że powinnam już iść- stwierdziła i wstała chcąc jak najszybciej opuścić pomieszczenie.
-O nie moja droga- odparł i również wstając złapał ją za rękę.- Nie starałem się na darmo.
Popchnął ją na łóżko i przygniótł swoim ciałem, ręce zaklinował w silnym uścisku. Zaczął ją całować, lecz jedyne co teraz czuła to odraza, wyrywała się i próbowała krzyczeć ale skutecznie jej to utrudniał. Nie cackał się tylko jednym silnym pociągnięciem rozerwał bluzkę, usłyszała jak guziki spadają na podłogę delikatnie przy tym stukając. Mruknął z aprobatą widząc jędrne piersi odziane w koronkowy biustonosz.
-Jak mogłaś mi tego odmówić- westchnął i przejechał językiem po jednej z nich. Lewą ręką błądził po ciele swojej ofiary nieubłaganie zjeżdżając coraz bliżej ud. Podciągnął jej spódnicę, wiedziała do czego dążył. Opadała z sił a świadomość, że nic nie może zrobić ją przytłaczała. Po starannie zrobionym makijażu zostały tylko rozmazane plamy, od łez, które ściekały po twarzy dziewczyny.
-Przestań, błagam- załkała i ostatkiem sił próbowała się wyrwać. Nie mogła się poddać.
-Moja mała, głupiutka Dorcas- pogłaskał ją po policzku i pocałował brutalnie. Ugryzła go z całych sił w wargę. Jęknął i oderwał się od dziewczyny, co skrzętnie wykorzystała i uciekła do drzwi, szarpnęła z całych sił ale były zamknięte.
-Wracaj tu- warknął i ruszył za Gryfonką. Złapał ją za włosy i pociągnął w stronę łóżka, skoncentrowała się i z całych sił kopnęła go w krocze. Jęknął i zaczął zwijać się z bólu. Dopadła jego różdżki, którą zostawił na stole i wymierzyła w blondyna.
-Nie bądź głupia, Meadowes.
-Petryfikus totalus- krzyknęła a chłopka upadł na ziemię. Otworzyła drzwi i wybiegła na korytarz. Pędziła ile tchu w piersiach, bluzka falowała, co i rusz odsłaniając bieliznę dziewczyny. Wpadła do pierwszego miejsca, które napotkała po drodze, zatrzasnęła za sobą drzwi opierając się o nie. Różdżka wypadła jej z ręki a sama osunęła się na ziemię. Głośno załkała, gdyż adrenalina powoli ustępowała pola strachowi. Dotknęła szyi, na której wciąż był łańcuszek z serduszkiem, zerwała go zdecydowanym ruchem i cisnęła w kont.
-Wynocha stąd!- Podniosła zapłakane oczy na ducha.
-Marto- jęknęła.
-Wynoś się wstrętna dziewucho! Przyszłaś mnie drażnić.- Oskarżycielsko wyciągnęła palec, który wbił się w nos Dorcas. Poczuła nieprzyjemne zimno.
-Nie, proszę pozwól mi zostać.
Duch przyjrzał się dziewczynie, wydawała się być przygnębiona i te jej ubranie w nieładzie. Pokręciła jeszcze głową i poprawiła okulary.
-Możesz zając ostatnią kabinę na prawo, nigdy jej nie lubiłam- obwieściła dumnym głosem.
-Dziękuje- odparła z wdzięcznością, nie miała teraz siły na nic. A w dormitorium czekały na nią niewygodne pytania.
-Tylko nie jęcz, strasznie mnie tym irytujesz- ostrzegła Jęcząca Marta. Dorcas potulnie pokiwała głową i skierowała się, do wskazanej przez martwą uczennicę, toalety.
★★★

CZYTAM=KOMENTUJĘ